Jedno spotkanie, jedna rozmowa mogą zmienić nasz nastrój diametralnie, a spacer nie będzie już zwykłym zażywaniem aktywności, ale ciągiem refleksji i wspomnień o bliskich.
Spotkałam znajomą moich rodziców, przemiłą panią L. Zawsze chętnie rozmawiamy, znam także jej męża, oboje przybyli w nasze strony aż z Helu.
Moich rodziców już nie ma, ale są mile wspominani, nie tylko przez państwo L Takie rozmowy przywołują zawsze serdeczną pamięć.
Pan L. zachorował kiedyś na nowotwór, podobnie jak moja mama, ale jakoś z tego wyszedł, spotykałam go na spacerach z psem lub w osiedlowej bibliotece, bo przejściu na emeryturę dużo czytał. Niedawno niemal go nie poznałam, schudł, zmizerniał, wolniej chodził...
Wczoraj słyszę od jego żony, że jest w szpitalu, coś z żołądkiem lub jelitami, diagnozy ciągle nie ma. Pani L. tez w kiepskiej kondycji, miewa straszne bóle pleców, operacji odmówił anestezjolog z uwagi na zły stan serca.
Pytam, jak radzi sobie z tym wszystkim, z ta niepewnością o zdrowie męża, z własnym bólem, z opieką nad psem? Pomaga syn z rodziną, ale gdy pracują, to wiadomo...
Mówię to, co zwykle się mówi w takiej sytuacji : trzeba być dobrej myśli.
Pani L. na to - tak, wiem kochana, tego się trzymam, jeszcze przyjdzie czas na łzy, jeszcze może mi ich zabraknąć. Powiedziałam mężowi, że nie boję się przyszłości, przeżyliśmy w życiu tyle dobrego, że cokolwiek nas spotka mamy za co być wdzięczni...
Pożegnałyśmy się serdecznie, a ja miałam o czym myśleć przez cały czas spaceru i przypomniały mi się słowa ukochanej babci, po śmierci dziadka - niechby leżał obok w pokoju, byleby był, bo bez niego to już nie to samo, zbyt długo byliśmy razem...
Za wiele tych odejść wokół, epidemia nowotworów zbiera chyba większe żniwo, niż covid czy inne plagi, co widać także po medialnych zbiórkach dla chorych.
Trzymajcie się zdrowo!
Zdrowie jest najważniejsze i tyle.
OdpowiedzUsuńCo do małżeństw z długim stażem to śmierć jednej osoby często powoduje drastyczne pogorszenie się stanu zdrowia drugiej. Widzę po swojej Mamie ile stresów miała w czasie choroby Staruszka. Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że po śmierci kogoś, kto się długo męczył z chorobą nie wiadomo do końca czy to jest dobre czy nie zakończenie.
Kiedyś kanałów serwujących kreskówki było więcej. Przypomniała mi się teraz na przykład Polonia, gdzie dawano propozycje animacji z Azji.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
To prawda, obserwowałam to w rodzinie i wśród znajomych.
UsuńTo prawda, że jak jest się tak bardzo długo razem - gdy odchodzi ukochana osoba, trudno się pozbierać, znaleźć sobie miejsce. Na razie o tym nie myślę.
OdpowiedzUsuńJa też nie, ale pesel daje o sobie znać itd.
UsuńBardzo duzo osob choruje. Doszlo do tego ze jak przez dluzszy czas nie mam kontaktu z jakas kolezanka... to boje sie do niej zadzwonic.
OdpowiedzUsuńSpoleczenstwo sie starzeje. No i ten covid nas bardzo oslabil...
Stokrotka
Oj tak, a poza tym dostać się do specjalisty graniczy z cudem lub trzeba mieć gruby portfel.
UsuńJeden onkolog powiedział, że wszyscy poumieramy na raka.
OdpowiedzUsuńPo smierci taty mama siedziała w fotelu, kiwając się i patrząc w tępo w przestrzeń powtarzała: "56 lat razem, 56 lat razem..."
U nas dopiero 40, a i to szmat czasu...
UsuńNo niestety, są rozmyślania, przemyślenia, pytania bez odpowiedzi a co by było gdyby itp.Mój czas to teraz grzebanie się w papierach, prawo spadkowe itp.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńGrzebanie w papierach nie jest przyjemne, ale z drugiej strony odwraca uwagę od najgorszych myśli...
UsuńAle nie zawsze tak jest. Czasem osoba przyjmuje śmierć małżonka z ulgą, bo przez te wszystkie lata niezbyt dobrze się działo, albo było poprawnie, co stawało się męczące. Przeżyłam już śmierć jednego męża. Nie będę opowiadać. Mam nadzieje że teraz ja pierwsza odejdę.
OdpowiedzUsuńA czasami cierpienie jest tak wielkie, że śmierć przynosi ulgę wszystkim.
UsuńW życiu są dwie pewne rzeczy - podatki i śmierć. Z tym, że tylko śmierć wydaje się sprawiedliwa, bo każdego spotka. Dlatego powinno się cieszyć z każdej chwili. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNawet podatki nie są już pewne ;-)
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńWięcej - nawet jedno zdanie potrafi diametralnie zmienić nastrój...
Fajnie gdy na lepszy, przykro - kiedy na gorszy.
Odchodząc nieco od głównego wątku: zauważam, że coraz częściej opanowuje mnie chęć ucieczki od rozmówców, którzy mi go notoryczne pogarszają. Jeszcze tego nie robię, ale... :)
Pozdrawiam:)
Tak, tacy rozmówcy tez bywają i raczej od nich uciekamy, to normalne...chyba że ktoś jest masochistą.
UsuńTeż zauważyłam, że coraz więcej znanych mi osób odchodzi... To bardzo przykre. Staram się więc spędzać więcej czasu z bliskimi mi ludźmi w dobrym nastroju i bez kłótni bo nigdy nie wiadomo kiedy moich krewnych czy znajomych zabraknie :(
OdpowiedzUsuńDobre podejście, choć nastrój nie tylko od nas zależy...
UsuńNo nie jest łatwo wrócić do równowagi po śmierci męża- mój umarł po 55 wspólnie przeżytych latach w 2019 roku a ja dopiero w tym roku jakoś do równowagi doszłam i mogę dość spokojnie o Jego nieobecności myśleć. A dwa lata temu odszedł nasz serdeczny przyjaciel- zresztą tak ze 4 lata młodszy ode mnie. I teraz gdy dzwoni moja polska komórka z wielką obawą odbieram rozmowę bojąc się, że znów kogoś ubyło. No cóż- każdego z nas dosięgnie kiedyś ta jedyna sprawiedliwość tego świata.
OdpowiedzUsuńWszystko potrzebuje czasu, niczego nie da się przyspieszyć, znam to.
UsuńTe przykre wieści jakoś zawsze nas odnajdują, prawda?
Ostatnio to jakaś plaga...
Nie chcę umierać w szpitalu. Nikt z moich bliskich nie zmarł poza domem. Wiem, że to niewielkie pocieszenie, ale jednak...
OdpowiedzUsuńChyba też bym nie chciała...ale czy mamy na to wpływ?
UsuńTak. Są takie spotkania zmieniające dużo. Kiedyś byłam na kawie z koleżanką i na koniec mi oznajmiła, że choruje na białaczkę. Wstrząsnęło mną to bardzo, była wdową od wielu lat a ledwo przekroczyła 40stkę..
OdpowiedzUsuń15 lat później i żyje:))
Oj, można się zdziwić, ale najważniejsze, że udało jej się pomóc!
UsuńW mojej szkole jedna z uczennic zmarła w wieku 9 lat, bo nie doczekała przeszczepu szpiku...
Straszne :(
UsuńTaka śliczna była, do dziś Ją pamiętam...
UsuńZauważyłam, że wiele osób odsuwa od siebie myśl o badaniach, uważają, że jeśli nie będą mówić o chorobie, to ona nie przyjdzie, ominie ich dom, zniknie niezauważona. Tymczasem zarówno choroby, jak i śmierć nie powinny być tematem tabu, trzeba się z chorobami oswoić, bo grypa już nie szaleje w żadnej Naprawie, niestety, żniwo zbiera rak.
OdpowiedzUsuńMasz rację, bo chyba najczęściej umierają osoby, które nigdy się nie badały, wydawało im się, że są zdrowe...
Usuńnie wszystkie przypadkowe spotkania na spacerze przebiegają w wesołym klimacie, wesoły to jest on może w tym sensie, że napotkana osoba cieszy się, że może się wyżalić komuś, kto spokojnie wszystkiego wysłucha, bez oceniania, bez strofowania, bez prawienia morałów...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Gdy wszyscy się spieszą lub myślą o tysiącu spraw do załatwienia, to trudno znaleźć cierpliwego słuchacza.
UsuńWszyscy wiemy, że trzeba stąd odejść a droga jest tylko jedna. Każdy sobie radzi z tą wiedzą po swojemu. Lżej, gdy się człek ustawi jakoś z wiatrem do tematu i nie bije się...
OdpowiedzUsuńO, to ważne, pogodzić się z pewnymi faktami, ale to niezwykle trudne.
UsuńTak, statystycznie w ciągu jednego roku, rak zabiera więcej osób niż zabrał covid. A najwięcej osób zabiera głód...
OdpowiedzUsuńMasz słuszne nastawienie, bardzo mi się spodobało, to co powiedziałaś.
Wciąż intrygują mnie przyczyny zachorowań na raka. Każda historia jest tak inna, a tak wiążąca, czasami zauważam jakieś wspólne mianowniki. Temat rzeka.
Podobno wszyscy nosimy w sobie te złe komórki, wystarczy silny zapalnik, by się uaktywniły, tak było z bratem mojej mamy.
UsuńA co jest tym zapalnikiem? Zauważyłam, że np. mnie w choroby pchało najczęściej silne zasmucenie. Kiedy borykałam się z depresją, w najgorszych dniach pojawił się guz i on zaczął rosnąć. Kiedy zostałam wyleczona z depresji, guz sam zniknął.
UsuńPoznałam też kilka przypadków gdzie zapalnikiem stała się czysta nienawiść. Kiedy parę z tych osób posunęło się do przebaczenia swoim wrogom, wyzdrowiały.
Stan ducha wpływa na stan zdrowia. Stare porzekadło się sprawdza.
Mojemu wujkowi, a właściwie cioci lekarz powiedział, że duże znaczenie ma stres, także pozytywny, ale i jakiś wypadek, śmierć bliskiej osoby itp. Psychika ma wielkie znaczenie...
UsuńTaka nagła śmierć jest ciosem dla bliskich. Zawala się świat. Zmienia życie. Gubi poczucie bezpieczeństwa... Z autopsji wiem, że bardzo trudno jest się pozbierać, odnaleźć, nauczyć żyć w pojedynkę, w moim przypadku po 32 latach małżeństwa.
OdpowiedzUsuńTak , życie zmienia się diametralnie, o czym świadczą liczne wpisy na blogach. Czasami wdowy lub wdowcy zawierają jeszcze kolejne związki, mój teść i mój tato tak zrobili...
UsuńPodczas covida bardzo duzo osób nie mogło sie dostać do lekarzy, do szpitala. Panowała taka psychoza, że u wielu osób, u których można by zatrzymać chorobę w zarodku pozwolono na jej rozwinięcie. Także i dzisiaj ciezko się dostać do lekarzy albo uprosic ich o skierowanie na badania (choć tyle się krzyczy o profilaktyce). Mimo zwiększonych składek na NFZ jest coraz gorzej z jakością i w ogóle z możliwoscią leczenia. Gdzieś znikneła etyka lekarska, gdzieś zniknęli prawdziwi lekarze. Zostali bezradni, schorowani, zdani na siebie pacjenci. I tylko cmentarze rozrastaja sie coraz mocniej....Zgroza!
OdpowiedzUsuńTo prawda, nawet do okulisty ciężko! procedury, leczenie na raty, a gdy nie masz czym dojechać do lekarza, siedzisz w domu i próbujesz sobie jakoś radzić...
UsuńW szpitalach brak personelu, a w prywatnych klinikach jest wszystko!
Niepewnosc, niepewnosc jutra po takich wydarzeniach odczuwaja nie tylko bliscy ale i znajomi, ktorzy sa empatyczni i potrafia ocenic powage sytuacji.
OdpowiedzUsuńCzasami dołująca jest bezradność, nawet zbiórki pieniędzy nie gwarantują sukcesu. Trzeba wielkiego hartu ducha, by się nie poddać...
UsuńPozbierać się po "całym życiu" łatwo nie jest...A starość nie jest dobrym czasem na samotność...Twoja Babcia miała rację...;o)
OdpowiedzUsuńNo niestety, sama nie była okazem zdrowia, ale z dziadkiem jakoś się trzymali, a potem...
UsuńNiczego odkrywczego nie moge dodac - przeciez niecale 2 miesiace temu zmarl moj maz nie majac przewleklej choroby.
OdpowiedzUsuńBylismy razem 53 lata.
Pomimo iz cala reszta rodziny boleje z tego powodu, ze nastapily ogrome zmiany w naszym zyciu to moim odczuciem jest ze najwiecej stracil on sam - bo mogl jeszcze pozyc. Ta mysl goruje we mnie - nie nasza strata bolesna jaka jest tylko to co jemu zostalo odebrane.
O właśnie, tym bardziej, że jak pisałaś miał jeszcze apetyt na życie.
UsuńNiesprawiedliwe jest to wszystko...
BBM: Moja siostra po śmierci męża zasklepiła się w „ale by był” i żadna siła nie może przestawić jej na jakąkolwiek aktywność, choć- jak oceniam- etap głębokiej żałoby ma już za sobą i nie są to objawy depresji- bo rodzina woziła ją na konsultacje lekarskie. Po prostu istnieje. Smutne to bardzo! I nic na to poradzić nie mogę, choć bardzo bym chciała… Temat- rzeka!😟
OdpowiedzUsuńI nie poradzisz, mama mojej koleżanki po śmierci męża położyła się do łózka (dosłownie i w przenośni) i nikt jej nie przekonał, że ma jeszcze dla kogo żyć.
Usuńparę tygodni temu zmarł tata mojego męża, umarł po prostu na starość ale i tak najbardziej współczuję mężowi bo nikt chyba nie widzi tego, że facet jest w żałobie, musiał zająć się pogrzebem a do tego ma żonę chorą na nowotwór, i wcale nie jest młody, boję się o niego bo nie ma łatwo
OdpowiedzUsuńOboje nie macie łatwo, Ty ze swoim nowotworem i troską o niego także.
UsuńDługoletni, szczęśliwy związek to wielkie szczęście dla ludzi, ale później wielka tragedia, gdy jedno z nich odchodzi. Moi rodzice byli ze sobą ponad 70 lat, gdy mama odeszła, tata już nie wstał z łóżka i zamknął się w swoim świecie i trwa tak już 4 rok :(
OdpowiedzUsuń70 lat to niewyobrażalnie długo, więc stali się niczym bliźnięta!
UsuńPodobnie dzieje się w wielu związkach, o czym pisałam w komentarzach powyżej.
Życie stawia nas w najróżniejszych sytuacjach i chociaż czasem ciężko o optymizm to trzeba być dobrej myśli bo po co być złej?Ja mam koleżankę, która została wdową w wieku 26 lat i chociaż nie ma dobrej pory na śmierć to jednak myśl, że straciła męża tak wcześnie, rozdziera serce...
OdpowiedzUsuńJaki piesio cudny, wypatruje przygód.
O właśnie, po co być złej, zawsze będzie czas na łzy...
UsuńPies wypatruje raczej kiedy jego pan wróci ze szpitala.
efekt motyla. trzepot skrzydełek na jednym kontynencie może zaowocować tornadem na drugim. nie ma nieistotnych zdarzeń. to nasze ograniczenia szeregują je w niższej lidze. spotkanie człowieka jest ważne i zawsze zostawia ślad na duszy.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza gdy się kogoś dobrze zna i nie można nic zrobić...
UsuńDlatego należy cieszyć się każdym dniem - na zmartwienia jeszcze przyjdzie czas.
OdpowiedzUsuńTez to często powtarzam!
UsuńRóżnie bywa z chwilą odejścia kochanej osoby. Różnie na to konkretne zdarzenie reagują członkowie rodzin. Różnie też bywa potem, gdy mija jakiś czas i dopiero wtedy zauważa się tę pustkę w domu i w życiu. Minęło ponad dziesięć lat od odejścia moich rodziców, a jednak wciąż się łapię by do Nich zadzwonić. Tylko, że nie mam już do kogo.
OdpowiedzUsuńTakie spotkania jak Twoje Jotko (a dochodzi do nich często), gdy dowiadujemy się o chorobach lub czyjejś śmierci, odciskają na nas piętno. Złapałam się na tym, że czasami na podobne pytania odpowiadam częściowo. Pewne sprawy ujawniam, a pewne nie. Może to i niedobrze, ale zawsze byłam trochę skryta. Czy należy to zmienić? Muszę się nad tym zastanowić. Wszak o rodzinę chodzi.
Wiem, że nie opowiadanie o swoich chorobach, to chęć ich fizycznego uniknięcia. To błędne podejście, ale silniejsze od wielu z nas. No i ta niepewność. Zżera od środka, a mimo to nie zmieniamy postępowania. To swego rodzaju obrona przed złą wiadomością. Każdy te trudne chwile przeżywa po swojemu. I niestety, żadne dobre słowo nie ukoi bólu po stracie. A mimo to jest ono potrzebne. Bardzo.
Pozdrawiam serdecznie...
Wiesz, moja mama wiedziała, że umrze, bo tak napisała w pamiętniku, ale czekała na nasze zapewnienia, że będzie dobrze...
UsuńTyle się opisałam i mi zniknęło więc teraz będzie krócej.Rozumiem to"aby tylko był".Takie myśli,słowa przyświecały mi gdy po 38 latach wspólnego życia z Mietkiem dwa dni i zostałam bez mojego męża.
OdpowiedzUsuńA teraz odeszły moje 2 koleżanki,szczególnie z jedną było to trudniejsze.Poznałyśmy się jako 20 -letnie dziewczyny obie Grażyny.
Pracowałyśmy 25 lat na przejściu w Barwinku,spotykałyśmy się prawie codziennie. Później nasze kontakty były rzadsze ale były spotkania nawet takie przy okazji.Staram się cieszyć z "małych rzeczy",życie jest takie kruche.
Pozdrawiam Asiu dzisiaj z zimnej Dukli,chociaż emocje są bo w naszej Dukli jest II tura wyborów na burmistrza i po raz pierwszy jest szansa ,że będzie to kobieta.
kie przy okazji.
U nas tez druga tura, ale kobieta przepadła w pierwszej...
UsuńPrzykro mi z powodu twojej koleżanki, co chwila ktoś odchodzi ze znajomych, co i nam uświadamia pewne prawdy......
Znam wiele młodych kobiet, które zostały wdowami. Jedna z nich po śmierci męża zajęła się fotografowaniem i to poprawia jej nastrój.
OdpowiedzUsuńNiektórzy mają w życiu wyjątkowego pecha. Kiedyś koleżanka z pracy w krótkim czasie straciła męża, brata, wreszcie ojca. Kilka lat chodziła w żałobie...
UsuńNiestety, tak wygląda nasze życie na Ziemi. I już nic więcej nie napiszę, bo nic pocieszającego na ten temat wymyślić się nie da. W zapewnienia co do szczęśliwości po śmierci i nagrodach w niebie, to ja naprawdę przestałam już dawno wierzyć.
OdpowiedzUsuńJa bym wolała spokojnie żyć tu i teraz, nagrody po śmierci mnie nie interesują...
UsuńA ja się nie mogę nadziwić jednej rzeczy. Życie tak nam szybko przefruwa, a w niektórych ludziach jest tyle jadu, złości, zawziętości i agresji. Nie dziwią mnie mlodzi ludzie, bo hormony, bo brak doświadczenia życiowego. Ale , zdawałoby się, dojrzałe osoby?
OdpowiedzUsuńPo co i czemu, skoro sam los zsyła na nas choroby i ból . Szczęśliwi ci, którzy doświadczyli zgody.
Czesto tez tak mysle... dlaczego brak szacunku do innych przybiera takie drastyczne formy.
UsuńTez tego nie rozumiem, o ile lepiej się żyje, jeśli nie w przyjaźni, bo trudno lubić wszystkich, ale zwyczajnie bez złości, kłótni, niepotrzebnych słów.
UsuńNiepewność przed końcem życia - chyba trudno tego uniknąć.
OdpowiedzUsuńChyba tylko po długiej i wyczerpującej chorobie ludzie są pogodzeni z nieuniknionym...
UsuńMąż mojej koleżanki z liceum zginął tragicznie, gdy dzieci były jeszcze małe. Z pomocą rodziny skończyła budowę domu, wychowała dzieci, cieszy się wnukami, a na resztę życia związała się z kimś, zamieszkali razem. Wydawało się, że wreszcie życie się ułożyło... I nagle - ten drugi "mąż" ginie tragicznie, w prawie identyczny sposób jak pierwszy.
OdpowiedzUsuńWiem, że jest silną kobieta, ale myślałam, że się z tego nie wyzbiera. Jednak życie toczy się dalej. Pomógł jej częściowy powrót do pracy.
No i jak tu nie wierzyć, że niektórym pech depcze po piętach? Ile złego może znieść jeden człowiek?
UsuńJotuś, cieszmy się tym,. że jesteśmy, że się rano budzimy, że mamy kogo kochać... Przytulam 💗
OdpowiedzUsuńJestem za i tak usiłuję robić!
UsuńBuziaki:-)
💗💗💗
UsuńAch te znane i nieznane jeszcze przypadłości cielesne w "pewnym wieku". Nie lubię ich!
OdpowiedzUsuńA kto lubi? w dodatku dokuczają w najmniej odpowiednim momencie!
UsuńRozmowa...czasem nawet jedno zdanie, kilka słów może z nami zostać na zawsze ...
OdpowiedzUsuńUściski ❤️
Oj tak, pamiętam kilka takich !
UsuńMój brat zmarł na raka. Teraz zachorowała 40-letnia koleżanka, której mąż też choruje na raka od lat. Plaga. Ale ja w żadnym z tych przypadków nie widzę problemu z dostępem do leczenia, mój brat był naprawdę dobrze zaopiekowany i leczony, niestety rak był bardzo złośliwy, wiek i ogólny (słaby) stan zdrowia zrobił swoje i po kilku latach zmarł. Mężowi koleżanki po diagnozie dawano rok życia (rak trzustki), wdrożone leczenie pozwoliło mu w miarę normalnie żyć, minęło 8 lat i nawet wrócił do pracy. Koleżankę zdiagnozowano w marcu, jutro idzie na operację. Ten miesiąc był potrzebny na podleczenie przeziębienia i zębów, na zabieg musiała być wolna od innych chorób. Wierzę w skuteczność zabieg i powrót koleżanki do pełnego zdrowia.
OdpowiedzUsuńSama bardzo boję się chorób. Choroba i wojna, te dwie rzeczy powodują u mnie przerażenie:)
Moja bratowa, mimo, że od śmierci brata minęło niecałe dwa lata, jeszcze ma okresy, kiedy wpada w rozpacz, ale są to coraz krótsze epizody. Jednak nie siedzi w domu i nie rozpacza, pracuje jako wolontariuszka w szpitalu, chodzi na gimnastykę, codziennie kijkuje, razem często wychodzimy na różne koncerty, obowiązkowo raz w miesiącu filharmonia, w czwartek idziemy na "clubing" jak żartujemy, czyli na rundkę po kawiarniach na degustacje:), ostatnio była z koleżankami na wycieczce w niskich Beskidach. Ma już ponad 70 lat, problemy z kręgosłupem, ale nie daje się i korzysta z życia. Kiedy żył mój brat, obydwoje byli domatorami i bywało, że całymi dniami nie wychodzili z domu. Jak widać, można sobie poradzić, nawet po śmierci bliskiej osoby...
Tak, leczenie poczyniło postępy, mimo wszystko. Ważne , by trafić do dobrego diagnosty, by nic nie zlekceważono, bo i tak bywa.
UsuńMyślę, że lepiej radzą sobie kobiety, panowie ewentualnie szukają kolejnej żony. Znam wiele takich przypadków. Dla osoby otwartej na innych i ciekawej świata każda sytuacja może być nową szansą...
W dzisiejszych czasach to zdecydowanie więcej jest rozwodów,
OdpowiedzUsuńa długoletnie związki tworzą jedynie starsi ludzie, którzy żyli jeszcze
w wojennych czasach.... Pozdrawiam serdecznie.
Rozwodów jest sporo, ale chyba pary z długoletnim stażem, to tez nie unikaty , znam wiele takich:-)
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńMoja Mama powtarza wciąż, że pomimo, że Tata nie słyszy od dawna- cieszy się, że jest obok! a razem przeżyli ponad 60 lat:)
Dziadkowie mojej synowej świętowali 67 rocznicę :-)
UsuńAniu to poruszające slowa... Spotkania i rozmowy z bliskimi mogą naprawdę zmienić nasze nastawienie i przypomnieć nam o wartościach życia. To również wstrząsający przypadek, który pokazuje, jak niepewne może być zdrowie i jak trudno jest radzić sobie z takimi sytuacjami. Pozostajmy wdzięczni za dobre chwile i wspierajmy się nawzajem w trudnych czasach...
OdpowiedzUsuńBardzo trafna refleksja, Aniu!
UsuńWzajemna życzliwość ma moc!
Hel świetne miejsce.
OdpowiedzUsuńCudnie że masz w sobie wiele wdzięczności za to co dobre. Tobie też zdrowia życzę!
Docenianie tego, co się ma i ludzi wokół nie jest trudne:-)
UsuńTo prawda, jst naturalne:)
UsuńAle niektórym ciągle mało...
UsuńChoroby nie wybierają ludzi. Może to się przydarzyć każdemu.
OdpowiedzUsuńTo prawda, jak w ruletce...
UsuńNie zaglądałam ostatnio do blogów. Przegapiłam temat...szkoda....
OdpowiedzUsuńJedna, krótka uwaga: jeśli się nie ma zainteresowań.... takich, które potrafią wciągać bez reszty - ciężko, prawie niemożliwe jest przetrwanie odejścia ukochanej osoby.
Odejście rodziców pozwalają przetrwać własne dzieci, wiem cos o tym...
UsuńNa nic nie ma reguły. Szczęśliwi rodzice.
UsuńTo prawda, każdy z nas jest inny.
UsuńDużo zdrówka dla znajomych, oby jak najdłużej byli razem... Tyle ludzi choruje, nowotwory zbierają olbrzymie żniwo.. Ciągle myślę o mojej Mamie, minął rok i kilka miesięcy.. Teraz znajoma, 40 lat, trzy miesiące od rozpoznania (tak jak u mojej Mamy).
OdpowiedzUsuńSmutne to.. Trzymajmy się w zdrowiu i cieszmy każdą chwilą..
Trzymajmy się, każdy dzień na wagę złota!
Usuń