Widywałam je obie: matkę i córkę. Z wyglądu jak siostry, córka nieco wyższa. Bywały okresy, gdy matka samotnie spacerowała po ulicach, bo w tym czasie córka prawdopodobnie przebywała na kuracji. Piszę "prawdopodobnie", bo nie znam ich osobiście, wiem kim są, kłaniamy się sobie, ale jest to znajomość na zasadzie: byłyśmy kiedyś na jakiejś imprezie. Córka zachorowała na anoreksję, nie znam szczegółów, obserwowałam z daleka postępy choroby i stopień wyniszczenia ciała. Pewnego dnia, gdy robiłam coś w kuchni przy otwartym oknie usłyszałam gruchnięcie czegoś o chodnik, jakby spadł z góry worek z węglem. Wyjrzałam przez okno: matka z córką spacerowały pod moim blokiem i prawdopodobnie dziewczyna potknęła się na nierównościach. Jej chudość była przerażająca, na zdjęciach z obozu koncentracyjnego nie widziałam takich rzeczy. Usłyszałam więc dźwięk kości uderzających o płyty chodnikowe. Wierzcie mi, coś okropnego... Serce mi pękało, gdy patrzyłam na matkę, która dźwiga dziewczynę z tego chodnika i zmusza do dalszej drogi. Nim się ocknęłam z szoku i zbiegłam na dół już ich nie było, był natomiast sąsiad z niezwykle "mądrą"uwagą:
- widziała pani, jaka chuda, iść nie ma siły, ja to bym taka siłą nakarmił, jak się gęsi tuczy
- wie pan, to nie takie proste, to choroba, która się leczy i to z mizernym skutkiem...
Sąsiad nie wydawał się być przekonanym, ale cóż... dziewczyna zniknęła potem na jakiś czas, proceder się powtarzał. Zawsze gdy widywałam matkę samą, domyślałam się, ze córka jest w ośrodku.
Od pewnego czasu znów je częściej widuję, dziewczynę nawet w towarzystwie rówieśników i wszystko zapowiada się optymistycznie, w końcu doszła do siebie, wygląda coraz lepiej, jest starsza.
I tu wracam do tytułowego pytania: która z nich dzielniejsza, matka czy córka? Dziewczyna zdołała z profesjonalną pomocą pokonać chorobę, przynajmniej na razie. Matka uśmiecha się, spaceruje, ale próżno by szukać w niej tej promiennej, żywej osoby, którą była. Nawet włosy przestała farbować, a uśmiechają się tylko jej usta. Czy ktokolwiek domyśla się, co znieść musiało jej matczyne serce?
Bardzo poruszające to, co opisałaś Joasiu. Może mają tylko siebie i są sobie wzajemnie potrzebne. Jedna pomaga drugiej... może gdyby nie matka, to córka nie poddałaby się leczeniu, a córka może jest całym sensem życia matki. Pewnie razem mieszkają, skoro tak często razem spacerują. Może musi przyjść w życiu taka chwila, żeby człowiek spokorniał i zrozumiał, że nic nie jest w stanie zastąpić matczynej miłości? Takie życiowe "gruchniecie kośćmi o podłogę", może jest w stanie przełamać dumę? Jak myślisz Joasiu?... To takie moje głośne myślenie trochę...
OdpowiedzUsuńMyślę, ze w takich sytuacjach nie ma mowy o dumie czy wstydzie...trzeba ratować, ale często płaci się za to zbyt wysoka cenę. Ojcowie nie zawsze potrafią dotrwać w obliczu choroby do końca, matki walczą mimo wszystko...
UsuńObie kobiety są bardzo dzielne. Zarówno córka która stara się pokonać tą straszną chorobę jak i matka która wiernie tkwi u boku ukochanej chorej córki.
OdpowiedzUsuńMam ogromną nadzieję , że uda się dziewczynie pokonać to choróbsko i życzę jej aby nigdy nie miała nawrotu , a matce życzę aby uśmiech zakwitł na całej jej twarzy.
Od jakiegoś czasu jest chyba dobrze, nawet widziałam, jak razem robią zakupy, ale nigdy nie widziałam ich w towarzystwie męża - ojca....
UsuńW mojej pracy córka znajomego była anorektyczką, z bliska wygląda to strasznie - ręce i nogi jak patyki, zero kobiecych kształtów. To choroba psychiki, dziewczyny wmawiają sobie, że ciągle są za grube. Skrajności w każdą stronę nie są dobre, podobnie jak otyłość.
OdpowiedzUsuńOj tak, widać to zwłaszcza teraz, gdy takie upały i osoby otyłe strasznie się męczą...
UsuńUważam, że obie są równie dzielne. Córka, która walczy o życie i matka, która pomimo wszystko jest z nią, patrząc na nieszczęście swojego dziecka. Nie wyobrażam sobie jak trudno musi być im obu.
OdpowiedzUsuńMasz rację, chyba trudno to sobie wyobrazić...
UsuńPoruszyłaś bardzo ciekawy temat. Anoreksja. Choroba przerażająca, niszcząca całą rodzinę, jak alkoholizm czy narkomania. To wszystko to choroby duszy, cielesność i wygląd to tylko skutki tego, co dzieje się w głowie. Nie raz się zastanawiałam, jak to się dzieje, że zapadamy na takie choroby, w którym momencie przekraczamy granicę między drinkiem, a upiciem się, między dietą a totalnym odrzuceniem jedzenia. Piszę "my", bo nikt nie wie, co nas czeka.
OdpowiedzUsuńWiem, że matki są wiele znieść, dźwigają ogromne ciężary w postaci różnych wyborów swoich dzieci. Każda z matek chce jak najlepiej dla swoich dzieci....a potem, jak coś się przytrafia to potrafi poruszyć niebo i ziemię, by pomóc dziecku. Znam takie. Szanuję je niezwykle, obserwuję i bardzo cenię:) Dobrego dnia i dziękuję za pobudzenie do refleksji:)
Widząc takie przykłady sama się zastanawiam, czy starczyłoby mi sił na takie poświęcenie, nie znamy się wszak do końca...
UsuńStraszna choroby, myślę, że pomoc specjalisty i matce by się przydała -być wsparciem dla drugiej osoby wymaga mnóstwo siły. Zwłaszcza, że to takie schorzenie, które potrafi o sobie przypominać i, niestety, wracać.
OdpowiedzUsuńMasz rację, kobieta się uśmiecha, ale ile ja ten uśmiech kosztuje?
Usuńnajgorsze co moze byc to patrzec na cierpienie dziecka i nie moc mu pomoc...nie ma wedlug mnie wiekszego bolu, dlatego rozumiem to, ze Cie zamurowalo
OdpowiedzUsuńWłaśnie, jej dramat na ulicy w zestawieniu z postawą sąsiada...
Usuństrasznie trudna choroba... okropnie trudny czas dla obu kobiet. Obie muszą być cholernie dzielne i wytrwałe w walce z anoreksją. Obie są nieziemsko silne. Najważniejsze, że widać poprawę!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że na dłużej, bo matka jest cieniem samej siebie... witam serdecznie:-) i zaglądam do Ciebie:-)
UsuńObie mają ciężko. Tak, jak napisałaś, anoreksję trudno się leczy. I zawsze problem tkwi gdzieś głębiej. Smutna historia
OdpowiedzUsuńKibicuję im bardzo, bo córka ma życie przed sobą, ale jeśli choroba będzie nawracać to matka zapadnie się w sobie zupełnie... Dzięki :-)
UsuńWitam
OdpowiedzUsuńGdybym miało odpowiedzieć, która z tych kobiet jest dzielniejsza to powiedziałabym, że córka bo dzielnie walczyła o swoje życie i to że wróciła do zdrowia zależało tylko od niej..
Mamie oczywiście nie będę odbierać zasług, bo była wsparciem dla córki i stała przy niej i stoi po dzień dzisiejszy zapewne ale taka jest rola rodzica. Daliśmy życie i musimy je wspierać dla tego życia i dla siebie, bo jego brak zabija nas rodziców nawet jeśli nie umieramy
Oby starczyło im siły, jeśli nie wydarzy sie nic takiego, że choroba wróci, to wzmocnią kondycję fizyczną i psychiczną. Masz rację co do obowiązku rodziców, ale niektórzy w obliczu serii nieszczęść nie dają rady...
UsuńTo prawda dla tego bycie rodzicem to ciężka praca wymagająca poświęcenia i czyhających niebezpieczeństw, a najgorsze jeśli ta praca obróci się od rodzica lub stanie przeciwko niemu...w tedy przychodzi nam rodzicom patrzeć jak w zmarnowanie idzie nasze dziecko i czasem nic nie można zrobić tylko być obok i patrzeć ....smutne to
UsuńTak chyba czują się rodzice dzieci, które "zaćpały" się na śmierć, pomimo wysiłku z ich strony...
Usuń