Na blogach, które podczytuję pojawiło się kilka refleksji o niestosownych zachowaniach naszych rodaków w czasie wakacji. Chodząc po górskich szlakach już dobrych parę lat też mam kilka spostrzeżeń na ten temat.
Po pierwsze śmieci : idąc na szlak zabieramy różne niezbędne rzeczy, prowiant, napoje, leki itp. Bo wędrówka wymaga posilenia się i napojenia, ale potem pojawiają się puste opakowania. Duża część z tych plastikowych przeważnie opakowań rzucana jest gdzie popadnie, butelki i puszki wciskają pseudoturyści w szczeliny między skałami, papierki po cukierkach, folia, chusteczki leżą po prostu na ścieżkach, jakby chciały powiedzieć za swych właścicieli: więcej tu nie przyjadę, więc co mi tam. Brak śmietników na szlakach nie usprawiedliwia śmiecenia, można wyrzucić śmieci w schronisku lub zabrać ze sobą, wszak pusta puszka lub papierek nic nie ważą. To samo w schronisku. Siedzi towarzystwo przy piwku, obalili kilka butelek Żywca i odchodzą, zostawiając puste flaszki na ławie, a każdy wie, że w schronisku górskim kelnerów nie ma. To samo dotyczy mijanych po drodze szałasów. Zastałeś czysty, zostaw w takim samym stanie.
Po drugie: głośne zachowanie. Na terenie parku narodowego, jak i w każdym zresztą lesie obowiązują pewne zasady. Nie hałasujemy, nie niszczymy przyrody, nie zbiegamy z góry po śliskich skałach, nie płoszymy zwierząt. Oczywiście zawsze znajdą się bezstresowo wychowywane dzieci, rozrywkowe towarzystwo po kilku piwach, brawurowo zachowujący się młodzieńcy, zbiegający na łeb na szyję i będący zagrożeniem dla innych.
Po trzecie: fotki. Grzecznie jest nie włazić komuś w kadr. Gdy widzę, że ktoś usiłuje zrobić zdjęcie w uczęszczanym licznie miejscu, staram się usunąć lub szybko przejść, by inni też mieli możliwość uwiecznienia się na zdjęciu. Nie rozkładam się z całą rodziną na popas tam, gdzie widać, że tutaj akurat wszyscy robią pamiątkowe zdjęcia.
Po czwarte: telefony. Nie wiem, jaką mają przyjemność z chodzenia po górach osoby, które nie potrafią nie rozmawiać przez telefon, a wszyscy wokół muszą słuchać o ich problemach w pracy, w domu, nie wspominając o niecenzuralnych słowach, jakich często używają.
Po piąte: znaczenie terytorium. Jakimś cudem wielu pseudoturystów zabiera ze sobą pisaki, którymi wypisuje głupie napisy gdzie popadnie, albo wycina czymś ostrym w drewnie. Gorzej, jeśli są to przedmioty zabytkowe lub po prostu nie do tego przeznaczone. Czytamy potem napisy w stylu: Arek kocha Jolę; K+W=M ; Tu byliśmy, Gliwice 2009; LKS Koszarawa górą! Aneta i Pablo z Gdyni 2013.
I kogo to obchodzi, pytam? Niech Janek kocha Elę, ale czemu głosi to całemu światu napisem na ścianie kapliczki?
Hmmmm... ja bym to inaczej nazwała - i wcale nie trollami. Dla mnie to skur....stwo. I już. W całej okazałości i pełnej krasie. Cham i prostak na wakacjach . Sory ale choć trochę se ulżyłam
OdpowiedzUsuńA ulżyj se Jaguś, w takich razach trza, bo krew się w człowieku zagotuje...
OdpowiedzUsuńPopieram Jagę, ktoś to musi powiedzieć, bo takie zachowanie staje się to nagminne!
OdpowiedzUsuńMasz rację, słowa dosadne są czasami jedynie adekwatne do sytuacji...
UsuńJak wszędzie - tak i na górskich szlakach trafiają się ludzie bez odrobiny kultury i wyobraźni. Niestety...Nasze lasy okoliczne pełne są opon, mebli, zepsutych rowerów, a ostatnio nawet były dwie pary nart całkiem dobrych z wiązaniami.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to nazwać, chyba musiałabym powtórzyć za Jagą
Te narty mnie niepokoją... Czyżby Justyna Kowalczyk chciała zakończyć karierę?
UsuńMoże ktoś znalazł sobie letnią przechowalnię zimowego sprzętu...
UsuńKiedyś w lesie, gdzie zatrzymaliśmy się na popas leżały nawet płyty nagrobkowe z nazwiskami. Zresztą w górach tapczanu czy lodówki nie zostawiają chyba turyści, miejscowi też nieźle śmiecą...
Usuń