O Grecji jeszcze będzie, ale na świeżo mam relację bratowej z pobytu w sanatorium i chyba warto opowiedzieć, jak wygląda leczenie kuracjuszy w ramach NFZ.
Kiedy my pławiliśmy się w luksusie, brat z bratową przebywali w sanatorium na południu Polski.
Czekali długo, bo pandemia, nowe terminy, dojechali własnym autem.
Na dzień dobry musieli dopłacić 1500 zł, nawet dokładnie nie wiem za co, do tego 160 zł za parking plus opłaty za dostęp do TV, za leżaki na balkonie itp.
Żywienie sanatoryjne spodziewane raczej, zwłaszcza, gdy stawka dzienna wynosi 10 zł. Bratowa postanowiła nie wybrzydzać, wszak przyjechała podratować zdrowie, a lokalizacja budynku wynagradzała wiele niedogodności. Za widoki i spektakularne miejsca spacerowe niektórzy płacą majątek.
Codziennie na śniadanie zupa mleczna w różnych odsłonach, trochę kiepsko dla kuracjuszy z nietolerancją laktozy, ale gdy w towarzystwie zupy mlecznej pojawiły się szprotki w oleju z puszki, to już nadwerężyło skalę wyrozumiałości. Obiady stołówkowe, bez konkretnego smaku, na kolację przeważnie sałatki na bazie ryżu lub makaronu, wszak te dodatki robią ilość.
Na szczęście wycieczki autem pozwalały na zmianę smaku w innych miejscach, a gdy piwo było w cenie dziennej stawki żywieniowej w sanatorium , to doceniało się zaradność intendenta sanatoryjnej kuchni.
Zabiegi dobierane skromnie i wcale nie wedle wskazań lekarza, raczej zgodnie z życzeniem pacjenta, ale czy o to w leczeniu chodzi? Nie bądźmy drobiazgowi, najważniejsze zadowolenie klienta, a personel nie może się przemęczać.
Nie wszyscy kuracjusze mieli do dyspozycji własne auto, więc skazani byli na spacery po najbliższej okolicy, ale przynajmniej nie stracili ani więcej kasy, ani energii, bo jedyną atrakcją sanatorium był pobliski pensjonat z kawiarnią.
Nie wiem jak jest gdzie indziej, bo jeszcze nie korzystałam, ale może macie jakieś doświadczenia?
O matko! I jedź tu człowieku do sanatorium... Swoją drogą zupa mleczna to zmora mojego dzieciństwa. Zawsze miałam odruch wymiotny...
OdpowiedzUsuńJa zupy mleczne zawsze lubiłam, ale w towarzystwie szprotek w oleju?
UsuńJa tak samo, jak Monika Olga - cofka na samą myśl. Jalbym miała wybierać 1 albo 2 to szprotki zjadłabym razem z puszką ;p jakaś masakra:(
UsuńNo puszka wartościowa, mnóstwo mikroelementów :-)
UsuńTo ja szczęściarą jestem. Nie mam wielkich doświadczeń, bo tylko dwa razy korzystałam, przebywając z moją Mamcią w Ciechocinku ( obiekt ZNP) i w Rymanowie Zdroju w 2019, dokąd za Chiny nie miałam ochoty jechać, https://wokolciebie.blogspot.com/2019/06/przypowiesc-o-tym-ze-nie-ma-tego-zego.html a potem okazało się, że było wyśmienicie. Dlatego moja wypowieź może nie być do końca wiarygodna. Nasłuchałam sie bowiem od doświadczonych i kochających tego typu wypoczynek, że jest zdecydowanie różnie. Ja do narzekających nie należę i gdy tylko jest higienicznie ( bo braku tego bym nie zniosła), to tak sobie ułożę rzeczywistość, że jest mi cudnie. Lubię ludzi i zawsze znajduję fajne towarzystwo, z którym spędzam skrawki czasu. No i na tańce chodzę- to dopiero jest zabawa.https://wokolciebie.blogspot.com/2019/03/t-anczyc-kazdymoze-t-r-ochelepiej-lub.html Nigdy nie narzekam na jedzenie, bo też i złego w obu przypadkach nie było, nawet bym się się cieszyła na słabe, ufając, że trochę schudnę :), co mi się zresztą udało w obu przypadkach. Poza tym, zawsze wybieram dietę niskokaloryczną, której potem wszyscy przy stoliku mi zazdroszczą, bo mam lepsze jedzonko, niz oni te tłuste mięsa, pasztety i etc. Również zabieram auto, więc jestem wolna i mogę zwiedzać okolice. Mówiąc szczerze, takie "przybytki" mają swój koloryt i chętnie coś bym znów powtórzyła. Bądź zdrowa Jotko...
OdpowiedzUsuńOt i cenny głos w dyskusji:-)
UsuńNa pewno bywa różnie, tylko co zrobić, by trafić dobrze?
Tobie także zdrówka, a do sanatorium rekreacyjnie:-)
Łut szczęścia nic innego albo... koneksje w NFZ-cie :) :) :)
UsuńNie mam sanatoryjnych doświadczeń. Za to z opowiadań koleżanki pamiętam, że panowie w takich obiektach to towar deficytowy i się panie o jednego pana grzałką pobiły 😀
OdpowiedzUsuńO matko, aż tak?
UsuńTurnus mija, a ja niczyja!
😃😃😃
Usuńzupa mleczna?... codziennie?... to ja nie chcę do sanatorium, "posłusznie melduję, że już jestem zdrów i chcę jechać na front" /cytat ze Szwejka/...
OdpowiedzUsuńale z drugiej strony, ta zupa nie jest obowiązkowa, a jako że śniadania jadam bardzo skromne, to szprotki mi wystarczą...
p.jzns :)
Szprotki lubię, ale nie na śniadanie!
UsuńMój mąż na to, że w wojsku nie takie zestawy jadał!
gorzej to ja miałem w przedszkolu, gdzie kuban gorącego mleka był obowiązkowy... gdybym miał pisać biografię, to opis okresu przedszkolnego byłby głównie na temat tego, jak ja się migałem od picia tego mleka... ileż ja patentów na to nie wymyśliłem, co więcej, nie mogłem zbyt często i regularnie ich powtarzać, bo by się zorientowano... np. chowałem się, symulowałem ból brzucha, wylewałem to mleko gdzieś ukradkiem, zaś jeden sposób był złośliwy: podsuwałem swój kuban pod łokieć sąsiadowi przy stoliku... on to potrącał i potem musiał sprzątać... a ponieważ ilość mleka była ograniczona, więc na szczęście dolewki już nie było... codziennie idąc do przedszkola układałem już wstępny plan, jak tego dnia uniknąć tortury picia mleka...
Usuńteraz takie rzeczy ogarnia się od ręki, wystarczy wymóc na rodzicach jakiś kwit od lekarza, że ma się skazę białkową, czy jakąś alergię, ale w tamtych czasach takie proste to nie było...
Czyli przedszkole nauczyło Cię kreatywności, ja nie cierpiałam kawy zbożowej, ale dostawałam herbatkę, bo pani dyrektor była moją imienniczką:-)
UsuńNie wiem...Nie byłam...Wiele słyszałam, ale opinie różnorakie...;o)
OdpowiedzUsuńBratowej współczuję serdecznie, bo nijak zdrowieć w takich warunkach...;o)
Starali się dostosować, nie narzekać, rekompensowali sobie niedostatki na wypadach do sąsiednich miejscowości.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńDla mnie sanatorium to męka i szarpanie nerwów do granic wytrzymałości, a nie ratowanie zdrowia.
Pozdrawiam serdecznie.
Opinie są tak różne, że trudno zdecydować czy jechać, czy wręcz przeciwnie?
UsuńW sanatorium byłem raz w życiu i powiedziałem sobie nigdy więcej! Choć to było dawno, zdania nie zmieniłem. Dla mnie to jakiś Disneyland, kraina marzeń i cudów ;)
OdpowiedzUsuńJa generalnie nie lubię robić niczego na gwizdek, więc to byłaby męka...
UsuńW sanatorium byłam raz i to 21 lat temu, za to w Świnoujściu. Wspominam bardzo dobrze, ale to bardziej dzięki okolicznością towarzyszącym ;)
OdpowiedzUsuńLeczenie sanatoryjne przyznano mi na struny głosowe w trakcie urlopu zdrowotnego. Jedyny zabieg na te struny to były inhalacje solankowe które mi absolutnie nie służyły wiec mi je cofnięto, w zamian jodowałam się nad morzem, do wypęku włócząc się po plaży polskiej i niemieckiej, bośmy maszerowali także do Niemiec.
Zabiegi miałam jeszcze na choroby towarzyszące to znaczy kręgosłup i te w pełni wykorzystałam.
Wyżywienia nie pamiętam, chyba jednak najlepsze nie było, bo dokupywałam co nieco.
Za to okoliczności przyrody były cudne i fajne towarzystwo, więc szlajaliśmy się po okolicy. Pływaliśmy stateczkami bezcłowymi. Niektórzy w celu nabycia towarów deficytowych, ja po prostu dla rozrywki.
Moja laryngolog mawiała że struny głosowe leczy się głównie nie eksploatując ich, więc ich nie eksploatowałam, no i wypoczywałam psychicznie od nauczycielskiej orki :)
No tak, bratowa też głównie inhalacje i okłady na kolana.
UsuńOkoliczności przyrody bardzo chwalili, a najważniejsze, to trzy tygodnie odpoczynku!
Moja mama ma pewne doświadczenia, również na NFZ, i lepiej to wyglądało - gdyby wyglądało źle, to by więcej nie chciała jechać. To znaczy wiadomo, trzeba dojechać samemu, do jedynki się dopłaca (ona nie chciała), ale jedzenie i warunki w porządku, lokalizacja też zawsze była sensowna i było gdzie chodzić na spacery cz nawet w góry, zabiegi też w porządku.
OdpowiedzUsuńCzęsto każdy ośrodek w tej samej miejscowości ma inne opinie.
Ja też byłam kiedyś w sanatorium, ale jako sześciolatka, chyba z powodu problemów oddechowych - i najbardziej zapamiętałam właśnie zupę mleczną na śniadanie: no i cóż, moja pamięć mówi, że przez te 3 tygodnie po prostu nie jadłam śniadań, pamiętam tylko, że herbatkę zawsze dostawałam. ;)
Ja w przedszkolu nie cierpiałam kawy zbożowej z mlekiem i tez dostawałam herbatkę.
UsuńOpinie różne, podobnie o lekarzach i fryzjerach. Brat z bratową byli chyba bardziej zdziwieni, bo to taki powrót do PRLu.
nie po próżnicy krąży opinia, że to usługa nie dla biedoty.
OdpowiedzUsuńSadząc po kuracjuszach w moim mieście, to szykowne i rozrywkowe towarzystwo:-)
UsuńNie wiem jak wygląda pobyt w sanatorium w PRL-owskich czasach, bo nie mogłam się od lekarza doprosić wypisania wniosku. Gdyby na dzień dobry poproszono mnie o dopłatę w wysokości niejednej renty, to padlabym na zawał jeszcze w recepcji. Teraz w szpitalach nie sporządza się posiłków tylko przywożone są przez firmę cateringową, być może w sanatoriach jest podobnie . Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTe dopłaty też mnie zdziwiły, bo wiadomo, że emeryci nie mają nadmiaru gotówki...
UsuńMoje doświadczenia z sanatorium były lepsze. Dawno już nie byłam w sanatorium, więc nie wiem jak jest teraz.
OdpowiedzUsuńZ komentarzy wynika, że różnie, obyś następnym razem trafiła lepiej:-)
UsuńWiesz co? Twoje "sanatorium", ze tak nazwe, w Grecji wyglada o duzo lepiej niz to polskie. Chociaz nie oferowalo zabiegow to czy swietne warunki bycia, widoki, rozrywki, nie daly Ci wiecej zadowolenia, odpoczynku, relaksu niz te sanatoryjne gdzie wszystko bylo pod psem?
OdpowiedzUsuńJa lubie owsianke ale jak Ty nie rozumiem dodatku w postaci sledzia.
Pływanie w basenie czy masaże kamieniami morskimi to niemal jak zabiegi, a jedzenie jak w raju, więc lepiej, niż w sanatorium!
UsuńByłam raz i nie narzekałam. Nawet dwie wycieczki zaliczyłam. To był dobry czas, ale ponownie o skierowanie już się nie starałam. Czemu? Sama nie wiem.;(
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ja tez nigdy, a podobno zabiegi to dobra rzecz:-)
UsuńNo to jakoś szalenie kiepsko trafiła. Moja przyjaciółka rok w rok jeździ do sanatorium w Ciechocinku i nigdy nie narzeka- sanatorium ma w jadłospisie minimum dwie diety, najtrudniej o bezglutenową, bo wymaga zupełnie oddzielnej kuchni, w sensie pomieszczenia a nie tylko produktów. Zabiegi zawsze ordynuje lekarz sanatoryjny, bez jego oceny stanu zdrowia pacjenta nie ma żadnych zabiegów.Osobiście byłam kiedyś, ale już dawno w sanatorium w Długopolu Zdroju dla stanów pożółtaczkowych (miałam wszczepienną)i byłam naprawdę leczona, bo podstawą leczenia była odpowiednia dieta. A jedzenia było "po pachy" i nawet smaczne. Był ładny park do spacerów, kawiarnia "z muzyką", co kilka dni pogadanki nt. tego jak potem mają się pacjenci odżywiać . Ale kuzynka mego męża bywa dość aktualnie co roku w Kudowie i też nie narzeka- twierdzi, że jedzenie smaczne, czysto, obsługa jak należy.W tym roku na jesieni też się wybiera.
OdpowiedzUsuńAle np. mąż mojej znajomej dostał skierowanie do Nałęczowa i wrócił w znacznie gorszym stanie zdrowia niż był przed sanatorium. Czyli jak to w Polsce - wszystko zależy od tego kto się danym "biznesem" zajmuje.
Sanatoria przyznaje NFZ, ZUS, są też prywatne lub półprywatne i w ogóle chyba wiele zależy od gospodarza, jak to w życiu.
UsuńMamy , mamy - zdjęcie sanatoryjnego śniadania z Rabki mam do dziś :) Ale za to Rabkę poznaliśmy przy okazji dosyć dobrze.
OdpowiedzUsuńCos za coś, albo jedzenie, albo zwiedzanie:-)
UsuńDo takiego sanatorium to chyba się jeździ za karę? :D
OdpowiedzUsuńMoże niektórzy tak? Ale kto przydziela i wedle jakich kryteriów, to nie wiem ;-)
UsuńOstatni raz byłam w sanatorium w 2001 r., więc się nie wypowiem, ale widzę, że zupa mleczna na śniadanie dalej króluje. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńZupy mleczne są O.K., choć nie wszyscy lubią...
UsuńJa nic na ten temat nie wiem. Czasem ludzie sobie chwalą.
OdpowiedzUsuńOczywiście, dla każdego cos dobrego...
UsuńSanatoria od zawsze były nie tym, czym powinny. Jasne, bywają wyjątki, ale ogólnie to miejsca dla ludzi zdrowych i zaradnych. Nigdy się o żaden taki turnus nie starałam i nie będę, bo po prostu nie mam zdrowia.
OdpowiedzUsuńSą natomiast ośrodki rehabilitacyjne i to już zupełnie inna jakość. Tam naprawdę stawiają ludzi na nogi.
Koleżanka i jej mąż przebywali na rehabilitacji po operacjach, bardzo chwalili sobie leczenie i opiekę.
UsuńChyba, Jotko, nie życzysz mi źle i nie zaoferujesz sanatoryjnych luksusów. Pomijam już kwestię leczenia w podobnych ośrodkach, bo się na tym nie wyznaję, ale te pozostałe atrakcje nijak się mają do moich wspomnień związanych z naszymi rodzinnymi wyjazdami na wczasy. Inne to były czasy, tańsze, i jak mniemam, lepiej onegdaj traktowano pacjentów - klientów.
OdpowiedzUsuńZorganizowanego wypoczynku nigdy nie lubiłam, ale korzystało się, bo taniej, wiadomo.
UsuńWiele osób, które przebywały w sanatorium namawia mnie na ten luksus, ale nie wiem, zobaczymy...
Nic tylko do sanatorium….po tym pobycie chyba się jeszcze bardziej rozchorowali.
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie, o inne atrakcje zadbali sami, bo mogli...
UsuńCałkiem odmienny obraz i wrażenie odniosłem po lipcowym pobycie w Zdrowotelu w nadmorskiej Łebie. Jedyne co przeszkadzało w wypoczynku po zabiegach to upały i sezonowa drożyzna.
OdpowiedzUsuńO, to jest pozytywna opinia i dobrze, warto wiedzieć!
UsuńHm... bardzo bym była ciekawa, za co ta dopłata 1500 zł... nie w kij dmuchał...
OdpowiedzUsuńMiędzy innymi to opłata klimatyczna, dopłaty wszelakie, bo skierowanie z NFZ nie gwarantuje całkowitej darmochy...
UsuńNie byłam jeszcze w sanatorium z NFZ, a różne rzeczy o tych leczeniach i domach sanatoryjnych słyszałam. Pozdrawiam wakacyjnie.
OdpowiedzUsuńDziś właśnie podsłuchałam rozmowę sprzedawcy z klientem w uzdrowisku - panie, przyjeżdżają o kulach, a na dancingach zdrowieją, no cud prawdziwy!
UsuńJak przerywnik, to proponuję skrzyżowanie KABARETU I MUZYKI.
OdpowiedzUsuńNiedofinansowanie, które trzeba nadrabiać komercyjną walką o klienta niesie, jak widać na załączonym obrazku, pewne zagrożenia.
Ciechocinek jest sławny, ale powiem nieskromnie, że u nas ładniej:-)
Usuń..JoAsiu, byłam w Sanatorium tylko raz.. dostałam skierowanie ze szpitala po operacji serca.. byłam Konstancinie-Zdroju (w kwietniu), przez miesiąc (na NFZ) i nie mogę narzekać, miałam szczęście, wszystko było ok, byłam zadowolona.. kilka razy dziennie różne zabiegi, smaczne posiłki, rehabilitacja bardzo pomocna i co ważne przyjemny personel i kuracjusze ;)
OdpowiedzUsuń- pozdrawiam cieplutko, życzę moc zdrówka <3
To super, AnSo, że tak trafiłaś, w twoim przypadku to bardzo ważne, by rehabilitacja dawała efekty i by nastrój był dobry, to istotne w leczeniu.
UsuńDla Ciebie także zdrówka i słonecznego nastroju:-)
A słyszałam że w sanatorium to jak na prywatce... Dlatego wielu się tam pcha. Kto musi to musi, a kto może to może... Nie byłam nie wiem jaka prawda.
OdpowiedzUsuńI tak bywa, niektórzy głównie na dancingach zdrowieją!
UsuńMoja znajoma nauczycielka była w sanatorium w Ciechocinku. Oczywiście leczyła struny głosowe i krtań. Wróciła po trzech tygodniach zachwycona. Odpoczęła, zabiegów sporo, jedzenie dobre, sporo zajęć towarzyszących i nawet wieczorki taneczne. Może to jednak zależy od sanatorium. No i rewelacyjne solanki w tężniach. Tego sama spróbowałam i działa już po pierwszej wizycie. Ale to akurat masz u siebie i zapewne korzystasz :)
OdpowiedzUsuńTo chyba zależy też z jakiej puli, moja bratowa była kiedyś na skierowanie z ZUSu i było inaczej, zabiegi bardziej efektywne.
UsuńMenu nie jest najważniejsze, leczenie natomiast tak.
A korzystamy, niemal codziennie, choć ja mam niskie ciśnienie i za długo przy tężniach nie mogę...
NFZ to jest w ogóle porażka i leczenie w Polsce na NFZ. Tyle pieniędzy na to idzie, a tak trudno się leczyć, tak długo się czeka i właśnie ta jakość leczenia też jest taka, jak opisujesz. Straszne to jest.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, przez 3 tygodnie człowiek spodziewa się przynajmniej konkretnych zabiegów, a tu namiastka, jak z łaski...
UsuńNigdy nie byłam w sanatorium, dlatego z autopsji nie wiem, co się tam dzieje. Natomiast czytałam sporo o pobytach w sanatorium i o kuracjuszach. Niektóre sprawy do uśmiania się, niektóre zadziwiające, a niektóre wręcz szokujące tak, jak Twój opis tego sanatorium.
OdpowiedzUsuńWszystko chyba zależy od odczekiwań pensjonariuszy i od kierownictwa sanatorium.
Miłego dnia
Z pewnością tak, a powinno być jakoś ujednolicone, wszak jeden fundusz, pacjenci oczekują dobrego zaopiekowania...
UsuńByłam kilka razy w sanatorium, w tym raz prywatnie. Ale to nie miało znaczenia, bo jedonko i zabiegi takie same dla wszystkich.... I tak do jedzonka nie przywiązywałam specjalnej wagi, raczej do tego żeby zabiegi były na poziomie. I z reguły tak było. A do sanatorium niektórzy samotni jadą w celach romansowych... :-))
OdpowiedzUsuńW celach romansowych, towarzyskich, rekreacyjnych i wielu zdrowieje w oczach:-)
UsuńByłam w sanatorium w Busku-Zdroju i wróciłam zadowolona. W sumie pasowałoi wszystko. Swoją drogą to popytaj za co ta duża dopłata. Bo przecież opłata klimatyczna nie jest tak wysoka. Dobrze byłoby wiedzieć, by unikać takich miejsc. Zapomniałam napisać, że miałam skierowanie z NFZ. Joanna.
OdpowiedzUsuńPopytam, bo to naprawdę sporo.
UsuńZadowolenie i dobre efekty to ważne!
Nigdy nie byłam w sanatorium, ale to brzmi jak jakaś udręka...
OdpowiedzUsuńNie wszyscy lubią wyjazdy do sanatorium...
UsuńSanatorium też fajne. Ja w przedszkolu nie znosiłam kisielów i budyniów. Chyba był jeden co lubiłam jednak.
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że każdy miał w przedszkolu nielubiane dania:-)
UsuńMoi teście byli w sanatorium w połowie czerwca tez na południu Polski, ale jak teściowa opowiadała do byli w luksusach.. Kurcze to sanatorium nie równe sanatorium, współczuję Toim bliskim za takie leczenie i odpoczynek...
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie są wymagający, mieli auto i korzystali ze zwiedzania okolic, mieli dużo czasu...
UsuńWspółczuję kuracjuszom, podobne jedzenie miałam w szpitalu (tylko bez szprotek).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Szpitalne menu zakrawa na kpinę...
UsuńPolskie sanatorium - czyli stara smutna rzeczywistosc. Marne to menu. Jak w szpitalu normalnie. I jeszcze doplacic musisz :)
OdpowiedzUsuń