Są tacy, którzy urodzili się smakoszami, bywają i tacy, którym trzeba przypominać o jedzeniu, ale pochłaniają wszystko bez zastanowienia i wreszcie zdarzają się tzw. niejadki, które nie tylko nie odczuwają głodu, ale przy posiłku walczą z tym, co mają na talerzu...
Niejadki często zdarzają się wśród dzieci, a ich rodzice wychodzą z siebie, by ich pociechy zjadały wartościowe posiłki.
Nie jest to tylko kwestia tego, że dziecko zagłusza głód słodyczami czy chipsami. Znane są przypadki urodzonych niejadków, co to ani obiadu, ani deseru i aż dziw, że z głodu nie umierają...
Córka mojej koleżanki była urodzonym niejadkiem, poczęstowana przez kogoś rzodkiewką, nosiła ją w buzi cały dzień, bo nie śmiała odmówić, a nauczona była, że jedzenia się nie wyrzuca. Koleżanka była z nią nawet u lekarza w obawie o anemię, ale sama lekarka zdziwiła się, że przy swej chudości i bladości nic dziewczynce nie jest i ma siłę biegać, może żywiła się energią z Kosmosu?
Najlepiej podobno posiłek smakuje w towarzystwie. Samemu często nie chce się nam ugotować obiadu. Gdyby na mnie trafiło, to jadłabym codziennie makaron w różnych odsłonach.
Gdy mój syn był mały miewał fochy na różne pokarmy, za to w restauracji jadał wszystko, łącznie z cebulą i majonezem, a idąc w gości zjadał to, na co w domu w ogóle by nie spojrzał.
Moja babcia miała 7 dzieci, jej sąsiadka - jedynaka niejadka. Gdy jedynak zaczął bywać u babci i jadać obiady w towarzystwie wesołej gromadki, jego mama nie mogła się nadziwić, z jakim apetytem zjada posiłek.
Pewnego dnia przyszła do mojej babci z propozycją, że będzie dawać babci pieniądze na zakupy, a w zamian jej syn będzie jadał obiady z dziećmi sąsiadów. A podobno pałaszował, aż mu się uszy trzęsły:-)
Powiecie - pewnie babcia tak dobrze gotowała? no pewnie, a na czyjej kuchni byłam pulchnym bobasem?
Do dziś pamiętam Jej potrawy, sama już takich smaków nie potrafię odtworzyć...
Czy ktoś z Was należał do klubu kreatywnych rodziców? A może sami byliście niejadkami?
Byłam niejadkiem, urodziłam niejadka:)
OdpowiedzUsuńWyrosłyśmy z tego. Za to mój syn zawsze miał bardzo dobry apetyt. Co dziwne, syn pałaszujący ,aż mu się uszy trzęsły, nigdy nie miał problemów z nadwagą.
Chyba jedno z drugim nie musi iść w parze, ale bywa też tak, że niejadek staje się grubasem:-)
UsuńZ niejadków robi się wielkie problemy, moim zdaniem nad wyrost. Jak sama widzisz (w przytoczonej historii), dla dziecka to nie problem długo nie jeść lub mało jeść. Poza tym dzieciaki nie miewają (jeśli są zdrowe) żadnych zaburzeń pokarmowych tak jak dorośli, którzy są zmuszeni do stosowania jakichś diet jeśli chcą zachować zdrowie, ponieważ zatracili umiejętność pojmowania ilości i jakości jedzenia na swe posiłki i nie reagują na głód bądź zaspokojenie głodu. Dzieciom tego nie trzeba tłumaczyć, one naturalnie przyswajają tyle, ile potrzebują naprawdę i wtedy kiedy potrzebują.
OdpowiedzUsuńA wieść o istnieniu apetizera zmroził mi krew...
Apetizer to kolejny reklamowany produkt, kolejna chemia, dziecko wie lepiej...
UsuńBoże, ratuj... Moje dziecko za całe swoje życie (prawie 22 lata) nie chciało jeść tylko przez jeden dzień, przy silnej gorączce, w dzieciństwie. Jak ja się wtedy cieszyłam! Bo standardem był płacz po każdym posiłku - że się już skończył :) Ubierać ją mogę, ale żywić... Rockefeller by nie nastarczył!
OdpowiedzUsuńStąd ludowe mądrości narodów, ale przynajmniej obrazków z sera nie musiałaś robić.
UsuńRobienie obrazków z sera jednakże nie doprowadziłoby mnie na skraj bankructwa. Żywienie dzieciątka natomiast nieuchronni prowadzi do totalnej ruiny finansowej :))
UsuńJa wydałam majątek na klocki lego, leżą teraz w pawlaczu, jakby tak podliczyć, to drugie auto byśmy kupili...
UsuńUsiłowałaś karmić dziecko klockami Lego??!!!
Usuńgdybym karmiła, to by nie leżały w pawlaczu...
UsuńLeżą, bo okazały się niejadalne :)))
UsuńPrzynajmniej mogą się jeszcze na coś przydać, np. innemu dziecku. Ale to, co zeżarło moje, obróciło się w...
Niby wiem, co to niejadki w domu. Moi dwaj młodsi we wczesnym dzieciństwie żywili sie chyba słońcem. Ale co tu sie dziwić alergikom, w tamtych czasach ich diety były dość ubogie. Teraz obaj są smakoszami i dobre jedzenie jest dla nich przyjemnością, umieją też smacznie gotować. Natomiast najstarszy zawsze, od urodzenia miał dobry apetyt i jadł wszystko, co podali. Z tym, że właśnie nie zwraca uwagi, co je. Bardzo rzadko coś mu tak zasmakowało, że o tym powiedział, a jeszcze rzadziej pochwalił. Jego roczna córcia wdała się w tatę. Am i "daj" w kierunku jedzenia, to jej ulubione słowa:) I rośnie jak na drożdżach. Nigdy nie bawiłam sie jedzeniem, nie umiem i nie miałam potrzeby, uważałam, że to strata czasu, pochłonęliby szybciej, niż by zauważyli, co też za figury mają na talerzach. Serdeczności!
OdpowiedzUsuńJa czasami bawiłam sie w jedzeniowe obrazki, by namówić syna do jedzenia zdrowych rzeczy lub nazywałam potrawy inaczej niż wszyscy.
UsuńSama zjadłabym taki pięknie przygotowane posiłki ze smakiem! :D Jeśli chodzi o jedzenie to za malucha nie było ze mną problemów. Teraz gdy sama sobie gotuję to przyznam, że lubię powybierać.. Po prostu są rzeczy, których nie lubię, ale chyba większość osób tak ma. Mam nadzieję. ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Bo podobno jemy oczami, gdy mąż zrobi mi kolorowe kanapki, od razu lepiej smakują:-)
UsuńMoja córka jak była mała to nigdy nie miałam z nią problemów żeby jadła - jadła bardzo chętnie, ale i tak w ramach zabawy wspólnie przygotowywałyśmy ,, wesołe jedzonko " - to była taka nasza nazwa :) Nie było to robione często żeby się nie przyzwyczaiła, ale dwa razy w tygodniu to taka norma była :)
OdpowiedzUsuńTo podobnie jak u nas, na więcej nie miałam czasu i pomysłu:-)
UsuńTo ja właśnie jestem z tych niejadków, o których piszesz. Moja mama miała ze mną nie lada kłopot od najmłodszych moich lat. Współczuję rodzicom wszystkich niejadków, bo to naprawdę powód do zmartwień. Moi rodzice bardzo się martwili i troszczyli niezwykle, bym cokolwiek jadła. Potem w wieku nastoletnim wyrosłam z tego niejedzenia. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMoże w zamian stałaś się smakoszem?
UsuńNiejadek i tak mi zostało. Małżonek mój za to lubi wszystko jak sam mówi, więc jakoś się równoważymy.
OdpowiedzUsuńBilans musi wyjść na zero. Ja niejadkiem nie byłam, nie lubiłam tylko czekolady, za to teraz muszę uważać na jelita...
UsuńMój syn gdy miał 12nlat przestał zupełnie jeść. Zaczął okłamywać z posiłkami, głodził się. Było to wynikiem mojego wylotu do Londynu. Zaczęłam z nim chodzić na basen i grać w kosza. Oczywiście początkowo wychodziłam ze skóry, aby jadł, ale gdy przestałam o tym wspominać w przeciągu roku zaczął normalnie jeść, a gdy zaczął 14 lat to już bałam się, że mi drzwi lodówki urwie:)
OdpowiedzUsuńDo wszystkiego trzeba mieć cierpliwość
Ważne, że w porę zauważyłaś problem, ja tak miałam na początku liceum, ale gdy się zakochałam to mi przeszło...
UsuńWiesz cieszę się dzisiaj że ten" Stary Koń"
UsuńMa apetyt za całą stajnie i z przyjemnością mu gotuję😗
A mój bardzo stary koń, to nawet gotuje lepiej ode mnie i w dodatku twierdzi, że go to odstresowuje...
UsuńPrawda jest taka, że głód jest najlepszym kucharzem. Tam, gdzie nie starcza jedzenia, nie ma niejadków.
OdpowiedzUsuńTo też prawda i chyba w wielodzietnych rodzinach także.
UsuńJadłem właściwie wszystko poza rybami, żeberkami i flakami. Teraz przekonałem się do flaków i do ryb nieco.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia ile trzeba czasu i energii dla takiego drzewka poświecić. Pewnie wskazówki dają przy zakupie, jeśli to dobry sklep jakiś. Też jakoś nie ciągnie mnie do posiadania bonsai.
Pozdrawiam!
Za żeberkami nie przepadam, choć mam w domu takich smakoszy...a flaki mój mąż polubił dzięki mnie.
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńUwielbiałam i nadal uwielbiam bawić się w gotowanie, ale sama... jestem z tych, co to "jedzą, żeby żyć, a nie - żyją, żeby jeść":)
Pozdrawiam:)
Ja lubię gotować coś nietypowego, natomiast codzienne obiady to moja zmora...ale lubię poznawać nowe smaki:-)
UsuńW mnie "Tadek-niejadek" przechodzi z pokolenia na pokolenie. Nie jadła moja mama, nie jadłam ja, nie jadły moje dzieci i nie jedzą wnuki.
OdpowiedzUsuńA ja zaczęłam jeść dopiero parę lat temu.
Czyli tradycja rodzinna, u nas wszyscy lubią i lubili jeść, niektórzy nawet bawią się gotowaniem, nie ja oczywiście...
UsuńNie byłam niejadkiem, ale raczej grymaśnicą. Do dziś mi zostało, że gdy nie mam tego co lubię to jakoś zupełnie nie jestem głodna. Gotowanie polubiłam, ale w mojej kuchni rzadko można zjeść coś typowego dla kuchni polskiej, bo lubię kuchnię indyjską, więc na stole jest kuchnia indyjska w polskim wydaniu. U mnie nawet placki kartoflane nie mogą być "normalne" ale za każdym razem są inne.Od kilku lat to jest w ogóle zwariowana kuchnia bo mam różne ograniczenia dietetyczne (bez glutenu, bez laktozy, bez cukru) i gotowanie stało się "ostrą jazdą bez trzymanki".
OdpowiedzUsuńDo tego odziedziczyłam po teściowej synusia, który wybrzydzał przy stole jeszcze gorzej niż ja, a teściowa była dobrą mamą i potrafiła jednego dnia trzy zupki dla synusia ugotować. Ja dobrą żoną nie jestem, ale o tym to go uprzedzałam przed ślubem.Jak nie smakuje to niech nie je albo sobie sam gotuje.
Na ogół niejadkami są dzieci, które mają zbyt mało zajęć fizycznych.
No i trzeba sie przy nich nieco nagłówkować jak w "byle czym" przemycić odpowiednią ilość protein i innych wymaganych składników.
Znam takich co pieką wciąż ciastka, w tym ciastka z....brokułów.
Miłego;)
Ja przemycałam jajka, bo mój syn nie lubił jajek i długo też nie wierzył, że naleśniki robi się z mleka i jajek, a keczup z pomidorów:-)
UsuńNie byłam niejadkiem ale zawsze jadłam bardzo mało i tak mi zostało. Wybredna też raczej nie jestem. Oczywiście są rzeczy, których nie zjem np. fast foody i takie, które lubię bardziej od innych. A ze względu na uczulenie na mleko i wszelkie jego pochodne musiałam wykluczyć je z diety. Gotować lubię i nawet nieźle mi to wychodzi:) Lubię też poeksperymentować w kuchni od czasu do czasu:) Jakiś czas temu opanowałam robienie sushi, którego jestem wielką wielbicielką.
OdpowiedzUsuńSerdeczności:)
Ja raczej też lubię wszystko, ale niektórych rzeczy nie jadam z powodów zdrowotnych, a najlepiej smakuje wszystko przygotowane przez kogoś innego:-)
UsuńMój brat był niejadkiem, a szczególną wrogość czuł do grysiku, którym babcia za wszelką cenę karmić go chciała...jadł cokolwiek tylko, jak był głodny, albo zajęty niejedzeniem...a, że u babci przy stole i odpowiednich porach, bratu nieodpowiadających i jeszcze ten "obrzydliwy" grysik...to mi się go żal robiło, i jak babcia wychodziła do kuchni pomagałam mu w tej kaszy mannie :)
OdpowiedzUsuńKaszkę manną i zupy mleczne lubiłam, na koloniach i w szpitalu jako jedyna brałam dokładki...
UsuńJakie cudne są te propozycje dla niejadka! Ale aż szkoda jeść ;-)
OdpowiedzUsuńJa chyba przez jakiś czas w dzieciństwie, a właściwie na samym początku szkoły podstawowej byłam niejadkiem. Ponoć siedziałam w szkolnej stołówce w nieskończoność z pełną buzią i nie mogłam przełknąć. Troche trudno mi w to uwierzyć, bo jeść uwielbiam, tylko możliwości już nie te. :)
Niejadkiem to nigdy nie byłam, a takie obrazki robiłam czasem synowi, oczywiście nie takie skomplikowane...
UsuńDroga Jotko za czasów mojego dzieciństwa kwestią było nie to, co jeść
OdpowiedzUsuńtylko, czy coś było w ogóle. Słynna kromka chleba umoczona w wodzie i posypana cukrem, była prawdziwym rarytasem! :)
Tak też bywało, w niektórych domach to i cukru brakowało, ale to już inna bajka...
UsuńJa byłam niejadkiem, ale uważam, że dostawałam za duże porcje - po prostu. I w przedszkolu potrafiłam siedzieć przy stoliku długo i mymlać obiad, kiedy inne dzieci już skończyły.
OdpowiedzUsuńKoszmar. A wystarczyło dać jedno danie, albo połowę z tego. Ale kto się wtedy tym przejmował.
Uważam, że nawet teraz, zwłaszcza w restauracjach są zbyt duże porcje... na szczęście można zabrać resztę obiadu do domu.
UsuńJa nie mogę się nadziwić jak moja " przyszywana" wnuczka trzęsie się na widok jedzenia :) Teraz już wiem, że żadna zabawka jej tak nie ucieszy jak np. soczek albo jakieś dziecięce herbatniczki. Ostatnio, zabrałam sok Bobo frut bo akurat nie miałam niczego w domu i nawet nie zdążyłam mrugnąć - to był ułamek sekundy, gdy butelka radośnie ściskana dwoma rączkami, była już w jej posiadaniu. :) Takiego dziecka jeszcze nie widziałam :))))
OdpowiedzUsuńGabrysiu, taki soczek sama bym chętnie wypiła, a dzieci, które lubią wszystko i jedzą z apetytem to sama radość.
UsuńZawsze uwielbiałam dobrze zjeść i tak jak ty Jotko kocham makarony i jeszcze wszelkie kluchy. Mój syn też zawsze pałaszował, co mu dałam, choć zawsze też był szczuplutki. Do dziś zresztą.Ale niejedną historię o niejadkach słyszałam. Odnoszę wrażenie, że opiekunowie czasem sami robią z dzieci niejadków, podstawiać jedzenie co chwila i zabawiając dzieci jak się da. Co się dziwić, że bez atrakcji nic do ust nie wezmą? No, ale mnie łatwo mówić, bo nie znam problemu z autopsji :)
OdpowiedzUsuńTo obie jesteśmy makaronowe:-)
UsuńWiesz, ja też kiedyś myślałam, że to przesadzone, póki nie przekonałam się z autopsji właśnie :-) Koszmar dla rodzica!
Nie byłam niejadkiem lecz jak trafiło na "coś" co nie lubiłam to oczywiście byłam nim. Jako dziecko nie cierpiałam szpinaku. Teraz go uwielbiam i od czasu do czasu robię sobie makaron (własnej roboty) ze szpinakiem lub krokiety. Ale jak pamiętam z lat dzieciństwa chodziło właśnie o przygotowanie do jedzenia- z tamtych czasów pamiętam szpinak jako taką "ciaparygę" bez smaku...brrrrr. Mama chciała abyśmy jadły bo podobno zdrowe...Tak samo jak obowiązkowe było picie tranu....codziennie.. No ale żeby nie było tylko o mnie,cała moja czwórka latorośli nie należała do niejadków chociaż też do tej pory mają mniej lub bardziej ulubione potrawy.
OdpowiedzUsuńMasz rację, Grażynko, wiele zależy od smaku i wyglądu potraw, czasem ta sama potrawa bardziej smakuje nam w lokalu lub u kogoś w gościnie...poza tym chyba także smak nam się zmienia z wiekiem:-)
Usuńmoja matka zawsze mego syna za niejadka miała a on po prostu jadł tylko nabiał i tyle
OdpowiedzUsuńnigdy nie zmuszałam syna jak był głodny to sam się upominał
pozdrawiam serdecznie
Sąsiadka mojej babci nazwała mnie niewdzięczną, bo wzgardziłam cukierkiem czekoladowym, a ja wolałam landryny i toffi...
UsuńPytanie podstawowe: skoro dziecko jest po prostu szczupłe, ale nic się nie dzieje, nie ma anemii to ... o co chodzi z tym etykietowaniem "niejadkiem" i zmuszaniem do jedzenia?
OdpowiedzUsuńJa byłam niejadkiem, na szczęście moja mama miała dobrze poukładane w głowie (może dlatego, że chodziłą do pracy i nie miała czasu zajmowac się takimi pierdami, jak zmuszanie drugiej osoby do jedzenia). Dzisiaj jem za dwóch i nie tyję. Oczywiście, znajomym znowu nie odpowiada, bo oni chcieliby, ale ciągle są na diecie :)
Za zmuszaniem też nigdy nie byłam, myślałam raczej o zmartwieniu rodziców, którzy obawiają się o zdrowie dziecka, które mało co je, a o owocach czy warzywach w ogóle nie chce słyszeć...
UsuńWydaje mi się, że moi Rodzice w sumie robili dobrze, że nie zmuszali mnie jakoś szczególnie do jakichś dań. Jednocześnie od początku jak zacząłem jeść ,,dorosłe" jedzenie, były to raczej obiady domowe. Różnorodne smaki, propozycje kulinarne sprawiły, że teraz jakoś specjalnie nie wybrzydzam.
OdpowiedzUsuńPamiętam z przedszkola kolegę, który za nic nie chciał jeść obiadów. Później okazało się, że jego rodzice chodzili z nim właściwie tylko do McDonalda, tylko takie smaki znał.
No ba. Warto mieć coś, co przypomni nam o wyciecze.
Pozdrawiam!
Kiedyś w McDonaldzie spotkałam panią, która oskarżała sieć restauracji o alergie swojej starszej córki, a ja zapytałam czy ktoś ją zmuszał do korzystania i dlaczego z młodszym dzieckiem też tu przyszła?
Usuńdziecko może i trzy dni nie jeść. byle piło. i nie robiłbym z tego żadnej filozofii. jak zgłodnieje, to zje obiad razem z lodówką.
OdpowiedzUsuńNo niestety, nie wszystkie dzieci tak mają...
UsuńDziwak był niejadkiem, musiałam wymyślać od kanapek mocy po całe historie o piratach i ukrytych skarbach na dnie talerza. Na szczęście całkowicie mu przeszło i wymiata wszystko, choć z reguły mówi, że nie lubi i wszystko jest trujące :p
OdpowiedzUsuńKanapki mocy przydałyby się do pracy, bo czasem to mnie taka niemoc ogarnia, że hej!
UsuńU mnie w rodzinie niejadków nie było, ale znam sytuacje, gdzie rodzice w trosce chwytali się różnych podstępów, żeby dziecko nzkarmić, a gdy było większe po proostu stosowali szantaż - dopuki nie zjesz, nie wolno ci odejść od stołu, co trwało czasem kilka godzin.
OdpowiedzUsuńTeraz wiadomo, że jedzenie wmuszone powoduję większe problemy w organizmie niż brak jedzenia. A energią kosmiczną sporo ludzi na świecie się odżywia, pewnie te Tadki-nie jadki też:)
Wielogodzinne zmuszanie to raczej nie sposób, ale tak jak mówisz, różne sposoby na przemycenie zdrowych składników:-)
UsuńNie znam tematu, i chyba dobrze. U nas generalnie stabilnie z jedzeniem. To, co niektórzy rodzice jednak wyczyniają, by ich dzieci jady jest zdumiewające
OdpowiedzUsuńJeśli nie znasz problemu, to tylko sie cieszyć!
UsuńRestauracje z fast-foodem to wylęgarnia dziwacznych historii. Najciekawiej jest jak jeden klient poucza drugiego o szkodliwości takiego jedzenia dla dziecka, jednocześnie samemu jedząc ze swoją pociechą jakiś zestaw.
OdpowiedzUsuńTego typu ozdoby powtarzały się właściwie cały czas, właściwie trzeba by mieć głowę na jakimś wysięgniku i sprężynach, by wszelkie zdobienia ścian czy sufitów zarejestrować. :)
Miałem już parę sytuacji ciekawych z przewodnikami.
Pozdrawiam!
W niektórych znanych miejscach to nie wiadomo, na co patrzeć tyle jest zdobień...
UsuńTo wina Wandy Chotomskiej! Ona wymyśliła Tadka Niejadka i potem poleciało...
OdpowiedzUsuńNo popatrz, nie pomyślałam, coś w tym jest:-)
UsuńDroga Jotko, nigdy nie byłam niejadkiem. Moje dzieci też niejadkami nie były. Za skuteczną metodę radzenia sobie z niejadkami uważam metodę dr Spocka, która z grubsza ogranicza się do: nie to nie.
OdpowiedzUsuńTak to bywa, że w teorii wszystko jest prostsze, niż w życiu...
UsuńKochana!
OdpowiedzUsuńNie miałam problemu z moją 3-ką dzieci z jedzeniem.
Sami z mężem wychowywaliśmy je, zatem nie było "dobrych" rad babci, że za mało. Wtedy dzieci się precz "tuczyło", ponad 20 lat remu.
Dziecko grube, to zdrowe. Taki wówczas panował trend.
Sami z mężem jesteśmy szczupli, zatem i nasze dzieci były i są takie.
Na początku karmiłam piersią, potem stopniowo zaprowadzam do diety dziecka po kolei nowe produkty.
Pamiętałam, żeby było zdrowo, ale i smacznie, kolorowo, estetycznie podane. Sama tak lubię.
Córka przez pewien czas była wegetarianką, przygotowywałam dla niej jedzenie bezmięsne, ale i sami takie wówczas jedliśmy, zatem nie było problemu.
Nigdy nie zmuszałam dzieci do jedzenia.
Dziś, to już dorosłe zdrowe i mądre osoby:)
Pozdrawiam miło:)
Ja tez nie zmuszałam, pilnowałam tylko by zjadał także zdrowe rzeczy, a nie tylko to, co lubi...
UsuńMoja córka była niejadkiem. Żaden lekarz nie uwierzył, że tak mało jada, bo wygląda dobrze i wyniki ma dobre. Nie ustąpiłam i po szczegółowych badaniach okazało się, że ma niedobór kwasów żołądkowych. Po kilku latach samo wszystko się wyrównało, tak jak mówiła lekarka. Najgorsze co można zrobić, to karmić na siłę, wpychać jedzenie, niektórzy nawet straszą, brr.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Dzięki dociekliwości rodziców udaje się czasem wykryć różne nieprawidłowości lub alergie...
UsuńZmuszaniu jestem przeciwna.
Nie wiedziałam dlaczego moja mama mawiała że woli na drodze kamienie tłuc niż mnie karmić .... dopóki sama nie doświadczyłam takiego synusia. Ale na szczęście wyrośliśmy z tego . Mama była by z nas dumna :)
OdpowiedzUsuńA ja tam jadłam wszystko, oprócz czekolady!
UsuńByłam niejadkiem. Mama wiecznie biegała za mną z jedzeniem i podtykała pod nos. A teraz jest odwrotnie, hi, hi, hi... Chciałabym nie jeść ...
OdpowiedzUsuńWszystkim nam się zmieniają gusty i apetyty:-)
UsuńNigdy nie byłam niejadkiem, więc i nikt nie musiał się starać robić mi takich cudów na talerzu. Teraz też mogę mieć na talerzu ładnie ułożone jedzenie, ale nie zachęca mnie to bardziej, niż zwyczajnie nałożone danie, byle było smakowite, zrobione ze zdrowych i świeżych składników.
OdpowiedzUsuńMy czasem śmiejemy się w restauracji, że na talerzu jest więcej dekoracji, niż dania, więc jeśli ktoś bardzo głodny...ale generalnie porcje są za wielkie.
UsuńGdy mama mojej córki wyjeżdżała na dłużej, zawsze pytałem Olkę (czyli córkę), czy jest głodna i zwykle słyszałem, że nie. Nie naciskałem i zwykle drugiego/trzeciego dnia dziecak przyłaził i marudził, że jest głodna i zjadała wszystko, co jej podsunąłem. Dziś jest zdrową, przefajną i - przede wszystkim żywą - dziewczyną:)
OdpowiedzUsuńDziś pewnie trudniej rodzicom, bo wszędzie tyle pokus, już w szkole dzieciaki objadają sie różnymi świństwami(częstują się wzajemnie), a szkolny obiad traktują po macoszemu.
UsuńByleś po prostu rozsądnym tatą:-)