Wokół siebie mamy różnych ludzi: obcych, bliższych lub dalszych znajomych, przyjaciół. Jednych lubimy mniej, innych bardziej, z niektórymi łączą nas stosunki zawodowe. Dziś chcę wspomnieć o takim typie ludzi, którzy działają czasami na nas, jak płachta na byka. Nic nam nie zrobili, ale nie są też obojętni, bo każdorazowa ich obecność w pobliżu lub zwrócenie się bezpośrednie z jakąś sprawą powoduje szczękościsk i jak to mówią: nóż się w kieszeni otwiera...
Mam w pracy koleżankę, która tak właśnie na mnie działa i zastanawiałam się nieraz, co jest tego powodem. Ma trochę denerwujący sposób bycia, ale nie ona jedna, bywa uprzejma, nigdy nie zalazła mi za skórę (no może raz), ale gdy przychodzi z jakąś sprawą, zaraz robię się sztywna. Oczywiście uprzejmość nie pozwala mi łamać zasady dobrego wychowania i staram się być pomocna.
Nie cierpię jednak gdy muszę tłumaczyć owej koleżance po raz piąty to samo i widzę, że ona nawet nie stara się zapamiętać, a następnym razem zaczyna się od nowa. Zagryzam wtedy wargę lub liczę do 10 i nikt nie chciałby słyszeć wówczas moich myśli.
Na dodatek, gdy ostatnio już chciałam ją obsztorcować, że wreszcie mogłaby postarać się zapamiętać i poćwiczyć w domu, ona mi na to:
- dziękuję ci za pomoc tym bardziej, że gdy mi wszystko tłumaczysz nie przewracasz oczami jak inni i masz tyle cierpliwości...
Po takim zdaniu mój wewnętrzny złośliwy chochlik zwija się w kłębek ze wstydu. Z drugiej strony wolę jeśli ktoś przyzna szczerze, że prosi o pomoc, bo nie ma zamiłowania do jakiejś czynności i w życiu się tego nie nauczy, niż kombinuje jak koń pod górkę i tak mnie zmanipuluje, że niby pomagam dobrowolnie, ale w głębi duszy czuję się wykorzystywana.
Rozważania na temat ludzi, którzy działają na nas jak przysłowiowa płachta na byka przypomniały mi zasłyszany przypadek, mówiący o tym, że pewne małżeństwo nie mogło doczekać się potomstwa i po wielu badaniach lekarze nie potrafili wskazać przyczyny. W końcu ktoś podsunął teorię, że żona może być uczulona na nasienie męża lub na niego samego. Para rozstała się i każde z małżonków wstąpiło w nowy związek. Gdy spotkali się po latach, okazało się , że bez problemów doczekali się dzieci z nowymi partnerami.
Czyli można zaryzykować stwierdzenie, że nasienie mężczyzny działało na komórkę jajową kobiety jak płachta na byka...
Też znam ludzi, którzy zawsze wyzwalają we mnie negatywne emocje. Zawsze zamykam oczy, żeby nie widzieć ich machającej płachty ;)
OdpowiedzUsuńFajne podsumowanie, uśmiechnęłam się :-)
UsuńObjawy świadczą albo o zwykłej głupocie albo braku skupienia i zainteresowania pracą. I jedno i drugie uzasadnia grzeczne poinformowanie płachty, że powinna sobie poszukać innego zajęcia, jeśli to ją przerasta. Czyż nie? :) Wiem, że tego nie zrobisz, jak i ja nie zrobiłam, płacąc za to wysoką cenę. Kiedyś wpakowała mnie, płachta znaczy :), w taką sytuację, że eksplodowałam jak granat, a urywanie naci rozlegało się w całym budynku (punkt dla niej). Radzę Ci Jotka, Następnym razem odeślij ją po "radę" do kogoś innego, ze słowami: bardziej niż do tej pory pomóc ci już nie umiem". Podziękowania i pochwała, to taka zapłata za "zrób to za mnie". Też to dostałam ;)
OdpowiedzUsuńCały czas nad tym pracuję i ciągle nie jestem stanowcza...
Usuń:)Brawo za powściągliwość. No i właśnie dlatego jesteś lepszym człowiekiem niż :) Nie potrafię pohamować się przy takich osobach. Jak mnie ktoś drażni to raczej nie patrzę na konwenanse ale też staram się takich istot unikać jak mogę. wiem, że w pracy to nie zawsze jest możliwe. Kiedyś znajoma psycholog powiedziała do mnie, że jestem jak otwarta książka - wszystko widać i da się wyczytać....
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie jestem lepsza, skoro mam takie parszywe myśli i w głowie wygrażam jej pięścią, wychodzi na to, że gorsza, bo skrywam złe uczucia...
UsuńI znów temat,który jest mi "bliski" chociaż nie wiem czy to ,że taki jest dobrze o mnie świadczy? Spotykałam,spotykam osoby ,które właśnie tak na mnie działają "jak płachta na byka".Jedno co zauważyłam to czas popracował tu na moją "korzyść"....przynajmniej o tyle ,że obecnie zastanawiam się (czasami) jak ja działam na taką osobę,może też w ten sam sposób? Asiu Ty jednak piszesz,że ta Twoja "osoba" jest uprzejma,nie zalazła Ci za skórę ,a jednak....U mnie nawet nie potrafię wyjaśnić dlaczego jednych lubię innych mniej ale bez przesady kto powiedział,że wszystkich trzeba jednakowo "kochać"....Ktoś niedawno mi powiedział ,że nie ma żadnych ideałów....i dlatego w naszym życiu jest ciekawie,różnie.....Pewnie trochę racji w tym jest,ale jak w każdym temacie każdy może mieć swoje "przemyślenia".Asiu pozdrawiam Cię i cieszę się ,że mogę tym razem z białej ale także słonecznej Dukli.
OdpowiedzUsuńChyba każdy ma więc osobę, która go drażni i nic na to nie można poradzić...pozostaje unikać jak ognia:-)
UsuńSą takie osoby, które drażnią, ale zawsze jest jakiś powód. Mają trudny charakter, są kłótliwe, lubią plotkować na temat innych itp.
OdpowiedzUsuńNo coś w tym jest, jakiś powód musi być, a może to złe fluidy lub jakaś negatywna energia...
UsuńMyślę, że każdy z nas ma takie swoje płachty, które doprowadzają nasze wszystkie komórki do czerwoności. Ja też oczywiście mam takie osoby, ale brak mi tych byczych jaj żeby im to uświadomić. Jakoś tak nie potrafię sprawiać ludziom świadomej przykrości, i gdy widzę w pobliżu tą nieulubioną osobę, to staram się kulturalnie i grzecznie z nią rozmawiać.
OdpowiedzUsuńNieraz się zastanawiałam dlaczego kogoś lubimy bardziej, a kogoś mniej lub wcale, to chyba podobne charaktery, wspólne zainteresowania, czy podobne przemyślenia życiowe zbliżają ludzi do siebie. Jest też czasem tak, że ktoś jest dla mnie miły, uprzejmy, stara się mi przypodobać, a ja i tak nie przełamię się by poczuć do kogoś sympatię, po prostu nie, bo nie.
Masz rację, jednych akceptuje się od pierwszego spotkania, a innych, choć są mili jakoś podświadomie odrzucamy...jakby nadawali na innych falach.
UsuńMyślę, że sama chyba odpowiedziałaś sobie na pytanie, co Cię w niej irytuje - "Nie cierpię jednak gdy muszę tłumaczyć owej koleżance po raz piąty to samo i widzę, że ona nawet nie stara się zapamiętać, a następnym razem zaczyna się od nowa.".
OdpowiedzUsuńZnam podobny przykład, kiedyś omawiany u mnie na studiach: Jedziesz autem i ktoś zajedzie Ci drogę - wkurzasz się i klniesz. Ale jeśli ten ktoś uchyli szybę i powie:"Przepraszam, nie chciałem" to automatycznie uśmiechasz się i mówisz:"Spokojnie, nic się nie stało!".
Taka jest nasza ludzka psychika- tak naprawdę nie chodzi o to, aby nikt nie robił nam krzywdy, ale o to, by jeśli się tak stanie- potrafił się przyznać i ukorzyć ...
Miłej soboty! :)
No tak, gdyby to było takie proste nie mielibyśmy o czym gadać, a psychologowie nie mieliby tematów do badań...
UsuńSerdeczności:-)
Też prawda, byłoby za łatwo :) Buziaki :)
UsuńCiekawy temat. Bardzo to skomplikowane. Mam taką osobę w bliskim otoczeniu. Jest miła, pierwsza mówi dzień dobry, nie powtarza plotek... do rany przyłóż, ale kiedy ją dostrzegę na horyzoncie mam ochotę przejść na drugą stronę ulicy. Kiedyś wyczytałam w jakiejś książce, że drażnią nas ludzie,którzy są tacy, jakimi sami chcielibyśmy być. A ja nic takiego w tej osobie nie widzę czego nie mam, a chciałabym mieć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.:)
Ja też nie widzę w tej, która mnie drażni niczego, co chciałabym przygarnąć. Znam z kolei inna teorię, która mówi, że nie akceptujemy osób, w których widzimy własne wady...
UsuńWitaj Asiu:) Poruszyłaś dziś ważny temat. Rzeczywiście takie osoby są. To denerwuje, wkurza i czasami psuje dzień. Chyba nie ma na to rady. Są tacy, którzy potrafią, jak to się mówi z grubej rury..;) Ja do nich nie należę i zawsze byłam ostoją cierpliwości. Za mną godziny korepetycji, za które płacili rodzice, by trochę pomóc ich latoroślom, które np. w klasie maturalnej nie za bardzo widziały różnicę między twórczością Mickiewicza a Sienkiewicza;))) To, co sobie myślałam wtedy o tych młodych ludziach to jedno....a zapatrzeni w dzieci, bogaci rodzice to drugie...Ale najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że jeden z tych moich maturzystów jest właścicielem fabryki i daje zatrudnienie dziesiątkom osób, a drugi świetnym architektem;)))) Mam satysfakcję, a co! Dobrze, że trwałam...ja sobie dorabiałam, rodzice byli zadowoleni, a młodzi....cóż, już wtedy może mieli pomysł na siebie;))))
OdpowiedzUsuńWiem, że trzeba być asertywnym i czasami mocno zacisnąć zęby;))) A o takich przypadkach z nasieniem słyszałam przynajmniej kilkakrotnie i jestem przekonana, że można mieć na nie alergię....;))))
Dobrego weekendu:)))
Oj, to wykonałaś kawał dobrej roboty, wręcz misję! Sztuka odmawiania jest najtrudniejszą ze sztuk i cały czas chyba się jej uczymy.Twoje korepetycje przypomniały mi czasy szkolne, bo ja też udzielałam pomocy koleżeńskiej i już wtedy były osoby, z którymi pracowałam chętnie, a z innymi jak za karę...
UsuńPięknych chwil, Moniko:-)
Też mam takie osoby, po spotkaniu których musze godzinę pomilczeć. Jestem wyczerpana. Jest tez pewna pani, która , nic mi nie zrobiła, ale ton jej głosu powoduje u mnie gęsią skórkę z gatunku tych nieprzyjemnych. Nie znam jej ale kiedy przychodzi ( odczytać licznik) ja i Teodor reagujemy alergicznie
OdpowiedzUsuńGabrysiu, jeśli chodzi o głos, to tak działa na mnie pani Senyszyn. Była tez pewna uczennica, która tak na mnie działała,że gdy coś mówiła, nie mogłam zebrać myśli, aby jej odpowiedzieć...takie chyba wibracje:-)
UsuńBuziaki:-)
Biologia jest jednak niesamowita - odnośnie tego przypadku o małżeństwie. Ale owszem są ludzie, którzy źle na człowieka działają nawet jeśli nic specjalnie nie zrobili to i tak w ich towarzystwie od razu robię się sztywna i sztucznie uprzejma... I tu znów pasuje stwierdzenie, że biologia jest niesamowita ;) A słowa koleżanki odnośnie tego, że ludzie przewracają oczami powinny jej samej dać do myślenia...
OdpowiedzUsuńNo widzisz, jakoś to przewracanie oczami na nią nie działa, ja też przewracam, ale tak, żeby nie widziała czyli lepsza nie jestem, o zgrozo!
UsuńSłyszałam, że takie osoby określa się jako wampiry energetyczne. Brzmi nie ciekawie, ale też znam taką osobę, gdzie po spotkaniu z nią jestem wykończona psychicznie.
OdpowiedzUsuńTo fakt, energii ubywa, jak na termometrze wsadzonym do lodówki...
UsuńWitaj ponownie :-)
Hmm, owszem mam swoje sympatie i antypatie. Zdarza się, że nie przepadam za kimś bez wyraźnie zdefiniowanej przyczyny, jednak nie przypominam sobie, aby ktoś na mnie działał jak płachta na byka. Nawet jeśli zdarza mi się kogoś wręcz nie lubić, to do "płachty na byka" jeszcze daleko. Raczej unikam po prostu.
OdpowiedzUsuńA o tym uczuleniu na nasienie męża, to chyba jest coś na rzeczy. Ponoć takie pary mają swoją nazwę "dwa samce". A potem okazuje się, że w nowych związkach dzieci są bez problemu. No cóż, widać bywa i tak.
Pozdrawiam
No niestety czasami nie da się unikać, trza się zmierzyć...
UsuńAle co nas nie zabije itd.
Serdeczności:-)
heh.. ja też tak czasem mam:) lubię pomagać - w różny sposób. Kocham to ale brakuje mi cierpliwości i wielokrotnie sobie myślę: po co mi to było... a później korzę się sama przed sobą :)
OdpowiedzUsuńCzasami tak sobie myślę, że łatwiej być wrednym i robić miny...nie, zgryzłyby mnie wyrzuty sumienia pewnie!
UsuńDziwne, ale to działa w obie strony. Pewna pani, na mój widok, zachowuje się jakbym to ja był płachtą...
OdpowiedzUsuńMoże bimber prof.Gendera tak rozgrzewa, że oblicze Twe piękne czerwonym jej się jawi?
UsuńNajgorzej jak taka irytująca osoba jest w pracy, wtedy już w ogóle ciężko ją znosić. Jak ja się cieszę, że moja zakładowa ekipa jest do siebie tak dopasowana, że nikt mnie w ten sposób nie podkręca :P
OdpowiedzUsuńMoże warto się zastanowić nad takim sposobem radzenia sobie z podobnymi negatywnymi postaciami: http://niciwrzyci.blogspot.com/2013/10/sposob-na-wampiry.html
UsuńChoć jak pisałam w tym przypadku cel uśmierdzonych środków nie uświęci :D
To bardzo ważne z kim się pracuje i jakiego ma się szefa, śmiem twierdzić, że ważniejsze od wysokości zarobków. Dzięki za link, chętnie poczytam:-)
Usuńa to jest w sumie bardzo ciekawe pytanie - dlaczego tak się dzieje, że pewnych osób nie jesteśmy w stanie zdzierżyć...
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, może jakie negatywne fluidy czy inna magia...
Usuń