Strony

czwartek, 20 listopada 2025

Oszczędna kuchnia...

 Nie, nie chodzi o minimalistyczny wystrój czy tani piekarnik... Czytam książkę, w której bohater wspomina różne proste potrawy, jakie sam robi lub pamięta z przeszłości. To i moja pamięć wyrzuciła na wierzch kulinarne wspomnienia.

Największym chyba sprawdzianem pomysłowości i zaradności naszych rodaków był czas kryzysu, gdy na półkach stał tylko ocet. Chociaż, gdy wspomnę opowieści babci o latach wojny, to daleko nam jeszcze...

Mała dygresja - co robicie z obierkami od ziemniaków? Wyrzucacie, to jasne. W latach głodu wojennego, obierki suszyło się na piecu, potem w młynku ręcznym mełło na proszek. Po dodaniu wody, rzadko jajek piekło się placki na kręgach kuchni węglowej. Rarytasem była melasa buraczana do placków.

Z czasów późniejszych, pamiętam wyroby czekoladopodobne, wafle przekładane marmoladą, bloki z mleka w proszku itp.

Mięso na obiad bywało raz w tygodniu, wystane w długich kolejkach, częściej udawało się kupić kurczaka lub kurę, ale kura to tylko na rosół, bo mięsa nawet pies nie chciał jeść, to pewnie były stare nioski. Gdy w 1972 roku odwiedził nas brat mamy z Australii, dziwił się, że nie mamy lodówki, a po swoje ulubione papierosy jeździł do bydgoskiego Pewexu.

Ale co z tym kurczakiem? Na jeden obiad był rosół z makaronem i podrobami. Drugiego dnia mięso z kurczaka w potrawce, z ryżem. Trzeciego dnia zupa pomidorowa na rosole, a z warzyw rosołowych sałatka z majonezem. 

Ze starszego chleba robiło się grzanki na patelni, lub dosuszało kromki na bułkę tartą. Z mleka kupowanego na targu babcia robiła śmietanę, a gdy mleko skwaśniało, gotowała domowy twaróg. Gdy i ser nieco podsechł, smażyło się go z kminkiem do smarowania  chleba.

Na podwieczorek jedliśmy kisiel z tartym jabłkiem i śmietaną lub budyń z sokiem malinowym.

Nawet starszawy placek drożdżowy nie trafiał do odpadków, odgrzany w piekarniku i posmarowany dżemem lub masłem był pyszny i pożywny.

Moja babcia często gotowała rosół na wołowinie, ale nie zrazowej, bo ta była zbyt droga i nieosiągalna. Mięso z rosołu przemielone w maszynce, trafiało na farsz do pierogów lub pyz, które podawano ze skwarkami lub kiszoną kapustą. W ogóle kiszonki często pojawiały się na obiad w różnej postaci. Nie znosiłam kapusty doprawianej cukrem, bo zgrzytał między zębami.

Nie pamiętam, by cokolwiek trafiało na śmietnik, bo nawet resztki kuchenne czy wspomniane wcześniej obierki od ziemniaków odbierali  hodowcy nutrii. To też znak tamtych czasów. Posiadacze ogródków działkowych hodowali nutrie lub króliki, nie tylko na futra, ale i na mięso. 

Gdyby nasze babcie zobaczyły, ile żywności marnuje się w sklepach i w każdym niemal domu, to załamałyby ręce!

Czy pamiętacie może inne domowe sposoby radzenia sobie w czasach, gdy wszystko było na kartki?

poniedziałek, 17 listopada 2025

Fortyfikacje Torunia

Wielokrotnie powtarzałam, że nawet w znanych nam miejscach zawsze można odkryć coś nowego i ciekawego, nawet nie robiąc planu i niezbyt daleko od domu, bo dni coraz krótsze.

Tym razem Muzeum Twierdzy Toruń.

Słyszałam o fortach toruńskich i choć nie jestem fanką militariów, to chętnie przystałam na propozycję męża, by zwiedzić fortyfikacje w mieście Kopernika. Wszak Toruń, to nie tylko gotyk. Pozostałości wojskowych umocnień widać gołym okiem w różnych punktach miasta.


Nie wszystkie forty twierdzy toruńskiej można zwiedzać lub trzeba się umawiać z przewodnikiem, za to polecamy odwiedzenie Muzeum Twierdzy Toruń. Naprawdę zadziwia - ogromem i nowoczesną ekspozycją. Można też przejść się po wale ziemnym nad budowlą i obejrzeć panoramę miasta.
W środy zwiedzanie jest bezpłatne, my byliśmy w czwartek.


Makiety muzealne pokazują tylko część toruńskich fortyfikacji, ale i tak robią wrażenie.
W muzeum jest 14 sal ekspozycyjnych, które zwiedza się z audioprzewodnikiem we własnym tempie.
Okres historyczny, to rozwój fortyfikacji od XVI w. poprzez okres napoleoński, czas rozbudowy do 1873 roku aż po lata II wojny światowej. 


Mury obronne i fosy wokół miasta wystarczały do czasów zastosowania broni pancernej, a najazdy Szwedów czyniły dotkliwe zniszczenia.
W jednej z sal pokazano proces wytapiania dział ze stali.


Na terenie obecnego muzeum znajdowały się niegdyś koszary wojskowe, pokazano więc zarówno sceny rodzajowe z życia żołnierzy, jak i oryginalne eksponaty zachowane do dziś, jak ten piec do podgrzewania żołnierskich potraw czy koza po lewej stronie, którą rozpalano nawet w lecie, gdyż w forcie, pod grubą warstwą betonu i ziemi zawsze panowały dużo niższe temperatury.


W muzeum zgromadzono nie tylko oryginalne eksponaty z prezentowanych epok, ale i makiety oraz materiały multimedialne. Nie sposób pokazać wszystko. Nie sposób zapamiętać wszystkie ciekawostki z audioprzewodnika. Dla miłośników historii to wielka gratka.


Nawet jeśli nie interesują nas militaria, to różne ciekawostki historyczno-obyczajowe zainteresują każdego. Po kongresie wiedeńskim Toruń znalazł się pod panowaniem Prus, stąd mundury i hełmy pruskie.
W Toruniu powstał nawet fort kolejowy dla obrony transportów z Berlina do Warszawy.
Powstało także całe zaplecze frontowe w postaci piekarni i magazynów żywnościowych, zbudowano także betonowe baterie pancerne z działami zamkniętymi w stalowych wieżach.


Gablota z hełmami, a ten biały z wielkim orłem, to korkowe nakrycie głowy żołnierza na misje afrykańskie.


Jedyny w swoim rodzaju rzygacz w kształcie głowy lwa, można je podziwiać w większej liczbie na budynku muzeum. Podobno tylko tutaj można takie spotkać.


Wieża pancerna mobilna obsługiwana przez dwóch żołnierzy. Nie mogli zbyt długo w niej przebywać, gdyż gazy powstające wewnątrz urządzenia były niebezpieczne także dla obsługi.


Na terenie fortów, oprócz koszar wojskowych istniały obozy jenieckie. Na zdjęciu powyżej scena obozowa i mundury różnych narodowości oraz zachowana maszyna do szycia ze stalagu XXA.


Jest także sala poświęcona martyrologii w okresie 1913-1945.

Toruńskie fortyfikacje, to nie tylko swoisty skansen budowli obronnych, najlepiej zachowanych w Europie, to także obraz potęgi militarnej, jak powstawała na tych terenach po 1875 roku.
Twierdza Toruń liczyła niegdyś ok.200 budowli, w tym 15 fortów oraz schrony dla ludności cywilnej, a budowa jednego fortu kosztowała tyle, co cała sieć wodociągowa dla miasta.

Ile dobrego można by zrobić na świecie za fundusze na cele obronne, gdyby ludzie nie wszczynali między sobą wojen - w imię religii, interesów polityków, z chęci zdobywania nowych ziem lub obalania niechcianych monarchii.
I tak jest niestety do dziś!

czwartek, 13 listopada 2025

Termos w roli głównej...

 Jesienne wycieczki zawsze w towarzystwie termosu i pudełka z kanapkami, nie szkodzi też zabrać kilka cukierków, najlepiej czekoladowych, czekolada jest dobra na wszystko.


Termos, taki zwyczajny i popularny, a okazuje się, że nawet w rozprawach sądowych uczestniczył.  Wynaleziony niezależnie przez dwóch panów w końcu XIX, ale batalia sądowa o nazwę Thermos toczyła się dużo później. Ale najważniejsze, że termos opuścił laboratoria i trafił pod strzechy!
Poczytać możecie TUTAJ

Z tym więc zwykłym niezwyczajnym naczyniem, wybieramy się w nasze trasy, jedynie ulewny deszcz może nas zatrzymać.


Raz jest to las , który nigdy nie zasypia, bo jak nie piękne paprocie, to stukanie dzięcioła i ślady zwierząt na każdej ścieżce.


Gorzej ze śladami działalności człowieka...a nie był to jedyny fragment lasu ze stertami drewna.


Tu termos przysiadł na barierce punktu widokowego. Widok miał być na ogromne rozlewisko terenów podmokłych, ale pomimo obficie padającego deszczu ostatnio, bagno wyschło. Sarenki równie zdziwione jak my, umykały w pola, pokazując nam tylko białe zady...



W drodze powrotnej z lasu postanowiliśmy obejrzeć nowy skwer, czy raczej park kieszonkowy w Strzelnie. Całkiem miłe miejsce, na wiosnę pewnie jeszcze barwniejsze będzie.
Ciepło się robi na sercu, gdy brzydkie zaniedbane miejsca pięknieją, by cieszyć oczy.


Innym razem, nasz termos spotkał się z innym pod wieżą widokową w miejscowości Duszno.


Wieża wśród pól, z pięknymi widokami. W dzień dobrej widoczności podobno można i Gniezno zobaczyć...


Gdy docieramy do Gniezna, kończy się w termosie herbatka, ale w restauracji indyjskiej zamawiamy herbatki zimowe, rozgrzewające i pachnące!


Z trasy spacerowej wokół jeziora podziwiamy sylwetę katedry i słuchamy salw na cześć Niepodległej.


Kibicujemy także uczestnikom biegu z okazji Święta Niepodległości. Biegli sportowcy w różnym wieku, z flagami i trąbkami kibica, zdążali do rynku, gdzie na mecie wręczano medale.
O 12.00 zaśpiewaliśmy z wszystkimi hymn Polski, później zwiedziliśmy katedrę i poszliśmy na obiad.


Auto zostawiliśmy w pobliżu Muzeum Początków Państwa Polskiego, skąd nad jezioro Jelonek blisko, a po drodze odkryliśmy pomnik, upamiętniający przyjaźń Polski i Azerbejdżanu.

Pogoda była łaskawa, zaczęło padać dopiero w drodze powrotnej do domu i to nie bardzo ulewnie.

Termos poczeka cierpliwie w szafie do kolejnej wyprawy...

poniedziałek, 10 listopada 2025

Hurtem, ale uporządkowane :-)

 Karty art żurnala tematycznie. Trochę powyklejam ostatnio, bo aura sprzyja. Znowu jakiś anonim napisze, że beznadziejne, ale trudno, nie jestem artystką, nie liczę na laury, bo nie o to tu chodzi. 

Najpierw o kobietach:



Motyw bajkowy:



Znane cytaty:




Refleksyjnie:




O podróżach:




Teraz pewnie nastąpi przerwa w wyklejaniu, bo czas z wnukiem mam w planie, no i na kartki świąteczne czas najwyższy.

Spokojnego świętowania!

piątek, 7 listopada 2025

Zapiski codzienności cz.25

 Codzienność zaskakuje na każdym kroku. Kto twierdzi, że dni są jednostajne i mało się dzieje, niechaj wyjdzie życiu na przeciw, nawet wizyta w sklepie może owocować  ciekawymi obserwacjami.


Byłam w markecie budowlanym po ziemię do kwiatów (ciągle coś przesadzam). Widzę kątem oka, że coś lata po sklepie, a hala przecież spora. To sikorka  spryciara wyszukała stoisko z karmą dla zwierząt i wyjadała ziarenka z opakowań dla ptaków.
Ale to nie jedyne spotkanie z tym ptaszkiem. Często wietrzymy mieszkanie, siatki przeciw owadom zdjęte na zimę i pewnego dnia wleciała nam do pokoju sikorka właśnie.
Na szczęście nie zaplatała się w firanki , a okno balkonowe było blisko. Wyleciała bezpiecznie, ale wyobrażam sobie, jak była przerażona...


Do gwiazdki kawał czasu, ale już od października zamawiam w Internecie upominki dla bliskich, zwłaszcza dla wnuka. Spokojniej , taniej, zamówione odbieram w sklepie stacjonarnym lub paczkomacie.
Na zdjęciu, dwie gry edukacyjne, kolejne są w drodze, bo jeszcze po drodze urodziny wnuka.


Przeniosłam z kuchni do pokoju roślinę, która wyrosła niemożliwie, sami widzicie, że wyższa od lampy, to ten sam gatunek, co sansavieria. Wzięłam kiedyś szczepkę ze szkoły , koleżanka dbała by roślin w jej klasie było dużo, ta akurat mnie zainteresowała, bo łodygi jak ołówki, ale w klasie miały wysokość kilkunastu centymetrów...


Księżyc powyżej to jego halloweenowa wersja, jakby wiedział, jaki to dzień.



Dwa kolejne zdjęcia, to księżyc ostatnich dni, hiperksiężyc, nazywany też bobrowym, bo podobno bobry przy takim księżycu są szczególnie aktywne.



Na emeryturze mój mąż zajmuje się składaniem Lego, zajęcie fajne , a  i pojazdy do zabawy z wnukiem się przydadzą, tylko gdzie to wszystko trzymać, a potem odkurzać?


Kolejny stos do czytania, jedna książka nowa, reszta od koleżanki, bo już nie ma gdzie chować, nawet stoliki koło łózka zapełnione, więc wzięłam trochę.


Mój krokomierz pokazał wynik za październik, niezły dystans, ale rekord lipca nie został pobity.
Nie wędrujemy jednak dla rekordów, a dla zdrowia!


Na jednym ze spacerów odkryliśmy blisko nas winnicę. Na płaskich Kujawach winnica!
Trzeba będzie się zainteresować i może zapisać na degustację?


Zakupiłam schodki do kuchni, bo szafki po sam sufit, zgrabne, żółte pasuje do szarego, ale do najwyższych szafek i tak nie sięgam. na szczęście na najwyższych półkach mało używane przydasie.

Dobrego weekendu, a po weekendzie będzie o wycieczkach...

środa, 5 listopada 2025

Nagroda...

Wszyscy lubimy docenianie, zwłaszcza gdy w parze z dyplomem czy medalem idzie gratyfikacja finansowa.

Pan NN otrzymał zaproszenie na uroczystość wręczenia nagród nauczycielom z okazji Dnia Edukacji.

Ucieszył się bardzo, bo nagroda starosty to konkretna kwota, a i satysfakcja niemała, nie dostaje się jej często, niektórzy raz w życiu.

Imprezę wyznaczono na godziny przedpołudniowe, w programie znalazły się występ artystyczny oraz bankiet.

Zadowolenie belfra nie trwało jednak długo. Kwota przelana na jego konto była o 1/3 mniejsza niż na papierze, takie przepisy, mówi się trudno. Jednak czarę goryczy przelał fakt, że za czas przebywania na uroczystości czyli za 3 godziny poza placówką , nie wypłacono panu NN pieniędzy.
Gdyby wiedział, odpuściłby sobie uroczystość i czekał na swój przelew oraz dyplom, bez ściskania rąk starosty i bankietu.
A można było zaprosić nauczycieli na imprezę po godzinach pracy - ale wówczas starosta musiałby pracować dłużej...

Czy w każdej beczce miodu musi się znaleźć jakaś łyżka dziegciu?