Zapodziałam post o wizycie w fabryce bombek. Właściwie to nie fabryka, a manufaktura raczej. Byłam już w kilku i każda ma swój styl pracy i podejścia do klienta. Teraz, zarówno fabryki bombek jak i wytwórnie pierników nastawione są na warsztaty twórcze, gdzie zwiedzający mogą uczestniczyć w procesie powstawania produktów i mają z tego niezłą frajdę.
Najpierw zwiedzamy dmuchalnię, gdzie z długich szklanych rurek pracownik formuje pojedyncze bombki. Mogą powstawać z ręki, czyli formowane są dzięki wprawie i zręczności dmuchającego. Mogą także powstawać w formach o różnych kształtach, wszystko oczywiście w towarzystwie wysokiej temperatury, której potrzebuje szkło by rozciągać się i formować.
Później trafiamy do srebrzalni, gdzie zręczną pracownica nadaje szklanym formom srebrzysty połysk, a chemikalia przylegają do ścianek bombki w gorącej wodzie. Nie wszystkie bombki są srebrzone, podobno ostatnio modne są matowe i transparentne, to zależy także od rodzaju zdobienia.
W malarni sympatyczne panie ozdabiają przygotowane półfabrykaty różnymi wzorami w różnych technikach.Podziwiałam zręczność ich palców, gdy w oka mgnieniu potrafiły wyczarować na bombce zimowy krajobraz, twarz Mikołaja, misia pandę, wzór szkockiej kraty a nawet postaci z bajek i gier komputerowych. Ale najbardziej podobały mi się wzory jak weneckie koronki, a nie były to dolepione pasmanterie, tylko wyczarowane delikatne rysunki.
O dziwo, w ten sposób powstawały także kuliste świeczniki, lichtarze i drzewka bombkowe. W takiej manufakturze można zamówić także bombki z własnym napisem lub rysunkiem.
Dla zwiedzających przygotowano stanowiska warsztatowe, gdzie zabezpieczeni fartuchami zdobiliśmy szklane kule farbami i brokatem.
Wierzcie mi, że nie było to łatwe, zwłaszcza gdy ma się dwie lewe ręce do prac plastycznych.
Ale w końcu ważna jest zabawa...i część brokatu zawozi się na ubraniu i butach do domu :-)
I wreszcie Mekka wszystkich, którzy czują niedostatek ozdób choinkowych czyli sklepik przyfabryczny, zaopatrywany na bieżąco , powstającymi tuż obok świecidełkami. No i pyszna kawa dla smakoszy :-)
O innej fabryce bombek pisałam TUTUAJ
raz byłem w takiej manufakturze, ale to dla niej zbyt ekstremalne przeżycie, więc nie powielam. ciekawość, plus kruchutkie istoty, to mieszanka powodująca zamieszanie.
OdpowiedzUsuńJa też ze strachem patrzyłam, jak dzieciaki biegają wśród tych kruchości, ale jakoś tragedii nie było...
UsuńNigdy nie miałam przyjemności odwiedzić takiego miejsca - trochę magicznego w wymiarze. W moim domu od dzieciństwa istnieje tradycja robienia bombek - ale niestety nie szklanych: z papieru, wydmuszek, słomy czy włóczek (zabawa dla dzieci i rodziców). Mam też trzy bombki, które są dla mnie ważne - jedna jest starsza ode mnie a dwie z domu moich rodziców - to dla mnie duża wartość sentymentalna, bo dzięki nim czuję smak pierników i zapach choinki z lat dziecinnych oraz obecność tych bliskich, którzy zasiedlili już szeregi aniołów.
OdpowiedzUsuńTakie bombki i inne ozdoby to prawdziwy rodzinny skarb:-)
UsuńTeż mam kilka zabytkowych bombek, a w takim miejscu nigdy nie byłam.
UsuńWartość sentymentalną mają także inne ozdoby, np. robione przez dzieci...
UsuńA mój syn też był. Zrobił własnoręcznie dwie bombki. :)
OdpowiedzUsuńTo świetnie, mam nadzieję, że mu się podobało:-)
UsuńBardzo pouczająca wyprawa, czasem nawet sobie sprawy nie zdajemy z tego, kto i jak musiał się napracować, aby nasza choinka tak pięknie wyglądała
OdpowiedzUsuńO tak, tym bardziej, że nie wszędzie warunki pracy są komfortowe...
Usuńmiałem znajomą, która pracowała w takiej bombkowni... nie na dmuchalni co prawda, ale na dziale robótek ręcznych... zasada była prosta: "MALUJ, albo GIŃ!"... przez pierwsze dwa tygodnie dziewczyna walczyła ze sobą, by nie uciec z krzykiem z tego upiornego miejsca, ale potem nabrała takiej wprawy, że po paru miesiącach nie musiała jeździć do roboty, tylko robotę przywożono do niej do domu... to przekładało się też na godne zarobki, płatnik był uczciwy, co prawda nie pytałem dokładnie o sumy, bo to nieładnie tak pytać, ale rozmowa miała miejsce w knajpie na którą mnie nie stać, nie miało to jednak znaczenia, bo ona /znaczy dziewczyna, nie knajpa/ mnie zaprosiła, a nie ja ją... a bombki faktycznie były prześliczne... dostałem w prezencie kilka kompletów i koty nie wszystkie oprawiły, więc trochę mi jeszcze zostało...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)...
Nie wiem, ile się zarabia, praca na pewno jest monotonna, ale gdzie dziś jest łatwo i przyjemnie?
Usuńwiem tylko, że płaca była akordowa /"bombkowe"/... czy monotonna?... no tak.... nic, tylko bombki i bombki... tak jak w bibliotece nic, tylko książki i książki... czyli monotonność to sprawa względna... z nią było tak, że oprócz szybkości poznano też jej zdolności plastyczne, więc w pewnym momencie dostała twórczy luz w doborze motywów do malowania... to rzutuje na kwestię monotonności, bo powielanie w kółko jednego oklepanego wzoru wydaje się być bardziej monotonne...
UsuńBardzo względna...jeśli myślisz, że praca w szkolnej bibliotece jest monotonna, to zdziwiłbyś się bardzo :-)
UsuńCiekawa wycieczka bombkowa :)
OdpowiedzUsuńMam porównanie, bo byłam w kilku i czasem jest jak w bajce, a czasem jak...w fabryce.
UsuńByłam w takiej fabryce, ale sto lat temu. Chętnie odświeżyłabym tę znajomość ;)
OdpowiedzUsuńMoże uda Ci się przed następną gwiazdką?
UsuńTak mi zapierały dech wycieczki do huty szkła w Krośnie. Oczywiście musiała upaść, bo przecież od 1989 roku mamy same "dobre zmiany".
OdpowiedzUsuńNo wiadomo, w końcu wielki człowiek się wtedy narodził :D
UsuńCo do samej fabryki to poznałam kiedyś osobę, która właśnie była na ręcznym ozdabianiu. No cóż, nie powiem żeby lubiła swoją pracę.
U nas też jest (była) huta szkła, ale przeszła liczne zmiany i w końcu nie wiem, co tam produkują.
UsuńTakie zajęcia należą do monotonnych i jeśli rzadko zmieniają asortyment, to pewnie wyć się chce...
Ja też nie lubię swojej pracy i jakoś nikt się tym nie przejmuje. Nawet nie tak nie lubię, ale ostatnimi czasy nawet nienawidzę. I nie mam szansy na inną, więc muszę się męczyć.
UsuńTe "dobre zmiany"jednakowoż w cudzysłowie były, przypominam...
UsuńTak też je odebrałam, podobnie i u nas, niestety...
UsuńNa palcach jednej ręki policzyłabym osoby, które z znam i które lubią swoją pracę. Niestety gatunek wymierający. Tu o tym wspomniałam, bo ludzie myślą, że osoby pracujące w takich przybytkach są niczym elfy Świętego Mikołaja - otóż nie ;)
UsuńNo nie, w dodatku zaplecze socjalne zostawia wiele do życzenia...przynajmniej tam, gdzie byłam.
UsuńJa lubię swoją pracę, ale urzędników, którzy mi ją obrzydzają- już nie...
bomki sa takie kruche i ulotne...
OdpowiedzUsuńW czasie ozdabiania dzieciaki kilka potłukły, ale dali nowe:-)
UsuńWow jaka fajna wycieczka, też bym chętnie taką fabrykę odwiedziła.
OdpowiedzUsuńCo się naoglądałaś to twoje, cudne są te bombki :-)
Poszukaj może w swojej okolicy, zwiedzanie mile widziane...
UsuńAsiu, ale super, jestem pod wrażeniem. Uwielbiam ozdoby choinkowe. W domu mam tylko szklane i ręcznie malowane. Tu są najczęściej plastikowe z 1 funta i po świętach ich się pozbywają, inaczej jak u nas. Ja mam wiele starych ozdób, mama ma takie co liczą z 50 lat. Moje dzieci mają wyznaczone, które mają zabrać, bo jest śpiący chłopiec i dziewczynka, trochę mnie kosztowały, ale przesłanie było dla nich zabrać je do swojego domu;)buziaki.
OdpowiedzUsuń50 lat to historia rodziny, jeśli pamiętamy jak powstały, albo od kogo są, to dopiero ciekawe!
UsuńLubię wszystko ze szkła. Taką manufakturową bombkę też mam. Stoi na takim, jak widoczny na zdjęciu u Ciebie "stojaczku" (raczej wisiadełku :) ). Szkło ma swój niepowtarzalny urok. Jakby w nie ktoś w nie tchnął ducha ;)
OdpowiedzUsuńPodobną na stojaczku przywiozłam synowi z jego imieniem:-)
UsuńSuper wycieczka!
OdpowiedzUsuńMnie też podobają się najbardziej bombki koronkowe! Cudne! Pozdrawiam serdecznie.
Robiły wrażenie, naprawdę, delikatne i nietypowe:-)
UsuńKiedyś zwiedzałam podobną fabryczkę w Gnieźnie. Bombki przepiękne!
OdpowiedzUsuńTa własnie była w Gnieźnie, ale jest kilka...
UsuńWłaśnie sobie przypominam, że moja córka kiedyś była w fabryce bombek, może nawet w tej samej, bo przecież to ten rejon ;-) Przywiozła stamtąd bombki z imionami. Do dzisiaj je mamy.
OdpowiedzUsuńW samym Gnieźnie jest ich kilka, w Bydgoszczy, kiedyś i u nas była...
UsuńTeż byłem w fabryce bombek, ale wrażenia nieco inne, wystarczy kliknąć:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=ViGCnJ7Li7g
Pamiętam, to były kabarety!
UsuńMój syn, potem wnuk, tez byli z klasą na takiej ciekawej wycieczce. Syn przywiózł bombkę ze swoim imieniem i kilka pięknych ze sklepu fabrycznego. Niestety, któregoś roku choinka nam się przewróciła i większość bombek się zbiła. To ten minus szklanych bombek. Ja sam chętnie bym zwiedziła taką wytwórnię. Moja przyjaciółka twierdzi, że najpiękniejsze bombki powstają w Złotoryi. Mam też kilka stamtąd. Przyjaciólka pochodzi ze Złotoryi :)
OdpowiedzUsuńTo prawdziwy pech, ale szkło jest kruche. Być może przyjaciółka ma rację :-)
UsuńBałbym się wejść do takiej fabryki. Chwila nieuwagi i kłopoty gwarantowane:)) PS. Kurcze. Mamy XXI wiek, a takie cudeńka w dalszym ciągu powstają, jak za Króla Ćwieczka:)
OdpowiedzUsuńZnalazłam twój komentarz w spamach, ten blogger już mnie wkurza, moje komentarze też tak znikają...
UsuńNo, fabryczki jak przed wojną, ale w TV pokazywali taką wypasioną, w pełni zautomatyzowaną.
Nie byłam w takiej fabryce. Fajna sprawa, że pozwalają ludziom spróbować stworzyć coś swojego.
OdpowiedzUsuńTo fakt, czasami fajnie się tak pobawić...
UsuńPiękne miejsce, dla dzieci myślę, że czarodziejskie;)
OdpowiedzUsuńDla młodszych na pewno, ale i starsze nieźle się bawią...
UsuńMój dziadek wytwarzał bombki. Przed wielu laty. W domu u Mamy są jeszcze takie stare okazy. Fajna wycieczka Jotko.
OdpowiedzUsuńTo na pewno cenne pamiątki :-)
UsuńSuper miejsce. Kiedyś byłem w fabryce szkła, pewne etapy podobne są. :)
OdpowiedzUsuńJa tam w TV jak na razie śledzę, jeszcze nie byłem w Orszaku nigdy.
Nie wiem jak to jest z halluksami, podobno niemiła sprawa.
Jego nazwisko odmieniano przez wszystkie przypadki ostatnio.
Pozdrawiam!
Każdy potrzebuje sukcesów, wiec śledzimy poczynania sportowców, bo są najbardziej spektakularne...
UsuńGeneralnie lubię takie małe fabryczki, choć akurat w "bombkowni" nie byłem. Mam nadzieję, że nie produkują tam tych "kulistych, w kształcie grzyba i cygara" i że "bez kozery" nie będzie tego "pięćset, dziesięć tysięcy! Pięćdziesiąt! Milion!" :-)
OdpowiedzUsuńRazu pewnego, niemal przed dwoma laty, zdarzyło mi się z kolei wieźć czekoladkowy towar z Polski do Niemiec czy Holandii. Nie był to "Wedel", "Wawel" czy "Goplana", a niewielka prywatna fabryczka (gdzieś w Wielkopolsce, nie pomnę tej małej miejscowości), w której wytwarzano czekoladki tak pięknie zmajstrowane i smaczne, jakich świat nie widział, a moje podniebienie jeszcze nie zaznało. Oczywiście poczęstowany, skonsumowałem te smakowitości... Małe jest piękne... i tuczące :-)
Jest takich fabryczek znowu sporo i umożliwiają zwiedzającym udział w produkcji: pierników, mydła, świeczek, słodyczy...
Usuńa że tuczące? ale jak przyjemność...
Witaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńPiękna wycieczka (aż chciałoby się powiedzieć - bombowa:)).
Jako nastolatka też trafiłam do takiej manufaktury z klimatem:)
A Ty trafiłaś z tekstem - akurat w dzień Bożego Narodzenia wg kalendarza juliańskiego:)
Pozdrawiam:)
Faktycznie, tak się złożyło, ale przez przypadek:-)
UsuńNigdy nie byłam. Fajna wycieczka Asiu. :) .
OdpowiedzUsuńPolecam Tereniu, zawsze jakaś inna aktywność:-)
UsuńPamiętam z dzieciństwa taką małą manufakturę, która była niedaleko mojej podstawówki. Mieściła się w suterynie i często stawałyśmy przy oknie by podglądać jak robią i zdobią bombki. I była wtedy moda na własnej roboty koraliki- kupowało się nasiona ogórka, nawlekało na nitkę (praca z gatunku syzyfowych) a potem szło się do tej manufaktury prosząc by zanurzyli na moment nanizane pestki w farbie/lakierze, którą pokrywali bombki. Panie były tak miłe, że umieszczały sznurek na kilka sekund w tej farbie, potem rozwieszały do wyschnięcia i po 3 dniach miało się naszyjnik wyglądający jak z prawdziwych koralików typu "sieczka". I wszystkie miałyśmy naszyjniki w identycznym kolorze głębokiej czerwieni. Widać tej farby mieli najwięcej.
OdpowiedzUsuńTeraz nie tylko takie manufaktury umożliwiają zwiedzającym taką wspaniała zabawę- wiele muzeów, zwłaszcza etnograficznych organizuje takie pokazy i warsztaty. Tutaj, gdy kilka lat temu byłam w muzeum etnograficznym dzieci były na pokazie :"jak i co można ugotować z ryżu". A tutejsze muzeum etnograficzne jest b. duże i bardzo ciekawe. Nachodziłam się po nim niemiłosiernie. Ale kawiarenkę to mieli kiepściunią.
Miłego;)
Najbardziej lubię takie aktywności w skansenach, bo można i podziałać i popróbować:-)
UsuńTo panie z Twojej opowieści bardzo miłe były:-)
Ale tu magiczno - świątecznie, ponieważ bombki przypominają dzieciństwo i kolorowy czas choinek. Takie manufaktury, mam nadzieję, będą powstawały coraz częściej.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Obserwuję, że powstają. Dobry pomysł na własną działalność i uciecha dla zwiedzających.
UsuńŚwietna wycieczka. Nigdy nie byłam w fabryce bombek, więc tym bardziej z ogromnym zainteresowaniem przeczytałam.
OdpowiedzUsuńKiedy słyszę "fabryka bombek" zawsze przypomina mi sie skecz Laskowika i Smolenia :)
Nie tylko Tobie tak się kojarzy:-)
UsuńW ubiegłym roku byłam w małej manufakturze, produkującej bombki. Ucieszyłam siè, gdy w sklepiku ukrzalam bombki z mojego dzieciństwa np.grzybki,Jacka I Agatkę itp. Ceny sa wysokie, ale świecidełka cudne.
OdpowiedzUsuńPraca na niektórych stanowiskach jest bardzo trudna. Nie chciałabym tam pracować.
Pozdrawiam :)
Oj, też widziałam takie bombki, kilka jeszcze mam - bałwanek, grzybek, domek, mikołaj, szyszka itp.
UsuńNie chciałabym tam pracować z powodu zapachów i trujących wyziewów...
Nie byłam w takim miejscu ale chciałabym. Oczywiście przypomniało mi się coś równie fajnego. Gdy jeszcze mieszkałam z rodzicami na wsi .Mama wtedy pracowała w Hucie szkła w Wołominie. Jak chodziłam do szkoły podstawowej czasami byłam w tej hucie. Mama była brakarką ,ale przy okazji mogłam wtedy odwiedzić tych panów ,którzy z takiego długiego kija ( tak to wtedy odbierałam) wydmuchiwali różne śliczności,a to wazon,a to rybkę.....Do dzisiaj to pamiętam ,to moje zafascynowanie.....
OdpowiedzUsuńBo to Grażynko jak magia wygląda, a rzeźbienie kryształów, to dopiero sztuka! Ciut za głęboko i po szkle!
UsuńSzklane bombki to dziś prawdziwe skarby, bo coraz częściej jedyne co można kupić w sklepach to chiński plastik. Za szklane bombki trzeba często zapłacić fortunę.
OdpowiedzUsuńKtóryś z uczniów powiedział, że nic w sklepie fabrycznym nie kupi, bo w Pepco są tańsze! za to w Macu 50 zł stracił!
UsuńNo ba, należy wspierać ludzi zdolnych. :) A niedługo olimpiada i mam nadzieję kolejne przyczyny radości.
OdpowiedzUsuńTak może być, zwłaszcza przy gospodarce opartej na węglu.
Książki i filmy tłumaczące jak powstają jakieś rzeczy są wartościowe moim zdaniem bardzo. I lubię je czytać/oglądać.
Pozdrawiam!
No niestety, w dodatku węgiel kupujemy podobno chiński i rosyjski, które są gorszej jakości.
UsuńGdybym nie miał awersji do bombek choinkowych, pewnie chętnie bym zwiedził taką manufakturę ;)
OdpowiedzUsuńMożesz zwiedzić manufakturę mydła lub świec zapachowych...
Usuńwiesz, że nigdy nie byłam w takiej fabryce? muszę się koniecznie wybrać ;)
OdpowiedzUsuńJa byłam w kilku i za każdym razem się zachwycam...
UsuńCudownie, świąteczny klimat panuje w takiej manufakturze:) Aż chciałoby się tam pracować;)
OdpowiedzUsuńNajlepiej zwiedzać przed świętami:-)
UsuńBardzo dawno temu byłam /w okolicach Wrocławia/ w takiej fabryce bombek. Z wielkim uznaniema patrzyłam jak kobiety wydmuchiwały takie bombki.
OdpowiedzUsuńBo kobiety wszystko potrafią:-)
UsuńRozbierając choinkę stłukłam ostatnią bombkę, która pamiętała pierwsze drzewka w domu moich rodziców. W tym roku będę musiała dokupić trochę ozdób, bo powoli się wykruszają te pamiętające dawne czasy. Przydałaby mi się wizyta w takim sklepiku, ale to tylko marzenie. Pomyślności w nowym roku i harców w karnawale.
OdpowiedzUsuńOj, to szkoda, może w takim razie w przyszłe święta pomyślę o bombkach dla Ciebie...
UsuńMoje harce wolę uskuteczniać na wycieczkach, niż na balach:-)
I dla Ciebie wszystkiego dobrego, Iwonko:-)
Jeśli teraz się nie pomyśli o smogu za parę lat może być za późno. Ale może po prostu się nie znam na tym?
OdpowiedzUsuń:) Za to dziś smog zniechęcił mnie do wyjścia, choć też słonecznie było dosyć.
Jasne, jeśli ktoś lubi taki sprint na ostatnią chwilę to nie ingeruję. Tylko się dziwię nieco, sam lubię pomyśleć nad problemem i rozwiązaniem.
Pozdrawiam!
Jeśli aut nadal będzie przybywać i pieców na węgiel to marnie widzę nasze powietrze nad Polską... u nas ruszył wiatr, więc trochę lepiej.
UsuńUwielbiam takie miejsca, twórcze i pobudzające wyobraźnię:)
OdpowiedzUsuńJa także i jest ich coraz więcej:-)
OdpowiedzUsuń