Strony

wtorek, 21 kwietnia 2015

Motywowanie ucznia...

Tony papieru zapisano i setki godzin przegadano na temat: jak motywować ucznia? Żyjemy w czasach, w których wykształcenie straciło na wartości, przykłady pokazały, że nie trzeba być intelektualistą aby zostać prezydentem, obywatele bardziej muszą troszczyć się o byt, niźli o naukę, wiele wartości zmietliśmy z postumentów, w mediach bardziej liczy się skandal lub wygląd, aniżeli wiedza czy pasja. W takiej sytuacji cieszymy się, że uczeń w ogóle przychodzi do szkoły(szkoła musi zapewnić mu opiekę) i na głowie stawać trzeba, żeby dzieciaka zmotywować do nauki. Dzieci często przychodzą niewyspane, bez śniadania, a nawet laik wie, że odpowiednia ilość snu i pełny żołądek warunkują aktywność, zwłaszcza umysłową.Jeśli dodać do tego problemy, jakie zdarzają się w domach uczniów (alkoholizm rodziców, bezrobocie, ciężka choroba), konflikty z rówieśnikami, własne problemy wieku nastoletniego - to sztuką jest skierowanie uwagi dziecka na zdobywanie wiadomości i umiejętności. Obserwując niektórych uczniów i rozmawiając z nimi, nie dziwię ich ich znudzeniu szkołą. Nie dziwię się o tyle, że jako belfer nie jestem w stanie konkurować z grą komputerową,show telewizyjnym, z bogatym rodzicem, który zapisuje pociechę na 101 różnych aktywności, ze starszymi kolegami z podwórka, którzy "pokazują" młodszym uroki dorosłego życia. Mam do zaoferowania tylko własną inwencję, czasami pomoce audiowizualne, wycieczki(na które potrzebne są fundusze, więc nie dla wszystkich), ofertę instytucji wspomagających(kino, muzeum, dom kultury), imprezy szkolne.
Myślę, że z motywowaniem do nauki twórczy nauczyciel sobie poradzi, zwłaszcza gdy ma wsparcie ze strony rodziców ucznia. Ale posłuchałam ostatnio kilku dyskusji w mediach na temat motywowania uczniów do tzw. właściwego zachowania się. Znamienne jest, że do dyskusji tego typu zapraszani są wszyscy, tylko nie nauczyciele(szkół publicznych, bo prywatnych zdarza się). Dyskusje sprowokowane zapewne doniesieniami o surowych regulaminach tej lub innej szkoły. Oczywiście szkoły są powołane także do wychowywania lub raczej wzmacniania pozytywnych zachowań, bo wychowują przecież rodzice(od 0 do 18 lat), także poprzez transparentne systemy oceniania, a wierzcie mi, że dzieciaki to, co ustalone skrupulatnie egzekwują, zwłaszcza w kwestii prawa ucznia. Domy rodzinne także bywają różne, czasami rodzice uczniów miewają problemy z radzeniem sobie z rzeczywistością, a cóż dopiero z wychowaniem dzieci. I tu słyszę w mediach uczone osoby, które radzą nauczycielom, dyrektorom szkół, rodzicom, że należy zlikwidować oceny z zachowania, dać na wejściu wszystkim uczniom "wzorowy" i motywować wychowanków do właściwego zachowywania się w szkole.Jak moje dziecko ma zachowywać się, nie tylko w szkole motywowałam je w domu, aby poszło w świat poukładane i miało dobre wzorce odniesienia, bo wtedy zauważa kto i dlaczego zachowuje się niewłaściwie. Wnioskować można by, że wszystkich złych rzeczy uczeń uczy się w szkole. W pewnym sensie tak jest, bo dzieci z domów, gdzie ważna jest kindersztuba zadziwia wachlarz negatywnych zachowań, jakie spotykają w murach placówki. I co? Temu ułożonemu dziecku i temu zaburzonemu mamy dać wzorowy? To jaki sygnał odbiera ten pierwszy uczeń? Każdy niech odpowie sobie sam, dodam tylko, że istotnymi elementami oceny z zachowania są dwa: samoocena ucznia i ocena przez kolegów z klasy. Ta druga zwłaszcza bywa bardziej surowa, niż ocenienie przez wychowawcę.
Wracając do motywowania: jak mam zmotywować ucznia, który bierze leki, jest agresywny, niszczy wszystko wokół, a matka na każdy telefon ze szkoły reaguje wyzwiskami pod adresem niekompetentnych nauczycieli. Tu nie motywacja jest potrzebna, ale raczej terapia i to rodzinna.
Nie jestem psychiatrą, terapeutą, kuratorem sądowym, a tego czasem się ode mnie wymaga...

14 komentarzy:

  1. To jakiś paradoks, że najwięcej do powiedzenia w mediach na temat szkoły mają ludzie, którzy nigdy w niej nie pracowali. A propos motywacji - nie trzeba motywować ucznia, który chce się uczyć i dostać się do dobrej szkoły, bo robi to sam. Nie da się zmotywować do nauki tych, którzy mają szkołę gdzieś i wolą rzucać w nią kamieniem. Musi być interakcja - nauczyciel uczy, ale uczeń musi CHCIEĆ przyswoić wiedzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy twierdzą, że z uczniami łatwiej się dogadać niż z rodzicami(niektórymi).

      Usuń
  2. Wbrew pozorom bardzo łatwo zmotywować takiego ucznia. Wystarczy dać mu coś, czego bardzo często nie dostaje. Ten opisany przez Ciebie na końcu niemal na pewno. Dać mu pochwały i dobre słowo. To czyni cuda. Nie znam człowieka, który nie chciałby być chwalony i znam całe mnóstwo ludzi, którzy nigdy nie są chwaleni. To jest siła, która potrafi kruszyć skały. Ale wycofanie ocen z zachowania to bezsens. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że pochwały mogą więcej, niż ciosanie kołków na głowie.Niektóre dzieciaki dosyć mają tego w domu, ale najbardziej brakuje im po prostu rozmowy.
      Często żartuję, że jako bibliotekarz pełnię funkcję powiernika, bo mam czas i ochotę słuchać...

      Usuń
  3. Brak autorytetów w dzisiejszym świecie, to wina chyba właśnie nas dorosłych, a przynajmniej większości. Nie raz spotkałam się z rozmowami rodziców w obecności dzieci, że wszyscy w koło są winni, tylko nie dziecko, któremu należy oddawać nieustanny hołd. Nie ważne, że nauczyciel wymaga dla dobra tego dziecka. Nauczyciel " racji nie ma". Lekarz sugeruje aby dziecko więcej się ruszało i jadło mniej słodyczy - " co za beznadziejny lekarz, trzeba zmienić..."A dziecko siedząc wpatrzone w migający ekran monitora chłonie i słyszy to co chce usłyszeć...To oczywiście skrajne przypadki zasłyszane , zaobserwowane. Na szczęście są też domy takie, gdzie uczy się dzieci szacunku do życia, do świata i do wszystkiego, ale uczy się je niczym innym jak własnym życiem i przykładem. Do takiego domu już niedługo jadę. Tam 10- letni chłopaczek z uśmiechem na ustach odstępuje mi swój pokój, gdzie jest komputer, a wieczorem z sąsiedniego pokoju słychać jak razem ze starszym bratem gra w....grę planszową. Oby takich domów było jak najwięcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To stara prawda: wszystko wychodzi z domu. Często zauważamy zmiany zachowania u dzieci, które spowodowane są sytuacją domową: tata stracił pracę, rodzice się rozwodzą, mama przyjechała na urlop z Irlandii, "wujek"kupił prezent dla swojego dziecka a dla przybranego już nie itd. Tak jak piszesz, Gabrysiu:lekarz zapisał leki, ale matka nie podaje, bo wie lepiej, a u dziecka nadpobudliwość do sześcianu. W plecakach noszą tony czipsów i słodyczy i kręcą się niemiłosiernie...

      Usuń
  4. Prawdą jest, że każdy człowiek powinien mieć motywację w sobie lub przynajmniej jakieś minimalne pokłady motywacji. Poza tym najlepiej sprawdza się dawanie przykładu własną osobą - jeżeli dzieci widzą, że coś ma sens i ktoś czerpie z tego prawdziwą radość i satysfakcję to chętnie lgną do takiej osoby i wtedy można "popracować" nad takim młodocianym surowcem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, łatwiej zarazić entuzjazmem, gdy samemu jest się entuzjastą! Sama pamiętam ze szkoły, którzy nauczyciele porywali nas swoja osobowością, a których uważaliśmy po prostu za nudnych belfrów i nieciekawych ludzi.

      Usuń
  5. Mnie przeraża, że rodzice zupełnie nie radzą sobie z wychowaniem dzieci. Czasami mam wrażenie, że to dzieci wychowują rodziców. Moim zdaniem rodzice zbyt mało czasu spędzają razem z dziećmi, kiedy wspólnie coś robią, wspólne spacery, czy innego rodzaju aktywność. Takie zajęcia dają możliwość poznać dziecko, jego problemy, zainteresowania itp. Szkoła wszystkiego nie załatwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie żal dzieci, które spędzają w szkole cały dzień, bo rodzice traktują szkołę jak przechowalnię. Niektóre świetlice szkolne pracują do 17.00, a nawet 18.00 i to jeszcze dla niektórych rodziców za krótko. Nakarmić i ubrać to za mało!

      Usuń
  6. Byłam prywatną nauczycielką wielu dzieci. Motywowałam je przez zabawę. Były też nagrody. To im się podobało i efekty były widoczne. Tylko większością z nich rodzice się nie zajmowali i ja byłam od wszystkiego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam nawet opinie typu: my sprowadziliśmy na świat, od reszty jest państwo...
      Nie wiem czy o taki wyż demograficzny nam chodzi.

      Usuń
  7. Za często ostatnio zrzuca się ciężar odpowiedzialności za los dziecka na kogoś innego. Bo tak najprościej. I zawsze potem można powiedzieć, że to nie nasza wina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy chyba nie powinni mieć dzieci, bo tylko robią z nich kaleki psychiczne, niezdolne do stworzenia później własnej rodziny...

      Usuń