Nie goniła mnie rogata przedstawicielka świata zwierzęcego, na szczęście. W ostatkowy poranek siedzę sobie w kuchni przy kawce i zerkam przez okno, słyszę jakieś dziwne dźwięki, potem gwar i śpiewy. Wstaje by sprawdzić jakie jest źródło owych dźwięków i zamieszania. Najpierw widzę na ulicy białe auto z napisem TvP, a później wyłania się zza rogu niezwykle barwny orszak przedziwnych postaci...
Fotkę zrobiłam telefonem z kuchennego okna. W orszaku tańcząco- śpiewającym wędrowali: baba z dziadem, para młoda, turoń, diabeł,kostucha, kominiarz i wiele innych. A wszystko to za sprawą kujawskiego zwyczaju chodzenia z kozą, właśnie w ostatni dzień karnawału. Ciekawostka jest to, iż tradycja ta przetrwała do dziś jedynie na Kujawach, w dodatku orszaki są dwa: koza Mątewska i koza Szymborska. Mątwy i Szymborze były to kiedyś samodzielne miejscowości, teraz są dzielnicami Inowrocławia. W Szymborzu urodził się Jan Kasprowicz, teraz w jego domu rodzinnym jest muzeum poety.
Więcej na temat tego starego zwyczaju można przeczytać tutaj.
KOZA wędruje ulicami miasta, odwiedza szkoły, przedszkola, Urząd Miejski,wywołując uśmiechy na twarzach mieszkańców, czasami diabeł lico komuś usmoli lub przetrzepie plecy widłami, panna młoda zaprosi do tańca, kostucha kosa pogrozi. W orszaku chodzą sami panowie, towarzyszą im grajkowie. Dziś wracałam z pracy przez miasto i wzdłuż ulic oraz na rynku ustawiali się ludzie, by powitać orszak i zrobić zdjęcia.
Czy w waszych stronach też są kultywowane jakieś ostatkowe tradycje?
Nawet nie wiedziałam, że takie tradycje są .... I to wcale nie dlatego że jestem ignorantką :)
OdpowiedzUsuńTrudno znać wszystkie, a regionów w Polsce wiele...
UsuńPierwsze słyszę o takich zwyczajach! Ale wesoło :)
OdpowiedzUsuńU mnie nad morzem chyba nic takiego się nie odbywa, albo mnie coś omija ;) Ależ musiałaś być zadziwiona takimi widokami! :D
Właściwie nie byłam, bo Koza chodzi u nas co roku:-)
UsuńAaa i wszystko jasne :)
UsuńOd mamy wiem, że w ostatni dzień karnawału, po tańcach i śledziku, o północy, kiedy zaczynał się Popielec, mężczyźni chowali kontrabas do futerału i urządzali mu symboliczny pogrzeb.
OdpowiedzUsuńTego ja z kolei nie znam! Bardzo ciekawy zwyczaj...
UsuńKolędnicy raczej chodzą po świętach Bożego Narodzenia, ale o tym zwyczaju nie słyszałam. Dzisiaj zapomniałam o tzw. śledziku, bo późno wróciłam z pracy i padam ze zmęczenia.
OdpowiedzUsuńKoza chodzi tylko w ostatki i kogo diabeł usmoli lub baba pocałuje, ten będzie miał powodzenie :-)
UsuńNic nie wiem, żeby w mojej okolicy odbywało się cokolwiek w tym stylu. W sumie to szkoda, bo takie tradycje są wspaniałe. Chętnie wzięłabym w czymś takim udział.
OdpowiedzUsuńBardzo to sympatyczne, członkowie orszaku informują wcześniej, gdzie i kiedy zawitają i można na nich trafić...
UsuńI ja tak jak moje przedmówczynie też nie słyszałam o takich atrakcjach korowodowych. U nas raczej okres karnawałowy kończy się najzwyczajniej w świecie, a szkoda, bo ja lubię te niektóre tradycje, dodają tej szarej codzienności szczyptę uroku :)
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię Asiu serdecznie :)
To prawda, niektórzy pewnie zapomnieliby , że to koniec karnawału gdyby nie Koza, a tradycja kultywowana jest od ponad 200 lat.
UsuńBuziaki Gabuniu:-)
Piękny zwyczaj. Bardzo lubię takie. Szkoda, że u nas nic takiego nie ma.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Asiu. :) .
Chyba dużo takich lokalnych obrzędów zanika, może jeszcze na wsiach ktoś się w to bawi. A szkoda, kolędników już dawno u nas nie było...
UsuńSerdeczności:-)
U nas nic się wczoraj nie działo, poza tym, że byliśmy z "Aniołem" u dietetyczki i od dzisiaj zaczynamy walkę z dodatkowym anielskim balastem, bo trochę tego dobra za wiele - w ostatnim czasie narosło. Dobrze, że sam do tego doszedł, bez przymusu z mojej strony ;)
OdpowiedzUsuńOj, kochana, to twój Anioł teraz mniejszy będzie, ale serducho na pewno nadal wielkie pozostanie:-))))
UsuńTrzymam kciuki za wytrwałość, bo to nie jest łatwe, ale wiosna sprzyja:-)
Fajny zwyczaj , ale całkowicie mi nie znany. Z ostatkowych zwyczajów znany jest mi jedynie ten ze tego dnia przebrane dzieci chodziły po domach w celu otrzymania jakiś łakoci. Ale i ten zwyczaj powoli zamiera bo wczoraj zaden dzieciak nie zapukał do drzwi.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, coraz mniej tych pozytywnie zakręconych:-)
UsuńO zwyczaju słyszałam, ale nie kultywuję:). O śledziu niemal zapomniałam, w ferworze wczorajszych zajęć. Czyli dzisiaj już post...
OdpowiedzUsuńJa też o śledziu zapomniałam, bo wróciłam późno i marzyłam tylko o wannie!
UsuńAsiu, tak bardzo Ci zazdroszczę tego widoku! Jak dobrze, że podzieliłaś się z nami fotografiami! Ja absolutnie kocha takie klimaty:))) To tak trochę na przekór ty, którzy mówią, że ludziom się nic nie chce...a jednak są tacy, którym się chce! I oby jak najdłużej:) U nas króluje wciąż śledzik, ale takich korowodów nie ma. Szkoda!
OdpowiedzUsuńDobrego tygodnia:)))
U nas są aż dwa, w dodatku uczestników przybywa...w Szymborzu tez mamy Klub Kawalerów, którego członkowie na Wielkanoc urządzają tzw. przywołówki z drewnianej ambony czyli przywołują z nazwiska okoliczne panny jako kandydatki do dyngusu, jeśli ojciec lub narzeczony panny nie wykupi, czeka ja solidny dyngus lub kąpiel w stawie.
UsuńDomyślasz się, że każdy chętnie wykupuje...chyba, że chytry, to los panny marny:-)
Tutaj spotykam prawdziwe kozy wylegujące się na chodniku. Niekoniecznie w ostatki. Tak, w centrum stolicy 240-milionowego państwa.
OdpowiedzUsuńTo tak jak w Indiach krowy...a mleka od kozy można sobie udoić? podobno zdrowe jest!
UsuńDojenia nie zaobserwowałam. To raczej mięsne kozy są.
UsuńNie słyszałam i ja o takim czymś :) Myślałam, ze jakieś żywe kozy będziesz zaganiać po ulicach z pieśnią na ustach ;)
OdpowiedzUsuńTo chyba by mnie zamknęli:-) Tutaj słomiana koza gania mieszkańców po ulicach, a reszta ekipy jej pomaga...
UsuńAleż niesamowita sprawa :D! Żałuję, że w moich stronach nie ma takich tradycji :P
OdpowiedzUsuńU nas te tradycje ludowe są kultywowane przez pasjonatów i przechodzą na kolejne pokolenia.
UsuńU nas z kozą nikt nie chodzi. Często zaś w urzędach, szkołach i innych miejscach można spotkać barana, i to przez cały rok :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
O tak, baranów i innych złośliwych zwierzątek pod dostatkiem...
UsuńSerdeczności:-)
Jejku, ale szaleństwo... U nas nic takiego nie ma :)
OdpowiedzUsuńA szkoda, bo taki orszak rozrusza największego smutasa...
UsuńNie wiedziałam, że jest taki zwyczaj. Dla mnie bomba!
OdpowiedzUsuńKoza, której nigdy nie widziałam na oczy, to moja przyjaciółka z dzieciństwa, Jako, że byłam uczulona na krowie mleko, karmiono mnie kozim, które przywoziła - jak to niegdyś mówiono - baba ze wsi. Mój Tato powiedział kiedyś, że jestem mleczną siostrą Zeusa.
Miłego dnia.
Moja mama była wychowywana na kozim mleku, nawet gdzieś w starym albumie jest jej zdjęcie, z tą kozą właśnie...
UsuńSerdeczności:-)
Zazdroszczę widoku z okna :) Dawno nie widziałam tak kolorowego orszaku :)
OdpowiedzUsuńTo był wesoły akcent na początek dnia :-)
Usuńu mnie nie ma takiego zwyczaju, ale fajnie że takie tradycje jeszcze istnieją:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam ludzi, którzy chcą się w to bawić!
UsuńPodejrzewam, że ostatkowe zwyczaje zamierają zastępowane przez merkantylne halloweeny czy walentynki. Już się boję, że niedługo będziemy obchodzić Święto Dziekczynienia :-)
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze w regionach i miejscach, gdzie prężnie działają koła gospodyń wiejskich, nauczyciele lub szaleńcy z młodzieżowych domów kultury i ostatki, i inne tradycje ludowe są kultywowane. A tak na marginesie, podczas ostatniej podróży, w zeszłą sobotę, kiedy jechałem "landówką" w Niemczech, w okolicach Fuldy, całe chyba miasteczko wyległo w przebraniu na ulice... parada i paradne pieśni, i orkiestra dęta włóczyła się po mieście w rytmie marsza i polki na zmianę ... przyjemnie było popatrzeć i posłuchać.
To takiej ogólnomiasteczkowej parady ja z kolei zazdroszczę, jeśli lokalna społeczność potrafi tak się zintegrować, to fajna sprawa :-)Niezła gratka dla przybyszów.
UsuńFajne są takie zwyczaje i że w niektórych miejscach potrafią trwać latami.Po raz pierwszy słyszę o takiej tradycji ,ale też trudno się dziwić,bo to dotyczy Kujaw .Dzięki Tobie Asiu znów dowiaduję się o czymś "nowym" dla mnie i to są te dobre chwile.W mojej małej miejscowości nie kojarzę ,aby w związku z końcem karnawału było coś podobnego. Ponieważ jestem tu już ponad 35 lat więc coś bym przecież zauważyła. A Ty patrzysz przez okno...i to masz "jak na widelcu"...
OdpowiedzUsuńTaka lokalna duma mnie rozpiera, że to na naszych Kujawach właśnie !
UsuńMasz rację, Grażynko, z blogów można się wiele dowiedzieć :-)
Hmmm... Ja u siebie też niczego nie zauważyłam, wiem też, że na mojej wsi podwłodawskiej to też zbyt wiele zwyczajów się nie zachowało. W niektórych regionach Polski garstki zapaleńców próbują coś ocalić od zapomnienia, w innych znowu nikomu na tym nie zależy. Sama nie wiem, czy aż tak tęsknię za tradycją. Z jednej strony - myślę, że dobrze ją mieć, z drugiej... sama nie chciałabym się w coś takiego angażować... No ale przecież zawsze ktoś chętny się znajdzie, jak widać na załączonym obrazku ;-)
OdpowiedzUsuńNa co dzień o tym właściwie nie myślimy, ale przy różnych okazjach można się zdziwić, że niektórym się chce coś takiego pielęgnować...
UsuńU mnie nie ma takich zwyczajów ... przetrwał jedynie zwyczaj topienia Marzanny w pierwszy dzień wiosny ...to wszystko . :)
OdpowiedzUsuńTo zależy właśnie od pasjonatów, u nas są jeszcze obyczaje związane z Wielkanocą.
UsuńCieszę się, że napisałaś o Kozie. Poszukuję takich ginących zwyczajów w całej Polsce. Na południu w okresie Wielkiej Nocy są Turki, w Lipnicy Murowanej i Łysem (Kurpie) kilkumetrowe palmy, ale o kozie pierwszy raz słyszę...
OdpowiedzUsuńO, jak poszukujesz, to musisz przyjechać w Wielki Tydzień do Szymborza na przywołówki, trochę opisałam pod komentarzem Moniki R.
UsuńTo naprawdę wspaniałe, że jeszcze są wstanie przetrwać takie zwyczajne. We Wrocławiu karnawał właściwie jest już mocno ginącą tradycją, być może to kwestia dużego miasta, albo faktu, że leży ono w Polsce od niedawna. Mimo wszystko szkoda.
OdpowiedzUsuńDlatego powinniśmy być wdzięczni Kolbergowi, że wiele tych zwyczajów opisał tak szczegółowo, wystarczy odtworzyć :-)
Usuń