Czytamy lub słyszymy o wielkich karierach lub po prostu drodze zawodowej okupionej wielkim stresem i utratą zdrowia. Ale czy na początku liczyliśmy się z konsekwencjami naszego wyboru?
Przecież wcale nie musiało być tak źle, przecież tylu ludzi robi kariery, dobrze im się powodzi, mają udane życie prywatne...
Zdarza się także, że na naszej drodze stają niewłaściwi ludzie i sytuacje, na które mamy niewielki wpływ. Może to pech, a może my nie radzimy sobie z otaczającym nas światem?
Alicja lubiła swoja pracę, awansowała szybko, miała fajnego męża i udanego syna, idealne życie, można powiedzieć.
Firma, w której pracowała rozwijała się szybko, klientów przybywało, ale przybywało także obowiązków i wyzwań. Alicja lubiła wyzwania, otrzymała kierownicze stanowisko, kierowała kilkunastoma osobami.
Z czasem musiała sprostać tzw.naciskom z góry, rozmowom z klientami, kooperantami, kontroli jakości, a normy bywały coraz bardziej wyśrubowane.
Nawet nie zauważyła, że sypie się jej związek, że syn ma kłopoty w szkole, a ona sama problemy ze snem.
Gdy mąż zdecydował się na rozwód, poczuła się oszukana i zdradzona, wszak miał ją wspierać we wszystkim.
Pewnego dnia bliska koleżanka i zarazem podwładna poprosiła o chwilę rozmowy, z której Alicja zapamiętała jedno zdanie - uważaj, bo od szefowej zołzy do zwyczajnej świni już niewiele ci brakuje, a na górze i tak Cię nie docenią...
Rozwód i nagła śmierć ukochanego ojca spowodowały, że Alicja zachorowała na depresję, musiała zrezygnować z pracy, ale jakoś w firmie nikt za nią nie tęsknił, nie dzwonił.
Leczyła się długo, chyba tylko dziecko i przyjaciółka trzymały ją przy życiu...
Gdy była już gotowa wyjść do ludzi zaczęła szukać pracy, jej CV zainteresowało niejednego pracodawcę, ale Alicja nie chciała już do wielkiej firmy i nie pragnęła powtórki poprzedniego scenariusza,
Traf chciał, że poznała swojego kolejnego męża, wyszła za mąż, urodziła dziecko, któremu postanowiła poświecić 3 lata w domu. Podobała jej się rola inna, niż dotychczasowe.
Gdy drugie dziecko poszło do szkoły Alicja zatęskniła za aktywnością i znów wysłała podania o pracę.
Zatrudniono ją na próbę jako sprzątaczkę, mąż się dziwił, nowy szef także, bo jak to, kobieta z takim doświadczeniem i predyspozycjami sprzątaczką?
Ale Alicja jest zadowolona, żadnych stresów, praca konkretna, współpracownicy niekonfliktowi, może godziny pracy nie są marzeniem , ale coś za coś...
Pełna energii przychodzi do pracy, tu i tam już wdrożyła pewne pomysły, wszyscy są zadowoleni, a ona najbardziej.
przecież być z siebie zadowolonym można wszędzie. Rozumiem Alicję. Pracowałam jako sprzątaczka. Korona pozostała na swoim miejscu.Większość ambitnych, wykształconych wyjeżdżając za granicę podobnie zaczyna "karierę"
OdpowiedzUsuńTeż mam w życiorysie taki epizod i korona także na swoim miejscu :-)
UsuńSwoje mieszkanie sprzątam także sama :-)
Czasem trudno jest wypośrodkować- ponieważ byłam raczej pracoholiczką, to z chwilą urodzenia dziecka przestałam pracować i zostałam tzw. "kura domową" do chwili pójścia dziecka do szkoły i wtedy okazało się, że jestem do pracy "za stara", bo przekroczyłam 35 rok życia. I korzystając z transformacji ustrojowej zaczęłam pracę w firmie prywatnej, spółce naszej i przyjaciół.Ale święty spokój osiągnęłam dopiero na emeryturze. Praca "na własnym" ma ten feler, że przenosi się również w domowe pielesze i często jest o wiele intensywniejsza niż u obcego pracodawcy.
OdpowiedzUsuńJa próbowałam kiedyś pracy w prywatnej spółce, ale nie wyszło...mówiły jaskółki, że niedobre są spółki.
Usuńktoś mądry powiedział, że z wiekiem rośnie apetyt na święty spokój. zapewne wiedział, co mówi. a pani Kolanko i komentarz pod zdjęciem uwiodła meni od samego poranka.
OdpowiedzUsuńOj, rośnie, sama już tego doświadczam:-(
UsuńZastanawiam się, czy byly (czy są?) w moim życiu momenty, kedy to szłam do pracy z pełnym entuzjazmem? I okazuje się , że tak. Ale to zdarzało mi się tylko w dwóch przypadkach: gdy udalo mi się jakimś cudem pracę połaczyć z zabawą i wtedy, gdy praca miała wyłącznie papierkowy charakter i to w pełni niezależny od bezpośredniego wglądu szefa.
OdpowiedzUsuńPraca i tylko praca, zwłaszcza tak wymagająca intensywnych kontaktów z innymi ludźmi? Chyba zawsze wiąże się ze stresem i w związku z tym sama myśl o niej jest jakimś zagrożeniem. I dlatego czasem ją rzucamy.
P.S. Napisałam to wszystko jeszcze przed poranna kawą, więc pewnie bez sensu. Trudno.
Ja miałam wiele momentów, gdy szłam radośnie do pracy, nadal miewam, ale coraz rzadziej, niestety...
UsuńCzasem ten 'święty spokój' okazuje się ważniejszy od kariery, stanowisk i wielkich pieniędzy. Jednak... to zależy od tego kto co lubi i czego chce-wybór należy do nas.
OdpowiedzUsuńW swojej pracy sama sobie jestem sterem, żeglarzem, okrętem i chociaż nie jest pozbawiona stresu to ją lubię i nie zamieniłabym na inną.
Fajnego weekendu Jotko☺
Wszystko to prawda, gorzej gdy nie możemy zmienić niechcianej sytuacji i musimy się męczyć...ale podobno nie ma sytuacji bez wyjścia.
Usuńniezwykle interesujący wpis. Dodam, ze i wiele zależy od wieku. Przynajmniej w moim przypadku.
OdpowiedzUsuń1. gdy poszłam do pierwszej pracy zazdrościłam osobom, które odchodzą na emeryturę, a one często pukały się w głowę, bo same uważały, ze zostały "wyrzucone" z pracy i nie rozumiały mojego zachwytu tym stanem rzeczy.
2. Pierwsza praca, potem zmiana na drugą i równoległe prowadzenie firmy z pracownikami, potem zmiana na trzecią i wciąż równoległe prowadzenie tej firmy.
3. Potem choroba i z dnia na dzień przewartościowanie wszystkiego. Życie jest moim priorytet. Dosłownie.
Wracając do Twojego wpisu wyznaje zasadę, że żadna praca nie hańbi. Mogłabym być osobą sprzątającą, ale trudno byłoby mi zaakceptować tę pracę jako pracę z wyboru i pracę kolejną po pracy i zupełnie innym charakterze. Mogłabym od niej zaczynać, ale na pewno nie kończyć. Oczywiście nie mówię o pracy z konieczności, przymusu, lecz z wyboru. Pozdrawiam.
Wiele osób, odchodząc kiedyś na emeryturę czuło sie niepotrzebnymi, ale dziś chyba w tym pedzie i przy totalnej eksploatacji pracownika bywa tak rzadziej i chyba gorzej znoszą to osoby bez pasji lub rodziny...
UsuńHistoria jakże mi bliska. Synowa zmieniła się w "świnię", nie tylko w pracy, właśnie po karierze w jednej z korporacji. Nie wiem, co tam robią z mózgami ludzi, ale nic dobrego. Ma pieniądze i nic poza tym. Ale, że się starzeje, a w korpo do emerytury to trwają tylko właściciele, kiedyś obudzi się z ręką w nocniku. Nie życzę jej tego, bo jak zwykle najbardziej oberwie wnuczka, ale taka jest logiczna kolej rzeczy.
OdpowiedzUsuńNie piszę tego, żeby oczerniać synową, ale żeby przestrzec inne młode kobiety.
myślę, że zmieniają się osoby, które są podatne lub nadambitne i prą do przodu za wszelką cenę, ale przebudzenie moze być bolesne...
UsuńŚwietnie rozumiem decyzję Alicji. Pracuję w pralni w Domu Opieki, składam pranie słuchając radia albo słucham swoich myśli z głębi. Do pracy idę chętnie, niczym się nie stresuję. Kiedyś, dawno temu buntowałam się przeciw mojej pozycji społecznej, bo chciałam być kimś więcej, któregoś razu ktoś podczas przyjacielskiej rozmowy powiedział mi: "Może to dobrze, że tak wyszło, jesteś zdolna to zaszłabyś daleko, tylko czy byłabyś szczęśliwa, czy mogłabyś być sobą... Gdybyś weszła między wrony, musiałabyś krakać tak samo". Ta osoba miała rację, dobrze, że tak wyszło, a teraz nawet myślę, że tak miało wyjść.
OdpowiedzUsuńPodobno wszystko jest po coś, a my możemy byc kim chcemy, ale czy wszystko czego chcemy uczyni nas szczęśliwymi?
UsuńCzasami gonimy za karierą tylko po to, bo wydaje nam się to jedyną słuszną rzeczą. Do tego też trzeba być stworzonym. Znam takich niezdartych ludzi, którzy w biznesie 24h na dobę czują się jak ryba w wodzie. Przepraszam, jak rekin w wodzie. Stresowe sytuacje traktują co najwyżej jak kolejne wyzwania, czyli podobnie jak Alicja z Twojej opowieści.
OdpowiedzUsuńŚrodowisko w pewnym stopniu można sobie wybrać. Inaczej jednak ma się sprawa w pracy bądź w rodzinie. Tam niemożliwa jest żadna weryfikacja. A święty spokój jest na wagę złota. O ile pracę można jeszcze zmienić (jakoś), tak rodziny już nie.
Praca nie hańbi żadna, a jak spokój jest tam, to i w życiu znajdzie się go sporo.
Masz rację, pracę i znajomych można sobie zmienić, ale piekło w rodzinie to już inna sprawa, trudniejsza...
UsuńJak dla mnie święty spokój jest najcenniejszy, ale lubię też pracować, być w centrum tego co się dzieje, ale czasami zamykam drzwi i delektuję się ciszą i spokojem - jakkolwiek głupio to brzmi ;)
OdpowiedzUsuńWcale nie głupio, Aniu - mam identycznie!!!
UsuńMam koleżankę, która pracuje w korporacji.Ma piękny dom,piękny samochód,pieniędzy w bród i jest wykończona.Ja mam od pewnego czasu święty spokój, bo w moim życiu w pewnym momencie zagrały wspólnie pewne czynniki, które sprawiły, że mogę tak żyć jak lubię. Chociaż finansowo żyje się skromniej, nie zamieniłabym tego życia na inne. Jeżeli Twoja bohaterka dobrze się czuje jako sprzątaczka, to jak najbardziej powinna przy tym pozostać i być szczęśliwa. Pozdrawiam Joasiu:)
OdpowiedzUsuńTo super, że tak możesz, ja niedługo się przekonam czy będę zadowolona, mając święty spokój:-)
UsuńKorporacje wysysają na wiór. Tak sobie myślę, że najważniejsze aby praca nie była koniecznością - kiedy przynosi zadowolenie z tego co się robi (niezależnie od rodzaju wykonywanego zajęcia) pracuje się z ochotą.
OdpowiedzUsuńTo prawda, robić coś z pasją i jeszcze nam płacą to idealna sytuacja:-)
UsuńA mówią, że żadna praca nie hańbi i dodają jeszcze, że nawet uszlachetnia. Może to i prawda, ale chyba nie dotyczy korporacji...
OdpowiedzUsuńChyba nie dotyczy, ja w każdym razie nie znam pozytywnego przypadku...
UsuńKiedy trzeci sezon z rzędu przesiedziałem przed komputerem robiąc tzw. fuchy, powiedziałem dość. Wolę nie mieć kasy, ale mieć czas na fotografowanie i normalne życie i już od dziesięciu lat trzymam się tego i jest dobrze:)
OdpowiedzUsuńKiedyś to przerabiałam i też powiedziałam dość, inni chodzili na spacery, a ja dorabiałam w domu, wolę jeść cały tydzień to samo, ale mieć czas na ulubione rzeczy.
UsuńTwój post jest mi bardzo bliski
OdpowiedzUsuńUwielbiam swoją pracę za ten święty spokój
To cieszę się, że go masz i oby tak zostało:-)
UsuńKiedyś nie wyobrażałam sobie życia bez pracy zawodowej. W miarę upływu lat i miłosierdzia bliźnich przeszło mi. Teraz z radością przyjmuję to co mam czyli pracę w domu. Tak - wiem, uwsteczniam się i jestem pijawką , darmozjadem na utrzymaniu społeczeństwa.
OdpowiedzUsuńGówno prawda. Nie społeczeństwa, tylko męża.
UsuńPraca w domu to też praca, obiecuję sobie pieczenie chleba i inne takie na emeryturze, może wreszcie będę mieć czas i ochotę...
UsuńP.s. to niczyja sprawa, Frau Be ma rację, poza tym masz tyle "hektarów" do ogarnięcia, że głowa mała...
Mam czas na wszystko a przede wszystkim na życie
UsuńNa życie przede wszystkim trzeba mieć czas:-)
UsuńPraca to praca ,a jeszcze gdy podejmuje się ją z pełną świadomością? Znam osoby ,które wydawały się niezastąpione,ale przecież nie ma takich. Lata lecą -jedni odchodzą z pracy inni przychodzą i kręci się. Mam koleżankę (autorkę książek) która przez lata pracowała w korporacji .Niedawno powiedziała "dziękuję" i sama zauważyłam ,że jakby skrzydła jej urosły....Sama też dziwi się czemu tyle czasu była "niewolnicą" korporacji.Ale jak to się mówi lepiej późno niż wcale.
OdpowiedzUsuńDo niektórych decyzji się dojrzewa lub zatrzymują nas zobowiązania, ale tak jak mówisz - lepiej otrzeźwieć w dobrym momencie:-)
UsuńZawsze byłam zdania, że praca to zło. Konieczne, niestety (przynajmniej w większości wypadków), ale zło! Mam w związku z pracą pewne zasady, których trzymam się z żelazną konsekwencją. I takich zasad przybywa mi coraz więcej.
OdpowiedzUsuńA ja już odliczam do wolności, 34 lata to niemało i chyba starczy...
UsuńA ja już Ci zazdroszczę... Mam na liczniku dopiero 26 lat :(
UsuńDopiero lub już 26 lat... nie każdy musi pracować do śmierci.
UsuńNiby nie. Mogę to rzucić w każdej chwili i zdechnąć z głodu pod mostem :)
UsuńNiestety czasami zbyt wiele poświęcamy dla kariery a tracimy rodzinę i spokojne życie,ale lepiej sie obudzić później niz wcale.
OdpowiedzUsuńTak czasem bywa i bywa za późno na zmiany...
UsuńCzasami mniej znaczy więcej :) w życiu też. Odpuszczenie i mniej stresu często wychodzą nam na dobre
OdpowiedzUsuńStresu w pracy czasem trudno uniknąć, ale trzeba szukać sposobu...
UsuńOd jakiego czasu pracuję mniej niż dotąd i w domu. I powiem ci, ze ma to swoje dobre i mniej dobre strony. Abstrahując od tego, ze mniej zarabiam, to jednak często ciągnie mnie do ludzi. Brakuje mi trochę emocji. Z drugiej strony czuję się wypoczęta, wyspana, mam czas dla siebie i rodziny. Mam czas wspierać mamę i teściową, a maja już swoje lata. Może więc tak musiało być, że będę teraz wolniejsza. Co do twojej bohaterki - często myśląc o powrocie do pracy, nie myślę o swoim zawodzie. Też chciałabym iść
OdpowiedzUsuńna kilka godzin, zrobić swoje, zamknąć drzwi i nie myśleć o robocie.Może niekoniecznie sprzątaczka, ale gdzieś na recepcji? Kto wie...
Iwonko, zawsze chyba tęsknimy za tym, czego w danym momencie nam brakuje, ja ciągle myślę o emeryturze, ale tak naprawdę nie wiem, jak sie odnajdę...
UsuńMyślę, że akurat Ty na pewno się odnajdziesz. Potrafisz sobie organizować czas, gdzieś cię gna, chcesz widzieć, zwiedzać, pisać. Będziesz mieć na to czas:)
UsuńTaką mam nadzieję, dziekuję :-)
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńChyba mam szczęście, bo nie znosiłam tylko jednej z prac, które wykonywałam. Reszta była "po linii". Wykształcenia i zainteresowań. Nawet ta, którą wykonuję teraz. Jest wyczerpująca, taka na dwieście procent, ale efekty rekompensują trudy. Czasem narzekam, jak każdy, ale chyba po prostu lubię pracować:)
Pozdrawiam:)
Ja mam podobnie, chociaż ostatnio buntuję sie przeciwko ogromowi zajęć dodatkowych, ponad siły często, bo ktoś tak wymyślił, a ja nie miałam prawa głosu...
UsuńMiędzy innymi takie powody spowodowały moje wypalenie (chyba mogę tak to nazwać). Dodawano nam obowiązków, nikomu nie zależało na jakości tego, co robimy. Chodziło o to, zeby robić więcej i więcej, zaistnieć wszędzie, byle jak, ale żeby być. Ja niestety jestem z pokolenie, gdzie uczono mnie dokładności, sprawdzania, tego, by wszystko co robię, było jak najwyższej jakości. Dziś w moim zawodzie takie cechy się nie liczą. Zabiła je pani klikalność i bylejakość wspierana przez panią reklamę, dla której robi się wszystko.
UsuńTo mamy podobnie i wewnętrznie nie zgadzamy się na to, ale świat jest innego zdania...
UsuńMiałam to szczęście, że lubiłam swą pracę, a poprawę prac domowych i semestralnych brałam do domu. I tylko raz pomyślałam, że zarobki marne, gdy podpisywałam pasek palaczowi co z trzykrotnie większymi poborami niż moje.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Mój mąż zawsze powtarza że nie dorówna w kupnie auta swoim uczniom, że o wyjazdach zagranicznych nie wspomnę:-)
UsuńCzasem trzeba wszystko postawić na jedną kartę, zmienić pracę, bo można więcej stracić niż zyskać. Z tego powodu nie za bardzo wiążę swoje plany zawodowe z jakimiś większymi firmami.
OdpowiedzUsuń:) Moim najbardziej ulubionym twórcą fantastyki w Polsce jest chyba pan Andrzej Pilipiuk. A powroty bywają znakomite często.
Pozdrawiam!
Życzę Ci niedużej firmy z fajnymi ludźmi:-)
UsuńJa często wracam nawet do tych samych lektur...
Oj w życiu róznie bywa , a wszystko zalezy od tego czego sami chcemy w tym życiu...
OdpowiedzUsuńTo prawda, gorzej gdy sami nie wiemy czego chcemy...
UsuńZ dużą dozą prawdopodobieństwa mogę powiedzieć, że święty spokój oczekuje na mnie po tamtej stronie tęczy lub ewentualnie w krainie deszczowców i latających żab. W każdym bądź razie obecna moja praca jest mniej stresująca i nie wymaga częstych kontaktów z ludźmi głupszymi ode mnie :-), co jest niezaprzeczalnie jej zaletą, jednakowoż faktem jest i to, że pożegnawszy się ze swoimi planami, by nie powiedzieć marzeniami, jest mi trochę głupio, ale tam... dzieci w Jemenie czy w Etiopii mają gorzej.... :-)
OdpowiedzUsuńOj mają, czasem nawet butów im brak, nie mówiąc o wodzie pitnej:-)
UsuńChyba Twoje pisanie rekompensuje choć trochę braki w realizacji marzeń?
...pisanie było moim drugim wyborem i ... od zawsze :-)
UsuńCzasami święty spokój jest najważniejszy...
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że tęsknimy za tym, czego nam brak:-)
UsuńZnałam pewną bibliotekarkę (!), która po studiach zatrudniła się jako gospodyni wieżowca, ale tylko po to, aby dostać mieszkanie.
OdpowiedzUsuńGdy już dostała nieduże mieszkanko, zrezygnowała z pracy fizycznej i zatrudniła się jako bibliotekarka w szkole, choć z wykształcenia była polonistką.
W jej przypadku nie chodziło o spokojną i bezstresową pracę, lecz o mieszkanie.
Ja dorabiałam kiedyś na różne sposoby, także jako sprzątaczka...dobrze jest poznać pracę w różnych zawodach, by doceniać i mieć doświadczenie...
UsuńWiesz co Asiu, tak sobie myślę że nie ma takiej ceny, którą warto zapłacić za święty spokój. Akurat czytam teraz książkę pt. "Mózg odporny na stres" i druga , której słucham podczas szydełkowania to " Umrzeć, by stać się sobą" - tak mnie wciągnęła, że słucham nawet - gdy w nocy się budzę i nie mogę zasnąć, jest oparta na faktach, i kobieta opisuje swoje życie, jak nawarstwiające się stresy - niby nieduże- ale zebrawszy się z w całość - doprowadziły ją do najgorszego z możliwych stadium raka. A to "tylko "stresy...
OdpowiedzUsuńMówi się, że stres jest cichym zabójcą, albo serce albo nowotwory, albo choroby jelit, które utrudniają życie, nie mówiąc o depresji....
UsuńTak, spokój jest najważniejszy ... korporacje to korporacje, są bezduszne i traktują ludzi jak trybiki w maszynie... Jakis się zepsuje, to wymieniają na inny.
OdpowiedzUsuńSmutne jest także to, że np. ta sama korpo w Polsce inaczej traktuje pracowników niż jej "matka" w Niemczech na ten przykład .... smutne to bardzo i wkurzające, ale wiele "trybików" tego nie widzi i dla stówy więcej sprzedadzą całą rodzinę, nie mówiąc już o współpracownikach.
Ciekawe czy to kiedyś się zmieni, bo słyszy się o tym od lat. W wielu firmach nastąpiły zmiany, wiele zależy od ludzi i nagłaśniania problemów.
UsuńKochana!
OdpowiedzUsuńOdzywa się po raz kolejny, nasz narodowy, coraz większy pracoholizm. Niestety jakakolwiek praca- kosztem szczęścia rodzinnego, nie jest tego warta.
Sprzątaczka... i co z tego- żadna praca nie hańbi i każda jest potrzebna!
Pozdrawiam miło:)
Przesyłka poszła w czwartek:)
Moja babcia mawiała, że wstydem jest tylko kraść...
UsuńMiłej niedzieli:-)
Kiedyś praca zawodowa była dla mnie wszystkim,nie wyobrażałam sobie,że mogłabym nie pracować,nawet przeziębiona szłam do niej.Jednak z perspektywy czasu widzę,że i tak tego nikt nie doceniał. Dobrze, że im człowiek starszy tym mądrzejszy i wie, że nie samą pracą człowiek żyje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ja już się z tego wyleczyłam i moje zdrowie stało się cenniejsze od pracy...
UsuńTa firma, co mam staż w niej to raczej duża, jednak z tego co już wiem wynika, że raczej nie będę specjalnie wychodził poza zakres mniejszego oddziału, więc i zespół nie będzie wielki pewnie.
OdpowiedzUsuńJak jest taka mgła, w której kryją się te pyły wszelakie, to ciężko bez sprawdzenia danych z pomiarów stwierdzić z czym mamy do czynienia.
Zima może być chyba gorsza, choć w sumie nie wie tego nikt.
Pozdrawiam!
Ważne, byś na tym stażu czegoś się nauczył, a nie tylko kawę parzył lub kopiarkę obsługiwał...
UsuńTo nie jest takie oczywiste.
OdpowiedzUsuńSprzątaczka zarabia śmieszne pieniądze, najniższa pensja nie wystarcza na skromne utrzymanie a praca jest ciężka i organizm potrzebuje regeneracji, przyjrzyjcie się jakim ciężkim, charakterystycznym krokiem chodzą panie sprzątające. Po drugie - to nie jest rozwojowa praca ale w przypadku tej pani nie o to chodzi. Jest jeszcze presja środowiska. Przerabiam to ciągle - kiedy rozmowa schodzi na pracę zawodową pada pytanie - czym się zajmujesz? Sprzątam. I tu następuje konsternacja, rozmówcy natychmiast zasypują mnie propozycjami - a spróbuj wysłać cv tam i tam, a czemu nie robisz tego i tego, przecież masz doświadczenie i kwalifikacje. To w moim przypadku, a ta pani ma dzieci więc te dzieci w rozmowie z rówieśnikami mogą mieć trudno.
Myślę, że w przypadku bohaterki opowieści to nie tak duży problem, na razie wydaje się silna i pełna energii i jest jeszcze w kwiecie wieku, gorzej jest ze starszymi paniami, to prawda, które całe niemal życie przepracowały w tym zawodzie, wiele leczy się na różne choroby, ale przecież nie tylko sprzątaczki chorują...
UsuńJakiś czas temu zbudowali nam blok za oknem, taki co to mieszkania się tam wynajmuje. Mieszkają tam ludzie średnia wieku 30 (tak na moje oczy ;) ).
OdpowiedzUsuńW ofercie wynajmu za dodatkową opłatą można mieć umyte okna, czy posprzątane...
Wczoraj wynajmująca, niech jej będzie 25 lat siedzi, na balkonie, pali papierosy, a przy niej Pani sprzątaczka (niech jej będzie 55 lat) myje okna, potem balkon...
Jakbym była dziewczyną wstyd byłoby mi będąc tak młodą i mając czas papierosa od papierosa odpalać zlecać komuś sprzątanie... Jakbym była Panią...pewnie już bym była do tego przyzwyczajona... (znaczy nie ja bym nie była...)
Znam pewną kobietę, która miała taki rok w życiu, że miała bardzo mało pracy i w przeliczeniu na zarobki myślę, że można by napisać że miała zarobkowy przeskok jak Twoja bohaterka...to był dla niej koszmar...
Ale Alicja w Twojej historii ma na pewno super męża, więc pracę traktuje jak rozrywkę , odskocznię...ale ile jest takich kobiet?
Takie jest życie, u młodych bogatych kobiet pracują nawet emerytki, bo dorabiają do emerytury, znam takie przypadki... i cieszą się, że mogą zarobić parę groszy, a młode zamożne kobiety dają możliwość zarobku.
UsuńMoże tak to trzeba traktować? Świata nie zmienimy...
Nagle wszystko runęło, ale na szczescie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :-)
OdpowiedzUsuńPodobno zawsze jest wyście z każdej sytuacji...
UsuńUwielbiam przedstawiane przez Panią historie, tak potrafią wciągnąć, ale i zaskoczyć!
OdpowiedzUsuńKażdy może wynieść z nich coś dla siebie. Może i są to proste sprawy, ale często o nich zapominamy. Choćby to, że wchodzimy w pewne utarte schematy, aby inni byli zadowoleni, zapominając o tym co nam w duszy gra.
Samo życie je pisze, ale cieszę sie, że potrafią zainteresować...
UsuńMała prośba - zostawmy oficjalne formy pani/pan - na blogu łatwiej jest na Ty...
ach ile w tym prawdy
OdpowiedzUsuńjak pracowałam w jednym ze sklepów sieciowych i tez byłam tak zabiegana tak bardzo w pracy doceniana
chcieli mnie bardziej a ja zauważyłam ze tracę kontakt z synem i małżeństwo mi się sypie
ale dalej chciałam być dobra w tym co robie
po śmierci ojca zrozumiałam ze się zgubiłam a kierownictwo tylko mili byli jak byłam im potrzebna
podjęłam decyzje odejścia jestem bezrobotna ale szczęśliwa na tyle ile umiem
bo z synem mam dobre relacje i z mężem nadal tym samym jestem
ale nie było łatwo powiedzieć stop ale jestem szczęśliwa ze umiałam
Bo to nie są łatwe decyzje...ale skoro taką podjęłaś i nie żałujesz, to musiała płynąc z głębi serca, czasem podświadomie czujemy, co będzie dla nas lepsze, a czasem do końca nie ma tej pewności.
UsuńPodziwiam Cię, naprawdę:-)
Kariera czasem potrafi zawrócić człowiekowi w głowie i najczęściej właśnie przez to nieraz rozpadają się rodziny. Świetna historia, które skłania do refleksji. Pozdrawiam ♥ wy-stardoll.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCzasami trudno to zauważyć samemu, czasem przeczytanie takiej historii zmusi nas do przemyśleń...
Usuń