Wiadomość trafiła znajomych jak przysłowiowy grom z nieba.
Nikt się tego nie spodziewał...
Mężczyzna nie był młody, ale aktywny zawodowo i towarzysko.
Przez długi czas przebywał za granicą, wreszcie wrócił do kraju, kupił mały dom, który postanowił wyremontować.
Ci, co go bliżej znali wiedzieli, że nie był łatwy w kontaktach.
Z synami nie widywał się od lat, z jednym bodajże od 12, czasem spotykał się z wnukiem - swoim imiennikiem.
Miał kilkoro rodzeństwa i tylko on nie utrzymywał z nikim kontaktu, rozżalony na wszystkich, nie wiadomo za co.
Druga kobieta w jego życiu także odeszła.
Na spotkaniach bardziej lub mniej oficjalnych zanudzał towarzystwo rozmowami o swoich interesach, nie zapytał nigdy co słychać u rozmówcy, jak mu się żyje, jak rodzina, zdrowie...
Jedyny przyjaciel z lat młodości także zauważył niedobre zmiany w jego osobowości, nie dało się z S. normalnie porozmawiać, winił wszystkich za wszystko, za swoje porażki obwiniał cały świat.
Pewnego poranka znalazł go współpracownik, który nie mógł nawiązać kontaktu telefonicznego i przyjechał do domu S. by sprawdzić, co się dzieje.
Mężczyzna leżał u podstawy schodów, nie żył. Śmierć nagła, prokurator, sekcja zwłok.
Znajomi i najbliżsi zastanawiali się, czy śmierć nastąpiła na skutek upadku czy może zasłabł na górze i dlatego spadł...
Okazało się, że nieszczęśliwie spadł ze schodów i rozbił czaszkę o kamienną posadzkę na parterze.
Nieuregulowane sprawy, niedokończony remont, niepogodzony z rodziną.
Osoba dość znana, więc na pogrzebie tłumy.
Dzieci, a zwłaszcza córka zorganizowały mu piękny pogrzeb.
Szkoda, że nowego życia po powrocie do kraju nie zaczął od pojednania się z bliskimi...
Widać nie miał potrzeby "pojednania się" z rodziną. A z drugiej strony, nie musiał.
OdpowiedzUsuńNie musiał, ale chociażby dzieciom byłoby lżej.
UsuńJoasiu, to tylko Twoje zdanie, niekoniecznie tożsame z odczuciami i oceną osób spokrewnionych z tym Panem. A poza tym,jeśli wolno zapytać, dlaczego właściwie Jego życie prywatne stało się tematem Twoich rozważań?
UsuńPo prostu wysłuchuję różnych historii i lubię rozważania psychologiczne, człowiek to skomplikowana istota, nieprawdaż?
UsuńNic osobistego...chociaż znałam tego pana w pewnym okresie mojego życia.
Każda taka historia może być zaczątkiem dyskusji o generaliach.
Rozumiem Joasiu.
UsuńW moim pojęciu, generalizacja zawęża nasze postrzeganie rzeczywistości. Tu nie miejsca na rację inną niż własna, często wyrażającą krytykę cudzego postępowania. Przypomina mi to dość pospolite zjawisko stawiania się w cudzej sytuacji pod szyldem "ja na twoim miejscu to...".
Inną rzeczą jest dyskutowanie o samotności w obliczu śmierci. Może to wyglądać zupełnie inaczej z pozycji umierającego niż z pozycji obserwatora. Kiedy umierał mój wujek towarzysząca jemu ciocia nie usłyszała wdzięcznego "jak to dobrze, że jesteś przy mnie", lecz pełne zachwytu: "jak tutaj pięknie", i zobaczyła jak wujowi rozpromienia się twarz. Po chwili już nie żył. To nie było skierowane do niej, to było przeżycie wewnętrzne wujka. Podobnych historii znam wiele. Sugerują one, że coś takiego jak poczucie samotności w momencie śmierci, nie towarzyszy człowiekowi. Nie ma znaczenia, czy ktoś trzymał go do końca za rękę, bo zanim wyda ostatnie tchnienie jego świadomość sięga innego wymiaru. Zakładając, że nie jest to jedynie rojenie gasnącego umysłu.
To nie umierający mają problem z brakiem czyjejś obecności w ostatnich chwilach życia. To my, żyjący mamy z tym problem. Bo większość z nas najbardziej w życiu potrzebuje właśnie czyjejś obecności, a jej brak wywołuje smutek, a nawet cierpienie. Boimy się jej tu i teraz, stąd biorą się nasze obawy, że poczucie samotności może nam towarzyszyć w chwili odejścia z pośród żywych, stąd bierze się strach przed umieraniem bez fizycznej obecności kogoś z bliskich.
Sądzę, że nie ma potrzeby, aby się lękać naszych odczuć w ostatnich momentach życia.
Pewnie masz rację, zauważyłam, że gdy moja mama już wiedziała, nie bała się tak bardzo, chyba...
UsuńNie zawsze kontakty z rodziną przynoszą samo dobro, a więzy krwi wcale nie muszą ułatwiać porozumienia. Jedyne tylko co każdy powinien zrobić to wybiec myślami w przód i tak ustawić swe działania, by po jego śmierci rodzina nie musiała się handryczyć z prawnikami o schedę. Niestety rodzina to nie jest grono osób, które sobie sami wybieramy, jej skład jest nam niejako dany odgórnie.
OdpowiedzUsuńNo niestety, wiem coś o tym i wiem, że wiele zależy od obu stron, do miłości nikogo nie zmusisz...
UsuńNie wiadomo. Może projekt zwany "życiem" to właśnie przewidywał i zakończył się sukcesem. Może po tamtej stronie, Istota, która była nim przez chwilę, powiedziała: poznałam samotność, poznałam odrzucenie, poznałam mnóstwo smutku...Jestem mądrzejsza :-)
OdpowiedzUsuńMoże tę stronę pójdę :-)
Podobno wszystko mamy zapisane w gwiazdach, a skoro jemu tak było dobrze?
UsuńMoże mu nie zależało...na to wygląda. Nie znamy jego zdania na ten temat. Staram się nie oceniać, być może sytuacja jest bardziej skomplikowana niż wygląda...?
OdpowiedzUsuńNigdy sie nie dowiemy, skoro funkcjonował tak wiele lat, to może tak wybrał?
UsuńBrakło pokoju w sercu. I miłości też.
OdpowiedzUsuńAle kiedyś te dzieci przynajmniej i żonę kochał...
UsuńI po co te niesnaski. Na końcu tej drogi odchodzimy wszyscy boso.
OdpowiedzUsuńŚmierć wszystkim zwaśnionym przynosi podobny koniec.
UsuńOn o tym nawet nie myślał. Tak myślę, a może się mylę?
OdpowiedzUsuńPewnie nie myślał, nie wiadomo, może dopiero coś mu w głowie świtało?
UsuńBywa, że ludzie godzą się z innymi na łożu śmierci.
Wiesz Asiu z tym pojednaniem to różnie bywa... Może chciał...
OdpowiedzUsuńWiem, że różnie, sama tego doświadczyłam.
UsuńMyślę, że zwyciężały cechy charakteru, w końcu poróżnił się niemal ze wszystkimi...
ciekawostka jest, że ludziom bliżej do nieboszczyków, jak od żywych.
OdpowiedzUsuńpomniki są oblegane, a starość czeźnie w samotnościach
To też prawda...
Usuńnie wiadomo co komu pisane. Niektórzy nie chcą myśleć logicznie dlatego mają w nosie "jednanie" się z rodziną. Po co w ogóle się żreć aż tak, żeby trzeba było się jednać ??
OdpowiedzUsuńGdyby to było tak proste, psychologowie byliby bezrobotni...
UsuńCzasem tak się układa. Znam podobną sytuację ze swojego otoczenia, choć na szczęście wszyscy jeszcze żyją.
OdpowiedzUsuńMasz rację, czasem tak bywa i trudno to odkręcić...
UsuńMyślę, że m.in. tak właśnie rozwija się agresja i nienawiść. Uogólniając, to niespełnione plany i marzenia, niezrozumienie otoczenia, i wreszcie konflikt z samym sobą.
OdpowiedzUsuńDobrze to ująłeś, tę agresję i zaczepność w jego zachowaniu zauważali co, co go znali...
UsuńTeraz już raczej nic nie da się naprawić. To dobra przestroga dla innych...
OdpowiedzUsuńNo nie da się, może choć wspomnienia z dawnych lata zachowają pozytywne.
UsuńA może on miał jakieś zaburzenia socjopatyczne? Może początki jakiejś choroby ( np. wczesny Alzheimer)? Ciekawe, czy był realny powód takiego odcięcia od ludzi i zgorzknienia. Ale...każdy kowalem swego losu. I też uważam, że życie w samotności jest gorsze od samotnej śmierci. Bo śmierć jest zawsze samotna, teraz nie ma zwyczaju czuwania przy umierającym. Może byc za ścianą, a odejść niezauważenie...
OdpowiedzUsuńNie tylko za ścianą, Haniu. W jednym łóżku nawet, odchodzą cichutko, we śnie...
UsuńSamotność potrafi mieć różne przyczyny. Jeśli jest z wyboru przez powodowanie odrzucenia wszystkich innych ludzi to z pewnością nie była pozbawiona powodu. Znanego jedynie temu kto zabrał ją ze sobą. Smutne.
OdpowiedzUsuńSmutne, tym bardziej dla najbliższych, z tego co wiem bardzo ubolewali z tego powodu.
UsuńWiesz, dla mnie każda śmierć znanej mi osoby, jest jak taki grom z jasnego nieba. I prawie wszystkie są zaskakujące.
OdpowiedzUsuńOczywiście, zwłaszcza gdy nie wiedziało się o chorobie lub śmierć była nagła...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńBardzo przykra taka perspektywa, ale trudno dociekać, jakie krzywdy - prawdziwe czy urojone - sprawiły, że ktoś postanowił zerwać kontakty z bliskimi.
Pozdrawiam:)
Dla niego pewnie były realne, dla rodziny urojone...
UsuńPrzykra historia, ale nie znając człowieka trudno oceniać... Bo czasem to co widać na zewnątrz może mieć niewiele wspólnego z prawdą.
OdpowiedzUsuńOczywiście, to kolejna ludzka historia i zagadka psychologiczna.
UsuńRóżne są sytuacje w rodzinie. A jakie są ich przyczyny wiedzą tylko 'zainteresowani', a my możemy jedynie teoretyzować. Ale nigdy chyba nie jest tak, że wina leży tylko po jednej stronie. Znam takie przypadki ze słyszenia... Dla mnie niewyobrażalne. Jeśli najbliżsi sobie ludzie nie są dla siebie dobrzy i nie stoją za sobą murem to czego oczekiwać od obcych?
OdpowiedzUsuńDobrego weekendu, Jotko:-)
Właśnie, od rodziny i najbliższych się zaczyna, to czego można spodziewać się po społeczeństwie?
UsuńZnam podobną sytuację. Tylko że to nie był biznesmen tylko artysta. Jego córka potem napisała o tym/o nim ksiązkę.
OdpowiedzUsuńChyba wielu z nas zna podobne historie...
UsuńPrzytulam Cię mocno:-)
Szkoda? niby dlaczego, jego to zycie bylo, widocznie nie chcial pojednania, zyl jak chcial, widocznie tak wolal, jego wolnosc.
OdpowiedzUsuńNie lubie jak inni zaczynaja analizowac, dawac rady, lepiej wiedziec!! co naprawde jest wazne dla danej osoby.
Szkoda, bo takie było zdanie jego najbliższych, w końcu nie żył na bezludnej wyspie, sprowadził na świat dzieci, komuś był potrzebny.
UsuńNikt tu rad nie daje, nie zauważyłam... rozważania na temat więzi, miłości w rodzinie lub ich braku to chyba nie zbrodnia?
O pogodzie można zawsze...
No wiadomo ze Pan juz rad nie dostanie, ale tez nie obroni sie przed rozwazaniami na temat wiezi i milosci w rodzinie w rodzaju "brak pokoju w sercu i milosci tez" czy "rozwoj agresji i nienawisci" a moze "zaburzenia socjopatyczne, wczesny Alzheimer"
UsuńNie musi, to nie jest sąd nad człowiekiem, może wyluzuj trochę...
UsuńNiektórzy nie potrafią do końca zrozumieć na czym polega ich sens życia...
OdpowiedzUsuńŚmierć w samotności , to chyba nie o to chodzi...
Bez rodziny, to chyba nie o to chodzi...
Smutne...
Smutne, ale on chyba tak tego nie widział...
UsuńZnam przypadek z mojej właśnej rodziny, gdzie aż szkoda, że pan jednak wcześniej nie został sam, a tak to teraz przykuty do łóżka uprzykrza życie partnerce (ona nie odejdzie w tej chwili, bo co ludzie powiedza, więc na jego śmierć czekać trzeba i aż strach pomyśleć, że on może tak dociągnąć do setki, bo do tego jeszcze kilka lat zostało). Nigdy nie był człowiekiem łatwym w obejściu a jego dziwność i pretensje narastały z wiekiem.
OdpowiedzUsuńNie znając historii danej osoby można też założyć odwrotną sytuację - że to rodzina nie jest warta splunięcia. A co powiesz o sytuacji po śmierci pani Dziedzic? Trzęsła całą telewizją - nie miał jej kto pochować. I tu nie chodzi o rodzinę, bo można nie lubić rodziny, ale nie miała ani jednego przyjaciela.
Widziałam tylko nagłówki w gazetach w jakimś saloniku prasowym, podobnie pewnie było Z Violettą Villas...
UsuńJa widziałam zdjęcia z pogrzebu. Zaledwie kilka osób. W ciągu życia zdążyła większość do siebie zniechęcić.
UsuńPowiem szczerze, że mój teść też nie był łatwym człowiekiem...
UsuńDla mnie to smutny temat nawet nie przez samą śmierć,chociaż wiadomo ,że śmierć to to co spotyka nas ostatecznie.Wśród znajomych często słyszę o tym,że samotność to jest to co ich "martwi" .Jednak w większości chcemy aby ktoś był obok,niekoniecznie bawił nas rozmową ale czasami po prostu był.Ważniejsze moim zdaniem jest życie -oby nie było "samotne" bo człowiek umierając zawsze jest "samotny" -to oczywiście moje zdanie.
OdpowiedzUsuńBo to bardzo smutny temat. Gdy zmarł mój dziadek, babcia mawiała, że nieważne jak chory by był , byle był obok. Ale z drugiej strony, nie wiem czy chciałaby codziennie patrzeć na jego cierpienie...
UsuńSmutny temat. Scenariusze naszego odchodzenia nie są tożsame ze scenariuszami stworzonymi przez naszych bliskich. Zwłaszcza, że oni mają szansę to zweryfikować. Nie wiem co lepsze, czy nagłą śmierć, czy w pełni świadome odchodzenie w otoczeniu bliskich i w sposób zgodny z wyznawanym systemem wartości.
OdpowiedzUsuńWażne jest aby być w miarę gotowym, tak wobec Boga jak i ludzi
Moja mama chorowała na raka, ale nawet gdy była zdrowa powtarzała, że wolałaby szybką śmierć, nawet we śnie...
UsuńRaczej żaden człowiek nie chce patrzeć na cierpienie drugiego człowieka. Ja ten widok miałam od dzieciństwa... Niemniej jednak nawiązując do tematu to samotność z całą pewnością musi być udręką dla człowieka, ale nieraz trudno jest wyciągnąć rękę na pojednanie, gdy wie się, że dana osoba na to nie zasługuje... Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny ♥
OdpowiedzUsuńwy-stardoll.blogspot.com
Masz rację, do pojednania trzeba woli obu stron...
UsuńBardzo smutna sytuacja, samotność nie jest dobra na dłuższą metę.
OdpowiedzUsuńZnam osoby samotne, które jednak czasami szukają towarzystwa.
UsuńZnam kilka samotnych osób, które nie mają pretensji do całego świata i znalazły wielu przyjaciół.
OdpowiedzUsuńJednak każdy człowiek jest inny i nie wiadomo, co komu w duszy gra.
Samotność nie musi oznaczać zgorzknienia i pretensji do całego świata.
UsuńNie wszyscy są na tyle otwarci, by żyć w ciągłym zgiełku, szukają towarzystwa gdy tego potrzebują.
Ja się tak zastanawiam, ile osób jak już nie ma S. mówi o nim "był samotny", a nie "był gburowaty"...Bo samotny, prędzej czy później będzie gburowaty, a może trzeba iść do "samotnego gbura" ;) z... sercem
OdpowiedzUsuńWiesz, sama to kiedyś przerabiałam, szłam z sercem i przybita wychodziłam... nie zawsze starcza nam wytrwałości.
UsuńWizja śmierci jest odpychana i wydaje nam się,że jest gdzieś na horyzońcie i tyle czasu jeszcze mamy, a często towarzyszy nam i jest bardzo blisko. Tak stało się z moją przyjaciółką, tylko ona nie miała takich problemów. Była kochana i nigdy z nikim się nie kłóciła. Nigdy nie pomyślałam, że tak szybko umrze. Dużo rozmawiałyśmy o śmierci, bo lubię rozmawiać i czytać...nie myślałam,że po śmierci jednej przyjaciółki druga jest następna Umarła rok później. A kiedy dzwoniłam do niej , żeby powiedzieć,że pierwsza nie żyje, nigdy nie pomyślała tym, że za miesiąc zacznie umierać druga. Trzeba żyć , cieszyć się życiem i szanować drugiego człowieka, bo często już jutro go nie ma.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, jest odpychana, a czasami zostawiamy bliskim niezły bałagan i zamiast żałoby zostają sprawy spadkowe, długi itp.
UsuńTekst dający sporo do myślenia... Lepiej z bliskimi i przyjaciółmi mieć dobre relacje. Nigdy nie wiadomo, co komu pisane...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Jotko! :)
Fajnie, że wpadłeś:-)
UsuńPewnie, że lepiej mieć dobre, ale nie zawsze sie tak składa...
Nigdy nie rozumiałam, jak można latami gniewać się z bliskimi, z kimkolwiek. Nie rozmawiać, zerwać kontakty... Nie potrafiłabym. Życie jest za krótkie na przedłużające się wojny między ludźmi, co Twój post pokazał najlepiej.
OdpowiedzUsuńŚmierć przychodzi znienacka, może i jemu w czymś przeszkodziła?
UsuńKażdy ma szansę wybrać sobie takie życie, jakie chce. A i rodzina czasem nie do końca jest niewiniątkiem. Utrzymuję bardzo bliskie stosunki z moją córką i mamą. Nie mam rodzeństwa. Reszta rodziny, kuzyni, ciotki, nie sprawdzili się jako rodzina. Aż przestało mi na tym zależeć. Znajduję radość w kontaktach z najbliższymi i z przyjaciółmi.
OdpowiedzUsuńNie nam osądzać wybory, ludzie są różni, musimy sami znaleźć receptę na szczęśliwe życie, bo zbyt jest krótkie.
UsuńSmutna historia. Nigdy niewiadomo co na nas czeka za rogiem. Mojej babci nic nie było ale syres ją wykończył. Trafiła do szpitala z zapaleniem trzustki i już nie wyszła. Poszła za dziadkiem który odszedł w lipcu, a ona 1 listopada.
OdpowiedzUsuńCzasem prosty zabieg może skończyć się źle...
Usuń