Osoby żebrzące na ulicach lub zaczepiające klientów dużych sklepów budzą skrajne uczucia, czasami zdarzają się sytuacje wyjęte żywcem z polskich kabaretów.
Dziś jednak chciałabym wspomnieć o tzw. domokrążcach czyli osobach wędrujących od domu do domu lub od mieszkania do mieszkania, ale nie w celu sprzedania nam czegokolwiek. Osoby takie pukając do naszych drzwi proszą, a często też domagają się zrealizowania wyspecjalizowanych , niekiedy bezczelnych żądań. Przy tym nie po wszystkich widać bezdomność, nędzę czy inne perypetie życiowe.
Zebrałam od koleżanek ich perypetie z udziałem domokrążców.
Pan Zdzisio
Zapukał kiedyś do drzwi mojej koleżanki, która mieszka w domkach szeregowych i poprosił o coś do jedzenia. Ponieważ koleżanka kupuje obiady w stołówce i zawsze zostaje jej dużo zup, zaproponowała panu Zdzisiowi słoik zupy.
Następnego dnia i następnego pojawiał się znowu z komentarzem, że zupa żonie bardzo smakowała. Kiedyś zapytał, czy koleżanka nie ma garnka, bo się panu Zdzisiowi garnek spalił i teraz nie ma w czym zupy podgrzać. Koleżanka garnka na zbyciu nie miała.
Kiedyś pan Z. zapytał o coś innego niż zupa, bo trochę im się z żoną przejadły. Koleżanka zdziwiona trochę, dała chleb, resztki ciasta i jabłka.
Pewnego dnia zjawia się pan Z. ale od progu woła, że dziś nie po prowiant, tylko kubeł chciał pożyczyć.
- Jaki kubeł ? – pyta koleżanka
- Ten , co to go pani ma w garażu – odpowiada
- Ale to jest mój pojemnik na śmieci!
- No właśnie o to się rozchodzi, bo wie pani, ta lekarka, co to obok mieszka, daje mi zarobić, ale muszę z jej ogrodu wszystkie śmieci wywieźć...
- To niech lekarka da swój kubeł...czemu mój chce pan zabrać?
- Ale pani nieużyta!
Koleżance kopara opadła poniżej kolan chyba...
Pani Siwa
Inna z koleżanek mieszka w domu wolnostojącym i tam także zjawiają osoby poszukujące łatwego łupu bez pracy.Razu pewnego osiedle domków nawiedzała pani nieokreślonego wieku, z racji koloru włosów nazywana przez mieszkańców Siwą.
Dzwoniła do furtek i prosiła o wsparcie. nie wszyscy otwierali, ale niektórzy dawali: jakieś drobniaki, papierosy, chleb. Pani Siwa kilka domów dalej robiła przegląd swojego worka i co jej nie pasowało wrzucała komu popadło za ogrodzenie. W końcu sąsiedzi wkurzyli się na takie zachowanie, dogadali się i solidarnie przestali pani Siwej otwierać drzwi. Na to Pani siwa stanęła w centralnej części osiedla domków i wrzeszczała na całe gardło:
- O, popatrzcie k...a, poobrażali się hrabiostwo, nawet gęby za drzwi nie wystawią, biednego człeka nie poratują, ja se nogi uchodzę, a oni skubańcy, psami poszczują...
Tak pomstowała długo jeszcze, w końcu widziała, że nie przelewki i powędrowała dalej...
Bezdomny z działek
I mnie trafiały się wizyty pana , który mówił, ze jest bezdomny i mieszka na działkach, prosił o coś do jedzenia. Jednego razu podzieliłam się tym, co miałam w lodówce.
Pan przyszedł znowu, ale w lodówce były pustki, więc dałam dżem, ogórki kiszone własnej roboty, suchary. Mąż śmiał się , że bezzębnemu suchary dałam. Trudno, niech moczy w herbacie. Kiedyś nie chciał chleba, tylko coś do chleba..ja mu na to, że to nie sklep, ewentualnie słoik zupy mogę mu dać. Zupy nie chciał, bo nie ma w czym podgrzać.
Ostatni raz przyszedł w upały, daliśmy butelkę wody, jakieś owoce i nie pamiętam, co jeszcze, a mąż pyta:
-czy nie chciałby pan czapki z barana?
- w taki upał?
- upały się skończą, to czapka się przyda...
Czapki niestety nie wziął i więcej się nie pojawił.
Kilka razy pukała do moich drzwi Romka. Jak wyczuła moją szczerość, to zaczęła przychodzić częściej i częściej, jeszcze trochę i miałabym ją na utrzymaniu z małymi dziećmi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Asiu. :) .
Tak mogłoby sie stać przez zasiedzenie...czyli rozumiem, że na szczęście odeszła?
UsuńSerdeczności, Tereniu:-)
Tak Asiu i w ogóle ich u nas nie ma, ani na osiedlu, ani przed kościołem już nie żebrzą. Pewnie się przenieśli w inne miejsce.
UsuńPozdrawiam Asiu. :) .
Chyba wszyscy mamy takich gości, "mój" nie jest nachalny, wie kiedy przyjść, a jest to zawsze okres po świętach, albo dłuższym weekendzie. Potrafi się nawet odwdzięczyć, kilka razy przegonił łobuzów próbujących naskrobać mi coś na aucie, czasem się umawiamy i wtedy pomaga przy transporcie. Zauważyłem, że nie można generalizować ich sytuacji w jakiej się znaleźli, bo różne są tego przyczyny. Niestety każdego roku ich przybywa.
OdpowiedzUsuńAndrzej Rawicz (Anzai)
Masz rację, też mam wrażenie, że ich przybywa, a rzadko sie zdarza, żeby oferowali coś za wsparcie. Pan z działek pojawiał sie z kartką, że chętnie w czymś pomoże...
Usuńkażdy żyje jak umie ... :)
OdpowiedzUsuńZgoda, tylko czemu niektórzy zawsze czyimś kosztem?
Usuńjesteśmy częścią natury a jak sama wiesz w tejże naturze wykształciły się dwie grupy organizmów jedne są- SAMOŻYWNE, a drugie to PASOŻYTY :)
UsuńCo prawda mieszkam w dość niedużej miejscowości i u nas nie ma bezdomnych. Jednakże kiedyś przyjechał pan, z pobliskiego większego miasteczka, który zbierał jedzenie dla swoich dzieci, a opowiadał przy tym niesamowite tragedie, które nawiedziły właśnie jego rodzinę. Ale kiedyś okradł schorowaną staruszkę i już się nigdy nie pojawił w naszych rejonach. Wiem, że przerzucił się na inne miejscowości, bo jednak nie ma lżejszej metody, niż żebry... no może trzeba się trochę nachodzić i nadźwigać ;)
OdpowiedzUsuńTo zrobił niedźwiedzią przysługę tym, którzy spokojnie i "uczciwie" żebrzą...
UsuńCzyżby czapka z barana była skutecznym sposobem na odstraszenie domokrążców?
OdpowiedzUsuńNo popatrz, coś w tym jest!
UsuńJeszcze raz dziękuję !!!!!!
Asiu to już nie pierwszy raz kiedy stwierdzam,że Jesteś niesamowicie bystrą i fantastyczną obserwatorką tego wszystkiego co dzieje się wokół.Przez kilka lat co jakiś czas przychodziła do naszego bloku kobieta z dwojgiem dzieci , widok dzieci zawsze kruszy mi serce....ale gdy na początku twierdzi,że wszystko się przyda ,a później ma żądania ,że najlepiej pieniądze to jakoś mnie to "zniechęca".A córka też chce a to jakieś korale ,a to jakieś cienie na powieki....a to może jakąś pomadkę...jakoś w takiej sytuacji nie potrafię uwierzyć w "szczerość ich biedy".Ale była jedna sytuacja-byłam sama w domu ,przyszedł "potrzebujący" prawdopodobnie Cygan z niedalekiej Słowacji i na moje tłumaczenie ,że nie mam pieniędzy myślałam,że mnie pobije,zaczął wykrzykiwać i patrzeć na mnie "wrogo" to chyba najlepsze słowo.Przestraszyłam się i to chyba nauczyło mnie trochę mniejszej ufności....U nas tymi szukającymi są raczej osoby nie z Dukli lecz z okolic lub właśnie słowackich cyganów.
OdpowiedzUsuńMasz rację, Grażynko, czasami takie osoby chodzą parami i nie wiadomo jakie maja intencje. Gdy jestem sama w domu, nigdy nie otwieram obcym.
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńKiedyś zapukała do nas babuleńka. Poprosiła o wsparcie. Podzieliliśmy się tym, co było w lodówce. Babuleńka przejrzała zawartość reklamówki, pokiwała głową, obejrzała sobie nas od stóp do głów i wypaliła:
- A dorzuciliby jeszcze z dwie dychy, co?
Pozdrawiam :)
Lena Sadowska.
Podobną babuleńkę poratowała kiedyś moja mama i oprócz podstawowych produktów włożyła do torby czekoladę i kawę.Gdy wracałam do domu od mamy znalazłam tę torbę porzuconą obok drzwi do piwnicy, ale kawa i czekolada zniknęły...
Usuń... a ja spotkałem we francji wcale nie bezrobotnego młodziana, któremu dałem ostatnie w skarbonce 20 eurocentów, a on zapytał, czy mógłbym mu wybrać z karty troche więcej grosza, bo pieniążki są mu nadzwyczaj potrzebne :-) .... pozdrowienia z francuskich Alp.
OdpowiedzUsuńI tak się zastanawiam czy to skrajna bezczelność, szczerość czy zaradność życiowa?
UsuńSzerokiej drogi i pięknej pogody na szlakach:-)
Do moich rodziców kiedyś zapukał mężczyzna z torbą mięsa mielonego z prośbą by mu je usmażyć. :)
OdpowiedzUsuńA to bardzo pomysłowe i nietypowe!
UsuńDzięki za odwiedziny:-)
Jejuuu, co za historie, nawet bym nie pomyślała, że bezdomni po domach chodzą, bo mi się coś takiego jeszcze nie zdarzyło. Na ulicach widuję ich niejednokrotnie, ale żeby tak komuś do domu pukać... Dla niektórych bezdomność jest sposobem na życie i oni inaczej nie chcą. Ja nie wiem, jak komuś takie coś może pasować. To wybrzydzanie, to jest trochę bezczelne. Człowiek daje, co ma, dzieli się, a taki, no przepraszam za sformułowanie, ale taki co nie ma nic kręci nosem... No to o czym to świadczy?
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym dosadnie, ale nie chcę się wyrażać brzydko...
UsuńW porządku ;). Miłej niedzieli. ;)
UsuńU mnie, w Poznaniu, po domach chodzą tylko świadkowie jehowy, chociaż nawet Ci dawno się nie pojawili też. Ale po ryneczku, gdzie pracuję, spaceruje wielu ludzi w potrzebie. Cały ubiegły sezon przychodziła do mnie babcia z ponad rocznym wnuczkiem. Dziecko pokazywało na owoce, wiec pytałam opiekunki czy mogę dać mu maliny, truskawki albo borówki. Myłam, osuszałam papierowym ręcznikiem i częstowałam dziecko. Babcia przez całe lato nic u mnie nie kupiła. Koleżanka z pobliskiego kiosku krytykowała mnie, uważając że ta pani mnie wykorzystuje. Wiedziałam swoje i dziecko karmiłam czystymi pysznościami. W tym roku, kiedy tylko pojawiłam się na bazarku z truskawkami, babcia z wnusiem przybyła niezwłocznie. Tym razem poprosiłam panią o kupienie dziecku owoców, na co babcia odpowiedziała że mają w domu. Wnuczek zaś łapał brudne truskawki i pakowało do buzi. Więcej mnie nie odwiedzili, a jestem na rynku już ponad tydzień.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Jotko:)
Jeżeli maja w domu, to czemu niby babcia prowadzi go akurat na ryneczek? U nas świadków Jehowy jest tez sporo, ale teraz nie pukają do drzwi, tylko ze stelażem na broszury i plakatem, z parasolem od słońca i uśmiechają się, a w parku podchodzą do odpoczywających na ławkach...
UsuńRóżni bywają ci chodzący po prośbie.
OdpowiedzUsuńPrzychodził do nas pan z małą córeczką. Nie chciał pieniędzy, tylko zależnie od sezonu pytał, czy nie znalazła by się ciepła kurteczka, albo sweterek dla niej, albo sandałki, lub zabawka. A że dziewczynka była od mojej małej młodsza na oko o rok, to zawsze się coś znajdywało. Mówił ten pan, że żona nie żyje, sam wychowuje córkę, a zarabia mało, więc na wiele rzeczy po prostu nie starcza pieniędzy. Ode mnie mała dostawała jeszcze słodycze Nie był ten pan raczej naciągaczem.
Albo mojego męża zaczepił kiedyś na mieście starszy pan, zapytał grzecznie, czy nie kupił by mu mąż włoszczyzny i jakiego kawałka mięsa, bo tak bardzo chciałby zjeść rosół. Pieniędzy nie chciał, powiedział, że z mężem do sklepu pójdzie. No i poszli, mąż mu z własnej woli dokupił jeszcze makaron do tego rosołu
Różni bywają, choć takich osób, jak ci przez Ciebie opisani niestety jest o wiele, wiele więcej i też mi się nie raz zdarzyło z takimi ludźmi zetknąć.
Kiedyś starsza pani zaczepiła mnie pod sklepem i kupiłam jej chleb, za który bardzo dziękowała, a innym razem kupiłam bułki panu w piekarni, ale po jego wyjściu sprzedawczyni powiedziała, ze proponowała mu chleb za odśnieżenie chodnika, ale odrzekł, ze za zimno...
UsuńPracowałem kiedyś z bezdomnymi i sytuacja nie jest czarno-biała. Nie będę się o tym rozpisywał.
OdpowiedzUsuńNa pewno część bezdomnych "zarabia" więcej niż przeciętni Polacy. 600 zł zasiłku z pomocy społecznej i setki złotych miesięcznie z żebrania. Mnie najbardziej wkurzają "parkingowi bezdomni", którym trzeba dawać kilka złotych za parkowanie, bo inaczej przebijają opony, rysują lakier itd.
Pozdrawiam:)
Jasne, że żadne podobne zjawisko nie jest czarno-białe, ale wkurzamy sie na bezczelnych naciągaczy, oszustów i leni po prostu.
UsuńDzięki za odwiedziny:-)
Moja ciotka swego czasu zbierała po rodzinie nie noszone rzeczy i wywoziła do ubogiej, wielodzietnej rodziny na wieś. Okazało się, że, owszem, cuchy były przydatne, ale po jednym noszeniu były rzucane gdzie popadnie. Całe obejście było ich pełne. Dlaczego? Po co prać, skoro dobrzy ludzie przywiozą kolejne. Ot, taki brak szacunku.
OdpowiedzUsuńDo mnie z kolei przychodziła kiedyś kobieta z prośbą o żywność. Dawałam jej co miałam. Zawsze była bardzo grzeczna i dziękowała serdecznie.
Różni są ludzie, ot i co.
Pozdrawiam.
:)
Oczywiście, ludzie są różni, na szczęście i tez znam takie rodziny, które żyją dzięki wsparciu z różnych stron i tam ubrań oraz żywności sie nie szanuje, ale roszczenia są ogromne...
UsuńDzięki za odwiedziny:-)
Do moich rodziców przychodzi taki upośledzony umysłowo chłopak i oni mu dają jakieś jedzenie, parę złotych, czasem ubrania. On ciągle chce się rewanżować pracą i kiedyś ojciec, żeby nie zrobić mu przykrości, pozwolił mu zamieść chodnik, ale on tylko bałaganu narobił... Więc teraz rodzice go wspomagają i za oferty pomocy grzecznie dziękują (mimo, że on aż rwie się do rekompensaty)zapewniając, że następnym razem... :) Dzięki temu on zachowuje poczucie godności, a oni mają poczucie dobrodziejstwa...:)
OdpowiedzUsuńDo ojca mojej znajomej tez przychodził mężczyzna , oferując pomoc przy sprzątaniu wokół domu, starszy pan dawał parę groszy, ale po dłuższym czasie okazało się, że usługodawca większą "należność" odebrał sobie sam...
UsuńPrzykre...I to jest najgorsze w pomaganiu - nigdy nie wiadomo, czy robi się dobry uczynek, czy okazując własną naiwność daje się wykorzystywać...
UsuńP.S. Parę lat temu mój syn w Sofii, tuż przed wyjazdem, oddał staruszce-żebraczce wszystkie lewy, które mu zostały... Ledwo uciekł, bo rozeźlona (nie wiadomo dlaczego) kobiecina nagle podniosła się i chciała go okładać kosturem, którym się wcześniej podpierała...:-(
I mamy tu kolejny problem, który się rozprzestrzenia, jak jakiś wirus. Parę razy przekonałam się, że taki na prawdę pokrzywdzony przez los człowiek nie pójdzie na żebry, bo się wstydzi swojej sytuacji materialnej i życiowej, nie chce przyjąć żadnej pomocy od nikogo. Większość z nich to właśnie oszuści i wyzyskiwacze. Do nas jakieś lata wstecz przychodziła co jakiś czas taka kobieta, która w kółko powtarzała, że spalił jej się dom i ma małe dzieci, które wychowuje sama. Na początku chciała tylko pieniądze, a potem mama chciała ją sprawdzić i powiedziała, że ciężko ostatnio jest z funduszami i że może jej dać jakieś produkty spożywcze lub ubrania. Pani się już więcej nie pokazała. Nie rozumiem jak można tak kłamać zasłaniając się jakimiś wymyślonymi tragediami. Ludzie coraz bardziej się uodparniają na żebraków i jak tak dalej pójdzie, to może tacy co to łatwo dorabiają się wykruszą, bo zobaczą, że już interes nie idzie tak dobrze jak kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie i miłej niedzieli życzę Asiu :)
Smutne jest to, Agnieszko, że tacy naciągacze zniechęcają nas do jakiejkolwiek pomocy, bo nigdy nie wiemy z kim mamy do czynienia.
UsuńA te kłamstwa to zapewne ich sposób na skruszenie naszych serc...
Wszystkiego dobrego, kochana:-)
Na jednej z tras tramwajowych w W-wie zawsze, powtarzam ZAWSZE - o której godzinie bym nie jechała jest rodzina cygańsko-rumuńska, która żebrze. Wsiadają po kolei do każdego tramwaju, przejeżdżają jeden przystanek na klęczkach modląc się, żegnając, śpiewając w swoim języku. Potem wstają, obchodzą z kubkiem cały tramwaj. Wysiadają. Jest ich z reguły troje - ojciem i synowie.
OdpowiedzUsuńRęce opadają.
A ja raczej należę do tych naiwnych, którzy parę groszy wrzucają. Ale mam już tego dość.
Ja spotkałam się z podobnym zachowaniem w kawiarni na powietrzu, ciastko w gardle stawało, a zdarzały sie rumuńskie dzieci, które umorusanymi rękami chwytały za jasne ubrania...
UsuńKażdy przypadek jest inny, jak napisał Maks, który chyba ma z nas największe doświadczenie, bo z takimi ludźmi pracuje. Większość z takiej metody uczyniła sobie sposób na życie, znaczna część oszukuje i naciąga, ale zawsze znajdzie się ta mniejszość, która naprawdę potrzebuje pomocy.
OdpowiedzUsuńNie chciałbym takiej osoby przeoczyć. Kiedyś takiemu bezdomnemu przed świętami zrobiłem zakupy - absolutnie nie chciał pieniędzy, tylko coś zjeść.
Mam zasady: że nie oferuję pomocy, która może być powtarzalna (nie chcę aby się przyzwyczaili) i nie wpuszczam do domu.
Raczej także wolę kupić czy podarować coś do jedzenia i nie wpuszczam do domu, ale tak jak mówisz szkoda przegapić tych , którzy są naprawdę w potrzebie. Pomagałam kiedyś córce sąsiadki, bo dzieci szkoda, ale przestałam, gdy widziałam, że kupuje drogie paiperosy i najlepsze jedzenia dla kota...
UsuńMnie niedawno zaczepił pod blokiem taki Pan z prośbą o wsparcie. Akurat wnosiłam na górę krzesła, które kupiłam, poprosiłam więc Pana, aby pomógł wnieść mi krzesła, to mu zapłacę. Nie skorzystał.
OdpowiedzUsuńNo tak, bo oni wolą wyżebrać, niż zapracować...
UsuńRzeczywiście, bezczelne troszkę. Może to są ludzie, których takich zachować nauczyło życie - muszą sobie jakoś radzić. Takie sytuacje zdarzają się często, ale Pan Z. mnie rozbroił :D
OdpowiedzUsuńZ panem Z. było więcej anegdot, ale nie wszystkie pamiętam :-)
UsuńNiby pieniędzy nie powinno się dawać, ale co zrobić z "parkingowymi"? Musisz dać, bo samochód znajomej gwoździem porysowali. Obserwuję też coraz więcej młodszych ludzi, którzy wyciągają do mnie starej rękę. Smutne.
OdpowiedzUsuńOni nazywają to PILNOWANIEM NASZEJ WŁASNOŚCI :-)
UsuńŻebranie młodych uważam za wyjątkowo bulwersujące, smutno mi, gdy żebrze ktoś bardzo stary lub kaleka...
Żeby po domach chodzili to nie widziałam. Ale ja właściwie rzadko pomagam przypadkowym żebrzącym, od czasu jak zostałam zwyzywana, bo akurat miałam tylko kilka złotych.
OdpowiedzUsuńTutaj miałam dziadka, któremu wrzucałam co nieco pod kościołem. Przestał się pojawiać. I cóż, wiem, że jestem naciągana. Bo biały znaczy bogaty i dać musi. A pieniądze nie idą do bezdomnego dziecka tylko do zarządcy tego interesu. Dlatego wolę wspomagać instytucje.
Masz rację, na ulicy nic nie daję- wyjątkiem jest rzucanie kilku groszy grającym studentom lub uczniom w parku na przykład.
UsuńKiedyś dałam dziecku 2 zł na lody, a dziecko oddało monetę mężczyźnie siedzącemu na ławce...
I do mnie taki przychodzi... niestety zrobiłsię ostatnio zbyt nachalny i mąż coś na niego nakrzyczał...
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, niektórzy bywają upierdliwi, a czasami można sie wystraszyć...
UsuńKażdy orze jak może? Ostatnio pod dużym sklepem samoobsługowym żebrający facet mnie rozbroił.Chciał parę złotych, z daleka czuć było alkohol..Kiedy zapytałam czy na bułkę on się obruszył i odparł "nie, skąd , na piwo mi brakuje" Szczery do bólu. Z zasady nie daję takim cwaniakom ale ten wygrał szczerością. A zaproponuj żebrującemu pracę - ojjjj... może się to źle skończyć.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że też chyba wolę tych szczerych do bólu, bo przynajmniej wiem, że jak dam chleb, to go nie wyrzuci...
UsuńNie lubię, gdy ktoś chodzi po domach i żebrze. Nigdy nie daję, z resztą z tego co przeczytałam, ci bezdomni czasem mają wygórowane wymagania. Kiedyś znajoma mojej mamy przyjęła do siebie jakiegoś człowieka na obiad. Juz zapomniałam dokładnie całej historii, ale sama potem przyznała, że przez tą osobę tylko problemy miała.
OdpowiedzUsuńWedług porzekadła: chciałeś dobrze, to teraz sam masz źle...
UsuńSmutno się kończą te historie. Mam wrażenie, że takim ludziom się wydaje, że im się wszystko należy i że w ogóle oni niczemu nie są winni ( temu, że znaleźli się w takiej sytuacji). Często mają wygórowane wymagania, ale nie dają nic od siebie. Widocznie jeszcze życie i tak ich łagodnie potraktowało, albo mówiąc inaczej - niczego nie nauczyło.
OdpowiedzUsuńSkąd inąd wiem, że opieka socjalna w naszym kraju jest dla takich właśnie stworzona. Oni mają tam wydeptane ścieżki i korzystają ze świadczeń całymi rodzinami, a jak się uczciwemu człowiekowi w życiu na chwilę noga podwinie, to okazuje się , że nic mu się nie należy, bo i tak zarabia o 2 zł za dużo i świadczenia nie dostanie. To tyle.
Dokładnie tak jest, niestety, a ci naprawdę biedni są często na tyle dumni, by o tę pomoc nie prosić.
UsuńKiedyś nie przeszłam koło żebrzącego i przychodzącego pod drzwi.
OdpowiedzUsuńAle od pewnego czasu przestałam.
Okazało się, że ci ludzie potrzebują przeważnie pieniędzy.
Bo wszystko co dostawali w formie jedzenia, nie tylko ode mnie, ale i sąsiadów, często zostawało pozostawiane przez nich dwa piętra niżej.
Pozdrawiam.
I to jest bardzo wkurzające, bo my szanujemy żywność i staramy sie niczego nie wyrzucać, a oni niby biedni, a nie mają szacunku dla chleba nawet...
UsuńJeśli idzie o dobroczynność, to mam bardzo mieszane uczucia. Z samym dawaniem nie mam problemu, ale już z zaufaniem, tak. Zwyczajnie boję się otwierać drzwi nieznajomym, szczególnie gdy jestem sama, i boję się, że jak kogoś przyzwyczaję, to wizytom końca nie będzie. Wole przekazywać datki np. na WOŚP lub dać tym, których znam.
OdpowiedzUsuńJestem dokładnie tego samego zdania, bo nawet córka sąsiadki zniechęciła mnie do dobroczynności...
UsuńNie na darmo ktoś wymyślił powiedzenie, że jak dać komuś palec to całą rękę weźmie. A drzwi nieznajomym nie otwieramy. Za dużo się pałęta domokrążców, którzy nachalnie chcą coś sprzedać. Na zaczepki na ulicy reaguję od jakiegoś czasu bezczelnym: a co mnie to obchodzi. Skutkuje. Wolę wrzucić 5 zł do kapelusza grajkowi na ulicy, przynajmniej stara się na ten datek zarobić. A dla bezdomnych są wyznaczone miejsca, gdzie mogą się posilić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam słonecznie.
Też wole wrzucić dziewczynie, która gra na skrzypcach lub chłopakom, którzy grając na gitarach zbierają na piwo...
UsuńJa jeszcze mimom lubię wrzucać pieniądze, bo wg mnie są ozdobami naszych ulic :-) Domokrążców u nas nie ma, za wyjątkiem Świadków Jehowy, ale Ci nie są namolni, mówię, że nie prowadzę z nimi rozmów i bez słowasie wycofują. Co do zebractwa, to pamiętam, że kolega córki kiedyś robił eksperyment. W czasie przerwy obszedł wiele osób prosząc tylko o jeden grosz, którego mu rzekomo do czegoś zabrakło. Podliczył drobne i okazało się, ze uzbierał coś ponad 7 zł w czasie jednej przerwy! Myślę, że to łatwy sposób na przeżycie dla mniej wstydzących się.
OdpowiedzUsuńChyba też w takim razie spróbuję... W pobliżu Biedronki zawsze soi kilku facetów i zbierają po 20-50 groszy na wino, niby mało, ale zawsze coś uzbierają :-)
Usuń" Upały się skończą - czapka się przyda" - krótko zwięźle i na temat. To zdanie o czapce Asiu rozbawiło mnie do łez :) Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłam sobie minę bezdomnego, który w sierpniu dostaje propozycję ofiarowania mu czapki z barana. A potem to całkiem logiczne wytłumaczenie. Czytając to dostałam ataku śmiechu - ale to chyba jeszcze zmęczenie wczorajszą podróżą z licznymi atrakcjami :) buziaki dla Was
OdpowiedzUsuńMnie też ta sytuacja śmieszyła, a mąż nawet już nie pamięta...
UsuńOdpoczywaj i rozpieszczaj się:-)
I przez takich ludzi, czasami można "przeoczyć" kogoś , kto naprawdę potrzebuje pomocy. Pamiętam jak z siostrą pomogłyśmy chłopakowi, który powiedział: nie chcę pieniędzy, chciałbym tylko jedzenie - moja mama jest po operacji, mam rodzeństwo i musimy przeżyć. Jego mama była w kiepskim stanie. Dalyśmy mu co tylko mogłyśmy. Ale jego rower był pełen toreb z jedzeniem.
OdpowiedzUsuńNas zaczepił kiedyś starszy pan koło kościoła i prosił o pieniądze na leki. Gdy daliśmy, bo pokazywał recepty, podeszła jakaś pani i powiedziała, ze to jego sposób na życie. Ksiądz oferował mu pracę, ale odmówił, woli żebrać.
UsuńZawsze dzielę się tym, czym mogę, nigdy pieniędzmi...Jeśli ktoś jest głodny, to zje, a jeśli kombinuje, to pokręci głową i odejdzie. Spotykam takich i takich...
OdpowiedzUsuńDobrego dnia:)
No właśnie, czasami obdarowani jedzeniem robią przegląd, wybierają co lepsze kąski, a resztę porzucają po drodze...
UsuńNiestety wielu takich żebrząco-proszących jest bardzo roszczeniowych i brak im pokory czy wdzięczności. Oczywiście rozumiem, że nie sposób jeść wyłącznie chleb i chlebem opłacać rachunki czy recepty... Ale wielu z tych dających, groszem nie śmierdzi i oddają to, co mają na własne potrzeby - w dobrej wierze i z chęci pomocy. Więc złość w człowieku wzbiera, gdy daje własnoręcznie upieczone ciasto czy przetwory, a ktoś to wyrzuca, bo wolałby otrzymać pieniądze czy coś innego... I potem się dwa razy zastanowi zanim komuś znów pomoże. Tak rodzi się znieczulica.
OdpowiedzUsuńMasz rację, bo ci naciągacze psują opinię tym naprawdę potrzebującym, tak bywa też w innych przypadkach niesienia pomocy...
Usuń