Na swoim blogu Anabell przypomniała mi, że istniało kiedyś coś takiego, jak wyjazdy młodzieży na wykopki.
Gdy byłam w liceum zawsze w październiku jeździliśmy na wieś do PGRu.
Dla obecnej młodzieży wyjaśnienie PGR - Państwowe Gospodarstwo Rolne.
Ciepło ubrani jechaliśmy autokarem podstawionym przez usługobiorcę (chociaż nazwa autokar to spore nadużycie).
Wówczas nie wszyscy z nas mieli kalosze, więc co niektórzy zostawiali buty w redlinach, zwłaszcza gdy padało i było niezłe błoto.
Przecież deszcz nie był przeszkodą, plon trzeba zebrać na czas.
Po wykonaniu pracy częstowano nas w jakiejś świetlicy słodką herbatą z wiadra, nalewaną chochlą do wielkich ceramicznych kubasów, a do tego były drożdżówki.
Nikt nie martwił się, że możemy się pochorować, bo temperatury nie przypominały wtedy tegorocznych, że przepadają lekcje, że nieletni są wykorzystywani do pracy.
Teraz to nie do pomyślenia...
Ale nie tylko na zbiory ziemniaków, kartofli czy bulw jeździliśmy. Bywało także, że zbieraliśmy z pola buraki cukrowe, a tu kosze szybciej się napełniały, bo buraki mają wielkie bulwiaste korzenie...
najbardziej nie lubiłam tego błota, zimna i myszy. Gryzoni było pełno, a nasi dowcipni koledzy albo rzucali w nas , albo wrzucali nam myszy do kaloszy... mówię Wam, masakra!
Z innych prac na rzecz społeczeństwa socjalistycznego pamiętam sadzenie lasu, sprzątnie parku i skwerów miejskich oraz bytności w przetwórniach owoców i warzyw.
Do dziś nie lubię pikli z ogórków w zalewie octowej...
A czy Wy macie podobne doświadczenia życiowe?
My zarabialiśmy w ten sposób - sadzenie ziemniaków, topinamburu i lasu. Mój las nadal rośnie :) I nie jechaliśmy autokarem, to był jakiś zdezelowany pojazd leśny, którym normalnie doworzono pracowników sezonowych do pracy. Tak jak teraz nad tym myślę, to buraki cukrowe też pamiętam, ale to był jednorazowy wyjazd.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jakieś moje drzewko też przetrwało, chyba że Szyszko je wyciął...
Usuńkorona komuś z głowy spadła? A ile frajdy z tego było!
OdpowiedzUsuńnie spadła, frajda była...
Usuńzapomniałam, do dziś lubię wykopki...w ogródku:))
OdpowiedzUsuńja prace polowe tak sobie, wolę zrywać owoce:-)
UsuńNas jakoś mało gdzieś ze stolicy wysyłano, chyba nie było blisko Warszawy pegeerów. Raz byliśmy na kopaniu trawnika. Ale było coś takiego co się nazywało marsze jesienne- ganiano nas szybkim marszem po ulicach i dzięki temu się dowiedziałam, że posiadam wyrostek robaczkowy, który w czasie tego marszu ostro protestował i lądowałam zawsze w gabinecie lekarskim. W końcu go usunęli, ale wtedy już nie były tych marszy. Do dziś nie wiem komu coś na mózg spadło, że te marsze organizowano. I to całe szkoły tak ganiano.
OdpowiedzUsuńMarszobiegi to miałam na studiach, nasz WFista był nawiedzony, myślałam, że ducha wyzionę!
UsuńNigdy nie byłam na wykopkach.
OdpowiedzUsuńPo raz pierwszy w życiu zobaczyłam ziemniaki leżące w rowkach, wykopane przez jakąś maszynę, w tym znamiennym, pięćdziesiątym roku mojego życia. Czyżby nadeszła pora umierać? :))
Nie miałaś rodziny na wsi?
UsuńNie. Pierwszy raz w życiu byłam na wsi już po studiach.
UsuńSzkoda, fajnie było jeździć na wakacje na wieś...
UsuńOd dziecka do dorosłości jeździłam z rodzicami co roku na wczasy nad morze (bo wszyscy je kochamy), a resztę wakacji spędzaliśmy w Bieszczadach (bo blisko). Jadąc przez Polskę odwiedzaliśmy jeszcze porozrzucaną po niej rodzinę: w Głogowie nad Odrą, w Gdańsku, w Gdyni.
UsuńNo widzisz, a większość mojej rodziny ze wsi pochodziła...
UsuńCóż, popisałam się, jak już na tę wieś pojechałam... "Grzanym mlekiem" się popisałam. Do dzisiaj się ze mnie śmieją :)
UsuńOpowiedz, please!
UsuńA nie opowiadałam?
UsuńW takim razie jest tutaj:
https://fraube2.blogspot.com/2013/03/142-architektura-dekonstrukcji.html
Nie znałam Cię wtedy, więc chętnie poczytam:-)
UsuńJa nie pamiętam, żebym jeździła na wykopki. Ale czyny społeczne pamietam dobrze :) Co do ziemniaków to pamiętam jak u babci na polu zbierałam stonkę do słoika. Pewnie to ta amerykanska była
OdpowiedzUsuńA ja stonki nie zbierałam z kolei:-)
UsuńA ja zbierałem i ziemniaki i stonkę. Ziemniaki społecznie i prywatnie, a stonkę tylko prywatnie. Na sto procent nie jestem pewny, ale niemal jestem pewny, że te czyny społeczne organizowali nam w niedziele!
UsuńPodobno niedzielna praca w niwecz się obraca...
UsuńStonka jest rodem z Kolorado i do Europy zawleczono ją na przełomie XIX i XX wieku. A teraz z racji ocieplania się klimatu będzie się jeszcze bardziej panoszyć.
UsuńW ogóle tych robali coraz więcej!
UsuńJa jak Iwona podobnie...najbardziej z ziemniaków pamiętam stonkę;)
UsuńA ja właśnie stonki nie kojarzę...
Usuńja bym nie lubił dowcipnych kolegów, a nie myszy... no, ale de gustibus, etc i takie tam inne...
OdpowiedzUsuń...
na wykopkach kartoflowych byłem tylko raz, gdy będąc na stażu w pewnym ośrodku rehabilitacji/resocjalizacji pojechałem z pacjentami pomóc jakiemuś rolnikowi z okolicy w ramach wymiany różnych przysług sąsiedzkich... faktycznie było zabawnie...
...
a co do wszelakich prac społecznych i innych pozbawionych sensu akcji za poprzedniego peerelu, to byłem mistrzem migania się od nich...
p.jzns :)...
No ja niestety taka cwana nie byłam...
UsuńCzyny społeczne wspominam miło. Składaliśmy babci siano w kopki,a ona poczęstowała zimnym zsiadłym mlekiem (ona mówiła kwaśne mleko), sadzili las, a leśniczy zafundował kiełbaski, robiliśmy wykopki, a potem piekliśmy ziemniaki w ognisku. Umorusani, szczęśliwi wracaliśmy nocą do domu. Szkoda, że dziś nie ma czynów, bo przydałyby się, a dzieciaki miałyby frajdę.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
A niektóre dzieciaki posmakowałyby prawdziwej pracy, która daje realne efekty:-)
UsuńTakich wspomnień nie mam. Za to parę lat temu wymyśliłem sobie wyjazd na truskawki za granicę. Z czasem mi przeszło.
OdpowiedzUsuńTo akurat jest racja, bo jak jedna mała rzecz ma trzy czy więcej warstw opakowania to też jest szkoda dla środowiska.
Pozdrawiam!
Ja pracowałam kiedyś w skupie truskawek, obieraliśmy je z szypułek, a później trafiały do przetwórni.
UsuńNa wykopkach nigdy nie byłam. Ale sprzątanie w czynie społecznym parku, grabienie i palenie jesiennych liści pamiętam doskonale. I mycie okien w całej szkole i przyszkolnym nauczycielskim domku. ;) Lubiliśmy mimo wszystko ten czyn społeczny, bo urywały się godziny lekcyjne.
OdpowiedzUsuńNa pewnym etapie życia najważniejsze były lekcje, które przepadły, ale taka praca to też jakaś nauka:-)
UsuńTa.... pamiętam... babcia mi nawet motyczkę zaostrzyła :) ale uciekłam twierdząc że ja nie jestem kurą żeby się w ziemi grzebać :)
OdpowiedzUsuńPrac polowych też nie lubię, to strasznie ciężka praca, wolę w sadzie:-)
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńPamiętam sadzenie lasu:)
I uśmiecham się, bo nam jakoś miło się kojarzyło, może dlatego, że pogodę mieliśmy przeważnie ładną i "władze leśne" były sympatyczne:)
Pozdrawiam:)
Las sam w sobie jest super, my byliśmy na sadzeniu tylko raz, niestety...
UsuńNic nie wykopywałam, tylko sadziłam
OdpowiedzUsuńW warszawskim parku "Morskie Oko" rosną już bardzo wysokie drzewa. Już nie pamiętam które konkretnie sadziłam gdy w klasie maturalnej zagonili nas do sadzenia drzew. Ale to było piękne.
Sadzenie drzew ma wielką wymowę...
:-)
O tak, coś po sobie zostawiamy i widać, jak rosną:-)
UsuńChociaż Lubelszczyzna rolnictwem stoi a ja mam swoje lata takich wyjazdów nie pamiętam.Będąc jednakże w wojsku w Słupsku wyjeżdżaliśmy
OdpowiedzUsuńdo PGR-ów na żniwa.
W czasie żniw to często dzieci pilnowałam, by pod traktor nie wlazły...
UsuńPamiętam wykopki:) przynajmniej przez kilka pierwszych (chyba cztery) klas podstawówki. Potem chyba je zlikwidowano. Jestem ze wsi w gminie typowo rolniczej. Nigdzie nie wyjeżdżaliśmy, każdy pomagał w swoim gospodarstwie, ja u dziadków i bardzo to lubiłam:)
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu:)
No wiadomo, dzieci na wsi pomagały rodzicom i dziadkom!
UsuńTo były piękne dni....bo człowiek był młody.
OdpowiedzUsuńO tak, dziś po takich wykopkach nie wyprostowałabym pleców pewnie...
UsuńRzeczywiście Jotko, dzisiaj nie do pomyślenia.. Zebrałyby się tabuny rodziców, którzy by protestowali...
OdpowiedzUsuńNo właśnie, a przecież praca nie hańbi w żadnym wieku...
UsuńCzyny społeczne doskonale pamiętam.Teraz nie wyobrażam sobie ile byłoby sprzeciwów bo zawsze są za ...i przeciw. Z różnych powodów.Wykopki to pamiętam ale z rodzinnego "podwórka". Gdy kopaliśmy my ziemniaki sąsiedzi przychodzili do pomocy ,a później my chodziliśmy gdy u nich były wykopki.Jak widzę teraz nielicznym tylko "opłaci" się sadzić ziemniaki...I nie sądzę aby to związane było tylko.....z innymi czasami.Tak samo była sąsiedzka pomoc przy zwożeniu siana.Wtedy to było takie normalne....
OdpowiedzUsuńKażdy powinien posmakować ciężkiej pracy, chociażby po to, by siebie sprawdzić:-)
UsuńPamiętam z harcerstwa najpierw wykopki , a potem ziemniaki z ogniska :)
OdpowiedzUsuńZiemniaki z ogniska były super, ale mogą być z kominka :-)
UsuńJa zbierałam stonkę do słoika(fuj!!!) co nam Amerykanie zrzucili ;) Mimo obrzydzenia żadnej nie odpuściłam. Taka patriotka byłam :)
OdpowiedzUsuńA pamiętasz film "Wiosna panie sierżancie "?
UsuńTam odwrotnie - stonkę rozsypywali na polach by dostać odszkodowanie...
Ja całe życie w mieście i chociaż miałam rodzinę na wsi to tylko czasami latem tam jeździłam i żadne prace polowe mnie nie łapały.
OdpowiedzUsuńU rodziny na wsi to ja raczej dzieci pilnowałam i czasem jeździłam wozem po siano:-)
UsuńOstatni raz byłem na czynie partyjnym - bo o tym chyba mowa - w 1984 r. przy budowie szpitala "Matki Polki" w Łodzi. Równaliśmy teren pod wylewkę cementu, ale następnego dnia przyszła inna grupa i "przywróciła" poprzedni stan. ;) Po kilku dniach wszystko zrównały buldożery.
OdpowiedzUsuńMiałam raczej na myśli wykopki szkolne, ale czyny partyjne pamiętam, wielkie zadęcie, a potem inna ekipa niszczyła efekty pracy poprzedniej. Ale czyn był!
UsuńMieszkam w mieście, więc takich doświadczeń nie miałam. Jedynie raz kopałam ziemniaki. Pamiętam, że sprawiało mi to wielką frajdę.
OdpowiedzUsuńBo robota z konkretnymi efektami daje frajdę:-)
UsuńCzyny społeczne pamiętam, ale na wykopkach byłem tylko raz. I dobrze wspominam. Dzięki tym wykopkom klasa zarobiła na wycieczkę szkolną
OdpowiedzUsuńA ja nie pamiętam pieniędzy, chyba szkoła inkasowała jakieś...
UsuńTak poważnie rzecz ujmując zdarzają się w życiu człowieka takie sytuacje, że nie da się zbyt szybko odmówić nawet najbardziej męczącej, ciężkiej pracy. Po prostu trzeba się jej chwycić i już.
OdpowiedzUsuńPewnie tak, na razie z tych firm co byłem cisza tylko. A sam mogę znaleźć taki staż, jaki mi najbardziej odpowiada.
Pozdrawiam!
Podobno człowiek powinien pracować, inaczej schodzi na manowce...
UsuńJa też z wielkiego miasta, na wykopkach (ziemniaków , oczywiście) bylismy z klasą tylko raz. fajna sprawa, i integracja, i widać, jak kto do zadania podchodzi. No i niby lubiłam szkołę, ale na wsi dla mieszczuchów było ciekawie i tak inaczej, i żadnych zadań domowych ;) A z prac społecznych, to pamiętam jeszcze tylko porządkowanie terenu pływalni odkrytej, w czasie matur (my byliśmy w III kl). Mnie to sprzątanie ominęło, bo zostałam oddelegowana do pilotowania młodzieży z jakiejś szkoły z innego miasta (wygrałam klasowy konkurs wiedzy o Poznaniu). To była czysta przyjemność!
OdpowiedzUsuńZ tego co czytam , prawie wszyscy brali udział w pracach społecznych:-)
UsuńWspomnienia witam z uśmiechem. Na wykopki jeździło się starym rozklekotanym Jelczem. Były śpiewy i prawdziwa integracja. A placki z przywiezionych ziemniaków smakowały wyśmienicie.
OdpowiedzUsuńMy raczej z ogniska jedliśmy, smaki z dawnych lat są nie do podrobienia:-)
UsuńWłaśnie z mamą rozmawiałam na ten temat:)) i również wspomina czasy wykopków z nostalgią;)
OdpowiedzUsuńTo znaczy, że wszyscy lubili takie wyjazdy:-)
UsuńMnie również jest żal , że nie przenosimy tego co dobre na współczesne czasy. To był zdecydowanie dobry moment wychowawczy. Przez pracę rodzi się szacunek do człowieka.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że i dzisiejszy rolnik korzystający z dotacji unijnych, nie tak chętnie wpuściłby siłę roboczą na pole.
Jak unia, to i nie ma taniej siły roboczej, za to mamy dni ziemniaka, ogniska, potrawy z pyrek i dobrą zabawę.
Jakie czasy tacy ludzie :)
Bawmy się:)
No właśnie, nie wiadomo czy przepisy unijne by na to zezwoliły?
UsuńJa już trochę młodsze pokolenie, to takich wykopków nie pamiętam, choć dzieciństwo spędzałam u babci na wsi i jak wyglądają wykopki pojęcie mam. Dziś pewnie połowa dzieci nie wie, jak rosną ziemniaki.
OdpowiedzUsuńTak jak też nie wie, skąd się bierze mleko:-)
UsuńJeździłam w podstawówce.Boze,co myśmy na tych wykopkach wyprawiali, szkoda mowic:) Wszystko, tylko nie to co trzeba. Mieliśmy super zgrana klasę, więc nauczycielka nie mogła sobie z nami dać rady.Pamietam, że jeździła na wykopki w butach na wysokich obcasach, bo kochala się w nauczycielu od chemii. Pamiętam też kawę zbożowa i chleb że smalcem, który nam dawano w przerwie. Na czyny spoleczne nigdy nie chodziłam, ja od zawsze byłam na bakier z takimi nonsensami. W niedzielę, bo przeważnie te spedy były w niedzielę, chodziłam do kościoła. Buźka :)
OdpowiedzUsuńZobaczyłam oczami wyobraźni te obcasy w błocie na polu :-)
UsuńAle czego się nie robi by facetowi się spodobać:-)
Buźka!
pochodze ze wsi wiec wykopki mi nie obce
OdpowiedzUsuńburaków nigdy nie sadzilismy
dziekuje za piękny wiersz o jesieni
W naszych okolicach sporo buraków, bo i cukrowni też niemało:-)
UsuńW gospodarstwie przerobionym na atrakcję rekreacyjną, pokazywano jak ziemniaki kopie się taką dziwną podkową na trzonku a te bulwy , buraki, leżały na ogromnej hałdzie . Ciężarówki je zabierały i w sumie to taka to bardziej zabawa była niźli praca. Jeden siedział na koparce i ładował do takiej maszyny z której sypało się wszystko na ciężarówkę. Brałam z pamięci opowieści o ciężkiej pracy rolników i niestety obrazki zupełnie nie pasowały.
OdpowiedzUsuńTakie jakieś obozy pracy gdzie zmuszano ludzi do tak ciężkiej pracy ...to państwo macie wiele lat...ja czegoś takiego nie widziałam i nawet mi rodzice nie opowiadali...
Być może rodzice nie jeździli na wykopki, nie wszyscy bywali...
UsuńGdy ja jeździłam , praca nie była jeszcze zmechanizowana, zbieraliśmy bulwy do koszy, z koszy trafiały na przyczepę traktora...
Wiele lat w metryce, ale duch się czuje młodo:-)
Ta podkowa na kiju to była motyka.
UsuńJa narzędzi rolniczych też za dobrze nie znam...
UsuńPodobno ma być nawet 20 stopni, nie mam pewności czy wierzyć w takie zapewnienia. Ale nawet jak będzie 15, to też nie powinno być większych narzekań raczej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dla mnie satysfakcjonujący będzie brak deszczu tego dnia:-)
UsuńWitaj, Jotko!
OdpowiedzUsuńPiękne czasy wspominasz.
Czasy młodości. :)
Bywałam na wykopkach i sadzeniu lasu w liceum. :)
Pozdrawiam serdecznie.
To witaj w klubie:-)
UsuńMy jeździliśmy ze szkoły na wykopki... marchewki i nigdy tego nie zapomnę. Oprócz tego zabrali nas kiedyś na plewienie młodej kapusty. Pamiętam, że mierną korzyść mieli z nas w tej kapuście, bo kompletnie nie znaliśmy się na roślinach i zamiast usuwać chwasty to bardzo często usuwaliśmy również młode kapustki - niestety. Pozdrawiam ciepło :))
OdpowiedzUsuńPlewienie buraków u nas było, nie lubiłam tego i te muchy...
UsuńOczywiście, że pamiętam i brałem udział w tych wykopkach, sadzeniu lasu i czynach społecznych... i bardzo przyjemnie to wspominam, zwłaszcza że wbrew temu co się dzisiaj mówi, prac tych nie wykonywało się pod batem przymusu. Zakończę czymś banalnym, tudzież naiwnym... traktowałem podówczas te pegeerowskie pola, te lasy, parki i ogrody jako coś wspólnego, coś dla wszystkich, a zatem było "to coś" również moje.... pozdrawiam z zimnej bardzo Francji
OdpowiedzUsuńTak wówczas do tego podchodziliśmy, a niektórzy nawet poszli dalej, bo brali ze wspólnego jak ze swojego...
UsuńSłoneczka życzę:-)
Oj brali, brali... ale teraz cos jakby więcej :-)
UsuńBo kiedyś bali się partyjnej wierchuszki, a teraz nikogo...
UsuńSama nie brałam udziału w żadnych pracach społecznych, ale pamiętam, jak rodzice mieli kiedyś tam jakiś "czyn społeczny", tyle że nie pamiętam, gdzie i co to było.
OdpowiedzUsuńNo i pochody pierwszomajowe obowiązkowe z zakładów pracy też jeszcze pamiętam :)
Pochody lubiłam jako dziecko, bo dostawałam balony i szliśmy na lody:-)
UsuńJa to za młoda jestem, żeby coś takiego u mnie się działo ;) ale na pewno była to ciężka praca. Chociaż ludzie do pracy w nie tak dawnych czasach podchodzili w inny sposób i pchali się aby mieć pracę i mieli tą pracę. Teraz z tym bywa niestety różnie
OdpowiedzUsuńNawet nie pamiętam tej ciężkiej pracy, raczej frajda to była i nie było lekcji:-)
UsuńPiękne, to pewnie były czasy :)
UsuńRóżnie bywało, ale gdy sie jest młodym, to wszystko pasuje...
UsuńZbieranie pyrek to już nie moje czasy, ale ta herbata z wiadra nalewana chochlą... Oj, to mi przypomniało podstawówkę :)
OdpowiedzUsuńTak było też kiedyś w schroniskach górskich, herbata z wiadra i bigos...
UsuńKochana!
OdpowiedzUsuńMieszkałam na wsi, na wykopki były wolne dni.
W czynie społecznym także wiele pracowaliśmy, a ja jeszcze więcej i to jeszcze niedawno.
Ech, wspomnień czar, lubię takie tematy- dziękuję, że je poruszasz na swoim blogu:)
W pewnym wieku jest co wspominać i wymieniać wspomnienia z innymi:-)
Usuń