Takie historie to splot wydarzeń jak z filmu akcji. Sami zresztą oceńcie.
Mąż znajomej wybrał się w delegację, miał lecieć samolotem do Szwecji. Wylot zaplanowano z Warszawy, pojechał więc dzień wcześniej i po nocy w hotelu udał się na lotnisko. Wsiadł do samolotu, wszystko odbyło się jak zwykle.
Tego samego ranka znajoma szykowała się do pracy, córka spała w pokoju obok.
Poranny rytuał zakłócały ciągle telefony, numer nieznany, więc znajoma pomyślała, że to znów jakiś natrętny sprzedawca nowego konta w banku lub pani z telefonii komórkowej.
Ponieważ telefon dzwonił natrętnie, a makijaż był skończony postanowiła wreszcie odebrać i zrugać tego kogoś po drugiej stronie. Okazało się, że to dzwoni jej mąż z pożyczonego aparatu, bo jego własny został w samolocie, który kazano im opuścić w pośpiechu. Najpierw wyszła stewardesa i nakazała założyć maseczki, bo gdzieś ulatniał się dym, później jednak kapitan podjął decyzję o opuszczeniu przez wszystkich samolotu. A nie były to ćwiczenia. Pasażerowie mieli oczekiwać na podstawienie następnego samolotu.
Gdy opowiadał w szczegółach przebieg zdarzenia, znajoma czuła się coraz słabiej i gdy wstała nagle by włożyć spodnie, poczuła jak coś chrupnęło jej w plecach. Zawołała więc córkę, streściła w skrócie kto dzwonił i co mówił i poprosiła o pomoc w założeniu spodni, bo nie mogła się ruszyć.
Córka na to , że coś jej słabo i zemdlała, szczęśliwie upadając na łóżko w sypialni. Znajoma zaczęła główkować, jak ją ocucić, bo nadal nie mogła się ruszyć. Wymyśliła, że jeśli uda jej się nogą zrzucić córkę z łóżka, to ta odzyska przytomność i tak się stało.
Upewniwszy się, że córce nic nie jest, zadzwoniła po kogoś do opieki, by córka, choć dorosła nie została sama w domu i taksówką jakoś pojechała do pracy, rejestrując się w międzyczasie do lekarza. Nie zawsze można tak sobie po prostu nie zjawić się w pracy...a zaczęła przynajmniej chodzić. O prowadzeniu auta samodzielnie nie było jednak mowy.
Tego samego dnia mąż wrócił ze stolicy. Zrezygnował z lotu służbowego, stwierdzając, że spotkania w Szwecji nie były na tyle ważne, że musi tam być, chociaż podejrzewam, że z innego powodu...
Znajoma długo chodziła na rehabilitację kręgosłupa, a u córki stwierdzono anemię. Poza tym większych ekscesów nie było...
Na prośbę zaprzyjaźnionej blogerki zamieszczam jej apel o przygarnięcie kotków i jeśli możecie, podajcie info dalej...
A TUTAJ link do jej bloga.
O rany! To się nazywa zbieg okoliczności i to na dodatek niekoniecznie miłych. No cóż, czasem tak bywa, że jakby cały świat się sprzysięga przeciw nam. Myślę że jakby cofnąć się pamięcią u wielu z nas podobne sytuację (mniej lub bardziej zabawne) by się znalazły. Pozdrawiam wakacyjnie i bardzo upalnie 😎 ☀️
OdpowiedzUsuńNa to liczę, że może ktoś sobie przypomni i opisze w komentarzu lub u siebie na blogu:-)
UsuńNaprawdę! Tyle wrażeń jak na jeden dzień... Koniec końców dobrze, że nic poważniejszego się nie stało. Ten samolot... Dobrze, że to się tylko tak skończyło.
OdpowiedzUsuńOjeju, jak to się czasem różne dziwne sytuacje dzieją...
Co do kotków - gdybym mogła, to bym przygarnęła. Niestety, u nas już jest zwierzaków ponad stan.
Pozdrawiam!
Dlatego boję sie latać, dobrze, że nie wylecieli jeszcze przed pożarem...
UsuńTo się nazywa kumulacja! Czy to był piątek 13-tego?
OdpowiedzUsuńAni piątek, ani 13-tego :-)
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńSplot okoliczności faktycznie, jak z filmu. Ale filmy i książki też przecież pisze życie. Autorzy jedynie koloryzują, aby lepiej się czytało czy oglądało.
Pozdrawiam serdecznie.
To prawda, czasem scenarzysta ma chyba skromniejszą wyobraźnię :-)
UsuńWitam pięknie :-)
Do tej pory mawiano, że nieszczęścia chodzą parami. Od tej historii można mówić, że "maszerują trójkami". Ukłony.
OdpowiedzUsuńPięknie powiedziane, Iwonko:-)
UsuńBo życie dziwne jest. Czasem całymi latami nic się nie dzieje a potem spada na człowieka lawina dziwnych zdarzeń.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Albo niektórzy jakoś dziwnie przyciągają wszelkie plagi :-)
UsuńAle zbieg okoliczności. Aż trudno uwierzyć, ale takie jest życie, potrafi nas zaskakiwać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Asiu.
Co najmniej dwa zbiegi okoliczności. Witaj, Tereniu :-)
UsuńWygląda na to, że solidarnie cała rodzina oberwała...
OdpowiedzUsuńNie do końca zgadzam się z obrazkiem. Samoloty, które latają nad Trójkątem Bermudzkim nie zawsze wracają na ziemię...
Oj, to prawda, ale na szczęście rzadko latają nad Trójkątem...chyba :-)
UsuńZbiegi okoliczności faktycznie się wydarzyły i były jak z filmu, ale na szczęście wszystko zakończyło się szczęśliwie i nic nikomu się nie stało.
OdpowiedzUsuńNaprawdę trudno uwierzyć, gdy weszłam w środek opowieści, myślałam, że koleżanka film opowiada...
UsuńDopiero zobaczyłam obrazek "Poranna kawa". Toż to wypisz wymaluj ja i kawa moja poranna, o! :)))
OdpowiedzUsuńTo jesteśmy dwie, przybij piątkę :-)
UsuńBardzo mi się podoba taki scenariusz.
OdpowiedzUsuńNo masz, może podpowiemy jakiemuś producentowi? Czy za pomysł coś odpalają?
UsuńNa pewno odpalą. Za darmo się nie oddamy!
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńJeden z moich Profesorów mawiał, że nieszczęścia chodzą stadami.
W Twojej historii tyle "szczęścia w nieszczęściu", że po wykryciu mogła dziewczyna rozpocząć leczenie i (przez zaniedbanie czy brak diagnozy) - nic groźniejszego się nie przyplątało.
Pozdrawiam:)
Uraz kręgosłupa też mógł się zdarzyć w mniej komfortowych warunkach, więc są także plusy tej sytuacji...
UsuńJa już zadanie odrobiłam wcześniej :) Czyli są na tym świecie rzeczy, które się nikomu nawet nie śniły. I jak tu nie wierzyć w siły nadprzyrodzone
OdpowiedzUsuńNie da się, coś tam kieruje naszymi krokami...
UsuńNo,no aż trudno uwierzyć.Jednak na chwilę obecną nic nie przychodzi mi do głowy.Może i dobrze,że nie spotkała mnie taka niesamowita "przygoda".A coś mi przychodzi do głowy,ale to raczej mogę podsumować,że pewne okoliczności-pomyłka kogoś o 2 tygodnie sprawiło w moim przypadku "ratunek" przed bardzo poważnym błędem życiowym....Zastanawiam się czasami co byłoby teraz ze mną....a może lepiej nie główkować.W każdym razie wyszłam na tych moich zbiegach okoliczności....zwycięsko.
OdpowiedzUsuńLepiej Grażynko nie główkować, tylko cieszyć się z dobrego zakończenia :-)
UsuńTo się nazywa PECHOZOL najwyższego lotu
OdpowiedzUsuńPo złym przychodzi czas na przyjemność
zolza73.blogspot.com
Bonus był taki, że docenili wspólny czas zyskany dla rodziny...
UsuńOj, gdyby się można jakoś pozbyć nerw :) życie byłoby znacznie prostsze. I zdrowsze.
OdpowiedzUsuńKotkę już mamy. Kota się nazywa :) A te do oddania są piękne!
Ba! Ale gdyby nie nerwy, to i uczucia ulgi by nie było i spokoju by człek nie doceniał...
UsuńŻycie naprawdę pisze scenariusze jak z kiepskiego serialu. Bo gdybyśmy na ekranie zobaczyli tyle zdarzeń naraz to nikt by nie uwierzył, ze to prawdopodobne. A to proszę - stało się!
OdpowiedzUsuńMasz rację, mówilibyśmy pewnie, że scenarzysta przesadził :-)
UsuńToż to pandemonium prawdziwe! Przy takiej kumulacji cud, że wyszli z tego cało. Swoją drogą cucić kogoś "zrzucając" go z wysokści - muszę zapamiętać ;)
OdpowiedzUsuńKażdy sposób dobry, byle skuteczny :-)
UsuńgŁośka leci jutro do tureckiej pracy, więc ... co słychać?
OdpowiedzUsuńLeci i doleci, chałwę Ci przywiezie...
UsuńJagnięcinę zamówiłem:)
UsuńTeż bym wolała, ale to tak można czy mnie wkręcasz?
UsuńCo za przedziwny splot wydarzeń. Życie jednak potrafi być nieprzewidywalne. Dobrze, że wszystko skończyło się pomyślnie.
OdpowiedzUsuńTakie rzeczy trudno zaplanować, a co dopiero przewidzieć :-)
Usuńto się nazywa koincydencja. ;) a tak na serio...przedziwna sytuacja, rzeczywiście trudno uwierzyć, że zdarzyła się naprawdę
OdpowiedzUsuńNiczego nie dodałam, wręcz przeciwnie, tyle zapamiętałam...
UsuńNiesamowite ...W sumie dobrze się skończyło, ale nie chciałabym być w ich sytuacji.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za zamieszczenie banerka...
Pozdrawiam serdecznie :-)
Za takie atrakcje to ja też podziękuję, a banerek - drobiazg.
UsuńAle historia. Czasem jest coś takiego. Może to oznacza, że więź pomiędzy członkami tej rodziny jest naprawdę bardzo bardzo silna. Nie wiem. Ja tam bym się nie zmusiła do podróży samolotem. Choć podobno jest najbezpieczniejszy, ale jak już coś się stanie, no to nie ma zbytnio szans na przeżycie. To jak z elektrownią atomową.
OdpowiedzUsuńNo niestety, ja też należę do strachliwych...może gdybym się upiła?
UsuńJa tam latac lubię, co ma być to i tak będzie. Natomiast opisany splot wydarzęn wprost niesamowity. Koleżanka mojej mamy dzięki takiej rezygnacji z wylotu pewnego razu poznała swego przyszłego męża... a nie poleciała, własnie ze strachu, mając juz kupiony bilet i całą resztę :)
OdpowiedzUsuńJa znam (nie osobiście) dziewczynę, która dla lubego, co dużo lata zapisała się na terapię, choć niewiele pomaga...za każdym razem przeżywa traumę, ale co zrobić?
UsuńOj, działo się w tej pechowej rodzinie. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło! Apel o kotach wzruszający. Spróbuję u mnie umieścić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie.
Niektórzy to przyciągają pecha, ale z drugiej strony, zakończenie nie było złe...
UsuńNooo ... to widać, że nieszczęścia chodzą nie tylko parami, ale i trójkami. ;)
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka mawia, że nieszczęścia chodzą po ludziach, zwłaszcza po kobietach...
UsuńA może te wydarzenia zapobiegły jakiemuś nieszczęściu, bo ja myślę, że wiadomość od męża sprowokowała następne zdarzenia. Na skutek szoku, u żony nerwy ujawniły chory kręgosłup, który już pewnie wymagał leczenia, a u córki szok nie dopuścił tlenu do mózgu, ale przez to wykryto anemię, a nieleczona prowadzi do białaczki. Kto wie, może rodzinny anioł nie miał wyjścia tylko zadziałać szokiem!
OdpowiedzUsuńMario, podsumowałaś tak mądrze, że nic dodać :-)
UsuńTa historia to combo pechów, ale czasami i coś takiego człowiekowi się przytrafi. Moja córka akurat jutro wylatuje do Korei Płd. więc żarcik z samolotem dla mnie na czasie ;-)
OdpowiedzUsuńO, to podróż niecodzienna, trzymam kciuki:-)
UsuńSkoro dobrze się skończyło, więc i pech był szczęśliwy. Nawet nie przypuszczałam, że pech może oznaczać także dobrą wiadomość.
OdpowiedzUsuńA samolotem bezpieczniej niż samochodem.
Serdecznie pozdrawiam.
Podobno bezpieczniej, tak twierdzą statystyki :-)
UsuńŻycie pisze najbardziej nieprawdopodobne scenariusze.
OdpowiedzUsuńTylko życiu nikt za to nie płaci :-)
UsuńNiesamowite, nieprawdopodobne i niemalże niemożliwe !!! Historia nadaje się na scenariusz jakiegoś filmu.
OdpowiedzUsuńZgadzam się w zupełności Uleńko :-)
UsuńZawsze w takich sytuacjach należy szukać pozytywów. Może jednak lepiej, że samolot nie wystartował, a znajomy zrezygnował z podróży służbowej. Przy okazji wyszła na jaw anemia i można było podjąć środki zaradcze. Plusa w bólu kręgosłupa tylko nie potrafię znaleźć ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Może masaże u przystojnego rehabilitanta?
UsuńO widzisz, o tym nie pomyślałam ;)
UsuńFaktycznie opisane przez Ciebie zdarzenie czyta się jak scenariusz filmu. Cóż, podobno życie pisze najlepsze scenariusze.
OdpowiedzUsuńOgłoszenie o kotkach umieszczę na swoim blogu jak tylko tam dotrę z nowym postem, czyli (pewnie) niedługo. Na razie udostępniłam je również na swojej stronie facebookowej. I trzymam kciuki za szybkie znalezienie im domu :)
Dziękuję w imieniu opiekunki i pozdrawiam wakacyjnie:-)
UsuńJaki zbieg nieszczęśliwych zdarzeń,ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Jak powiadają ":nieszczęścia chodzą parami".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Niektórzy mówią, że nawet biegają stadami:-)
UsuńAleż historia! Aż nie chce się wierzyć;))) Dobrze, że na końcu happy end:)))
OdpowiedzUsuńuwierzyć trudno, przeżyć jeszcze trudniej :-)
Usuń