Zanim zaprosicie kogoś do siebie na nocleg, zastanówcie się czy stać was na remont.
Wcale nie przesadzam i nie mówię o gościu awanturującym się czy jakiejś libacji. Podzielę się historią opowiedzianą przez koleżankę, którą odwiedził jej brat, mieszkający w innym mieście. Nie widzieli się długo, w dodatku miał za sobą rozstanie z żoną i zapowiadała się przegadana noc.
Było więc oczywiste, że koleżanka zaproponowała bratu nocleg, miejsca w domu dużo, weekend wolny, nie wiadomo kiedy znów się spotkają. Brat chętnie z zaproszenia skorzystał, można więc było winko sączyć i auto pod domem siostry zostawić. Przed udaniem się na spoczynek brat koleżanki postanowił się wykąpać, a ściślej wziąć prysznic. Gdy brat skierował kroki do łazienki, koleżanka ładował naczynia do zmywarki i nagle... usłyszała trzask, huk i krzyk, niekoniecznie w tej kolejności. Dodać należy, że gość w łazience był słusznej postury i wagi.
Domownicy zaniepokojeni pobiegli do łazienki, na szczęście gość nie zamknął się na klucz. To co ujrzeli niemal pozbawiło ich tchu...Gość zakrwawiony leżał na podłodze, umywalka i muszla klozetowa rozbite, lustro pęknięte. Wykonali najpierw telefon na pogotowie, a gdy gościa zabrano do szpitala w celu oględzin i opatrzenia ran, gospodarze dokonali oględzin łazienki.
Cóż się okazało? Pan biorący prysznic poślizgnął się w wannie (osobnej kabiny nie było) i aby zamortyzować upadek złapał się z całym impetem umywalki, która oberwana pod solidnym ciężarem spadła na stojącą tuż obok muszlę klozetową, rozbijając ją także. A skąd rany na ciele gościa? Na wannie zainstalowano panel szklany w celu zapobiegania popryskaniu łazienki w trakcie brania prysznica i tenże rozbity panel poranił delikwenta.
Jak domyślacie się wycena strat poniesionych przez gospodarzy w wyniku wypadku nie dała im zasnąć do rana, choć równie mocno martwili się o stan zdrowia swego gościa.
Nie na darmo mówią, że najwięcej nieszczęśliwych wypadków spotyka nas w domu...
Wyjątkowo pechowy gość. Może nie doszłoby do utraty równowagi, gdyby wcześniej nie pił alkoholu.
OdpowiedzUsuńMoże i tak, ale to tylko wino było. Myślę, że to raczej zbieg różnych okoliczności.
UsuńPrawdziwy Armagedon łazienkowo-klozetowy ;) Dobrze, że ofiar śmiertelnych nie było.
OdpowiedzUsuńFajna nazwa!!! Na szczęście ofiar w ludziach nie było...
UsuńOjej, ale historia! Aż nie chce się wierzyć;) Pech w liczbie mnogiej jak nic! No cóż, to spotkanie z bratem siostra zapamięta na długo....:) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOj zapamięta i zwykle w prawdziwe historie trudno nam uwierzyć :-)
UsuńOno właśnie z tego (także) powodu napisałam o swoim marzeniu posiadania łazienki dla niepełnosprawnych. Bo w śliskiej wannie, czy pod prysznicem wszyscy, niezależnie od wieku, jakoś tam jesteśmy mniej sprawni. Bierzemy kąpiel zazwyczaj wieczorem, kiedy jesteśmy zmęczeni, zdekoncentrowani, mniej uważni. To naprawdę niebezpieczny teren :)
OdpowiedzUsuńA teraz stres pod tytułem: czy tym razem dam radę przejść przez test :)
Jak tylko znajdę chwilę zajrzę do swoich ustawień bloga. Może tam tkwi klucz, czemu nie mogę Was dodawać do "ulubionych"?
Chyba wiele wypadków zdarza się właśnie w łazience. Ja mam wielka wannę, ale co będzie, gdy nie dam już rady z niej wyjść? Czasem przy kontuzji kręgosłupa też są problemy...
UsuńCzłowiek - Demolka chciało by się rzec ;) Buziaki Joasiu
OdpowiedzUsuńTrafiłaś w sedno, demolka jak nic :-)
UsuńCzasem i tak bywa niestety, przez ostatni brak czasu nie zaglądałam na inne blogi, ale dzisiaj nadrabiam zaległości i serdecznie pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńCzasami blogosfera usypia, a czasami też nie nadążam czytać nowych postów. Serdeczności Mario:-)
UsuńNie wiem dlaczego Asiu,ale czytałam to śmiejąc się ,a przecież nie powinnam z "cudzego nieszczęścia".Ale sama powiedz ,czy samo życie,zbieg okoliczności nie potrafi nas zaskoczyć? Śmiać sobie pozwoliłam bo wiem,że strat w ludziach nie było ....ale ,że wyjątkowy pech...to prawda....No i widzisz co narobiłaś? Jak teraz mogę zaproponować komuś nocleg....? Oj,Asiu,Asiu....Dzisiaj jednak przesyłam Ci słoneczne promyki z takiej Dukli....
OdpowiedzUsuńGrażynko, ja też się śmiałam z tej opowieści, bo rzadko zdarza się coś takiego, sama przyznasz, a przecież niczego złego nikomu nie życzymy, mimowolnie gęba się uśmiecha...U nas mgły od tygodnia i przenikliwy ziąb, nie wiem kto układa te prognozy?
UsuńŁo matko! No to kiszka, zdrowie ludzie ważne, ale taki remont... Poszkodowany może się dołoży ;-)
OdpowiedzUsuńA wiesz, nie pomyślałam, ale poszkodowany też pewnie nieźle wydał na leki...nie mówiąc o stratach moralnych:-)
Usuńchyba rzeczywiście coś w tym jest, że najwięcej wypadków w domu. dobrze, ze się nie zamknął bo jeszcze do strat mogłyby dojść wyważone drzwi. ;o
OdpowiedzUsuńnominowałam Cię do LBA, szczegóły na blogu.:)
Własnie wróciłam od Ciebie, tam się rozpisałam w komentarzu, dziękuje, na pewno odpowiem. Co do drzwi, masz rację, też najpierw pomyślałam o tym, bo musieliby wyważać...
UsuńNo i jak tu zaprosić kogoś domu? Tylko koszty:P
OdpowiedzUsuńZnajomy pewnie do końca życia będzie miał uraz do wannowych pryszniców:)
No pewnie też bym miała, nie mówiąc o właścicielce łazienki...
UsuńUraz do prysznica -- poważna sprawa. Jak ktoś ma pecha, to nawet w łazience wypadek się może zdarzyć. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNiektórzy podobno przyciągają pecha, w tym przypadku też był to splot niefortunnych okoliczności... Dobrej nocy:-)
UsuńA na koniec się okazało, że to tylko reklama kredytu bankowego ;))
OdpowiedzUsuńAlbo był z bankiem w zmowie ;)
UsuńDziewczyny, ależ podejrzliwe jesteście :-) Ale w sumie, jak tak pomyśleć, to ma to ręce i nogi...
Usuń:) wierzę, bo kiedyś mieliśmy w łazience przez takiego "gościa" drzwi do wymiany....
OdpowiedzUsuńCo prawda w szpitalu nie wylądował, ale jak wytrzeźwiał miałam mu ochotę tak przyłożyć żeby się tam znalazł
UsuńZamiast przyłożyć mogłaś mu wręczyć rachunek za wymianę drzwi...lub wysłać pocztą ! Oj, bywają kosztowni goście...
UsuńCzy gość zwrócił koszta remontu?
OdpowiedzUsuńDo niegościnnych nie należę, ale nie lubię jak mi się gość po domu kręci, czyli zamienia w domownika. Robię się przesadnie czujna i czuła na różne rzeczy, na które normalnie nie zwróciłabym specjalnej uwagi. Kiedyś gościłam przez trzy doby panią, z którą zawarłam sympatyczną znajomość podczas urlopu. Przyjechała na zakupy, kiedy jeszcze Stadion Narodowy był bazarem Europy i Afryki. Szkoda jej było kasy na hotel. Nocami buszowała po kuchni, nocami gadała przez telefon, grzebała w mojej szafie i mierzyła moje ciuchy. Do tego okazało się, że to pospolity niechluj. Powiedziałam sobie, że nigdy więcej nikogo nie przenocuję, choćby mnie to miało kosztować zerwanie stosunków.
Miłego weekendu.
Z tego, co wiem to nie zwrócił, może nawet nie było takiego oczekiwania. A Twoja przygoda z lokatorką - gościem też nie należy do miłych. Korzystać z gościny i nadużywać gościnności to według mnie dwie niestosowności na raz.
UsuńPozdrawiam słonecznie w mglisty poranek:-)
Bardzo przykry zbieg niefortunnych okoliczności.A może gość był po prostu bardzo pijny?
OdpowiedzUsuńFaktycznie, raczej niesamowity zbieg okoliczności i gabaryty gościa. Witam :-)
Usuń