Nie miałam czasu ani weny, by przygotować post o zbiorach muzealnych, więc na weekend będzie o niektórych szczegółach szarej codzienności, która, jak się okazuje nie zawsze jest szara i nudna.
Nie lubię gotować, ale lubię smakować, doceniam więc pyszne i pracochłonne potrawy, którymi mam okazję być ugoszczona. Poniżej faworki pieczone w piekarniku i to w dodatku dwa rodzaje - na słodko i wytrawne.
Sprułam jeden sweter, bo coś mi w nim nie pasowało i ze sprutej włóczki zrobiłam inny, bardziej wygodny, ale przyda się pewnie dopiero na kolejną zimę...
Pod ręką mam też robótkę z zielonej włóczki z domieszką wełny z alpaki, ale kiedy skończę, nie wiem, bo coraz cieplej i ciągnie mnie raczej na spacery.
Musiałam wyprać męża kurtkę, poszukałam więc wszywek z instrukcją prania i natknęłam się na taką oto informację: zrobione z butelek z recyklingu. Słyszałam o bluzach polarowych z plastikowych butli, ale kurtka na zimę? Fascynujące!
Przed chwilą z telewizora usłyszałam informację, że butelki plastikowe mają być skupowane wreszcie, może więc mniej ich będzie zaśmiecać trawniki, okolice ławek itp.
Poniższe zdjęcie kiepskie jakościowo, bo robione z auta, ale chciałam pokazać, że na terenach zalewowych Warty, gdzie od dawna bywało sucho, teraz pełno wody. po opadach wszędzie obserwujemy pełne rowy, zastoiska na polach, wylewanie jezior z brzegów, a od poniedziałku podobno kolejne deszcze.
I znowu smaki. Tym razem miło zaskoczyła nas niepozorna hinduska knajpka w Gnieźnie. Zamówiliśmy małe porcje tego i owego, a i tak ledwo daliśmy radę, w dodatku gratisowo poczęstowano nas zupą paprykowo-pomidorową, palce lizać!
Wisienka na torcie mijającego tygodnia, to wizyta w SPA, by zrealizować resztę upominkowego bonu świątecznego. Część wykorzystaliśmy wspólnie z mężem i zrealizowaliśmy masaż dla dwojga. Tym razem wybrałam się sama na masaż KOBIDO.
Ciepłe oświetlenie, muzyczka, miła pani , a masaż to odmładzający zabieg cesarzowej Japonii.
Nie wiedziałam, że można tak masować twarz, szyję i dekolt, momentami przyjemne, momentami bolesne, ale efekt super, zauważalny i odczuwalny po jednej wizycie. W dodatku była promocja z okazji święta pań.
Pozdrawiam weekendowo, rozpieszczajcie się na wszelkie sposoby!
Rozpieszczam się na okrągło... ale ciągle czuję niedosyt :-))
OdpowiedzUsuńStokrotka
I prawidłowo, widocznie masz ogromny apetyt na życie!
UsuńPiękne motto na przyszły tydzień: rozpieszczajcie się. Jestem za. Na przednówku nie do przecenienia.
OdpowiedzUsuńSprawa wnuczki przyćmiła przyjemność z koncertu, a była ona budująca. Taniec zawsze mnie cieszył, choć teraz wyłącznie w czyimś wykonaniu :)
O, dawno nie byłam na żadnym spektaklu, a lubię takie kameralne...
UsuńTen koncert odbył się w dużej sali koncertowej, więc kameralny nie był.
UsuńMy byliśmy kiedyś na stadionie w Poznaniu, na koncercie Bocellego, miałam okazję obejrzeć stadion, ale koncerty wolę w innych obiektach ;-)
UsuńPiekny udzierg, ciekawa jestem tego zielonego, kulinaria apetycznie wyglądają, lubię piec i gotować ale raczej proste rzeczy, tort z jedną masą np.Taki masaż jest super,pozdrawiam weekendowo.
OdpowiedzUsuńWłóczka cienka, więc trochę potrwa, zanim skończę;-)
UsuńI tak powinno sie żyć na emeryturze:) Na ludzie z robótkami, z widoczkami z fajnym jedzonkiem. Czy ten chrust z piekarnika był tak samo chrupiący jak smażony?
OdpowiedzUsuńNawet bardziej i lepiej smakował, bo za faworkami nie przepadam, a tych zjadłam sporo!
Usuńoch! masaż kobido. A gdzie człowiek ma kobido? ja to mam? widziałem już kiedyś w moim Mieście reklamę proponującą coś takiego, ale spłoszyła mnie nieznajomość materii.
OdpowiedzUsuńJeśli masz twarz, to kobido jest dla ciebie;-)
Usuńcudownie - to ów pryszcz koło nosa, czy coś bliżej ucha? ;)
UsuńKobido to nie część ciała, ale dowcip doceniam:-)
UsuńTotalny luzik !! ;o) A ptaszki pitolą coraz głośniej...;o)
OdpowiedzUsuńO tak, aż przyjemnie posłuchać!
UsuńJakoś brak mi ochoty na rozpieszczanie... Tak mi apatycznie i wszystko jedno.
OdpowiedzUsuńBo jeszcze zimnawo, gdy mocniej przygrzeje słońce, to wyjdziesz z letargu:-)
UsuńNie lubię gotować, nie lubię robótek ręcznych
OdpowiedzUsuńTak p prawdzie mało co lubię 😁
Słonecznego "łikendu"
Lubisz czytać i pisać, a to i tak więcej, niż statystyczna Polka...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńCzyli wrażeń Ci nie brakuje:) I tak trzymać:)
Faworki wyglądają smakowicie.
Podoba mi się też wzór na swetrze.
A masaż to rzeczywiście wisienka na torcie:)
Pozdrawiam:)
Wzór to najprostszy ażur, ale fajnie się dzierga.
UsuńMasaż mnie dopieścił bardzo, kiedyś powtórzę:-)
paella to jest to i koniecznie dzbanek sangrii do tego... tylko jeden drobiazg proszę: bez małży... albo chociaż bez muszli, bo reszta to się jakoś tam wcucnie, rozpuści, rozpłynie, więc nawet nie poczuję, że tam jest...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Mój mąż tez nie przepada za owocami morza, ta paella była tylko z chorizo.
Usuńu mnie tylko małże są podpadnięte, wszystkie inne: krewetki, kraby, ośmiornice, kalmary, etc. to ja bardzo chętnie...
UsuńJa też, a małży to chyba nawet nie jadłam...
Usuńi do paelli rzecz jasna szafran... kurkuma może być zamiast tego, ale to trochę oszukaństwo :)
UsuńTu była kurkuma.
Usuńbo szafran to nie są tanie rzeczy i ja to rozumiem, a nawet czuję, bo prawilny, nieoszukany szafran nie jest do common usn', i być może tak powinno być... ile jest szafranu w szafranie dostępnym na rynku?... albo wasabi w wasabi?... z tym drugim, to akurat wiem, że producenci przyciśnięci do muru często zeznają prawdę drobnym druczkiem na etykietach...
UsuńOtóż to, gdy oglądam programy kulinarne, to do powtórzenia niektórych dań zniechęca mnie ilość drogich składników!
Usuńw programach kulinarnych kręci mnie tylko uroczy uśmiech pani Ewy (Wachowicz) i zajmujące gawędy pana Roberta (Makłowicza), na resztę już nie zwracam zbytniej uwagi, bo i tak na koniec obiad zrobię sobie po swojemu :)
UsuńTo mamy podobnie, ja nawet książki kucharskie wydałam, bo i tak gotuję po swojemu.
UsuńFajne są posty o niczym konkretnym. Od taka codzienność, a ona wcale nudna nie jest.
OdpowiedzUsuńAle nie wczuwam się we wpisy kulinarne.
Nie wiem jak świat teraz wygląda, bo drugi tydzień nie wyściubiłam nosa z miasta i nie zanosi się na to, bym miała jakieś wolne. Jutro niedziela, jak zwykle rodzinnie, kilka spotkań, może uda się pójść wieczorem na spacer. I tyle.
My jutro też rodzinnie, ale na wycieczce:-)
UsuńJestem próżna - kocham masaż kobido. Chodzę raz w miesiącu, teraz, po tej alergii, niestety nie mogę, muszę odczekać. :( Nie wiedziałam, że faworki można piec, mama zawsze smażyła na oleju, ja ich nie robię, bo nie lubię.
OdpowiedzUsuńTo, że teraz jest dużo wody, to dobrze... Bo lato może być bardzo gorące i suche.
Ja na pewno tez jeszcze sobie zafunduję, dla lepszego ukrwienia skóry chociażby:-)
UsuńTak, butelki pastikowe powinno siew jakis sposób przetwarzać i robić z nich cos pozytecznego. Nie jestem jednak pewna czy robienie z nich ubrań jest takie dobre. Obawiam sie, że ten pastik może jakoś przenikać przez skórę i nam szkodzić. Gdzieś cos niedawno czytałam na ten temat. To troche tak jak z wszechobecnym plastikiem w wodzie, którą pijemy. Te mikrocząsteczki. Uważam, że jeśli tylko sie da powinniśmy ubierać sie w rzeczy z naturalnych włókiem. Ale coraz mnie sie da. Wiadomo. Plastik i inne sztucznosci są wszechobecne. Takze tam, gdzie byśmy sie ich wcale nie spodziewali.
OdpowiedzUsuńNa szczęście kurtki nie nosi się blisko ciała, ale fakt, mikrocząsteczki plastiku to już plaga, podobno są wszędzie!
UsuńJakie to są faworki wytrwane, bo raczej nie jadłam? Jedzonka to zawsze fajny temat do rozmowy, a na zdjęciach wygląda pysznie. Za mało wody niedobrze i za dużo też niedobrze... Spędziłaś czas ciekawie i przyjemnie. Miłej niedzieli. ;)
OdpowiedzUsuńWytrawne, bo bez dodatku cukru i posypane przyprawami ziołowymi.
UsuńBBM: Czytałam trochę jak bajkę o żelaznym wilku. Tyle niezwykłości w niby zwykłym dniu…
OdpowiedzUsuńW zasadzie to było kilka dni, na jeden zbyt dużo miejsc naraz:-)
UsuńDobrze robisz dbając o siebie. Zatęskniłam za dzierganiem a nie zajmowałam się tym od około 13 lat.
OdpowiedzUsuńNatomiast z ową restauracją hinduską. Polska potrafi w temacie kulinariów zaskakiwać.
W 2015 odwiedziłam Polskę z koleżanką Chinką, która po 4 dniach zaczęła "cierpieć" z powodu naszego jedzenia. Nie dlatego, że jej nie smakowało, ale dlatego, że ciężkie było. Zachciało się jej ryb, zup chińskich... Problem z tym się zrobił, bo nie wiedziałam zbytnio dokąd ją na azjatyckie jedzenie zabrać. I w Olsztynie, w galerii handlowej, znalazłyśmy stoisko z azjatyckim sushi. Najlepsze jakie do tej pory jadłam.
Najlepsze chińskie jedzenie jadłam w restauracji Pekin w Poznaniu.
UsuńU nas jest świetna susharnia i choć nie jest tanio, czasami zamawiamy mały zestaw, bo robią pysznie i tylko na wynos.
Dla mnie codzienność nigdy nie jest szara ani nudna. Właśnie tę codzienność kocham najbardziej :) Sweterek śliczny, bardzo wykorzystany będzie w chłodniejsze dni. Na widok pyszności ślinka cieknie, chyba pójdę coś przekąsić.😃 Uściski !
OdpowiedzUsuńMy dziś znowu na wycieczce, więc wczorajsze naleśniki zjedliśmy na kolację:-)
UsuńSuper!
UsuńZ indyjską restauracją też mam anegdotę, świeżą nawet bo z Walentynek. Poszliśmy na kolację do restauracji zupełnie nam nieznanej, o której usłyszeliśmy już jakiś czas temu. Podczas zamawiania posiłku zostaliśmy zapytanie jaki chcemy poziom ostrości potraw a ja odpowiedziałam, że wysoki bo oboje lubimy pikantne potrawy i w większości restauracji to co jest pikantne dla nas jest jedynie lekko ostre. Minione Walentynki mieliśmy pikantne bo potrawy były tak mocno doprawione, że z uszu leciał nam dym 🙂.
OdpowiedzUsuńO masażu kobido słyszałam, to jedna z usług w salonie kosmetyczno-fryzjerskim do którego chodzę. Może kiedyś się skuszę.
Mój mąż podobnie nabrał się w Poznaniu, pan kelner zapytał, syn ostrzegał, a on i tak wybrał na ostro i para z nosa szła!
UsuńMiałam wrażenie spłycenia bruzd przy nosie, ale nie jestem obiektywna;-)
O kobido myślę, ale jeszcze się nie wybrałam. Ale też tyle jest tych gabinetów, że nie wiadomo, na który się zdecydować. A najlepiej zrobić od razu serię...
OdpowiedzUsuńW hinduskiej restauracji ostatnio byłam w Berlinie, niedaleko domu koleżanki. Też dawali ryż osobno. :) A na pytanie, jak bardzo ostre jest danie (było oznaczone papryczką), pani odpowiedziała "normalnie ostre" - zabrzmiało tak, że nic nie było wiadomo, ale określenie okazało się trafne. :)
Paellę z kolei jadłam raz w Andaluzji, ale taką z owocami morza. Koleżance nie posmakowała, więc więcej nie chciała próbować, a nie da się zamówić jednej porcji... Prawdziwa paella z Walencji powinna spełniać jakieś dodatkowe warunki (tu widzę, że jest chorizo, a chorizo ma nie być - jest taki profil na instagramie prowadzony przez dwóch facetów z Walencji, którzy bardzo przeżywają, jak ludzie źle robią paellę i nawet nagrali, jak chodzą bodajże po Londynie z tabliczkami "nigdy więcej chorizo w paelli" :P), ale po co być takim radykalnym. ;)
Fanką faworków za to nie jestem, ale takich pieczonych chętnie bym spróbowała.
Chorizo lubię, więc mi nie przeszkadzało, poza tym nie znam oryginalnej potrawy, a jeśli jeszcze jestem zaproszona, to nie mam uwag:-)
UsuńJa faworki średnio lubię, ale te mi smakowały!
Moja tez nie była oryginalna. Patrząc na reakcje tych panów z instagrama nie wiem, czy o taką łatwo. ;) To tak, jak raz czytałam kłótnię na temat poprawnych klusek śląskich. ;)
UsuńGotowanie, to powinna tez być przyjemność, a nie przymus czy kurczowe trzymanie się receptury, kreatywność w kuchni tez jest fajna:-)
UsuńFaworki pieczone i na słono? A toś mnie zaskoczyła, będę próbować!
OdpowiedzUsuńSpróbuj, smakowały mi oba rodzaje, a dodatek zawsze można dorzucić na talerzu, choćby konfiturę:-)
UsuńO kobido zrobiło się głośno, ale nie sądziłam, że widać efekt już po 1 razie. Dobrze wiedzieć:)
OdpowiedzUsuńMoje wrażenie jest subiektywne, ale samopoczucie rewelacja, a o to chodzi najbardziej:-)
UsuńO, ciekawa jestem smaku wytrawnych faworków. Musi być ciekawy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSmak zależy od przypraw, te były z mieszanką przypraw na bazie papryki słodkiej.
UsuńA mój weekend minął na totalnym leniuchowaniu, bowiem czytałam, czytałam i... czytałam. Nadrabiałam zaległości. I dopowiem, że bardzo lubię czytać książki drukowane. Trzymać w rękach, przewracać kartki książki i chłonąć jej fantastyczną treść. Na tapecie mam akurat "Pana Lodowego Ogrodu" autorstwa Jarosława Grzędowicza. Nie mogę się od niej oderwać, a ciekawostką niech będzie, że czytam ją drugi raz.
OdpowiedzUsuńTy Jotko miałaś bardzo intensywny weekend i bardzo przyjemny. Trochę zazdroszczę. Z tego powodu, że nie lubię gotować, więc coś podanego pod nos i do tego tak smaczne dania, to przyjemność podwójna. A chińszczyznę uwielbiam. I popatrz, niby zwyczajne te nasze dni, a jednak gdy się postarasz, to stają się nadzwyczajne. Dbam o to, i się nie nudzę, nawet gdy jedynym zajęciem jest czytanie.
Pozdrawiam serdecznie...
Ja z kolei czytam czasopisma, bo dostałam cały stos z drugiej ręki, a książki tez oczywiście papierowe!
UsuńCałe życie zawodowe tęskniłam za czasem wolnym na leniuchowanie i czytanie, no i spacery gdy jest ochota:-)
Poddałaś mi pomysł na prezent dla mamy :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, na pewno będzie zadowolona:-)
UsuńMasaże są świetne, sama je uwielbiam :) Również nie lubię gotować, mamy więc coś wspólnego :)
OdpowiedzUsuńO właśnie, często w blogosferze spotykają się ludzie, którzy mają pewne wspólne cechy:-)
UsuńOstatnio w kuchni znajduję jednak trochę przyjemności. Gotuję potrawy koreańskie. Bardzo mi smakują, tylko doprawiam mniej ostro. takie gotowanie, z ciekawością, lubię.
OdpowiedzUsuńJednak omijam wyroby z butelek pet. Mam wrażenie, że to sama chemia i plastik. A jak sobie pomyślę o sposobie przetwarzania tych butelek, ile tam musi zanieczyszczeń powstawać, no nie. To nie ekologia, nie tak to rozumiem.
Ja nawet nie wiedziałam, ze ta kurtka z butelek, przypadek...
UsuńPrzyjemność sprawia mi robienie sałatek, komponowanie składników, ale na szybko, bez zbędnego siedzenia w kuchni.
Wzięłam przykład z Ciebie i napisałam trochę o "prywacie" ;) Paellę jadałam na Majorce w zeszłym roku (był bufet, można było spróbować różności). Ale nie zachwyciłam się aż tak, żeby próbować ją robić w domu. Nasi znajomi jakoś jej nie robią ;)
OdpowiedzUsuńGabinety SPA lubię. Często wybieram takie noclegi, gdzie jest SPA i korzystam z masaży, peelingów i masek ;) Dla odprężenia, bo w ich "cudowne" właściwości nie wierzę. Ale jestem, jak kot, który uwielbia głaski .
W tej chwili butelki PET lądują u nas w żółtej torbie. I prawie wszystkie po mleku (no cóż, płuczę i nie jest to żadna ekologia, bo woda też cenna). A może to nie są butelki PET (bo nieprzezroczysty plastik)? Może, gdy będą skupywać plastikowe butelki, to "zbieracze" trochę tego śmiecia sprzątną, bo faktycznie tych porzuconych butelek pełno ( nawet na nasz ogród są wrzucane).
Codzienność jest ciekawa, "żaden dzień się nie powtarza". Dobrze, że tak jest, dobrze o tym pamiętać :)
Trochę luksusu nam się należy, prawda? od razu samopoczucie lepsze:-)
UsuńOby skup szybko ruszył, bo to marnotrawstwo, także szklane butelki walają się po trawnikach, okropność!
Mm ciekawe te faworki :D Muszę spróbować takich z piekarnika.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia! :)
Angelika
Wzajemnie, dziękuję za komentarz:-)
UsuńFaworki bardzo lubię, ale znam tylko w formie smażonej, nigdy nie próbowałam ich piec, zresztą pewnie jakoś inaczej trzeba ciasto do nich zrobić.
OdpowiedzUsuńA z tym dopieszczaniem... Dopieszczam się i dopieszczam i wiecznie czuję niedosyt:)
No i bardzo dobrze, miłych rzeczy nigdy zbyt wiele!
UsuńChętnie spróbowałbym takiego faworka do herbatki
OdpowiedzUsuńTe na słodko były mało słodkie, co mi odpowiadało, a można zjeść z konfiturą:-)
UsuńTak, wody w tym roku naprawdę dużo!
OdpowiedzUsuńSpa niezmiennie zazdroszczę i cieszę się Twoim odpoczynkiem!
A te kulinaria.....mmmm...jadłabym wszystko!
Uściski!
Najlepiej smakują zawsze potrawy, których nie musimy same przygotowywać:-)
UsuńDzięki za tę kolorową mozaikę codzienności! Często to właśnie te drobne, niepozorne chwile stanowią najpiękniejsze wspomnienia. Od faworków po paellę, od przeróbek odzieży po spacer na świeżym powietrzu, od recyklingowych kurtek po wizytę w hinduskiej knajpce - każdy element Twojego weekendu wydaje się pełen smaków, zapachów i niespodzianek. A zakończenie w SPA brzmi jak cudowny sposób na relaks i dbanie o siebie. Trzymam kciuki za kolejne magiczne chwile w nadchodzącym tygodniu! Sama siedzę przy kominku i robię kolejny sweter :)
OdpowiedzUsuńAniu, twoje swetry są cudowne, zwłaszcza gdy zakładacie z mężem podobne i te kolory na tle malowniczej natury, cos pięknego!
UsuńCudownych chwil przy kominku:-)
Dziekuje ślicznie :)
UsuńKochana super, że Ci się udało tak rozpieścić. Ostatnio byliśmy z mężem i Julą w węgierskiej restauracji. Marzy mi się ostatnio Budapeszt. Byłam tam kiedyś z wycieczką z uczelni - jednodniową. Niestety zwiedzaliśmy w pędzie więc nic na spokoju nie zdołaliśmy odwiedzić.
OdpowiedzUsuńTo mam tak z Pragą, muszę wrócić koniecznie prywatnie, bo z wycieczką, to nie to!
Usuń