Strony

niedziela, 13 grudnia 2015

13 grudnia roku pamiętnego...

Znowu czyjś blog stał się inspiracją. Zajrzałam do Elżbiety, a tam wspomnienia z pamiętnej niedzieli 13 grudnia. Równie ciekawe, co wspomnienia jej czytelników w komentarzach. Postanowiłam dorzucić swoją cegiełkę, by to co wtedy przeżyłam ocalić od zapomnienia.
Byłam studentką, mój chłopak, a właściwie już narzeczony w wojsku, jego jednostka w Grudziądzu. Rozdzielono nas na dwa lata, więc chociaż w niedziele mogliśmy się widywać, chociaż nie tak często jak byśmy chcieli, bo wiadomo, studia, warty w wojsku itd.
W pewną niedzielę wybierałam się jak zwykle do Grudziądza, zima siarczyście mroźna, wokoło cisza, bo wstawałam skoro świt, nie włączałam radia ani Tv żeby nikogo nie obudzić, poleciałam na dworzec, dojechałam do Grudziądza, poszłam pod koszary, a tu niespodzianka: zakaz odwiedzin, brama zamknięta, nikt nie udzielał informacji, ludzie nie odchodzili od furtki licząc, że coś usłyszą. Nie każdy wie, że w Grudziądzu jednostek wojskowych było mnóstwo, do żołnierzy w koszarach przyjeżdżały tłumy odwiedzających. Gdy wreszcie rodziny żołnierzy zaczęły wycofywać się na dworzec widać było tłumy smutnych, zdezorientowanych osób. Na dworcu czekaliśmy długo na jakikolwiek pociąg, mróz szczypał w nos i odmrażał w uszy, zza torów kolejowych widzieliśmy najbliższe koszary, z których wyprowadzano wojsko w pełnym rynsztunku, z bronią. Próbowałam dostrzec wśród nich mojego narzeczonego, popatrzeć choćby z daleka...Kobiety płakały, mężczyźni szeptali w grupach, ktoś przybiegł i krzyczał, że to wojna. Przyjechał wreszcie mój pociąg, niestety tylko do Torunia, wagony oblodzone nawet w środku, na ławkach leżał śnieg. Wsiadłam, łzy płynęły mi po twarzy, byłam sama w obcym mieście, zmarznięta, bez pewności kiedy dotrę do domu. W pociągu panowała kompletna cisza.
Gdy dojechałam, dowiedziałam się, o co chodzi, rodzice nie wiedzieli co się ze mną działo cały dzień, bo nie było przecież jeszcze telefonów komórkowych, ba! niewielu ludzi miało w domach stacjonarne telefony. Długo nie mieliśmy pojęcia co dzieje się z moim narzeczonym. Po czasie opowiadał, że co dzień mieli ideologiczne pranie mózgu, ciągle chodzili na patrole, nie wolno było słuchać radia ani oglądać Tv.
Kiedy sytuacja unormowała się na tyle, że mogłam go odwiedzać, musiałam za każdym razem udać się do urzędu po przepustkę na wyjazd do innego miasta. Kiedyś pani urzędniczka zapytała, po co tak często jeżdżę do narzeczonego? Byłam tak zdziwiona pytaniem, że chyba nic nie odpowiedziałam...
W klimat tych wspomnień doskonale wpasował sie film, na którym byliśmy ostatnio w kinie czyli MOST SZPIEGÓW. Od razu powiem, że na początku byłam przerażona bo film trwa 2,5 godziny, a tematyka to nie całkiem moja bajka. Ale warto było!!! Nawet dla Toma Hanksa, który gra główną rolę i gry psychologicznej między osobami dramatu, która rozgrywa się na naszych oczach. Fabuła osadzona w okresie zimnej wojny, jej początku, jesteśmy świadkami podziału Berlina na wschodni i zachodni i dramatu ludzi pozostających po obu stronach budowanego muru....Czas, kiedy każdy mógł zostać uznany za szpiega i skazany na śmierć. Polecam, film w reżyserii Spielberga zawsze warto obejrzeć.

28 komentarzy:

  1. 34 lata upłynęły! Tamta rzeczywistość była tak różna od obecnej, że czasami wydaje mi się, że tamto mi się tylko śniło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boja, litości! To ja taka stara jestem? Policz łaskawie jeszcze raz.

      Usuń
    2. Nigdy nie byłem dobry z matematyki...

      Usuń
    3. Ja tam stara nie jestem, co najwyżej dojrzała :-)
      Sen mógłby to być, ale czy sny tak długo się pamięta?

      Usuń
  2. Też byłam wtedy studentką. Wszyscy byliśmy przerażeni. Po paru dniach wyrzucono nas z akademików do domów. Został tam cały nasz skromny studencki dobytek, bo ileż można było zabrać do plecaka? Plotka głosiła, że w akademiku będą kwaterowani żołnierze. Wyjeżdżając nie wiedziałam, co zastanę, gdy wrócę. Został tam z trudem zdobyty prodiż, żelazko, gitara, mikser,książki, większość ciuchów. Zabrałam tylko z cenniejszych rzeczy radiomagnetofon. Na szczęście, gdy wróciliśmy po przymusowych feriach poświątecznych, wszystko było na miejscu. Dziś może się to wydawać dziwne, ale w czasach, gdy na półkach był tylko ocet, każdy z trudem zdobyty przedmiot był na wagę złota.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mieszkałam na stancji, ale tam też zostawiłam jakieś rzeczy, w dodatku mimo stanu wojennego i przerwy w zajęciach właścicielka domagała się opłaty za pokój...

      Usuń
  3. 13 grudnia 1981 roku byłam młodą mężatką, w ciąży z pierwszym dzieckiem, wtedy w ósmym miesiącu.Pamiętam ,że pierwsze informacje o stanie wojennym przekazał mi mąż ,który właśnie rano wrócił po 12 godzinnej pracy nocnej na stacji benzynowej.Kiedy przyszedł na świat mój pierworodny -Kamil (19 stycznia 1982 r)dalej oczywiście był stan wojenny. Do dzisiaj mówi się o Kamilu jako "dziecku wojennym"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, każdy jak się okazuje ma szczególne kamienie milowe, które nie pozwalają zapomnieć...

      Usuń
  4. Dzisiaj rano pierwsze słowa jakie wypowiedziałam do męża to były " niedziela- tak jak wtedy"Chyba zostanie to już w nas na zawsze. Mój przerażony tata, miał w oczach łzy po przemówieniu w TV. A wieczorem miałam swoja pierwszą randkę. Młodzi byliśmy i nikt się wtedy nie przejął godziną policyjną. Jak weszłam do domu o 21,50 to myślałam, ze pierwszy raz w życiu dostanę od taty w twarz. Taki był przerażony tą sytuacją. A potem w styczniu była studniówka no i wracaliśmy o 21,30 do domu. Tak było...Zima wtedy była taka, że oczy zamarzały a teraz nawet śniegu porządnego nie ma... takiej zimy mi żal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My także dzisiaj zauważyliśmy najpierw diametralną zmianę w pogodzie, gdzie się podziały te zimy?

      Usuń
  5. Ja byłam wtedy jeszcze zbyt dziecinna, żeby cokolwiek pamiętać, podsłuchiwałam rozmowy dorosłych z których wywnioskowalam, że będzie... wojna. Ale nic takiego nie nastapiło, więc dalej żyłam sobie spokojnie w swoim świecie. Zresztą mieszkałam na wsi i myślę, że tam odgłosy wydarzeń docierały takie bardziej rozmyte...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też nie było ani czołgów, ani drastycznych oznak, jedynie wieczorami i nocą jeździły patrole wojskowe...cóż, małe miasto.

      Usuń
  6. 13 grudnie 1989 była prawdziwa zima, w domku ciepło a ja zbulwersowany tym, że nie mogłem sobie posłuchać "60 minut na godzinę" na Trójce. Tkwił we mnie jakiś wewnetrzny opór przeciwko temu, co się stało, Wolna Europa podsycała sprzeciw, ale byłem pewien, że to, co najgorsze porzeminie, i przeminęło, jak wszysko, co płynie jest zmienne i nietrwałe (Panta rhei kai ouden menei...) i wtedy już pisałem sobie, bo w takim czasie różne reflekcje same przychodzą do głowy... a po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że nie był to najgorszy dzień w moim zyciu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każde wydarzenie uczy czegoś nowego, sprawdza nas, wzmacnia lub załamuje, w niektórych wyzwala talenty ukryte, w innych pasje wygasają...ocena tych samych wydarzeń bywa różna w zależności od tego w jakich warunkach się żyło, ile wiosen się liczyło...samo życie.

      Usuń
  7. Pamiętam jak przez mgłę tamte dni, ale pamiętam niepokój i napięcie, choć rodzice absolutnie nie pozwalali, byśmy odczuły, że wprowadzono w Polsce stan wojenny. Z przyjemnością przeczytałam Twoją opowieść, choć to był bardzo trudny dla Ciebie dzień, także dla rodziców i narzeczonego.
    Aż się nie chce wierzyć, że to działo się za "naszych" czasów i tak niedawno przecież.
    Dobrego tygodnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak powiedział Boja, czasami wydaje się, że to wszystko się śniło...

      Usuń
  8. Mnie nie było wtedy jeszcze na świecie. Za to mój tata opowiadał, że nie było wtedy Teleranka, przez był bardzo zawiedziony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko Teleranka, niczego nie było, a prezenterzy Tv występowali w mundurach...

      Usuń
  9. Ja z tamtych dni jako początkująca nastolatka zapamiętałam ogromny strach kiedy ulicą pod mym oknem przejeżdżały czołgi.
    Na usta cisnęło mi się tylko jedno słowo WOJNA.
    Nigdy ponownie nie chciałabym przeżyć czegoś podobnego :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście czołgów nie widziałam, bo małe miasto, ale inne atrakcje też nie były przyjemne...

      Usuń
  10. Ja z mężem też chcieliśmy się wybrać na Most Szpiegów i chyba jednak się na niego udamy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to łatwy film, ale uważam że warto, choćby dla aktora głównej roli...

      Usuń
  11. Urodziłam się 17 lat po wprowadzeniu stanu wojennego. Dla mnie to szmat czasu, bo na dobrą sprawę 17 lat to jednocześnie całe moje życie. Bardzo doceniam to, że jestem w lo w klasie z rozszerzoną historią i uczę się nieco dociekliwej o minionych czasach niż moi rówieśnicy np z biol-chemu. Dużo wiem na ten temat, ale to tylko surowe fakty no i są jeszcze wspomnienia rodziny oczywiście. Ale Pani historia oraz te, które zostały przytoczone w komentarzach są najbardziej wartością lekcją. Dziękuję, to na prawdę piękne, że ludzie chcą się dzielić swoimi przeżyciami dzięki temu to wszystko co było nie pójdzie w zapomnienie. A kiedy się pamięta to jednocześnie docenia się spokój w jakim żyjemy dziś może pozorny, w końcu świat nadal boryka się z wieloma trudnościami, ale jednak spokój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro wspomniałaś o nauce historii, my pewnych rzeczy uczyliśmy się po kryjomu z książek drugiego (nieoficjalnego) obiegu, a gdy Karol Wojtyła jako papież przyjechał do Polski oglądaliśmy sprawozdanie w Tv na lekcji historii, a jedna osoba stała na czatach czy nikt nie idzie.

      Usuń
  12. Witaj
    Miałam w tedy 11 lat. Pamiętam wielkie poruszenie w domu. Przerwali program w telewizji by ogłosić stan wojenny. Ja i moje rodzeństwo nie do końca byliśmy świadomi tego co się dzieło. Ciągle to tu, to tam słyszeliśmy dorosłych, którzy rozmawiali o wojnie. Pamiętam jak na podwórze sąsiada przyjechała chyba Milicja i spałowała go na oczach wszystkich, to był dla mnie szok, bo przecież to był tata Ani i Krzysia.
    Pamiętam też dzień , też jakaś niedziela kiedy to mój ojciec ubrał się w garnitur i pojechał do miast ( mieszkaliśmy na przedmieściach). Wiedziałam że coś będzie się tam działo złego ale nie do końca to rozumiałam. Usłyszałam strzały i jakby jakieś wybuchy. Pobiegłam na koniec ogrodu i długo stałam patrząc w stronę miasta, nasłuchując dźwięków z stamtąd dochodzących. Pamiętam że bardzo się bałam.
    A tak w ogóle to myślałam cały czas,że to była sobota :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie, młodej dziewczyny, która ma chłopaka w wojsku najgorszy był strach, gdzie go wyślą i kiedy się zobaczymy, a najbardziej upokarzające wizyty w urzędzie i błaganie o przepustkę na wyjazd...

      Usuń
  13. Miałam dwanaście lat, za oknem mróz i masa śniegu, a w domu lament. Mama była w bratem w 9 mcu ciąży, straszna panika. Że nie dość ciężka zima to jeszcze wojna, tak to nazywali. A ja...cała spanikowana nie rozumiejąca do końca co się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę powiedziawszy,niewiele osób wiedziało wtedy o co chodzi, informacje pochodziły raczej od świadków wydarzeń, niż z mediów.
      Dzięki za odwiedziny:-)

      Usuń