Mówi się, że żyjemy w niebezpiecznych czasach, że dziecka nie można bez komórki z domu wypuścić i w każdej chwili jego życia trzeba je kontrolować.
Taka kontrola to właściwie już od urodzenia trwa, słoiczki sterylnego papu, pampersy, ściśle kontrolowane zabawki, mega higiena, totalna nadopiekuńczość w przedszkolu i w szkole, skutkująca sporym brakiem samodzielności i nadprodukcją rozmaitych fobii.
Na spacerze dziecku nie wolno się ubrudzić, wszystko jest sto razy myte i dezynfekowane, maści na ukąszenia, otarcia, specjalne plastry i miliony szczepionek. Często wolimy, by latorośl spędzała czas przed komputerem czy telewizorem, niż szwendała się po niebezpiecznych ulicach.
Wybieramy, co dziecko ma ubrać, jaka książkę czytać, z kim się bawić...
Na drugim biegunie jest kompletna odwrotność czyli też niezbyt dobrze. Jak znaleźć złoty środek? Zastanawiają się nad tym kolejne pokolenia rodziców, bo popełnienie błędów w tym wypadku może przynieść poważne skutki.
Może wystarczy przypomnieć sobie własne dzieciństwo i dorastanie i zrobić bilans - jakim na pewno nie chciałbym być rodzicem?
Paradoksalnie, wielu z nas czasem naśladuje swoich rodziców w wychowaniu dzieci lub czyni wręcz odwrotnie, jeśli rodzice byli surowi, to my jesteśmy tolerancyjni, wychowujemy bezstresowo.
Zdarza się, że do szkoły zgłaszają się rodzice z komunikatem - nie radzę sobie z moim dzieckiem , nie wiem, gdzie popełniliśmy błąd...
Bywa, że rodzice odpychają problemy sygnalizowane przez nauczycieli i dopiero, gdy w domu dzieje się źle, przychodzą po ratunek do szkoły.
Dlaczego do szkoły? Bo łatwiej, bo jest codzienny kontakt, bo nie czeka się w kolejce do psychologa i nie płaci za poradę...bywa, że matka dziecka ma problem ze sobą, jest w depresji, ale kolejka do psychiatry to co najmniej pół roku. Pomocna natomiast może być rozmowa z wychowawcą czy pedagogiem szkolnym, ale z drugiej strony zdarzają się rodzice, którzy zainteresowanie sytuacją w domu dziecka traktują jako ingerencję w życie rodziny.
Najbardziej jednak zdumiewają rodzice, którzy całą odpowiedzialność za dziecko zrzucają na szkołę i kościół, na świetlice środowiskowe, na dziadków.
Na jakichś warsztatach czy szkoleniu dla pedagogów prowadzący zażartował, że niektórzy rodzice chcieliby , aby można było oddać dziecko do placówki na przykład w wieku 3 lat i odebrać "gotowego" inżyniera...
Tylko, obserwując niektórych rodziców, tak się zastanawiam, czy to był żart czy niedaleka przyszłość?
Najgorsze jest zastanawianie się gdzie popełniło się błąd... Młody w ogóle nie chce pomagać przy pracach domowych, żadne prośby, groźby, kary, nie są skuteczne. Ja jestem bałaganiarzem, ale nie jest tak, że nie biorę się za sprzątanie nigdy i dzieciak nie widzi ojca z odkurzaczem, albo z miotłą. Wychowywanie dzieci to ciężki kawałek chleba i wcale mnie nie dziwi, że niektórzy sobie z tym nie radzą, ale zrzucanie tego na szkołę też nie jest wyjściem. Ile by empatii nauczyciel nie miał, nie ma na to czasu, ani możliwości.
OdpowiedzUsuńJeśli rodzicielstwo niektórych przerasta, to może zbyt pochopnie decydowali się na dzieci w ogóle?
UsuńMój syn nie chciał długo czyta sam (matka bibliotekarka!), ale jak już złapał bakcyla, to czytał szybciej ode mnie...
Wychowanie korespondencyjne to jest przyszłość narodu! Zaprowadzi nas do czarnej okrężnicy, ale po co bawić się z dziećmi i poświęcać im czas. To takie passe.
OdpowiedzUsuńPrawda? może wrócą bony do dzieci lub tygodniowe przechowalnie...
UsuńE tam, byś widziała moje szalone wnuki w ogrodzie - zawsze mówię, że dziecko jest albo szczęśliwe, albo czyste. Moje nie są czyste:):):). Nauczyli sie pożerać owoce prosto z krzaczków, wskakiwać w kałuże, podlewać kwiatki i wszystkich wokół, każdy ma kota i co za tym idzie szaleją też z kotami. Ale to jeszcze maluchy... I masz niestety rację, błędy się dzieją, i jak się już zadzieją, jest zwykle za późno.
OdpowiedzUsuńI jest tez tak - sześcio czy siedmioletni człowiek idzie do szkoły z rozkoszą i dzikim entuzjazmem. Po 2-3 latach juz nie.... co sie dzieje?
To temat na badania psychologiczne szeroko zakrojone, podobnie bywa z czytaniem, od 4 klasy zapał jakoś mija, a pozostają wybrańcy:-)
UsuńTo marzenie, aby: "... można było oddać dziecko do placówki na przykład w wieku 3 lat i odebrać "gotowego" inżyniera ..." tylko u nas nadal pozostaje marzeniem. W USA (i częściowo w GB) to była b. popularna metoda wychowawcza, ale ... ponad 170 lat temu. Zarzucono ją, bo rozwalała stosunki rodzinne, tak potrzebne w dzisiejszych niepewnych czasach. Nie znajdzie się recepty na wybór "złotego środka" wychowawczego, bo kiedyś nie wiedzieliśmy co będzie np. za lat 20, 30, ... Dzisiaj nie wiemy co będzie za kilka tygodni.
OdpowiedzUsuńTo prawda, w dodatku kolejne reformy nie poprawiają sytuacji...
UsuńJak tak sobie czytam o wychowaniu, poniekąd się cieszę, że to jeszcze przede mną :D
OdpowiedzUsuńTo zapamiętaj jak najwięcej, wszystko się kiedyś przydaje...
UsuńMam wrażenie, że niektórzy ludzie rodzicielstwo traktują jako kolejny projekt. Ma być tak i tak, po ich myśli, według planu, który powstał już dawno. Życie nie może go zweryfikować.
OdpowiedzUsuńDziecko ma robić to, to i to, ma być takie i takie - nie ma miejsca na nic innego.
Dzieci nie mam, więc trudno mi się wypowiedzieć z perspektywy rodzica, ale czasem to, co widzę nie nastraja pozytywnie...
Pozdrowionka cieplutkie :)
Coś w tym jest, chcieliby może zaprogramować nowego człowieka według swoich oczekiwań, zapominając, że to nie robot...
UsuńWychowywanie dzieci jest dzisiaj trudne. Sama jestem mocno zaangażowanym, kochającym, ale wymagającym rodzicem. Pamiętam, że gdy starsza córka miała 3 lata w weekend stwierdziła, że nie umyje zębów po śniadaniu. Tłumaczenie, proszenie, a nawet branie na śmiech sytuacji nie pomogło. W końcu powiedziałam - nie chcesz myć, to nie myj, ale dopóki nie umyjesz, nie ma picia i jedzenia, nie będziemy brudzić zębów bardziej. No i mały uparciuch (wiadomo po kim to ma), stwierdziła, że mama nie to nie. Minęło kilka minut chce pić, mówię, że jak umyje zęby, przyszedł czas drugiego śniadania - chce jeść - jak umyje zęby. Dzwoni moja mama, która na marginesie też była surowo-konsekwentna, gdy byłam dzieckiem, mówię przy okazji rozmowy, jaka mała uparta, to Mama, że jak ja mogę, dziecko się odwodni i w ogóle...;) I to całkiem na serio...Powiedziała, że źle robię, że mała nie rozumie..itd. Oczywiście Córka przeżyła i ma się świetnie. I zęby myje już sama ;) Napisałam to, bo jako młoda mama obserwuje, że konsekwentne podejście do dziecka często spotyka się z niezrozumieniem nawet najbliższych osób. Jak się wymaga, to często jest się be...bo dzisiaj to nie modne. Bo co ja dziecko męczę, bo odpuść, bo przesadzasz...Trzeba być wyluzowanym rodzicem. I tak jak piszesz, oddać dziecko do przedszkola i zrzucić odpowiedzialność na innych ;)Ech...się rozpisałam :)
OdpowiedzUsuńDoświadczenie pokazuje, że konsekwencją można zdziałać cuda...mądre rodzicielstwo nie oznaczania rozpieszczania i pozwalania na wszystko.
UsuńWczoraj na FB ktoś bardzo oburzony, zamieścił zdjęcie dwóch chłopaków, którzy wspinali się po ścianie budynku. Rozgorzała dyskusja, od zdania, że myśmy się wspinali i na zdrowie nam to wyszło, poprzez pretensje do rodziców którzy nie zauważają , aż po tych którzy zarzucili fotografującemu, że zamiast interweniować - zrobił zdjęcie. Można się spodziewać , że ta sama osoba w momencie gdyby chłopcy spadali z tej ściany budynku, tez zrobiłaby zdjęcia i zamieściła na FB. Powiem szczerze, niebezpieczne dzieciństwo i równie niebezpieczne rodzicielstwo w obecnych czasach.
OdpowiedzUsuńhttp://zosia.piasta.pl/niespodzianki/tacy-bylismy.htm
UsuńTo prawda, rodzicielstwo także bywa niebezpieczne, o czym donoszą media, aż strach czasem z kim mieszkamy pod jednym dachem...
UsuńA i jeszcze, córka ma 6,5 roku, to co raz słyszę, że jest za mała, by sama wyszła na plac przed blokiem ;) Nie wspomnę, że ja wychodziłam już jak miałam 4...No bo przecież jest niebezpiecznie, itd. Inne czasy, itd. Pewnie, każdy rodzic się boi o dziecko, ale nie można dać się zwariować. Trzeba edukować, informować i umożliwić dziecku, by zdobyło podstawowe umiejętności w życiu.:) Temat trudny :)
OdpowiedzUsuńNadopiekuńczość jest chyba tak samo szkodliwa, jak brak opieki w ogóle...
UsuńTo najtrudniejszy zawód świata. Wychować dziecko. Wychować je dla niego samego i dla świata właśnie. Żeby było szczęśliwe, chociaż przyjdą zawieruchy życiowe, żeby było uczciwe, choćby na horyzoncie jawiła się łatwiejsza droga. Żeby nie było egoistą. Oj trudne to, trudne... I zawsze sobie człowiek myśli,że można było lepiej. A wszystko o wychowywaniu dzieci wiedzą najczęściej ci, którzy nigdy rodzicami nie byli.
OdpowiedzUsuńSzkoła jak najbardziej,ale na pierwszym miejscu jest zawsze dom rodzinny.
Pozdrawiam serdecznie
To także prawda, że najwięcej do powiedzenia w kwestii jak być powinno mają ludzie, którzy dzieci nie mają...
UsuńA najgorsze jest to, że "takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie". Trochę straszno robi się...
OdpowiedzUsuńMoże nie będzie tak źle?
UsuńWychowywanie dzieci to sztuka, czasem jak akrobacja w cyrku;) Mam ich czworo, a każde ma inną naturę. Moim sposobem były zawsze szczere, przyjacielskie rozmowy z dzieckiem, bycie bliskie niego i pewna elastyczność, unikałam surowych zasad od których nigdy nie może być odstępstwa. Dom to podstawa, a rodzic ma być tym głównym, niezłomnym filarem w życiu dziecka. We wszystkim trzeba wypośrodkować i być dobrym przykładem, nawet jeśli nasze życie kuleje z różnych powodów. Myślę, że mnie się udało;)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię Mario, bo czwórka to niezły ból głowy. Patrząc na mojego jedynaka mam nadzieję, że jest w jego ukształtowaniu trochę mojej i męża zasługi...
UsuńObawiam się ,że przyszłość...
OdpowiedzUsuńJa swoje dzieci wychowałam odwrotnie niż moi rodzice, mało kontroli i nie było żadnych kłopotów.
Wnuki dla odmiany synowa wychowuje w strasznej kontroli.
Ciekawi mnie jak sobie poradzą w życiu, ale czarno to widzę...
Stopień kontroli zależy chyba od dzieci, nie wszystkim można pofolgować, nie wszystkim surowa kontrola wychodzi na dobre. Czas pokaże...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńJest takie powiedzenie: "Nie ta matka, która urodziła, ale ta, która - wychowała."
I do tego, moim zdaniem, sprowadza się problem: dziecko może mieć każdy. Niestety - nie każdemu powinien być dany przywilej bycia rodzicem.
Najsmutniejsze jest chyba to, że póki się nie zostanie rodzicem, nie ma się zielonego pojęcia, czy się na niego nadaje:(
Pozdrawiam:)
Paradoks polega też na tym, że ci, którzy dziecku świat chcieliby przychylić, nie mogą mieć dzieci. Z drugiej strony, tych, którym dzieci przeszkadzają, co rok prorok nawiedza...
UsuńWedług mnie to, o czym piszesz, jest jednym z coraz liczniejszych przejawów postępującego zidiocenia naszego społeczeństwa, zachłyśniętego zapatrzeniem w bliższy i dalszy zachód. Wysoce wkurzający jest fakt, że Polacy muszą przejmować akurat wszystko to, co najgłupsze. Do czerpania z dobrych wzorców - z najprzeróżniejszych dziedzin, nie tylko wychowania - jakoś się nie garniemy. Ciekawe, dlaczego...
OdpowiedzUsuńBo może mądre wzorce nie mają wzięcia? Trudne są do realizacji i zaangażowania wymagają...
UsuńOj, tak. Wszelki wysiłek zaś, zwłaszcza umysłowy, dla większości wydaje się być ogromnie bolesnym.
UsuńCzytałam ostatnio kilka artykułów na ten temat. Ani nadopiekuńczość, ani takie swobodne pozwalanie na robienie co się chce nie jest dobre. A przesadna higieny powoduje, że nie jesteśmy w stanie radzić sobie potem z bakteriami lub niszczymy te dobre, które zamieszkują nasz organizm. Brud nie jest taki zły, a przecież też brudne dziecko to szczęśliwsze dziecko. Patrząc na niektórych myślę sobie, że nie powinni wychowywać dzieci lub w ogóle ich mieć, bo się do tego nie nadają. Sama ich nie mam, więc też niewiele mogę powiedzieć w tym temacie. Ale mnie osobiście przeraża odbieranie dzieciom dzieciństwa, tyranizowanie ich, zarzucanie obowiązkami lub dawanie telefonów badź tabletów, by zajęły sie sobą, a te dzieci nawet 5 lat nie mają.
OdpowiedzUsuńKtoś powiedział, że brud grubości 1 cm sam odpada, a poważnie- wszędzie jest pełno bakterii różnych , więc lepiej nabyć odporności...
UsuńMyć się trzeba, żeby nie było xD. Czystość jest ważna, o higienę trzeba dbać. ;) Chodziło mi właśnie o to, żeby nabyć odporności.
UsuńCzęste mycie skraca życie, skóra sie zdziera i człowiek umiera :-)
UsuńAsiu niektórzy uważają, że to przede wszystkim szkoła powinna wychowywać, a ja uważam, że przede wszystkim rodzice. Z higieną też nie należy przesadzać, bo co będzie, jak dziecko opuści dom ........ Niektórzy rodzice nieświadomie robią swoim dzieciom krzywdę. Nie wiem, może powinien być jakiś przedmiot jak być dobrym rodzicem? Asiu, czy są jeszcze lekcje wychowawcze?
OdpowiedzUsuńSą lekcje wychowawcze i wychowanie do życia w rodzinie, tylko ich programy nie bardzo mi się podobają. Zajęcia dla rodziców także bywają, ale wyciągnij rodziców z domu...
UsuńCzasami jak widzi się niektórych rodziców i to jak wychowują swoje dziecko to człowiek zastanawia się czy aby na pewno powinni dziecko mieć. Chcą dziecko, ale ktoś inny powinien im je ukształtować, a przecież to nie o to chodzi. Wychowanie dziecka na porządnego człowieka to sztuka, ale nikt im tego dziecka nie podrzucił.
OdpowiedzUsuńTo prawda,niektórzy wydaja się zdziwieni, że dziecko potrzebuje czegoś więcej, niż pokarm i ubranie...
UsuńMatka jednego z moich pacjentów była gotowa płacić, żebym go nauczyła wydmuchiwać nos...
OdpowiedzUsuńA tutaj każde dziecko bogatych rodziców ma nianię. Troje dzieci to trzy nianie. W niedzielne popołudnie, restauracji przy stole siedzą rodzice z nosami w smartfonach, a przy drugim nianie próbują ogarnąć dzieci. Eh...
A te nianie dostają coś do jedzenia czy tylko patrzą?
UsuńObrazem na końcu bomba! Jest dużo racji w tym co tu czytałam, tak się niestety dzieje. Jednakze taki bilans byłby na pewno świetną sprawą i rozwiązaniem niektórch błędów, które chcąc nie chcąc rodzice popełniają
OdpowiedzUsuńMój blog - KLIK
Błędy popełnia każdy, ważne by wysnuł z tego jakieś nauki :-)
UsuńJak sobie przypomnę swoje dzieciństwo, to zastanawiam się, jakim cudem je przeżyłem, a przynajmniej nie zostałem kaleką:))) Z drugiej strony nie chciałbym być dzieckiem w obecnych czasach, pomimo tych wszystkich fajnych rzeczy, których kiedyś nie było. Co zaś do wychowywania. Moja córka miała totalny luz, a mimo to za chwilę będzie panią inżynier :)))
OdpowiedzUsuńGratulacje, mój syn w poniedziałek się broni na magistra...
UsuńNa Wyspach Brytyjskich było normą, że ci lepiej sytuowani i z tytułami oddawali dzieci do szkół z internatem, już chyba 8-latki lądowały w takich elitarnych szkołach. Rodzice widywali dzieci co jakiś czas, nawet nie co weekend. I faktycznie, "dostawali" wykształconego dziedzica (bo oni przecież aż po studia byli poza domem). Co to za więź? Żadna. Czasem jednak myślę, że niektórym dzieciom byłoby lepiej w iternacie, niż w rodzinnym domu. Ale u nas takich opcji dla mniejszych dzieci chyba nie ma?
OdpowiedzUsuńSzkoły prywatne są, a jakże, nawet z internatem, ale jak funkcjonują to nie wiem...
UsuńWspominam swoje dzieciństwo i czasy szkolne bardzo dobrze. Duży w tym udział miało tez to, że te ważne dla każdego momenty przypadły na lata 90. Według mnie (pewnie jestem mało obiektywny) były to najlepsze momenty, wtedy też poznałem najlepsze osoby, z którymi do dziś staram się utrzymywać kontakt. Jak patrzę na obecną młodzież to ogólnie czuję pewne przerażenie ale i nadzieję, że nie wszystko jest stracone.
OdpowiedzUsuńNo to historia nie byle jaka, dlatego tak bardzo trzeba uważać na zdrowie i to nie tylko w zakresie poważniejszych chorób.
Pozdrawiam!
W zasadzie każde pokolenie narzeka na młodzież, ale jakoś ten świat się toczy...
UsuńO zdrowiu przypominamy sobie, gdy coś zaczyna nam dolegać, niestety.
Cieszę sie, ze moje dziecko wyszło na ludzi. To chyba byliśmy niezłymi rodzicami... A szkoła, cóż ludzie myślą, ze powinna i uczyć, i wychowywać. A dom? To tam dziecko powinno poznać podstawy, czyli nauczyć sie np. prawdomówności, czystości, jedzenia sztućcami, szacunku dla innego człowieka. Bo w domu jest ciągle z przerwą na lekcje a w szkole jest chwilę, w przerwie w domowym życiu.
OdpowiedzUsuńMasz rację, to szkoła w przerwie życia rodzinnego, a nie odwrotnie...
UsuńSiłą rzeczy porównuję wychowanie dzieci u nas i w Niemczech.
OdpowiedzUsuńTam wychowuj,a dzieci już w żłobku, żłobki mają plan nauczania swych wychowanków i świetnie im to wychodzi. W żłobku, do którego chodzili moi wnukowie, każdy maluch miał swój dzienniczek, do którego opiekunki wpisywały wszystkie spostrzeżenia dotyczące tego jak i ile dziecko je, jakie nowe umiejętności sobie przyswoił, co mu sprawia trudności. Poza tym tam dzieci są bardzo dużo na dworze, w myśl zasady każda pogoda jest dobra, tylko ubranie bywa niedobrane, ale i to skorygują- każde dziecko musi mieć drugi komplet odzieży w szafce.
Podobnie jest w przedszkolu.Tam do szkoły idą sześciolatki, ale to personel przedszkola wraz z pedagogami z zewnątrz decyduje czy dany sześciolatek nadaje się już do szkoły, nie rodzice.
Podoba mi się też sposób przyjmowania uczniów klas pierwszych- każdy "nowy" ma dwóch opiekunów z klasy II i III, którzy muszą mu pomagać w nowym miejscu, dopilnować by poszedł na obiad, a gdy wychodzi ze szkoły pilnują by wszystkie swoje rzeczy zabrał. Generalnie nieco mniej wiedzy wpychają w te dziecięce głowy, za to bardziej dbają o ich psychikę. Tam często dzieci powtarzają klasę, ale nie jest to powodem do wstydu i nie ma stygmatu "drugoroczny". Ale za to sami wyławiają dzieci bardzo zdolne i sami dbają by takie dziecko nie nudziło się w szkole, przerzucając je na wybrane lekcje do starszej klasy,lub, jak mojego wnuczka, przesuwając o dwie klasy wyżej.
Co do higieny "hodowli dziecka"- niemowlę jest kąpane raz na tydzień, nie ma przesadnej higieny. Na placu zabaw dzieciaki są nielitosiernie brudne, brudne łapska wciąż lądują w buziach a dzieciaki są brudne ale bardzo szczęśliwe. A antybiotyki są aplikowane od baaardzo wielkiego dzwonu, gdy ewidentnie jest to zakażenie bakteryjne. I nikt nie zbija dziecku temperatury gdy jest ona poniżej 39,3.
Miłego;)
Tak myślę, że i w żłobku i dalej musi tam być większa obsada personelu, niż u nas lub grupy są mniej liczne, u nas tylko w placówkach prywatnych jest to możliwe, od lat nic się nie zmienia. Dobra zmiana znów spowodowała zwiększenie liczebności klas, bo samorządy oszczędzają na etatach.
UsuńEch, nawet nie chce mi się narzekać, gdy czytam o innych krajach...
Jedno jest pewne - bycie dobrym rodzicem jest bardzo trudne. Zawsze może się okazać że jednak coś żle zrobiliśmy, nieprawidłowo zareagowaliśmy, nie to co trzeba powiedzieliśmy.
OdpowiedzUsuń:-)
Ideały istnieją tylko w teorii...
UsuńAsiu, jak ja lubię czytać te Twoje mądre przemyślenia. I zgadzam się z Tobą we wszystkim. Jest dokładnie tak, jak to opisałaś.
OdpowiedzUsuńTo temat rzeka, z którym jako mama dzieci w wieku szkolnym, mam codziennie do czynienia. I często zauważam, jacy beznadziejni potrafimy być my, rodzice. To, co niektórzy opowiadają, jak krytykują i jak nie widzą winy u siebie, to mnie zdumiewa...Świat pełen narcyzów;)
Dobrego weekendu:)))
Bo łatwiej winą za własne niepowodzenia lub lenistwo obarczyć wszystkich wokół...
UsuńMoniko, to nie mądrość, to doświadczenie wyniesione z obserwacji...ale dziękuję :-)
Ogólnie zakładam, że rodzic chce dla dziecka jak najlepiej. Jednak czasami brakuje zastanowienia nad swoimi krokami, które się czyni w kierunku wychowania.
OdpowiedzUsuńA co do rodziców, którzy zrzucają odpowiedzialność za wychowanie np. na szkołę - kilku moich znajomych pracujących w edukacji powiedziało mi, że taka postawa zdarza się coraz częściej...
To kto ma wychowywać dzieci w ferie zimowe i wakacje letnie?
UsuńInteresujący wpis !
OdpowiedzUsuńDziękuję:-)
UsuńDużo w tym prawdy, kiedyś dziadkowie narzekali na hippisów, teraz narzeka się na dresiarzy, jednak tak jak piszesz świat jakoś się do przodu przemieszcza, jest jakiś tam rozwój. Czyli nie jest tak źle. :)
OdpowiedzUsuńĆwiczy pewnie poprzez pracę, czyli właśnie różne remonty, malowania itp.
Jak dla mnie ,,Ulisses" za skomplikowany był. Nawet dwie powieści Cortazara jakie przeczytałem nie były tak eksperymentalne i dziwne w odbiorze.
Pozdrawiam!
Na niektóre lektury szkoda życia, jest tyle ciekawych lektur.
UsuńWnioskuje po starszych pokoleniach jak i opowieściach z tamtych lat, że kiedyś dzieci tyle nie chorowały tyle co teraz, a i nawet ADHD nie istniało. Wniosek nasuwa się prosty ;]
OdpowiedzUsuńJestem przeciwna sterylnemu życiu. Jeśli kiedykolwiek będę miała własne dziecię, będzie wychowywane tak, jak żyły dzieciaki na wsi. Moja rodzina wywodząca się stamtąd to ludzie w pełni ogarnięci życiowo i o końskim zdrowiu. Mówię poważnie.
W mojej podstawówce był pedagog i psycholog - notabene pani, którą bardzo lubiłam. Byłam wychowywana pod kloszem, wyrosłam na niedorajdę życiową. Pamiętam co mi za to wcześniej p.psycholog mówiła. Jeśli sama nie zadbam o swoją charyzmę i asertywność, to nikomu się nie uda, bo w domu kazano mi wierzyć, że do niczego się nie nadaję i zawsze będę potrzebowała pomocy rodziców.
Później w okresie buntu zrobiło mi się coś na opak. Walczyłam o siebie w wyniku czego za wszelką cenę chciałam udowodnić rodzicom, że nie mają racji, że poradzę sobie w życiu. I tak zaczęło się na późniejsze, dorosłe lata, np. robienie prawa jazdy w tajemnicy, bo tata krzyczał wcześniej, że nie poradzę sobie itd.
Dziś zdarza się, że dzieci nabywają różnych fobii przez nadopiekuńczość rodziców, którzy boją się powierzyć im odrobinę samodzielności...
Usuń