Wracałam z pracy, wybrałam inną drogę z przejściem bez świateł, bo nie lubię czekać długo na zielone...
Zbliżyłam się do przejścia dla pieszych i widzę, że z przeciwnej strony idzie matka z trójką dzieci, w tym z jedną pociechą w wózku.
Dziewczynka grzecznie idzie obok wózka, chłopiec, na oko 4 lata biega wokół wózka i siostry, nie słucha nawoływań mamy.
Gdy ja pokonałam pasy cała czwórka zbliżyła się do przejścia, z prawej strony nadjeżdżał autobus.
Zatrzymałam ręką chłopca, by nie wybiegł na jezdnię, w tym czasie kobieta powoli zbliżyła się do krawężnika, podziękowała za zatrzymanie dziecka.
Zrobiłam kilka kroków i nagle słyszę krzyk. Oglądam się i wmurowało mnie w chodnik. Chłopczyk wszedł na jezdnię, uniósł do góry rączkę i zatrzymywał autobus komunikacji miejskiej! Myślę, że na szczęście kierowca widział sytuację wcześniej i przewidział, co może się stać, bo udało mu się zatrzymać wielki pojazd tuż przed pasami.
Nawet nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby nie udało się zahamować tak ciężkiego autokaru.
Był już w naszym mieście taki wypadek, gdy zginęła nastolatka, bo myślała, że zdąży przebiec przed autobusem, a kierowca długo leczył się psychiatrycznie, bo nie zdołał w porę wyhamować auta. Nastolatka biegła z bratem, on zdążył, dziewczyna nie.
Całą drogę do domu wyrzucałam sobie, że nie przytrzymałam tego chłopca dłużej...
nie zostaniesz matką wszystkich dzieci, bo to za trudne. na każdym skrzyżowaniu też nie staniesz i stać nie będziesz od świtu do zmierzchu - pomogłaś i chwała Ci za to - nie masz powodu do jakichkolwiek wyrzutów.
OdpowiedzUsuńa pani, jeśli sobie nie radzi mogła poprosić o pomoc, bo to nie jest oczywiste.
No niby wiem, ale do myślenia daje...
UsuńGdybym był złośliwy, napisałbym, że to selekcja naturalna i pewnie niejeden behawiorysta przyznałby mi rację. Nie jestem jednak, aż takim potworem i napiszę tylko tyle, że po podróży z Biebrzy do Olsztyna (lub na odwrót) jestem półtrupem właśnie z powodu takich sytuacji.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie, jeżdżę wprawdzie jako pasażer, ale też się wkurzam na niektóre sytuacje.
UsuńNiestety, dzieci i rowerzyści to zakała kierowców.
OdpowiedzUsuńI piesi na wsiach ubrani na czarno...
UsuńDzieci w takim wieku (prawnie chyba do 7 lat) nigdy nie powinny znaleźć się na jezdni bez trzymania przez rodzica, a już szczególnie dziecko tak małe. Nie da się przewidzieć co taki maluch zrobi. Wojtek ma rację, tu do głosu dochodzi selekcja naturalna, ale nie w stosunku do dziecka, a do ... matki.
OdpowiedzUsuńNo nie powinny, ale niektóre mamy wpatrzone w komórkę lub bez wyobraźni...
UsuńEch trauma, dzieci są nieprzewidywalne, znam to z autopsji ...
OdpowiedzUsuńTrzeba pilnowac na maksa...wiele było strasznych wypadków z udziałem dzieci...
Wiem coś o tym, jeżdżę z dzieciakami na wycieczki...
UsuńDziecko wiadomo nie pomyśli o zagrożeniu, trzeba pilnować, ale dorosli też bywają nieodpowiedzialni, nie rozglądają się. Będąc kierowcą naprawdę trzeba mieć oczy dookoła głowy, a taka obserwacja, kiedy się prowadzi samochód czy też inny pojazd nie jest łatwa. Wiem po sobie.
OdpowiedzUsuńJako kierowca wiesz zatem najlepiej, taki pieszy wchodzący bez rozglądania się na jezdnię to wcale nie rzadki widok...
UsuńAż mnie ciarki przeszły. Dzieci są nieprzewidywalne. Nie czują zagrożenia, dobrze że zarówno Ty jak i kierowca autobusu byliście czujni. Pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że mama chłopca nie była bardziej przewidująca...
UsuńChłopiec pewnie był nauczony, że przechodząc przez jezdnię trzeba unieść rączkę, żeby zatrzymać samochody.... Niestety rodzice często nie pilnuja dzieci i nie przewidują co może się stać, stąd takie mrożące krew w żyłach sytuacje.
OdpowiedzUsuńJotko, zrobiłaś co mogłaś, nie zastąpisz matki :)
Był nauczony lub zaobserwował...
UsuńZawsze można zrobić więcej:-)
Jet w tej historii uchwycona przewrotność losu, ba złośliwość losu. Na szczęście - finał nie był żałosny. A Twoje uczucia rozumiem. Niezłą traumę przeżyłaś i wspomnienie wraz z uczucie lęku wraca. I pewnie jeszcze jakiś czas wracać będzie.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ciągle mam to przed oczami:-(
UsuńW Polsce jest dużo wypadków, bo kierowcy w miastach zupełnie nie respektują obowiązujących przepisów. W Berlinie obowiązuje na terenie miasta prędkość 50 km/godz., są też strefy, gdzie jest ograniczenie do 30km/godz a mandat za przekroczenie tej szybkości nawet tylko o 5km/godz. wynosi 15€. I jak dotąd to widziałam tylko 3 przypadki gdy kierowca jechał z "zawrotną" prędkością pewnie z 70km/godz..Do tego jest tu kasta świętych krów, czyli rowerzystów, wśród nich dzieciaki od 10 roku życia.
OdpowiedzUsuńI naprawdę, widziałam przez te pół roku jeden wypadek, spowodowany przez rowerzystę, a jeżdżę po mieście codziennie.
Te 50km/godz. to prędkość, przy której nawet początkujący kierowca jest w stanie całkowicie ogarnąć sytuację na jezdni i wyhamować skutecznie.
Druga rzecz- wszystkie przedszkolaki od pierwszego dnia są uczone jak się mają zachowywać na ulicy i jak przechodzić przez jezdnię,a te lekcje prowadzą często policjanci.
Tak dla porządku dodam, że w Warszawie na ulicach, na których prędkość jest ograniczona do 70 km/godz (ulice przelotowe) kierowcy buzują spokojnie 120 do 150 km/godz. Jadąc z dozwoloną prędkością 80km/godz, zawsze byłam ostatnia a obok mnie przelatywały wręcz inne samochody.A wypadków w polskiej stolicy codziennie od groma i trochę.
W opisywanym przypadku dziwi mnie dość beztroskie zachowanie matki- mniej posłuszne dziecko powinno być wcześniej "spacyfikowane", są na to metody i to nie drastyczne.
Matka- idiotka, a Ty masz wyrzuty??? Zupełnie zbytecznie.
Miłego;)
U nas też często widuję samochody prujące setką i to przez ulice osiedlowe, ale chyba kierowcy mają szczęście, bo jakoś policji nie widać...
UsuńNiewłaściwe zachowania mają na sumieniu wszyscy, może to brak wyobraźni?
obecna polityka rządowa promowania wielodzietności zataja pewną bardzo istotną prawdę, że im więcej dzieci, tym trudniej je upilnować... niezłym pomysłem być może byłyby jakieś kursy poruszania się po mieście dla matek, których ukończenie byłoby warunkiem otrzymania pińcetki?... rzecz jasna na kościelny koszt jako strony najbardziej zainteresowanej...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)...
Może to i dobry pomysł, tym bardziej , że coraz więcej dzieci nadpobudliwych ruchowo...
UsuńDzieci są wszędobylskie i chcą być takie dorosłe....czasem dochodzi do tragedii. Ja się kiedyś zagapiłam w telefon, klasyka.... gdyby nie krzyk chłopaka obok mnie, pewnie wpadłabym pod autobus. Pisałam o tym u siebie na blogu, trauma na długo.
OdpowiedzUsuńTakie zagapienia zdarzają sie wszystkim, ja zagapiłam sie na drzewo - pomnik przyrody i wlazłam rowerzyście na ścieżkę rowerową, ale mnie zrugał i miał rację...
UsuńUlżyło mi ,że finał był "bez strat". Ja sama staję się nerwowa gdy przed przejściem dla pieszych widzę dzieci.Miewam odruch aby złapać dziecko za rękę bo może wylecieć....Czasami nawet oczy naokoło głowy nie wystarczą. Tyle słyszy się o wypadkach na pasach dzieci i nie tylko.Asiu nie powinnaś sobie nic "wyrzucać",ale rozumiem bo chyba także miałabym podobne myśli...
OdpowiedzUsuńGrażynko, czasami przyglądam się młodym mamom z gromadką dzieci i nie zawsze swe pociechy ogarniają, aż do ewentualnej tragedii...
UsuńCo tu dodać... z maluchem to trzeba miec pięc rąk i oczy dookoła głowy.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ja np. nigdy nie gotowałam na palnikach z przodu kuchenki...
UsuńJa też! I wszelkie gorące rzeczy stały wysoko i daleko od krawędzi.
UsuńStrzeżonego pan Bóg strzeże!
UsuńWidziałam podobne akcje, dzieciaki albo kompletnie niewychowane i rozpuszczone, albo... cóż... może autyzm? Nie wiem, nie znam się na tym, ale od takich wypadków dostaję gęsiej skórki. Z taką gromadą matki nie powinny wychodzić na ulicę same. Wiem, łatwo jest mówić.
OdpowiedzUsuńPewnie bywają sytuacje, że nie mogą liczyć na pomoc, ale żywego malucha można jakoś okiełznać...
UsuńNo cóż dzieci są jak dzieci. Mój średni syn miał około 3 lat i też w pędzie wybiegł mi na ruchliwą ulicę, tramwaj hamował aż iskry leciały. Nigdy nie zapomnę uczucia grozy jakie wtedy przeżyłam...Na szczęście nic mu się nie stało. Dziecko jest dzieckiem, więc zawsze trzeba pomyśleć dwa razy
OdpowiedzUsuńDlatego zawsze jestem w stresie, gdy jadę z cudzymi dziećmi na wycieczkę, a rodzice często myślą, że wypoczywam...
UsuńFaktycznie - o mały włos... dobrze, że wszystko się dobrze skończyło. Chłopczyk chyba chciał być przez chwilę policjantem
OdpowiedzUsuńPolicjantem lub supermanem:-)
UsuńTak to właśnie bywa z dziećmi, choć nie tylko. Jak chodziłem do gimnazjum pewnego dnia dowiedzieliśmy się całą klasą, że nie żyje jedna z pań psycholog, wbiegła na czerwonym świetle na przejście i zginęła pod kołami samochodu. Do dziś zastanawiam się czemu np. nie była w stanie wyjść z pracy wcześniej, bo pewnie spieszyła się do kogoś. Różne pytania pojawiają się w takich momentach. Ważne jest to, że w tym wypadku nic poważnego poza strachem się nie stało.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię leczo i podobne mu klimaty kulinarne. Właściwie zjem wszystko, może poza golonką i żeberkami.
O tak. Zgadzam się z Tobą w całości, lato z temperaturą w granicach 25 stopni w słońcu byłoby idealne dla mnie. Plus sporadyczne deszcze czy nawet małe ochłodzenie. :)
Pozdrawiam!
Za golonką i żeberkami też nie przepadam, choć znam smakoszy:-)
UsuńLubię temperatury umiarkowane po prostu, człowiek lepiej wtedy funkcjonuje.
Aż mi serce stanęło czytając tę historię...
OdpowiedzUsuńNo wyobraź sobie mnie na tej ulicy!
UsuńW takich wypadkach smycz dla dzieci nie jest złym pomysłem.
OdpowiedzUsuńMatka ma dwie ręce
No właśnie, zwłaszcza dla tak ruchliwych dzieci.
UsuńMatka raczej powinna sobie wyrzucać, że nie nauczyła dziecka posłuszeństwa i najwyraźniej puszczała mu za dużo filmów, gdzie takie akcje przeprowadzali superbohaterowie, a nie wytłumaczyła, że w realnym życiu zostanie przejechane. Dobrze, że kierowca zachował zimną krew.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
Biblioteka Feniksa
Wiesz, w szkole też wielu rzeczy się dzieciaki uczy, a one i tak swoje...
UsuńO matko, wyobrażam sobie tę sytuację i sama odczuwam stres. Aż nie chce mysleć, jak Tobą musiało to wstrząsnąć. Wystarczy chwila...a dzieci bywają takie energiczne
OdpowiedzUsuńNo mówię Ci, nikomu nie życzę!
UsuńDzieciak, to dzieciak, a mi wlazł prawie pod koła na czerwonym świetle dorosły facet i bynajmniej nie miał nosa w smartfonie. Ledwie wyhamowałam, a ludzie oczekujący na przejściu na zielone światło zamarli.
OdpowiedzUsuńGdy widzisz z daleka niesfornego dzieciaka, możesz się jakoś przygotować na nieprzewidziane sytuacje, gdy ci nagle pod koła włazi dorosły, to nieszczęście gotowe.
Nam wszedł taki jeden w Toruniu, normalnie nawet się nie obejrzał, a my - zawał serca...
Usuńha ha ha ha ha ha ah ....co za rewelacyjna historia....ubawiłam się jak zwykle u Pani. Na szczęście nikt nie zginął bo z tydzień by Pani się rozpisywała chociaż....może szkoda...
OdpowiedzUsuńI przez jedną małą nieuwagę mogłaby się tragedia. Dzieci są bardzo energiczne, więc trzeba mieć oczy naokoło głowy.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza takie małe, lepiej korzystać z pomocy innych osób.
UsuńMyślę, że nie ma sensu obwiniać się za takie nieprzewidziane sytuacje. I tak chciała Pani dobrze, zatrzymując tego chłopca. Nikt nie przypuszczał, że wbiegnie on na jezdnię... Takie sytuacje to chleb powszedni. Ja raz miałam sytuację, kiedy pewna gimnazjalista wbiegła mi wprost przed maskę. Sytuacja wyglądała tak, że jechałam sobie powoli, z dala widziałam, że ludzie przechodzą na pasach, więc zwolniłam jeszcze bardziej. Wszyscy przeszli, tylko jedna dziewczyna czekała nie wiem na co. Po prostu stała przy jezdni, a kiedy ja dodałam gazu, wbiegła mi na drogę. Bardzo się wtedy przestraszyłam. Nie chcę wiedzieć, co przeżywają ludzie, którzy przez właściwie nieuwagę innych, muszą żyć ze świadomością, że kogoś tego życia pozbawili. A przecież tak niewiele brakuje! Ludzie są czasem tak nierozważni, że to jest aż przykre. Ostatnio mój chłopak wytrąbił dwie starsze panie, które jechały rowerami środkiem drogi... To nić, że samochody pędziły w te i wewte... One jeszcze oczywiście oburzone, że ktoś im zwrócił uwagę, a jak tylko je wyprzedziliśmy, ów panie znowu mościły się środkiem jezdni.
OdpowiedzUsuńMy też boimy sie przejeżdżać przez wsie i małe miejscowości, gdzie miejscowi często nie przestrzegają żadnych zasad i nigdy nie wiadomo, czy ktoś nagle nie wyskoczy na drogę...
UsuńCzasem właśnie tak trzeba, poznać nowe sytuacje, w kuchni, w muzeum itp.
OdpowiedzUsuńW Toruniu byłem jak do tej pory chyba dwa razy, raz jak byłem naprawdę mały, drugi raz parę lat temu z Babcią byliśmy u rodziny, w drodze z nad morza pojechaliśmy. Specjalnie zwiedzania nie pamiętam, poza ZOO, które łączy mi się z burzą, jaka miała miejsce za pierwszym razem.
Pozdrawiam!
Teraz to mini ZOO jest przebudowane i ciekawsze :-)
UsuńWow, miałaś przeżycie, chyba bym zdębiała. Całe szczęście, że kierowca był przytomny. Z drugiej strony matka, wiedząc że syn jest wszędobylski, powinna go trzymać w pobliżu jezdni.
OdpowiedzUsuńNie wiem co kobieta zrobi, gdy urodzi następne...
UsuńJotko, ostatnio chciałam zatrzymać 3-latka biegnącego po korytarzu przychodni, bo matka go wołała. Gdy go złapałam, zaczął mi się wyrywać i warczał na mnie. Mało brakowało, a ugryzłby mnie w rękę.
OdpowiedzUsuńTakie dzieci powinny być prowadzane na smyczy, bo nigdy nie wiadomo, jaką sobie zrobią krzywdę.
Też miałam podobną refleksję, smycz dla dziecka, które samo dla siebie jest niebezpieczne.
UsuńMój syn robi podobnie. On wie, że trzeba się rozejrzeć i to robi ALE w przedszkolu uczą ich, że jak wchodzisz na pasy to podnosisz rękę w górę aby samochody cię widziały (tak to interpretuję). Nie raz łapałam go za rękę i trzymałam mocno do momentu aż samochód się zatrzyma przed pasami aby być pewnym, że zdąży wyhamować. Nie do końca wiem, jak tłumaczą tym dzieciom w przedszkolach, ale odnoszę takie wrażenie, że mówią im, żeby wchodziły z podniesioną ręką. To trochę te dzieci gubi. Oczywiście uczą też aby się upewnić w lewo, prawo, lewo itd, ale dzieci nie mają orientacji przecież jak daleko jest samochód i jaką ma masę czyli czy da radę wyhamować czy nie. Mają bardziej w głowie tą podniesioną rękę i to, że to samochód ma się zatrzymać bo one są na pasach I MAJĄ PODNIESIONĄ RĘKĘ... To trudny temat. Zresztą cały temat przejść dla pieszych jest trudny, zarówno do strony pieszego ale i kierowcY również. Jestem i tym i tym, nie jednego już doświadczyłam zwłaszcza będąc za kierownicą do tego stopnia, że gdy widzę znak przejścia dla pieszych zwalniam prawie do zera... Wolę być strąbiona przez kierowców z tyłu, niż iść siedzieć, bo ktoś mi wbiegł pod koła i nie zdążyłam wyhamować...
OdpowiedzUsuńPS. Brawo za gest pomocy. Uważam, że nie masz sobie co wyrzucać a wręcz przeciwnie, powinnaś być z siebie dumna, że zatrzymałaś sie, pomogłaś, nie przeszłaś obojętna, jak większość a niekiedy jak każdy z nas.. BRAWO TY!!! :)
Myślę, że to panie raczej podnoszą rękę, a dzieci może naśladują dorosłych lub wydaje im sie, że są tak samo widoczne jak wysokie przedszkolanki.
UsuńTo taki gest niemal zawodowy z mojej strony, bo często chodzę z dziećmi w różne miejsca i trzeba mieć oczy dookoła głowy.