Lodówkę w domu ma chyba każdy.
Niektórzy mają spiżarnie, schowki, piwnice.
Sztuka przechowywania żywności na czas zimy lub nieurodzaju towarzyszyła człowiekowi od zawsze.
Dziś mamy wsparcie w nowoczesnej technologii i wynalazkach przemysłu spożywczego.
Gdy byłam dzieckiem, nie każdego stać było na lodówkę, nie każdy miał przy kuchni spiżarnię.
U ciotki na wsi po raz pierwszy widziałam masło i śmietanę przechowywane we wiadrze spuszczonym do studni, owoce i warzywa ułożone w skrzynkach w ziemiance obok domu.
Strych bywał miejscem suszenia ziół, pierza, grzybów i orzechów.
W piwniczce pod podłogą moja babcia przechowywała ziemniaki, węgiel i przetwory w słoikach, pierniki leżakowały w walizce pod łóżkiem.
Funkcję chłodziarki pełniła wnęka pod parapetem okiennym.
Najbardziej znanym chyba sposobem przechowywania żywności było kiszenie w beczkach i wekowanie. Pamiętam mięsa i wędliny zamykane w słojach, smalec, kaszankę i solone jelita do produkcji własnej kiełbasy czy salcesonu.
Tak mi się zebrało na wspominki w tym temacie, gdyż podczas zwiedzania pałacu w Lubostroniu natrafiliśmy na ciekawostkę w postaci tamtejszych piwnic i kredensu do przechowywania rodzinnych sreber i porcelany.
Na pierwszym zdjęciu widoczny pałac w całej okazałości od strony podjazdu, na drugim budynek służbowy, gdzie i kuchnia pałacowa była, by do pokoi państwa zapachy kuchenne nie docierały.
Nawet drogi poruszania się służby tak zaprojektowano, by nie krzyżowały się ze schodami czy korytarzami, po których gospodarze i goście przechadzali się.
Piwnice mają kilka poziomów, z wyższego korytarz prowadzi do kredensu właśnie, gdzie przechowywano rodowe srebra i porcelanę.
Prawda, że zacny kredens? Ileż tu się mieściło zastawy i utensyliów wszelakich, a klucze do tych skarbów dzierżył pewnie jakiś major domus...
Nieco głębiej prawdopodobnie pomieszczenia dla przechowywania innych przedmiotów czy przetworów. Na tym poziomie odnaleziono podkop, który prawdopodobnie miał połączyć pałac z budynkiem służbowym, ale budowniczowie napotkali litą skałę i tunel zasypano.
Jeszcze niżej, krętymi schodami schodzimy do piwniczki z winem i mocnymi trunkami.
Najnizsza piwniczka ma podobno specjalna podłogę do utrzymywania mikroklimatu dla najcenniejszych win.
Na niektórych półkach zauważyliśmy atrapy alkoholi lub puste butelki po musujących winach typu Sowietskoje igristoje - po prostu zwiedzającym wnęki na wino kojarzyły się bardziej z miejscami na urny z prochami, więc umieszczono w nich butelki, by dać wyobrażenie właściwego przeznaczenia pomieszczeń.
Sadząc po wielkości piwnic oraz ilości pomieszczeń przeznaczonych do przechowywania wina, pałac musiał być bogato zaopatrzony, co nie dziwi, gdyż w okolicy znajdowały się lasy, pola i sady należące do właścicieli, a nawet stawy rybne, domek myśliwski oraz dom ogrodnika.
Współcześnie, coraz rzadziej chyba robimy zapasy na zimę, bo często okazuje się, że koszt utrzymania zamrażarek czy chłodziarek w piwnicach bywa większy, niż kupowanie świeżych produktów na bieżąco, nie mówiąc o wekowaniu oraz inwestowaniu w produkty i naczynia do konserwowania żywności.
My na przykład kisimy tylko ogórki, zresztą nie mamy działki ani ogrodu, a owoce i warzywa na przetwory bywają bardzo drogie...
Niesamowity ten pałac, z takimi podziemiami.
OdpowiedzUsuńWokół jest spory park, widzieliśmy nowe nasadzenia, bo po wichurach wiele drzew padło...
UsuńTo były czasy!
OdpowiedzUsuńW ubiegłe wakacje zwiedzałam m.in. Zamek Czocha i tam właśnie sa podobne pomieszczenia podziemne(większość jeszcze okrytych tajemnicą i nie udostępnionych zwiedzającym)ale... niesamowicie prosto i skutecznie sobie radzono w czasach bez lodówek. Lubię wiekowe budowle z ich niezwykłymi historiami...
Zamek Czocha zrobił i na nas wielkie wrażenie, jeden z najciekawszych w Polsce:-)
Usuńkupne łatwiejsze, ale własne smaczniejsze.
OdpowiedzUsuńBa! Może na emeryturze się zmobilizuję?
UsuńTakiego pokoju - lodówki, jaki miała moja babcia - nie miał nikt :) W kuchni paliło się w piecu, a jak otworzyło się drzwi do pokoju, to z ust para leciała ;) Tam też przechowywała żywność, a jak się tam spało... w dodatku pod puchowymi pierzynami ;)A od Twoich zdjęć Asiu też się robi przyjemnie chłodno...
OdpowiedzUsuńW takich piwnicach zawsze jest chłodno, jak w jaskiniach:-)
UsuńZ racji wykonywanego kiedyś zawodu, piwnice nie robią na mnie wrażenia ;) Niemniej, gdy kupiłem domek na wsi, tam była obok domu ziemianka (sam dom nie był podpiwniczony). Szybko ją zasypałem, bo w niej unosił się mało zachęcający zapach stęchlizny. W domku wydzieliłem spiżarkę, ale ona służyła tylko do przechowywania wina domowej roboty i różnych nalewek ;)
OdpowiedzUsuńO, to też świetne zapasy, wiadomo - nalewka dla zdrowotności!
UsuńPodziemia fantastyczne a miejsca na butelki faktycznie budzą skojarzenie z urnami.
OdpowiedzUsuńJa już zrezygnowałam z robienia przetworów - poza pomidorami, które "schodzą" w ogromnych ilościach. Wszystko inne- śladowo i głównie po to , by nie wyrzucić, jeśli się czegoś kupiło trochę za dużo i nie zjadło w całości.
Zrobiłam kiedyś dżem z moreli, porzeczki i jeżyny zamroziłam, ale zamierzam wszystko kisić, podobno kiszonki zdrowe są!
UsuńZ powodu Covidu po raz pierwszy zrobiłam jakieś zapasy i bardzo mi się to spodobało. Kiedy nadeszły trudniejsze czasy :) nie mam przymusu biegania po sklepach.
OdpowiedzUsuńW dawnym mieszkaniu miałam przy kuchni "służbówkę", teraz też mam pomieszczenie gospodarcze. To są miejsca nie do przecenienia.
Ja właśnie nie mam, jest wprawdzie piwnica, tam trzymamy słoiki i rowery, ale taką spiżarnię przy kuchni chciałabym...
UsuńPlanując dom w pierwszej kolejności ustalałam kwestię dużej łazienki, potem garderoby, a potem spiżarni. I mam takową, bardzo to sobie chwalę. W dodatku jest sprytnie ukryta, i jak ktoś nie wie, to nie znajdzie, chociaż wejście wprost z kuchni:). A piwniczka na wino, taka ziemna, zewnętrzna, lezy w marzeniach mego męża. Kto to wie...
OdpowiedzUsuńW Lubostroniu jest nawet specjalne pomieszczenie, w najniższej piwnicy ze specjalną podłogą i mikroklimatem dla szlachetnych trunków.
UsuńTaką piwniczkę zaopatrzyć to ho, ho!
Jest nam dobrze, a nawet bardzo, pod śmietnikiem stoją już dwie!
OdpowiedzUsuńAle co, lodówki?
UsuńNo nie dopisałem. Tak lodowki.
UsuńU nas była spiżarka, a u ciotek na wsi piwniczka, wiadomo. A wekowania nienawidzę, bo musiałam pomagać, np. przy mieszaniu powideł i w swoim dorosłym zyciu nie splamiłam się jednym nawet wekiem:( Mąż, owszem, robi ogórki i pomidory, pychotka:)
OdpowiedzUsuńJa pamiętam wekowanie i gotowanie w kotle weków w największe upały...obiecałam sobie nie robić takich rzeczy!
UsuńMasz rację, jeśli podliczymy koszty (w tym czas), to przetwory wydają się być właściwe dla pasjonatów. Chociaż na pewno własnoręczna produkcja kojarzy się z lepszym smakiem :-) Za czasów mego wczesnego dzieciństwa, też nie było w domu lodówki i zamrażarki. Do dzisiaj pamiętam przetwory mięsne ze słoika, a słoninę i kości na zupę to po prostu się soliło i przechowywało w drewnianych skrzyniach.
OdpowiedzUsuńParadoks polega na tym, że gdy jest czas na przetwory, to jest upał lub urlopu szkoda lub owoce za drogie...
UsuńJeżeli ostatnie zdjęcie przedstawia wnęki na wino, to mnie kojarzą się ona raczej ze średniowiecznymi gołębnikami budowanymi w klasztorach irlandzkich. Szkoda, że kredens jest pusty. Gdy się przechadzamy po brytyjskich rezydencjach możnowładców zbudowanych na terenie Irlandii, to właśnie zawartość kredensów i ogrody uświadamiają mi, jak niewyobrażalnie bogaci musieli być właściciele. Każda zastawa warta więcej niż mój samochód, a to przecież ledwie to, co postanowiono udostępnić zwiedzającym. Z ogrodami sprawa się zaś ma tak, że gdy wyobrażę sobie ile pracy kosztuje wypielęgnowanie czegoś takiego - i to na tak wielkim obszarze, to od razu się zastanawiam, ile trzeba zapłacić ogrodnikom, nie mówiąc już o sadzonkach i sprzęcie. I tylko żal, że w polskich rezydencjach magnackich i ziemiańskich, których ocalało bardzo dużo, nieporównywalnie więcej niż w Irlandii, sprzęt został rozkradziony, a w najlepszym wypadku, przeniesiony do największych muzeów kraju, pozostawiając w oryginalnych miejscach puste przestrzenie.
OdpowiedzUsuńNo niestety, w czasie wojny wiele z wyposażenia polskich zamków i pałaców skradziono, jak nie hitlerowcy, to Rosjanie, reszta w muzeach w salach wystawowych. Ale zdarza się nam podziwiać i zastawy, powozy, wyposażenie pokoi służby.
UsuńPod tym względem lepiej jest na Słowacji, tam nawet aranżuje się scenki z życia szlachty lub mini koncerty...
Parki i ogrody , jak piszesz tez wymagają wiele zachodu i funduszy, ale to się chyba poprawia.
Ciekawy temat. Co do robienia przetworów to coraz mniej ich robię. Bo nie chcę robić aby tylko mieć lecz to co smakuje nam czy dzieciom,które czasami chcą coś zabrać .W naszej Dukli też są stare piwnice ,gdzie dawno temu przechowywane były beczki z winem .Zresztą mieszkam przy Trakcie Węgierskim , tędy biegł szlak winowy.A podobne piwnice zwiedzałam też w Rzeszowie oraz Przemyślu.Szczególnie gdy na zewnątrz upał tam zupełnie inna "aura".
OdpowiedzUsuńZgodnie z nazwą Trakt Węgierski rozbudza wyobraźnię:-)
UsuńMoże ja z kolei zacznę robić, gdy pojawia się wnuki?
W takich piwnicach można się schłodzić:-)
Tradycje robienia przetworów w dobie supermarketów ze wszystkim, powoli chyba zanikają. A szkoda bo to wiedza bardzo potrzebna w dzisiejszym niepewnym świecie. Zapełnić te zamkowe piwnice produktami ... trzeba było nieźle się narobić. Za to w zimie można było ucztować.
OdpowiedzUsuńTo nawet wiedza tajemna, u mnie nie wszystko się udawało, gdy robiłam przetwory, trzeba mieć sposoby lub serce do tego...
UsuńW moim rodzinnym domu była piwnica, w której mama trzymała przetwory, ziemniaki i inne warzywa. W kącie piwnicy stały dwie wielkie beczki, jednak z ogórkami, druga z kiszoną kapustą. Na strychu było mnóstwo klamotów, ale w jednej jego części były półki, na których były poukładane jabłka, gruszki i orzechy na zimę. Mama robiła dużo różnych przetworów, ale mięso zawsze było kupowane na bieżąco. Ja nie pamiętam czasów bez lodówki. Teraz wielka lodówka z zamrażarką załatwia problem przechowywania żywności na bieżące potrzeby. I tak jest wygodniej.
OdpowiedzUsuńNam pierwszą lodówkę kupił brat mamy, który przyjechał z Australii, bo nie miał jak piwa z Pewexu chłodzić...
UsuńJa mam dobrą piwnicę,ziemniaki na zimę jest gdzie trzymać.
OdpowiedzUsuńLubię takie kręte i ciemne pomieszczenia,kryjące może jakieś tajemnice.
Ziemniaki i cebulę mieliśmy kiedyś w piwnicy, ale teraz za ciepło tam, zimy coraz łagodniejsze...
UsuńTaka ciekawostka, w rodzinnym domu mojego ojca wejście do piwniczki było malutkie przy samej ziemi, trzeba było wchodzić przez nie na czworaka.
OdpowiedzUsuńMasło przechowywane w studni też pamiętam.
Z dzieciństwa pamiętam także wozaków rozwożących lód do chłodni wyrąbany w rzece.
Wozaków nie pamiętam, ale piwniczki chyba były niemal wszędzie:-)
UsuńZachorowałam na lodówkę, która... nie zmieści się nam do kuchni, bo za duża... Musiałabym wystawić ja do przedpokoju :) Aż żałuję, że w bloku nie ma szans na spiżarkę... A opcja "coś za coś", czyli kosztem np. pokoju, mnie nie urządza. W piwnicy zaś strach trzymać cokolwiek.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Amerykańskie lodówki to mają rozmiary!
UsuńChyba żywność u nich tania, by te gabaryty zapełnić, ale kto to zjada?
Wygrzebujesz smaczki :)
OdpowiedzUsuńPrzy tylu zdjęciach jest w czym wybierać:-)
UsuńPrawda '_
UsuńMy trzymamy kiszone ogórki, dżemy i kompoty w chlewiku. Jest chłodno bo przy ziemi. Piwnicę kiedyś mieliśmy, ale tata zasypał ze bo zrobił mi własny pokój.
OdpowiedzUsuńNiektóre piwniczki bywały zalewane po ulewach...
Usuńuwielbiam takie miejsca i tan chłód gdy się wchodzi do piwniczki
OdpowiedzUsuńChłód i zapach jak z grobowca...
Usuńhaha no tak, ale ma to klimat
Usuńzwłaszcza dla wielbicieli horrorów:-)
UsuńZnam ja tego typu winnice i nie pomyliłabym się w ocenie.
OdpowiedzUsuńPrzetworów nigdy nie robiłam, nie interesuje mnie to. Za to zrobiłam w tym roku pierwszą własną herbatę z ziół wyhodowanych w doniczce.
A jaka to mieszanka?
UsuńNa razie sama jasnota żółta, ale bodziszek już się wysuszył i mogę skruszyć i dodać. To są te ziółka, o których opowiadałam kiedyś na blogu, "złapane" zupełnie przypadkowo, wyrosły w donicy, a potem zaczęłam szukać co to za gatunki i okazało się że mam lek dla siebie na bóle menstruacyjne.
UsuńOd przyszłej wiosny chcę bardziej świadomie się za to zabrać i dysponując kawałkiem gruntu, chcę mieć też inne zioła na różne wyroby. Rozważam też kur ziołolecznictwa, bo bądźmy szczere, z internetu nie pobierze się potrzebnej wiedzy a i łatwo o jakiś błąd.
To ambitnie bardzo, w razie czego poproszę Ciebie o radę:-)
UsuńPamiętam na wsiach brak lodówek, a nie mam 100 lat ;)
OdpowiedzUsuńA moi rodzice to już w ogóle pamiętają takie dzieje dokładnie (i z sentymentem to wspominają) i też nie mają 100 lat ;)
U mnie w domu rodzinnym lodówka pojawiła się dopiero w 1972 roku...a nie mieszkałam na wsi.
UsuńU mojej cioci, co wiem od taty, przed wojną rąbano lód z rzeki i przenoszono do głębokiej piwnicy, która pełniła rolę lodówki. U babci latem spuszczało się do studni produkty żywnościowe. Było też pomieszczenie zwane komorą, gdzie podczas największych upałów panował chłód. Stały tam słoiki z przetworami, zimą jabłka i ziemniaki, włoszczyzna przesypana piaskiem. Tak mi się przypomniało i znów wróciłam wspomnieniami do Tenczynka...anka
OdpowiedzUsuńFaktycznie, pamiętam kopce z piasku z warzywami, mój teść tak robił na działce...
UsuńMoi rodzice mieli niewielką spiżarenkę, na drzwiach której wisiał piękny zabytkowy młynek do mielenia pieprzu. Była to pozostałość po Niemcach.
OdpowiedzUsuńByły też dwie piwnice, jedna na węgiel, druga na ziemniaki i beczki z kapustą oraz ogórkami.
Kiedyś piwnica, jak sama nazwa wskazuje, służyła do przechowywania piwa, a to, co teraz nazywamy piwnicą, nazywano sklepem od mocnego sklepienia.
Nasza obecna piwnica jest wielkości szafy trzydrzwiowej i mieści się w niej jedynie rower mojego męża.
To prawda, moje babcie używały nazwy sklep, a ja nie rozumiałam wtedy dlaczego...
UsuńCiekawy post Asiu. Moja babcia trzymała wszelkie przetwory w piwnicy takiej zwykłej w bloku. Najbardziej mi smakowały czereśnie w kompocie i konfitury truskawkowe. Ogórki też robiła z moja pomoca.
OdpowiedzUsuńKiedyś wekowano wszystko, nawet zapomniane dziś mirabelki czy morwę...moi rodzice wekowali malutkie jabłuszka w całości, uwielbiałam je...
UsuńU nas w domu owoce utrwalało się cukrem w dużych szklanych słojach.
OdpowiedzUsuńMoja ciocia tak robiła, a wujek nastawiał wino:-)
UsuńLubię takie piwniczki, mają klimat.
OdpowiedzUsuńTe pałacowe na pewno...
UsuńW dzieciństwie studnia robiła za lodówkę, mięso w soli lub suszyło się np. szynkę, ależ to był smak.
OdpowiedzUsuńWiele przetworów z mięsa robiło się samodzielnie lub zlecało znajomemu rzeźnikowi:-)
UsuńNa leśniczówce- patrz jak to brzmi dumnie:):):)- wszystko to, co opisujesz na początku posta było. I przetwory i świniobicia, i kiszenie ogórków oraz kapusty w beczkach dębowych i paskudna piwnica w wieloma pomieszczeniami na to wszystko. Najgorsza była zimna, wilgotna, na ziemniaki, gdzie i żaby zimowały. Często zdarzało się, że do wiaderka wrzucało się zahibernowaną' ropuchę... brrrrr... I wino mama też w dymionach trzymała. A w spiżarce stały na regałach słoiki i buncloki (takie gliniane garnki) ze smalcem, oraz wirówka do odwirowywania śmietany z mleka.
OdpowiedzUsuńPiękny ten pałac i pewnie majętni państwo go zasiedlali. Znowu coś interesującego pokazałaś:)
Właścicielami byli Skórzewscy, a ten pałac traktowali jako siedzibę letnia:-)
UsuńTaka leśniczówka bardziej mnie ciekawi, niż pałac:-)
Faktycznie w obecnych czasach coraz rzadziej robi się zapasy na zimę,
OdpowiedzUsuńale ogórki kiszone też konserwuję :D Pozdrawiam!
ogórki robimy, kupne nie są smaczne...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńPiwnice rzeczywiście imponujące, kredensik też niczego sobie:)
Ja robię jeszcze co nieco, ale w mniejszej ilości niż kiedyś.
Właściwie nie musiałabym, ale lubię pokucharzyć przetworowo:)
Pozdrawiam:)
Niektórzy twierdzą, że to odstresowujące zajęcie:-)
UsuńCałkiem ciekawe piwniczki zwiedzaliście Asiu :-))
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o mnie to już nie robię ządnych przetworów - po prostu mi się nie chce.
:-)
Mi też się nie chce, dlatego tylko ogórki kisimy:-)
UsuńMy mamy ogródek, więc zawsze robię trochę przetworów. A moim marzeniem jest spiżarnia. Póki co nie za bardzo mam gdzie ją urządzić.
OdpowiedzUsuńSpiżarnia tez by mi się przydała, nawet po to, by ciągle na zakupy nie chodzić.
UsuńPrzechowywanie w ziemiankach to i ja jeszcze pamiętam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pewnie jeszcze gdzieś bywają:-)
UsuńBardzo lubię Lubostroń :)
OdpowiedzUsuńMy także:-)
UsuńZacne te piwnice na wino i ten wielki kredens na naczynia. W bogatym zamku musiało być tego wiele, wtedy też nie było supermarketów, więc lepiej było mieć wszystko zgromadzone i chronione pod własnym dachem.
OdpowiedzUsuńJa nie kiszę nawet ogórków, mimo że ciągle sobie to obiecuję...
Mimo wszystko wolę kupować wszystko świeże.
My tylko ogórki, bo te kupne jakieś takie nie bardzo...
UsuńŚwietny tekst i, jak zwykle poparty dokumentacją graficzną.
OdpowiedzUsuńCo do tych piwniczek, to może nie uwierzysz, ale my w swoim rodzinnym, dobrzelińskim, "bliskofabrycznym" domu mieliśmy w jednym z pokoi spiżarnię wysoką na jakieś metr osiemdziesiąt, dzielona na pół, głęboką na jakieś 40 centymetrów. W niej to moja babcia przechowywała: u dołu część dżemów, konfitur i tym podobnych lub nie słoiczków z różnoraką żywnością; u góry zaś ciasta wszelakie. U nas za moich dziecięcych czasów wypieki mojej babci leżały w tej spiżarni od Świąt Bożego Narodzenia do początku marca i ilości circa 35-40 "blach". Wyobraź sobie, że nie popsuł się żaden wypiek, aczkolwiek spożywano te słodkości w kolejności: makowce, serniki, baby i dopiero później mazurki i pierniki. Nie wiem czemu przypisać fakt, iż przez bite dwa miesiące ciasto się nie popsuło, przecież babcia nie stosowała tak rozpowszechnionych dzisiaj konserwantów.
A prawdziwą, dwukomorową piwnicę też mieliśmy. Tu składowano ziemniaki, jabłka, warzywa słoje z przetworami, a w drugiej komorze węgiel i drzewo do rozpałki. Od czasu śmierci babci... dawno to było... nasze spiżarnia i piwnica podupadały stopniowo na zdrowiu, a moja mama nie mogła po latach przeboleć tego, że mając na wyciągnięcie ręki taką znamienitą kucharkę jak teściowa, niewiele się od niej nauczyła.......
Własnie dlatego, że nie stosowała konserwantów sztucznych, ale na pewno prawdziwe, z natury, tak jak moja, tłuszcz tylko gęsi i nie wiem co tam jeszcze.
UsuńNiektóre tajemnice babcie zabrały ze sobą, niestety...
My też niczego nie przechowujemy, nie przetwarzamy, bo już nie ma sensu ale taka piwniczka na wino byłaby fajna :D
OdpowiedzUsuńSwoją drogą ciekawe miejsce, w zamkach i pałacach uwielbiam zwiedzać piwnice :)
Widzę, że wielu z nas te piwniczki na wino interesują:-)
Usuń