Strony
▼
wtorek, 26 maja 2020
Trzy listy...
Czas epidemii to czas porządków , w głowach i dokumentach lub odwrotnie, jak kto woli...
Tak oto znalazłam w papierach rozlicznych trzy listy w zniszczonej niebieskiej kopercie.
Zastanawiałam się długo czy zrobić z nich użytek na blogu, ale są bardzo poruszające, są świadectwem minionego czasu, a ich bohaterowie już nie żyją.
Wszystkie pisane przez matkę do syna w sierpniu 1945 roku, wkrótce po napisaniu ostatniego z datą 27 sierpnia ich autorka zmarła.
Listy pisała babcia mego męża, a oprócz syna czyli mojego teścia miała jeszcze 3 dorosłe córki.
Wielu spraw poruszonych w listach mąż nie potrafi wyjaśnić, zostaną więc zagadką rodzinną i tajemnicą historii.
Wiadomo tylko, że chora przebywała u córki w Inowrocławiu, a syn został w domu rodzinnym w wielkopolskim Pleszewie.
List I
Mój najdroższy jedyny synu,
Donoszę, że jestem jeszcze bardzo słaba i obolała. Teraz mam zastrzyki, za tydzień będę brać kąpiele. Już mi się ta choroba tak przykrzy. Miałeś pisać listy, nie piszesz, a czy ciocia obiady ci daje?
Jak będzie mi lepiej, to pewnie przyjedziesz.
Jakby Ci ziarnek dla kur zbrakło, to są na górze(strychu)
Żeby tylko nic złego Ci się nie stało, o mnie się nie kłopocz, opiekę mam dobrą u Zosi, tylko się biedna narobi i tak mi się dłuży leżenie, napisz co u Ciebie.
Synku, na górze jest futro i lis, włóż to we worek i schowaj pod łózko, bo na górze mole zjedzą.
List II
Mój najdroższy synu,
Leżę w łóżku i piszę do Ciebie parę słów, bo pewnie wyglądasz, a tu nie ma kto napisać.
U mnie był lekarz z Warszawy i powiedział, że w dwa miesiące będzie mi lepiej, ale ja jestem bardzo słaba, wszyscy mnie pocieszają, a te boleści jakby mniejsze, ale jakby mi się miało nie polepszyć, to przyjdzie umierać, trudno.
Bardzo mi Cię żal, nie spodziewałam się takiej choroby, że mnie Pan Bóg z tobą rozłączy.
Jakbym miała umrzeć, to przesyłam Ci moje błogosławieństwo, żeby ci się w życiu powiodło.
Bądź ostrożny na każdym kroku i słuchaj szwagrów, bo oni chcą dla ciebie dobrze.
Byli u mnie Janinka i Franek, to trochę mi raźniej było.
Pisz mi wszystko, pewnie masz wszystko podarte, bo nie masz obok siebie kochającej mamy.
Ja kochałam cię zawsze, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo.
Leki mam aż z Łodzi, ale czy pomogą? Może gdybym od razu u tego lekarza się leczyła…
Cyganka kładła Wandzi karty i powiedziała, że Janek wraca do domu… skąd ona to wiedziała?
Daj Boże do miłego zobaczenia się…
List III
Mój najukochańszy synu,
List odebrałam, za który dziękuję serdecznie.
Żal mi tego twojego kolegi, to był naprawdę dobry chłopiec, to straszna boleść dla jego matki takie dziecko stracić.
Tu ludzie bardzo chorują na tyfus i dużo umiera. Jak będą u was dawali zastrzyki, to idź, tu wszyscy musieli.
Synku, jak mi tęskno za domem, aby tak żyć, jak my dawniej żyli, ale to już nie wróci.
Synulek mój złoty, kochany. Czemu tak wcześnie musiałam cię, moja pociecho opuścić, ja nie mogę tego przeboleć, tak mi markotno – Boże, mój Boże, czemuś nas opuścił?
Synu mój jedyny, ja w tobie wszystko widziałam, byłeś moją pociechą, moim wszystkim, a teraz jestem słaba , chora i bezradna, nikt mi nie może pomóc, choć każde z was by mnie wykupić od śmierci chciało.
Gdybym wiedziała, że ta wojna się skończy, to bym nie szła do tej przeklętej roboty, ale kto to wiedział, że w taką chorobę wpadnę?
Daj Boże do miłego zobaczenia się…
No i nie zobaczyli się...syn przyjechał dopiero na pogrzeb.
Nie zachowało się w archiwum rodzinnym męża zdjęcie babci, natomiast mamy zdjęcie dziadka, który służył w armii Józefa Hallera.
Nie zginął jednak na wojnie, a na skutek wypadku w czasie naprawy dachu.
Wdowa cieszyła się zapewne, że najmłodsze dziecko, jedyny syn będzie jej podporą na stare lata, ale wszystko popsuła choroba, prawdopodobnie nowotwór.
Teść po śmierci matki został sam pod opieką ciotek i sióstr.
Dorosłe życie rozpoczął już w Inowrocławiu, dzięki pomocy rodziny znalazł pracę, uczył się dalej zaocznie, założył rodzinę...
Zamieściłam tylko wyjątki z listów, zmieniając nieco gramatykę, gdyż fragmenty były częściowo niezrozumiałe, częściowo nieczytelne, bo pisane ołówkiem.
Tajemnicza to sprawa, tym bardziej, że teść nigdy na grób matki nie chodził...
Pożytki pandemiczne jednak są, przyznam że inspirujące.
OdpowiedzUsuńTo prawda, zwłaszcza gdy znajduje się rodzinne pamiątki...
UsuńCzas ważny-pandemii, bo go mamy trochę więcej dla siebie. Dzisiaj jest ważny dzień, niecodzienny i przypominają się nam ważne sprawy, zapomniane wydarzenia. Powinno się o nich pamiętać przez cały rok, ale gdzieś giną w nawale spraw i obowiązków.
OdpowiedzUsuńPo to chyba ustanowiono te różne okoliczności, by niektórym dać do myślenia...
UsuńTakie listy z czterdziestego piątego można oglądać w gablotach muzeum. Niesamowite, że Ty to jeszcze masz.
OdpowiedzUsuńGdzieś przetrwały w dokumentach po teściu...
UsuńWspaniała, rodzinna pamiątka. Bardzo nostalgiczne sà te listy , smutno mi się zrobiło, gdy czytałam fragmenty listów matki do syna. Wywnioskowałam z Twojej notki, że teść został bez matki, gdy był jeszcze małym chłopcem.
UsuńPozdrawiam serdecznie
Mały nie był, miał około 20 lat...
Usuńhistorie mieszkają z nami pod jednym dachem. czasami warto je odkurzyć. nawet, jeśli to tylko z nudów w czas kwarantanny.
OdpowiedzUsuńW zasadzie nie tyle z nudów, co z konieczności...
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNiesamowite, że takie listy zachowały się. Na pewno cieszą się, że ujrzały światło dzienne. Szkoda tylko, że nie wszystko dla czytelników jest zrozumiałe. Takie są jednak wszystkie listy. Pełny obraz zawsze ma tylko adresat, co najwyżej jeszcze kilka zorientowanych osób obok niego.
Pozdrawiam serdecznie.
To prawda, nawet nasze pokolenie nie wszystko wie i rozumie, choć to rodzina...
UsuńWzruszyłam się...Te listy chorej matki pisane do syna są bardzo podobne do ostatnich rozmów telefonicznych, które odbyłam kilka lat temu z moją chorą mamą. Mam tu na myśli słowa o miłości, o pamięci wzajemnej, o cierpieniu i o rychłej śmierci. Nie wiedziałam wówczas, że to nasze ostatnie rozmowy. Nie spodziewałam się, że już kilka dni później mama umrze...
OdpowiedzUsuńJa mojej mamie w piątek podcinałam włosy, a w sobotę rano już nie żyła...
UsuńRozpłakałam się ze wzruszenia <3
OdpowiedzUsuńTakie to historie pisze życie...
UsuńNajpiękniejsze historie a czasem trudne
UsuńJak na tamte surowe czasy, matka dużo o miłości do syna pisze, wyraża i nazywa ją wprost, co nie było wtedy powszechne. Tak sądzę. Widocznie była wyjątkowo czułą i wrażliwą osobą.
OdpowiedzUsuńByć może, tym bardziej nie rozumiem, dlaczego teść nie chodził na Jej grób...
UsuńA może to dopiero choroba, oddalenie i tęsknota sprawiła, że zdobyła się na czułość. W liście II jest zdanie "Ja kochałam cię zawsze, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo."
UsuńNieraz niestety zbyt późno nachodzą nas refleksje.
To prawda, strata, upływ czasu nasuwają zupełnie wyjątkowe myśli...
UsuńBardzo wzruszające listy.Dobrze,że przetrwały.
OdpowiedzUsuńJakimś cudem lub zbiegiem okoliczności:-)
UsuńTakie rodzinne pamiątki zmuszają do zatrzymania i spojrzenia w przeszłość. A niedopowiedzenia i tajemnice znajdą się w każdej rodzinnej historii...
OdpowiedzUsuńA ile dają do myślenia, niczym fabuła filmu...
UsuńWzruszające to fragmenty! Wielka jest miłość matki...Piękna pamiątka. Może część tajemnicy jeszcze odkryjesz? Zajęcie genealogią jest pasjonujące!
OdpowiedzUsuńBardzo serdecznie pozdrawiam.
Kto wie, ale raczej to wątpliwe, bo poumierali świadkowie zdarzeń...
Usuńbezcenne...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie ma ich więcej...
Usuńi tak jest pięknie - niewielu ludzi posiada takie pamiątki
UsuńTakich pamiątek, chociaż smutnych, juz coraz mniej i pewnie juz nie będzie. Technologia ułatwia nam zycie ale chyba i zabija ducha.
OdpowiedzUsuńIle pracy i rozmyślań wymagało napisanie listu, zwłaszcza przez osobę chorą i słabą...
Usuńnie wiem jak to jest, gdy się ma więcej dzieci, ale troska o syna jest taka matczyna:))
OdpowiedzUsuńja tez nie wiem, mam jedynaka...
UsuńCo za historia...Dobrze Asiu, że się podzieliłaś
OdpowiedzUsuńSzkoda, żeby przepadła w niepamięci...
UsuńAż się w oku łezka zakręciła. Smuta historia, wzruszające listy. Niesamowite, że się zachowały. Ja mam miłosne listy moich rodziców. Mama mi je przekazała. Czytać mi je co prawda głupio, ale mam cichą nadzieję, że przetrwają pokolenia i ktoś znajdzie w nich kiedyś coś ciekawego. Ja zostawię cały stos pamiętników. Może przepadną, a może... Kto wie. Trochę zagadek się w nich znajdzie.
OdpowiedzUsuńListy i pamiętniki to zawsze ciekawa lektura, a jeśli tajemnice, to tym lepiej:-)
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszające są takie podróże w przeszłość.
A miłość Mamy - Tej sprzed dwustu lat i Tej dzisiejszej - zawsze równie silna i niezmienna.
Pozdrawiam:)
To prawda, inne środki wyrazu, ale uczucie chyba to samo...
UsuńDziś myślę. O ile jeszcze różnych spraw bym zapytała tych, co już od nas odeszli.
OdpowiedzUsuńO tym myślę od dawna i bardzo żałuję, że nie pytałam i nie spisywałam, gdy była okazja...
UsuńNiezwykła i tajemnicza pamiątka. Zawsze żałowałem, że nie gromadziłem nawet własnych listów z wojska, do stryja z Krakowa, etc. - jedynie coś w rodzaju "dzienników" pisanych prostackim językiem, a do tego ołówkiem, więc niewiele można odczytać...
OdpowiedzUsuńZ czasem wielu rzeczy żałujemy, ale nie można przenieść się w czasie...
UsuńCo po nas zostanie? Do czego będzie można wrócić w smutku?
OdpowiedzUsuńPewnie niewiele, wszystko w chmurze, nawet kartki wysyłamy coraz rzadziej...trochę zdjęć, jeśli wywołujemy:-)
UsuńPiękne są takie stare listy. Zawsze się na nich zatrzymuję w książkach i zamyślam. Te są wyjątkowe, bo prawdziwe, oryginalne. Niezwykła pamiątka, bo czyimś życiu, które jest tajemnicą...
OdpowiedzUsuńNajgorzej, że nie już kogo pytać o szczegóły:-(
UsuńMoże niektóre tajemnice powinny takimi pozostać?
Rodzinne pamiątki to wielki skarb.
OdpowiedzUsuńWiemy coś o tym Asiu, prawda?
Oj prawda! Skarbnica wiedzy wszelakiej!
UsuńBardzo smutne te listy. Ale też i piękne, bo teraz już takich nikt nie pisuje. Dobrze, że dały się odszukać i przeczytać.
OdpowiedzUsuńNo właśnie szkoda, że nie piszemy, byłaby pamiątka dla dzieci i wnuków:-)
UsuńMoże nie tak samo pisane, ale miałem kiedyś listy mego ojca do matki, mojej babci, pisane ze Szkocji. Siostra mi je zarekwirowała. Nawet nie pamiętam już ich treści.
OdpowiedzUsuńTo sobie przypomnij, może tam też jakieś rewelacje?
UsuńJeśli była pochowana w innym mieście to dla starszych ludzi czasem przeprawa jak za granicę. Moja mama ma pochowanego tatę jakieś 500km od nas i była tylko na jego pogrzebie. Nie jeździ na grób.
OdpowiedzUsuńJa z kontekstu wywnioskowałam, że ta Pani była chora na tyfus i chyba dość młodo odeszła :(
Smutne te listy, a zarazem dziękuję, że chciałaś się nimi z nami podzielić :)
Raczej chyba nowotwór, a pochowana została w naszym mieście...
UsuńMasz Asiu kawałek "historii" u siebie i cieszę się ,że zechciałaś się podzielić.Ten czas jak czasami daje się zauważyć pozwala zatrzymać się w biegu,zająć się tym co w normalnych warunkach leżałoby ......A co do listów to ja niedawno odnalazłam listy moje do Mietka i odwrotnie z czasów gdy byliśmy młodym małżeństwem a on pracował w nocy....Czytając je teraz nieraz zakręciła mi się łezka. Coś ostatnio zrobiłam się płakśliwa....Pozdrawiam Asiu
OdpowiedzUsuńTo wzruszenie na wspomnienia dawnych czasów, dawnych uczuć...łzy to nie wstyd, Grażynko:-)
UsuńTakie listy akurat na Dzień Matki - o miłości matczynej.
OdpowiedzUsuńListy są pięknie napisane - prostym, uczuciowym językiem.
To smutna, ale też i piękna rodzinna historia :)
Jak to w życiu, są łzy, choroba, miłość, tęsknota...
UsuńCzasem warto poznać tego typu historie.
OdpowiedzUsuń:) Czasem znajduję coś wartego uwagi z muzyki i się dzielę tym.
Pozdrawiam!
Zwłaszcza gdy same wpadają nam w ręce...
UsuńListy naprawdę przepiękne, ale szkoda,że tak musiała cierpieć przez chorobę :/ Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWtedy leczenie było jakie było, a choroba musiała być paskudna...
UsuńWzruszające słowa matki.
OdpowiedzUsuńWciąż żałuję, że się o tyle rzeczy nie spytałam...
Ja także, zapytać, zanotować, a tak przeminęło...
UsuńPrzy tym ostatnim liście, to się wzruszyłam, tak bardzo jej smutek był wyraźny. Najwyraźniej wiedziała, że już umiera i to takie smutne mi się wydało. Że też listy dotrwały do dzisiaj...
OdpowiedzUsuńMusiały być dobrze przechowywane...nawet nie próbuję sobie wyobrażać tego smutku:-(
UsuńTeż zrobiłam sobie porządki w rzeczach. Ale niestety, tak ciekawych rzeczy nie miałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Nie zawsze znajduje się pamiątki rodzinne :-)
UsuńU mnie w mieszkaniu raczej takich nie będzie
UsuńTo są wartościowe i potrzebne posty, dziękuję. To jest właśnie ten styl i klimat pisania który odnajduję w książkch o tematyce wojennej i który uważam za niezwykły, prosty jak chleb i wyjątkowy...szukam tego klimatu.
OdpowiedzUsuń"aby tak żyć, jak my dawniej żyli, ale to już nie wróci" - wojna zniszczyła nie tylko miasta, ludzi ale też klimat specyficzny tamtego przedwojennego życia i codzienności, zostało utracone tak wiele,że nie mam na to wielu słów - tylko żal i wzruszenie. Listy świadectwo.
To prawda, wojna wiele życiorysów zmieniła, rzucała ludzi po całym świecie, wymarły całe rodziny...ile podobnych historii zapomniano.
UsuńWzruszyłam się...
OdpowiedzUsuńJa podobnie podczas pierwszego czytania...
UsuńIle matczynej miłości wylewa się z treści tych listów...
OdpowiedzUsuńMiłość matki do dziecka jest wyjątkowa i nie ma drugiej tak silnej...
Chyba nie ma!
UsuńNie zdawałam sobie sprawy jak bardzo ...tak sobie myślę, że to raczej osoby, które tracą kogoś, kogoś kto odchodzi na zawsze mają taki myśli, a nie Ci, którzy mają odejść na zawsze.
OdpowiedzUsuńJa tak niesamowicie czuje się jak ta Pani , myśląc o moim dziadku ...nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo go kochałam póki nie odszedł...ale właśnie on odszedł, nie ja...
Bardzo się wzruszyłam i mamę moją przed snem też...
Czasami dopiero po stracie uświadamiamy sobie brak bliskiej osoby, a szkoda...
UsuńCzy kiedyś ludzie inaczej kochali ? - zastanawiam się. Czy może wojna to spowodowała, że uczucia były ważne bardziej niż zwykle?
OdpowiedzUsuńW tych listach jest tyle ciepła i miłości. Znalazłam kiedyś list mojej Babci do Dziadka ( Jej męża ), napisany w czasie wojny. Wzruszający był bardzo.
Kiedyś z listów można było sklecić całą historię rodziny. Teraz ludzie już listów nie piszą. Szkoda.
Bardzo szkoda, listy to kawał historii, nie tylko rodzinnych relacji i uczuć. Może kiedyś z zapisków blogowych ktoś będzie czerpał jakąś wiedzę?
UsuńMoc matczynej miłości oraz niezachwiana wiara w Boga pomimo cierpienia wzruszyły mnie w tych listach najbardziej.
OdpowiedzUsuńSerdeczności Jotko.
Dla mnie to tez niezwykłe...święci są wśród nas:-)
UsuńListy i zdjęcia to piękne pamiątki. Mam jedno takie zdjęcie, na którym jestem ja ( niemowlak), mojej 3 ciotki jako ok 12-latki oraz pradziadek. Cudowne zdjęcie bo wiąże się wiele miłych wspomnień z pradziadkiem i działką.
OdpowiedzUsuńTo pilnuj dobrze, to se ne wrati...
UsuńJak tylko przeczytałam o Plesewie, to serce mi mocniej zabiło, bo mieszkał w nim mój dawny(ze studenckich czasów) adorator. Porządkując rzeczy po mamie, znalazłam kilka kartek odręcznie pisanych, zawierających fragment książki, którą planowała napisać. Miała to być saga rodzinna. Przeniosłam to wszystko na komputer, by się nie zgubiło, a rękopis odłożyłam. Syn formatując dysk, skasował te zapiski, a nie mogę odnaleźć tamtych kartek. Zanim Twoje listy całkowicie staną się nieczytelne, zrób ich zdjęcia. Będzie to pamiątka dla syna i Twoich wnuków. Warto zachowywać takie rzeczy, bo nie tylko wzruszają treścią, ale są częścią rodowodu rodziny. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJuż zrobiłam i mam na dysku:-)
UsuńOj, to szkoda wielka, może jednak kiedyś się odnajdą?
Pamiątki rodzinne zawsze są emocjonujące ❤
OdpowiedzUsuńZwłaszcza gdy są nam nieznane i skrywają tajemnice:-)
UsuńKażda Rodzina ma jakieś tajemnice...Najpierw nikt nie chce mówić na ich temat, a potem nie ma kogo zapytać...;o)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak bywa...
Usuńa to ciekawe, naprawdę. jednak ta cała epidemia na coś się przydaje, np. takie oto znaleziska ;)
OdpowiedzUsuńPrawda? normalnie nie chciałoby się szukać...
UsuńWzruszające listy, a do tego tajemnica ...
OdpowiedzUsuńW dodatku nie do rozwikłania...
UsuńMam 3 zdjęcia i kilkanaście listów z końca XIX wieku (1886 r.) oraz ok. 6 kg. zdjęć z lat późniejszych. Nieczęsto do nich wracam, bo zawsze się to kończy wielogodzinnym (nieraz parodniowym) melancholijnym nastrojem. Uruchomiłem 2 blogi mając nadzieję, że tam będę mógł zostawić jakieś komentarze o rodzinie, ale nie jest to łatwe. Losy rodziny były b. zróżnicowane i napotykam trudności w wyrażeniu zgody na publikację.
OdpowiedzUsuńMiałaś więc fajny wspomnieniowy epizod para pandemiczny.
Masz rację, każde wejrzenie w zdjęcia i podobne pamiątki skutkuje melancholią długotrwałą...
UsuńFajnie znaleźć taki list. Na pewno interesujące. Przeszłość, ludzie, których znaliśmy i nie znaliśmy. Nasze korzenie i dziedzictwo. Historia skonczyła się smutno i chyba często tak bywa, gdy wchodzi w grę poważna choroba. Teść nie chodził na grób, hmm, w liście drugim kobieta napisała, że bardzi go kochała i nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo. Może wcześniej ich relacje wcale nie były jakieś dobre, poprawne. To też listy chorej kobiety, może chciała powiedzieć coś, czego nie mowiła przedtem. A może powod byl jeszcze inny.
OdpowiedzUsuńKażdy scenariusz jest możliwy, może wcześniej nie umiała swej miłości okazywać?
UsuńWitaj jeszcze w maju Jotko
OdpowiedzUsuńNiesamowita jest ta Twoja podróż w przeszłość. Chciałabym mieć takie pamiątki w moich zbiorach. Jak wiesz lubię takie wędrówki w czasie. Zbieram i zachowuję wszystko z dawnych lat, ale takich listów nie mam
Pozdrawiam miodowym zapachem akacji
W sumie niewiele mam podobnych pamiątek, wiele rozpierzchło się po śmierci bliskich i dalszych krewnych.
UsuńBardzo się wzruszyłam.
OdpowiedzUsuńTakie listy to cenna pamiątka.
Też mam kilka, są schowane w specjalnym pudełku.
Moc serdeczności posyłam.
Super, to cenne masz pudełko:-)
Usuń