Gdy słyszę hasła typu: Polska tylko dla Polaków, to jestem pewna, że autorzy tych haseł oraz ci, którzy je głoszą nie znają historii...
Przecież w każdym niemal miasteczku, wsi, osadzie mieszkali obok siebie i razem gospodarzyli Polacy, Żydzi, Niemcy, Romowie - rozmaite mieszanki narodowości. Nie było też chyba rodziny, która wśród swych przodków nie miała domieszki "obcej" krwi.
Dlaczego dziś akurat o tym? Z dwóch powodów: 29 kwietnia obchodzony jest Dzień Pamięci Żydów, a drugi powód to moje odkrycie w Inowrocławiu miejsc pamięci o Żydach zamieszkujących miasto od najwcześniejszych dziejów do II wojny.
Na zdjęciach powyżej reprodukcje zdjęć synagogi, która istniała u zbiegu ulic Solankowej i Grodzkiej, jej wygląd po zburzeniu w 1939 roku oraz skwer, na którym umieszczono tablicę pamiątkową.
Żydzi zamieszkiwali miasto od XIV wieku, wywierając znaczący wpływ na gospodarkę i kulturę. Wybudowali piękną i okazałą synagogę, która należała do najwspanialszych w Europie. Mieli swój cmentarz, wznosili kamienice, zakłady lecznicze, zajmowali się handlem, budowali fabryki.
Największe zasługi dla rozwoju miasta miała rodzina Levy’ch, zwłaszcza Michael, żyjący w latach 1808-1879, uważany za pioniera industrializacji Kujaw zachodnich.
Świetność obywateli pochodzenia żydowskiego zakończyła się wraz z wybuchem II wojny. Hitlerowcy wymordowali większość Żydów, zburzyli synagogę, sprofanowali żydowskie cmentarze, a macewy wykorzystywali jako płyty chodnikowe.
Staraniem m.in. miłośników historii miasta utworzono na cmentarzu komunalnym MIEJSCE PAMIĘCI, gromadzące ostatnie pamiątki po żydowskich cmentarzach.
Na odnalezionych fragmentach macew można jeszcze odczytać napisy, także po hebrajsku. Miejsce wkomponowane w architekturę cmentarza nie jest na szczęście kolejnym pompatycznym pomnikiem ku czci, a raczej hołdem pamięci dla tych, którzy mieli znaczący wpływ na historię naszego miasta.
Strony
▼
czwartek, 28 kwietnia 2016
wtorek, 26 kwietnia 2016
Z inspiracji przyrody...
Po deszczu
pachnie wiosną i ziemią
zieleń traw
mężnie struny pręży.
Po deszczu
za moimi plecami
rozgościł się
łuk tęczy.
Kto obłoki białe
tak gna po
sinym niebie,
jak stada dzikich
koni?
Czemu wicher
okrutny
sam odpocząć
nie chce
i drzewom spokoju
broni?
Kto strumykom
moc taką daje
że rzekami nagle
wzbierają,
a biel szczytów
popycha lawiną?
I kto sprawia
że las się kłania
pustyni,
a lodowcom nakazuje
zginąć?
Kto przemieszał
jak w tyglu
pory roku, pogody,
błyskawice, słońce
i deszcze?
I choć świat nasz
już całkiem
niemłody,
ciągłych zmian
pragnie
jeszcze i jeszcze.
Czy kałuża to
czy dla ptaków basen?
Trzepot skrzydeł
młode trawy rosi.
Jeszcze słychać
burzę nad lasem
ale pułap chmur
już się podnosi...
pachnie wiosną i ziemią
zieleń traw
mężnie struny pręży.
Po deszczu
za moimi plecami
rozgościł się
łuk tęczy.
Kto obłoki białe
tak gna po
sinym niebie,
jak stada dzikich
koni?
Czemu wicher
okrutny
sam odpocząć
nie chce
i drzewom spokoju
broni?
Kto strumykom
moc taką daje
że rzekami nagle
wzbierają,
a biel szczytów
popycha lawiną?
I kto sprawia
że las się kłania
pustyni,
a lodowcom nakazuje
zginąć?
Kto przemieszał
jak w tyglu
pory roku, pogody,
błyskawice, słońce
i deszcze?
I choć świat nasz
już całkiem
niemłody,
ciągłych zmian
pragnie
jeszcze i jeszcze.
Czy kałuża to
czy dla ptaków basen?
Trzepot skrzydeł
młode trawy rosi.
Jeszcze słychać
burzę nad lasem
ale pułap chmur
już się podnosi...
sobota, 23 kwietnia 2016
Dokąd na wycieczkę?
Pogoda wiosenna w kratkę, ale staramy się wykorzystać każdy weekend, żeby oderwać się od codziennych spraw, ruszyć w Polskę, coś nowego zobaczyć, coś fajnego przeżyć, zrobić trochę zdjęć. Zbliża się pierwszy majowy długi weekend i na blogach pojawiają się propozycje lub zapytania dokąd się wybrać?
Moja propozycja jest jednodniowa, chociaż w wersji slow można sobie podzielić atrakcje na dwa dni z jakimś noclegiem w podróży, bo tam gdzie byliśmy można spacerować, zwiedzać, delektować się pięknym otoczeniem, urządzić sobie piknik na trawie...
Nasza trasa biegła z Inowrocławia przez Kruszwicę, Russów, Gołuchów do Dobrzycy.
Kruszwicę znamy doskonale, bo jest o rzut beretem i bywamy tam od wielu lat, od dzieciństwa właściwie, ale jeśli ktoś nie był, dopowiem tylko, że oprócz wieży króla Popiela, co go myszy zjadły podziwiać można Nadgoplański Park Tysiąclecia ze słynnym jeziorem Gopło, po którym w sezonie pływa statek wycieczkowy oraz gondole, jest plaża, domki do wynajęcia itd. Kilka migawek z Kruszwicy jest w zakładce GALERIA.
Po raz pierwszy dotarliśmy do Russowa, chociaż po drodze do Gołuchowa, gdzie bywamy 2 razy w roku, ale muzeum otwarte krótko i trochę z drogi. Stoi tam dworek mieszczący muzeum Marii Dąbrowskiej, w soboty wstęp gratis. Dworek otoczony małym parkiem ze stawami i fragmentami wiejskich zabudowań z przełomu XIX i XX wieku.
Na piętrze dworku odtworzono mieszkanie pisarki z okresu, gdy mieszkała w Warszawie, jest wiele portretów pisarki z różnych etapów jej życia oraz kilka prac przez nią malowanych. Są nawet drzwi z mieszkania państwa Dąbrowskich z wizytówką, biurko pisarki, kilka strojów z epoki. Na parterze wystawa poświęcona filmowi NOCE I DNIE, z wieloma ciekawostkami - nie wiedziałam np. że pierwowzorem Bogumiła Niechcica był ojciec pisarki.
Wokół dworu rozciągają się stawy z wysepką na środku, mini skansen, a w nim spichlerz, dom wyrobnika, zabudowania gospodarskie, ule.
Zwiedzaniu towarzyszył miejscowy pies, bardzo przyjazny i chyba głodny, bo zjadł nam część kanapek.
Z Russowa pojechaliśmy do Gołuchowa, ale o zespole zamkowo-parkowym pisałam już kiedyś, dodam tylko, że za każdym przyjazdem odkrywamy tam coś nowego. W tym roku w parku gołuchowskim przybyły atrakcje dla turystów z dziećmi, jakie - odkryjcie sami. My w każdym razie też się dobrze bawiliśmy!
Przy pałacyku myśliwskim w parku jest restauracja i grill, ale w sobotę może być wynajęta na imprezę. Na szczęście jest druga w pobliżu muzeum leśnictwa. Zwiedzanie zamku we wtorki gratis.
Jeden z najstarszych okazów w parku gołuchowskim DĄB JAN - na pamiątkę jednego z właścicieli Jana Działyńskiego.
Z Gołuchowa droga poprowadziła nas do Dobrzycy, gdzie znajduje się mało znany zespół pałacowo - parkowy, a w nim Muzeum Ziemiaństwa Polskiego. Pałac słynie z przepięknej kolekcji pieców kaflowych oraz fresków ściennych i sufitowych. Znaleźliśmy też kilka ciekawych zegarów, mebli raczej mało, ale na sali z fortepianem odbywają się koncerty. Opodal pałacu znajduje się Pensjonat pod Akacją, gdzie można wynająć pokój.
W parku znajdują się: oranżeria, biblioteka, pozostałości cmentarza żydowskiego, panteon, ptaszarnia, staw z urokliwymi mostkami i sekretna grota z wodospadem.
Powyżej na zdjęciach piece kaflowe, każdy w specjalnej wnęce i w innym stylu. W pałacu zwiedziliśmy też wystawę OD NELSONA DO NAPOLEONA, wystawa jeszcze uzupełniana, ma być gotowa na majowy weekend. Najbardziej podobały mi się pięknie odtworzone suknie dam dworu i dworzan Królowej Wiktorii na manekinach niczym z muzeum figur woskowych.
A to wszystko jest tylko częścią tego, co można zobaczyć w opisanych miejscach i w okolicach...
Moja propozycja jest jednodniowa, chociaż w wersji slow można sobie podzielić atrakcje na dwa dni z jakimś noclegiem w podróży, bo tam gdzie byliśmy można spacerować, zwiedzać, delektować się pięknym otoczeniem, urządzić sobie piknik na trawie...
Nasza trasa biegła z Inowrocławia przez Kruszwicę, Russów, Gołuchów do Dobrzycy.
Kruszwicę znamy doskonale, bo jest o rzut beretem i bywamy tam od wielu lat, od dzieciństwa właściwie, ale jeśli ktoś nie był, dopowiem tylko, że oprócz wieży króla Popiela, co go myszy zjadły podziwiać można Nadgoplański Park Tysiąclecia ze słynnym jeziorem Gopło, po którym w sezonie pływa statek wycieczkowy oraz gondole, jest plaża, domki do wynajęcia itd. Kilka migawek z Kruszwicy jest w zakładce GALERIA.
Po raz pierwszy dotarliśmy do Russowa, chociaż po drodze do Gołuchowa, gdzie bywamy 2 razy w roku, ale muzeum otwarte krótko i trochę z drogi. Stoi tam dworek mieszczący muzeum Marii Dąbrowskiej, w soboty wstęp gratis. Dworek otoczony małym parkiem ze stawami i fragmentami wiejskich zabudowań z przełomu XIX i XX wieku.
Na piętrze dworku odtworzono mieszkanie pisarki z okresu, gdy mieszkała w Warszawie, jest wiele portretów pisarki z różnych etapów jej życia oraz kilka prac przez nią malowanych. Są nawet drzwi z mieszkania państwa Dąbrowskich z wizytówką, biurko pisarki, kilka strojów z epoki. Na parterze wystawa poświęcona filmowi NOCE I DNIE, z wieloma ciekawostkami - nie wiedziałam np. że pierwowzorem Bogumiła Niechcica był ojciec pisarki.
Wokół dworu rozciągają się stawy z wysepką na środku, mini skansen, a w nim spichlerz, dom wyrobnika, zabudowania gospodarskie, ule.
Zwiedzaniu towarzyszył miejscowy pies, bardzo przyjazny i chyba głodny, bo zjadł nam część kanapek.
Z Russowa pojechaliśmy do Gołuchowa, ale o zespole zamkowo-parkowym pisałam już kiedyś, dodam tylko, że za każdym przyjazdem odkrywamy tam coś nowego. W tym roku w parku gołuchowskim przybyły atrakcje dla turystów z dziećmi, jakie - odkryjcie sami. My w każdym razie też się dobrze bawiliśmy!
Przy pałacyku myśliwskim w parku jest restauracja i grill, ale w sobotę może być wynajęta na imprezę. Na szczęście jest druga w pobliżu muzeum leśnictwa. Zwiedzanie zamku we wtorki gratis.
Jeden z najstarszych okazów w parku gołuchowskim DĄB JAN - na pamiątkę jednego z właścicieli Jana Działyńskiego.
Z Gołuchowa droga poprowadziła nas do Dobrzycy, gdzie znajduje się mało znany zespół pałacowo - parkowy, a w nim Muzeum Ziemiaństwa Polskiego. Pałac słynie z przepięknej kolekcji pieców kaflowych oraz fresków ściennych i sufitowych. Znaleźliśmy też kilka ciekawych zegarów, mebli raczej mało, ale na sali z fortepianem odbywają się koncerty. Opodal pałacu znajduje się Pensjonat pod Akacją, gdzie można wynająć pokój.
W parku znajdują się: oranżeria, biblioteka, pozostałości cmentarza żydowskiego, panteon, ptaszarnia, staw z urokliwymi mostkami i sekretna grota z wodospadem.
Powyżej na zdjęciach piece kaflowe, każdy w specjalnej wnęce i w innym stylu. W pałacu zwiedziliśmy też wystawę OD NELSONA DO NAPOLEONA, wystawa jeszcze uzupełniana, ma być gotowa na majowy weekend. Najbardziej podobały mi się pięknie odtworzone suknie dam dworu i dworzan Królowej Wiktorii na manekinach niczym z muzeum figur woskowych.
A to wszystko jest tylko częścią tego, co można zobaczyć w opisanych miejscach i w okolicach...
środa, 20 kwietnia 2016
Głos z oddali i inne głosy
Jedna piosenka, klimatyczna - piękny głos, melodia rozgrzewająca duszę, posłuchajcie proszę do końca, bo słowa też są istotne. Słowa tego utworu zainspirowały mnie do rozważań o głosach, bo głos to zew - podążanie za wspomnieniami, głos to także głos rozsądku, który często zwycięża z porywami serca i wreszcie głos to aparat mowy, czasami miły dla ucha, czasem wręcz przeciwnie.
Głos z przeszłości, najczęściej z wczesnej młodości, jakaś piosenka, melodia z filmu powoduje, że wspominamy pierwszą randkę, pierwszy taniec. Można także tak jak w zamieszczonej piosence odwoływać się do przeszłości naszych przodków, wielu z nas może pochwalić się międzynarodowym pochodzeniem, inne piosenki śpiewała babcia Ukrainka lub niania z Białorusi, a może mama była hiszpańską tancerką?
Głos może być także głosem rozsądku, który trzyma naszą fantazję lub rozrzutność w ryzach. Nieraz brakuje tego głosu gdy zakładamy różowe okulary i zakochujemy bez pamięci. Wszyscy widzą wady oblubieńca, tylko nie my – nasz głos wewnętrzny milczy.
Jestem wprawdzie imienniczką tej, która słyszała różne głosy, ale na szczęście takowych nie słyszę, a poza tym dziś raczej zalecają na takie głosy w głowie leczenie psychiatryczne, niż palenie na stosie.
Inne głosy, rozumiane już bardziej dosłownie jako organ mowy mogą nas zachwycać lub denerwować. Zdarza się, że brzmienie czyjegoś głosu zniechęca nas do jego właściciela bez konkretnej przyczyny. Widzimy piękną kobietę lub super faceta i …czar pryska po pierwszych słowach przez nich wypowiedzianych, mówię na razie o barwie głosu, bo treść to inna jeszcze bajka.
Podobnie z głosami w nawigacji samochodowej czy z głosami lektorów czytających dialogi w filmach. Przetestowaliśmy kilka nawigacji do auta i po pierwsze – nie pasował nam żaden głos damski (!), po drugie – po kilku zmianach wróciliśmy do głosu Hołowczyca. Każdy pewnie ma też ulubionych lektorów, a już niektórzy z nich mogą wręcz podnieść walory filmu lub odwrotnie.
A czy słuchaliście kiedykolwiek swojego głosu nagranego w dyktafonie lub innym sposobem? Ja nie lubię słuchać swojego głosu i nie utożsamiam się z nim, tak jakby nie należał do mnie, nawet gdy mówiono, ze brzmi podobnie, jak głos mojej mamy, ja tego nie słyszałam.
Podobno kobietę można uwieść głosem, czego przykładem był Cyrano de Bergerac , który urodą nie grzeszył, ale gdy zaczynał mówić….
Oglądałam kiedyś zdjęcia lektorów i spikerów radiowych o znanych głosach, pięknych głosach i żaden z nich nie pasował do właściciela z fotografii. W takich przypadkach mówimy, że inaczej sobie kogoś wyobrażaliśmy. Dziwne, prawda?
Ideałem byłoby połączenie atrakcyjnego wyglądu z pięknym głosem oraz pięknem tego, co się mówi.
Osoby publiczne czasem trenują swoje głosy, próbują zmienić brzmienie, sposób wymawiania samogłosek itp. Posłanka J.Senyszyn też próbowała mówić niższym głosem, ale chyba starania poszły w las, bo nie zauważyłam żadnej zmiany, a akurat jej głos nie należy do moich ulubionych. No ale jest to sprawa bardzo subiektywna.
Nie wiem czy wyczerpałam temat, jeśli nie - podSuńce proszę jakieś swoje przykłady związane z GŁOSEM
Głos z przeszłości, najczęściej z wczesnej młodości, jakaś piosenka, melodia z filmu powoduje, że wspominamy pierwszą randkę, pierwszy taniec. Można także tak jak w zamieszczonej piosence odwoływać się do przeszłości naszych przodków, wielu z nas może pochwalić się międzynarodowym pochodzeniem, inne piosenki śpiewała babcia Ukrainka lub niania z Białorusi, a może mama była hiszpańską tancerką?
Głos może być także głosem rozsądku, który trzyma naszą fantazję lub rozrzutność w ryzach. Nieraz brakuje tego głosu gdy zakładamy różowe okulary i zakochujemy bez pamięci. Wszyscy widzą wady oblubieńca, tylko nie my – nasz głos wewnętrzny milczy.
Jestem wprawdzie imienniczką tej, która słyszała różne głosy, ale na szczęście takowych nie słyszę, a poza tym dziś raczej zalecają na takie głosy w głowie leczenie psychiatryczne, niż palenie na stosie.
Inne głosy, rozumiane już bardziej dosłownie jako organ mowy mogą nas zachwycać lub denerwować. Zdarza się, że brzmienie czyjegoś głosu zniechęca nas do jego właściciela bez konkretnej przyczyny. Widzimy piękną kobietę lub super faceta i …czar pryska po pierwszych słowach przez nich wypowiedzianych, mówię na razie o barwie głosu, bo treść to inna jeszcze bajka.
Podobnie z głosami w nawigacji samochodowej czy z głosami lektorów czytających dialogi w filmach. Przetestowaliśmy kilka nawigacji do auta i po pierwsze – nie pasował nam żaden głos damski (!), po drugie – po kilku zmianach wróciliśmy do głosu Hołowczyca. Każdy pewnie ma też ulubionych lektorów, a już niektórzy z nich mogą wręcz podnieść walory filmu lub odwrotnie.
A czy słuchaliście kiedykolwiek swojego głosu nagranego w dyktafonie lub innym sposobem? Ja nie lubię słuchać swojego głosu i nie utożsamiam się z nim, tak jakby nie należał do mnie, nawet gdy mówiono, ze brzmi podobnie, jak głos mojej mamy, ja tego nie słyszałam.
Podobno kobietę można uwieść głosem, czego przykładem był Cyrano de Bergerac , który urodą nie grzeszył, ale gdy zaczynał mówić….
Oglądałam kiedyś zdjęcia lektorów i spikerów radiowych o znanych głosach, pięknych głosach i żaden z nich nie pasował do właściciela z fotografii. W takich przypadkach mówimy, że inaczej sobie kogoś wyobrażaliśmy. Dziwne, prawda?
Ideałem byłoby połączenie atrakcyjnego wyglądu z pięknym głosem oraz pięknem tego, co się mówi.
Osoby publiczne czasem trenują swoje głosy, próbują zmienić brzmienie, sposób wymawiania samogłosek itp. Posłanka J.Senyszyn też próbowała mówić niższym głosem, ale chyba starania poszły w las, bo nie zauważyłam żadnej zmiany, a akurat jej głos nie należy do moich ulubionych. No ale jest to sprawa bardzo subiektywna.
Nie wiem czy wyczerpałam temat, jeśli nie - podSuńce proszę jakieś swoje przykłady związane z GŁOSEM
poniedziałek, 18 kwietnia 2016
Kibice naszego sukcesu...
Planowałam inny temat, ale rozmowy z dwiema osobami spowodowały, że muszę o tym napisać, bo nie wytrzymam...
Często, niestety spotykam się ze zjawiskiem umniejszania czyjegoś sukcesu, ba - zwykłej radości nawet. Coś już kiedyś na ten temat pisałam, ale jak widać temat nadal aktualny. Dlaczego jest tak, że niektórzy ludzie nie dość, że nie potrafią cieszyć się z innymi lub przynajmniej im pogratulować, to na dodatek starają się zdewaluować wszystko, co inni (zdolni, pracowici, życzliwi lub po prostu szczęściarze) uważają za swój sukces, jakkolwiek by go definiować...
Wynika to pewnie nie tyle z zazdrości, bo zazdrość może być motywująca, ile z zawiści, że nie potrafią lub nie chce im się robić tego, co obserwują u osób, które starają się zdyskredytować.
Przykłady:
1. Dwoje kolegów z pracy prowadzi dodatkowe zajęcia z młodzieżą, prowadzi z sukcesem, młodzież to uwielbia i uczęszcza chętnie, piszą o nich w mediach, dostają nagrodę... i co słyszą od innych kolegów po fachu?
- przecież nie robią tego za darmo; co tu podziwiać - normalka, płacą im za to!
- dostali zdolne dzieciaki, to mają efekty!
2. Poproszono mnie kiedyś o prowadzenie bloga dla bibliotekarzy wspólnie z innymi osobami (jedna z Gdyni, jedna z Bielska-Białej) i chyba możemy powiedzieć, że się udało, otrzymaliśmy od ludzi z całej Polski wiele słów uznania, blog istnieje i ma się dobrze. A co usłyszałam od koleżanek z pracy?
- no pewnie za darmo tego nie robisz?
- a co Ty z tego masz, nie mów, że satysfakcję tylko!
- jakbym siedziała w bibliotece, to nie takie rzeczy bym z nudów robiła...
3. Znajoma wygrywa w konkursie piękny samochód, z radości omal zawału nie dostaje i co słyszy od jakiejś "życzliwej duszy" ?
- ale to takie małe autko...
- pewnie więcej z tym problemów, niż radości...
4. Mało znana aktorka lub modelka odnosi sukces za granicami, a może i w kraju i co słyszymy?
- pewnie przespała się z kimś wpływowym lud dała w łapę komu trzeba
- co tam oni się znają, kiepska jest i tyle...
5. Koleżanka dzierga piękny sweter na drutach, trudny wzór, pracochłonny i po opowieści ile ją kosztował pracy itp. słyszy:
- szkoda oczu, w sklepie kupię tańszy i podobny
- że też ci się chciało, wolę film obejrzeć...
6. Student załapuje się na świetny staż z możliwością pozostania w firmie na stałe, zapracował na to własną pracą, nogi uchodził roznosząc CV do różnych firm i co słyszymy od znajomych?
- na pewno mieliście znajomości...
- a ta firma to rokuje, czy splajtuje niebawem?
Można pewnie więcej znaleźć takich kwiatków, sami też nieraz to obserwowaliście, bo doświadczeń tego typu Wam nie życzę. Nie są miłe i podcinają skrzydła, na niektórych działają motywująco, na innych wręcz przeciwnie. Najgorsze, że takie rzeczy słyszymy najczęściej od osób znajomych z bliskiego otoczenia...
Co musiałoby się wydarzyć, aby w mentalności ludzkiej dokonały się zmiany, abyśmy potrafili szczerze cieszyć się z cudzego sukcesu, dzielić radości innych...
Często, niestety spotykam się ze zjawiskiem umniejszania czyjegoś sukcesu, ba - zwykłej radości nawet. Coś już kiedyś na ten temat pisałam, ale jak widać temat nadal aktualny. Dlaczego jest tak, że niektórzy ludzie nie dość, że nie potrafią cieszyć się z innymi lub przynajmniej im pogratulować, to na dodatek starają się zdewaluować wszystko, co inni (zdolni, pracowici, życzliwi lub po prostu szczęściarze) uważają za swój sukces, jakkolwiek by go definiować...
Wynika to pewnie nie tyle z zazdrości, bo zazdrość może być motywująca, ile z zawiści, że nie potrafią lub nie chce im się robić tego, co obserwują u osób, które starają się zdyskredytować.
Przykłady:
1. Dwoje kolegów z pracy prowadzi dodatkowe zajęcia z młodzieżą, prowadzi z sukcesem, młodzież to uwielbia i uczęszcza chętnie, piszą o nich w mediach, dostają nagrodę... i co słyszą od innych kolegów po fachu?
- przecież nie robią tego za darmo; co tu podziwiać - normalka, płacą im za to!
- dostali zdolne dzieciaki, to mają efekty!
2. Poproszono mnie kiedyś o prowadzenie bloga dla bibliotekarzy wspólnie z innymi osobami (jedna z Gdyni, jedna z Bielska-Białej) i chyba możemy powiedzieć, że się udało, otrzymaliśmy od ludzi z całej Polski wiele słów uznania, blog istnieje i ma się dobrze. A co usłyszałam od koleżanek z pracy?
- no pewnie za darmo tego nie robisz?
- a co Ty z tego masz, nie mów, że satysfakcję tylko!
- jakbym siedziała w bibliotece, to nie takie rzeczy bym z nudów robiła...
3. Znajoma wygrywa w konkursie piękny samochód, z radości omal zawału nie dostaje i co słyszy od jakiejś "życzliwej duszy" ?
- ale to takie małe autko...
- pewnie więcej z tym problemów, niż radości...
4. Mało znana aktorka lub modelka odnosi sukces za granicami, a może i w kraju i co słyszymy?
- pewnie przespała się z kimś wpływowym lud dała w łapę komu trzeba
- co tam oni się znają, kiepska jest i tyle...
5. Koleżanka dzierga piękny sweter na drutach, trudny wzór, pracochłonny i po opowieści ile ją kosztował pracy itp. słyszy:
- szkoda oczu, w sklepie kupię tańszy i podobny
- że też ci się chciało, wolę film obejrzeć...
6. Student załapuje się na świetny staż z możliwością pozostania w firmie na stałe, zapracował na to własną pracą, nogi uchodził roznosząc CV do różnych firm i co słyszymy od znajomych?
- na pewno mieliście znajomości...
- a ta firma to rokuje, czy splajtuje niebawem?
Można pewnie więcej znaleźć takich kwiatków, sami też nieraz to obserwowaliście, bo doświadczeń tego typu Wam nie życzę. Nie są miłe i podcinają skrzydła, na niektórych działają motywująco, na innych wręcz przeciwnie. Najgorsze, że takie rzeczy słyszymy najczęściej od osób znajomych z bliskiego otoczenia...
Co musiałoby się wydarzyć, aby w mentalności ludzkiej dokonały się zmiany, abyśmy potrafili szczerze cieszyć się z cudzego sukcesu, dzielić radości innych...
piątek, 15 kwietnia 2016
Cudze chwalicie cz.1
Jak pamiętacie mam nowy aparat i noszę go w torebce. Zadziwia mnie, że patrząc przez oko aparatu widać jakby więcej lub może jest się bardziej wyczulonym na to, co chce się uwiecznić na zdjęciu. Kiedyś był z tym problem, bo w aparacie był film, który oddawało się do wywołania i fotograf robił odbitki lub wtajemniczeni robili to samodzielnie. W wielu domach zresztą były amatorskie ciemnie fotograficzne. Teraz nie ma tego problemu, wystarczy mieć odpowiednio pojemną kartę i można zrobić kilka tysięcy zdjęć.
Na kilku spacerach po mieście uwieczniłam budynki i kamienice warte obejrzenia, nie ukrywam, że zainspirowała mnie pani L. na swoim blogu.
Na zasadzie: cudze chwalicie, swego nie znacie, postanowiłam pochwalić się budynkami w moim mieście, bo dużo zwiedzam podróżując po Polsce, a przecież prawdziwe perełki sa tuż obok.
Budynki powyżej mijam codziennie, na 3 pierwszych ujęciach jest gmach banku z wieloma detalami ozdobnymi, na czwartym gmach sądu rejonowego, budowanego w latach 1900-1901.
Wielkie gmaszysko, z pięknymi detalami zarówno w elewacji jak i w środku, piękna klatka schodowa, rzeźbione balustrady schodów, przestrzenne korytarze. Kiedy na drzewach pojawią się liście trudno jest wykonać fotografię.
Z budynkiem tym wiąże się okupacyjna historia, bowiem w nocy z 22 na 23 października 1939 roku hitlerowcy wymordowali tu 56 polskich działaczy, w tym wielu nauczycieli, o czym informuje pamiątkowa tablica na murze okalającym sąd i więzienie.
Te budynki stoją w parku Solankowym lub w jego bliskiej okolicy, wszystkie związane z uzdrowiskiem, które liczy już ponad 140 lat, jest ich znacznie więcej, ale coś muszę zostawić na następny wpis. Przygotowując galerię uświadomiłam sobie, ile mamy w naszym mieście zabytków i to nie tylko o randze muzeów czy miejsc przeznaczonych dla turystów, ale zwyczajnych kamienic, zamieszkanych przez zwykłych ludzi od pokoleń.
Te piękne kamienice podziwiać można wzdłuż ulicy Solankowej, prowadzącej z centrum do parku. Na zdjęciach u góry widnieją żłobek oraz Muzeum Jana Kasprowicza, na dolnych dom, w którym mieszkał Stanisław Przybyszewski oraz budynek mieszkalny.
Powiększyłam zdjęcie kamienicy, w której mieszkał lat kilka Stanisław Przybyszewski. Jest to budynek z końca XVIII wieku w stylu renesansu niderlandzkiego. Kiedyś mieścił się w nim Bank Ludowy, który był ostoją polskości w okresie zaboru pruskiego. Przez wiele lat pełnił funkcję budynku mieszkalnego, a obecnie stoi pusty i czeka na generalny remont pod okiem konserwatora zabytków.
Największy kościół w mieście pod wezwaniem NMP, monumentalny, górujący nad miastem, widoczny z daleka, gdy zbliżamy się do miasta. Jedna ze ścian bocznych zawaliła się w czasie istnienia pod miastem wielu korytarzy kopalni soli, gdy grunt pod kościołem nie utrzymał ciężaru budowli.
Wreszcie kościół pod wezwaniem św.Mikołaja, jeden z dwu najstarszych w mieście. Zasłynął z tego, iż w 1321 roku odbył się tu sąd nad Krzyżakami, prawdopodobnie w obecności samej królowej Jadwigi, na pamiątkę której mamy główną ulicę jej imienia, zamienioną wiele lat temu na deptak.Są też inne miejsca upamiętniające wizytę monarchini w Inowrocławiu.
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam, jeśli nie - ciąg dalszy nastąpi... za czas jakiś.
Na kilku spacerach po mieście uwieczniłam budynki i kamienice warte obejrzenia, nie ukrywam, że zainspirowała mnie pani L. na swoim blogu.
Na zasadzie: cudze chwalicie, swego nie znacie, postanowiłam pochwalić się budynkami w moim mieście, bo dużo zwiedzam podróżując po Polsce, a przecież prawdziwe perełki sa tuż obok.
Budynki powyżej mijam codziennie, na 3 pierwszych ujęciach jest gmach banku z wieloma detalami ozdobnymi, na czwartym gmach sądu rejonowego, budowanego w latach 1900-1901.
Wielkie gmaszysko, z pięknymi detalami zarówno w elewacji jak i w środku, piękna klatka schodowa, rzeźbione balustrady schodów, przestrzenne korytarze. Kiedy na drzewach pojawią się liście trudno jest wykonać fotografię.
Z budynkiem tym wiąże się okupacyjna historia, bowiem w nocy z 22 na 23 października 1939 roku hitlerowcy wymordowali tu 56 polskich działaczy, w tym wielu nauczycieli, o czym informuje pamiątkowa tablica na murze okalającym sąd i więzienie.
Te budynki stoją w parku Solankowym lub w jego bliskiej okolicy, wszystkie związane z uzdrowiskiem, które liczy już ponad 140 lat, jest ich znacznie więcej, ale coś muszę zostawić na następny wpis. Przygotowując galerię uświadomiłam sobie, ile mamy w naszym mieście zabytków i to nie tylko o randze muzeów czy miejsc przeznaczonych dla turystów, ale zwyczajnych kamienic, zamieszkanych przez zwykłych ludzi od pokoleń.
Te piękne kamienice podziwiać można wzdłuż ulicy Solankowej, prowadzącej z centrum do parku. Na zdjęciach u góry widnieją żłobek oraz Muzeum Jana Kasprowicza, na dolnych dom, w którym mieszkał Stanisław Przybyszewski oraz budynek mieszkalny.
Powiększyłam zdjęcie kamienicy, w której mieszkał lat kilka Stanisław Przybyszewski. Jest to budynek z końca XVIII wieku w stylu renesansu niderlandzkiego. Kiedyś mieścił się w nim Bank Ludowy, który był ostoją polskości w okresie zaboru pruskiego. Przez wiele lat pełnił funkcję budynku mieszkalnego, a obecnie stoi pusty i czeka na generalny remont pod okiem konserwatora zabytków.
Największy kościół w mieście pod wezwaniem NMP, monumentalny, górujący nad miastem, widoczny z daleka, gdy zbliżamy się do miasta. Jedna ze ścian bocznych zawaliła się w czasie istnienia pod miastem wielu korytarzy kopalni soli, gdy grunt pod kościołem nie utrzymał ciężaru budowli.
Wreszcie kościół pod wezwaniem św.Mikołaja, jeden z dwu najstarszych w mieście. Zasłynął z tego, iż w 1321 roku odbył się tu sąd nad Krzyżakami, prawdopodobnie w obecności samej królowej Jadwigi, na pamiątkę której mamy główną ulicę jej imienia, zamienioną wiele lat temu na deptak.Są też inne miejsca upamiętniające wizytę monarchini w Inowrocławiu.
Mam nadzieję, że was nie zanudziłam, jeśli nie - ciąg dalszy nastąpi... za czas jakiś.
wtorek, 12 kwietnia 2016
Powrót do dzieciństwa...
Książeczka skromna, jak jej autorka, ale nie sądźmy dzieła po okładce. Jestem szczęśliwą posiadaczką świeżego tomiku wierszy dla dzieci Gabrysi Kotas i pokazałam go kilku zaprzyjaźnionym osobom z prośbą o opinię, aby "recenzja" nabrała obiektywizmu.
Opinie, które do mnie wróciły potwierdzają moje pierwsze wrażenie.
Każda z osób biorących tomik Gabrysia- dzieciom do ręki użyła słowa SYMPATYCZNY, sympatyczne wiersze, sympatyczne ilustracje, sympatyczny klimat.
Wierszyki na różne okazje, przywołujące wspomnienia z dzieciństwa, powiedziałabym nawet, że ten zbiór to doskonała okazja do czytania dzieciom na głos: przez rodziców, dziadków, ciocie, sąsiadki. Mając w domu taką książeczkę będziemy miały co poczytać małym gościom, przywołując jednocześnie to wszystko, co same darzymy sentymentem.
Doskonałym uzupełnieniem treści są tu rysunki, wykonane wprawną ręką artysty, ale przypominające te zrobione ręką dziecka, proste, czytelne, bez zbędnych udziwnień, bez konieczności tłumaczenia dziecku ( i sobie) co artysta miał na myśli.
Jedna z osób czytających wiersze dla dzieci Gabrieli Kotas powiedziała dosłownie: wiesz, to właściwie są wiersze nie tyle dla dzieci, ile wiersze dla nas, abyśmy mogły na chwilę wrócić w czasy naszego dzieciństwa....
I to zdanie najbardziej chyba oddaje klimat tego zbioru....
Opinie, które do mnie wróciły potwierdzają moje pierwsze wrażenie.
Każda z osób biorących tomik Gabrysia- dzieciom do ręki użyła słowa SYMPATYCZNY, sympatyczne wiersze, sympatyczne ilustracje, sympatyczny klimat.
Wierszyki na różne okazje, przywołujące wspomnienia z dzieciństwa, powiedziałabym nawet, że ten zbiór to doskonała okazja do czytania dzieciom na głos: przez rodziców, dziadków, ciocie, sąsiadki. Mając w domu taką książeczkę będziemy miały co poczytać małym gościom, przywołując jednocześnie to wszystko, co same darzymy sentymentem.
Doskonałym uzupełnieniem treści są tu rysunki, wykonane wprawną ręką artysty, ale przypominające te zrobione ręką dziecka, proste, czytelne, bez zbędnych udziwnień, bez konieczności tłumaczenia dziecku ( i sobie) co artysta miał na myśli.
Jedna z osób czytających wiersze dla dzieci Gabrieli Kotas powiedziała dosłownie: wiesz, to właściwie są wiersze nie tyle dla dzieci, ile wiersze dla nas, abyśmy mogły na chwilę wrócić w czasy naszego dzieciństwa....
I to zdanie najbardziej chyba oddaje klimat tego zbioru....
niedziela, 10 kwietnia 2016
Pokora
Tylu rzeczy
jeszcze nie wiem
tyle chcę zrozumieć
tyle przeżyć
zapamiętać
tyle jeszcze umieć...
Wszystkie myśli
jak paciorki
cierpliwie pozbierać,
w słowa ubrać,
gdzieś zapisać,
w pamięci poszperać...
A tu życie
takie krótkie
czas ciągle pogania,
a świat pędzi
bez ustanku
skarby swe
odsłania...
Tylu rzeczy
jeszcze nie wiem
uczę się codziennie
uczuć, smaków
i podtekstów
jak wiedzy
tajemnej...
Tyle rzeczy
mi umyka
coraz więcej
nie wiem,
tę niewiedzę
grzechem nazwiesz
czy też niespełnieniem?
J.K. 19 marca 2016
piątek, 8 kwietnia 2016
Daleko do biblioteki?
Jeśli narzekacie, że macie daleko do biblioteki lub Wam nie po drodze, obejrzyjcie proszę kilka przykładów nietypowych bibliotek i księgozbiorów.
Dla chcącego nic trudnego, nawet na plaży pojawić się mogą przenośne biblioteki, ale najdziwniejszą jest dla mnie biblioteka na cmentarzu, powstała na pamiątkę wydarzeń II wojny światowej. Kiedyś jeździło się na tzw. wczasy zorganizowane i gdy mieszkaliśmy w środku lasu w domkach z drewna chodziłam do świetlicy ośrodka wczasowego by wypożyczać książki z biblioteki w szafie. Niestety były tam głównie romanse i bajki dla dzieci, ale były! Bywają przecież biblioteki nawet w szpitalach i zakładach karnych, spotkałam także biblioteczny księgozbiór w schronisku górskim. W trakcie popasu chętnie przejrzałam kilka albumów o górach, a po książkach widać, było, że turyści nocujący w schronisku często z biblioteczki korzystają i dobrze...
W najodleglejszych zakątkach świata książki docierają do czytelników na różne sposoby, oglądajcie i podziwiajcie.
A czy Wy znacie lub poznaliście kiedyś jakąś nietypową bibliotekę lub księgarnię? Ostatnio widuję w różnych miejscach, nawet na bazarku stoiska używanych książek za przysłowiową złotówkę, czyli takie mobilne antykwariaty.
Dla chcącego nic trudnego, nawet na plaży pojawić się mogą przenośne biblioteki, ale najdziwniejszą jest dla mnie biblioteka na cmentarzu, powstała na pamiątkę wydarzeń II wojny światowej. Kiedyś jeździło się na tzw. wczasy zorganizowane i gdy mieszkaliśmy w środku lasu w domkach z drewna chodziłam do świetlicy ośrodka wczasowego by wypożyczać książki z biblioteki w szafie. Niestety były tam głównie romanse i bajki dla dzieci, ale były! Bywają przecież biblioteki nawet w szpitalach i zakładach karnych, spotkałam także biblioteczny księgozbiór w schronisku górskim. W trakcie popasu chętnie przejrzałam kilka albumów o górach, a po książkach widać, było, że turyści nocujący w schronisku często z biblioteczki korzystają i dobrze...
W najodleglejszych zakątkach świata książki docierają do czytelników na różne sposoby, oglądajcie i podziwiajcie.
A czy Wy znacie lub poznaliście kiedyś jakąś nietypową bibliotekę lub księgarnię? Ostatnio widuję w różnych miejscach, nawet na bazarku stoiska używanych książek za przysłowiową złotówkę, czyli takie mobilne antykwariaty.
wtorek, 5 kwietnia 2016
Oczekiwania i obietnice...
Mam nadzieję, że Ferdydurke nie weźmie mi za złe, bo zainspirowana jej postem chcę rozwinąć nieco temat. Ciągle mam go w głowie, może dlatego, że samą mnie to niedawno spotkało.
Czy zdarzyło Wam się kiedyś usłyszeć zdania typu:
- zawiodłam się na Tobie
- nie tego się po Tobie spodziewałam
- myślałam, że będziesz po mojej stronie
- nie przypuszczałam, że odmówisz
- ja na Twoim miejscu…
Zawsze w takich sytuacjach rozmówca tymi słowami wpędza nas w poczucie winy, bo faktycznie mogłam się nagiąć, mogłam raz jeszcze postąpić wbrew sobie, mogłam podkoloryzować, mogłam znów się zgodzić….
Ale po jakimś czasie gdy ciągle tak się naginamy i dopasowujemy do oczekiwań innych, rodzi się w nas bunt i pragnienie bycia adwokatem we własnej sprawie. To pewnie nazywa się asertywność, ale trudno być asertywnym, uczymy się tego całe życie i chyba nie do końca rozumiemy na czym to tak naprawdę powinno polegać.
Bo przecież nie znamy oczekiwań innych wobec nas, dowiadujemy się o nich wówczas, kiedy stawiane są nam zarzuty. Dlatego też spodobał mi się cytat, który przytoczę w przybliżeniu:
„ nie obrażaj się jeśli nie spełniam twoich oczekiwań, to Twoje oczekiwania, a nie moje obietnice”
Kiedyś zaprosiłam gości na święta, marzyłam o bajecznej atmosferze, śpiewaniu kolęd, śnieg za oknem, dzwonki u sań i takie klimaty (wiecie o czym mówię) Okazało się, że goście mieli inne wyobrażenie, a ja przeżyłam rozczarowanie. Mąż sprowadził mnie na ziemię słowami: nie powinnaś mieć pretensji, to była Twoja wizja, a nie zaproszonych gości. Pewnie tak było, ale i tak czułam żal, a może nie potrafiłam sprawić, żeby było tak jak sobie wymarzyłam…
Ale im dłużej żyję, tym częściej powtarzam sobie, że nie muszę wszystkich uszczęśliwiać, tym bardziej wbrew sobie, a jeśli ktoś ma wobec mnie konkretne oczekiwania, to niech mi je wyjawi przed faktem, a nie po…
Myślę, że stąd właśnie wszystkie nieporozumienia, rozczarowania i fochy. Nie da się zmienić wszystkich na swoją modłę, ale zawsze można popracować nad komunikacją.
Czy zdarzyło Wam się kiedyś usłyszeć zdania typu:
- zawiodłam się na Tobie
- nie tego się po Tobie spodziewałam
- myślałam, że będziesz po mojej stronie
- nie przypuszczałam, że odmówisz
- ja na Twoim miejscu…
Zawsze w takich sytuacjach rozmówca tymi słowami wpędza nas w poczucie winy, bo faktycznie mogłam się nagiąć, mogłam raz jeszcze postąpić wbrew sobie, mogłam podkoloryzować, mogłam znów się zgodzić….
Ale po jakimś czasie gdy ciągle tak się naginamy i dopasowujemy do oczekiwań innych, rodzi się w nas bunt i pragnienie bycia adwokatem we własnej sprawie. To pewnie nazywa się asertywność, ale trudno być asertywnym, uczymy się tego całe życie i chyba nie do końca rozumiemy na czym to tak naprawdę powinno polegać.
Bo przecież nie znamy oczekiwań innych wobec nas, dowiadujemy się o nich wówczas, kiedy stawiane są nam zarzuty. Dlatego też spodobał mi się cytat, który przytoczę w przybliżeniu:
„ nie obrażaj się jeśli nie spełniam twoich oczekiwań, to Twoje oczekiwania, a nie moje obietnice”
Kiedyś zaprosiłam gości na święta, marzyłam o bajecznej atmosferze, śpiewaniu kolęd, śnieg za oknem, dzwonki u sań i takie klimaty (wiecie o czym mówię) Okazało się, że goście mieli inne wyobrażenie, a ja przeżyłam rozczarowanie. Mąż sprowadził mnie na ziemię słowami: nie powinnaś mieć pretensji, to była Twoja wizja, a nie zaproszonych gości. Pewnie tak było, ale i tak czułam żal, a może nie potrafiłam sprawić, żeby było tak jak sobie wymarzyłam…
Ale im dłużej żyję, tym częściej powtarzam sobie, że nie muszę wszystkich uszczęśliwiać, tym bardziej wbrew sobie, a jeśli ktoś ma wobec mnie konkretne oczekiwania, to niech mi je wyjawi przed faktem, a nie po…
Myślę, że stąd właśnie wszystkie nieporozumienia, rozczarowania i fochy. Nie da się zmienić wszystkich na swoją modłę, ale zawsze można popracować nad komunikacją.
niedziela, 3 kwietnia 2016
Podziękowanie...
Jak tu nie wierzyć w dobre wibracje, które łącza ludzi? Dziś pragnę podziękować wszystkim odwiedzającym mój blog, piszącym komentarze, a najbardziej lubię, gdy tak rozmawiacie ze sobą i mogę obserwować, jak dyskusja pięknie się rozwija. Szczególne dziś podziękowanie należy się dwóm blogerkom, które bardzo mnie wzruszyły. Dlaczego?
KATARYNKA napisała dla mnie wiersz, który pozwoliła przytulić, więc zamieściłam go w zakładce GOŚCIE, ale możecie też przeczytać u Niej na blogu, serdecznie zachęcam.
Druga - Oto Ja - ostatni swój post o dziecięcych lekturach zadedykowała "ku uciesze Pani od Biblioteki", zaglądając tam macie okazję przypomnieć sobie, co czytaliście w dzieciństwie.
Pozwólcie, że podziękuję na swój sposób wszystkim Wam, dzięki którym moje pisanie nabiera sensu każdego dnia:
Jestem szczęściarą
nikt nie zaprzeczy,
dostałam dar od losu,
by na krążące
w głowie myśli
tak sprytny znaleźć
sposób.
Jestem szczęściarą
bo na mym blogu
osób ciekawych bez liku,
zaszczytem dla mnie
gościć je wszystkie
i co dnia doświadczać
zachwytu.
Jestem szczęściarą
bo mogę także
im wszystkim podziękować,
że dzielą ze mną
moją pasję
i pomagają mi
blogować.
Za wszystkie miłe
słowa, gesty
za każde serce
na dłoni
DZIĘKUJĘ WAM
moi kochani i nisko
chcę się ukłonić!
KATARYNKA napisała dla mnie wiersz, który pozwoliła przytulić, więc zamieściłam go w zakładce GOŚCIE, ale możecie też przeczytać u Niej na blogu, serdecznie zachęcam.
Druga - Oto Ja - ostatni swój post o dziecięcych lekturach zadedykowała "ku uciesze Pani od Biblioteki", zaglądając tam macie okazję przypomnieć sobie, co czytaliście w dzieciństwie.
Pozwólcie, że podziękuję na swój sposób wszystkim Wam, dzięki którym moje pisanie nabiera sensu każdego dnia:
Jestem szczęściarą
nikt nie zaprzeczy,
dostałam dar od losu,
by na krążące
w głowie myśli
tak sprytny znaleźć
sposób.
Jestem szczęściarą
bo na mym blogu
osób ciekawych bez liku,
zaszczytem dla mnie
gościć je wszystkie
i co dnia doświadczać
zachwytu.
Jestem szczęściarą
bo mogę także
im wszystkim podziękować,
że dzielą ze mną
moją pasję
i pomagają mi
blogować.
Za wszystkie miłe
słowa, gesty
za każde serce
na dłoni
DZIĘKUJĘ WAM
moi kochani i nisko
chcę się ukłonić!
sobota, 2 kwietnia 2016
To wcale nie jest śmieszne czyli 500 +
Wielu rodziców ucieszy się z programu 500+ i dla wielu będzie to istotna pomoc, dobrze wydana. Nie chcę tutaj odnosić się do samego programu, bo nie jestem ekonomistą i dziecko mam już dorosłe.
Po drugie , jeśli pieniądze się należą, to rodziców sprawa, na co je wydadzą. Od wielu osób jednak wiem, że program ten nie zmotywuje aż tak wielu rodzin do powiększenia stanu dzietności, na ile liczy rząd.
Tym razem chcę opowiedzieć anegdotę napisaną przez życie, choć tak naprawdę historia ta anegdotą chyba nie jest...
Chłopiec lat 8 obserwowany przez wychowawcę zostaje skierowany do psychologa na rozmowę, bo dzieją się z nim dziwne rzeczy. W gabinecie Maciek nie bardzo chce powiedzieć czemu zmienił zachowanie na gorsze i nie ma zadań domowych. Gdy w końcu otwiera się mówi, że źle sypia, bo rodzice ciągle się kłócą. Dodam, że Maciek jest czwartym dzieckiem, przy czym dwoje pierwszych jest dorosłych, a siostra chłopca czasowo przebywała w domu dziecka, bo rodzice pili i zaniedbywali ją. Chłopiec zapytany o co kłócą się rodzice, odpowiedział, że o program 500+
Ale dlaczego, przecież dostaną dużo pieniędzy? No właśnie! I kłócą się, kto ma położyć na nich łapę, mama czy tata!
Prawda, że wcale nie śmieszne?
Po drugie , jeśli pieniądze się należą, to rodziców sprawa, na co je wydadzą. Od wielu osób jednak wiem, że program ten nie zmotywuje aż tak wielu rodzin do powiększenia stanu dzietności, na ile liczy rząd.
Tym razem chcę opowiedzieć anegdotę napisaną przez życie, choć tak naprawdę historia ta anegdotą chyba nie jest...
Chłopiec lat 8 obserwowany przez wychowawcę zostaje skierowany do psychologa na rozmowę, bo dzieją się z nim dziwne rzeczy. W gabinecie Maciek nie bardzo chce powiedzieć czemu zmienił zachowanie na gorsze i nie ma zadań domowych. Gdy w końcu otwiera się mówi, że źle sypia, bo rodzice ciągle się kłócą. Dodam, że Maciek jest czwartym dzieckiem, przy czym dwoje pierwszych jest dorosłych, a siostra chłopca czasowo przebywała w domu dziecka, bo rodzice pili i zaniedbywali ją. Chłopiec zapytany o co kłócą się rodzice, odpowiedział, że o program 500+
Ale dlaczego, przecież dostaną dużo pieniędzy? No właśnie! I kłócą się, kto ma położyć na nich łapę, mama czy tata!
Prawda, że wcale nie śmieszne?
piątek, 1 kwietnia 2016
Prima-aprilisowe zagadki
Prima aprilis to taki dzień kiedy robimy sobie psikusy. Bywają one rozmaite, czasami dajemy się nabrać, a czasami żarty są tak naciągane, że trudno uwierzyć, nawet zapominając o tym szczególnym dniu. Ja kiedyś dałam się nabrać:zadzwoniła moja mama, ze wygrali z tata samochód, ucieszyłam się bardzo, bo ojciec marzył o swoim samochodzie, a wszystkie pieniądze poszły na wykształcenie mnie i brata. Wiadomość była wiarygodna, bo mama grała we wszystko, wysyłała rozwiązania krzyżówek do wszystkich chyba czasopism i tato żartował, że te znaczki były warte przynajmniej używanego auta.
Dziś chciałabym zaproponować dowcipne, podchwytliwe zagadki, które wyszperałam w mojej bibliotece w czasie przerw na kawę...jeśli macie ochotę poprawić sobie humor to zapraszam:
1. Który miesiąc ma 28 dni?
2. Jaki kolor jest najbardziej wystrzałowy?
3. Dlaczego strażacy mają czarne szelki?
4. Dlaczego nie można trąbić na moście?
5. Co się stanie z niebieskimi spodniami po wrzuceniu do Morza Czerwonego?
6. W pokoju stoją świeca i lampa naftowa, co zapalisz najpierw?
7. Podaj państwo w Europie na literę K
8. Ile pączków zjesz na czczo?
9. Dlaczego słoń ma czerwone oczy?
10. Czy krokodyl jest bardziej długi czy bardziej zielony?
Odpowiedzi:
1. Każdy
2. Granatowy
3. Żeby im spodnie nie spadły
4. Bo trąbi się na trąbce
5. Będą mokre
6. Zapalisz zapałkę
7. Państwo Kowalscy
8. Jednego, bo drugi już nie będzie na czczo
9. Żeby schować się w jarzębinie, a widział ktoś słonia w jarzębinie? nie, bo dobrze się schował…
10. Bardziej zielony, bo długi jest tylko od głowy do ogona, a zielony jeszcze po bokach
I jak wam poszło?
Ja też dałam się nabrać przynajmniej na kilka z nich...
Udanego, słonecznego i wesołego weekendu :-)
Dziś chciałabym zaproponować dowcipne, podchwytliwe zagadki, które wyszperałam w mojej bibliotece w czasie przerw na kawę...jeśli macie ochotę poprawić sobie humor to zapraszam:
1. Który miesiąc ma 28 dni?
2. Jaki kolor jest najbardziej wystrzałowy?
3. Dlaczego strażacy mają czarne szelki?
4. Dlaczego nie można trąbić na moście?
5. Co się stanie z niebieskimi spodniami po wrzuceniu do Morza Czerwonego?
6. W pokoju stoją świeca i lampa naftowa, co zapalisz najpierw?
7. Podaj państwo w Europie na literę K
8. Ile pączków zjesz na czczo?
9. Dlaczego słoń ma czerwone oczy?
10. Czy krokodyl jest bardziej długi czy bardziej zielony?
Odpowiedzi:
1. Każdy
2. Granatowy
3. Żeby im spodnie nie spadły
4. Bo trąbi się na trąbce
5. Będą mokre
6. Zapalisz zapałkę
7. Państwo Kowalscy
8. Jednego, bo drugi już nie będzie na czczo
9. Żeby schować się w jarzębinie, a widział ktoś słonia w jarzębinie? nie, bo dobrze się schował…
10. Bardziej zielony, bo długi jest tylko od głowy do ogona, a zielony jeszcze po bokach
I jak wam poszło?
Ja też dałam się nabrać przynajmniej na kilka z nich...
Udanego, słonecznego i wesołego weekendu :-)