Strony
▼
poniedziałek, 21 września 2020
Leć, synku leć!
Na spełnienie tego marzenia syn czekał ponad rok.
Dostał w prezencie voucher na skok spadochronowy, ale warunkiem była własciwa waga uczestnika czyli do 100 kg w ubraniu i butach.
Ułomkiem nie jest, a waga nie kłamie...
Ambitnie więc syn przystapił do zbijania wagi dzieki diecie i ćwiczeniom.
gdy juz zblizał się do ideału, ogłoszono pandemie i wszystkie imprezy oraz usługi odwołano.
Weszcie nadszedł ten dzień, ustalono termin i zaproszeni zostaliśmy do kibicowania.
Nie powiem, że jako matka byłam zachwycona, ale czego się nie robi dla szczęścia jedynego dziecka.
Pojechalismy do Kazimierza Biskupiego i obserwowaliśmy przygotowana do skoków.
Na lotniksu aeroklubu najpierw wpadła nam w oczy strefa lądowania skoczków. Tutaj musieli trafić z wysokości 4 tysięcy metrów, a niektórzy z 10 tysiecy. Nie wszyscy trafiali, ale płyta lotniska spora jest...
Dzięki podglądaniu innych skaczących tandemów uspokoiłam się nieco, bo wyglądało to wszystko bardzo bezpiecznie - najwazniejsz, by spadochron po prostu się otworzył.
Taki sympatyczny samolocik wynosi skoczków wraz z instruktorami na spore wysokości nad lotniskiem...na wysokości 4 tysięcy metrów wyskakują kolejno, spadają bewładnie do wysokości 1,5 km nad ziemią i wtedy otwiera się spadochron.
W tym kosmicznym hangarze składano na powrót czasze spadochronów, by zmiescić je w całkiem niewielkich plecakach.
Przed wylotem syn wypełnił stosowne dokumenty, został zważony i czekał na wywołanie przez instruktora z tandemu.
Otrzymał uprząż skoczka i szczegółowe instrukcje, jak postępować w trakcie przelotu samolotem i w czasie skoku.
Nagrywano także film z całosci przedsięwzięcia.
My w tym czasie kibicowalismy innym skoczkom indywidualnym i w tandemach.
Tuż nad naszymi głowami latały malutkie samolociki, bo w tym aeroklubie można było też wykupić przeloty turystyczne.
Ostatnie przygotowania , sprawdzenie uprzęży i skoczkowie wraz z opiekunami udali się do samolotu.
Długo wyglądalismy na niebie punkcików i kolorów, samolot krążył nad lotniskiem, najpierw wyskoczyło dwóch skoczków na mniejszej wysokości, po czym samolot poszybował znowu w górę.
Już miałam wątpliwości czy w ogóle doczekamy się skoków, a nuż ktoś spanikował, ale wreszcie ujrzeliśmy zapowiadany biało-niebieski spadochron, który przybliżał się z każdą minutą.
Wreszcie są! miękkie lądowanie, przybita z instruktorem piątka i odniesienie czaszy spadochronu do hangaru.
Na koniec dyplom dla skoczka i wymiana wrażeń w strefie wypoczynkowej.
To była pełna wrażeń niedziela i powiem Wam, że nie wiem czy sama nie skoczę ze spadochronem w swoje okrągłe urodziny...
Boje się skoczyć dlatego chcę to zrobić. Gratulacje!
OdpowiedzUsuńTo ja chyba też na podobnej zasadzie...
UsuńSkocz, to nam opiszesz wszystko dokładnie.Wysokie to Twoje dziecko, ale musiał być bardzo "napalony" na to skakanie, skoro z pełnym poświęceniem zbijał wagę.Może teraz postara się ją utrzymać, co mu tylko wyjdzie na zdrowie.
OdpowiedzUsuńBędę trzymać kciuki by utrzymał wagę i może zdrowe nawyki wejdą mu w krew, a napalony był, bo dostał w prezencie od żony:-)
UsuńMam to już za sobą, z tym że towarzyszyłam myślami z domu- dwaj synowie pojechali sami. Szczęśliwie nie zakochali się w spadochronowych skokach- to było jedyne takie doświadczenie.
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to będzie z moim, bo bardzo mu się podobało, ale to drogi sport...
UsuńJa, z moim lekiem przestrzeni, ledwie moge czytac o takich skokach, chociaz wyobrazam sobie jakim moze byc niesamowicie wspanialym przezyciem.
OdpowiedzUsuńDobrze iz mieszkacie blisko siebie i moglas podziwiac na wlasne oczy.
Gratulacje dla syna.
Blisko nie mieszkamy, pojechaliśmy specjalnie, by mu towarzyszyć:-)
UsuńSkoczyć? A i owszem... Na lampkę wina...
OdpowiedzUsuńNa lampkę wina także, jak najbardziej:-)
UsuńPrzyjemnie spełniać marzenia ;) Gratuluje :)
OdpowiedzUsuńTylko czemu takie ekstremalne:-)
UsuńJa, a raczej mój syn też już mamy to za sobą. To chyba było w latach dziewięćdziesiątych. Najpierw syn zapisał się do aeroklubu i skończył kurs szybowcowy. Pamiętam jak o określonej porze przelatywał na naszym domem. Gdy się już nalatał postanowił zaliczyć 20 skoków z samolotu. Dzięki Bogu skończyło się tylko na tych dwudziestu. Za jakiś czas przeniósł się z przestworzy pod ziemię. Wędrował po jaskiniach i to dzikich do których wstęp był zakazany. Bywało, że nie spałam nocami wyczekując na jego powrót. Jednak za mało mu to dawało adrenaliny, uzbierał pieniądze na sprzęt do wspinaczki wysokogórskiej. uczył się wspinania pod kierunkiem wykwalifikowanych instruktorów, a gdy uznał, że posiada wystarczające umiejętności chodził na samotne wspinaczki. Często nie podając gdzie idzie, ani z kim. Nie mieliśmy wtedy telefonu , komórek jeszcze nie było łatwo więc opisać moje zdenerwowanie. i strach o syna .Kiedyś byłam już gotowa spalić mu ten sprzęt Na całe szczęście mąż nie ulegał panice i wierzył w syna rozwagę. Wracając do skoków.... z opowiadań syna wiem, że najbardziej przeżywa się pierwszy skok. Ryzykanctwo, połączone z odwagą pozostały mu na całe życie. . W każdym bądź razie nie odziedziczył tego po mamie. Ja bym się nigdy nie chyba, nie odważyła ..... nie mam lęku wysokości, ani przestrzeni, ale mogloby zwyciężyć moje czarnowidztwo..... a co jak się nie otworzy. Pozdrawiam..... opowiedz wrażenia jak się zdecydujesz.
OdpowiedzUsuńNo ładnie, to swoje przeszłaś, nie ma co!
UsuńToż to można włosy wszystkie stracić z udręki, chyba wszystkie matki tak mają...takie zapotrzebowanie na adrenalinę, to chyba we krwi się zdarza, mój syn zawsze tez ciągnął w górach na skałki, łańcuchy itp.
Teraz to pewnie synowa go stopuje, także z lęku...
Ojacię ;)Gratuluję: synowi odwagi i zacięcia, a matce żelaznych nerwów ;)
OdpowiedzUsuńJakich tam żelaznych, ulżyło, jak się spadochron otworzył ;-)
UsuńAle fajne doświadczenie!
OdpowiedzUsuńNa pewno, nawet oglądanie tych ewolucji powietrznych było fajne:-)
Usuńo skoku mojego syna dowiedziałam się po. Inaczej zeszłabym, zanim by by skoczył:))
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twoją zimną krew!
Starałam się nie panikować, żeby nie zepsuć mu radości:-)
UsuńTeż bym chciała, a jeszcze bardziej na bungee :)
OdpowiedzUsuńO nie , na bungee to strach i żal kręgosłupa...
UsuńI Tobie Kochana, należy się dyplom za trzymanie nerwów na wodzy :) :) No i za odwagę związaną z planami na okrągły jubileusz. Ja bym nigdy, przenigdy... Ale jedni skoczą ze spadochronem, inni robią sobie wymarzony tatuaż :) :) I dzięki temu, świat jest piękny!
OdpowiedzUsuńJa się boję nawet samolotu, ale podobno lęki trzeba przełamywać:-)
UsuńMam koleżankę która marzyła o skoku na bungee. Kuzyn też skoczył. Ostatnio znajoma z mojej miejscowości ze spadochronem też skakała. Rozrywka zdecydowanie nie dla mnie. Ja to bym nawet do samolotu nie wsiadła. Ale spełnił Twój syn swoje marzenie i to jest piękne.
OdpowiedzUsuńNa bungee miałabym obawy o kręgosłup, to jednak ryzykowne z wielu względów...
UsuńKoleżanka z uczelni przeszła szkolenie spadochronowe w klubie i skakała namiętnie, mówiła, że mając spadochron czuje się bezpiecznie... ale jednak to niebezpieczny sport, podobno lądowanie też wcale nie jest łatwe, można się połamać. Dla syna na pewno super doświadczenie, dla Ciebie z kolei pewnie stresujące. :)
OdpowiedzUsuńSama chętnie spróbowałabym lotni z instruktorem - mam lęk przestrzeni, ale znajoma, która twierdzi, że też ma, jakoś taki lot przeżyła, po prostu kurczowo się trzymała. :) Albo taki przelot małym samolocikiem, to by było coś!
Skoki z instruktorem w tandemie chyba są bardziej bezpieczne, ale widziałam na tym lotnisku pojedynczych skoczków i lądowanie wydawało się trudne...
UsuńPewnie bardziej, w końcu instruktor powinien znać się na rzeczy i podopiecznego poprowadzić. :)
UsuńTo musiało być wspaniałe przeżycie dla syna. Nawet nie wiedziałam, że aby skoczyć trzeba mieć odpowiednią wagę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Może chodzi o nośność spadochronu?
UsuńSyn powiedział, że lepiej, niż oczekiwał:-)
Fajne są takie prezenty które mogą zaowocować pasją. Wspaniała przygoda, ale już nie dla mnie, z wiekiem dopadł mnie lęk wysokości. Takim samolocikiem bym się jednak przeleciała :)
OdpowiedzUsuńJeśli masz ochotę to podejmij wyzwanie i se spadnij ze spadochronem. Moja koleżanka na okrągłe urodziny dostała w prezencie przelot w balonie, ja bym nie dała rady wejść do kosza balonu, niestety.
Trzymam kciuki cobyś się odważyła na spadochronową przygodę!!!
No właśnie - balonem też fajnie, pomyślę:-)
UsuńBrawo za spełnione marzenie. Fajnie jest tak pokonać strach i pobyć w chmurach.
OdpowiedzUsuńPodobno, ja za rok mam lecieć po raz pierwszy samolotem...
UsuńCzłowiek, tak już jest urządzony, że szuka nowych wrażeń. Kiedyś latałem śmigłowcem, ale stwierdziłem, że to nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńŚmigłowcem nie leciałam, ale warto wszystkiego spróbować...
UsuńGratulacje dla Babci i Wnuka! A Ty nie masz chęci na "powietrzny tandem".
OdpowiedzUsuńBabcią nie jestem jeszcze, a skakał mój syn ;-)
UsuńJa wiem, że nie skoczę i nie polecę motolotnią (taki prezent dostał mój kumpel), no chyba, że w ciągu roku zniknie mój lęk wysokości.... :)))))
OdpowiedzUsuńZniknie w chmurach:-)
Usuńja mam tylko zaliczony skok na bungee, ale to o wiele lżejsza "kategoria wagowa"...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
O matko, tego to bym chyba nie spróbowała...
UsuńTo chyba nie dla mnie atrakcja. Ale jeśli się podobało, to najważniejsze chyba jest.
OdpowiedzUsuńI najgorsze, że na takie zmiany nie trzeba było długo czekać. Jak porównam sobie z latami 90., gdy chodziłem do podstawówki, to jakoś agresja nie stanowiła takiego problemu jak dziś.
Rower to jest to. :)
Pozdrawiam!
Sama jestem ciekawa, czy syn powtórzy...
UsuńMarzenia się spełniają...nawet te odlotowe ;) wtedy gdy przyjdzie czas... Brawo.
OdpowiedzUsuńJeśli się bardzo chce, to los dopomaga:-)
UsuńTo jednak wspaniała przygoda. Niepowtarzalna.
OdpowiedzUsuńSporty ekstremalne dają spora dawkę adrenaliny:-)
UsuńUmknęła mi Twoja notka, nie wiem według jakiego klucza je WP udostępnia...
OdpowiedzUsuńPrzeżyć Tobie nie zazdroszczę, a synowi - wprost przeciwnie: i konsekwencji w realizacji planu, i dyplomu, i dobrej zabawy. Młody też realizował marzenia ;) ale na szczęście dowiadywałam się po fakcie. Straszna ze mnie panikara :)
Ktoś chyba chce zniechęcić nas do blogowania, ja mam problemy z komentowaniem, ciągle włącza się weryfikacja, czasem używam opcji anonimowej...
UsuńW sumie to było fajne doświadczenie, a twarz dziecka opromieniona szczęściem i satysfakcją - widok bezcenny!
Fajna przygoda ,z lekką nutką adrenaliny :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, dla widzów także:-)
UsuńO matko, w życiu! To nie dla mnie! Ale rozumiem pragnienie innych, a Ciebie podziwiam za zimną krew i odwagę... Nie patrzyłabym za skarby świata, padłabym trupem wcześniej niżby skoczył!
OdpowiedzUsuńAniu, też tak myślałam, ale gdy zobaczyłam innych, to się uspokoiłam na tyle, że mogłam patrzeć:-)
UsuńŚwietny reportaż. Z tej racji, że mam lęk wysokości prawdopodobnie nie zdecydowałbym się na taki skok, a w obecnym stanie nogi to wręcz wykluczone. Wprawdzie widok z samolotu mnie nie przeraża, ale mimo wszystko wolę stąpać po ziemi... nawet na czterech :-) Fajnie się syn uśmiecha :-)
OdpowiedzUsuńNo niestety, z nogami bywa różnie, nie warto narażać zdrowej nogi na takie ryzyko. Aczkolwiek nie jestem pewna, czy to niemożliwe ...
UsuńAż zazdroszczę i zapytam, czy kandydatów w moim wieku na taki skok też przyjmuję. Nie mam wprawdzie stu kilogramów, ale bliżej mi w latach do setki niż dwudziestu ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, byli tam panowie z siwymi włosami, a słyszałam, że skakała kiedyś jakaś pani na 95 urodziny:-)
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńGratuluję:)
Synowi samozaparcia, a Tobie - dzielności.
To naprawdę Coś, gdy patrzy się na własne dziecko spełniające marzenia:)
Szczęście, radość na twarzy pociechy rekompensują ten nieustanny, starannie ukrywany, matczyny lęk. Zwłaszcza, gdy już jest po wszystkim, a następny pomysł jeszcze nie zdążył się wykluć:)
Pozdrawiam:)
To prawda, uczucia są mieszane, ale nie zabronisz dziecku spełniania marzeń dla świętego spokoju własnego...
UsuńSam sport wygląda strasznie, bo gdzież to skakać z takiej wysokości bez podstawowych umiejętności fruwania, ale podejrzewam, że gdyby sprawdzić statystyki, okazałby się jednym z najbezpieczniejszych, a to ze względu na normy bezpieczeństwa. Za to wrażenia dożywotnie, więc cieszę się, że próba doszła do skutku.
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że skaczący w tandemach załapują później bakcyla i próbują sami, ale mam nadzieje, że syn znajdzie bezpieczniejsze hobby...
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńLeć i skacz! Ciekawa jestem wrażeń skoczka, a nie tylko obserwatora. Ja latałam, ale tylko ze spadochronem ciągniętym przez motorówkę. Bez skakania. "Skakali" tylko ci, co niechcący spadli do wody.
Pozdrawiam serdecznie.
Pozdrawiam serdeczni.
Wrażenia przerosły oczekiwania, tak powiedział na ziemi i długo go trzymała adrenalina. Nawet głodny nie był...
UsuńCo za emocje, co za przeżycie, co za wspomnienie! Dla Was wszystkich, nie tylko dla Twojego syna:-)
OdpowiedzUsuńJa po skoku na banji wyleczyłam się ze wszelkich skoków ale bardzo chcę polecieć balonem:-)
Serdeczności!
Masz rację, dla nas wszystkich, warto było, bez dwóch zdań!
UsuńAle odlot 👍👍👍 dosłownie i w przenośni
OdpowiedzUsuńDokładnie, dla nas odlot bez dopalaczy:-)
Usuń👍 prawdziwe szczęście nie potrzebuje sztucznego wzmacniacza
UsuńNa szczęście dla mnie, mój syn ma lęk wysokości i nigdy nie wspominał ani o locie samolotem, ani o skokach. Gdyby jednak zapragnął takich atrakcji, to ja wcześniej zeszłabym na zawał, bo panikowałam, gdy musiał iść na nocną zmianę.Tobie i synowi gratuluję i serdecznie pozdrawiam całą rodzinę.
OdpowiedzUsuńDziękujemy, Iwonko - zawsze masz dla mnie dobre słowo:-)
UsuńGratulacje dla syna!
OdpowiedzUsuńPiękne są te kolorowe spadochrony.
Serdecznie pozdrawiam :)
Też mi się podobały, zwłaszcza na tle nieba:-)
UsuńO. super. Podziwiam, ja chyba nie dałabym się namówić ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie mów NIGDY :-)
UsuńNajserdeczniejsze gratulacje dla Twojego "małego syneczka" :-))
OdpowiedzUsuńDziękuję, kochana:-)
UsuńPrzypomniało mi się, jak moja fryzjerka opowiadała, że przyjaciele na urodziny zafundowali jej skok spadochronowy. Kompletnie mnie to zmroziło, bo panicznie boję się latać. Nawet dzieci chciały mi zafundować lokalny lot, który na pewno trwałby mniej niż godzinę. Jadnak ja w panice ostro zaprotestowałam... Moja pani Edyta też się boi, ale powiedziała, że trzeba sprostać wyzwaniu.
OdpowiedzUsuńTeż bym się bała, gdyby moje dziecko wyskoczyła z czymś takim. Ale naprawdę, jest coś pięknego w realizowaniu swoich marzeń. A niebezpieczeństwo? no cóż, nawet jakby zechciał zostać stolarzem, to też niezbyt bezpieczne zajęcie... Tyle palców amputowanych... ;)
To samo powtarzaliśmy sobie na płycie lotniska - nawet na ulicy nie jest bezpiecznie...
UsuńNajważniejsze, że syn zadowolony :) To z pewnością będzie dla niego niezapomniany prezent :)
OdpowiedzUsuńTez tak myślę:-)
UsuńJa już nie musiałabym, jako matka lecieć oddzielnie, bo każdą sekundę "przemierzałabym przez przestworza" z duszą na ramieniu towarzysząc mu w wyobraźni. Jestem fatalistką, mimo, że nie powinnam, jako wierząca :)))
OdpowiedzUsuńWiara wiarą, ale serca nie da się zaprogramować...
UsuńWow! Świetny prezent, choć nie powiem, tylko dla odważnych :)
OdpowiedzUsuńMi tej odwagi chyba by zabrakło...
Dla odważnych i lubiących atrakcje z adrenaliną:-)
UsuńNasze dzieci mają swoje pasje, marzenia i dobrze🤗🧡
OdpowiedzUsuńI u mojego Syna na urodziny takie spełnionko niedawno było, ale innego typu💙😀
Pięknie dziękuję za książeczkowe niespodzianki kochana😘📚
Miłego weekendu życzę Tobie i bliskim🌞🦋🌳🌺☕🍰🥰
Bardzo proszę, taki drobiazg, ale z serca:-)
Usuń🧡
UsuńSuper Asiu. Ale chyba stresik był?
OdpowiedzUsuńNo pewnie, niby nie, ale żołądek jakiś taki inny...
UsuńNa pewno niesamowite przeżycie :)
OdpowiedzUsuńGratuacje dla syna.
Niesamowite dla wszystkich!
UsuńDziękuję za komentarz :-)
OdpowiedzUsuńGratulacje dla pani syna - z pewnością nie brakowało fascynujących przeżyć i pięknych widoków.
Serdeczne Pozdrowienia!
Teraz czekamy na film, tam będą widoki!
UsuńAleż przeżycia! Podziwiam Cię, że chciałaś zobaczyć na własne oczy.
OdpowiedzUsuń"Bujanie w obłokach" jest z pewnością bardzo przyjemne, a i widoki wspaniałe. Będzie o czym dzieciom i wnukom opowiadać :-)
Nie mogłam przegapić, poza tym syn nas zaprosił na widowisko, a później na obiad:-)
UsuńGdzies mi znikła ta notka. Coś te nasze platformy nam coraz bardziej utrudniają. Jako rodzic powiem tylko, że też miałbym pełne wątpliwości momenty. Przeżycie jednak dla syna musiało być jedyne w swoim rodzaju.
OdpowiedzUsuńTakie pomieszane uczucia, obawa i radość:-)
UsuńBrawo za odwagę :) ja bym nie skoczyła ale latałam balonem, z czego się cieszę jak cholera :) to było moje marzenie i to nad KAPADOCJĄ. Drugi raz tez bym to zrobila i to właśnie tam... Mam nadzieję że jeszcze uda mi się tam byc i polatać ... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa balon może też bym się zdecydowała, zazdroszczę Ci tego lotu, na pewno widoki były boskie!
UsuńBRAWO!!! Podziwiam i to bardzo!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu skoczka!
UsuńWow wow Asiu, odważny ten twój syn... ja za nic świata nie wyskoczę z tym. Dobrze, że Ty to przeżyłaś :) Brawo za odwagę Mamo :)
OdpowiedzUsuńPrzeżyłam i cieszę się, że to za mną:-)
UsuńFajne:)
OdpowiedzUsuńDla skaczącego na pewno:-)
Usuń