Minione nie musi być zapomniane, przestarzałe, brzmiące niemodnie...dowodzą tego utwory wybrane do recitalu, piosenki niemal stuletnie, a jakże aktualne.
Na zdjęciu z lewej widzicie przepięknie skromne lecz na srebrzystym papierze zaproszenie do wysłuchania utworów, każdy z nas zastał takowe na swoim fotelu.
Pozwólcie, że posłużę sie słowami artystki, która opowiada co i dlaczego śpiewa:
"Ta muzyka ma w sobie wielkie zmysłowe piękno i tajemnicę, unikatową melodyjność. Polskie, żydowskie, czasem rosyjskie tematy z nutą melancholii...śpiewająca Ordonka, Fogg, siostry Triola - nigdy nie wiesz, co może być inspiracją i pobudzić do odkrywania nowych kierunków w muzyce..."
Miłym zaskoczeniem był też budynek Centrum Kulturalno-Kongresowego Jordanki, nowo wybudowany, ciekawie zaprojektowany, o którym nie wiedziałam, że istnieje, bo w tej części Torunia nieczęsto bywam. Organizują tam własne koncerty lub wynajmują sale, a jaka akustyka! Wydawało się, że słychać szelest fałd czerwonej sukienki wokalistki.
Na takim recitalu powinno się bywać przynajmniej raz w roku. Obcowanie z muzyką na żywo to jednak niezapomniane przeżycie. Nie znałam zbyt dobrze Anny Marii Jopek, no może z kilku piosenek usłyszanych w mediach.
Tym razem towarzyszyli jej kubańscy artyści: Gonzalo Rubalcaba, Jose Armando Gola oraz Ernesto Simpson. Nawet nie przypuszczałam, że przyjdzie mi podziwiać na żywo tak utytułowanego pianistę, bo Rubalcaba otrzymał 15 nominacji do nagrody Grammy, nie mówiąc o innych wyróżnieniach, głównie za albumy jazzowe. Boże, jak on gra….
Recital zatytułowany MINIONE – minione uczucia, mijające melodie, klimat minionego świata, nieprzemijające elementy naszego życia: miłość, zdrada, nienawiść, kłamstwa, pożądanie, upokorzenie…
Wspaniałe, niespotykane aranżacje znanych utworów, między innymi OSTATNIEJ NIEDZIELI. Pamiętam wykonanie Piotra Fronczewskiego, że aż ciarki biegały po plecach. Tu inna, kobieca wersja , równie przejmująca, ale nie płaczliwa…
W połowie spektaklu artystka robi sobie przerwę, ale w tym antrakcie nie pozostajemy z pustką i ciszą, widzowie rozkoszują się solowymi popisami pianisty, gitarzysty i perkusisty.
Za jazzem nie przepadam, ale w takiej wersji przyjemnie było posłuchać różnych kawałków i popisów solowych.
Co mnie najbardziej urzekło? Klimat recitalu, ascetyczna scenografia, skromność i stopień skupienia wykonawców, dobór utworów. 90 minut minęło niepostrzeżenie, gromkimi brawami na stojąco wyprosiliśmy dwa bisy, żal było wychodzić w deszczową noc…
Spektakl wart obejrzenia nie tylko na scenie teatru, równie dobrze wybrzmiałyby te utwory w specyficznym klimacie przedwojennej restauracji, gdzie przy lampce wina zobaczyłbyś panie i panów z wyższych sfer lub przedstawicieli artystycznej bohemy.
Jak czytamy jeszcze w zaproszeniu na recital: utwory, które nam przedstawiono są wyrazem miłości i szacunku do tego, co minione oraz okazją do poszukiwań, by przy pomocy wyobraźni tworzyć teraźniejszość, przemierzać pokłady pamięci, składając hołd przeszłości...
Asiu to miałaś naprawdę piękną "ucztę" .Bardzo lubię takie klimaty muzyczne,o których piszesz.I te utwory ,które są iluś tam letnie ,a zawsze aktualne i takie ,że chce się do nich wracać. Zgadzam się z Tobą ,że przynajmniej raz w roku powinniśmy "robić" sobie taką przyjemność.Tak sobie pomyślałam,że w tamtym roku to spełniłam (nawet z nawiązką). Ten rok zapowiada się....ot choćby spotkanie z Gabrysią i Bogdanem w maju i to w Dukli....ale o tym już wiesz.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak Grażynko, jeszcze piękna sala, kawka przed koncertem, same przyjemności. Fajnie, że się spotkacie, będę przy was myślami...
UsuńHmm, dawno nie byłem na żadnym koncercie...
OdpowiedzUsuńCzas to zmienić :-)
UsuńNie byłam już wieki na żadnym recitalu i chyba czas to zmienić. :-)
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie i Twojej relacji mam wrażenie jakbym po części była tam wraz z Tobą. :-)
dziękuję pozdrawiam i życzę miłego dnia. :-)
Ja jeszcze nucę niektóre kawałki,a byłam we wtorek:-)
UsuńWzajemnie miłego weekendu:-)
Asiu no pięknie, ale miałaś cudowne przeżycia. Skromność i mnie urzekła, ona aż z Niej bije, bo Anna Maria Jopek gościła minionego lata u nas.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie. :) .
Towarzyszący jej zespół to też świetni muzycy i nie odpoczywali ani chwili...
UsuńUściski Tereniu:-)
Pamiętam jak w niesłusznych czasach PRL do opery, czy teatrów chodziło się nie po to, aby zetknąć się ze sztuką, ale żeby pokazać się (zrobić laskę ;) ?) najważniejszym "cielebrytom" i notablom. Premiery były bowiem zarezerwowane i obsadzane przez najwyższych funkcjonariuszy miasta (którzy b. często wyznaczali zastępców - dlatego o tym mogę pisać). Dopiero w kolejnych przedstawieniach "ciemna luda" mogła się nasycić kulturą. :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, gdy jako dziewczynka towarzyszyłam dużo starszej kuzynce na jakimś koncercie w teatrze. Artyści zaproszeni przez duży zakład pracy, poszliśmy po nagrodę za kulisy, a tam bankiet na całego, nie dziwota, że słów zapominali...
UsuńOch !!! Aż Tobie zazdroszczę takiego przeżycia ! Ja bardzo lubię śpiewanie Anny Marii Jopek. Jest w takim klimacie,który uwielbiam. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńKlimat recitalu wprowadzał taki spokój duszy, pełen relaks:-)
UsuńRzeczywiście imponujący ten budynek, ciekawe,kto go zaprojektował? Co do koncertu - bardzo lubię Annę Marię Jopek, ma taki właśnie nastrojowy, klimatyczny głos, idealny na recital w niewielkim gronie. Ale słyszę, że i na wielkiej sali było pięknie. No tak akustyka plus zdolności muzyczne i dykcja artystki robią swoje. Niedawno A.M. Jopek koncertowała w teatrze w W-wie, niestety bilety były tak drogie, że się nie zdecydowałam. teraz żałuję, czasem warto zainwestować w piękne chwile, które zostaną w pamięci na długo. Pozdrawiam Jotko.
OdpowiedzUsuńNie wiem, kto projektował- podziemny parking, wielopoziomowe szatnie, piękna restauracja - robią wrażenie. Tu też bilety nie były tanie, ale co tam, dawno nie byłam na koncercie...
UsuńPróbuję wyobrazić sobie te przeżycia na żywo... Ech, zazdroszczę Ci ich;)
OdpowiedzUsuńMario, podśpiewuję ciągle od wtorku i do dziś nie wiem, jak można tak grać na fortepianie...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńTo musiało być piękne przeżycie:)
Pamiętam reklamę jednej z firm fonograficznych, w której poirytowany słuchacz wychodzi z występu i włącza sobie płytę w samochodzie. Ile razy na to trafiłam, myślałam sobie, że wydumał to ktoś, kto chyba w życiu nie był na żadnym koncercie i nie poczuł towarzyszącego takim wydarzeniom klimatu:)
Pozdrawiam :)
Płyt tez słucham, ale muzyka na żywo, to magiczne przeżycie. Wokalistka często improwizuje, nawet zegna sie śpiewająco, wymyśla tekst na poczekaniu.
UsuńSala była pełna, ale cisza jak w kościele...
Aż trochę się poczułam, jakbym tam była, czytając Twój opis. ;) Brzmi niesamowicie. Koncerty na żywo są niesamowite, niby podobnie brzmią utwory jak na płycie, ale emocje są zupełnie inne, intensywniejsze i ta intensywność podnosi człowieka do góry. ;)
OdpowiedzUsuńNa płytach nie ma improwizacji, interakcji z widownią, nie widać twarzy i gestów artystów. Nawet taki drobiazg - ona w czerwonej sukience dostaje wielki bukiet żółtych tulipanów, a po suficie wędrują czerwone światła :-)
UsuńW takiej muzyce się nie lubuję, jednakże uwielbiam emocje związane z muzyką słuchaną na żywo. Byłam na kilku koncertach moich ulubionych zespołów i to wszystko - muzyka, scenografia, słowa piosenek - uderzały mocno w moje serce :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, do tego gra świateł, reakcja publiczności i inne detale, to wszystko robi atmosferę:-)
OdpowiedzUsuńNa żywo większość koncertów jest bardziej interesująca. Pamiętam występ Kayah w Myślęcinku. Nigdy bym nie kupiła płyty tej artystki, zupełnie nie ta sfera doznań, ale zostaliśmy, bo akurat występ fundowało miasto, więc żadna strata. Okazało się, że nie sposób się było oderwać od sceny, mimo, że trzeba było wracać wcześniej. Kayah po prostu czarowała głosem. Podejrzewam, że tak samo miałabym z Jopek, której też nie słucham.
OdpowiedzUsuńNa moim osiedlu miały miejsce koncerty pod chmurką, był kiedyś Perfekt, w parku solankowym występował Rynkowski i choć poszliśmy tylko na chwilę, to zostaliśmy do końca...
UsuńMuzyka jest ponadczasowa! Te prawdziwe arcydzieła muzyczne, nigdy nie zostaną zapomniane; nie jestem pewna co będzie ze współczesną muzyką rozrywkową...
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę, poza tym z jednej muzyki się wyrasta, do innej się dojrzewa...
UsuńTo spędziłaś bardzo miły wieczór. Ogromnie lubię stare piosenki, również te z okresu międzywojnia. Mam nawet kilka CD właśnie z tymi starymi piosenkami. A na co dzień słucham stacji ZET Gold, bo nadają stare przeboje- od lat 60-tych do 90-tych. I na szczęście nie za dużo "gadają". I żadnych "nowości" muzycznych.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Zet Gold też słuchamy, to po prostu muzyka dla wszystkich, do ponucenia i bez udziwnień:-)
UsuńPięknie musiało być. Ja chyba nie byłam na żadnym koncercie - przynajmniej w tej chwili sobie nie przypominam, u nas niedługo jest koncert Marcina Wyrostka ale znów na tej sportowej hali gdzie siedzenie bez oparcia jest i chyba nie ma sensu na taki koncert iść - prawda?
OdpowiedzUsuńByłam kiedyś na występie Majki Jeżowskiej na hali sportowej i nie mam dobrych wspomnień, podobnie moi znajomi, którzy byli na gali operetkowej też na hali - porażka...
Usuń100 lat nie byłem na koncercie. Nie ciągnie mnie już do ostrego grania, ale na takie coś, chyba bym się jeszcze wybrał:)
OdpowiedzUsuńByli ludzie w różnym wieku, różnie ubrani i pewnie rozmaitych zawodów, ale czuło sie jedność chwili, połączenie muzyką- stare przeboje w nowych wersjach czyli dla wszystkich...
UsuńIle to nas ominęło koncertów, teatrów, filmów...
OdpowiedzUsuńJak tu nadążyć ze wszystkim.
Piękny wpis.
Pozdrawiam weekendowo!
No niestety, nie obejrzymy wszystkiego, nie przeczytamy wszystkich książek, nie zwiedzimy całego świata, więc tym bardziej cieszmy sie tym, co nam dane:-)
UsuńJa cieszę się rowerem, czuję potrzebę ruchu :-)
UsuńNo w końcu się doczekałem. Było warto. Osobiście uważam, że możliwość słuchania i przeżywania muzyki na żywo jest jedną z piękniejszych rzeczy jakie nam dano. Akumukatory naladowane na kilka dni.
OdpowiedzUsuńO tak, ciągle widzę tę czerwoną sukienkę i magicznego pianistę, nucę kawałki utworów, fajnie przywitaliśmy wiosnę :-)
UsuńNa koncercie mamy więcej zrozumienia dla muzyki, której nawet często nie rozumiemy. W domu by nas nie zachwyciła, a na żywo...
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest.
Dlatego trzeba chodzić na koncerty. Ile się da.:))
To prawda, coś w tym jest, widocznie gdy zajęte są wszystkie zmysły, odbieramy inaczej...
UsuńSłucham niejednokrotnie piosenek z płyty, lecz te słyszane na sali koncertowej, mają swoiste wybrzmienie, aurę i atmosferę, więc zostają w pamięci. Jestem za koncertami i zmysłami.
OdpowiedzUsuńSerdeczności
Szkoda, że nie można częściej bywać na takich imprezach...
UsuńZazdroszczę Pani tego koncertu. Musiał mieć w sobie niesamowitą dawkę energii:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFaktycznie, dał niesamowitą dawkę energii na długo.
UsuńAle dlaczego "pani"?
Musiał to być piękny koncert skoro tak pięknie o nim piszesz.
OdpowiedzUsuń:-)
Bardzo klimatyczny i niezapomniany :-)
Usuń