Mąż poprawił mi humor opowieścią swego kolegi, który postanowił wymienić przepaloną żarówkę w lodówce. Czynność niby prosta, wystarczy mieć zapasową bańkę z żarnikiem, jakiś śrubokręt i wiedzę, gdzie i co należy odkręcić.
Awaria oświetlenia nie wymaga rozmrożenia i wyłączenia sprzętu, więc pan domu zabrał się zaraz do roboty. Śrubki stawiały nieco oporu lub śrubokręt był nieodpowiedni i naprawiacz zaczął marznąć, a raczej przemarzała łysiejąca już głowa. Poszedł więc na poszukiwanie czapki. Uzbrojony w ocieplacz na głowę dokończył pracę i lodówka zaświeciła pełnym blaskiem.
Z drugiej strony to wcale takie śmieszne nie jest, ale gdyby na mnie trafiło to założyłabym raczej ciepłe rękawiczki...
Awarie hydrauliczne to sytuacje, które mrożą krew w żyłach, bo wiadomo czym może skończyć sie pęknięcie rury czy kolanka. Przed zalaniem mieszkania uchronił nas przypadek lub Anioł Stróż. Gdy mąż odczytywał liczniki wodomierzy kolanko łączące rury w kuchni wydało mu sie podejrzanie mokre. Potarł więc farbę palcem, a pod farba dziura, z której zaczęła sikać woda na kuchnię. Zakręcenie zaworu niewiele dało, woda leciała nadal szparami. Zatykałam czym sie dało, a mąż dzwonił po pogotowie techniczne. Panowie przyjechali, od razu stwierdzili, że naprawa awarii do nich nie należy , bo rozszczelnienie nastąpiło w mieszkaniu, więc to nasz, a nie pogotowia problem. Mąż rozmawiał grzecznie (mnie szlag trafiał, ale milczałam dzielnie) i wymógł na magikach wymianę kolanka. Niestety panowie nie mieli odpowiedniej rurki (stara rozpadła sie w rękach) i zatkali nam wszystko korkiem, zostawiając bez wody w kuchni. Gdyby nie pomoc sąsiada, który okazał sie hydraulikiem i miał nie tylko części zamienne, ale nawet gwintownicę, to nie wiem jak by sie to skończyło.
Żeby było śmieszniej, historia powtórzyła sie za kilka dni w łazience...
Na koniec scenka rodzajowa z psem w roli głównej. Koleżanka przysłała mi zdjęcie swojego psa, który ima sie różnych sposobów, aby zwrócić na siebie uwagę domowników, a najbardziej córki studentki. Gdy dziewczyna przyjeżdża do domu, pies kładzie się na biurku na stosie książek i zeszytów, jakby chciał powiedzieć - jesteś w domu, zajmij sie mną. Natomiast gdy studentka zaczyna pakować sie przed wyjazdem, pies lokuje się w walizce, jakby chciał zatrzymać ją w domu.
Gdy pies zachorował na cukrzycę zawsze jego stan pogarszał się po wyjeździe dziewczyny na studia, a bywało, że wracała pociągiem po nocy by pożegnać sie z psem, bo dogorywał. O dziwo, po przywitaniu się ze swą panią pies nabierał wigoru, jak za dotknięciem różdżki.
Czyli po prostu psia manipulacja :-)
Obiecałam zareklamować konkurs zaprzyjaźnionej blogerki, co niniejszym czynię, zamieszczając baner, adres bloga jest na banerze:
Asiu,tytuł jak najbardziej pasuje...bo to samo życie.Najczęściej spotykające nas -są to awarie związane z wodą. A ponieważ w gospodarce komunalnej "specjaliści" sami nie wiedzą jak się zabrać do zlikwidowania "usterki"...bo przecież nie wiedzą co tam w ścianach czy w posadzce "siedzi".....bo blok budowany w latach 70-tych...Aż chciałoby się mi powiedzieć ,że ja tym bardziej nie wiem bo wtedy jeszcze pełnoletnia nie byłam....
OdpowiedzUsuńGrażynko, świetnie to podsumowałaś, na rozmowy z fachowcami ja nie mam siły, albo za bardzo się najeżam...
UsuńJaka psina kochana! Nie chce, żeby Pni odjechała :)
OdpowiedzUsuńZatrzymuje ją swoimi psimi sposobami:-)
UsuńPrzydałby mi się ten Twój sąsiad hydraulik, bo u mnie syfon pod umywalką cieknie. Przez tydzień syn kupował sylikon, by nim uszczelnić, po tym terminie stwierdził, że trzeba kupić nowy syfon, bo dotychczasowy za krótki i zawsze będzie się "odłączał". Potrzebny sprzęt kupuje do dzisiaj, a ja korzystam z baterii przy brodziku. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa też nie wiedziałam, że sąsiad jest hydraulikiem, przypadkiem wyszło, może u Ciebie też ktoś taki mieszka, nie wiadomo...
UsuńNa szczęście mam zaprzyjaźnioną "złotą rączkę", i jakby co, zawsze przyjeżdża. Ostatnio zatrzasnęłam się w łazience... a byłam sama w domu. To dopiero jest zabawa:).
OdpowiedzUsuńO matko! Nawet sobie nie wyobrażam...
UsuńDobrze mieć takiego sąsiada albo w ogóle złotą rączkę w domu, bo tak to katastrofa. Takie awarie są okropne, ile człowiek nerwów straci... Sprytny ten psiak ;D. po prostu kocha swoją panią, to chce ją zatrzymać przy sobie. ;)
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że awaria pod obecność gospodarzy, a gdyby nas nie było w domu? Strach pomyśleć!
UsuńDokładnie, lepiej o tym nie myśleć, bo na szczęście byli i uratowali sytuację. ;)
UsuńA Kota (tak się nazywa) syna nie je, jak ich nie ma w domu. Masakra. Przecież muszą pracować!
OdpowiedzUsuńZ hydraulikami jak z dziećmi - trzeba patrzeć z zachwytem, żeby okazać jak są ci niezbędni i nieocenieni, jednocześnie kontrolując dyskretnie ich poczynania, żeby nie popłynąć. Ty masz gorzej, bo masz męża :), ale przed samotną kobietą chętnie rozwijają pawi ogon ;)
Tylko na mnie ten pawi ogon nie działa, a jak widzę takich cwaniaków to mnie krew zalewa, bo uważam, że uczciwość i rzetelność przede wszystkim, a nie takie podchody...
UsuńBłąd. Od rzetelności i uczciwości ważniejsza jest szczelna rura. W końcu po to ich wzywałaś :)
UsuńA pawi ogon dodaje skrzydeł. Uskrzydlonym więcej się chce. To udowodnione.
Remontów i napraw mam dosyć na kilka najbliższych lat. Mam nadzieję, że po kompleksowym odnowieniu wszystkich pomieszczeń jesteśmy bezpieczni i żadna awaria, przynajmniej wodna, nam nie grozi. Chyba, że sąsiad się do tego przyczyni? Mam nadzieję, że też ma instalację sprawną, chociaż nic nie da się przewidzieć.
OdpowiedzUsuńDobrze, że awaria uwidoczniła się podczas Waszego pobytu w domu. Szkody wielkie, ale mam nadzieję tylko u Was? Gorzej gdyby sąsiad został zalany.
Pozdrawiam Jotko:)
U nas szkody nie tak wielkie, bo na czas zapobiegliśmy, ale nie wiem jak u sąsiadów, bo wyjechali do Anglii i nie widuję ich. Może trochę ich zmoczyło...
UsuńO tej psiej manipulacji, to ja dobrze wiem - kiedy tylko siądę przy laptopie, pies wymyśla tysiąc sposobów, żeby mnie odciągnąć ;)
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru, Jotko :)
Po prostu dba o twoje zdrowie i każe Ci sie ruszyć :-)
UsuńSerdeczności :-)
...a mnie, Jotko ze wszystkich awarii świata najmniej podoba mi się niedrożność internetowego połączenia... czy muszę mówić dlaczego? Onegdaj, brzdącem będąc, znielubiłem awarie elektryczności (nie dowieźli fazy) podczas futbolowego meczu... a o psie mówiąc (w moim przypadku o suczce), to szczerze Ci powiadam.. jak nasza pani premierka... że nigdym wcześniej nie był tak wycałowany przez dowolną kobitkę, jak po powrocie do domu przez oną czterołapą niewiastę :-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI wcale nie musiałeś miodem się smarować:-)
UsuńMnie też wkurzają awarie internetu, o laptopie nie wspomnę...
Kilka lat temu, przez awarię w rurach, zostaliśmy w środku lipca przez kilka dni (gdyż to był piątek wieczorem, więc weekend) bez wody, nie wspominając, że zalało łazienkę u sąsiadów pod nami. Upał, skwar a my z baniakami z pobliskiego ujęcia i małą miską w której dane nam było się "kąpać".
OdpowiedzUsuńPo latach takie sytuacje wspomina się z uśmiechem, mimo, że wtedy do śmiechu nikomu nie było :)
Brak wody w upały jest chyba największą bolączką. Pamiętam z dzieciństwa zapasy wody w wannie, gdy sieć wodociągowa niedomagała, przez to rodzice mieli zniszczoną wannę i niedomyte dzieci...
UsuńTy miałaś szczęście, bo byliście w domu. Hm, my też w zasadzie mieliśmy szczęście, bo właśnie tej nocy wróciliśmy z urlopu. A rano budzi mnie dzwonek do drzwi. Pół żywa zrywam się, biegnę do drzwi i nagle w przedpokoju wpadam w... wodę. Cały przedpokój, łazienka i toaleta w wodzie, zaczyna już ją chłonąć dywan w pokoju syna, a ten dzwonek to oczywiście sąsiadka z dołu. Okazało się, że padł wężyk pod umywalką i woda sika na wszystkie strony. Na szczęście mieliśmy pana od remontów, który szybko nam pomógł, wymienił wężyk i podłogi. Ubezpieczenie załatwiło roszczenia sąsiadki. Słuszne przecież. Ale ile było nerwów... No i faktycznie mieliśmy szczęście, bo gdybyśmy jeszcze nie wrócili to pół bloku by zalało i pewnie musieliby się do nas włamać. Taka to historia sprzed dobrych paru lat. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo pięknie, ale powiem Ci, że zawsze może być gorzej. Koleżanka po powrocie z urlopu zastała mieszkanie w fekaliach, bo mieszkała na parterze i wielokrotnie zgłaszała awarie szamba, ale pracownicy spółdzielni mieszkaniowej nierychliwi byli. Trzeba było podłogi i tynk zrywać, dywany i meble na śmieci, a ubezpieczenie ? Szkoda gadać,zaskarżyła spółdzielnię.
UsuńMam uczulenie na hydraulikę- byłam już kilka razy dokładnie zalana przez sąsiadów z wyższych pięter. A że budynek jest z "wielkiej płyty" oberwało mi się nawet od tych, co mieszkali na IV pietrze (ja mam parter). Najdokumentniej zalał mnie sąsiad z II piętra, któremu pękła giętka rurka pod umywalką. Woda waliła w dół wszystkim możliwymi szczelinami, przez wszystkie spoiny lało się u mnie jak z prysznica.Po tej przygodzie musiałam wymienić niemal pół wyposażenia domu, łącznie z pościelą, wersalką, i zawartością szafy w przedpokoju, nie mówiąc o wykładzinach podłogowych. Mieszkanie miałam ubezpieczone ale ubezpieczenie wcale mi nie pokryło wszystkich kosztów.
OdpowiedzUsuńWymiana żarówki w lodówce - paskudna praca, trudny dostęp a pozycja w trakcie naprawy dręcząca dla kręgosłupa.
Miłego;)
No to miałaś niezły Meksyk, współczuję, u nas na szczęście nie było tak źle. Kiedyś nad nami sąsiadom wąż od pralki uciekł i trochę sufit w łazience był mokry.
UsuńO awariach domowych można by napisać epopeję. Mnie też ostatnio rozciekła się bateria w kuchni - sikało wodą na wszystkie strony. Dobrze, że też znalazła się dobra dusza ze złotymi rączkami, bo do dziś myłabym naczynia w łazience. :-P
OdpowiedzUsuńA co do pieska - dla takich odruchów bezwarunkowej miłości warto mieć zwierzaka i nawet wychodzić z nim na spacer o 5 rano. :-P
Masz rację, co dom to inna historia z innym finałem, może ktoś napisze taki antyporadnik?
UsuńNikt tak się nie cieszy z mojego powrotu do domu jak mój pies ... dlatego jest to miłość z wzajemnością :) Co do nagłych awarii ... rzeczy martwe lubią zaskakiwać . Któregoś razu trzeba było zmienić wodomierz gdyż wyszła jego legalizacja ... przysłano dwóch panów i miało to zająć kilka minut. Niestety okazało się , że po zmianie wodomierza zniknęła woda . Jej "poszukiwanie" trwało 5 godzin. Grożono mi , że zaczną rozwalać ścianę by dostać się do rury. Na co ja uparcie odpowiadałam , że absolutnie ! Miał być tylko na wasze życzenie wymieniony wodomierz , a ja nie zamawiałam kapitalnego remontu mieszkania . Wściekali się , kombinowali aż wreszcie odetkali rurę i woda znowu popłynęła z kranu :)
OdpowiedzUsuńW starych rurach jest dużo kamienia i gdzieś coś się oderwało i zatkało prześwit i stąd był cały kłopot :)
Pozdrawiam i życzę jak najmniej kontaktów z "FACHOWCAMI" ;)
U mnie chcieli ścianę kuć, aby kolanko wykręcić, niewiarygodne!
UsuńWodomierze zapychają się nagminnie nie z naszej winy, ale kupić i wymienić musimy za własne pieniądze, kolejny absurd!
Na razie mamy dość atrakcji;-)
Na psiej manipulacji, to ja się znam doskonale. Wiosną musiałam zmieniać termin powrotu do domu z dalekiego Dorohuska, bo Teodor był "bardzo chory" . O pakowaniu nie wspomnę. Wystarczy torba wyjęta z szafy i następuje atak paniki. A co do fachowców... wężykiem wężykiem :)
OdpowiedzUsuńŚwietny skecz w wykonaniu Kobuszewskiego i Gołasa ciągle aktualny, niestety!
UsuńNa szczęście jedyny dobry fachowiec, jakiego znam, jest hydraulikiem, więc takiej awarii się nie boje. Nie wiedziałem, że żarówki w lodówkach się przepalają, u mnie szybciej psuła się lodówka, niż żarówka....
OdpowiedzUsuńW starych typach lodówek żarówki przepalały się nagminnie, moze miałeś szczęście lub często zmieniałeś lodówki?
UsuńFajne to wszystko, no może oprócz tego kolanka, bo to nic przyjemnego. Mieliśmy podobną sytuację..... . Piesek mnie rozczulił.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Asiu. :) .
Prawda? Jakby chciał sie zapakować na podróż :-)
UsuńMiłego weekendu, Tereniu:-)
Witaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńKiedyś chciałam przetrzeć kurz z rury przy sedesie i ona... odpadła. Woda chlupnęła z siłą Niagary. Mieszkaliśmy tam drugi dzień i nawet nie wiedziałam, gdzie jest główny zawór. Żeby nie brat, który pojawił się w kwadrans, pewnie bym utonęła :) W drugiej łazience to on dotknął rury - przeczucie miał i kolejną fuchę. Taki wodociek to koszmar, więc rozumiem Wasz stres.
Nasza Niusia, gdy nabroi, przychodzi, siada obok, patrzy w oczy i ani drgnie, póki któreś się nie ruszy, żeby zobaczyć, co się stało. Wtedy ucieka, siada w ulubionym kątku i udaje, że nas nie widzi :)
Jest coraz starsza, więc szkód też coraz mniej, ale zadziwia nas ta jej cywilna odwaga :)
Piesuś-podróżnik uroczy :)
Pozdrawiam :)
To nasza awaria mała była w porównaniu z Waszą...
UsuńPsy doskonale czują, co może nam się nie spodobać, ale nie chowają tchórzliwie ogona.A od tego spojrzenia psich oczu miękniemy jak wosk...
O bożesz ty mój - to pieski chorują na cukrzycę, jak ludzie? A tak w ogóle to nie raz miałam okazje przekonać się, że pieski (i inne kudłate) swój rozumek mają.
OdpowiedzUsuńCo do elektryczno-hydraulicznych zdolności panów... mój również sobie nie radzi, a ja - nie chwaląc się - w lodówce żarówkę wymienię (przy wymianie żarówki wskazane jest wyjęcie wtyczki z gniazdka ściennego, co by prąd nie kopnął), wszystkie żyrandole i lampy sama montowałam, nawet nowy zlew w kuchni (kolanko również, do centralnego odpływu silikonem sanitarnym), nawet baterię nad wanną wymieniałam. I nie jest to przejaw skąpstwa (!), uwielbiam "majsterkowe" roboty.
Kubka termicznego nie używam, ale jestem zdania, że pomysł z konkursem świetny . Zajrzałam z ciekawości na blog Gosi, wydal mi się interesujący.
Pozdrawiam sobotnio.
Ktoś mi powiedział, że zwierzaki chorują na wszystko niemal, jak ludzie. Nie wiedziałam, że takim majsterkowiczem jesteś, brawo!
UsuńPozdrawiam przy sobotnim serniku:-)
Pies manipulator :D I nikt mi nie powie, że zwierzęta nie mają charakteru :D
OdpowiedzUsuńOj mają i robią z właścicielami co chcą, a my im na to pozwalamy :-)
UsuńMój kot zawsze się pakuje do walizki, jak tylko ja otwieram :D
OdpowiedzUsuńNo popatrz, kot podróżnik :-)
UsuńWzruszająca ta opowieść o psie i studentce. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTakie są opowieści o naszych milusińskich:-)
UsuńWitam nowego gościa:-)
Mój z kolei lubił podsłuchiwać rozmowy. Gdy ktoś z gości wygłaszał jakieś zdanie typu: "No to będę już szedł/szła do domu", to pies nagle zrywał się i głośnym szczekaniem zgłaszał sprzeciw. Miał też jakieś telepatyczne zdolności przewidywania wizyty kogoś, kto jeszcze znajdował się kilkaset metrów od domu, wtedy zaczynał biegać po mieszkaniu, aż wreszcie zajmował strategiczne miejsce pod drzwiami wejściowymi i z nosem przy ziemi wariował aż do skutku.
OdpowiedzUsuńZnam takie opowieści, pies na długo przed wyczuwa powrót domowników, jakby miał w montowany zegar lub radar.
UsuńA ja myślałam, że takie szalone sikanie wody, to tylko w komediach;) Pana z łysiną w lodówce jestem w stanie sobie wyobrazić, bo ja marznę w supermarketach w strefie lodówek! Pieski są kochane i inteligentne;)
OdpowiedzUsuńOj, w marketach to ja też w dziale z lodówkami zamarzam, zwłaszcza latem, bo chodzi się kuso...
UsuńLepiej chyba wezwać kogoś, bo grzejniki też mogą nieźle zalać...
OdpowiedzUsuńŚwietny ten pies. Mój Florian też robi wszystko, żebym skupiła się na nim, ale nic dziwnego, jak przez 8h dziennie jest sam, więc popołudniu usiłujemy nadrobić stracony czas :)
OdpowiedzUsuńMy z mężem tez długo pracujemy, więc na razie nie mamy psa, ale może kiedyś to się zmieni...
UsuńMogę polecić dobrego hydraulika ze swojej strony: http://hydraulik-krakow.com/
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre chęci, ale za daleko :-)
Usuń