Polecam post Optymistycznej o naukach przedmałżeńskich, bo fajnie napisany i przypomniał mi moje nauki, a było to 35 lat temu i widzę, że niewiele się zmieniło od tego czasu, tym bardziej, że w podobnych naukach uczestniczył niedawno mój syn i spostrzeżenia mieli z synową zbliżone.
Nie wiem, kto to wszystko wymyśla i po co, bo ani wiedza tam przekazywana nie poprawia jakości życia małżeńskiego, ani osoby prowadzące takowe nauki nie wydają się kompetentnymi - delikatnie mówiąc.
Najgorsze, że uczęszczanie jest obowiązkowe, a przecież pamiętam, że w ostatniej klasie liceum chodziłam na naukę religii połączoną z naukami przedmałżeńskimi i zapewniano nas, że specjalne nauki nie będą już potrzebne.
Gdy przyszło co do czego, czułam się oszukana...nie pierwszy i nie ostatni raz.
Może w moim wspomnieniu znajdzie ktoś potwierdzenie swoich doświadczeń, a może wręcz przeciwnie...
Chodziliśmy na te nauki oboje z narzeczonym, nie pamiętam ile razy, może trzy, może więcej.
Zajęcia prowadziła dziwna pani, jak się okazało niezamężna, a niektóre tematy sprawiały jej fizyczny niemal ból.
Po temacie kontroli płodności przeleciała z szybkością światła, oczywiście podkreślając znaczenie i wagę kalendarzyka...
Spotkania odbywały się dla kilku par podobnych delikwentów, w małej ciemnej salce w piwnicach kościoła, a ławeczki były tak małe, że ledwo mój narzeczony dał radę usiąść ze swoimi długimi nogami.
Nic dziwnego, pamiętałam tę salkę z katechezy w trzeciej klasie szkoły podstawowej.
Od tamtej pory chyba nie była remontowana ani ogrzewana, bo pachniało jak w grobowcu.
Wszystkich tematów, jakie pani poruszała już nie pamiętam, czasami słychać było znaczące chrząkanie słuchaczy, pozwalające zapewne nie roześmiać się w głos.
Kuriozum natomiast było dla mnie podanie przykładu z sali szpitalnej, który to przykład miał być chyba wskazówką, jak nie należy postępować z żoną po porodzie, a w rezultacie był co najmniej niesmaczny, a dowodem na wrażenie, jakie wywarł na młodych kobietach jest to, że pamiętam wszystko dokładnie do dzisiaj.
Pani opowiedziała nam historie kobiety, która leżała w połogu na szpitalnej sali, a jej "stęskniony" mąż, nie mogąc opanować swej chuci zgwałcił żonę na szpitalnym łóżku.
Nie wiem, jakie na czytających wywołuje to wrażenie, ale wówczas miałam dwa wnioski:
- prowadząca miała niemiłe doświadczenia z mężczyznami lub
- chciała zniechęcić młode kobiety do zamążpójścia, ale na pewno
- nie powinna prowadzić nauk przedmałżeńskich.
Miałam nadzieję, że od tamtych czasów świat (kościół) poszedł z postępem i w pewnym sensie tak -spotkania są dłuższe, trzeba nieźle kombinować czasowo by je zaliczyć wspólnie, a kwestionariusze, które każą wypełniać, przyprawiają o ból głowy!
To jakiś koszmar! Prowadzone w taki sposób nauki przedmałżeńskie mają chyba na celu tylko i wyłącznie zniechęcenie do małżeństwa.
OdpowiedzUsuńJa nie uczestniczyłam w naukach, więc nie mam porównania. Brałam ślub w Japonii w kościele protestanckim. Nie jestem co prawda protestantką, ale akurat mieliśmy zaprzyjaźnionego pastora. Żadnych nauk nie było, jedynie zapowiedzi i trzeba było kilka razy wziąć udział w niedzielnym naobożeństwie.
Dlatego później nie dziwi , że nawet osoby wierzące biorą tylko ślub cywilny...
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNie uczestniczyłam w takich naukach, więc porównać nie mogę. Uważam jednak, że nauczanie przez osobę niezamężną i nie mającą dzieci,która ma jakieś fobie na tle damsko - męskim, to wielka pomyłka. Jakby nauczycielka ucząca języka polskiego nigdy w życiu nie przeczytała ani jednej książki, bo ma fobię na tle czytelnictwa.
Pozdrawiam serdecznie.
Dobre porównanie, ale podobni jest z księżmi - wielu nie ma nawet przygotowania psychologicznego, nie mówiąc o doświadczeniu...
Usuńale wiesz jaka jest odpowiedź takiej osoby? Że przecież wychowała się w pełnej rodzinie tzn. małżeństwo stanowili jej rodzice i ona na podstawie obserwacji wszystko wie. Tyle, że inaczej widzi się świat będąc żoną, a inaczej będąc córką, ale to juz nikogo nie interesuje.
UsuńDokładnie, to tak jakby obserwować rodzicielstwo...
UsuńOd koleżanek, które przeszły przez takie nauki słyszałam różne historie, które...jednym uchem mi wleciały, drugim wyleciały. Pewnie dlatego, że ten temat mnie nie dotyczy. Ślubu kościelnego nigdy nie chciałam. Z byłym mężem go nie miałam i z Ciccino też weźmiemy tylko ślub cywilny.
OdpowiedzUsuńWiele osób tak robi, a nawet niekoniecznie biorą ślub...
UsuńOwszem. Tyle, że sytuacja prawna tzw. konkubinatów wciąż jest w Polsce nieuregulowana, a ślub jednak wiele spraw wyjaśnia, ułatwia i prostuje. Stąd też nasza decyzja:-)
UsuńTo zrozumiałe, podobnie zrobiła moja znajoma, chociaż oboje niemłodzi już, ale w razie czego - same problemy...
UsuńNauki zupełnie pozbawione sensu.
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam:-(
Usuńnie brałem nigdy ślubu według reguł tej dziwnej (aczkolwiek popularnej) religii, więc nie mam doświadczeń... kiedyś zdarzało mi się pytać kogoś o co tam chodzi w tych naukach, tak z naukowej ciekawości, ale zwykle odpowiedź brzmiała: "nie słuchała/em za bardzo, nie pamiętam"... za to ja pamiętam parę, która po prostu się wykupiła... nie mieli czasu/ochoty, dali księdzu jakieś "co łaska", on podpisał jakiś kwit i wszyscy byli zadowoleni...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
To chyba było niemałe co łaska, śmiem twierdzić...
Usuńnie wiem, jaka to była suma, tego mi nie mówili, ale wiem, że było jakoś tak, że ksiądz miał napięty grafik własnych zajęć /czy służbowych, czy prywatnych, tego też nie wiem/, więc za bardzo nie cisnął na te nauki i jakoś się dogadali :)
Usuńaha, to było jeszcze tak, ze ona była w ciąży, takiej wczesnej, niewidocznej... co prawda tego też nie wiem, czy było o tym w trakcie negocjacji, ale tak sobie myślę, że po co takim nauki przedmałżeńskie?... nie wiem, na czym te nauki polegają, ale bezpiecznego seksu chyba na nich nie uczą? :)
UsuńCo łaska to nigdy nie jest mało, cóż - instytucja ma wielkie potrzeby.
UsuńBezpieczny seks nie wchodzi w grę, jest zakazany...
Powiem krótko - strata czasu. Przynajmniej jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, mój syn chodził kilka razy po 2 godziny, w czasie których m.in.ksiądz staruszek pisał wolno piórem w jakimś kajecie...
UsuńNo rzeczywiście ta niezamężna pani miała dużo do powiedzenia. U nas najdziwniejsze było to ze ksiądz mówił swoje a pani psycholog coś zupełnie przeciwnego, on o kalendarzyku a ona o antykoncepcji. Normalnie ręce nam opadły.
OdpowiedzUsuńJuż studiując Sztukę kochania Wisłockiej w liceum wiedziałam, że kalendarzyk to najlepsza droga by zajść w ciążę:-)
UsuńJa się "wykpiłam" książeczką z klasy maturalnej... I mąż też. Ale my z czasów, kiedy religii w szkole nie było. Te "nauki" to jakaś pomyłka, a mają być jeszcze dłuższe? Im jestem starsza, tym bardziej mi nie po drodze z KK w Polsce...
OdpowiedzUsuńNam też to obiecano, a mimo to musieliśmy chodzić!
UsuńNo proszę! Na świecie wiek XXI a Polska dalej w średniowieczu!
OdpowiedzUsuńI oby nie było gorzej...
UsuńPodpisuję się pod komentarzem Optymisty 13 :)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się;-)
UsuńPonieważ za mąż wychodziłam jeszcze niemal w epoce kamiennej,to żadnych nauk przedmałżeńskich nie było i...zapewne dlatego przeżyliśmy razem 55 lat i dopiero śmierć nas rozłączyła. Proboszcz parafii, w której braliśmy ślub miał miły zwyczaj krótkiej rozmowy z "delikwentami" przed ustaleniem terminu ślubu, mówiąc, że wszyscy, bez względu na to czy i ile zapłacą mają rozłożony czerwony chodnik w kościele, muzykę odpowiednią do sytuacji i takie same dekoracje, czyli kwiaty przy ołtarzu, które zawsze tam były. Jeżeli ktoś cierpiał na nadmiar gotówki to mógł sobie we własnym zakresie kościół dekorować, proboszczowi nic do tego.Poza tym pocieszył nas, że cały czas będzie nam mówił co mamy w tym czasie robić, kiedy uklęknąć, a kiedy wstać i faktycznie tak było. A ponieważ mój mąż chciał dać "co łaska" to proboszcz odesłał go do skrzynki na datki i nie interesowało proboszcza ile to co łaska było. Widocznie w tamtych latach wychodzono z założenia,że wiedzę nt. jak ma wyglądać małżeństwo młodzież wynosiła z domu obserwując własnych rodziców.W owych czasach były już poradnie "K" i każda młoda dziewczyna mogła tam pójść i uzupełnić braki w swej wiedzy-były b. miłe pielęgniarki chętnie udzielające porad.Naprawdę nie wiem czy tak było w całej Polsce czy tylko w stolicy.Moja córka miała już ten luksus, że odpowiednią wiedzę otrzymała w domu a ja, gdy skończyła 18 lat wysłałam ją do "Poradni rodzinnej", do fachowca, czyli ginekologa, co wprowadziło p. doktora w zachwyt, bo nie było wiele takich pacjentek.Nie mogę pojąć dlaczego tak mało osób korzysta z porad prawdziwych fachowców.Obecnie kościół to może co najwyżej prowadzić szkolenia z zakresu pedofilii, o tym to mają pojęcie ale o życiu w związku małżeńskim to raczej nie. No bo skąd- mają celibat.
OdpowiedzUsuńMogę jeszcze zrozumieć, że księża uważają się za przewodników duchowych wiernych, bo tak o sobie mówią, ale ekspertami w dziedzinie seksuologii, partnerstwa, rodzicielstwa to na pewno nie są...
UsuńW punkt napisane.
UsuńJa też wkroczyłam w małżeństwo bez kościelnych nauk.
OdpowiedzUsuńDziwne, że mentorami w sprawach małżeństwa mają być ci, którzy się o małżeństwo nawet nie otarli...
Za to dzieci i kochanki mają...
UsuńWłaśnie, to jakby urodzony wegetarianin dyskutował o smaku mięsa...
UsuńTo raczej trudne jest:-)
UsuńW sumie, to katolicy mogli by to oprotestować jakoś. Głupie to i szkodliwe. A kościół to podobno wierni. Ich podwórko, ich pieniądze. Ale nie robią, to mają. Niestety.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy te protesty odniosłyby skutek. Niektórzy protestują przeciw proboszczom, biskupom i nic to nie zmienia...
UsuńNie dawniej jak wczoraj mówiłam mężowi jakie to szczęście, że to on a nie kto inny. Nauki przedmałżeńskie miałam z głowy, wesele i tandetną, białą suknię z poliestru z głowy (dopiero interesując się zamążpójściem przekonałam się jak ohydnie wygląda z bliska 95% sukien ślubnych, bez względu na cenę). Rozumiem, że ślub jest dla wierzących, czyli dla tych, którzy pielęgnują myśl o dźwiganiu krzyża. To wszystko się zgadza. Od razu wiadomo, że mądrze być nie musi.
OdpowiedzUsuńWidocznie ten krzyż ma zaczynać się jeszcze przed ślubem...widziały gały na co się decydują...
UsuńMnie na szczęście nauki ominęły :) ze względu na to, że mój mąż już był żonaty mamy tylko ślub cywilny. Chociaż opowiadał, że przy pierwszym ślubie nauk jako takich nie było ksiądz podpisał kartkę i to wszystko.
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie wszędzie było to praktykowane, a z drugiej strony, czemu jednak gdzieś tam obyło się bez? można?
UsuńNauk przedmałżeńskich uniknęliśmy, bo od 10 lat już byliśmy małżeństwem z dwójką dzieci :) Cywilnym.
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka musiała chodzić, mimo że szła do ślubu w zaawansowanej ciąży ;-)
UsuńZa moich czasów w ogóle się tymi „naukami” nie przejmowało. Człowiek odbębnił i po bólu. Dziś większość młodych też to traktuje podobnie, choć mają gorzej, bo te nauki są dłuższe i jakby tych kartek więcej. Gdyby to choć miało wpływ na szczęśliwość małżeńską...
OdpowiedzUsuńTraktują podobnie, tylko obejść się nie da...
UsuńSzczerze to nie mam pojęcia po co te pseudo nauki od pseudo znawców tematu...
OdpowiedzUsuńNo własnie też nie wiem...
UsuńMnie na szczęście to wszystko ominęło, ponieważ odszedłszy od Kościoła, automatycznie podjęłam decyzję o wzięciu wyłącznie ślubu cywilnego.
OdpowiedzUsuńŻeby się nie powtarzać z komentarzem u Optymistycznej, dodam tylko, że księża żyjący w celibacie nie powinni się interesować pożyciem małżeńskim, bo nic o nim nie wiedzą z praktyki. Znają życie małżeńskie wyłącznie z cudzych historii, a jeżeli ktoś im się z czegoś zwierzał, to pewnie były to złe opowieści, czego przykładem może być "tęsknota" męża o której opowiadała katechetka.
Jeśli swoje doświadczenie czerpią ze spowiedzi wiernych, to strach się bać...
UsuńA to nie jest tak, że w zależności od parafi to inaczej jest z tymi naukami?
OdpowiedzUsuńPewnie szczegółami się różnią, ale z tego co słyszę, trzeba chodzić...
UsuńTeż tak słyszałam, że bez tego ślubu kościelnego nie dostaniesz
UsuńJa się z innym wariantem nie spotkałam.
UsuńNa naszych naukach 80% dziewcząt była ciężarnych, więc klimat panował wyjątkowy...Każdy temat wywoływał wybuchy śmiechu, bo był "przeterminowany"...Księdzu też się udzieliło, bo trudno było o powagę...;o)
OdpowiedzUsuńNasi Młodzi nauki zaklepali sobie u Braciszków w Krakusowie, kolejki są tam ogromne, bo Braciszkowie prowadzą je "po ludzku" i są zainteresowani zdaniem Uczestników...;o)
Już dawno powinno być to zreformowane, jak i nauka religii w szkołach.
UsuńWłaśnie zaczynają reformować "chrzestnych", ale nie idzie to w kierunku "nowoczesności"...;o)
UsuńJuż to widzę, moja kuzynka nie mogła zostać chrzestną, bo u spowiedzi wielkanocnej nie była...
UsuńPrzykład straszny i przyprawiający o dreszcze ! Toż to horror prawdziwy ! Też chodziłam i na religię i na nauki przedmałżeńskie, bo okazało się, że są obowiązkowe. Uważam to za stracony czas. Nic to nie wniosło w moje życie. Tym bardziej, że zajęcia z rozwoju i anatomii - bardzo szczegółowe - miałam w szkole pielęgniarskiej. Nie wiem o co to chodzi z tymi naukami przedmałżeńskimi i kto to wymyśla ???
OdpowiedzUsuńTo już kilka osób tego nie wie, a jednak kościół z tego nie rezygnuje...
UsuńTo też kwestia na jakiego człowieka prowadzącego się trafi. Wszędzie tak jest u lekarza, nauczyciela, ksìędzą, fryzjera, policjanta i mikołaja... To nie jest tylko i przedewszyskim problem tych nauk tylko też i może przede wszystkim tego kto prowadzi. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZgoda pełna, ale nie spotkałam się jeszcze z sensownym przykładem, ani z zadowolonymi kursantami.
UsuńPamietam i ja te nauki. Może nie aż tak dokładnie.jestem przeświadczony, że to taki pic na wodę. Nikt tam nie chodzi żeby słuchać ich brednie. Jak zwykle potrzebny jest papier. Nie mam też wątpliwości, że naszym kościołem wciąż rządzi popularny w PRL beton.
OdpowiedzUsuńWidać to po niektórych biskupach i ich postępowaniu wobec wiernych.
UsuńTak...Takie nauki trochę po czasie, ale niektórzy lubili o tym tylko mówić...
OdpowiedzUsuńW większości bardzo po czasie i jakość kiepska...
UsuńJa nauk żadnych nie przechodziłam przed ślubem. Dziś zastanawiam się, co taki ksiądz może wiedzieć o życiu w małżeństwie?
OdpowiedzUsuńW teorii każdy jest mocny...
UsuńNie wiem, nie byłam. Mam cywilny.
OdpowiedzUsuńAle ogólnie mnie ten obowiązek dziwi. Nie te czasy. Kiedyś, owszem, ludzie ze sobą przed ślubem nie mieszkali, być może młode żony były nawet dziewicami. Ale teraz? Słyszałam, że ma być jeszcze gorzej. Tylko ciekawi mnie co się stanie jeśli księża przestaną udzielać ślubów, bo nie zaliczy się tych wszystkich formularzy poprawnie. I dla kogo będzie to większą strata. Dla nich czy dla tych którzy inaczej zalegalizują związek?
Wnioski nasuwają się same, a później larum, że młodzi odchodzą od KK.
UsuńNa pierwszą naukę weszłam sama, trochę podirytowana, że nie stawił się mój narzeczony. Okazało się, że i na II juz nie przyszedł razem ze mną, bo przyniósł zaświadczenie o odbyciu ntakich nauk na oazie studenckiej, a mnie nie powiedział wcześniej, że ma zachowane to zaświadczenie. Taki oto kawał narzeczeński.
OdpowiedzUsuńCzyli byłaś sama na placu boju, to kawalarz!
UsuńWystarczyło wtedy, aby jedno z narzeczonych "było uświadomione" przez taki kurs i już nauczanie przedmałżeńskie było zaliczone .
OdpowiedzUsuńIle parafii, tyle wariantów...
UsuńJak napisałam Optymistycznej: Nie widzę siebie w roli osoby, która opowiada księdzu, który właściwie mało wie o małżeństwie, dzieciach i rodzinie, kiedy zamierzam mieć dzieci i jak zamierzam żyć ze swoim mężem. Mogłabym słuchać takich rzeczy, ale np. od katechety, który ma rodzinę, bo jest dzięki temu wiarygodniejszy. To jeszcze Ty trafiłaś na kobietę, a nie na księdza, ale i tak nie rozumiem, jak ona mogła takie rzeczy mówić ... To wszystko jest takie zacofane, żeby nie powiedzieć, że wręcz idiotyczne. Strata czasu.
OdpowiedzUsuńA jeszcze i dodam, że i tak liczy się interes, bo przecież za darmo ślubów nie dają.
UsuńZa darmo to nawet zmarłego nie pochowasz i nie są małe pieniądze...nie mówiąc o innych formalnościach.
UsuńMy naprawdę żyjemy w średniowieczu...
OdpowiedzUsuńNiektórzy mentalnie na pewno tak...spotykam taką panią:-(
UsuńDziś śluby kościelne często są na " pokaz ", bo biała suknia, piękny kościół...
OdpowiedzUsuńTo jest przykre, bo nikt nikomu nie każe brać ślubu kościelnego!
Uczucie, przysięga powinny cokolwiek znaczyć!
Pozdrawiam serdecznie
To prawda, zwłaszcza wśród celebrytów, dla których nawet rozwód nie bywa przeszkodą.
UsuńJednak jakiekolwiek byłyby przesłanki młodych, nie rozumiem sensu owych nauk, przynajmniej w takiej formie.
to się musi zmienić. W końcu nam emerytom w ramach jakiegoś programu unijnego proponują naukę języka obcego przez Internet, więc nauki przedmałżeńskie też mogłyby być tą metodą, z pomocami wizualnymi:))
OdpowiedzUsuńPodobno można iść na wirtualną pielgrzymkę lub wyspowiadać się online...
UsuńOdpowiem na zadane w tytule pytanie - Księża, ponieważ mają bujną wyobraźnię i nie tylko... - zwłaszcza w TYCH sprawach :)
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację, może w wywiadzie zdobywają doświadczenie?
UsuńSzok i niedowierzanie...Niesamowite, że życia w małżeństwie uczą osoby, które nie mają z tym nic wspólnego.
OdpowiedzUsuńWidocznie czują się mocne w teorii...ciekawe czy chirurgii można się nauczyć tylko teoretycznie?
UsuńMogę się tylko zdziwić, iż wierni KK tak się dają wodzić za nos:) Trzy razy brałam ślub i zawsze cywilny. Spokój, nikt nikogo nie poucza, wszystko z uśmiechem, bez wymagań ekstra.
OdpowiedzUsuńWiele osób tak robi, zwłaszcza doświadczonych, młodzi często ulegają presji rodziny...
UsuńJa też musiałam zaliczyć te nauki przedmałżeńskie, ale mieliśmy farta, bo pani od tych nauk była bardzo zajęta i dała nam broszurkę na temat kalendarzyka do przestudiowania w domu. Potem wypisała papier, że nauki zaliczone.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, nawet tu szczęście potrzebne:-)
UsuńMoja ciocia, wdowa, matka dzieciom, chciała wziąć ślub kościelny (wychodziła za mąż za kawalera), ale jak usłyszała, że wymagane są nauki przedślubne, to zrezygnowała, oburzona, z "imprezy". To raczej ona mogłaby tych nauk udzielać. No cóż, 2 tysiące lat historii, to wystarczająco długo, żeby wszystko zaczęło się w końcu sypać...
OdpowiedzUsuńReformy czasami bywają przydatne, zwłaszcza gdy użytkownicy zgłaszają potrzebę takowych...
UsuńJa swoje nauki przerabiałam 12 lat temu i wspominam je po prostu sympatycznie !
OdpowiedzUsuńSpotkanie z księdzem dotyczyło głównie aspektow organizacyjnych, czyli np dowiedzieliśmy się że możemy sobie wybrać czytanie, albo kiedy co będzie się działo podczas samego ślubu, do tego garść informacji o duchowym znaczeniu sakramentu i tyle...
Drugie spotkanie z małżeństwem...takim , które miało dar ...dar mocnej wiary...A objawiało się to niesamowitą radością...
Spotkania wszystkie były wieczorem...więc z pewnością nie można powiedzieć, że to było trudne do pogodzenia z codziennością.
No i na koniec najważniejsze:) Nauki tak samo jak ślub kościelny obowiązkowe nie są! Jeżeli ktoś jest osoba wierzacą, nie ma potrzeby zastanawiać się, czy tego potrzebuje...jeżeli ktoś potrzebuje ślubu w kościele, bo tak fajnie albo bo tak wszyscy albo bo coś jeszcze innego , a w kościele był ostatnio na ślubie koleżanki rok temu....to w każdej jednej procedurze znajdzie coś niewłaściwego, śmiesznego, czy niepotrzebnego! ;) Tyle z mojej strony :)
Nauki niestety są obowiązkowe.
UsuńWidocznie dobrze trafiłaś, skoro wspominasz sympatycznie.
Nie oceniałabym ludzi w ten sposób, że jak chcą ślubu kościelnego, a nauki ocenili źle, to na pewno są kiepskimi wiernymi, to nie zawsze tak wygląda.
Poza tym, jeśli duchownym zależy na owieczkach, to chyba raczej powinni ułatwiać, a nie zniechęcać.
Mam na myśli że ślub kościelny nie jest obowiązkowy, jak ślubu nie ma to i nauk nie ma....A niestety znam bardzo dużo osób którym nie zależy i nie zależało na sakramencie tylko na kościele - budynku i trochę otoczeniu, czyli bo co babcia powie ...I takie osoby mają problem z każdą procedurą ...
UsuńA teraz jakość i treść nauk... cóż...Asiu czy każdy Twój nauczyciel , wykładowca, każda koleżanka i kolega z pracy przekazują i przekazywali przez lata edukacji nam tylko to czego chcieliśmy i w taki sposób jak chcieliśmy...
Może mieliśmy szczęście...podobnie jak znajomi i rodzeństwo...A może po prostu nie szukaliśmy problemu tam gdzie go nie ma...A nauki były najmniej angażującą procedurą całego wydarzenia pod tytułem ślub ...
Gdy szłam na nauki byłam pełna wiary i dobrych chęci, ale niczego nowego ani wzniosłego nie przekazano mi wówczas.
UsuńNauki moim zdaniem nie tak powinny wyglądać, a ze niektórzy ulegają presji rodziny? w małych miejscowościach i niektórych środowiskach tak bywa...
Bywa...a pewnie na lepsze by im wyszło, jakby nie ulegali ;)
UsuńTeż tak uważam, ale wiesz, gdy rodzice płacą za wszystko, to młodzi ulegają...
UsuńO ile dobrze pamiętam kurs przedmałżeński, który musieliśmy "zaliczyć" to były 3 spotkania z 3 różnymi księżmi. Jeden z nich szczególnie utkwił mi w pamięci, ponieważ usiłował udowodnić, że nikt z nas nie potrafi właściwie klęczeć. No i tak chyba z godzinę uczyliśmy się przyjmować poprawną postawę klęczącą.
OdpowiedzUsuńKonieczne było też spotkanie przyszłej pary z panią "zatrudnioną" w parafialnej poradni przedmałżeńskiej. Na samo wspomnienie chce mi się śmiać.
Czytałam kiedyś o naukach przedmałżeńskich online. Zaświadczenie o ich ukończeniu jednak nie było akceptowane przez księży w parafiach. Jak jest obecnie, nie wiem.
Dziwię się, że wytrwaliście:-)
UsuńO kursach online nic nie wiem, za to bywają inne usługi przez Internet:-)
Witaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńW tej instytucji ostało się jeszcze parę reliktów pochodzących z czasów, gdy kapłan był jedynym autorytetem:)
To dowód na to, jak wolno tego typu instytucje się reformują. Nieszczególnie napawający nadzieją dowód:)
Pozdrawiam:)
No niestety, tym bardziej, że ostatnimi czasy ojcowie KK dali sporo niepochlebnych przykładów życia i kapłaństwa.
UsuńA my z mężem (wtedy jeszcze narzeczonym) byliśmy na przedmałżeńskim kursie weekendowym, wyjazdowym. Prowadzony był przez jakąś wspólnotę i wyglądał jak bardzo fajne, klimatyczne rekolekcje. Podobało nam się:)
OdpowiedzUsuńTo mieliście szczęście, oby więcej takich, skoro nauki musza być...
UsuńChyba mój komentarz się nie zapisał.Może w spam poszedł?
OdpowiedzUsuńW spamie nie ma, w blogerze to normalne. Szkoda!
UsuńKurde, o tym gwałcie straszne! Ta kobieta była jakaś nienormalna. To przykre, że tak ważnych rzeczy uczy nas osoba, która nie ma o tym zielonego pojęcia.
OdpowiedzUsuńNie wiem właśnie jaki był cel tego przykładu...
Usuńcóż... nie mam zdania bo nie mam doświadczenia
OdpowiedzUsuńRozumiem...
UsuńRzeczywiście pani prowadząca ten kurs była trochę dziwna. I ten jej przykład... Straszne.
OdpowiedzUsuńStraszne i pamiętam tyle lat!
UsuńW naszym kraju postęp często oznacza "skomplikujmy to jeszcze bardziej!". Jakoś nie przypominam sobie, by ostatnio coś uproszczono. A sorki, z kościelno-świeckich rzeczy będą to śluby konkordatowe. Ale za to w tym roku wchodzą jakieś wywiady przedślubne, prowadzone przez hmm... duszpasterza, a poprzedzone przysięgą mówienia prawdy, zgodnie z rotą zamieszczoną w protokole. Do jej złożenia trzeba przygotować księgę Pisma św. oraz krucyfiks, serio tak gdzieś wyczytałam :-D
OdpowiedzUsuńA kto sprawdzi krzywoprzysięstwo i jaka będzie kara?
UsuńI znowu pytam - kto to wszystko wymyśla?
Jotko, dziękuję za polecenie mojego posta!
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie, buziaki:-)
UsuńPo co prowadzić wykłady o czymś taki skoro to i tak się nie sprawdzi :)
OdpowiedzUsuńPewnie wierzą w wyższość teorii nad praktyką....
Usuń