Braci było dwóch, a tak różnych, jak tylko bracia mogą sie różnić i właściwie nie o wygląd chodzi, ile raczej o charaktery i podejście do życia.
Starszy ożenił się i miał dzieci, młodszy został z matką, którą zaopiekował się na stare lata. Mieszkali w małym miasteczku, w starej kamienicy z piecami na węgiel, więc pomoc syna przydawała sie starszej pani, nawet gdy była jeszcze sprawna i samodzielna.
Młodszy syn był bardzo pracowity, dojeżdżał codziennie do pracy do dużego miasta, żyli z matką skromnie, więc na wszystko starczało. Matka ze skromnej emerytury pomagała starszemu synowi i wnukom.
Starszy syn miał skłonności do popadania w tarapaty, bo jak mówił rodzina kosztuje, a robota się go nie trzymała... Kiedyś poprosił młodszego o podżyrowanie pożyczki, pieniądze GDZIEŚ sie rozeszły, pracy nie było, więc pożyczkę spłacał młodszy brat. Niektóre problemy bracia zresztą ukrywali przed matką, żeby jej nie martwić.
Po pewnym czasie w ślady ojca poszedł jeden z synów starszego brata, więc były już dwie rodziny oczekujące pomocy. Każde dodatkowe pieniądze i premie świąteczne szły na pomoc dla rodziny.
Gdy zmarła matka obu braci i babcia wnukom, ani starszy brat, ani jego dzieci nie mieli już powodów aby krępować się prosić o pomoc. Przez pewien czas nawet młodszy brat gościł bratanka z rodziną, żywił ich i opierał, organizował potrzebną odzież i drobiazgi dla dzieci.
Na szczęście bratanek z żoną wyprowadzili się do dużego miasta i wydawało się, że młodszy z braci odbije sie od dna. Marzył o kupnie nowego samochodu, bo stary się sypał, a codziennie trzeba dojeżdżać do pracy.
Odwlekał jednak kupno nowego auta, jakby przeczuwał, że znów pojawią się kłopoty. Jakby zgadł. Nie dość, że starszy brat od jakiegoś czasu miał odcięty prąd, bo nie płacił rachunków, to jeszcze , po odrzuceniu kolejnych ofert z urzędu pracy, eksmitowano go z mieszkania.
Dzieci odmówiły przyjęcia ojca do siebie, nad bezdomnym i jego żoną ulitował się znowu młodszy brat. Idzie zima, święta za pasem, więc rodziną trzeba sie zająć. Może na wiosnę, gdy poszukają pracy...
Wszyscy wiedzą przecież, że na młodszego z braci zawsze można liczyć, bo on ma takie DOBRE SERCE...
Chyba trochę za dobre serce miał ten młodszy brat. Uważam, że nawet w tak bliskiej rodzinie też są jakieś granice. On po prostu dawał się wykorzystywać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Asiu niedzielnie. :) .
Masz rację, Tereniu, nawet w rodzinie powinny obowiązywać jakieś zasady.
UsuńSerdeczności :-)
Bardzo pouczający wpis. Daje dużo do myślenia...Pozdrawiam niedzielnie.
OdpowiedzUsuńWśród ludzi żyjemy i takie obserwacje zmuszają do refleksji...
UsuńDobrego tygodnia :-)
Jest takie przysłowie: "kto ma dobre serce ten musi mieć twardą d...". I jest jeszcze jedno: "pomiędzy dobrocią a głupotą jest bardzo cienka linia i łatwo ją przekroczyć".
OdpowiedzUsuńA moja babcia (która była dla mnie matką) zawsze mówiła, że nadmierną dobrocią wyrządza się innym krzywdę.
Miłego;)
Zgadzam się w całej rozciągłości. Ci, którzy ciągle byli w potrzebie zmanierowali się od tej braterskiej dobroci, a darczyńcy zabrakło asertywności.
UsuńPozdrawiam
Chyba wszystko, co zbyt łatwo przychodzi lub nic nie kosztuje psuje charakter, a taka postawa młodszego brata nie mobilizowała innych do działania, skoro tak łatwo iść po gotowe...
UsuńAnabell i Czarodziejko - dobrych dni :-)
Takie osoby jak starszy brat to egoiści i bez skrupułów wykorzystują innych, którzy są słabszej osobowości. Sami nie potrafią albo nie chcą odpowiednio zarządzać swoim życiem i zawsze mają "jakieś" problemy. Ale rozwiązanie swojego problemu zawsze podrzucą komuś. Znam takie osoby. Młodszy brat serce pewnie ma dobre, ale zdecydowanie za mało odwagi, żeby powiedzieć - NIE.
OdpowiedzUsuńTo prawda, obserwuje sie takie osoby w rodzinach, w miejscu pracy, wszędzie, czasami sami pakują sie w kłopoty, a potem krzyczą - niech mi ktoś pomoże...
UsuńSerdeczności :-)
Smutna historia. Starszy brat jest po prostu nieodpowiedzialny, a młodszy o tytułowym dobrym sercu pozwala się wykorzystywać, zamiast postawić granicę pomocy. W dodatku został sam. Jedynie z tym bratem, który nie widzi nic złego w swoim zachowaniu i nawet się za nie nie wstydzi. Szkoda tego młodszego brata. Wszyscy tak naprawdę mają zniszczone życie w takim momencie.
OdpowiedzUsuńNo tak, mnie też go żal, ale może w końcu zrozumie, że źle robi?
UsuńA może ktoś mu to uświadomi, oby nie było zbyt późno...
Pozdrawiam wieczornie :-)
Ktoś chyba właśnie powinien z nim porozmawiać o tym. Tylko, może usłyszeć: To rodzina. I jak z tym dyskutować wtedy? Można, ale będzie trudno.
UsuńW sercu szkoda mi młodszego, ale rozum podpowiada, że za niemądre uczynki trzeba płacić. Było sporo okazji, żeby ten człowiek zorientował się, że jest wykorzystywany. Może gdyby odciął pomoc znacznie wcześniej, jego brat dziś byłby w innej sytuacji. Nie chcę oczywiście młodszego potępiać - chciał dobrze, ale wyszło jak zwykle w takich sytuacjach. Poza tym, wiadomo, rodzina, wsparcie itp, itd. Jednak rozum nie może iść spać, bo przebudzenie będzie przykre. To trochę tak jak z alkoholikiem - jeśli będziesz go zawsze krył i wyciągał z opresji, nigdy nie sięgnie dna i się nie odbije.
OdpowiedzUsuńBardzo dobre porównanie, chyba starszy brat jest po prostu leniwy i uzależniony od pomocy i ciągnie na dno młodszego...
UsuńŻal patrzeć.
Dobrej nocy, Iwonko :-)
To trochę jak w moim poscie o grach rodzinnych - doją młodszego brata, a ten daje się doić, bo to przecież rodzina. Ja wiem, że dobro wraca, ale jestem za powiedzeniem: biedakom dajcie wędki, a nie ryby. Tzn. w tym kontekscie uważam, że takie wspieranie, nieustanne tylko dawanie, nie jest dobre dla nikogo. Musi być równowaga w dawaniu i braniu inaczej brzuchy może i pełne, ale nikt nie jest szczęśliwy :-(
OdpowiedzUsuńMasz rację Twoje Gry rodzinne przypomniały mi tę historię i jeszcze kilka innych. W każdej rodzinie pewnie rozgrywają się takie gry...
UsuńPozdrawiam ciepło :-)
W pełni zgadzam się z tym co napisała ~iwonakmita . No cóż pomagać też trzeba umieć. Inaczej będzie się wykorzystywanym naiwniakiem. Ten młody człowiek ma wgrany mechanizm zachowań swojej matki. Ona wykorzystywała młodszego syna by zapewnić sobie pomoc, a sama pomagała starszemu i tym samym podtrzymywała jego życiową bezradność. Bo niby po co miałby się zmieniać ten starszy skoro ratownicy /matka i młodszy brat / wyciągną go z opresji i nie pozwolą zginąć. Po jej śmierci młodszy syn kontynuuje jej dzieło. Jak widać jest tak wdrożony do roli "ratownika" , że nawet się nie buntuje ... smutne to .
OdpowiedzUsuńChyba też dlatego nie założył własnej rodziny, bo żyje życiem innych i nie myśli o sobie...smutne to, bo to naprawdę dobry człowiek.
UsuńCzasami nadmierną pomocą można tylko pogorszyć sytuację. Wygląda więc na to, że we wszystkim potrzebny jest umiar i właściwe proporcje.
OdpowiedzUsuńTo prawda, pomoc jest szlachetna, ale są jakieś granice...
UsuńNie wiem czy to prawdziwa historia czy nie, ale bez względu, nie uważam, aby ta pomoc młodszego brata, była mądrą pomocą. Życie za kogoś, wyciąganie go z każdej trudności - może tylko skrzywdzić. Takie jest moje zdanie.
OdpowiedzUsuńHistoria jak najbardziej prawdziwa, niestety. Ciekawe, czy pomoc wyglądałaby tak samo, gdyby młodszy brat miał własną rodzinę?
UsuńKażdy musi kiedyś stanąć na własnych nogach.
ale nie jest to łatwe
UsuńTo prawda, ale kiedyś trzeba sie odważyć...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńPodobną sytuację obserwowałam u bliskiej znajomej. Może nawet - bardziej kuriozalną, ponieważ tam w "pomoc" zaangażowani byli prawie wszyscy (rodzeństwo, rodzice, kuzyni). Przyszedł jednak moment, że nie miał już kto pomagać i wtedy - w wieku prawie sześćdziesięciu lat - przyszła refleksja, że trzeba wziąć się do pracy naprawdę. No cóż... pracuje, prawie spłacił zadłużone mieszkanie, nie głoduje i - paradoksalnie - wreszcie jest szczęśliwy.
Szkoda, że dopiero teraz...
Pozdrawiam :)
Oj, szkoda...ale lepiej późno, niż wcale. Dopiero teraz pewnie poczuł, że żyje naprawdę.
UsuńSerdeczności :-)
Młodszy brat powinien ożenić się. Żona pomogłaby mu uwolnić się. Chociaż, z drugiej strony, mógłby wpaść z deszczu pod rynnę... Chyba nie ma dobrego rozwiązania?
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, może żona otworzyłaby mu oczy na istotę problemu, albo byłby to powód do wiecznych waśni, kto wie?
UsuńSmutna historia, a jednak prawdziwa. Piękną myśl przytoczyłaś na zakończenie. Nie każdy potrafi wykorzystać swoją szansę i wyciągnąć z tego naukę. Mówią jeszcze, że "nic dwa razy się nie zdarza". Idąc tym tropem : drugiej takiej możliwości może już nie być.
OdpowiedzUsuńNiestety życie jest życiem i każdy musi je przeżyć sam na swój sposób. Oby tylko umiał wyciągnąć wnioski z życiowych doświadczeń.
Może obu braciom brakuje osoby, która pokazałaby im właściwą drogę, bo jak długo można tak żyć?
UsuńBo gdyby młodszy brat miał żonę, to by ona na pewno trzymała rękę na pulsie i nie pozwoliła na takie wykorzystywanie... a tak...szkoda człowieka.
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę :-)
UsuńTo chyba jest przypadek beznadziejny... Teraz tak myślę, że chyba uratowałam Bogdana przed podobną sytuacją :)
OdpowiedzUsuńOd razu o tym samym pomyślałam, bo jak mówi H.- masz u boku taką dobrą duszę...
UsuńTak to już jest, że jeśli wciąż pomaga się bezkrytycznie, to tego komu się pomaga przyzwyczaja do bierności. Po ca mam się martwić, skoro brat zawsze pomoże? Pomoc jest ważna, ważne też, by wiedzieć, że ma się kogoś, na kogo można liczyć, ale.. Myślę, że młodszy brat takim bezustannym wyręczaniem starszego nie tylko sobie zaszkodził, ale i skrzywdził swojego brata. Pomagać też trzeba umieć. I myślę, że tą naukę i oczekiwania pomocy i jej dawania należy rozpoczynać już od małego. W miarę bezbolesnego poniedziałku życzę Jotko:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie, od małego. Dlatego zawsze też powtarzałam synowi, że w życiu różnie bywa i trzeba nauczyć się być oszczędnym, czasami sobie czegoś odmówić, a nie liczyć tylko na cudzą pomoc...
UsuńWzajemnie, poniedziałek nie zawsze musi być bolesny :-)
Nie jest dobrze mieć dobre serce...
OdpowiedzUsuńTrzeba mieć dobre, ale nie kosztem siebie i wbrew rozsądkowi.
UsuńŁatwo osądzić starszego brata, ale czasami są ludzie absolutnie niezaradni życiowo. Nie mam pojęcia jakbym się zachował, gdyby ktoś z mojej bliskiej rodzinny nagle popadł w bezdomność...
OdpowiedzUsuńJa też nie wiem, ale całe życie starszego dowodzi, że lekce sobie ważył wszystko. Zaradność życiowa nie najgorsza, skoro umiał wystarać sie o kredyt...
UsuńNo i takie to smutne, prawdziwe, i...hm... nieocenialne. Bo niby ten młodszy za dobry... ale... ale jak tu zostawić brata w potrzebie? Pewnie był czas, że dało się go "wychować", ale pewnie teraz już nie... sama nie wiem,jak bym się zachowała.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ale dlaczego jednych się ciągle usprawiedliwia, a inni muszą pomagać, bo...
UsuńPrzykre jest to, że niektórzy przeżywają swoje życie nie wnosząc do niego żadnych pozytywów. Jeszcze smutniejsze, że robią to na cudzy koszt.
OdpowiedzUsuńRacja, mam nadzieję, że młodszy brat nie da się pociagnąć na dno...
UsuńTo nie brat - to pasożyt. Nic na to nie poradzę - drażnią mnie tacy ludzie którzy żerują na uczuciach najbliższych
OdpowiedzUsuńMógłby przynajmniej do jakiejkolwiek pracy się nająć, żeby węgiel było za co kupić, zima idzie...
Usuń...ale po co się ma przemęczać skoro wie, że brat nie da umrzeć z głodu i zimna.
UsuńDokładnie to odwieczny problem wręczania ryby zamiast wętki...
UsuńSmutna a jednocześnie prawdziwa historia....Coś chyba szczególnie u jednego z braci "nie halo" chociaż tak łatwo oceniać.Z drugiej strony z tego co piszesz,to młodszy brat tyle razy "pomagał" ,że starszy po prostu jest niereformowalny....Taki typ. "Dobre serce"-trochę chyba przereklamowane....ale to moje zdanie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że jeden i drugi niereformowalni, ale przynajmniej młodszy w dobrej wierze...
UsuńPrzykra opowieść która powinna dać niektorym dużo do myślenia. Szkoda mi tego dobrego człowieka bo całe życie był wykorzystywany. Ale może ziemskie zasługi zostaną mu kiedyś wynagrodzone.
OdpowiedzUsuńNo może chociaż tam, kto wie...
UsuńMoja mama w takich sytuacjach zawsze powtarza: "Miękie serce, twardy tyłek - sentencja pięknem i wyrafinowaniem nie grzeszy ale trafia w sedno. To przerażające i obrzydliwe że ludzi o wrodzonym poczuciu niesienia pomocy tak podle się wykorzystuje... Syn straszego brata jest doskonałym przykładem że bycie sępem się często dziedziczy, nie w genach a przez obserwacje. To przykre że tacy ludzie nie chcą od życia więcej - byleby wyegzystować... a przy tym ograniczają innych bo przecież młody brat mógłby żyć o wiele lepiej gdyby nie straszy.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to wrodzone lenistwo, z którego wynika też brak chęci jakiegokolwiek chcenia, byle przeżyć dzień...
UsuńSerducho dobre, ale tak jak w komentarzu wyżej: pupę powinno mieć się twardą. Dodam jeszcze od siebie, że trzeba wiedzieć kiedy powiedzieć "nie". Lubię pomagać, bo wiem, że kiedyś ja mogę potrzebować pomocy, ale nie oszukujmy się, że bycie wykorzystywanym nikomu nie odpowiada. Nie wiem, co zrobiłabym w takiej sytuacji.. Możliwe, że przyjęłabym tą osóbkę pod swój dach..
OdpowiedzUsuńAkurat dzisiaj miałam zajęcia o egotyzmie. Omawialiśmy rozdział z "Idee mają konsekwencje" (ukochana książka mojej pani promotor). W trakcie dyskusji stwierdziliśmy, że egoizm w pewnym sensie jest dobry, bo powinniśmy dbać o siebie, o nasze wewnętrzne i zewnętrzne "ja". Czasami trzeba odpocząć i postawić siebie na pierwszym miejscu.. Bo ileż można nieść pomoc komuś, kto sam nie potrafi (a może nawet nie chce) kiwnąć palcem by było mu lepiej?
Pozdrawiam serdecznie, M.
Zdrowy egoizm jest potrzebny choćby po to, by nie dać sie ściągnąć na dno z tonącymi...
UsuńDużo zależy chyba od charakteru, doświadczenia i wielu innych rzeczy. W teorii to wydaje się łatwe...
OdpowiedzUsuńSą jakieś granice pomagania...nawet najbliższej rodzinie.
OdpowiedzUsuńTak, tylko trzeba to w porę zrozumieć...
UsuńI pomyśleć, jak bez skrupułów można drugiego człowieka wykorzystać. Znam osobę, która przez hazard straciła nie tylko swój dom, ale rodziców zostawiła na bruku. Żona i dzieci muszą spłacać długi, a sami są bezdomni.
OdpowiedzUsuńEj, życie.
Znam podobny przykład, mąż w dodatku powiesił się w piwnicy. Dorosłe dzieci pomogły matce zapobiec bezdomności z winy dłużnika...
UsuńIle takich historii można opisać ku przestrodze...
Wszystko już zostało powiedziane. Może tylko taka refleksja, że ta rodzina od początku byłą zaburzona, od matki poczynając, która zapewne uważała się za świętą osobę. A gdzie był ojciec? Chłopacy nie mieli wzoru godnego naśladowania. Jestem zdania, że szczęśliwe dzieciństwo, to fundament udanego życia dorosłego. A tu tego zabrakło, jak widać. mam jak najgorsze zdanie o matkach - modliszkach, które szantażem emocjonalnym wiążą dorosłe dzieci przy sobie. I potem takie zmarnowane życie, jak tego młodszego syna. Cóż, nie każdy potrafi być kowalem...
OdpowiedzUsuńOjciec, o ile wiem wcześnie zmarł i być może bardziej zaradny syn miał go zastąpić. Bywają takie rodziny, gdzie zbyt wcześnie dzieci biorą na siebie role i obowiązki rodziców...
UsuńDzieci to wielka odpowiedzialność. Pewnie dlatego najczęściej i w największej ilości trafiają się nieodpowiedzialnym.
OdpowiedzUsuńTo oczywiście tylko taki, niezbyt zresztą udany, bon mot, ale jakoś mnie naszedł po przeczytaniu Twojego tekstu.
Wręcz przeciwnie, bardzo trafnie! Nie dość, że sprowadzają te dzieci na świat, to już na starcie fundują im nieciekawą przyszłość...ale zawsze martwi się kto inny.
UsuńNo niestety tak to już jest, jak się ma dobre serce to trzeba mieć twardą pupę. Jak się pozwalamy wykorzystywać to staje się to dla innych normą i chcą więcej i więcej, ale jak się zbuntujesz i powiesz nie, to ty jesteś tą złą bo ludzie się przyzwyczaili. Mimo tego i tak uważam, że warto pomagać bo nigdy nie wiadomo kiedy my sami będziemy potrzebować pomocy. Gorzej jeśli latami trwa taka sytuacją, jaką przedstawiłaś. Bracia powinni szczerze porozmawiać i znaleźć wyjście dobre dla obu stron bo jeśli teraz nagle ten młodszy przestanie pomagać to sam będzie źle się z tym czuł widząc, że brat się obraża albo ląduje na ulicy.
OdpowiedzUsuńTo ciekawe, że gdy chcemy sami być asertywni, to druga strona ma żal, a przecież wystarczy szczerze pogadać, jak mówisz...
UsuńWypadałoby teraz westchnąć i powiedzieć, że życie wcale nie jest sprawiedliwe...
OdpowiedzUsuńOj, nie jest. Czasami tylko westchnąć wypada...
UsuńSytuacja rodzinna, którą opisałaś jest skomplikowana i nie do pozazdroszczenia. I oczywiście nie ma złotego środka, żeby ją dobrze rozwiązać. No cóż, spotykamy wokół siebie tych, którzy wiecznie nadużywają dobroci innych i tych, którzy zawsze pomogą. Starszego brata już się pewnie nie wyprostuje, a młodszy z sercem na dłoni zawsze pomoże. CHyba trzeba by sięgnąć do dzieciństwa obu panów i tam poszukać przyczyn pewnych zachowań i nieciekawych relacji między członkami tej rodziny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Sytuacja bez wyjścia, bo w pewnym wieku ludzie już się nie zmieniają...
Usuń