W takiej oficjalnej księdze rekordów zapisywane są różne ciekawe lub absurdalne rekordy, jak wytrzymałość bez oddychania pod wodą lub jedzenie pączków na czas.
Ale nasza osobista księga może zawierać inne sytuacje i okoliczności, które zaszufladkujemy do kategorii: największy, najgorszy, najmilszy, najtrudniejszy, najradośniejszy.
Inna kategoria to ten pierwszy, czasami jedyny…
Każdy z nas pamięta różne swoje zdarzenia, osoby, lektury, czynności, które w takiej księdze mogłyby się znaleźć.
Jeśli macie siły, ochotę i czas uzupełnijcie, proszę w komentarzu chociaż jedną z szufladek, kategorii, dyscyplin , nazwa nie jest tu istotna.
Wiele osób narzeka na nastrój, zniechęcenie, zmiany pogody.
To nie zawsze sprzyja gimnastyce umysłowej, ale na wspomnienia zawsze jest czas właściwy.
Z góry dziękuję za Wasze rekordy, a czytającym komentarze życzę ciekawej lektury:-)
Oto moje propozycje, nie musicie wpisywać wszystkich przykładów:
1. Pierwsza praca zarobkowa, może pamiętasz co kupiłeś za zarobione samodzielnie pieniądze.
2. Największy w życiu strach – o kogoś, o coś, przed kimś…
3. Pamiętna wizyta – w teatrze, u teściów, w szpitalu itp.
4. Pierwszy ugotowany samodzielnie obiad i kogo nim poczęstowałeś.
5. Spektakularny sukces – jakkolwiek rozumieć SUKCES – może nim być prawo jazdy lub przyszycie guzika…
6. Największa porażka – życiowa, modowa, kulinarna, towarzyska…
7. Najtrudniejszy egzamin, niekoniecznie szkolny czy uczelniany, życie ciągle nas egzaminuje.
8. Największe rozczarowanie, a miało być tak pięknie, dużo, bogato, na zawsze…
9. Najboleśniejsza lub najdłuższa kuracja…
10. Największe zaskoczenie, a niby spodziewaliśmy się wszystkiego…
Ten demotywator zamieściłam nie bez powodu.
Przeżyłam podobną sytuację. Chciałam skrócić sobie drogę do domu, była zima, mrok zapadał szybko, a ja wracałam drogą obok działek.
Po ciemku wszystkie koty czarne, więc każdy cień i szelest powodował szybsze bicie serca.
W zawrotnym tempie pokonałam długą drogę i to na wyższym obcasie.
Od tej pory unikam dróg na skróty, zwłaszcza wieczorami...
Ależ niesamowity pomysł ! Ja - dziś właśnie robiłam małe porządki i znalazłam kalendarzyk, w którym zapisałam rekordy mojej rodziny takie jak: dzień , w którym mój syn pierwszy raz powiedział słowo: "mama" oraz kiedy wyrósł Jemu pierwszy ząbek, itp.
OdpowiedzUsuńO, widzisz, tez mam taki zeszyt, część zapisywałam ja, część moja mama, dziś dla syna to świetna pamiątka!
UsuńOjej... to cudowne! <3 :)
UsuńJa wpisuję dwa:
OdpowiedzUsuń1. Za całą moją pierwszą pensję w Bibliotece Publicznej Miasta Stołecznego Warszawy kupiłam sobie sweter. Był to czerwony golfik. Do dziś go pamiętam.
2. Przeżyłam poczucie zaszczucia i bezradności wśród grona znajomych, którzy nie udzielili mi pomocy. Uczucie, które mi wtedy towarzyszyło pamiętam jakby to było dziś. W końcu poradziłam sobie sama.
Pierwszy rozumiem doskonale, ja kupiłam modrakowe oficerki, kosztowały majątek, ale byłam szczęśliwa!
UsuńDrugie tez znam, może nie o zaszczucie chodziło, bardziej o niesprawiedliwość...
Najgłupszy zakup: niebotycznie wysokie szpilki z "wężowej" skóry, których ani razu nie założyłam. Dla usprawiedliwienia- to było w latach durnej młodości.;)
OdpowiedzUsuńMój najgłupszy to kurtka ze skóry, która była niepraktyczna, bo w słońcu nagrzewała się jak termos, a gdy zimno, to nie grzała, wręcz chłodziła...
UsuńPierwsza pensja 1600 zł i kozaki na zamówienie, u 'najlepszego szewca w Krakowie', szczyt mody za... 1700 zł :) Z rodzicami mieszkałam, więc se mogłam:) A sukces, to na pewno prawo jazdy, w 40 wiośnie życia:) odebrałam, wsiadłam do auta i tak sobie jeżdżę :)
OdpowiedzUsuńNa kozaki zrujnowałam się dwukrotnie, prawa jazdy nie mam...
UsuńTo wszystko przed Tobą :)
UsuńMoże gdy sytuacja mnie zmusi, ale w tym wieku?
UsuńJa mogłabym wpisać moją Pusię w kategorię "ilość ugryzień".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To naprawdę nowa kategoria, bolesna bardzo...
UsuńZa pierwszą pensję nie pamiętam, ale na początku swojej pracy kupiłam sobie bujany fotel ;)
OdpowiedzUsuńNajwiększy strach, to jak dostałam wynik histopatologiczny z rozpoznaniem nowotworu, z tym związana jest także najboleśniejsza i najdłuższa kuracja, po 20 latach w dalszym ciągu odczuwam jej skutki.
Sukcesów trochę miałam, jednym z nich była współpraca z oddziałem doskonalenia nauczycieli. Jako nauczycielka wychowania przedszkolnego, bez wyższych studiów, prowadziłam autorskie zajęcia na kursach związanych z teatrzykami dziecięcymi. Podkreśliłam to że bez wyższych studiów, bo wiem że uważano to za ewenement ;)
Moje wystawy Dyniaków na Festiwalach dyni także uważam za sukces i wspaniałe doświadczenie.
Co do porażek to wszystkie swoje doświadczenia życiowe staram się przekuwać na pozytywy i uważam, że raz lepiej raz gorzej, ale mi się to udaje.
Najtrudniejszy egzamin. Przez kilka lat byłam w wielkim psychicznym dole, który najprawdopodobniej przyczynił się do mojej choroby nowotworowej. Wylazłam samodzielnie z tego doła o wiele silniejsza.
Na koniec jeszcze moja najgorsza leśna przygoda. Kilkadziesiąt lat temu byłam u rodziny na Wysoczyźnie Elbląskiej, teren ten pożłobiony jest jarami, bardzo głębokimi, a jary te porasta bukowy las. Weszłam w wąwóz za zagrodą moich krewnych, kawałek dalej weszłam na szlak turystyczny i szłam szlakiem. Jednak zwiodły mnie grzyby, zaczęłam je znajdywać i zbierać, no i zboczyłam ze szlaku i się zgubiłam! Wąwozy na tym terenie krzyżują się ze sobą, dezorientuje to zupełnie. Jednak, że chodziłam już trochę po tym terenie, udało mi się natrafić na znajomą drogę. No i jak już na nią weszłam, poczułam taką olbrzymią ulgę!!!!! ale rwałam do domu aże się kurzyło ;)
Dzięki za tak obszerne wspomnienia:-)
UsuńDo lasu bałabym się sama iść, bo mam kiepski zmysł orientacji w terenie, musiałabym mieć nić Ariadny chyba:-)
Problemy zdrowotne mogą bardzo uprzykrzyć życie, dlatego tym bardziej podziwiam wszystkich, którzy dają radę!
Mój pierwszy obiad: Po imprezie w akademiku, nocowało u mnie w pokoju kilku kumpli - w sumie było nas sześciu. No, powiedzmy że legło pokotem, ale nie czepiajmy się szczegółów. Kupiłem 6 udek, marchew, pietruszkę, pora, selera i zrobiłem rosół, a pozostałe udka podsmażyłem i z ziemniakami oraz surówką z marchewki i jabłka poszły na drugie (ziemniaki i jabłka współlokator przywoził ze wsi). Tak posmakowało kolegom, że tydzień później po imprezie u siebie, też chcieli zrobić rosół. Kupili udka i zagotowali oraz posolili, spróbowali i wylali. Przeoczyli dodanie warzyw i jakoś nie chciało im smakować, ale i tak mieli ubaw, bo w tym wieku wszystko cieszy :-) Wszystko oprócz uwalenia egzaminu i rozstania z dziewczyną.
OdpowiedzUsuńWow, to podszedłeś profesjonalnie do sprawy, a w akademikach różne eksperymenta się działy:-)
UsuńSłynne akademickie jedzenie. Do dziś jestem mistrzem dań typu "przegląd lodówki" ;-) (fasolki po bretońsku, bigosy, gulasze).
UsuńJednogarnkówki to moje ulubione dania - do zrobienia i do zjedzenia:-)
UsuńWielkie strachy miałam w życiu dwa, porównywalne- jeden gdy bałam się, że dziecko mi się przydusi i będzie DPM bo w stolicy Polski w 76r nie było anestezjologa i nie mogli mi zrobić cesarki, drugi gdy w dwie godziny po operacji na otwartym sercu mąż dostał krwotoku i znów musieli go otwierać.
OdpowiedzUsuńPierwszy obiad - zapomniałam,że sznycle przed smażeniem należy "zbić". Były twarde niesłychanie, ale mąż je zjadł.
A z pierwszej pensji nic nie kupiłam wydałam na codzienne dojeżdżanie taksówkami do pracy, by dłużej pospać.
Największe zaskoczenie- gdy po operacji kolana mnie spionizowano, stanęłam na tej nodze, która mnie bolała drobne 35 lat i....zero bólu. Wycałowałam chirurga, przeżył, nie doznał szoku.
Bardzo ciekawe przykłady, zwłaszcza te zdrowotne, ile człowiek jest w stanie znieść, tego sami o sobie nie wiemy...
UsuńOpiszę jedną sytuację. W wieku około 50 lat, ważąc ok. 60 kg na 170 wzrostu, wniosłam do domu 15 25-cio kilowych worków cementu. Bo nie miałam innego wyjścia. Pierwszy worek rzucił mną do tyłu, potem już szło mi lepiej, dopóki serce miało wyskoczyć mi z gardła. Chwilę odpoczęłam i postanowiłam, że jeszcze nie zejdę z tego świata, bo co by synowie opowiedzieli wnuczętom? Że babcia wyzionęła ducha na workach cementu? :)
OdpowiedzUsuńNo niesamowite, od samego czytania zgięłam się w pół!
UsuńJa prawie poległam na kartonach z podręcznikami...
- Nie pamiętam, co kupiłem za pierwsze zarobione pieniądze, ale pamiętam, że pierwsze kieszonkowe wydałem na coś, co się nazywało łom – słodka masa z orzechami i herbatnikami. Tak mnie zemdliło, że już nigdy więcej tego badziejstwa do ust nie odważyłem się włożyć.
OdpowiedzUsuń- sukcesami nie będę się chwalił, ale największą porażką już chętnie. Kupiłem ciśnieniomierz i nie mogłem nigdy odczytać wyniku, bo wyświetlały się wszystkie możliwe cyfry. Byłem w aptece, ale kazali mi odesłać ustrojstwo do producenta z reklamacją. W końcu po miesiącu się zdecydowałem, ale przedtem jeszcze raz sprawdziłem, w czym rzecz. Okazało się, że nie zdjąłem z wyświetlacza celuloidowej foli z przykładowym ciśnieniem (129 na 78). Teraz ta folia zdobi na pamiątkę lodówkę.
Wpadka z ciśnieniomierzem to nie taki wielki wstyd, nie takie rzeczy człek robi i później sam sobie się dziwi...chwilowa pomroczność jasna:-)
Usuń:))))
Usuń1. Coś ze sklepu indyjskiego. Pamiętam, że potrafiłam tam zostawić sporą część pensji. Późno poszłam po rozum do głowy, by tego nie robić. Zachłysnęłam się tym, że zarabiałam, a miałam jeszcze kiełbie we łbie.
OdpowiedzUsuń2. Kompletnie nie pamiętam.
3. U dentysty. Miałam wyrywane dwa zęby.
4. Spagetti. Ale nie miałam kogo częstować, po prostu pierwszy raz zostałam sama w domu, rodzice pojechali na wakacje.
5. Prawo jazdy zdane za drugim razem.
6. Życiowa – pewne decyzje, które nie były potrzebne i nie zubożałabym, gdybym w nie wcale nie weszła. Dziś są to wspomnienia wstydliwe.
Modowa – przejmowanie się wyglądem (jako całokształt) to była głupota.
Kulinarna – Wszystko. Mamy z mężem inne gusta, inne smaki, więc wszystko co gotuję, można nazwać porażką.
Towarzyska – Osobiście nie kojarzę, ale wmawia mi się wiele, że coś powinnam, a nie robię. Ale to tylko tak w jednym gronie.
7. Najtrudniejszy egzamin to dla mnie była szkoła - ogółem.
8. Dorosłe życie w pewnym konkretnym aspekcie.
9. –
10. –
A lasu nocą się nie boję, jest to bezpieczniejsze miejsce niż nocne miasto.
Pewnie bezpieczniejsze, ale sama w ciemnym lesie nie chciałabym się znaleźć...
UsuńJestem od małego za pan brat z lasem w nocy. Wiele razy na wakacjach wracałam z rodzinką przez mazurskie lasy z latarką, czasami bez jak był księżyc. Było to dla mnie zwykłe, normalne i czasami jak trzeba było, szłam gdzieś sama, albo po prostu wybierałam się po zmroku na spacer po lesie. Do tej pory tak mam, że lubię się powłóczyć między drzewami w ciemnicy. Nikogo nie ma, bo ludzie się boją, a jak łazi jakaś menda, to widzi tyle samo co ja. Ale jeszcze się nie zdarzyło nikogo spotkać. W parku w mieście to tak i to nie były miłe spotkania, więc parków nocą unikam. Natomiast w lesie cóż się może stać? Zwierzyna też pierzcha.
UsuńPewnie masz rację, ale mimo wszystko wolę las za dnia:-)
UsuńZza pierwsze zarobione pieniądze kupiłem alkohol. W pracy by mi nie darowali.
OdpowiedzUsuńUgotowałem samodzielnie leczo
Sukces to to, ze dałem sobie radę po wyjeździe. Nie było łatwo.
To naprawdę życiowy sukces, możesz być dumny:-)
UsuńKlik dobry
OdpowiedzUsuń1. Zrobiłam pierwszą wpłatę na meble z ORSu na raty.
2. Strach o życie 18-letniego syna z powodu błędnej diagnozy lekarza-konowała.
3. Pamiętny pobyt w szpitalu. Trzymano mnie wiele dni bez żadnej diagnozy i leczenia. Kiedy wreszcie zapytałam, po co tu leżę, skoro nie jestem leczona, odpowiedziano, że mnie nie znają. Ja na to: nie wiedziałam o wieczorku zapoznawczym na oddziale, po czym w szlafroku i w ciapach (bo nie chciano mi wydać ubrania) ze szpitala uciekłam.
5. Wysoka ranga, w uznawanym za męski, zawodzie. Na studiach - ja - jako jedyna kobieta.
6. Powrót do kraju ze „zgniłego zachodu”, pomimo otwierającej się wielkiej szansy tamże.
7. Egzaminy z matematyki na studiach. Moich egzaminacyjnych zadań nie potrafił nawet rozwiązać matematyk - profesor akademicki.
Pozdrawiam serdecznie.
W szpitalu byłam ze 3-4 razy, na szczęście krótko i chyba miałam szczęście:-)
UsuńZa taką pierwszą pracę na umowę, lichą bo lichą, kupiłem sobie komiks - dwa tomy, bodaj pierwsze wydanie albumowe w Polsce. Pracę zacząłem od połowy miesiąca - dali mi 400 zł a komiks kosztował 200, bez mała. Znaczy dwa tomy jeden koło 100 i drugi tyle samo.
OdpowiedzUsuńNie każdy z tych punktów chciałbym rozpamiętywać, aczkolwiek odpukać nigdy poważnie nie chorowałem i najgorsza operacja wiązała się z wrośniętym paznokciem.
To podobnie jak mój znajomy, którego młoda żona wysłała po zakup kurtki na zimę, a on wykupił pół antykwariatu...
UsuńZa pierwszą pensję nauczycielską (1963) kupiłem Mamie wybrany przez nią sweterek i kupon materiału na spódnicę.
OdpowiedzUsuńNo widzisz, ja byłam bardziej samolubna...
UsuńPierwsze zarobione pieniądze wydałam na prezenty dla rodziców i rodzeństwa... jakoś nie pomyślałam o sobie. :) Pierwszy dwudaniowy obiad ugotowałam samodzielnie dla najbliższej rodziny będąc w wieku 10 lat ... dodam ,że był zjadliwy... ale wtedy to było dość normalne . To były czasy ,że trzeba było pomagać rodzicom a więc trzeba było też i szybko się uczyć. :)
OdpowiedzUsuńKiedyś wcześniej się dojrzewało, a pomoc w domu to był obowiązek.
UsuńNie staralam sie zapamietywac moich "pierwszych" czyli nie moge takiej ksiegi prowadzic.
OdpowiedzUsuńNatomiast przez wiele lat prowadzilam rodzinna kronike chociaz nie zaczelam zaraz po slubie czy urodzeniu blizniakow. Byly w niej wazniejsze wydarzenia, daty, nazwiska. Wydawalo mi sie ze calosc bedzie przydatna a tak nie bylo - moze ze dwa razy zagladnelam by upewnic sie co do daty i to wszystko. Stalo sie rowniez oczywistym ze dzieciom tez sie nie przyda, ze ich nie interesuje, wiec calosc, a bylo ich wtedy 3 notatniki, wyrzucilam na makulature. Troche mi bylo przykro ale okazalo sie ze chyba rozsadnie skoro nigdy pozniej nie zdarzyla sie potrzeba by do nich zagladnac, cos sprawdzic. Jednym slowem od poczatku nie bylo przydatne ale ten fakt dotarl do mnie po wielu latach.
Podobnie mamy ze starymi video dokumentujacymi nasze wczesne lata w USA, wizyty w Polsce - zdawalo sie nam ze bedziemy do tego wracac, ogladac wspominac a tymczasem stalo sie tak ZERO razy. Leza bezuzytecznie i kiedys pojda na smietnik.
Oczywiscie opisuje jak bylo u mnie, rozumiejac ze inni ludzie, inne rodziny maja inaczej.
Gdy obejrzeliśmy film video ze ślubu mojego brata, to smutek nas ogarnął, bo większości osób na filmie już nie ma wśród nas...
UsuńBardzo ciekawe pytania, musze się zastanowić nad odpowiedziami :)
OdpowiedzUsuńJa za pierwszą wypłatę kupiłam sobie aparat cyfrowy i wymarzone rolki.
Czy cos dla ducha i cos dla ciała:-)
Usuńaha, łańcuszek, ostatnio rzadkość w znanych mi rejonach blogownicy /skrót od "blogowa piaskownica"/...
OdpowiedzUsuńmoże tak piątka i szóstka, tak przekornie, bo raczej rzadko oceniam życie w kategoriach "sukces/porażka"...
- piątka /łamane przez siódemkę, bo rzecz miała miejsce podczas pewnego egzaminu/: po prostu stało dwadzieścia dachówek jedna na drugiej, podszedłem, przy....łem i wszystkie jakoś się czemuś źle się poczuły... sukces, jakiś tam rekord, polegał na tym, że wcześniej to ćwiczyłem na mniejszych ilościach...
- szóstka /łamana przez ósemkę, bo było wtedy też duże rozczarowanie (sobą)/... miesiąc później w tej samej sali znowu stało dwadzieścia dachówek plus kamera, bo to był pokaz dla telewizji... podszedłem, przy....łem i dwie dachówki wciąż się czuły dobrze... zrobiła się siara, bo nie było więcej dachówek i nie można było zdublować ujęcia... czułem się jak piłkarz, który nie strzelił karnego i tak zresztą, bardzo miło zresztą, mnie wtedy potraktowano...
a skoro ósemce mowa: to było tak, że [RODO] była piękna i tak na pierwszy rzut oka niegłupia, ale majtki miała jak uchwyt od walizki... nie dałem rady, odpuściłem, dla mnie higiena to podstawa... ale to była cenna lekcja zen: nie oczekiwać, nie nastawiać się na nic, nie tworzyć sobie iluzji na temat tego, co może być, a czego (jeszcze?) nie ma...
p.jzns :)
Bardzo cenna lekcja, wężykiem podkreślić i zapamiętać!
UsuńDziękuję Serdecznie za pozostawienie tak miłych słów na moich blogach :-D
OdpowiedzUsuńGdy tak się zaczęłam zastanawiać nad pani wpisem, to doszłam do wniosku, że moja księga rekordów dotyczy głównie rozmaitych tekstów kultury rozpatrywanych w kategoriach stanów emocjonalnych...
Pozdrawiam Serdecznie!
PS - Rozumiem lęk przed wędrówką w ciemności.
Stan emocjonalny też może kojarzyć się z rekordem:-)
UsuńPo maturze pojechałam na kolonie jako pomoc wychowawcy i to była moja pierwsza praca, za którą dostałam wynagrodzenie i kupiłam sobie - dokładnie pamiętam - brązową torebkę i kurtkę ze sztucznego futerka, którą potem nosiłam przez wiele lat.
OdpowiedzUsuńNa tym punkcie poprzestanę przesyłając Ci mnóstwo serdeczności :)))) anka
Za pierwsze pieniądze zarobione w liceum kupiłam sweter, a resztę zachowałam na lepsze czasy...
UsuńOch, Jotko, znowu kreatywne zadanie wymyśliłaś dla nas tutaj. ;)
OdpowiedzUsuńNo mój największy lęk to była śmierć kogoś bliskiego w dzieciństwie - spełniło się w życiu dorosłym. Największe rozczarowanie - zakochanie się w facecie, który tylko chyba chciał się ze mnie pośmiać i w kolejnym, który tylko narobił mi nadziei. Najtrudniejszy egzamin to oczywiście ten na prawo jazdy. Modowych porażek to miałam wiele: żółta chustka na głowę z logo znanego radia, spódnica, która raczej była dla starszych pań niż dla uczennicy gimnazjum, raz założyłam sukienkę, która okazała się przykrótka, a tego dnia akurat mi się zepsuł samochód na środku miasta ... Za pierwsze zarobione pieniądze to chyba kupiłam sukienkę. W każdej pracy coś sobie kupowałam za pierwszą wypłatę, na pewno za wypłatę z kiosku kupiłam aparat fotograficzny. Pierwsze co ugotowałam, a raczej usmażyłam to na pewno były placki ziemniaczane xD. Z Zup to albo kapuśniak, albo pomidorowa, a z ciast no to ciasto z rabarbarem i to jedyne jakie do tej pory robiłam.
Modowych wpadek to miałam wiele, cóż człek uczy się na błędach, a dobre placki to prawdziwa sztuka!
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńFajna zabawa, więc dołączam:):
1.Trzy pierwsze uskładane stypendia wydane na czerwone, lakierowane, długie za kolano buty na taaakiej szpile:) Mam je do dziś.
2.O Bliskich.
3.W maleńkiej, zagubionej pośród uralskich szczytów chatynce u Staruszeczki, która tak na oko miała niewiele mniej lat niż sam Ural:)
4. Ziemniaki gotowane, póki się woda nie wygotowała, zaserwowane Dziadkowi, Tacie i Bratu, którzy zjedli bez szemrania, dzielnie popijając wodą, i nawet - chwalili:)
5.Wydanie na świat prawie sześciokilowego potomka w kwadrans "siłami natury". Ważyłam o pięćdziesiąt kilo więcej od Niego:)
6.Towarzyska:) Wzięcie babci przyjaciółki za dziadka i próba naprawiania gafy: "Bardzo przepraszam, ale ten bas, te wąsy..."
7.Wylegnięcie z "czarnej dziury".
8.Pożegnanie się z wymarzonym zawodem ze względów zdrowotnych:)
9.Najboleśniejsza, najdłuższa, nierokująca; dwuetapowa, rok + rok i trzy miesiące.
10.Negatywne - zachowanie tych, którzy powinni byli wspierać; pozytywne - pomoc tych, po których najmniej można się było tego spodziewać:)
Pozdrawiam:)
Twoje przykłady równie intrygujące jak wiersze:-)
UsuńDziękuję za poświęconą uwagę i obszerny komentarz:-)
Mój syn tylko 4 kg ważył, ale babcia ze strony ojca urodziła trójkę po 6 kg każde...
Na niektóre trudno mi odpowiedzieć, typu ten pierwszy obiad. Pierwszą pracę pamiętam (beznadzieja!), za to, co kupiłam, już nie. Ale kilkoma mogę się podzielić.
OdpowiedzUsuńStrach - może ten o rodziców, kiedy dowiedziałam się, że mieli wypadek. Taką scenę z lasem też pamiętam: jechałam sama samochodem przez las gdzieś w okolicach Myszkowa/Zawiercia, było ciemno i gęsta mgła, a oprócz lasu nic, wokół tylko drzewa, cicho i głucho. Zamknęłam samochód od środka, o co zwykle nie dbam, i jechałam z jednej strony ostrożnie, a z drugiej chciałam się już stamtąd wydostać...
Za sukces uważam przeprowadzenie szkolenia (czego nienawidzę robić), które udało mi się rozciągnąć na cały zaplanowany czas, a szczególnie ostatni dzień, kiedy opisywałam, jak korzystać z funkcjonalności, której za dobrze nie znałam i która była nieskończona, kolega jeszcze poprzedniego wieczora coś łatał na szybko. A talentu do improwizowanych występów nie mam za grosz. :)
Egzamin - prawo jazdy! Żadne szkoły, matury, studia, nie były tak stresujące.
Kuracje jak dotąd mnie omijały. Za to pamiętam traumatyczne badanie - tomografię w wieku sześciu lat - a konkretnie traumą było, że chcieli mi założyć wenflon, a ja byłam histeryczką i panicznie się tego bałam, więc skutecznie się obroniłam. ;)
Udana improwizacja Świadczy o kreatywności, więc czapki z głów!
UsuńW sumie strach towarzyszy nam często, aż dziw, że włosy na głowie jeszcze mamy ;-)
Dzięki za odpowiedzi:-)
pkt.2 - chyba jestem mistrzynią jeśli chodzi o strach o najbliższych. Dostaję obłędu jak któryś z moich chłopaków a także kilka dalszych bliskich mi osób na odezwie się na czas.
OdpowiedzUsuńTeraz też okropnie się boję...
Każda matka chyba tak ma...
UsuńNajwiększa porażka? to zależy jaka kategoria, tu podzielę się taką podróżniczo-sportową. Miałam wejśc na pewien wulkan, na 5000m, niestety na 4700 wymiękłam. Nieco mnie usprawiedliwia wirus pokarmowy, który złapałam dwa dni wczesniej, wtedy naprawdę się bałam o życie. A sukces w tej samej kategorii? Mimo wieku nadal jeżdżę po europejskich czarnych trasach narciarskich, w tym po Nera Folgarida i Die Streif. A z pamiętnych wizyt? Nie do końca może pasuje, ale to było super uczucie prowadzić konferencję na sali balowej Zamku Królewskiego. A naprawdę zaskoczyła mnie malina moroszka. Uwielbiałam przetwory z niej, i koniecznie chciałam to w Skandynawii zobaczyć na żywo, bo wcześniej tylko zdjęcia czy obrazki. I zobaczyłam. To takie maleństwo...a ja nie wiedzieć czemu oczekiwałam krzaczorów ( mimo zdjęć i opisów, co to robią z nas przyzwyczajenia).
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe szczegóły, a tych tras narciarskich to gratuluję szczerze!
UsuńPamiętna wizyta w szpitalu - każda taka jest 😂
OdpowiedzUsuńTo prawda, zwłaszcza gdy jest się pacjentem...
UsuńWieczorem w Polsce to rzeczywiście strach :/ Fajna lista :D
OdpowiedzUsuńNawet w biały dzień bywa niewesoło...
Usuń1. Chyba w firmie wujka, a kupiłam sobie... laptop na studia!
OdpowiedzUsuń2. Burza. I pękające balony. I petardy.
3. Trudno mi coś wybrać, ale było wiele takich, przed którymi się stresowałam bardzo.
4. Mogę pochwalić się pierwszym obiadem we własnej kuchni - polędwiczki w sosie kurkowym!
5. Stypendium za pisanie w gimnazjum od prezydenta ;)
6. Mam trochę na myśli i niech tam zostaną...
7. Na prawo jazdy! :O
8. Też niech zostanie w myśli...
9. Chyba to będzie ta, zaczynająca się teraz.
10. Historia z Moim Mężem z Gitarą ;)
Nr 10 przebija wszystko!
UsuńDzięki za wpisanie swoich ciekawostek:-)
Moja pierwsza pensja - została na zawsze w mojej pamięci, ponieważ... została mi skradziona. Pamiętam, jak szłam szczęśliwa oglądając wystawy i myśląc o tym, że to czy tamto mogę sobie teraz kupić. Dotarłam do apteki, żeby mamie wykupić recepty i była rozcięta żyletką torebka i ani śladu portfela :(
OdpowiedzUsuńO matko, tej historii nie znałam...
UsuńW kategorii największych sukcesów chyba napisana i obroniona w czasie pandemii praca magisterska - biblioteki nie pracowały, ale jakoś się udało.
OdpowiedzUsuńTo naprawdę sukces podwójny!
Usuń
OdpowiedzUsuń1.Biblioteka Publiczna m.st.Warszawy-do czasu samodzielnego zamieszkania zarobki dzieliłam na 3 części: dla rodziców za wikt i opierunek, na coś ważnego-przez 6 miesięcy były to pieniądze na płaszcz skórzany dla mnie i wózek dla mającej się urodzić siostrzenicy oraz wydatki własne.
2. Przed 9 operacją, którą było cesarskie cięcie, dzięki któremu przyszedł na świat mój syn, upragniony i wyczekiwany.
3. U mojej niedoszłej teściowej, horror jakiego nie życzę żadnej młodej kobiecie.
4.Pamiętny posiłek, to wigilia 1988 roku, którą spędzałam z synem i swoim ojcem, ryba była przypalona, pierogi niedogotowane.
5. Obrona pracy magisterskiej na 5, chociaż nie byłam studentką z wybitnymi ocenami.
6. Mam wrażenie, że całe moje życie, to porażka. Zbyt krotka praca zawodowa, Niewłaściwe wychowanie syna, brak porozumienia z nim.
7. Mam wrażenie, że najtrudniejszy egzamin ciągle jest przede mną.
8. Nie stworzenie synowi szczęśliwego domu, w którym byłaby pełna rodzina.
9. Najboleśniejsza lub najdłuższa kuracja…Z racji kalectwa, duża ilość operacji, wszystkie one były traumatyczne.
10. Chyba też jeszcze przede mną
Życiorys trudny, pełen bolesnych momentów, ale mam wrażenie, że czasami bywasz dla siebie zbyt surowa.
UsuńDziękuję za obszerny komentarz i ściskam mocno:-)
7. Dla mnie poród i bycie matką. To najtrudniejszy egzamin dla mnie. A jednocześnie najważniejszy i potrzebny.
OdpowiedzUsuńDla mnie chyba też, ale nie żałuję ani chwili...
UsuńMasz talent do wyszukiwania ciekawych tematów! Pierwsza praca-pomocnik leśniczego do znakowania drzew!
OdpowiedzUsuńTaka praca to samo zdrowie, na świeżym powietrzu:-)
UsuńPrawdziwe CV...;o)
OdpowiedzUsuńNo prawie, a prawie robi jednak różnicę...
UsuńFajne zestawienie prywatnej księgi rekordów Guinessa, może wymienię pierwszą pracę zarobkową: pracowałam jako tłumacz, a na zlecenie polecił mnie kolega ze studiów, bo sam już nie mógł przyjąć zlecenia. On pewnie tego nie pamięta, a ja nigdy mu nie zapomnę, bo od tego zaczęła się moja przygoda tłumaczeniowa
OdpowiedzUsuńWiele w życiu zależy od przypadku:-)
UsuńGrałem w 21 teleturniejach, czy są lepsi?
OdpowiedzUsuńNie znam, gratulacje!
UsuńCzasami fajnie jest sobie takie punkty wypisać :D Obrazek, który zamieściłaś jest jak najbardziej prawdziwy :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTaki mały przegląd wydarzeń...
UsuńWitaj złotym październikiem
OdpowiedzUsuńZa pierwsze pieniądze z SKO - radio
Pierwsze stypendium naukowe na studiach - adapter
Pierwsza wypłata - wieża
Pozdrawiam szelestem kolorowych liści
Czyli wszystkie zakupy związane z muzyką, pięknie:-)
Usuń1)Moja pierwsza praca na kasie w lewiatanie, nie polubilam jej, za pierwsza wypłate kupiłam sobie markowe jeansy.
OdpowiedzUsuń2) Jak córeczka trafiła do szpitala po oparzeniu
3) Pierwsza wizyta w operze w Teatrze J. Słowackiego zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
4) Żurek wyszedł całkiem niezly po ślubie.
5) Poczestowalam gosci bigosem i przezyli
Oj, ta poparzona córeczka mnie przeraziła, Kasiu:-(
OdpowiedzUsuń