Wiele teraz mówi się o protestach nauczycieli.
Nie będę jednak o tym pisać, bo ów protest dzieli nie tylko samych nauczycieli, ale nawet ci, którzy ze szkołą od dziesięcioleci nie mieli do czynienia bywają dziś znawcami w temacie.
Przytoczę natomiast treść rozmów , jakie toczą się często w szkołach, a ich tematem są oczywiście dzieci. Sytuacje te wywarły na mnie wielkie wrażenie i dają obraz problemów, z jakimi boryka się współczesna szkoła.
Nie zamierzam także ich komentować, abyście sami wyrobili sobie zdanie o tym, co przeczytacie.
Rozmowa pierwsza
Nauczyciel odebrał uczniowi 5 klasy zabawki/gadżety, które ten przynosił do szkoły i bawił się nimi na lekcjach, przeszkadzając także innym uczniom. Oprócz tego dziecko często opuszczało zajęcia szkolne, a kontakt z rodzicami nie należał do częstych, raczej unikali szkoły.
Gdy po wielu wezwaniach i prośbach o kontakt z wychowawcą matka dziecka pojawiła się w szkole, wychowawczyni oddała gadżety matce i poprosiła o dopilnowanie obowiązku szkolnego dziecka.
Usłyszała na to taki oto wywód:
- Nie wiem o co ten hałas, ja szkoły nie lubiłam i syna też nie zmuszam, nie chce, to nie idzie. Czas najwyższy oczyścić szkoły z komunistycznych nauczycieli, gdy sie wszystkich komunistów z oświaty wywali, to może będzie lepiej...
Rozmowa druga
Dwie koleżanki pisały do siebie na FB i tak się korespondencja rozwinęła, że jedna drugiej naubliżały do woli. Nie byłoby skandalu, gdyby nie to, że do kłótni nastolatek wtrąciły się matka jednej i babcia drugiej.
Panie nie tylko odniosły się do siebie, ale naubliżały także dziewczynkom.
Matka bardziej wrażliwej uczennicy wraz z mężem przyszła do szkoły na rozmowę z wychowawcą.
Nauczycielka po wysłuchaniu pretensji:
- Proszę państwa, ja nie mam konta na FB i nie mam pojęcia o sprawie ani możliwości zapoznania się z wyczynami państwa córki i jej koleżanki. Jeśli jesteście państwo oburzeni sytuacją, zabrońcie dziecku korzystać z FB lub ograniczcie kontakty córki z niektórymi osobami.
- Ale jak to, mamy ją odseparować od rówieśników?
- Nie, tylko od portali społecznościowych, ma na to jeszcze czas...ma dopiero 12 lat!
- Nie możemy jej tego zrobić...
- To czego państwo oczekujecie od szkoły?
Rozmowa trzecia
Uczeń oddaje do biblioteki bardzo zniszczoną książkę. Po podjęciu decyzji, że jednak powinien ją odkupić, bo taki mamy regulamin i książka nie nadaje się do dalszego wypożyczania, idę do klasy, by przekazać dziecku tę informację.
Następnego dnia przychodzą rodzice chłopca z pretensjami, że zrobiłam mu awanturę przy całej klasie, a w ogóle, to on tej książki nie zniszczył.
- Proszę państwa, żadnej awantury nie było, o czym koledzy syna i wychowawca zaświadczą, poza tym, nie dostałby tak zniszczonej książki ode mnie. Regulamin jest dla wszystkich taki sam.
- My wierzymy synowi, a nie pani i on nigdy więcej tu nie wypożyczy żadnej książki!
- Jak państwo uważają, książkę zatem odkupię sama... i nie ma powodu na na mnie krzyczeć...
Rodzice po czasie cofnęli synowi zakaz wypożyczania, bo bardzo mu zależało, by z kolegami z klasy przychodzić do biblioteki szkolnej.
chyba na Twoim miejscu twardo bym zażądał odkupienia lub zwrotu równowartości książki /piszę "chyba, bo nie znam regulaminu Twojej biblioteki/... co prawda uważam, że szkoła /państwowa = publiczna/ powinna się zajmować edukowaniem, a nie wychowywaniem dzieciaków /nie licząc regulaminu szkoły, który też jest formą wychowywania/, ale to nie przeczy temu, aby każdy pracownik szkoły mógł egzekwować jakieś normalne zachowanie się ucznia... tu jako normalność uważam zasadę, że skoro się zniszczyło cudzą, pożyczoną własność, to należy ją odkupić, tu nawet żadnych regulaminów nie trzeba, wystarczą zasady zwykłej przyzwoitości ludzkiej...
OdpowiedzUsuńza to wielu rodziców uważa się za zwolnionych z wychowywania dzieciaka i ceduje ten obowiązek na szkołę, ale często są kompletnie niekonsekwentni w tym i dochodzi do zgrzytów w sytuacjach konfliktowych, bez wyczucia sytuacji, czy to pracownik szkoły zachował się niewłaściwie, czy uczeń...
oczywiście nie mam uprawnień, by Cie pouczać, jak masz prowadzić bibliotekę, uważam tylko, że to Ty rządzisz w tej bibliotece, więc masz prawo egzekwować jak się ludzie mają zachowywać na Twoim terenie i w sprawach z tym terenem związanych...
p.jzns :)...
Dobrych rad dobrze posłuchać. staram się egzekwować wszelkie regulaminy, ale powiem szczerze, że czasami odpuszczam, by nerwy mieć w lepszym stanie...
UsuńRodzice... no tak wierzą synowi - nie Tobie i pewnie w życiu im dalej tym bardziej będa mu wierzyli. Znam takich jednych - teraz syn siedzi, bo w"narkotyki" się bawił.
OdpowiedzUsuńOby się nie przeliczyli, bo już ze starszym mieli problemy...
UsuńRodzice czasami bywają upierdliwi i winą za wszystkie problemy dzieci obarczają szkołę. Czemu to wychowawczyni ma odpowiadać za to, co dzieci piszą na portalach społecznościowych? A książkę chłopak powinien odkupić skoro ją zniszczył, taki jest regulamin i tyle.
OdpowiedzUsuńTo widocznie bezradność dorosłych wobec poczynań dzieci...
UsuńWiele książek przepada bezpowrotnie przez złą wolę i ignorowanie przepisów.
dzień dobry:) jeśli chodzi o szkoły to mam mieszane uczucia... gdy chodziłam do podstawówki ochroniarzy nie było A woźne to fakt siały postrach i uczniów trzymało się w ryzach. Ale... właśnie ale, nauczyciele nadużywali swojej władzy pozwalali sobie na bardzo dużo, teraz z perspektywy czasu widzę że często była to przemoc psychiczna. nikt ich nie kontrolował panowało ogólne przyzwolenie na to wszystko. jak moi rodzice chodzili do szkoły to była też dostępna przemoc fizyczną ze strony nauczycieli. Nauczyciele wypowiadali często słowa w kierunku uczniów które dziś są karalne. Kiedyś nauczyciel był niebezpieczny bo mógł dużo dziś rolę się odwracają i to uczniowie często stają się niebezpieczni. Złoty środek jest potrzebny o którego trudno. szkoła średnia była już bardziej cywilizowana jeśli chodzi o nauczycieli z tego co pamiętam. Szkoły były ważne, za ważne. pozdrawiam asia
OdpowiedzUsuńmnie kiedyś w podstawówce (V klasa) rusycystka naderwała ucho... nie poskarżyłem się w domu, nawet nie zdążyłem zdecydować, czy to zrobię, ale ojciec sam zauważył, że coś jest nie tak, po czym następnego dnia poszedł do szkoły i zrobił aferę...
Usuńale przy okazji wylazło też kilka drobnych rozrób mojego autorstwa, tak więc opieprz dostała i rusycystka w szkole przy dyrektorce, i ja po powrocie do domu ze szkoły :)...
p.jzns :)...
W każdej epoce edukacyjnej bywali nauczyciele, których w szkołach nie powinno być, też tacy mnie uczyli. Jednak dyscyplina i szacunek wobec dorosłych w ogólności były inne, współpraca z rodzicami bardziej efektywna. Dziś często uczniowie i ich opiekunowie traktują szkołę jak pole bitwy...
UsuńBez dwóch zdań - rodzice są gorsi od dzieci. Ich potomstwo można jeszcze wychować - - ich już nie
OdpowiedzUsuńZawsze w takich wypadkach przypomina mi się powiedzenie - szkoła poradzi sobie z uczniami, byle rodzice nie przeszkadzali ;-)
Usuńwtedy 90% uczniów nie mówiło nic w domu nawet jak stosowano w szkole przez nauczycieli przemoc fizyczną i psychiczną. kij ma dwa końce ale ja nie zapomnę co wyprawiali nauczyciele. Szkoła to nie wszystko i szkoła to nie koniec świata ;)
OdpowiedzUsuńDo sytuacji ekstremalnych nie powinno dochodzić i gdyby były zgłaszane, pewnych nauczycieli można by z zawodu wyeliminować, jak w każdej profesji zdarzają się pomyłki.
UsuńSzkoła to nie wszystko, a w końcu życie to też szkoła...
Zgodzę się z opinią Puchu ze słów - też mam takie doświadczenia własne. Obecnie szkoła pozostawia wiele do życzenia - w zakresie edukacji, bo do wychowania nie bardzo się nadaje wg mojej oceny.
OdpowiedzUsuńU mojej córki w szkole jest zakaz wstępu dla rodziców (chyba , że nauczyciel wzywa) - z uwagi na... bezpieczeństwo uczniów. :-) Długo by opowiadać.
Ale rodzice też mają ogrom za uszami - nie neguję tego.
Dostępność elektroniki niestety powoduje skrócenie więzi jeśli się nie reaguje i udostępnia do woli latoroślom.
Zakaz wstępu miewa uzasadnienie, u nas zdarzały się samosądy dorosłych, porwania itp. Zakazu wstępu nie ma, ale chodzenie po szkole nie jest mile widziane, z różnych powodów.
UsuńNie mam nic przeciwko wpisywaniu się do zeszytów wstępu i legitymowaniu przy wejściu - popieram, bo przecież trudno znać wszystkich rodziców. Ale zakaz wejścia do szkoły bo to grozi dzieciom? Moim zdaniem to gruba przesada.
UsuńA gdy rodzic pod wpływem lub agresywny?
UsuńPrzy książce wpisów i legitymowaniu nie ma ryzyka - po prostu się go nie wpuszcza. Nie rozumiem zakazu wstępu do szkoły dla rodziców z hasłem podawanym też dzieciom, że to dla ich bezpieczeństwa...
UsuńKiedy ja chodziłam do szkoły nasz wychowawca mówił do nas debile (bo klasa miała literkę d w rozszerzeniu), jakoś nikt wtedy nie dbał o bezpieczeństwo psychiki dzieci. Zdarzało się też, że nauczyciel rzucał w uczniów butelką po trunku... też nikt nie reagował. Każdy kij ma dwa końce.
Mnie nasuwa się raczej pytanie co takiego dzieje się w tej szkole, że nie wolno mi do niej wejść...
To nie oznacza, że popieram głupotę rodziców.
Przykro mi, że miałaś takiego pecha, ja moje szkoły dobrze wspominam, poza dwoma wyjątkami, ale dziś traktuję to jak ówczesna egzotykę...zresztą i na studiach bywali dziwni wykładowcy.
UsuńTrudno mi powiedzieć, trzeba by zapytać dyrektora szkoły i Radę Rodziców, bo wyraziła na to zgodę.
Mam bardzo złe doświadczenia z moich lat szkolnych i nie lepsze z obecnych - mojego dziecka. To nie znaczy, że wrzucam wszystkich nauczycieli do jednej przegródki, bo byli też wspaniali ludzie z pasją do zawodu i szacunkiem dla ludzi. Jak już powiedziałam, daleka jestem od nadawania roli wychowawczej szkole - absolutnie nie!
UsuńJa tylko mówię, że tak jak rodzice są różni tak samo nauczyciele. Zakaz wstępu do szkoły dla rodziców uważam za nieracjonalny - przy takim układzie trudno się dziwić, że rodzice szukają pomocy w kuratorium, bo pokonać zasieki ogrodzeń i zabezpieczeń zamków trudno.
A pytać nie mam o co - bo podano powód: rodzice zagrażają bezpieczeństwu dzieci w szkole (czego to uczy dzieci?).
W pewnym momencie ktoś odkrył w Polsce, że na świecie istnieje coś takiego jak "wychowanie bezstresowe", tyle tylko, że ani prekursorzy tego trendu ani naśladowcy nie odczytali właściwie owej bezstresowości. Bo bezstresowo to nie znaczy, że wolno robić wszystko co do łba wpadnie. Wielu rodziców w ramach owej bezstresowości niemal zaniechało wychowywania dzieci, cedując ten problem na szkołę.
OdpowiedzUsuńJako dziecko nie lubiłam szkoły bo się w niej niebywale nudziłam, ale nie przypominam sobie by ktokolwiek źle się do dzieciaków odnosił - nie bito, nie szarpano i nie zwracano się do nas niekulturalnie. A że wychowawczyni uważała mnie za zdolną ale leniwą? To była prawda, do dziś pracowitością nie grzeszę;)
Miłego;)
Ja szkołę lubiłam, gorzej było z niektórymi nauczycielami, ale teraz wspominam to z przymrużeniem oka, zresztą okazywało się czasem, że prywatnie to byli wspaniali ludzie, a w szkole, wiadomo...
UsuńChciałam się tylko przywitać po długiej nieobecności
OdpowiedzUsuńNo wreszcie, cieszę się bardzo:-)
Usuńtrochę nie rozumiem podejścia niektórych rodziców, że ich dziecko jest święte, nieomylne itp. Nie wierzę, że w domu również z nich taki świętoszek... dlaczego nauczyciel czy ktoś inny miałby kłamać - rozumiem, że koeldzy z klasy mogą nazmyślać ale dorośli - powązni ludzie? Dziwna sytuacja, która w ogle nie powinna mieć miejsca.
OdpowiedzUsuńGdy rodzice zrozumieją, że z dzieckiem jest naprawdę problem, to czasami jest już za późno...
UsuńA to wszystko wynika z tego, że nie interesująsię... teraz w dobie tych technologii dadzą tablet i niech dziecko siedzi, gapi się w monitorek i niech tablecik wychowuje a oni będa mieli spokój. Potem równiez, bo przecież dziecko ma dorosnąć ale o wychowywaniu to już zapominają... oczywiście nie pakuje wszystkich do jednego worka ale taka prawda
UsuńMoja koleżanka pracująca w szkole, również opowiada mi różne historie tak się dziejące. Głównymi bohaterami wszelkich kłótni są rodzice. Aż trudno w niektóre zachowania uwierzyć. W tych przypadkach też tak mam. Najlepiej obwinić szkołę i nauczycieli i nie brać odpowiedzialności za wychowanie własnych dzieci.
OdpowiedzUsuńCo do strajków nauczycieli w wyrobieniu zdania na ten temat pomógł mi paradoksalnie mój nauczyciel od matmy: "ja nie protestuje, bo mi praca i pieniądze pasują. A jak komuś nie pasuje, niech zmieni pracę". True ;)
Czasami rodzice szukają pomocy wszędzie, bo sami nie dają rady...
UsuńPracę można zmienić, owszem, ale szłam do tej pracy na innych warunkach, a zmieniano mi je kilkakrotnie i prawo działało wstecz, a poza tym, dlaczego mam zmieniać zawód, skoro przez lata wymagano ode mnie ciągłego doskonalenia, awansowania i podnoszenia kwalifikacji...gdzie indziej awans nie łączy sie z podwyżką?
To jest to prawdziwe życie, z którym ja się prawie nie stykam, z którym w swojej pracy (ze studentami) nie miałam do czynienia, o którym chyba nie chciałam wiedzieć. A ci rodzice wcale nie są "poważnymi" ludźmi. Nie wiem, czemu niektórym się wydaje, że z upływem lat komuś przybywa powagi i rozumu? Jak głupi i niewychowany był za młodu, tak głupi i bez kultury zostanie pewnie aż do starości.I wątpię by doświadczenie życiowe kogoś takiego nauczyło czegoś dobrego. A dzieci, jako świetni obserwatorzy, powielają zachowania rodziców, niestety. Z tym chłopcem od zniszczonej książki nie dało się pewnie porozmawiać na osobności, może w towarzystwie wychowawczyni? Ciekawe, co on z ta książką robił, że tak ją zniszczył? Czy to zdarzenie czegoś go nauczyło? A ta matka od "komunistów" to jakaś zaburzona, pewnie nawet nie pamięta PRL i winni są wszyscy i każdy, także cykliści. Oj, teraz widzę, że masz trudną pracę ;)
OdpowiedzUsuńCzasem nie ma możliwości z każdym rozmawiać na osobności, poza tym regulamin każdy zna, ogólnie dostępny.
UsuńZauważ, że dziś wielu ludzi, którzy nie pamiętają PRL-u uważa się za znawców tematu...
Nie ma lekko teraz. Trudno jest dzisiaj pracować z dziećmi. Mamy efekt przesuwania granic tego co wypada i nie.
OdpowiedzUsuńPraca z dziećmi jest wspaniała, tylko te niepotrzebne sprawy poboczne...
UsuńKiedyś to był obciach i wielki strach jak rodzice musieli przyjść do szkoły interweniować. W domu czekało lanie i szlaban. A teraz?
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci, że w dzisiejszych czasach musisz znosić współczesnych rodziców.
W mojej szkole była ochrona i monitoring.
Nawet teraz nie wszędzie jest ochrona, monitoring już prędzej, trzeba za to sporo wyobraźni, by niektóre zachowania przewidzieć.
Usuńi cóż tu powiedzieć, co napisać... kiedy ręce opadają .
OdpowiedzUsuńZnam to z autopsji.
Co do samych nauczycieli to życzę : jedności w szeregach, wspólnego frontu w walce o godność nauczycielską i prestiż tego zawodu. Inaczej może być tylko gorzej.
Zobaczymy, nie jest wesoło, bo i poparcie w społeczeństwie marne...
Usuńpoparcie marne bo społeczeństwo przywykło do tego , że nauczyciele nigdy się nie wychylają... jak dotąd nigdy nie byli naprawdę zjednoczeni i zdeterminowani. A godzenie się na wszystko jest oznaką słabości a ze słabymi nikt się nie liczy i o szacunek i poważanie też trudno.
Usuń...a każdy termin protestu w niewłaściwym czasie!
Usuńno i co z tego ? nie można chcieć się wszystkim podobać i "zjeść ciastko i mieć ciastko "...
UsuńNiestety, nie można, to logiczne...
UsuńWiem jak jest. Stwardniałam w pracy. Nie daję po sobie pojechać i tyle. Ludzie są jacy są. Nic się nie poradzi. Trzeba zadbać tylko o siebie i o te dzieciaki, które do nas przychodzą. Robim co możem Jotko.
OdpowiedzUsuńTo prawda, robim co możem, a nawet czasem więcej:-)
UsuńJa tam się nie dziwię, że nauczyciele chcą podwyżki w życiu nie dałabym się zamknąć za taką kasę z rozwydrzoną bandą.
OdpowiedzUsuńKiedyś ktoś porównał to tak - zamknąć lekarza w gabinecie z 30 pacjentami, z których każdy ma inne potrzeby, humor, wymagania, jedni potrzebują przytulenia, inni mocnej ręki, jeszcze inni nie lubią lekarzy w ogóle...
UsuńKiedyś było jakoś tak "normalniej". Sama pamiętam sytuację gdy za "karę" w szkole dostałam kilka razy linijką w rękę. Wyobrażam sobie jak dzisiaj takie wydarzenie byłoby nagłośnione ,no bo przecież dziecka nie wolno "tknąć".Niektórzy rodzice są zaślepieni ,ale czy w ten sposób wyjdzie to ich dzieciom na "zdrowie"? Nieraz trudno mi uwierzyć jak niektórzy ludzie "zazdroszczą" nauczycielom,bo im przecież tak super ..."kilka godzin w tygodniu,tyle wolnego,całe wakacje..."no żyć nie umierać.Moim zdaniem to wyjątkowo "ciężki kawałek chleba" uczyć cudze dzieci.A według niektórych to co złe to uczą się w szkole bo przecież w domu to "aniołki".To dokładam do mojej listy......nie rozumiem tego.
OdpowiedzUsuńCzasami dobrze jest zobaczyć daną profesję z drugiej strony lady, sama byłam najpierw uczennicą, potem studentka, nauczycielem i rodzicem...życiowa rola zmienia punkt widzenia.
UsuńA ja współczuję Małej Grażynie tego bólu, strachu, upokorzenia, bezradności jakie musiała znieść przy tym laniu linijką. Dziecka jednak nie wolno tknąć. Po prostu NIE.
UsuńOczywiście, że nie, zwłaszcza w szkole!
UsuńJak czasami słysze takie historie, to nie mogę uwierzyć, że to jest rzeczywistość. Pamiętam jak ja chodziłam do podstawówki czy nawet do gimnazjum, nie było nawet do pomyślenia, że uczeń może skomentować czy nawet kłócić się z nauczycielem. Oczywiście zdarzały się buntownicy, którzy zawsze mieli coś do dodania, ale wszystkiego były granice.
OdpowiedzUsuńAle za to mój brat, który jest młodszy ode mnie o 5 lat poszedł do gimnazjum, to jak mi opowiadał co tam się działo, jak uczniowie wyzywali nauczycieli albo specjalnie prowokowali, żeby wstawiali im 1, bo urządzali sobie wyścigi, kto będzie mieć najwięcej zagrożeń i oczywiście rodzice mieli pretencje do nauczycieli...
I tylko pytanie - w którym momencie szala zaczęła się przechylać w złą stronę?
UsuńMam nadzieję, że to tylko wyjątki? Takie rozmowy?
OdpowiedzUsuńNiestety, coraz częstsze przypadki:-(
UsuńTępota rodziców w źle pojętym interesie dziecka czasami jest powalająca. Ja jestem za prawem chroniącym dzieci przed nadużywaniem przemocy, ale nie mylmy przemocy z dyscypliną. Dzieci to mistrzowie w graniu na emocjach.
OdpowiedzUsuńDla niektórych dyscyplina to niepotrzebny balast dla psychiki dziecka...
UsuńEhh, szkoda gadać, po prostu. Nie ma równowagi, bo od zamordyzmu w naszych czasach, przeszło się do wychowania bezstresowego, czyli hulaj dusza...
OdpowiedzUsuńŻadne skrajności nie są dobre, jak widać. Mnie najbardziej dziwi przekonanie o nieomylności niektórych ludzi.
UsuńDzieje się tak dlatego, że nauczyciela nikt nie obroni. I WO i Kuratorium wchodzą rodzicom w tyłek bez wazeliny. Aby tylko mieć święty spokój.
OdpowiedzUsuńCoraz częściej doświadczamy paranoidalnych sytuacji, bo uczeń i rodzic to klienci.
UsuńTyle, że nawet klienci mają poza prawami, też obowiązki.
UsuńNiektórzy tego nie rozumieją, dla nich demokracja, to głównie prawa...
UsuńZ tego co nam kiedyś opowiadała sąsiadka, przedszkolanka, to problemy zaczynają się już na tak wczesnym etapie nauczania. A potem jest tylko gorzej. Uważam, że nauczyciele powinni dostać podwyżki, bo bez tego to jest jak w ,,Dniu Świra", gdy główny bohater odbiera swoją pensję i zadaje sobie pytanie po co mu były studia potrzebne, wzniosłe ideały, by się szarpać z głupotą ludzką za marne grosze.
OdpowiedzUsuńNa razie jeszcze zostawiamy wannę to i inwestycja ostatnia w nią była. Tak stanęło i już. :)
Płyty te ostatnie to wyjątkowo mi podeszły.
Pozdrawiam!
Tyle, że tak może powiedzieć jakieś (strzelam, nie jest to żadna sprawdzona statystyka) 70% ludzi po studiach wyższych, a nie każdy ma tak prężny związek zawodowy. Często mam wrażenie, że w Polsce są tylko trzy grupy zawodowe...
UsuńDzisiaj słuchałam fajnej audycji w Trójce, pytanie było następujące "czy polskie szkoły uczą myślenia" tylko 3% odpowiedziało, że tak. Trochę to straszne, ale niestety prawdziwe. I znów, kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień.
A żeby w pełni zrozumieć, dlaczego Adaś Miauczyński był taki a nie inny, polecam "7 uczuć" ;)
Miłego!
Skoro polskie szkoły nie uczą myślenia, to kto wykształcił tych wszystkich mądrych, inteligentnych ludzi, którzy często robią karierę za granicą?
UsuńDlatego jest ten strajk, by nikt nie mówił, że wszystko co złe to nauczyciele, a rząd umywa ręce od kasy i odpowiedzialności.
Rodziców prosimy tylko o zrozumienie, jeśli nie mogą wspierać...
Oj pomyślałam o tym zdaniu, a go nie napisałam, miało być jeszcze, że kto w sporze nauczyciele-rodzice-ministerstwo jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień.
UsuńNie chce nikogo urazić, to jest temat rzeka i nic nie jest zero-jedynkowe. Nie chodzi o to, że nie chce żeby dostali podwyżki, ja po prostu uważam, że życie jest drogie i inni też zasługują na godne wynagrodzenie, a o tym się NIGDY nie mówi.
Nasz program w główniej mierze opiera się na zasadzie 3xZ, rozwiązywaniu testów, powielaniu schematów i odpowiedzi według klucza. Nie mówi się też o tym ilu dobrych uczniów chodzi na korepetycje, czy inne zajęcia dodatkowe. Jeśli ktoś jest inteligentny, to jest, bez względu na szkołę, czy jej brak. Szkoła ma za zadanie rozwijać coś co się już posiada. A rodzice to często po prostu banda idiotów i leniwców. Bez współpracy dom-szkoła nie wykształci się inteligentnego społeczeństwa, a tylko jednostki. A z trzeciej strony, czy rządzącym (wszystkim, bez wyjątku) faktycznie zależy na inteligentnym społeczeństwie? Najlepszym przykładem jest Afryka. Tyle w temacie.
Masz rację, temat rzeka i nic nie jest zerojedynkowe. Wielu ludzi zarabia zbyt mało lub zbyt ciężko pracuje, ale trudno, niech każdy walczy o swoje.
UsuńTestomania jest zmorą edukacji, ale to już nie wina czy zasługa nauczycieli, nikt nie pyta uczących, czy programy, podstawy ustalane odgórnie są dobre i o zmianę tego też toczy się spór.
Nie chcemy być tylko narzędziem w rękach kolejnych ministrów.
nauczyciel "ma" dziecko kilka godzin dziennie przez, w najlepszym wypadku, kilka lat.Wytrzyma. Rodzice, którzy lekceważą nauczyciela i jego uwagi w dobrzej wierze, zapłacą w przyszłości. Ich dziecko im również pokaże gdzie raki zimują. Niestety, zbyt często miałam taką wątpliwą satysfakcję.
OdpowiedzUsuńSatysfakcja wątpliwa, to fakt, czasami dzieciaków żal, bo niektóre od urodzenia mają pod górkę.
UsuńJotko ,bardzo współczuję nauczycielom.Wiem jaka to ciężka praca,może nie fizycznie ,ale psychicznie.Nauczyciel musi zmierzyć sie z każdym uczniem,a każdy uczeń ma inne mniemanie o sobie.Z dziećmi klas 1-3 jest mniejszy kłopot,bo są bardziej posłuszne.I jeszcze dziecinne.Ale gimnazjaliści i wyżej.....to już zaczynają sie problemy.Rodzice uważają ,że szkoła ma prawo dziecko jego wychować ,nauczyć,pilnować.A to jest odwrotnie...Uczeń powinien wiedzieć po co chodzi do szkoły,rodzice powinni bardziej pilnować dzieci,kontrolować ,pofatygować się czasami i zadzwonić do wychowawcy..
OdpowiedzUsuńIle to godzin nauczyciel marnuje ,na uciszenie klasy,rozmowy z krnąbrnymi uczniami.Ogólnie rodzic wymaga ,by krzywda sie nie działa dziecku,by dobrze przekazać wiedzę,nie stresować,nie krzyczeć.Tylko jak tu wytrzymać ,jak ten "biedny "nauczyciel musi gimnastykować sie ,by chociaż połowa uczniów chciała czegoś sie nauczyć.Bo dzisiaj uczniowie są strasznie rozwaleni emocjonalnie.
Dlatego POWINNI DOSTAĆ PODWYŻKĘ....
Moje dzieci syn i córka,uczyli się w miarę dobrze,oceny różne..Nigdy nie miałam pretensji do nauczycieli ,za ocenę gorszą,jeżeli taka była.
Zawsze powtarzałam dzieciom ,by nie byli źli na nauczyciela ,tylko ma w domu przygotować się do lekcji. Pilnowałam tego zawsze,nie cisnęłam,ale wpoiłam im nawyk ,by zawsze trzy tematy wstecz miały w głowie. Wystarczyło w tygodniu poczytać kilka razy i sprawdziany były zawsze zaliczone.
Rodzice obwiniają nauczyciela za to ,że dzieciak dostał 1..czy 2...ale nie sprawdził dziecka ,czy ono cokolwiek sie nauczyło..Oj temat rzeka
NIECH WALCZĄ O SWOJE!!! POPIERAM STRAJK!
POZDRAWIAM I PRZEPRASZAM ZA MOJE WYWODY.♥
Wywody bardzo cenne i dziękuję Ci za nie.
UsuńJa też jestem rodzicem i wiele sytuacji znam z autopsji jako rodzic i podglądałam nieraz reakcje rodziców na zebraniach z wychowawcą.
Temat rzeka...
Pozdrawiam ciepło:-)
Witaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńPrzykro się to czyta.
Z moich doświadczeń i obserwacji wynika, że głównym problemem jest brak nacisku na współpracę między dwiema najważniejszymi w życiu niedorosłego człowieka "instytucjami" - rodziną i szkołą. Nie mówię tu o jakichś "rodzicielsko-nauczycielskich" sitwach:), ale o zdroworozsądkowym, wspólnym celu, którym powinno być wychowanie odpowiedzialnego człowieka i obywatela.
Pozdrawiam:)
Masz rację, wspólny front, a nie wojna światów!
UsuńCiągle sobie obiecuję że opiszę przypadki mojego geografa który uczy w szkole międzynarodowej. Ale nie mam jego zgody na to...Pewnie boi się, że mu ktoś jeszcze bardziej uprzykrzy życie.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się i życzę mu wytrwałości!
UsuńAsia, że bez komentarza rozmowy to dobrze, bo co tu komentować....tylko obawiam się, że jeżeli nie ma się styczności ze szkołą od środka, to nie jest łatwo rozmowy te pojąć, bo te przytoczone rozmowy, to raczej te z tych dopuszczonych do druku :) Oczywiście poza Twoją rozmową, bo tu jedyny problem to brak kultury i rodziców i dziecka, a to pojąć może już...prawi każdy...
OdpowiedzUsuńZgadłaś, rozmowy podane w dużym skrócie i bez wulgaryzmów, by nikogo nie gorszyć...
UsuńA w tym wszystkim, tylko nauczyciel nie ma prawa głosu :(
UsuńTakie czasy. Gdy ja chodziłem do szkoły, to nauczyciel był bogiem. Teraz bogami są uczniowie oraz ich opiekunowie prawni (rodzicami bym ich nie nazwał). Na uczelniach jest dokładnie tak samo, więc zastanawiam się, jaki będzie ten świat za kilka generacji?
OdpowiedzUsuńJa na szczęście będę już na emeryturze lub mnie nie będzie wcale...
UsuńNiestety sytuacja w szkołach odzwierciedla to, co się dzieje w społeczeństwie. Bardzo się ono zmieniło przez ostatnie dziesięciolecia i a szkoła po prostu odzwierciedla wszystkie patologie, które występują w tymże społeczeństwie. W tym i brak wychowania przez rodziców, a zamiast tego oczekiwanie, że szkoła czegoś nauczy, da, pokaże. I to szczególnie w tych zakresach, w których rodzice akurat nie dają rady.
OdpowiedzUsuńNiektóre przykłady pokazują, ze rodzice z życiem ogólnie nie dają rady, ale kolejne dzieci pojawiają się na świecie...żal mi tych dzieciaków po prostu...
UsuńPowiem Ci ,że współczuję współczesnym nauczycielom.
OdpowiedzUsuńJest zbyt dużo rodziców o postawach roszczeniowych
i zbyt dużo rozpuszczonych niewiarygodnie dzieci.
Nigdy w życiu nie chciałabym być nauczycielką w dzisiejszych czasach.
Powiem szczerze, że cieszy mnie, że za chwilę kończę moją przygodę ze szkołą...
UsuńNajwięcej do powiedzenia o pracy nauczycieli mają ci, którzy nigdy nie pracowali w szkole.
OdpowiedzUsuńA jeszcze więcej ci, którzy sami mieli w szkole problemy...
Usuńbezstresowe wychowanie. cud prawdziwy. trudny temat. jedyna pozytywna cecha, to wiara we własne dziecko - to budujące. albo wygodne.
OdpowiedzUsuńMy wpajaliśmy synowi różne wartości i uczyliśmy prawdomówności, ale jednocześnie widać było, jak inaczej funkcjonuje nasza latorośl wśród rówieśników, także głowy za niektóre sprawy bym nie dała...
UsuńPraca w szkole to ciężki kawałek chleba. Moim zdaniem najgorsi potrafią być właśnie rodzice - ci roszczeniowi i wiecznie nastawieni na " nie". Do tego papierologia, niewielkie zarobki i częsty brak poszanowania pracy nauczyciela, pomimo że jest to zajęcie wymagające odpowiedzialności i przygotowania.
OdpowiedzUsuńPapierologia to szczyt góry lodowej... wiele niepotrzebnych spraw, a wymagania często nie do przeskoczenia.
UsuńWitaj wiosennie
OdpowiedzUsuńTak, dzisiaj głośno jest o szkole i nauczycielach, więc i moja opowieść trochę szkolna, ale całkiem inna i chyba nie aż tak wciągająca.
Cieszę się, że przeczytałaś mój ostatni wpis. Nie Ty jedna złożyłaś mi wówczas życzenia imieninowe. Ale masz rację, życzeń nigdy za dużo. W maju więc też chętnie je przyjmę.
Muszę jednak napisać, że dodałam małe Postscriptum do poprzedniego wpisu. Jeżeli jesteś ciekawa, zapraszam.
Pozdrawiam słonecznie, żółtym kolorem forsycji
Oczywiście, że jestem ciekawa:-)
UsuńPominę milczeniem te rozmowy z rodzicami, skupię się na zdjęciu woźnej. Nigdy nie zapomnę woźnej w mojej szkole, była to staruszka o dwuliterowym nazwisku, czego młodsze dzieci nie potrafiły zrozumieć. Starsze, które już miały chemię, mówiły na woźną "Złotko".
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy woźna przylała komuś mokrą szmatą, ale często robiła to miotłą albo przynajmniej groziła, że przyłoży. Była skuteczniejsza niż obecni ochroniarze.
U mnie była słynna pani Stasia, chłopaki wołali na nią Samanta, nie wiem czemu...była bardzo groźna!
UsuńNasze Złotko była staruszką w czarnym fartuchu i, oczywiście, z miotłą w ręku. Nie mam pojęcia, dlaczego uczniowie czuli przed nią respekt.
UsuńRęce mi opadają. I pomyśleć, że kiedyś jak uczeń dostał linijką po łapach, to bał się przyznać w domu, bo wtedy oberwałby jeszcze raz od rodziców. A teraz...
OdpowiedzUsuńA teraz nie wolno nawet fryzury ucznia skomentować...
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńJak zawsze pouczające rozmowy, dające do myślenia, co jest nie tak.
Milutko pozdrawiam wiosennie:)
Oj, wreszcie wiosennie, niedawno wróciliśmy z kolejnej wycieczki:-)
UsuńFajnie, że się odzywasz:-)
Mam syna w 5 klasie i doskonale rozumiem te trzy scenki. Jednak jest też i druga strona medalu przecież.
OdpowiedzUsuńNie, nie mam zamiaru teraz pisać, że nauczyciele tez mają coś za uszami. Bo mają, jak i rodzice oraz dzieci. Wina, jeśli już takowej się szuka, zazwyczaj po środku leży.
Ja staram się, naprawdę się staram, żeby mój syn miał szacunek do szkoły, do nauczyciel i do pani woźnej. Nie dalej jak trzy dni temu rozmawiałam z nią, bo czekałam na młodego.
-A wie pani - mówi do mnie - słowo dzień dobry usłyszeń od ucznia to naprawdę trzeba się cierpliwie naczekać. Kiedyś w sobotę byłam w szkole, wpuszczałam rodziców i dzieci na zajęcia dodatkowe. Z dwadzieścia ich było. Może jedna mama powiedziała dzień dobry.
Mnie w domu nauczono szacunku do ludzi. I myślę że to jest klucz, bo jakim naród będzie wychowany....
Pamiętam też moją woźną, panią Hanię :) poszło do niej 30 osób, każdy dał pieniądze (lizaka, ciastka, zupkę chińską, paluszki, bułkę), nie musiała nic zapisywać na kartce, wszystko pamiętała, wiedziała ile komu ma oddać pieniędzy.
O tak, dobra pani woźna to skarb!
To chyba sedno sprawy - wzajemny szacunek, takie proste, prawda?
UsuńJa miło wspominam panią woźną z liceum, robiła nam herbatę:-)
Ale dlaczego nie napisać o proteście??? Owszem. Trzeba. Dajmy na to takie oto moje :-) stanowisko. Bezwzględnie jestem za strajkiem nauczycieli, aż do skutku...od 22-iej do 6-tej rano... no żartuję, Jotko, żartuję... tylko niech to się nie doniesie do pisiaków, bo oni gotowi łyknąć ten żart na poważnie jak pelikan świeżą makrelę :-)
OdpowiedzUsuńDla mnie godziny nocne to masakra, nawet na weselach nie dotrwałam do końca ;-)
UsuńKurde przykra sprawa :( już nie wrócą czasy naszej szkoły... Nie wróci szacunek do nauczycieli do Pani bibliotekarki czy Pani woznej, nie wróci też dyscyplina która my mielismy. Czasami cieszę się że wyjechała z kraju a moje dzieci chodzą tu do dobrych szkół a my jako rodzice zawsze z uśmiechem na ustach spotykamy się w szkołach i nikt nigdy nie słyszał o podbnej sytuacji
OdpowiedzUsuńO tym szacunku zapomina się w wielu sytuacjach, a przykład idzie z mediów...
UsuńMam bardzo mieszane uczucia dotyczące tematu szkoły. Sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, czasy się zmieniają w zawrotnym tempie, a co za tym idzie również wymagania rodziców i zachowania ich latorośli. Coraz więcej rodziców chce wychować swoje dzieci bezstresowo zastępując siebie przeróżnymi gadżetami i myślą, że szkoła zrobi to za nich.
OdpowiedzUsuńW czasach, gdy ja się edukowałam, wszystko wyglądało inaczej. Nauczyciele, dzieci, rodzice, wszyscy bardzo się zmienili. Kiedyś był podobno większy szacunek do dorosłych, według mnie tu chodziło bardziej o strach, lęk przed karą i konsekwencjami nabrojenia. Dzieci bały się i nauczycieli i rodziców, bo wtedy normalne były kary cielesne, za różne przewinienia. Pamiętam taką nauczycielkę u siebie w szkole, która biła linijką po rękach lub podchodziła tak z tyłu i uderzała ręką w głowę, najczęściej chłopaków, bo oni rozrabiali najbardziej. Dziś najprawdopodobniej poszła by za to do więzienia. Z jednej strony może i dobrze, że zaostrzyły się przepisy co do nietykalności cielesnej, ale z drugiej strony społeczeństwo zaczęło wpadać ze skrajności w skrajność.
Jako rodzic w rozmowie z nauczycielem syna byłam zawsze wycofana, spokojna i ugodowa co niestety było często wykorzystywane przeciwko mnie i mojemu dziecku. Syn miał często pretensje do mnie, że nie umiem stanąć po jego stronie, że powinnam nakrzyczeć na nauczyciela postawić się jak to robią rodzice innych dzieci. A ja nie potrafiłam zawalczyć o swoje racje i postawić się w obronie syna faktycznie niesłusznie oskarżanego, o co czasem byłam na siebie zła, a ja tylko spuszczałam głowę i przytakiwałam. Starałam się być obiektywna i tak bardzo się tym przejęłam, że nie widziałam problemu tam gdzie on faktycznie był.
Żadna skrajność ani bezkarność nie są dobre, nie chodzi też o uległość czy przewagę w rozmowie, ale o racjonalne podejście, wszak chodzi o dobro dzieci, a nie o wojnę...
UsuńWspółczuję nauczycielom. Zawsze współczułam, a teraz szczególnie. "obyś cudze dzieci uczył" - dziś znaczy to jeszcze więcej
OdpowiedzUsuńBywają sytuacje, które powodują, że niektórzy odchodzą z zawodu...gdybym była młodsza, chyba zmieniłabym pracę.
UsuńRozmowa 1
OdpowiedzUsuńNiektórzy nie mając argumentów na wszelki wypadek wszędzie widzą komunistów
Fakt, to paranoja narodowa...
Usuń