Urodził się jako bliźniak. Wraz z siostrą szybko ochrzczeni po narodzinach, bo lekarze obawiali się czy dni kilka przeżyją. Przeżyli wbrew prognozom i wyrośli na schwał, bardzo zżyci ze sobą, jak to bliźnięta.
Jerzyk chował się zdrowo, mały rozrabiaka, w przeciwieństwie do siostry, która wydawała się cicha i spokojna. Skończył dobre technikum, na studia nie poszedł, bo wolał pogrzebać przy motorze czy pójść z kolegami na piwo, niż nad książkami ślęczeć.
Dziewczyny miewał, a jakże, ale żadna jakoś rodzicom do gustu nie przypadła, więc kawalerem był , podczas gdy siostra za mąż wyszła i po kolei 3 córki urodziła.
Jerzy żył życiem siostrzenic, smykałkę miał do wszystkiego, biurko zrobić, huśtawkę, pokój pomalować, to dla niego była pestka. Dla kolegów zawsze jednak czas znalazł, bo przy piwie gadało się dobrze o tym i owym. Mocniejsze trunki mu nie smakowały, może jedynie wino, które ojciec sam pędził z owoców hodowanych na działce.
Na wszystkich uroczystościach rodzinnych wino domowe lało się strumieniem obfitym, dla smakoszy mocniejsze trunki były, dla pań likiery.
Gdy Jerzy zaczął pracę w PGRze, nie obyło się bez wkupnego – flaszka na głowę to przyjęta norma. Właściwie tam zaczął Jerzy popijać także mocniejsze trunki i coraz częściej wracał do domu wstawiony. Kryzys młodego człowieka pogłębiły problemy finansowe. Podżyrował koledze pożyczkę, którą potem spłacał przez kilka lat, bo tamtego wylali za pijaństwo w pracy.
Gdy pożyczka była niemal spłacona zlikwidowano jego etat w spółdzielni, więc wrócił na garnuszek rodziców, którzy suszyli mu ciągle głowę: a o to, że się nie ożenił, a to, że roboty nie szuka, a to, że na działce nie pomaga. Wyniósł się w końcu od rodziców i zamieszkał z babcią. Póki staruszka żyła, to i Jerzy jakby się ustatkował, miała na niego dobry wpływ. Gdy zmarła, mieszkał nadal w mieszkaniu po babci i zaczął go odwiedzać kuzyn, który też miał alkoholowe ciągoty, a znalazł sobie u Jerzego metę, bo żona nie pozwalała mu pić w domu.
Działo się to w czasach, gdy o alkoholizmie jako chorobie nikt nie słyszał, mówiło się najwyżej, że ktoś za kołnierz nie wylewa lub lubi wypić.
Widywało się dwóch kuzynów w pielgrzymce od baru do baru. Za co pili? A to najęli się do wykopania rowu, a to pomocy na budowie ktoś potrzebował, a to złom znaleźli i sprzedali. Potem już i na te prace sił nie było.
Jerzy zmarł w jednym z barów, gdzie pił po raz ostatni. Nawet pięćdziesiątki nie dożył. Jego kuzyna widuję czasami, jak z niewidzącym wzrokiem błądzi po ulicach, zasuszony, ale w miarę czysty, widocznie żona nie wyrzuciła go z domu i widocznie ma silniejszy organizm, skoro tyle lat przeżył swego kompana od kielicha…
Dlaczego o tym piszę? Bo to nadal aktualny problem, bo nadal widuję ludzi w różnym wieku i w stanie upojenia alkoholowego, a zaczyna się niewinnie i najbliżsi nie dostrzegają z początku problemu.
Badania naukowe dowodzą, że jedna na 10 osób pijących uzależnia się od picia alkoholu.
No niestety to stale aktualny problem, na kilku blogach był ostatnio poruszony, ja tez wspominałam. I mam wrażenie, że nie ma na to żadnego dobrego sposobu - chyba, że można byłoby wydłubac sobie ten paskudny gen, odpowiedzialny za uzależnienia. Chociaż... przeciez to nie tylko geny... takie wytłumaczenie sugerowałyby, że można nie czuć żadnej odpowiedzialności.
OdpowiedzUsuńNie można wszystkiego zwalać na geny, w końcu nikt nam nie wlewa alkoholu na siłę, mamy wszak własny rozum...
UsuńSmutna historia, ale jakże prawdziwa. Znałam kogoś, kto umarł w wieku trzydziestu paru lat. Ten ktoś zbyt wcześnie zaczął pić. Efektem było to, że nic w organizmie nie funkcjonowało, tak jak powinno. I w końcu "przyszła śmierć".
OdpowiedzUsuńNatomiast zwróciłam uwagę na to, że rodzicom nie odpowiadała żadna kandydatka na żonę. A może właśnie wtedy by się zmienił. Kto wie.:(
Może tak, może nie. Jego kumpel od kielicha pił już przed ślubem i wszyscy mieli nadzieję, że pod wpływem żony się zmieni...
UsuńOj Asiu to poruszyłaś bolesny także dla mnie temat.Mój ojciec w wieku 55 lat zakończył życie w rowie przydrożnym ( brzmi to .....ale tak było).
OdpowiedzUsuńKsiądz "skomentował" tę śmierć...."jak żył tak umarł", a mnie do dzisiaj po 25 latach....siedzą w głowie te słowa.....
Takie jest życie, miałam takiego wujka, niestety. Mówiono o nim, że na takie ilości wypitego alkoholu to i tak długo żył...
Usuńproblem alkoholizmu "nie siedzi w butelce", lecz w ludziach! Przyzwolenie na picie nadal jest duże ... przeraża mnie nagminnie pijąca młodzież... chodzę z psami po parku i widzę. Zaczynają na dobre już w gimnazjum . W weekendy przepijają niesamowite ilości trunków, palą trawkę . Zastanawiam się gdzie są ich rodzice, dlaczego nie widzą zagrożenia . Dziewczyny piją z chłopakami na ławkach wieczorami w parku i nikt z nich nie czuje się z tego powodu zażenowany ... traktują to jako coś normalnego.
OdpowiedzUsuńNiby mówi się o szkodliwości alkoholu , co jakiś czas sygnalizuje skalę problemu , ale to tylko pozór troski, gdyż kolosalne zyski z rozpijania narodu są nie do pogardzenia i państwo z nich nie ma zamiaru rezygnować.
Mentalności narodu też nie zmieni się z dnia na dzień, a więc sprawa wydaje się przegrana. Pozostaje tylko liczyć na zdrowy rozsądek i umiar :) ale jak widać po skali problemu mamy deficyt zdrowego rozsądku , że o umiarze już nie wspomnę ;) A poziom wiedzy o alkoholizmie pozostaje nadal na żenująco niskim poziomie. No, ale po co szukać oświecenia w tym temacie , kiedy powszechnie pokutuje przekonanie , że np. piwo to nie alkohol i jeżeli nawet małolat czy kobieta się go napije, to nic się nie dzieje, że picie nawet na umór , ale okazjonalne tzn weekendowe nie szkodzi itp bzdury . Uspokojeni takimi teoriami ludzie piją dalej. Traktując alkohol jak oranżadę...
Temat rzeka ~jotko
Pozdrawiam :)
Wiele jest mitów i żartów towarzyskich związanych z alkoholem. Mnie najbardziej dziwi jego całodobowa dostępność na stacjach benzynowych.
UsuńNajgorsi to są chyba właśnie ci "kompani od kielicha" bo nakręcają tę błędną, alkoholową machinę... Alkoholizm to mam wrażenie wciąż "niedoceniany" problem, tak wiele mówi się o narkotykach, organizuje obławy za każdy gram, ale dlaczego nikomu nie przeszkadza to że na mażdym kroki ktoś tak samo morduj swój organizm alkoholem a przy tym niszczy życie ludzi w okół. Oczywiście nie mowię o prohibicji ale coś z tym problemem należało by zrobić, w końcu rząd ma się troszczyć o obywateli, a nie podsylać im tylko 500zl miesięcznie które często idą wlasnie na alkohol. Najgorsze ze dzieci chowane w takich pijackich melinach bardzo często same zaczynają się staczać już w okresie dojrzewania i tak zatacza się właśnie ten błędny kąg...
OdpowiedzUsuńDzieci zawsze cierpią najbardziej i mają życie przegrane już na starcie, a niektóre rodzą się już naznaczone przez nałóg...
UsuńNie lubię takich historii, bo sam doświadczyłem alkoholizmu w bliskiej rodzinie. Oczywiście także historia skończyła się na cmentarzu.
OdpowiedzUsuńChyba każdy z nas ma w rodzinie taką historię, smutne, ale takie jest życie...
UsuńZawsze powtarzam, że wszystko dla ludzi ale Z UMIAREM !! Jak ktoś nie potrafi zachować umiaru niech się nie zbliża do alkoholu. Wódka jest dla mądrych ludzi - barany piją wodę
OdpowiedzUsuńJak zwykle podsumowałaś w punkt i dowcipnie:-)
UsuńMoże się mylę, ale po kryzysie z 2008 r., gdy zaczęło wzrastać bezrobocie, zauważyłem powrót abstynencji. Na piwko po pracy owszem, ale "w Polskę" już nie. Myślę, że teraz o wiele większy problem jest z narkotykami i dopalaczami, bo tutaj trudniej rozpoznać sytuację.
OdpowiedzUsuńAndrzej Rawicz (Anzai)
Obawiam się, że sie mylisz. Sytuacje rodzinne dzieci - naszych uczniów dowodzą, że jest to problem nadal żywy i nie mniejszy, niż dawniej, niestety. na narkotyki i dopalacze trzeba mieć więcej kasy.
UsuńMoże w większych miastach o to łatwiej...
Niestety bardzo wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że bardzo łatwo wpada się w przeróżne nałogi- alkoholizm, palenie papierosów (nikotyna bardziej uzależnia niż alkohol), narkotyki,oraz ryzykowne sporty by wciąż mieć dopływ adrenaliny. Dziś wyczytałam, że cukier też powinien być na liście substancji uzależniających, bo on też uzależnia, a jest jeszcze bardziej szkodliwy dla organizmu niż alkohol.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
O tak, cukier, czekolada. W samej coli jest tyle cukru, że na jego widok w postaci kostek pić się odechciewa. Podziwiam wszystkich, którzy potrafią ze słodyczy zrezygnować w ogóle.
UsuńCzęsto tak jest, że organizm nie wytrzymuje bo - ile można. Bywa i tak, że taki wiecznie pijany zatruwa komuś życie i NIC, kompletnie nic się nie dzieje, jest jakby niezniszczalny.
OdpowiedzUsuńJeździ na fałszywym prawku, bo oryginalne mu zabrali za pijaństwo i ma się całkiem świetnie. Z blachy zrobiony czy jak?
Może niektórzy są niezniszczalni? Wyjątki potwierdzają regułę, tak jak osoby, które palą jak kominy , a raka nie mają...
UsuńSmutna historia :(
OdpowiedzUsuńA ile takich historii wokół nas...
UsuńBardzo smutna opowieść, ale jaka prawdziwa...:-(
OdpowiedzUsuńNa szczęście w mojej rodzinie nie ma takiego problemu, ale był wśród bliskich znajomych - syn miał problem z alkoholem. Również skończyło się to tragicznie. :-(
No właśnie, rzadko zdarzają się osoby, którym udało sie zerwać z nałogiem, ale bywają, na szczęście dla ich rodzin...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńNie ma chyba osoby, która nie zetknęłaby się z alkoholizmem osobiście i to jest przerażające, bo pokazuje zasięg problemu.
A nasza rzeczywistość nie sprzyja wyjściu z nałogu. Ba! nie sprzyja nawet podjęciu próby, ponieważ z jednej strony pokutuje to milczące przymykanie oczu, z drugiej - presja pijącego towarzystwa.
Pewnie znasz to idiotyczne powiedzenie: "porządny człowiek, tylko niepijący".
Świetnie nakreśla obraz alkoholika próbującego wyjść z nałogu M. Hłasko w "Pętli".
Pozdrawiam :)
No tak, nawet w filmie "Nie ma mocnych" była uwaga rzucona przez Pawlaka - jakby on zupełnie nie pił, to by u ludzi poważania nie miał...a zaproponuj komuś imprezę lub wesele bez alkoholu.
UsuńTu się wpiszę. Bo ja jako ta niepijąca często słyszałam - "ona to jakaś dziwna jest".
UsuńA ja długo nie piłam kawy i kiedyś powiedziano mi, że nie nadaję się do towarzystwa, bo nie palę i kawy nie lubię...
UsuńJa też nie paliłam nigdy. Dobrze że kawę chociaż piłam zawsze.
UsuńAle to wszystko to jest też nie tylko ta zła tradycja /tzn. alkoholizm/ ale też i myślenie stereotypami. Pijak/alkoholik - swój człowiek, ten, który nie poje - podejrzany, dziwak albo wręcz donosiciel.
To prawda, wszelka odmienność jest/była źle odbierana, ale ja zawsze miałam przekorną duszę i chociaż uchodzę za spokojną, to potrafię pokazać inne oblicze :-)
UsuńSmutna historia, która może przydarzyć się każdemu, niezależnie od rodziny, zawodu, otoczenia itp. Takie życie.
OdpowiedzUsuńMasz rację, tutaj profesja, wykształcenie ani pochodzenie nie mają znaczenia.
UsuńAlkoholizm to poważny problem, sama znam i mam w swoim otoczeniu kilku alkoholików, zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Chodzą na zastrzyki, bez terapii to i tak im mało daje, bo wracają po jakimś czasie do nałogu. Najgorsze jest to, że ta choroba się odbija na najbliższych i oni właściwie cierpią bardziej. Alkoholizm odbiera godność człowiekowi. Albo jak opisałaś prowadzi do szybkiej śmierci...
OdpowiedzUsuńA najbliżsi ciągle mają nadzieję i też powinni chodzić na terapię jako współuzależnieni.
UsuńO alkoholizmie można by książkę napisać, ponieważ każdy z nas miał z tym zjawiskiem do czynienia, czy to w najbliższej rodzinie, czy wśród znajomych. Nałogowe picie dezorganizuje życie rodziny i rzadko kto wychodzi z tego bez szwanku...
OdpowiedzUsuńI wiele książek napisano, tym wpisem wspominam moich kuzynów.
UsuńNajbardziej mnie przeraża to ogólne PRZYZWOLENIE (dla zainteresowanych pod takim tytułem wpis u mnie na blogu). Dziwne to czasy, że napój codzienny - kawa czy herbata czy woda zamienił się w piwo. Każde spotkanie towarzyskie musi być alkoholowe, bo teraz taka norma!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPodobno alkoholizm to choroba - niestety nie potrafię jej zrozumieć, zwłaszcza wtedy, kiedy w rodzinie są małe dzieci (obserwuję a jakiś czas temu zawodowo uczestniczyłam w takiej sytuacji - mała 3,4 letnia inteligentna dziewczynka przebywająca to w rodzinie zastępczej, to w pogotowiu opiekuńczym. Co w tej małej główce i psychice się dzieje ..... Niby u rodziców biologicznych miłość do dziecka jest, ale do alkoholu większa).
Pozdrawiam ;)
Na tym właśnie polega ta choroba - alkoholik, narkoman, lekoman oddadzą wszystko i zrezygnują z wszystkiego, byle zaspokoić głód. To tak, jakbyś kazała komuś przestać oddychać - nie da się, prawda?
UsuńW Polsce alkoholicy mają pomoc w każdym urzędzie, dach nad głową, wikt, opierunek. Żeby tylko chcieli chcieć przestać pić i leczyć się, ale nie muszą, mają za sobą poparcie ludzi i współczucie dziennikarzy. Od alkoholika musi uciekać żona z dziećmi, on nic nie musi, skoro pije.
OdpowiedzUsuńBo przyczyna ich uzależnienia stanowi dobre źródło dochodu dla państwa, poza tym picie to taka polska tradycja. Ostatnio słyszałam, że najbardziej znanym polskim zwrotem wśród obcokrajowców jest NA ZDROWIE...
UsuńTrochę alkoholu na spotkaniach rodzinnych, towarzyskich to nic złego, ale problem jest dla ludzi, którzy nie wiedzą kiedy przestać. Historia, którą opisałaś jest niestety częstym zjawiskiem. Jeśli ktoś ma słabą osobowość, a trafi w takie pijące towarzystwo to przepadł już na starcie. Znam dużo takich osób, którzy przegrali życie - przez picie.
OdpowiedzUsuńTrochę tak, ale zauważ, że na polskich stołach takich flaszek jest kilka i pije się do dna, a piwo kupuje się zgrzewkami, teraz już nie w czteropaku, ale w ośmio- i dwunastopaku, a im więcej kupisz, tym mniej płacisz...
UsuńCiągoty do alkoholu to niestety nasza spuścizna dziejowa. Najbardziej przerażające, że teraz coraz młodsi zaczynają pić.
OdpowiedzUsuńNo niestety, co gorsza nie widzą w tym nic niebezpiecznego, wręcz przechwalają się, ile kto wypił, a im gorsze skutki, tym większym sie jest bohaterem...
UsuńDzięki za odwiedziny:-)
Przeraża mnie to co się dzieje w tym czasach z tym całym alkoholem. Facieci jak i w sumie baby sądzą, że to pewnie rozwiąże ich problemy. Dokładnie rozwiąże ale tylko to, że wpadnie się w długi.Dziwi mnie, że ludzie tego kompletnie nie widzą, że to jest złe.
OdpowiedzUsuńW "Małym Księciu" jest Planeta Pijaka, który pije, żeby zapomnieć, a o czym chce zapomnieć? tego już nie pamięta...
UsuńMiło, że wpadłaś:-)
Trzeba jeszcze powiedzieć o polskich zwyczajach picia z okazji i bez okazji w domach rodzinnych, dawanie dzieciom, by spróbowały, a potem dramat, kiedy dziecko wpada w uzależnienie. A żona i matka upierze, posprząta, da jeść i zapewni spokój, gdy pijaka boli głowa. To sama bym piła, jak taki piękny żywot przede mną, a wszyscy inni się nade mną pochylają, bo chora jestem jako uzależniona. Wczoraj oglądałam reportaż o tym, że zamykane będą domy dla kobiet z dziećmi uciekających od pijaków i przemocy. Przerażające.
OdpowiedzUsuńNapisałam kiedyś o tym w poście "Kto rozpija nasze dzieci?"
UsuńU nas zlikwidowano Izbę wytrzeźwień i teraz pijani obywatele zawożeni są do szpitala, gdzie mają pierwszeństwo przyjęcia. Nawet krąży taki dowcip - chcesz być przyjęty szybko, upij się do nieprzytomności...
Jestem jeszcze młoda na takie tematy, wchodząc bardziej w to. W mojej rodzinie większość osób nie pije alkoholi, jedynie przy różnych świętach, okazjach. Jedynie czesto osoby nietrzeźwe widzę na naszych ulicach i myślę sobie jak można sobie tak, zycie zniszczyć ? Alkohol nic nie daje tylko zabiera... https://dreamerworldfototravel.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie wiem, co ciągnie np. młodych ludzi do alkoholu, przecież bawić się można nawet bez alkoholu...
UsuńJedni się uzależnią, inni nie. Podobno mamy to w genach - jakaś konfiguracja kilku genów o tym decyduje. Taki jest stan wiedzy na dziś, ale to dopiero początki genetyki. Za 100 lat pewnie będziemy wiedzieli więcej :)
OdpowiedzUsuńGeny na pewno mają w tym swój udział, jak i w przypadku wielu innych chorób.
UsuńTa historia na każdym etapie mogła się potoczyć inaczej. Ale się nie potoczyła i trudno powiedzieć co zawiniło najbardziej. Bo na alkoholizm nie ma jednego algorytmu...
OdpowiedzUsuńDziś wracając od lekarza spotkałam kobietę - w sztok pijaną - była góra 13:00 a ona już nie potrafiła sklecić poprawnie zdania. Nie oceniam, ale aż przykro patrzeć...
Ja widuję czasami pary na autopilocie lub mijam w drodze do pracy osoby nadużywające i widzę, jak się zmieniają, jak picie ich wyniszcza, przykro patrzeć...
UsuńEch... jak cienka jest granica, pomiędzy piciem z powodu czegoś, a piciem bez powodu. W mojej okolicy znałam kilku amatorów mocniejszych trunków, którzy zapili się na śmierć.
OdpowiedzUsuńNajgorzej, że piją też bezdomni, co teraz zimową porą nie jest bezpieczne...
UsuńTeraz bardziej się o tym mówi, że choroba, że pomóc trzeba. Co z tego, jeśli alkoholik pomocy nie chce?
OdpowiedzUsuńSama mam w rodzinie taką osobę, wypije, awantury robi, grozi matce i siostrze, one błagają sąsiadów żeby po policje dzwonić, a gdy policja przyjeżdża on zaczyna mówić, że w szpitalu się zabije i już matka go oddać nie chce, spisują tylko notatkę i odjeżdżają. A problem trwa.
No niestety, takie mamy prawo, ze to rodzina alkoholika czy agresora bardziej cierpi. To żona i dzieci muszą uciekać z domu.
UsuńJa akurat na ten temat niewiele mam do powiedzenia poza tym, że dostrzegam problem, ale nigdy nie zetknęłam się z nim na tyle by coś doradzać. Sama nie piję w ogóle poza lampką szampana w Sylwestra. Moja córka też jakoś nie ciągnie do tego, mimo że pokusy nieraz na nią czyhały, począwszy od gimnazjum. Była nawet szykanowana przez grupkę amatorów piwa, tylko dlatego, że odmówiła raz i drugi. Ma jednak na szczęście na tyle silny charakter, że nie uległa i zmieniła towarzystwo, ale w gimnazjum przeszła wiele. Tak właśnie często w młodym wieku zaczyna się przygoda z alkoholem i potem staje się normą i uzależnieniem ciężkim do zwalczenia. Myślę, że rodzice często niestety zawodzą i przymykaja oko jak nastolatek piwkuje, a potem już jest za późno.
OdpowiedzUsuńNiepokojące jest to, że po używki sięgają coraz młodsze dzieci, a i w wielu domach nie dzieje się zbyt dobrze...
UsuńTo jest wielki, poważny problem. Znam go zresztą z dzieciństwa. Miał wpływ na moje całe życie... Na szczęście moja własna rodzina jest od tego daleka. Ale ciągle widzę ludzi, którzy ewidentnie skręcają na złą drogę. Niestety, jeśli tego sami nie dostrzegą i nie zmienią trasy - nic i nikt im nie pomoże.
OdpowiedzUsuńNiewiele możemy dla nich zrobić. Mówi się, ze czasami trzeba spaść na dno, by mieć się od czego odbić...
UsuńTo dla mnie trudny temat, bardzo bolesny. Chciałabym coś mądrego powiedzieć, ale słów brak. Alkohol to nie tylko toksyna wlewana w organizm w postaci wszelkich napojów wyskokowych, to dramat wielu ludzi, przyczyna dramatów dzieci a potem połamanych dorosłych.I jeszcze coś waznego...alkoholik często umiera...a rodzina, szczególnie dzieci przechodzą horror w codziennym funkcjonowaniu. Długo by wymieniać...niska samoocena, brak pewności siebie, lęki, ciągłe uczucie napięcia i stresu, niedowartościowanie...Alkoholizm jest prawie kompletnie nie rozumiany u nas, to straszna choroba. Tak, jak wyżej piszą...temat rzeka.
OdpowiedzUsuńTo prawda, rodziny są współuzależnione, a po śmierci alkoholika ich życie nie zawsze wraca do normy.
UsuńSmutna, przejmująca, ale niestety prawdziwa historia, obrazująca życie wielu osób... Straszne. Oby takich przypadków było jak najmniej!
OdpowiedzUsuńSądząc po tym, co obserwuje się na ulicach i w mediach jest coraz gorzej...
UsuńBardzo smutna jest Twoja opowieść Asiu. Niestety coraz więcej obserwuje się osób, które niszczą swoje zdrowie i życie, różnymi uzależnieniami, a głównie właśnie alkoholowym, a inni muszą walczyć o każdy kolejny dzień. Nie wiem jak słabym trzeba być człowiekiem by się tak uzależnić, ja miałabym ku temu powody, a pomimo wszystko w ogóle mnie do tego nie ciągnie. Szkoda tego Jerzego, że się tak chłopisko zmarnowało, bo tak młodo odszedł, a mógł sobie żyć i z tego co piszesz mógłby być z niego całkiem niezły mąż i ojciec skoro potrafił być świetnym wujkiem dla swoich siostrzenic. Wystarczy, że w nieodpowiednim momencie natrafi się na nieodpowiednie towarzystwo i nieszczęście gotowe.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tych dawnych zakładach państwowych, że tam się najczęściej pracownicy rozpijali. Teraz też są pewne zawody, które się suto zakrapia alkoholem. Tak w zeszłym roku zmarł mój kolega z klasy, w wieku 40 lat, a ja się zastanawiam gdzie byli jego najbliżsi, że nie potrafili mu pomóc, ocalić go. Wiem, że to trudne, ale widok rodziców pochylających się nad trumna swojego syna jest na prawdę wstrząsający :(
Pozdrawiam ciepło
Bo to były czasy, że wszyscy pili i to przy każdej okazji, słabszym łatwo było przekroczyć granicę... a potem to już szło szybko.
UsuńMasz rację, rodzice nie powinni chować swoich dzieci, a po drugie, gdy ktoś nie miał problemów ze zdrowiem, to go nie ceni.