Mój ojciec mawiał, że aby leczyć się w Polsce, trzeba mieć końskie zdrowie i anielską cierpliwość.
Inna opcja to znajomości i gruby portfel.
Druga opcja u mnie odpada, wiec wybrałam się do przychodni. Tydzień temu, wieczorną porą bardzo rozbolało mnie gardło, w nocy to już koszmar zupełny, rano klucha jak przy śwince.
Zarejestrowałam się do lekarza, bo i samopoczucie niewyraźne, do tego ból głowy.
W rejestracji poprawa, nie czekałam przy telefonie godzinami. O wyznaczonej porze poszłam do przychodni, obsuwa w czasie ok.1,5 godziny, ale nic to.
W gabinecie pani doktor zapytała o nazwisko i cisza, siedzę 5 m od biurka, ona pisze na klawiaturze komputera zawzięcie. Gdy próbowałam coś wydukać, przerwała mi, bo ONA pisze, czekałam więc cierpliwie. Po pewnym czasie:
- w recepcji napisano, że ból gardła i głowy
- tak i ogólne rozbicie
Nie powiem, do gardła zajrzała, plecy osłuchała. zapisała płyn do płukania gardła. Poprosiłam o zwolnienie, bo pracuję.
- Nie wydaje się zwolnień na jeden dzień, trzeba było wziąć urlop na żądanie!
- Ale ja w szkole pracuję, u nas nie ma urlopów na żądanie...
Znowu cisza, pani pisze, pisze, pisze...
Podeszła na odległość ręki, wręczyła kartkę z nazwą leku, bo bez recepty i rzuciła tylko - zwolnienie poszło online. Był piątek, myślę - przez weekend podleczę się, a jak znam swój organizm zapowiadało się na zapalenie gardła, ale przecież nie wolno niczego sugerować lekarzowi.
W poniedziałek poszłam w masce do pracy, bo wcale lepiej nie było, więc maseczka , by koleżanek nie zarazić. W połowie dnia już nie mówiłam, pot na plecach, kaszel, ból głowy.
We wtorek więc znów do przychodni, wariatkowo!
Przed wejściem do gabinetu lekarza mierzą ciśnienie, ale gdy pielęgniarka usłyszała mój kaszel, to zaprowadzono mnie na test covidowy. Wynik negatywny! Dobre i to!
Żeby się nie rozpisywać - pani doktor zajrzała w kartę - miała pani zwolnienie do wczoraj...
- nie, tylko na piątek, wczoraj byłam w pracy
- a dziś dlaczego panie nie poszła?
- bo czuję się gorzej
Pani doktor powtórzyła procedurę badania, poszła umyć ręce, gdy próbowałam opisać inne objawy choroby, to albo leciała woda i zagłuszała, albo znów pisanie, więc skupienie.
Po wypisaniu zwolnienia i recept ( o dziwo antybiotyk, skierowanie na badanie krwi i moczu i skierowanie na RTG płuc) zapytałam nieśmiało czy mogę poprosić o jeszcze jedną receptę, na zawroty głowy, które czasami miewam., ale nie pamiętam nazwy leku, bo sporo czasu był spokój.
Pani doktor na to, że w komputerze żadnej informacji nie ma, a poprzedni lekarz , który jest na emeryturze miał nieczytelne pismo., więc z kartoteki ona nic nie wyczyta.
Muszę więc odszukać wyniki badań sprzed lat i zgłosić się znowu.
Zamiast więc wyleżeć chorobę, idę na badanie krwi, drugi raz na RTG, bo wszystko w innym miejscu, w innych godzinach. W domu szukam wyników badań - są, nawet zdjęcia na płytach.
Po raz trzeci muszę wytrwać przy telefonie, by zapisać się na wizytę kontrolną.
Zapisano na wizytę kontrolną, czekam w poczekalni, znów opóźnienie i nagle pani doktor wychodzi z gabinetu z informacją, że jedzie na wizytę domową.
Pytam czy mam czekać czy przyjść w poniedziałek?
- może pani czekać lub wrócić za godzinę, pilna wizyta domowa...
Idę więc na spacer, nie uśmiecha mi się czekać w masce w poczekalni.
Pani wraca po godzinie, bardzo przeprasza, jest miła, zainteresowana, analizuje zebrane wyniki badań, wystawia dalsze zwolnienie, poleca nowy niedrogi lek, przy okazji wzmacniający odporność, zaleca prześwietlenie kręgów szyjnych.
Normalnie doktor Jekyll i pani Hyde...
Każdy ma lepsze i gorsze dni, ale dlaczego ma to się odbijać na pacjentach?
To nie lekarze, to ludzie bez empatii, nie pamiętający co to przysięga Hipokratesa. Ludzie, którzy realizują procedury, a nie leczą. Sorry, ale w tej branży moje zaufanie spadło do zera.
OdpowiedzUsuńI ja nie jestem tak wyrozumiała- pytam, sugeruję i mam czelność nie zgadzać się :) Przecież chodzi o MOJE zdrowie- wartość bezcenną. Miłego weekendu i zdrowia! U mnie leje :)
A ja ciągle siedzę jak ta gapa, nie umiem się wykłócać. Pytać- pytam, ale z nie każdym lekarzem pogadasz , czasem mam wrażenie, że przyjmuje mnie robot...
UsuńNie wykłócam się ( może tak to zabrzmiało) ale pokazuję stanowczo, że należy mnie traktować jak człowieka i mam prawo do rzetelnej informacji. Ale mówię wprost: " ja leków nie będę zażywała, proszę nie przepisywać, tylko fizjoterapia w chodzi w grę, więc proszę uprzejmie przepisać" :) Kiedyś napisałam o tym, tylko wówczas to była wizyta prywatna ( ale w przychodni robię to samo): https://wokolciebie.blogspot.com/search?q=u+do(ch)tora
UsuńTo raczej ja użyłam złego czasownika, chodziło mi raczej o stanowczość i pewność siebie...
UsuńZaliczam 82 rok życia. Na początku roku chodzę do lekarza po roczną receptę na leki antyciśnieniowe. On daje mi konsekwentnie kilka skierowań do specjalistów [mam ich sobie sam wyszukać "gdzieś w Polsce"], których ja - o czym on wie - konsekwentnie nie zrealizuję. Przestałem się leczyć. Ne mam do tego zdrowia.
OdpowiedzUsuńPłacę wyższy podatek na ochronę zdrowia. I to jest to...
------------------------------------------
Jutro - 10 kwietnia - będę miał kurację rozśmieszającą z Kaczyńskim jako Pierwszym Regularnie Miesiączkującymm Ponurym Błaznem PiSPospolitej.
"Ukochany Kraj...
Umiłowany Kraj"...
Pozdrawiam.
Ja z kolei uważnie przyglądam się zapisywanym lekom i z reguły połowy nie kupuję w aptece...
UsuńTak, odechciewa się wizyt w przychodni, gdy wiadomo, jak "chętnie" tam człowieka przyjmują. U nas podobnie. Wielka łaska, pośpiech, komputer, odhaczona wizyta. Następni w kolejce czekają. Odczłowieczone to wszystko coraz bardziej, niestety. Wypada diagnozować sie przez Internet i leczyć sie samemu. Taki to nowy, lepszy świat.
OdpowiedzUsuńCiekawe, że zupełnie inaczej wygląda to w prywatnych ośrodkach lub przy dodatkowym ubezpieczeniu, ale nie każdego na to stać...
UsuńJoAsiu, współczuję Ci z całego serca Kochana! ♥ ..to jest niedopuszczalne, że lekarz tak się zachowuje i swoje problemy wyładowuje na pacjentach :/
OdpowiedzUsuń..na szczęście mam wspaniałą 'swoją Panią Doktor', którą znam od 'młodych lat', jest przecudownym lekarzem! ❤️
- pozdrawiam cieplutko, życzę Ci Kochana ogrom zdrówka! 💖
Na szczęście nie wszyscy lekarze tacy są, miewałam tez kontakt z innymi, ale mam pecha do rodzinnych lekarzy...
UsuńPrawdziwi lekarze zakończyli się około II Wojny Światowej... po niej było już tylko gorzej z tym zawodem i tematem. Większość dzisiejszych lekarzy to sprzedawcy, których to my musimy jeszcze pouczać... Mafia. Ostatnia plandemia pokazała to bardzo wyraźnie tak by każdy mógł zrozumieć co się na świecie wyprawia... Pozdrawiam i życzę zdrowia!
OdpowiedzUsuńOsoby używające m.in. terminu "plandemia" uważam za... Mniejsza z tym... Wyraz jest niezbyt przyzwoity, taki mniej więcej z zasobów leksykalnych "naszych" p.osłów i prezenterów Kur(w)skiej PiSwizji.
UsuńNiezbyt przyzwoity...to jest system w którym żyjemy i który robi z nami co chce i lekarze którzy odmawiają/boją się leczenia tłumacząc się np. 'pandemią'. Ale dla każdego co innego jest: niezbyt przyzwoite... Dobrze że mamy jeszcze wybór, chyba.
UsuńKolorowych snów.
Aż tak radykalnie nie oceniam wszystkich jak leci, bo muszę przyznać, że spotkałam tez lekarzy z pasją lub przynajmniej życzliwych, a już do pediatrów dla syna mieliśmy szczęście.
UsuńPandemia to okres nietypowy i pokazała prawdziwe oblicze instytucji, jak i konkretnych osób.
Oczywiście że są też lekarze którzy ratują na poważnie ludzi i się starają, nie szkodzić... Ale podsumowując, ogólnie ,dobrze to nie wygląda, delikatnie mówiąc - co sama opisałaś. To co opisałaś jest niezbyt przyzwoite... ze strony służby zdrowia... Służba.
UsuńTak, służba, powołanie, pasja...może nam wszystkim to mija w pewnym momencie?
UsuńMnie tam może mijać...bo ja puch jestem...
UsuńAle lekarzom, sędziom, księdzu, nauczycielom, strażakom itp. Nigdy! Jeśli im mija, niech ze sceny zejdą i to szybko.
Jestem tego samego zdania.
UsuńA moje wyniki badań: krwi i RTG poszły od razu do pani doktor, a u niej mam wizytę dopiero za kilka miesięcy!
OdpowiedzUsuńDo neurologa tez mam wizytę wyznaczoną na październik, a to i tak dzięki jakiejś rezygnacji!
UsuńA mnie się wydaje , że racje są po obu stronach - tak lekarzy jak i pacjentów. Problem w tym , że i pacjenci i lekarze są ofiarami systemu. I dlatego wzajemne traktowanie się jako dwa wrogie plemiona niczego tu nie zmieni.
OdpowiedzUsuńNie traktuję lekarzy jak wrogów, pielęgniarki są bardzo życzliwe w większości.
UsuńZarówno system zdrowia jak i oświata to szczególne resorty, więc jeśli nie zostaną dofinansowane, to marny nasz los, a teraz znów zbroimy się...
Jakbym widziała jedną panią doktor z naszej przychodni. Jak się dobrze trafi- to da wszystkie skierowania, zaświadczenia i recepty, zasugeruje zmianę leczenia, wyśle do specjalistów. Jak nie ma humoru- wychodzi się z niczym... Najgorsze jest to, że moja rodzinna wyniosła się do innej przychodni na wieś i stoję przed dylematem wyboru kolejnego lekarza: TA pani doktor, 2 emerytki z doskoku, które od lat nie są w stanie ogarnąć programów do wystawiania recept (wiem to z "drugiej strony"), były ginekolog- erotoman gawędziarz- przekwalifikowany na rodzinnego. No i jeszcze jest mój kolega, z pierwszej specjalizacji anestezjolog i specjalista intensywnej terapii, który raczej też "przedłuża leczenie", niż leczy. Plus jakieś stażystki "z doskoku" do wypisywania recept. Więc hm... wyboru nie ma... Przychodni raczej nie zmienię, bo niestety podobne realia są wszędzie...
OdpowiedzUsuńTo naprawdę wybór żaden, współczuję!
UsuńGdy moja poszła na emeryturę, zapytano mnie, do kogo chce się zapisać, jakbym znała lekarzy, poza tym zmieniają się często.
Moja obecna podobno dobry fachowiec pulmunolog, ale podejście do pacjenta, strach się bać!
Może ten zawód tak ludzi wykoślawia?...
OdpowiedzUsuńChociaż znam lekarzy życzliwych i uważnych, i nie humorzastych, ale to rzeczywiście wyjątki. Zdrowia, Jotko! :)
Bardziej chyba system i zbyt dużo przyjęć jednego dnia, ale gdybym ja tak warczała na czytelników, to uciekliby w siną dal...
UsuńNiektórzy sobie po prostu nie radzą i ich nośnikiem emocji są reakcje na innych ludzi.
OdpowiedzUsuńAlbo przebyła jakąś niesamowitą rozmowę w tym kimś na wizycie domowej, co poprawiło jej nastrój. A może dostała ciacho?
Tajemnicza sprawa, prawda?
UsuńTo pierwsze zdanie, od którego zaczęłaś bardzo dobrze opisuje polską służbę zdrowia. Więcej nie trzeba dodawać. Ma obowiązek dac l4. Nikt nie będzie brał urlopu, żeby do lekarza iść, jeśli nie chce. Łaskę robi ;/. O skierowanie też jest czasem trudno, więc dobrze, że się wykłócać nie musiałaś jeszcze o to. Pracy nie powinno się zabierac do domu, ale i domu do pracy. Swoje fochy to niech wyładowuje na czlonkach rodziny jak jej pozwalają. W glowach się co niektórym doktorkom przewraca. Zdrowia Ci życzę.
OdpowiedzUsuńKażdy z nas ma jakieś problemy, ale gdy zaczniemy wyładowywać się na innych, to do czego to doprowadzi?
UsuńChyba wolałabym na przyszłość umawiać się do innego lekarza niż do tej pani, u której nigdy nie wiadomo, jaki humor się trafi... U mnie w przychodni są różni: jest jeden facet, który za dużo gada i osobiście uważam go za zbyt pewnego swojej wiedzy, ale zawsze jest do niego mnóstwo chętnych, więc i tak się nie dopcham; jeden, który wydaje się mało kompetentny (poszłam do niego, jak nie było innego wyboru); jedna pani, która wydaje się taka właśnie niezainteresowana pacjentem (chociaż mój brat już nie rozumie uwag w jej kierunku); ale też jest jedna, przy której czuję się, jakby jej osobiście bardzo zależało na tym, żebym była zdrowa i dobrze się czuła. :) Oficjalnie zapisali mnie do tej przejmującej się, ale w praktyce mogę iść do każdego, kto akurat ma miejsce - jest jeszcze jedna, którą lubię.
OdpowiedzUsuńAle ze zwolnieniami nigdy żaden nie robił problemu, tak naprawdę to trzeba negocjować, jak się go nie chce albo jak się chce krótsze. Dziwi mnie trochę, że Ci dała tylko na jeden dzień, nawet proste przeziębienie rzadko przechodzi przez weekend.
Tez się dziwiłam, mimo wszystko, bo z wiekiem dłużej człowiek dochodzi do siebie, nawet po przeziębieniu czy migrenie.
UsuńCzasami zapisują do innego lekarza, ale traci wtedy sens instytucja lekarza rodzinnego...
Rzeczywiście … tylko końskie zdrowie może nas uratować…osobiście chodzę prywa5nie do ajurwedyka…omijam służbę zdrowia tak szeroko jak potrafię…a swoją drogą wizyta domowa pani doktor chyba wyszła jej na zdrowie…
OdpowiedzUsuńMoże rozruszała się trochę lub wpadła po drodze na obiad?
UsuńCóż... dramat....
OdpowiedzUsuńNajlepiej nie chorować... na emeryturze niepotrzebne mi będzie zwolnienie...
UsuńDlatego też życzę zdrowia. Jest bezcenne.
UsuńI wzajemnie, dziękuję:-)
UsuńOpisana przez Ciebie historia byłaby niewiarygodna gdyby nie fakt, że jest nad wyraz prawdziwa. Strach chorować powiem Ci, strach chorować. Dużo zdrówka!
OdpowiedzUsuńTo prawda, a już prosić pokornie o zwolnienie z pracy, to upokarzające...
UsuńCiekawe co to za wizyta była, że tak jej humor poprawiła...
OdpowiedzUsuńTajemnica...cokolwiek to było, poczyniło cuda:-)
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńTo ja może tak to skomentuję:
https://www.youtube.com/watch?v=moYnDUSkjmY
Pozdrawiam:)
Oj, pamiętam, świetna scena:-)
UsuńZnałem taką lekarkę, ale mam wrażenie, że miała nierówno pod sufitem troszkę. Mieszkała i miała gabinet bardzo niedaleko ode mnie. Była chirurgiem, a raz miałem problem z wrośniętym paznokciem - pomogła mi bardzo fachowo i była przy tym bardzo uprzejma.
OdpowiedzUsuńKiedyś wyszedłem rano z psem i udałem się do kiosku po gazetę. Z kioskarką zawsze rano ucinaliśmy pogawędkę, ale zauważyłem że po drugiej stronie ulicy stoi moja lekarka, również z psem i najwyraźniej też chce podejść. No to się odsunąłem ze swoim.
Kobieta przeszła przez ulicę i rzuciła się na mnie ze straszną gębą, że specjalnie stałem pod kioskiem, żeby ona nie mogła podejść... To dopiero Jekyll i Hyde. :D
A może, im większa kompetencja zawodowa, tym mniej empatii dla pacjenta?
Usuńchoć polska służba zdrowia /państwowa, bo prywatna to osobna bajka/ ma swoje wady, błędy, czy niedociągnięcia, to tak naprawdę nie mam powodów, aby na nią jakoś szczególnie narzekać... jedyny wyjątek, to kwestia terminów do specjalistów, akurat po przeprowadzce "na drugi koniec kraju" wypadłem z ich systemów, muszę szukać nowych i zapisywać jako pierwszorazowy, a jak wiadomo "świeżak" ma zawsze przerypane...
OdpowiedzUsuńnatomiast pytanie brzmi, dlaczego tak jest?...
być może mam dzikiego farta?...
być może zbyt rzadko choruję /czytaj: nie jestem hipochondrykiem/?...
być może umiem sobie radzić w całym systemie jako takim?...
a być może umiem "nie narzekać"?...
nie wiem...
być może wszystkiego po trochu...
p.jzns :)
Do tej pory tez nie miałam niemiłych incydentów z lekarzami, zwłaszcza z pediatrą, gdy syn chorował.
UsuńRaczej nie narzekam, sama święta nie jestem, ale chciałabym chociaż u lekarza nie czuć się jak intruz czy symulant...
Oj faktycznie trzeba mieć zdrowie, żeby przetrwać takie leczenie.
OdpowiedzUsuńU mnie przy takich objawach zawsze już prosiłam o antybiotyk, moja lekarka domowa od dawna mnie znała i wiedziała, że bez powodu nie proszę, więc przepisywała z marszu. Raz byłam u innego lekarz, bo jej nie było, to oczywiście nie było mowy. Proszę się leczyć metodami domowymi, jakieś pastylki do ssania, które mi tylko gardło wysuszają, więc mu to od razu mówię, że znam, ale nie działa.
Efekt był taki, że i tak musiałam przyjść następnego dnia, na ostatnich nogach, żeby od innego lekarza dostać antybiotyk.
Generalnie mają ciężką pracę i ja im naprawdę współczuję, ale czasem naprawdę brak w tym systemie jakiejś konsekwencji.
A Pani doktor pewnie nie tak sprawnie pisze te recepty i zwolnienia, w sumie oni mają tam tyle do pisania i wypełniania, że ja im współczuję, bo pewnie łatwo się pomylić. Stąd za mało czasu na zwykłą rozmowę z pacjentem.
U mnie przynajmniej nie było problemu ze zwolnieniem, bo pracowałam na swoim, to ich po prostu nie brałam.
Mam nadzieję,że teraz już leki pomogą, wyleżysz to paskudztwo i że już jest lepiej.
Uściski!!! I zdrówka Ci życzę moja Droga!
Twoje uściski pomagają, bo już o niebo lepiej, dziękuję:-)
UsuńNo to bardzo się cieszę, bo to naprawdę nie jest fajne, kiedy człowiek rozbity, a jeszcze po lekarzacz czy gdzieś tam się musi włóczyć!
UsuńTeraz do świąt odpoczywam, bo siły jeszcze kiepskie, ale małymi kroczkami...
UsuńNa pocieszenie powiem, że bohater tego skeczu miał o wiele trudniejsze przejścia: https://www.youtube.com/watch?v=FvhXv-eEFCI 😀.
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia życzę 😉.
Mocne, ale jak to w skeczu, przerysowanie dozwolone:-)
UsuńOczywiście w każdym zawodzie są ludzie różni, choć akurat od lekarzy spodziewamy się empatii. Ale wypalenie zawodowe dotyka to środowisko chyba częściej niż inne.
OdpowiedzUsuńNiestety, największa w tym wina systemu.
Podobnie w szkolnictwie, dlatego uciekam, by do końca nie zgorzknieć i nie wyżywać się na czytelnikach...
UsuńOh służba zdrowia w Polsce jest na tragicznym stanie, ale już i tak jest lepiej niż na przykład w Stanach. Najlepiej jest chyba w Japonii, gdzie jak idziesz do lekarza, to od razu dostajesz porcję lekarstw. Dostajesz taką dawkę, jaką potrzebujesz, więc też nic się nie marnuję. Super sprawa!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Podobno w Chinach także, syn koleżanki tam studiował.
UsuńPrawda to jest, trzeba mieć zdrowie żeby chorować. I potem się dziwią, żel udzie czasem chorzy idą do pracy. Mam nadzieję, że ze zdrówkiem już lepiej i chociaż trochę było czasu by zregenerować siły? Bo jednak wyleżeć swoje trzeba.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, jedni zarażają drugich i tak w kółko...
UsuńTeraz nabieram sił i odporności, dziękuję bardzo:-)
Współczuję :( Mam nadzieję, że już czujesz się lepiej. Bardzo polecam wodę z miodem, propolis na wzmocnienie odporności i tabletki do ssania "Tymianek i podbiał" - świetnie nawilżają gardło.
OdpowiedzUsuńMam tyle medykamentów, że z każdym dniem lepiej:-)
UsuńJeszcze na Bloxsie, za post o podobnej tematyce pewna Pani lekarz bardzo negatywnie się o mnie wyrażała.
OdpowiedzUsuńSzkoda, ze nie zrobiła to pod moim postem, tylko w komentarzach na innych blogach.
Tak więc, Jotko, lekarze nie tyko mają tak zwane humorzaste dni, ale są również tchórzami.
Ja rozumiem, ze są tylko ludźmi i mogą mieć swoje gorsze dni, ale jest pewna grupa ludzi (dzieci, ludzie starzy i ludzie chorzy) na których NIE WOLNO wyładowywać swoich frustracji.
Tak, wszystkim nam się zdarzają wpadki, ale powinniśmy zawsze pamiętać o zasadzie - nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe...
UsuńNiektórzy lekarze mam wrażenie, że przychodzą za karę do pracy. W tych czasach to lepiej nie chorować. Dobrze, że wynik wyszedł negatywny bo tak to pewnie wysłaliby na kwarantanne i nic nie pomogli.
OdpowiedzUsuńDużo zdrówka :)
Teraz nie ma u nas nawet izolacji z kontaktu, więc pracując w szkole chodzimy jak po polu minowym...
UsuńSystem opieki zdrowotnej się sypie, lekarzy mało, przemęczeni, mający odgórnie wyznaczone dosłownie kilka minut na każdego pacjenta.. Pani doktor faktycznie niemiła, i te problemy z l4..
OdpowiedzUsuńCóż, trzeba mieć w Polsce zdrowie, by chorować. :/ Zdrowia Jotko Ci życzę.
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję bardzo i wzajemnie:-)
UsuńDlatego, Jotko, jak tylko mogę, unikam chodzenia do lekarzy, choć w moim przypadku akurat wizyty u ortopedy i kariologa (prywatnie, znaczy się po wykupieniu polisy PZU) były konieczne. Że system jest do niczego to jasne, ale kiedy dochodzi do tego stosunek lekarzy (nie wszystkich) do pacjenta, to naprawdę można poważnie zachorować...
OdpowiedzUsuńJa tez idę, gdy nie mogę sobie sama poradzić, a najgorsze, że potrzebne zwolnienie z pracy, czuję się wtedy jak naciągaczka.
UsuńDo specjalisty czeka się najmniej pół roku!
Jeszcze przez niecałe 3 lata obejmuje mnie ubezpieczenie w prywatnej firmie medycznej, więc te problemy znam tylko z opowieści. Aż strach pomyśleć co będzie potem.
OdpowiedzUsuńMój syn z rodziną ma ubezpieczenie firmowe i oczy otwieram na tamtą opiekę medyczną, to jak dwa światy...
UsuńCzasami zdarzają się lekarze z pasją, ale to wyjątki. No, chyba że pójdziesz do lekarza z kopertą, to wtedy magicznie znajdzie dla Ciebie czas, nawet wtedy, gdy ma gorszy humor. Mam nadzieję, że ze zdrowiem już lepiej. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńI tak bywa podobno, choć z kopertą jeszcze do lekarza nie chodziłam...
UsuńSzczerze mówiąc - ja też nie ;)
UsuńNa temat moich doświadczeń ze służbą zdrowia można by napisać opasły dreszczowiec, dlatego to co najmniej ze 3 lata leczę się sama, po prostu na samą myśl o lekarzach jestem taka chora, taka chora, że aż strach ;)
OdpowiedzUsuńWiem rozsądek nakazywałby abym zrobiła chociaż badania okresowe, no cóż może się w końcu zbiorę w sobie :)
Badania okresowe zlecone przez zakład pracy to teraz fikcja, wiadomo- oszczędności.
UsuńWyniki badań trafiają do lekarza w przychodni, więc kiedyś skopiowałam dla siebie.
Tak - to racja " trzeba mieć zdrowie" siły i dużo cierpliwości. A i jeszcze pokory, bo czasem masz wrażenie, że wróciłaś do szkoły podstawowej i przed jego wysokością lekarzem, czujesz się jak mała dziewczynka, która przed chwilą coś zbroiła.
OdpowiedzUsuńTak właśnie się czułam, nawet gorzej, bo w szkole każdy może pytać i wyrazić swoje zdanie...
UsuńZ dawien nieżyjący Hipokrates radził:
OdpowiedzUsuń- po pierwsze - nie szkodzić....
nawet Bóg nie posunął się tak daleko w jednoznaczności...
łatwiej jest karcić, niż wskazać jedynie słuszną drogę.
ci, skażeni siwym włosem (choćby skrupulatnie ukrywany poza wzrokiem postronnych) życzą Ci zdrowego rozsądku i talentu, by odsiać plewy oficjalnego jazgotu faktów. zważ, że podgląda Cię miliard niezdecydowanych.
Życzeń od skażonych siwym włosem nie bardzo zrozumiałam, bo albo nie dotyczą zdrowia, albo nie umiem czytać między wierszami...
UsuńOd jakiegoś czasu lekarze uczą się obsługi programu komputerowego i dlatego o nic pacjenta nie pytają, czym mniej do pisania , tym lepiej :)). Mają zniknąć kartoteki, wszystko będzie w komputerze ( chyba że też zniknie)Jeszcze dopytaj w kadrach czy doszło zwolnienie. Dużo zdrowia i cierpliwości.
OdpowiedzUsuńZgłaszałam w pracy, że mam dalsze zwolnienie, nikt nie reklamował.
UsuńNo właśnie tak się zastanawiałam, co ona pisze, skoro obie milczymy?
Lekarze potrafią zaskakiwać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa pewno, pozytywnie także:-)
UsuńNiestety chyba coraz mniej jest lekarzy z prawdziwym powołaniem, który zainteresuje się człowiekiem kompleksowo.
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia życzę!
Dziękuję i wzajemnie:-)
Usuń