Moja misja w tym tygodniu to Święto Pluszowego Misia i takie misje lubię najbardziej w mojej pracy. Stać się dzieckiem chociaż na kilka godzin w tygodniu i bezwstydnie bawić się, śpiewać o Colargolu, wyzwalać w dzieciakach salwy śmiechu do łez.
z biurokratycznego punktu widzenia jestem kiepskim bibliotekarzem, bo wolę pracę z czytelnikiem i promocję czytelnictwa od ksiąg inwentarzowych, protokołów i jałowych kurso-konferencji.
Ale powoli przestaję chyba pasować do tego świata, bo okazuje się, że nawet młodzi czytelnicy robią się coraz dziwniejsi. Niektórzy przychodzą do czytelni porozmawiać, a nie poczytać, w Internecie słuchają muzyki lub oglądają filmiki o grach, zamiast szukać informacji o świecie, w książkach szukają ilustracji, a nie tekstu... ale w osłupienie wprawiła mnie sytuacja następująca: wchodzę do sali umówiona na zajęcia z uczniami II klasy. Dzieci poproszone zostały o przyniesienie na lekcję swoich pluszaków. Okazało się, że chłopcy niemal w całej ich liczbie nie przynieśli maskotek(jeden pożyczył od siostry, ale chowa pod ławką).Pytam: chłopaki, co się dzieje? zapomnieliście?! Przecież mamy Święto Pluszowego Misia!
A oni mi na to: Nie zapomnieliśmy, JESTEŚMY ZA DOROŚLI NA ZABAWĘ MISIAMI. To dla małych dzieci i co to za święto?
Gdybyście mieli wątpliwości, to nie chodzi o uczniów II klasy gimnazjum, ale o 8-letnie dzieci, a niektóre 7-letnie, bo zaczęły szkołę w wieku 6 lat. Pocieszyło mnie tylko to, że bawili się świetnie, historii Puchatka słuchali z zapartym tchem i nic nie wskazywało na to, że są zbyt starzy by bawić się misiami. Dodam, że zjawisko powtórzyło się w kilku klasach. Zdarzyły się nawet jednostki zbyt "stare" na zabawy w kręgu, że o kolorowankach nie wspomnę. To ja już nie wiem: bać się czy martwić? Bo ja na widok słodkich pluszaków w sklepach staję się na chwilę dziecinna i muszę chociaż pomacać, a tu słyszę:za dorośli...
Niechaj się więc ludzie z kręgu pana Prezesa nie martwią o Gender, tacy 8-letni macho potrafią przerazić dojrzałe kobiety...
Dzisiaj w jednym z marketów aż się zatrzymałam z wrażenia. Była tam usypana góra misiaków, a na środku siedział jeden taki słuszny - prawie jak mój - ten żywy miś ;) Pomyslałam z wielkim żalem że za moich czasów nie było takiego wyboru. Miałam jednego misia, którego babcia mi przywiozła z NRD. Wszystkie dzieci mi go zazdrościły. Jaki on był puszysty... żal , na prawdę żal, że teraz dzieci jakieś takie "dorosłe" w tym wieku. Co onę będą robiły przez resztę życia?
OdpowiedzUsuńTrafne pytanie, Gabrysiu. Może wyrosną na zgorzkniałych dorosłych , a może odnajdą właściwy tor, czego im życzę...
UsuńNiektóre dzieci zastąpiły misie komputerami i tabletami, takie czasy. Chociaż jest różnie - w pewnym gimnazjum w moim mieście jest raz w roku "Dzień misia" - kto przyniesie misia ten jest zwolniony z pisania sprawdzianów i pytania. Prawie wszyscy przynoszą.
OdpowiedzUsuńFajny pomysł, u nas samorząd ogłosił, że kto w Mikołajki przyjdzie w czapce Mikołaja dostanie cukierka...
UsuńZnam to ze swojej pracy; przeraża mnie ta "dorosłość" dzieci, a z drugiej strony jak im pokazać jakieś zabawy, w których pierwszych skrzypiec nie gra telefon, komputer, itp. to wszyscy są zachwyceni - może jest jakaś nadzieja dla tych pokoleń ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, dlatego często wyciągam z szafy gry planszowe i podtykam dzieciakom w czytelni, najpierw kręcą nosem, ale jak zaczną, to bezcenne są te emocje...
UsuńKtóregoś dnia widziałam dzieciaków wracających ze szkoły z pluszakami. To zapewne był Dzień Misia. Świętna akcja. Byli tam również chłopcy! Może wszystko zależy od umiejętności zachęcenia dziecka do tego czy tamtego? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie wszyscy są za starzy na zabawę...
UsuńTo chyba nawet nie chodzi o "dorosłość", a o przerażający, chłodny realizm, bez miejsca na fantazję, magię, wyobraźnię. Mój syn jeszcze na maturę zabrał swojego wytartego misia, który z tej okazji dostał czarną aksamitną wstążeczkę :) I nie była to żadna siara. Ale już jego czteroletnia córka rzuca niedbale misia, a na zwróconą uwagę mówi:" to jest przecież tylko zabawka". Nie wiem, ale mam takie przekonanie, że najpierw trzeba nauczyć się kochać misia, a potem ludzi. Będąc na licznych placach zabaw z wnuczką nie widuję dziewczynek, które by w wózkach woziły lalki. Jakie wyrosną z nich matki? Pewnie przesadzam, ale jakoś żal...
OdpowiedzUsuńMyślę, że coś w tym jest, bo przecież przez takie zabawy uczymy się pewnych zachowań, pewnych zasad, wyrażamy swoje uczucia, poznajemy się, swoje reakcje, a jeśli tego zabraknie?
Usuńbiblioteka to już nie to samo co kiedyś. sama pamiętam jak byłam mała latałam między półkami jeszcze tej szkolnej, a na zakończenie roku dostawałam dyplomy za dużą ilość przeczytanych książek. a jak zaczęłam poznawać bibliotekę od strony pracownika... dzieci niewiele, tyle, co przy okazji zajęć plastycznych czy tanecznych, a i tak większość na wybór ksiązki namawiają rodzice. o czytelni nawet nie wspomnę, wykupiliśmy fajny program do angielskiego dla dzieci, włączy się im, wyjdzie na moment to zaraz zamykają program i włączają grę...
OdpowiedzUsuńBardzo trafne uwagi, my też mamy mnóstwo zakupionych gier edukacyjnych i gdyby nie nauczyciele korzystający z nich na zajęciach dodatkowych, to uczniowie korzystaliby sporadycznie, wolą niestety prymitywne gry nie wymagające myślenia.
UsuńKocham pluszaki i futrzaki (żywe sierściuchy). Fajnie jest choć raz na jakiś czas poczuć się znowu dzieckiem...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Czasami mam wrażenie, że dorośli chętniej się dziś bawią niż dzieciaki...
UsuńW naszej szkole także obchodzono Dzień Misia:) I w klasie naszego 9-letniego syna wszyscy chłopcy przynieśli po kilka misiów, wykonywali piękne prace związane z Kubusiem Puchatkiem, wygłupiali się i na szczęście nie udawali dorosłych. I Dominik, i Kornelcia śpią ze swoimi pluszakami:) Ale zgadzam się ze wszystkim, co piszesz Asiu, moja ciocia, która jest przedszkolanką prawie 30 lat często porównuje dzieciaczki, które nauczała na początku swojej pracy do tych współczesnych i mówi, że kiedyś na hasło: "Bawimy się w kółko graniaste" była dzika radość, a teraz skwaszone miny:/
OdpowiedzUsuńTeż się często zastanawiam, jacy to będą dorośli, a to ważne, bo my wtedy będziemy już starzy i często zależni własnie od tych młodych.
Dobrej niedzieli Asiu:)
Na szczęście jest wiele fajnych radosnych dzieciaków i dlatego ciągle lubię swoją pracę. Obserwuję też, że te fajne dzieciaki pochodzą z domów, w których pielęgnuje sie pewne wartości, niezależnie od statusu majątkowego. Najbardziej jednak boli gdy chcesz zrobić dzieciom przyjemność, kupujesz nagrody w konkursie i przy wręczaniu widzisz przewracanie oczami lub kwaśne miny, bo to TYLKO czekolada... ale dla tych, którzy się cieszą nawet z lizaka, warto!
UsuńJak się nie podoba, niech oddadzą. Naprawdę tak bym zrobiła i spytała :"kto chce?" Natychmiast by im się ta czekolada wydała rarytasem ;)
UsuńJa trochę ich rozumiem ;) To zawsze tak jest, że przychodzi pewien wiek kiedy dzieciaki chcą być starsze niż są naprawdę. Ja też odrzucałam pluszaki, wstydziłam się wszystkiego co mogło mnie powiązać z byciem dzieckiem mimo, że nim byłam. A dziś? Osiemnastka na karku, a ja mam pół łóżka w pluszakach i koc z Hello Kitty ;))
OdpowiedzUsuńNo fakt, jest coś takiego, ale żeby w tym wieku? Jeśli w wieku 7-8 lat szpanują na doroślejszych, to jacy będą w wieku 12 lat? Ale cenna uwaga, zawsze warto wymienić poglądy z młodszym pokoleniem, żeby nie stać się zakurzonym egzemplarzem :-)
UsuńBanalne to co powiem, ale chyba prawdziwe... wydaje mi się, że w tak zwanych "naszych czasach" znacznie więcej cieszyło nas bezinteresownie. Powiem więcej: ulegaliśmy jako dzieci iluzji i fantazji nawet wtedy, gdy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jest to świat poniekąd wymyślony przez kogoś dla nas. Dzisiaj te same dzieciaki podlegają konieczności poddawaniu się egzaminom, które ustawiają je we właściwej kolejności przydatności dla społeczeństwa. Z drugiej strony wymyśla się Bóg wie co, aby uatrakcyjnić życie w szkole/bibliotece, a efekt tych starań bywa, delikatnie mówiąc, różny.
OdpowiedzUsuńCóż ... trzeba przywyknąć do nowego, rozumieć nowe, choć nie poddawać bez walki, bo wtedy zostanie komputer, tablet, smartfon i inne uprzyjemniacze życia, niekoniecznie najwartościowszej urody... pozdrawiam
Jejku, jak ja się cieszę, że byłam dzieckiem w " naszych czasach". Może tym bezmisiowym dzieciom brakuje ciepła w rodzinie? Bo łatwiej kupić tablet niż przytulić
UsuńEwo, to nie tak. Moja wnuczka jest uwielbiana przez tatę, dostaje naprawdę dużo głasków i witaminy M, ale synowa (pewnie w oparciu o jakieś poradniki :) ) konsekwentnie mówi jej "prawdę". No, prawda to prawda, ale czy to akurat ta prozdrowotna? ;)
UsuńOdpowiem po kolei:
Usuń- imprezy w bibliotekach są potrzebne, żeby chociażby podpowiedzieć niektórym różne formy kontaktu z biblioteką, zaintrygować opornego czytelnika, ale zgadzam się z tym, że wielu uczestników imprez tylko uczestniczy, ale i tak nie czyta, biblioteka miejska u nas organizuje imprezy z tortem, pizzą i widzę potem w sieci, ze chodzą te same osoby i te które znam, wiem że raczej nie czytają...
- wielu rodziców wyręcza sie techniką, zeby jak najmniej się samemu angażować
- z mówienia dzieciom tzw. prawdy wynika taka właśnie staromaleńkość, tylko co wówczas z baśniami, legendami itd.?
To tylko moja teoria, szarabajko. A dzieci bywają dziwne od urodzenia. Mój 2,5letni synek wiedział (mimo naszych starań), że Mikołaj to tata. Dobrze, że nie zdradził tego starszemu bratu. Taki realista i już.
UsuńZgadzam się, bywają dzieci dziwne od urodzenia i żadne metody i sposoby nie działają...
UsuńZ dzieciństwa pamiętam taką śliczną piosenkę o Colargolu:
OdpowiedzUsuńColargol to wielki cham,
Miał pół litra - wypił sam.
Teraz sobie smacznie śpi
I panienka mu się śni!
O Colargolu tez śpiewaliśmy ale wersję dla dzieci :-) twoja wersja to chyba podsłuchana pod drzwiami gdy rodzice mieli gości:-)
UsuńBył jeszcze miś Kolabor i załoga Dżi, co puka rano do drzwi...
UsuńMasz rację, zapomniałam, stare dzieje...
UsuńMiałam kilka pluszaków w dzieciństwie i długo spałam w otoczeniu tych przyjemniaczków :P
OdpowiedzUsuńNiektórzy długo śpią lub trzymają w pawlaczu, bo ciężko im się rozstać...
Usuń