Czytanie blogów bywa inspirujące dla naszej pamięci.
Na blogu Klarki Mrozek przeczytałam hotelowe wspominki z pracy i przypomniała mi się wycieczka lata temu do Berlina Zachodniego.
Jechałam w zastępstwie za moja mamę, która zachorowała.
Nie wszyscy pamiętają może, że jeździło się kiedyś do Austrii, Szwecji, NRD i Berlina Zachodniego w celach handlowych, to znaczy nasi rodacy sprzedawali to, co w danym kraju najlepiej szło za dewizy , a przywozili te towary, na których w kraju można było zarobić lub zostawiali sobie zarobione dewizy.
Na tej "wycieczce" towarzyszyła mi koleżanka mamy, pani Krysia, osoba obeznana z turystyką handlową, bywała w świecie, prywatna inicjatywa (zawsze pracowała na swoim). Bogata, ale oszczędna do bólu, może ktoś nazwałby ją nawet skąpiradłem...
Pech chciał, że nabawiłam się niestrawności jeszcze w autokarze, przez co ominęła mnie kolacja w hotelu, jeszcze w Polsce, bodaj w Zielonej Górze.
Wypiłam tylko herbatę, za to pani Krysia zjadła z apetytem dwie porcje. Na zdrowie. W czasie tej kolacji pojawił sie jednak pilot wycieczki, oznajmiając, że niektórzy uczestnicy zjedli nie swoje porcje kiełbasek na ciepło i dla innych zabrakło, ale wiadomo, szwedzki bufet, Polak głodny to bierze , nie patrzy na innych, kto pierwszy ten lepszy.
Drugą noc nocowaliśmy w hotelu niemieckim, luksusowym jak na wycieczkę, ja byłam w takim pierwszy raz...
Pokoje należało opuścić do 10 rano po śniadaniu. Poszłyśmy więc na posiłek spakowawszy się przedtem.
Zanim zniesiono bagaże do autokaru musiałam skorzysta jeszcze z toalety. Wchodzę do wielkiej łazienki (jak całe mieszkanie moich rodziców), a tu ani papieru toaletowego, ani mydła, ani ręczników...zgłupiałam, czyżby ktoś już sprzątał?
Wołam panią Krysię, bo pilnowała bagaży na korytarzu hotelowym i pytam czy ktoś posprzątał łazienkę, bo nie mogę skorzystać z toalety?
Na to moja współlokatorka otworzyła podręczną torbę, a tam były papier toaletowy, mydła, pasta do butów, ręczniki i nie wiem co jeszcze, o dziwo wieszaki zostały w szafie...
Jako dorastająca nastolatka byłam w szoku, a co, jeśli ktoś mnie posądzi o zabranie tych rzeczy?
Wielokrotnie widziałam, jak pani Krysia maluje usta, wydłubując pomadkę z etui zapałką. Zapytałam, dlaczego nie kupi nowej?
Podobno czekała na wyjazd do Szwecji, by dokonać zakupu w strefie wolnocłowej.
Na tej wycieczce do Szwecji była już moja mama po wyzdrowieniu, więc zapytałam czy pani Krysia kupiła sobie nową pomadkę.
A gdzież tam, nadal wydłubywała resztki zapałką...
Ostatnio widziałam panią Krysię latem,ledwo ją poznałam, zasuszona staruszka, skromnie ubrana, pod opieką chyba siostry z PCK.
Nie wiem czy zgromadziła wielki majątek i czy trzyma go pod poduszką, bo wolała inwestować w złoto, niż trzymać w banku, a dzieci nie miała...
Smutne tematy ostatnio poruszasz na swoim blogu, ale oczywiście bardzo realne i istnieje potrzeba zastanowienia sie nad nimi. Nie będę zaprzeczać. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńMoże i smutne, ale podobno optymista to nie ten, co widzi wszystko w różowych barwach, ale raczej realnie patrzy na wszystko i nie dołuje się z tego powodu...
UsuńJEDNI SĄ WIECZNIE MŁODZI, DRUDZY WIECZNIE STARZY - BO TO KWESTIA CHARAKTERU, A NIE KAKENDARZY. autor Jan Sztaudynger. Znalazlam taki urywek i uwazam to za absolutną prawde, przynajmniej dla mnie. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
UsuńOczywiscie mialobyć kalendarzy. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
UsuńCytat świetny i zawsze aktualny:-)
UsuńWybitnie oszczędna była ta pani, chociaż ma takie imię jak ja, to ja aż tak oszczędna nie jestem :-)))
OdpowiedzUsuńCiekawa dlaczego taka była i jakie doświadczenia życiowe spowodowały,że tak się zachowywała.
U kotów bezdomnych brak jedzenia powoduje, że potem w domu przejadają się aż do niemożliwości, boją się że zabraknie i będą głodne...
Nie znam jej historii od dzieciństwa, ale jako osobie dorosłej niczego jej nie brakowało, mąż także dużo zarabiał.
UsuńPrzepraszam wszystkie Krystyny...
wszystkie dzikie koty w przyrodzie taki mają system, bo zasoby w otoczeniu są ograniczone i najadają się na zapas... aczkolwiek wiele z nich też ukrywa część niezjedzonej zdobyczy na zaś, np. lampart lub puma... inaczej już funkcjonują koty mające stałe źródełko jedzenia, np. stołówka lub miejsce, gdzie "kocie babcie" je dokarmiają, a te mające stały dom to już w ogóle, im raczej nie zabraknie nigdy, mają luksus pojadania z miski tyle, ile chcą... dlatego kot wyrzucony z domu ma bardzo małe szanse przeżycia, poradzenia sobie w nowych, trudnych warunkach, więc taki pseudo-opiekun kwalifikuje się do zarzutu znęcania nad zwierzakami...
Usuńp.jzns :)...
Oj, to takich podpadających pod paragraf pełno na moim osiedlu...
Usuńprzyznaję bez bicia, że jadąc pierwszy raz samodzielnie za granicę /na Węgry/ pociągiem jako szesnastolatek buchnąłem rolkę papieru toaletowego z toalety w wagonie, na własne potrzeby zresztą, bo i ja, i kumpel po prostu zapomnieliśmy spakować ze sobą na drogę ów istotny artykuł pierwszej potrzeby...
OdpowiedzUsuńmożliwości handlowe wszelkich wyjazdów poznałem dopiero rok później i potem kombinowało się na wszelkie sposoby, by minimalizować koszty, ale nic nigdy nie kradliśmy, a takie dziadostwo, jakie uprawiała pani Krysia to już był dla nas kompletny obciach...
być może tej rolki powinno być mi wstyd, ale wspominam ją jako zabawny "błąd młodości"...
p.jzns :)
Czyli każdy następny musiał z liści korzystać...
UsuńDobrze powiedziane, to było babskie dziadostwo!
Oszczędność jak najbardziej, ale nie do przesady :)
OdpowiedzUsuńOszczędność a skąpstwo i sknerstwo to różnica ;)
UsuńNo właśnie, tylko po co gromadzić za wszelką cenę, bez przyjemności na co dzień?
UsuńDla samej świadomosci posiadania?
UsuńWłasnie, mój teść robił podobnie, byle na koncie przybywało...
UsuńI coś ma z tego?
UsuńPewnie satysfakcję:-)
UsuńNie wiem czy taka satysfakcja jest coś warta
UsuńOj, nie da się ukryć, że ów zmysł "kombinowania" rozsławił naszych rodaków poza granicami kraju.Szkoda tylko, że w tak negatywny sposób.
OdpowiedzUsuńGdy jechałam pierwszy raz do Bułgarii na wczasy okrutnie się zeźliłam, bo jedna z pań w przedziale prosiła mnie , bym wzięła od niej, na czas kontroli granicznej, bieliznę pościelową i jakąś kapę. Odmówiłam i pani mnie zwyczajnie zwymyślała, że "nieużyta" jestem, bo przecież po 1 komplecie przewozić można, a ona ma tych kompletów kilka i dlatego prosi o przysługę. Ale i tak niczego od niej do swego bagażu nie przełożyłam i babsko w końcu poszło gdzie indziej szukać chętnych. A mój mąż przeżył szok jadąc do Rumunii, bo jechał w tzw. pociągu przemytników (bo nie było już biletów na samolot a musiał być określonego dnia Bukareszcie) gdy współpaseżerowie nagle zaczęli rozkręcać ściany przedziału coś chowając pod spód.
Szwedzki stół przeżyłam w Turcji, gdy do hotelu zjechała rosyjska wycieczka - wszystko co tylko nadawało się do zjedzenia znikało w mgnieniu oka.
Mnie jakiś pan poprosił o przechowanie stanika dla narzeczonej, wzięłam, ale nie sprawdzali...
UsuńNo cóż> nie miałam możliwości podróżowania w celach zarobkowych;
OdpowiedzUsuńdo Austrii, Szwecji, NRD i Berlina Zachodniego w celach handlowych
nawet nie mogłam pomarzyć; gdybym widziała takie luksusy, może podobnie jak p. Krysia zafiksowałabym się na "przytuleniu" tego i owego, aby mieć??? rolka papieru toaletowego - kiedyś to był luksus :) zwłaszcza gdy miało się problemy gastryczne :)
kiedyś to ja byłam oszczędna - wszyscy wokół mnie do tego zachęcali,do dziś pozostało mi polowanie na promocje np. wczasowe :);'ale odkąd przeszłam na emeryturę, to już nie chce mi się oszczędzać. Wreszcie stać mnie na gest i kupić sobie własną rolkę papieru -żartuję :)
Wyznaję podobną zasadę - gdy dziecko samodzielne, robię dla siebie trochę przyjemności, na dom i tak mnie nie stać, a auto jeszcze jeździ:-)
UsuńPromocje to dobra rzecz, nie sztuka kupić drogo!
Mnie wstyd za rodaków za granicą!
OdpowiedzUsuńWszystko, co zapłacone musi być zjedzone a darmowe próbki zabrane do ostatniej.
W telewizji ostatnio znana polska " gwiazda" przyznała się, że zabiera z podróży z hoteli: ręczniki, przybory toaletowe, nawet kapcie!
To jakiś koszmar🤔
są hotele, które wyraźnie wpisują do regulaminu, że "ręczniki i piloty do tv NIE SĄ wkalkulowane w cenę pokoju" i wtedy faktycznie jest to zwykła kradzież... ale niektóre hotele wliczają te ręczniki w cenę i niektórzy goście zabierają je sobie na pamiątkę, zwłaszcza, że czasem bywają bardzo oryginalne w swoim design... to dla hotelu jest zresztą reklama...
Usuńkwestia środków higieny jest dyskusyjna... zwykle są to mydełka i mini szampony... nie widzę problemu, żeby wziąć taki szamponu ze sobą, jeśli się go nie zużyło, bo może się przydać w dalszej podróży... w końcu to jest już własność gościa...
tak więc myślę, że trzeba być ostrożnym z ocenami w takich przypadkach, wyważyć, czy przekracza to jakieś granice, czy nie...
...
przypomina mi się sytuacja z dzieciństwa, gdy moja Mama przywiozła mi z wyjazdu służbowego do jakiegoś arabskiego kraju paczkę rachatłukum... dla mnie, dzieciaka to była duża atrakcja, w Polsce takich delicji nie było... to rachatłukum, cała salaterka stało w każdym pokoju do dyspozycji gościa, mógł zjeść, wyrzucić lub zabrać ze sobą... i jak ocenisz taką sytuację?...
p.jzns :)
Wiadomo, że są regulaminy i inne takie, niektórzy częstują się zawartością barku, a potem szokuje ich rachunek za trunki.
Usuńlepiej upewnić się, co nam wliczają , a za co płacimy dodatkowo...
to chyba nie jest tak, że w takim hotelu automatycznie kupujesz ręcznik, tylko zliczają ile ręczników im ginie w ciągu np. kwartału, czy roku i rozkładają to jakoś wliczając w cenę pokoju... innymi słowy: każdy gość płaci za kawałek ręcznika, czy go sobie weźmie, czy nie...
Usuńw hotelu z barkiem w pokoju nigdy nie byłem, więc nie wiem, jak to jest, ale pamiętam kiedyś taki z wodą mineralną na stoliku... ale wtedy nikt nie podliczał, ile tej wody gość wypił... to trochę by było tak, jakby zamontować wodomierze w łazienkach i rozliczać każdego gościa ze zużytej wody...
za to pamiętam, jak kiedyś mieszkałem w hotelu Kasprowy, za pokój płacił klub /byliśmy tam na Kongresie Brydżowym, takie ileś tam turniejów przez kilka dni/, ale rozmowy telefoniczne z pokojów na miasto, czy dalej były rozliczane osobno...
Tak naprawdę w hotelach bywam rzadko, więc nie jestem ekspertem, większość faktów, to zasłyszane historie.
UsuńJa kiedyś w pensjonacie byłam zdziwiona brakiem ręczników, a pani mi na to, że za ręczniki muszę dopłacić...
no, to jeszcze ciekawiej /przy okazji kolejne zastosowanie słowa "dziadostwo :)/... a czy chodziło jej o kupno, czy o wynajem /z kaucją czy bez?/? :)
UsuńPani stwierdziła, że w takiej cenie za pokój, to ręczniki się nie należą, choć w ofercie tego nie było, wozić ręczniki przez pół Polski?
UsuńOczywiście, że tylko za wypożyczenie...
Takie historie znam jedynie z opowieści. Jednak opinia jaką rodacy wyrobili nam w tamtych czasach wciąż ciągnie się za nami. Łatka została przyklejona i mocno się trzyma, a tu- niestety- obowiązuje odpowiedzialność zbiorowa. Tym bardziej, że i obecnie Polacy miewają różne pomysły... W ubiegłym roku w jednym z hoteli w Hiszpanii- w którym i my się zatrzymaliśmy- od turystów z Polski (tylko z Polski) żądano 100 euro kaucji bo jak się okazało jakiś czas temu nasi rodacy ogołocili pokój hotelowy niemal ze wszystkiego co dało się wynieść! Szkoda słów...
OdpowiedzUsuńMiłego tygodnia, Jotko!
Gdy znajoma wróciła z wycieczki na Litwę, a hotel nie był luksusowy, zadzwoniła do firmy pani z hotelu, że zginęło im radio...i to wcale nie 30 lat temu.
UsuńSam przeżyłem eskapadę do Niemiec w tych samych celach – zarobkowych. Nawet trzy, i każda nadawałby się na krótkie, zabawne opowiadanie. Na szczęcie nigdy nie miałem do czynienia z takim skąpiradłem jak pani Krysia ;) Inna sprawa, że w czasie tych wypadów, niejako z urzędu, trzeba było na wszystkim oszczędzać, aby jak najmniej wydać...
OdpowiedzUsuńpewnie pamiętasz, że oszczędność i żyłkę handlową nawet u ludzi jadących czysto turystycznie wyrabiał wtedy sam system... po prostu był limit wymiany waluty i trzeba było jakoś sobie radzić, żeby jakoś normalnie funkcjonować na takim wyjeździe, choćby pójść na zwykły obiad do restauracji, a nie ograniczać się do pasztetu z puszki...
Usuńto prostu były inne czasy i inne wartościowanie, to co teraz nas może bulwersować wtedy było normą... niemniej jedna pani Krysia przeginała nawet z puntu widzenia tamtej normy...
p.jzns :)
Niektórzy oszczędzali nawet na wodzie, po prostu zamiast umyć się nakładali kolejne warstwy makijażu lub pachnideł...
Usuńgdy w Wiedniu na dworcu poszedłem do toalety, to zobaczywszy cenę za wstęp też mi się odechciało myć, za to zachciało szukać jakiegoś parku lub chociaż krzaczorów w okolicy :)
Usuńtak w ogóle to temat jest złożony:
gdy swego czasu jeździło się do demoludów, to potrzeba oszczędzania i kombinowania wynikała z limitów wymiany waluty...
gdy potem jeździło się na Zachód, to powodem były porażające różnice proporcji cen...
obecnie sytuacja jest jakby nieco inna, bardziej zbalansowana, normalniejsza, bo oba te powody zniknęły...
za to puenta jest wspólna... zawsze istniała zdrowa oszczędność i zawsze istniało dziadostwo, zmieniała się jedynie granica między jednym i drugim zależnie od warunków...
*/z tym Wiedniem chodziło mi o mój pierwszy wyjazd na Zachód, gdy tylko dostałem od reżimu Rakowskiego paszport "do szuflady"...
Usuńtak swoją drogą, to ten paszport przechowuję do dziś, wymięty, wyświechtany, upstrzony pieczątkami, niektóre rozmyte nie do odczytania, z dodatkowymi kartkami doczepionymi /oficjalnie, legalnie/ na nowe pieczątki, tylko do muzeum go oddać, młodsi znajomi dzioby otwierają ze zdumienia nie wiedząc o co tu chodzi :D
My zabraliśmy butelki z wodą i myliśmy się w parku, oczywiście nie całościowo ;-) toalety w pobliżu nie było, dopiero w jakimś domu towarowym.
UsuńSwoją drogą opłaty za te przybytki są nieraz i obecnie kuriozalne...
Jak zwykle pani, skorzystała z okazji by użyć pogardliwie, określenia :" Polak głodny to bierze , nie patrzy na innych, kto pierwszy ten lepszy.". Niemcy, anglicy, amerykanie, szwedzi , mogą zachowywać się jak świnie i pani się nawet nie odezwie ale odwiecznie przez panią pogardzani Polacy, przy każdej okazji będą lżeni i szydzeni. Brawo za wykorzystana sytuację .
OdpowiedzUsuńSmutna to opowieść, ale niestety tak to wyglądało. A pani Krysiu prawdopodobnie i tak ta jej "operatywność" szczęścia nie przyniosła. Ciekawe, czy kiedy już odejdzie (długiego życia życzę) majątek znajdzie się gdzieś pod podłogą...
OdpowiedzUsuńTo się ktoś obcy ucieszy, bo rodziny chyba nie ma...
UsuńMiędzy skąpstwem a złodziejstwem powinna istnieć różnica... W wydaniu polskim nie istnieje.
OdpowiedzUsuńWykształcone latami kombinatorstwo dawało rezultaty...
UsuńNigdy nie rozumiałem tego typu ludzi. Źle pojęte oszczędzanie. Słyszałem kiedyś opowieść o naszym krajanie, który ciagle odkładał i przekładał emeryturę. Naprawiać samemu samochód zmarł pod nim na atak serca. Nie ma co czekać. Pieniądze maja swoją wartość ale trzeba z nich korzystać.
OdpowiedzUsuńPo to je zarabiamy, prawda?
UsuńTakie osoby raczej nie zdobędą wielkiego majątku. Podobno pieniądz lubi płynąć. Nie wydajesz to i nie ma przypływu. A z drugiej strony warto też wspomnieć o ludziach podobnych do pani Krysi. Ludzi, którzy wynoszą, co mogą z pracy. Kiedy chodziliśmy do magazynu po artykuły biurowe, magazynier opowiadał co odwalają. Kto miał dzieci w wieku szkolnym, to u niego zaopatrywał je na nowy rok szkolny. Ludzie brali takie grube nitki jutowe do podwiązywania pomidorów na działce.
OdpowiedzUsuńPracowałam na studiach miesiąc w drukarni, napatrzyłam się na to i owo...aż dziw, że drukarnia nie zbankrutowała.
UsuńBardzo mnie drażniła ta handlowa "zaradność" moich rodaków na wycieczkach, o których piszesz. To się właśnie określa mianem "robić wiochę". Nie dość, że wstyd, to jeszcze niezbyt bezpieczne było, szczególnie na wschodniej granicy. Pamiętam, jak raz kontrolowano wybrane osoby i jedna z nich, wychodząc z autokaru, położyła mamie jakiś pakunek na kolanach. Moja biedna mama, legalistka, o mało na zawał nie zeszła. Za inną "turystką" ciągnęła się po ziemi firanka, która się rozwinęła, ukryta pod spódnicą. To już nawet nie był handel, a pazerność i zachłanność.
OdpowiedzUsuńCzego to ludzie nie próbowali przewozić! Z drugiej strony, pomysłowość ludzka nie zna granic...
UsuńO joj! O joj, aż nie wiem, co powiedzieć. Hmm, lubimy jak coś jest za darmo, ale prawie nic za darmo nie ma i żeby tak sobie brać z hotelu, jak swoje? Coś nie tak zdecydowanie. Rozumiem, że na wycieczce to nikt nas nie zna, ale bez przesady xD. To oszczędność czy pazerność, czy jedno i drugie?
OdpowiedzUsuńChyba jedno i drugie :-(
UsuńZastanawiam się, gdzie w tym wszystkim kończy się przezorność i oszczędność, a zaczyna skąpstwo i przesada. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGranica jest pewnie łatwa do przekroczenia, gdy ktoś bywa zmuszony do wieloletniego oszczędzania.
UsuńW hotelach różne przygody się zdarzają :)
OdpowiedzUsuńO tak, niektóre przygody sami inicjujemy:-)
UsuńOj, działo się na tych wyjazdach, działo ... osobiście nigdy nie byłam, tak się jakoś złożyło, ale rodzina, znajomi bywali.
OdpowiedzUsuńSkąpstwo jest straszne. Można być oszczednym, to się chwali, ale skrajności dobre nie są.
Tym bardziej, że nie była zmuszona tak postępować...
Usuńbyłam raz na Węgrzech. kupiłam kredki dla dziecka.ale wycieczka była udana i z przygodami.
OdpowiedzUsuńO tak, przygody się zdarzają, zwłaszcza gdy uczestnicy trunkowi...
UsuńPodobno do handlowania trzeba mieć talent, czy umiejętność, jak słuch muzyczny, czy umiejętności manualne. W naszej rodzinie nikt zdolności handlowych nie miał, więc z lekceważeniem wypowiadano sie u mnie o tych jeżdżących z masłem i innymi towarami na granicę, czy za granicę. Ja też nigdy nie "splamiłam się " sprzedawaniem czegokolwiek. Oczywiście czasy były jakie były, na wycieczkach np. do ZSRR sprzedawało się kosmetyki, bieliznę, ja też to wiozłam , tylko albo koleżanki dla mnie towar sprzedały, albo kupujące przyszły osobiście do mnie, do pokoju i zaproponowały cenę. A w mojm domu jednym z najbardziej pogardliwych określeń było słowo "przekupa", wyrażające też pewien stan umysłu i charakter. Gdy teraz jeżdżę do eleganckich hoteli, to kosmetyki czasem zabieram, jeśli podoba mi się zapach, ale nie zbieram tych hotelowych buteleczek z każdego hotelu. Czasem zabieram także papcie. Są dla każdego gościa "jednorazowe'.Przecież używanych papci nikt nie wypierze, żeby użyć ponownie, zostaną wyrzucone, a niekiedy są to całkiem porządne "laczki", które wynoszę do końca ;).
OdpowiedzUsuńTo ja podobnie, może dlatego nie dorobiłam się majątku:-)
UsuńByłam dwa razy na takich wycieczkach i obie zakończone klęską...
Jakoś tak śmieszno i straszno, a do tego trochę żal tej pani Krysi, chociaż i obciach z taką jeździć.
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś nie potrafi korzystać z dóbr, które uda mu się osiągnąć, to nie jest to prawdziwe bogactwo, tak sądzę.
Ja jakoś nigdy do handlu nie miałam dobrej ręki. Ale kiedy mam, to po prostu - bez przesady, bo oszczędzam też w miarę - ale wydaję na rzeczy, które mi się potrzebne. Nie wywalam kasy niepotrzebnie, ale jednak się cieszę, że mnie stać na to czy tamto. :)
Pozdrowienia
Moim mottem jest - kupić drogo to nie sztuka, dlatego cieszę się z każdej promocji, nawet z obniżki na kartę klienta przy kasie:-)
UsuńMyślę, że bywają ludzie, których bawi po prostu gromadzenie majątku, dla samego posiadania...
Też bardzo lubię kupować rzeczy, które się szybko zużywają, w promocjach, czyli nie za drogo. Na przykład ciuchy, chociaż na buty raczej wydam więcej. Wydam też bez żalu na aparat fotograficzny i wyposażenie do niego, bo to jedna z największych przyjemności, jakie sobie sprawiam. Wydam na samochód, bo jest mi niezbędnie potrzebny do życia i lubię, kiedy jest czysty i zadbany. :)
UsuńNa mieszkanie czy dom też lubię wydać, ale już niekoniecznie w postaci zbytków. Wygodnie ma być.
Samo posiadanie mnie nie bawi ani nie uszczęśliwia. Zdobywanie owszem, ale nie w takiej hiperoszczędnej (a wręcz nieuczciwej) formie.
Ostatnio wręcz wolę innym robić prezenty, niż sobie. Dostałam od męża talon na biżuterię i jakoś nie mogę go od sierpnia zrealizować...
UsuńDlatego zawsze jestem pełna podziwu dla ich pracy, tym bardziej że ostatnio nocowałam po weselu i było sterylnie czysto.
OdpowiedzUsuńSmutne jest to, co napisałaś. Dla mnie takie zabieranie rzeczy, które do mnie należą nazywa się kradzieżą. Wychodzę z założenia, że mam prawo brać to, co do mnie należy.
OdpowiedzUsuńNie wszyscy tak myślą...
UsuńPo raz pierwszy miałam spory opór przed wpisaniem komentarza. Byłam za granicą zarobkowo i chociaż nie doświadczyłam niczego specjalnie złego, to ukształtowałam sobie obraz rodaków mało przychylny. :((
OdpowiedzUsuńNie jesteś w tym odosobniona, mnie też nic złego nie spotkało, ale wspomnienia o niektórych osobach nie są budujące...
UsuńPodczas mojej pierwszej podróży do RFN :) znajomi czekali na dworcu i mieli dla nas kawę w termosie. Jednorazowe filiżanki i od razu nas częstowali. Po tej bardzo długiej podróży, smak tej kawy pamiętam do dziś. Była wyjątkowa ale... pamiętam też, że kompletnie nie umiałam sobie poradzić z jednorazowym mleczkiem . Nie potrafiłam go najzwyczajniej w świecie otworzyć . Ja wiem, że to jest bardzo śmieszne, ale wspominając tamte nasze realia - jednorazowe mleczko do kawy to było coś na miarę filmu Kosmos 1999. A co do oszczędności i skąpstwa... no znam takiego jednego człowieka, co ciagle oszczędzał na czarną godzinę. Przyszła wcześniej, niż był w stanie sobie to wyobrazić :) bo czarna godzina - była chyba jedynym celem jego życia .
OdpowiedzUsuńW tamtych czasach wiele rzeczy z Zachodu było dla nas nowinką:-)
UsuńZamiast odkładać na czarne godziny, lepiej dobrze przeżyć te złote...
Dziś hotele wliczają w cenę te wszystkie małe opakowania z kosmetykami. Są jednak tacy ludzie, którzy zabierają nawet piloty do telewizora (pytanie po co, jeśli mają inny odbiornik?).
OdpowiedzUsuńNa razie jestem na etapie ,,czarnej śmierci" w Europie. Jednak w miarę upływu wieków (i stron) śmierć w cywilizacji naszej nabierze pewnie innych form.
Pozdrawiam!
Ukradziono mi kiedyś nawet brudne wiadro na śmieci...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńHandel, o którym piszesz jest mi znany wyłącznie z opowieści. Nie wiem, czy "na szczęście", nie osądzam nikogo zmuszonego w ten sposób zarabiać na życie.
Z hoteli korzystam często zawodowo i wakacyjnie. Nigdy niczego nie zabieram, nie przyszłoby mi to do głowy:) Może dlatego, że jako alergiczka z certyfikatem:) używam tylko przetestowanych na własnej skórze kosmetyków i ręczników.
Osób pokroju pani Krysi nie potępiam za sknerstwo - każdego uszczęśliwia co innego:) - ale na pewno nie zaprzyjaźniłabym się z kimś takim, bo mam nieco inne podejście do dóbr materialnych.
Pozdrawiam:)
Od potępiania jestem daleka, zawsze mnie to dziwiło, choć sama bywałam zmuszona do oszczędzania...
UsuńParyż - rok 2000. Pojechaliśmy na przepiękną wycieczkę. Zwiedzało się Paryż właściwie 24 godziny na dobę... no może 20 godzin, bo na parę godzin trzeba było przyłożyć głowę do poduszki. Nigdy rano nie zdążaliśmy na śniadaniem punktualnie o godzinie gdy się zaczynało. Nie było juz wtedy ani jednego kefirku czy jogurtu, bo nasi współwycieczkowicie wypijali po kilka i zabierali ze sobą do autokaru ..... żeby nie musieć już nic kupować w czasie dnia /obiady były we własnym zakresie/.... Oszczędność niesamowita... a na biednych - sądząc po tym jak byli obwieszeni złotem - nie wyglądali...
OdpowiedzUsuńOtóż to, więc chyba nie była to zapobiegliwość, tylko raczej pazerność...
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńJa także używam zapałki do szminki i kremu, ale ze względów higienicznych. Miewam opryszczkę i sama od siebie zarażałabym się pomadką. Już nie będę tego nigdy robić przy kimś, bo w tej chwili zdałam sobie sprawę, co o mnie ktoś może pomyśleć.
Pozdrawiam serdecznie.
Mam koleżankę z podobnymi skłonnościami, więc kupuje pomadki lub błyszczyki w pudełku i nakłada palcem...
UsuńEch, bardzo życiowe. Niektórzy trzęsą się nad pieniędzmi, kolekcjonują, zbierają, nie wydają. Niby czują się tak bezpieczni, ale historia pokazuje, że najbardziej na końcu tracą.
OdpowiedzUsuńBezpieczeństwo wskazane, ale bez przesady w żadną stronę...
UsuńA tak, czytanie blogów jest pouczające i bywa też radosne (poeci rządzą).
OdpowiedzUsuńNastroje bywają rozmaite, zależnie od bloga...
UsuńMoja matka jako zona wojskowego mogła podróżować tylko do krajów Układu Warszawskiego. Z jednej pensji nie było łatwo odłożyć na wycieczkę, a o kupieniu "towaru" na handel, to właściwie matka mogła pomarzyć. To co udało jej się zabrać z Polski, by w kraju docelowym spieniężyć, to były drobiazgi w porównaniu z innymi uczestnikami wyjazdu. Nas jako dzieci cieszyły prezenty przywiezione z zagranicy. Niemniej jednak parę razy też zdarzyło się, że matkę okradziono i wtedy tylko zdjęcia pozostawały jako świadectwo pobytu. Zawsze trzeba mieć świadomość, że za zabrany z hotelowego wyposażenia drobiazg może odpowiadać finansowo personel sprzątający, a nie są to ludzie zarabiający duże pieniądze.
OdpowiedzUsuńPrzykre niespodzianki na wyjazdach sie zdarzają, co czasem zniechęca do podróżowania.
UsuńObciążenie personelu - nie pomyślałam o tym, a wstyd? Przecież można sprawdzić, kto gdzie nocował.
Brrrrrrr... to gatunek Babus Sknerowaty, którego nie cierpię. Jaskół mówi o takim, że dałby sobie doopkę żyletką oskrobać, byle sępić i "zaoszczędzić".
OdpowiedzUsuńW sumie to ta pani, to pospolita złodziejka. Szkoda, że jej nie przyłapali wtedy w hotelu.Zasłużyła.
UsuńMoi rodzice mawiali o takich osobach, że dla kilku oszczędzonych groszy, zjedliby goowno spod siebie...sorry za dosadny przykład.
UsuńNo cóż, niektórym obca jest zasada szukania złotego środka w życiu. Widzę, że u tej Pani wielki radykalizm... :)
OdpowiedzUsuńA może to właśnie lubiła?
UsuńW gruncie rzeczy dziwię się takim osobom. U mnie się mawia, że i tak do grobu niczego nie wezmą, więc nie ma co ciułać. Mój dziadek byłby pewnie się z Panią Krysią dogadał, podobny typ był z niego.
OdpowiedzUsuńNo bywają ludzie bardzo "zapobiegliwi"...
UsuńNigdy mnie to nie spotkało..
OdpowiedzUsuńTo w sumie dobrze, nie musiałaś się wstydzić za rodaków.
UsuńByłam w Berlinie ale wydał mi się strasznie ponury. Nie przypadł mi do gustu ani do serca. Za to chętnie bym odwiedziła Austrię. Wiedeń i Salzburg.
OdpowiedzUsuńByłam w Wiedniu, ale mało widziałam, bo nie było chętnych na zwiedzanie, musiałam sie dostosować do większości...
Usuń