Pisałam o książce opowiadającej historię produkcji lodów w Ameryce.
Już w trakcie pisania tego posta powstawał pomysł na następny, a mianowicie odpowiedź na pytanie, jak z pracami domowymi radzili sobie ludzie w przeszłości,jak przechowywali żywność,jak sprzątali gdy nie było prądu. A przecież nawet w czasach nie bardzo odległych nie każdego stać było na zakup lodówki czy pralki.
Ludzie od najdawniejszych czasów robili zapasy żywności i z jej przechowywaniem w okresach ciepłej aury bywały największe problemy. Swoją drogą, zwiedzając pałace i dwory zazdroszczę czasem naszym przodkom tych wielkich spiżarń, piwnic oraz innych schowków, gdzie wszystko było pod ręką i nie trzeba było chodzić do sklepu.
Widywałam nawet specjalne piwniczki na wino, z higroskopijną posadzką, aby utrzymywała odpowiednią wilgotność powietrza. Gdy jeździłam do krewnych na wieś, zauważyłam, że ciocia przechowuje masło, śmietanę i mleko w wiadrze spuszczanym do głębokiej studni, w ten sam sposób chłodziła także napoje dla domowników. Właściciele domów czy pensjonatów miewają czasami takie piwnice i spiżarnie. Byłam kiedyś u znajomych na wsi, którzy w specjalnym pomieszczeniu gospodarczym przechowywali takie własnie zapasy, sami kisili kapustę w beczce, przetwarzali i zamrażali mięso ze świniobicia.
Kiedyś w starych miejskich kamienicach bywały takie spiżarnie i nie mam pojęcia, w jaki sposób utrzymywano tam , nawet latem tak niską temperaturę?
Zachwycają jak dzieła sztuki te szynki i kiełbasy wiszące u powały , beczki kapusty, ogórki w kamionkach, garnki smalcu lub gęsiego tłuszczu, który dodawało sie do wypieków, bo długo trzymały wilgoć. Warkocze czosnku, wiązki suszonych ziół, jabłka w koszach wyściełanych sianem, ziemniaki w stertach...
Znalazłam stronę w sieci, gdzie poczytać można o takich spiżarniach i piwnicach, chłodzonych nawet lodem:
http://ciekawostkihistoryczne.pl/2012/12/08/jak-radzono-sobie-w-czasach-przed-wynalezieniem-lodowek/
W spadku po przodkach przejęliśmy zamiłowanie do robienia przetworów, aby w słojach zamknąć smak letnich owoców i warzyw, a niektórzy zainstalowali w piwnicach zamrażarki, aby warzywa i owoce z działki nie zmarnowały sie przez zimę, chociaż za prąd do tych zamrażarek płacą pewnie więcej, niż te frukta są warte. Ale nie bądźmy drobiazgowi. Przetwory to jednak nie był jedyny sposób, suszono i solono nawet mięso i ryby.
Ale gospodarstwo domowe to nie tylko przechowywanie żywności, to także pranie, prasowanie, odkurzanie, czyszczenie sreber, garnków itp. Tu też polecam blog, gdzie znajdziecie mnóstwo ciekawostek na ten temat.
http://www.lisak.net.pl/blog/?p=3510
Sama pamiętam pranie na tarze czy w pralce z wyżymaczką i chodzenie z wysuszonym praniem do magla. Kiedyś w ogóle pranie w domu było rodzinnym wydarzeniem, do nas przychodzili dziadkowie ze swoim praniem, rodzina zbierała sie w pralni, a dla wszystkich piorących gotowało się posiłki i ja je zanosiłam do pralni, tam patrzyłam jak gotuje się prześcieradła i krochmali firany ręcznie robione.
A kto znał znał kiedyś żelazka z parą lub odkurzacze? Aż trudno wyobrazić sobie dziś jak ciężką pracę wykonywały niegdyś gospodynie domowe. Moim wspomnieniem z dzieciństwa było pastowanie podłóg w soboty i zapach placka pieczonego na niedzielę. Całe życie podzielone było na stałe rytuały, a jednak ludzie na wszystko mieli czas i byli bardziej ze sobą.
Teraz mamy wiele urządzeń ułatwiających życie, nawet leczymy się szybko, rozmawiamy na odległość i krótko, a jednak ciągle słyszymy o braku czasu.
Bardzo często, korzystając z dobrodziejstw techniki, wspominam babcię, która wykonywała w moim domu (mama pracowała) większość prac. Bardzo jej współczuję. Jak bardzo by się ucieszyła, gdyby mogła zobaczyć moją zmywarkę, pralkę i panią B., którą syn zatrudnia do większych porządków ;)A przecież była taka samą kobietą, jak ja. Pewnie nawet z tymi samymi dolegliwościami :(
OdpowiedzUsuńSama często sie zastanawiam, jak wtedy te nasze mamy i babcie dawały radę, ja po umyciu wszystkich okien wyczerpuję zapas energii.
UsuńAsiu ja też pamiętam pranie na tarze. W moim rodzinnym domu też żywność przechowywało się w studni. Na ziemniaki był wykopany specjalny dół głęboko w ziemi. Pamiętam jak z siostrą lubiłyśmy się tam bawić w dom, jak słałyśmy posłania dla lalek, zawsze to wspominamy z sentymentem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Asiu. :) .
Moja babcia miała dwie piwniczki pod podłogą, w jednej trzymała węgiel, w drugiej ziemniaki i słoiki z przetworami, a pod łóżkiem w starej walizce przechowywała pierniki.
UsuńZ pewnością prace domowe były ciężkie i pracochłonne, ale tak jak zauważyłaś - ludzie byli blisko siebie i mieli więcej czasu niż my teraz.
OdpowiedzUsuńJa wychowywałam się na wsi i jako małe dziecko, pamiętam te czasy, kiedy wieczorami siedzieliśmy przy lampkach naftowych. Może byłam zbyt mała, żeby ocenić, ale nie było pośpiechu. Wieczorna atmosfera była wesoła. Ogień wesoło huczał, rodzice opowiadali nam bajki albo jakieś zdarzenia z życia, a my z rodzeństwem bawiliśmy się, słuchając. Często też przychodzili do nas sąsiedzi, albo my do nich - całą rodziną.
A jakim wydarzeniem było kiszenie kapusty! Zawsze było przy tym więcej osób, a przy tym rozmów, żartów... Podsunęłaś mi pomysł Jotko;) Napiszę o tym.
Cieszę się, bardzo chętnie przeczytam. Ja pamiętam kupowanie świni na spółkę i wspólne robienie przetworów z mięsa, czasem pod okiem zawodowego rzeźnika.
UsuńŚwiat idzie naprzód, ale ludzie jakby za nim nie nadążają.
OdpowiedzUsuńW połowie lat 70' ub.w. zakończono w Łodzi budowę kilku wieżowców, które później nazwano "inteligentnymi budynkami". Wyposażone w szczytowe osiągnięcia elektroniki, miały być przeznaczone dla kadry kierowniczej prężnie rozwjającego się przemysłu. Założeniem głównym było to, aby wykształceni ludzie nie tracili czasu nawet na gotowanie herbaty w domu, dlatego nie było pomieszczenia kuchennego. :) W podziemiach budynków zainstalowano restauracje, gabinety odnowy, świetlice, sklepy całodobowe, parkingi samochodowe, itp. placówki usługowe.
Życie jednak zweryfikowało wizjonerskie marzenia architektów. Przemysł upadł, i po transformacji ustroju budynki zaczęli zasiedlać mafiosi, nuworysze ze wsi, ci co "im się udało", itd.. itp. Zaczęto więc przerabiać salony na kuchnie, tarasy na grillownie, garderoby na komórki, placówki usługowe na bary i salony gry, odgradzać piętra kratami, i rugować dotychczasowych domowników.
Myślę, że podobnie było też z zamrażaniem żywności, bo po co rolnikowi z lat 60/70 telewizor i lodówka, gdy nie miał ciągnika?
Pamiętam, jak u nas oddano mieszkańcom nowe wieżowce z domofonami, zsypami na śmieci i windami. Domofony zostały od razu zdewastowane, windy ciągle się psuły, a w zsypach rozpanoszyło sie robactwo i szczury. Taka to nowoczesność nastała.
UsuńPamiętam telewizory do których nie były dołączane piloty;) Nie wyobrażam sobie teraz, że trzeba wstać, aby zmienić kanał telewizyjny. A pranie na tarze? Choć to już nie moje czasy to dla mnie czytanie o takiej metodzie prania brzmi jak kosmos;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTelewizor bez pilota? Telewizory były czarno-białe i czasami w bloku odbiornik miało niewielu sąsiadów, ale mecze oglądało sie wspólnie, takie strefy kibica...
UsuńDawniej ludzie mieli większy szacunek nie tylko dla drugiego ale dla zwierząt, rzeczy czy żywności, dlatego umiano przechowywać, naprawiać. Teraz gdy się zepsuje, po prostu wyrzucamy i idziemy do sklepu po nowe.
OdpowiedzUsuńBo teraz takie produkują, że albo nikt nie umie naprawić, albo wytrzymują do końca gwarancji...
Usuńżeby zobaczyć, jak wyglądałoby nasze zycie teraz bez prądu, proponuję przeczytać Blackout, pisałam o tej książce w stosiku marcowym. Ja już odpuszczę urokliwe zycie przy świeczce...przetwory... ( ja akurat nie lubię), sprzęty które się dało naprawić... ale sporo leków trzeba przechowywać w lodówce. Kiedyś ci ludzie umierali, teraz żyją. I w tek kwestii nie ma sentymentów.
OdpowiedzUsuńTo jest poważny problem. Czytałam thriller o wielkiej awarii prądu, przez co jedna z bohaterek zmarła w windzie wieżowca, bo zabrakło zasilania w aparaturze podtrzymującej życie pod jej wózkiem inwalidzkim, a przez brak prądu nie mogła doładować agregatu...
UsuńUwielbiam stronę Ciekawostki historyczne, jest tam mnóstwo świetnych artykułów. Mieliśmy kiedyś taką piwnicę pod podłogą, ale ją zasypaliśmy, a właściwie przydałaby się. Cóż, ludzie jakoś musieli sobie radzić bez tych nowoczesnych sprzętów i sobie radzili jak widać. ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, pomysłowość ludzka nie zna granic, nie bez przyczyny mówi się, że potrzeba jest matką wynalazku.
UsuńBardzo ciekawy pomysł na post. Często zastanawiam się czym zajmowali się ludzie w czasach kiedy nie istniały wszelkie media, centra handlowe itd. teraz widzę, że zdecydowanie się nie nudzili :) Choć osobiście nie wyobrażam sobie życia bez prądu i myśle że dziś byłoby to naprawdę skąplikowane, w końcu doceniamy jak tracimy.
OdpowiedzUsuńTak, jak bardzo jesteśmy zależni od prądu okazuje wtedy, gdy go wyłączą...
UsuńSą miejsca na świecie gdzie to nie jest przeszłość. Prąd bywa, ale wody bieżącej brak. Studziennej zresztą też. Trzeba nosić z daleka. I nie mówię tu o dżungli czy innych dzikich ostępach. Tak jest w wielu indonezyjskich miasteczkach
OdpowiedzUsuńObawiam się, że w Polsce też byśmy jeszcze takie miejsca znaleźli.
UsuńWitaj po przerwie :-)
Jako dziecko mieszkałam w budynku wybudowanym tuż przed wojną. Był nowoczesny, usytuowany na planie litery"L", a wszystkie kuchnie były usytuowane na północnej stronie budynku. Wszystkie kuchnie miały tzw. "szafki chłodnicze", czyli szafkę, która była obudowana blachą nierdzewną a w niej był "firmowy" pojemnik na lód. Przed wojną zamawiało się u dostawców lód w blokach , umieszczało się go w tej szafce i był to rodzaj chłodziarki. Poza tym szafki, które były pod oknem, miały tzw. wywietrzniki- pustą przestrzeń pomiędzy murem a szafką do których wpadało z zewnątrz powietrze poprzez dziurkowaną blaszkę. Po wojnie już nie było firm rozwożących lód. W związku z brakiem lodówek kupowało się wszystkiego naprawdę nieduże ilości, nikt nie znał dzisiejszego zaopatrywania się raz na tydzień. Masło było codziennie, a czasem i dwa razy dziennie zalewane zimną wodą, żeby się nie utleniało. I niestety od wiosny do jesieni gotowało się codziennie, nie tak jak dziś to robię, czyli 2 lub 3 razy w tygodniu.Robiło się sporo weków, jeżeli okoliczności zmusiły gospodynię do zakupu jednorazowo większej ilości mięsa. Regularnie również wekowano owoce i warzywa, robiono domowe soki owocowe, a u mnie dziadek co roku robił wino z dzikiej róży.I smażono nałogowo konfitury. Nie wiem jak było wtedy na wsi, bo jestem rodem z ceglano - betonowej dżungli. Niewątpliwie na wsi mieli znacznie lepsze warunki przechowywania żywności, choćby dlatego, że mieli piwniczki, które gdy były dobrze wykonane utrzymywały stałą temperaturę i odpowiednią wilgotność. Pamiętam z tamtego powojennego okresu żelazko "na duszę" i ustrojstwo, tzw. żelazka, do kręcenia loków.
OdpowiedzUsuńDuszę żelazka stawiało się na płomieniu gazowym, potem wielką sztuką było umieszczenie jej w żelazku.A kręcenie loków przy pomocy tych "żelazek" też było niezłe- rozwarte żelazka kładło się na gazie, a nim zakręcało się loki, należało na kawałku papieru sprawdzić, czy aby nie spalą włosów. "Żelazka" musiały skręcić papier a nie zabrązowić go i wtedy uznawano, że można nimi kręcić włosy. Masakra, nigdy sobie nie dałam zrobić loków-ze strachu. I pamiętam tę okropną troskę o parkiet, codziennie froterowany suknami, per pedes.I zmywanie w misce, dopóki nie uruchomiono kotłowni w naszym budynku. Bo budynek, jako, że był nowoczesny miał własną kotłownię, centralne ogrzewanie i była również ciepła woda bieżąca, co było w powojennej Warszawie rarytasem.
Ale nim uruchomiono ową kotłownię, w każdym pokoju stał piecyk o wdzięcznej nazwie "koza" a w kuchni był piec i nim uruchomiono gazownię miejską wszystko się na nim gotowało.W łazience był piec ze zbiornikiem wody, jego pojemność wystarczała na 3 wanny.Gdy uruchomiono centralne ogrzewanie piec rozebrano.Ciągłe noszenie węgla z piwnicy na 3 piętro nie należało do miłych i lekkich zajęć.
I pamiętam co wieczór słuchanie Radia Wolna Europa, zagłuszanego koszmarnie.
Miłego;)
Dzięki za objaśnienie, zawsze się nad tym głowiłam, czemu w tych spiżarniach było tak zimno...
UsuńTaką lokówką fryzjerka robiła mi loki przed I komunią. Pamiętam zapach palonych włosów :-(
Masz rację, wiele jest gadżetów wymyślonych chyba tylko po to, żeby wyciągać od nas pieniądze i to nie małe...
OdpowiedzUsuńJa najbardziej tęsknię za piecami kuchennymi. Takie pyszne żarcie na nich powstawało...
OdpowiedzUsuńNo samo nie powstawało :-) Ale przy kaflowych można się było pogrzać i kapotę wysuszyć...
UsuńTeż myślę, że to ciekawe: coraz więcej urządzeń ułatwiających życie i coraz mniej czasu... Przykładowo, kiedy rozpoczynałam swoją pierwszą pracę, to nie miałam komputera nawet (!), tylko elektryczną maszynę do pisania. I pracowało się. Dzisiaj, w moim biurze, kiedy nie ma prądu, to w zasadzie możemy iść do domu :-) Kiedy jestem w domu i akurat wyłączają prąd to też pierwszy odruch typu wrrrrr ;-) I zamrażarka zagrożona.
OdpowiedzUsuńW sklepach to samo, nawet wagi są na prąd. Na każdym kroku bez prądu ani rusz...
UsuńKiedyś przez jeden dzień nie było prądu i wiesz ile ja w tym czasie zrobiłam? Czasami robię sobie takie postanowienie, że ustanowię sobie jeden dzień " bez prądu" w tygodniu, ale na postanowieniu się kończy. U mojej babci w pokoju było tak zimno, że jak spaliśmy to para nam z ust leciała - lodówki nie miała - bo po co :) a piwnicy kiszona kapusta... już mam ślinotok :)
OdpowiedzUsuńBez prądu byłoby kiepsko, bo zamrażarka odmówi współpracy...
UsuńTo tak tylko w mojej głowie, rozumiesz - tak na niby :) Wszystko działa - tylko ja robię coś z dala od niego...np. idę na spacer zamiast do komputera :)a przypomniał mi sie cytat z Samych swoich -"Jeszcze żeby tej elektryki nie było, to byłabym już spokojna"
UsuńWtrącę swoje trzy grosze gdyż zgadzam się z cytatem, bo wszelkie urządzenia na prąd po prostu zawładnęły naszym życiem i raczej się już nie da bez nich żyć. I mimo, że jest nam z nimi wygodnie to często marzymy o tym, by uciec gdzieś do dziczy. Ale ..... Zdarzyło mi się wyjechać na majówkę i zapomnieć telefonu 😉 na początku dziwnie, a potem coraz lepiej 😉
UsuńCo do tematyki "bez prądu" to raczej trudno sobie teraz wyobrazić życie. A z dzieciństwa ale już z prądem najbardziej pamiętam wielkie pranie na strychu, gdzie urzędowałyśmy z Mamą cały dzień. I myślę, że z urządzeń na prąd najbardziej dotkliwie odczułabym awarię pralki.
Pozdrawiam 😉
Z zostawianiem w domu telefonu też nie mam problemu, gorzej z tymi, którzy chcą się do mnie dodzwonić...
UsuńOd prądu uzależniliśmy się okropnie. Jego brak, to byłaby tragedia. Moja mama, gdy byliśmy mali, specjalnie wybierała na spędzanie wakacji miejsca, gdzie jeszcze nie było prądu. Dlatego poznałem dobrze lampy naftowe :-) Była to niewątpliwa atrakcja, ale wtedy jeszcze prąd nie był aż tak niezbędny. Wiele rzeczy funkcjonowało bez potrzeby prądowej, na baterie, które po prostu kupowało się kiosku czy sklepiku. Teraz nie da rady. Jeżeli jeszcze samochody przestawimy na prąd, to będzie to 100% uzależnienie
OdpowiedzUsuńMasz rację, w domu mam akumulatorki, które też doładowujemy na prąd ze ściany :-)
UsuńTak sobie poczytałam i nie zapomnę jak u mnie zabrakło prądu. A w tym samym czasie moje dzieci oglądały "za moimi plecami" "Paranormal activity"( nie wiem czy dobrze napisalam)- więc gdy nagle zgasło światło, telewizor się wyłączył, to tylko usłyszałam krzyk z pokoju. No cóż, mają nauczkę.:) Bo zakazałam oglądać takie filmy.
OdpowiedzUsuńTakie filmy to i dorosłych potrafią nieźle nastraszyć, ale dobre horrory nawet lubię :-)
UsuńTe wiejskie piwniczki zawsze mnie fascynowały z różnych przyczyn. Wokół puszczy pozostały po wsiach opuszczone domy, a na piwniczkach przybito tabliczkę że są schronienieniem nietoperzy. W jednej z nich, którą wskazał mi pewien starszy człowiek celnicy niemieccy zamykali szmuglerów...
OdpowiedzUsuńCzyli piwniczki miały wiele funkcji, a teraz są schronieniem dla gatunków zagrożonych, jak jaskinie...
UsuńUruchomiłaś wspomnienia Jotko. Pamiętam, gdy byłam dzieckiem jeździłam do babci, która mieszkała pod miastem nad kanałem melioracyjnym. I w tym kanale kobiety na tarach robiły pranie i płukały też w kanale. Taką tarę pamiętam też z domu. Wtedy mieliśmy też kuchnie węglową a w szafce pod oknem był własnie wywietrznik i tam mama przechowywała rzeczy, które wymagały chłodu. I najnowsze wspomnienia - kiedyś na moim osiedlu na kilka godzin brakło prądu. Co to za zamieszanie było. Sklepy nie pracowały, bo kasy nie działały, podobnie fryzjer, lekarz, dentysta. Siedzieliśmy przy świeczkach i pamiętam jak się wtedy z mężem nagadaliśmy za wszystkie czasy... Tak, jak dziś braknie tzw. mediów to po prostu koniec świata bliski.
OdpowiedzUsuńTo prawda, brak prądu może dziś sparaliżować nam życie, a nawet być zagrożeniem życia dla chorych i niepełnosprawnych.
UsuńDobrze, że piec mam na gaz ;-)
I ja pamiętam czasy, gdy moja babcia miała spiżarkę,w której było bardzo chłodno (może nie tak jak w lodówce, ale dużo chłodniej, niż w mieszkaniu). To pomieszczenie nie miało ogrzewania i siłą rzeczy nawet w czasie upałów jedynie tam panował przyjemny chłodzik.
OdpowiedzUsuńCo do braku lodówki...gdy miałam kilka lat, moi rodzice przechowywali żywność, która mogłaby się zepsuć po prostu...na parapecie okiennym w bloku. Dziwne to były czasy i zapewne krótki czas początku małżeństwa moich rodziców, bo dalej było już "normalnie".
To były tzw. ogródki zaokienne. Kiedyś moja mam położyła tam mielone mięso, którego połowę wydziobały ptaki...
UsuńKiedyś ludzie żyli w "spartańskich " warunkach i musieli sobie radzić , musieli przewidywać , mieć w zapasie itd. Dziś gdyby na dłuższy czas wyłączono prąd , gaz, wodę - nie wyobrażam sobie co by się działo ... w blokach nie ma kominów , wszystkie urządzenia nie działają itd
OdpowiedzUsuńJednym słowem wszystko jest dobrze gdy jest dobrze , ale nie daj Boże złego ...
Każda awaria wzbudza strach, zwłaszcza zimą, bo mieszkania w blokach nie ogrzejesz, współczuję tym, którzy mają wszystko na prąd...
UsuńPiece kaflowe pamiętam z dzieciństwa, z domu rodzinnego. I choć węgiel trzeba było z piwnicy nosić i palić w nich codziennie, to ani się do nich nie umywają kaloryfery. Do pieca się przytulało, suszyło na nim pestki dyni i rybie pęcherze, siadało przy piecu bluziutko, gdy mróz chwytał.. Piece, zupełnie jak dawniejsze jeszcze żelazka, miały dusze. Rozmarzyłam się tymi wspomnieniami dzieciństwa. Pewnie, że teraz niby wszystko łatwiej, lepiej, szybciej, ale jakoś tak byle jak. A i czasu, jak wspomniałaś, jeszcze mniej.
OdpowiedzUsuńW dzisiejszych czasach nie trzeba wojny, wystarczy ludziom odciąć prąd i bieżącą wodę, a jeśli do tego odetnie się jeszcze gaz, to już w ogóle nie ma o czym gadać. Tak zwana "ciemna (zimna) d**a"
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
W swoim czasie krążyło takie powiedzenie, że w Polsce nie trzeba wojny, wystarczy zrzucić z samolotu kartki na cukier, to się będzie działo...
UsuńPrzeżyłam tydzień bez prądu, kiedy zimą zerwało linię. Brr.
OdpowiedzUsuńZimą bez prądu i ogrzewania to prawdziwa masakra !
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńJakoś tak chodzą po nas te dary nieba, co to je przetwarzać trzeba :)
Kiedyś spędziliśmy Sylwestra w góralskiej chacie bez prądu, bo nikomu nie przyszło do głowy zapytać, czy jest - takie to było dla nas oczywiste :)
I to był jeden z najlepszych Sylwestrów w moim życiu - nie sądziłam, że w mężczyznach może drzemać tyle atawistycznych cech :)
Pozdrawiam :)
Prawda? a jaką kreatywność to w nas wyzwala... w różnych dziedzinach :-)
UsuńTen wszechobecny brak czasu jest okropny. Gdy chcesz się z kimś umówić słyszysz: nie mam czasu. I już. Nic więcej. Jak to ??? Dlaczego tak ??? Jeśli ludzie nie mają dla siebie czasu to już naprawdę źle się dzieje.
OdpowiedzUsuńJa z kolei pamiętam, gdy z babcią chodziłam do magla. Było tam ciepło i spotykało się ludzi znajomych. A przed tym maglowaniem to razem z babcią i mamą ciągnęłyśmy prześcieradła i obrusy za rogi. Było przy tym dużo śmiechu i frajdy.
A na te strony o przechowywaniu żywności to chętnie zajrzę, bo brakuje mi takiego pomieszczenia przy domu. Pozdrawiam serdecznie :)
O tak, pamiętam tez prężenie firan na specjalnych stelażach...i krochmalenie wszystkiego na sztywno.
UsuńMoże te strony nasuną Ci jakiś pomysł :-)
Odpisałam Ci u siebie. Tak to technologia figle płata. Czasem sobie myślę, że naszym prababciom było mimo wszystko łatwiej. A na pewno smaczniej ;) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNa pewno relacje międzyludzkie były lepsze.
UsuńTechnologia bywa złośliwa, wiem coś o tym :-)
Wydaje mi się, że rozleniwiliśmy się ostatnio fizycznie i umysłowo i dlatego brak nam czasu.
OdpowiedzUsuń:-)
Obawiam się, że masz rację, czasami u siebie to niestety zauważam :-(
UsuńDziękuje za przypomnienie jak to drzewiej się żyło. Na tarze nie prałam. Chciałam kiedyś kupić, aby szokować gości, że niby pranie robię na tarze, aby oszczędzać prąd, ale nigdzie tego zabytku nie było.
OdpowiedzUsuńTo prawda, widuję tylko w muzeach oraz skansenach...
Usuń