Strony

środa, 26 stycznia 2022

Toksyczny optymizm?

 

Wszyscy szukamy pozytywów w codziennym życiu, wolimy dni pogodne od szarych i ponurych, zdrowie od choroby, śmiech od płaczu. Ale czy każdego można i należy pocieszać niezależnie od okoliczności? Czy należy udawać, że jest dobrze, gdy widzimy wyraźnie, że wcale nie?

Na łamach Onetu natknęłam się niedawno na artykuł o optymizmie, który może być toksyczny. 
Jak to możliwe?
Każdemu z nas zdarzają się w życiu sytuacje, gdy powinniśmy przepłakać, przepracować, jakkolwiek to nazwać swój smutek, żałobę, stratę, ból, porażkę...
Tak uczymy przecież nasze dzieci (może nie wszyscy), że bywają zdarzenia, okoliczności, zachowania innych, z którymi musimy nauczyć się radzić sobie, ale jednocześnie nie ma sytuacji bez wyjścia.

Nie powiemy przecież wdowie - zmarł twój mąż? nie martw się, zostawił ci sporo oszczędności!
Nie powiemy dziecku - zdechł twój chomik? nie martw się, kupisz następnego...
Nie powiemy rodzicom, którzy stracili dziecko - nie płaczcie, spłodzicie sobie kolejne...
Nie powiemy sportowcowi, który stracił nogę - nie przejmuj się, są teraz świetne protezy!
Nie powiemy dziewczynie, którą rzucił chłopak - nie płacz, to i tak nie miało przyszłości...

Trudno jest pogodzić optymistyczne nastawienie do świata i ludzi z trzeźwym podejściem do życia, bo nie możemy jednocześnie trzymać naszych bliskich pod kloszem błogiej nieświadomości o trudach życia,  a z drugiej strony wymagać, by radzili sobie w gorszych czasach.

Znam przykład dorosłego człowieka, który mając ponad 30 lat nadal we wszystkim polega na matce, bo nauczyła go, że zawsze wszystko załatwia, naprawia, podsuwa, pożycza, bo przecież wychował się bez ojca, a dorosły syn nawet nie zauważył, że matka zachorowała na raka, po prostu jeździ do szpitala co jakiś czas, nie pytając co jej dolega ( nawet pożycza kasę na bilet) a matka powtarza, że wszystko jest O.K. 

Cieszyliśmy się z mężem, że syn idzie na studia, które sam wybrał, wspieraliśmy we wszystkim, ale jednocześnie nie ukrywaliśmy, że jeśli któreś z nas straci pracę lub zdrowie, syn będzie musiał przejść na tryb zaoczny i poszukać pracy, by studia opłacić. Na szczęście daliśmy radę, ale nie ukrywaliśmy, że czasami było ciężko i być może to zmobilizowało go, by dorobić sobie na bilety na koncerty, imprezy, spotkania z dziewczyną...

Na stratę bliskich też nie ma jednej recepty, jedni wolą wrócić do pracy i zająć myśli konkretnym działaniem, inni wolą przeżywać żałobę w samotności , wspominając i oglądając stare zdjęcia oraz inne pamiątki.
 
Spotykam się ze zdaniem, że na blogach to powinno się pisać tylko o pogodnych rzeczach, bo życie jest dość ciężkie. Każdy miewa dobre i złe dni, lepszy lub gorszy nastrój, ale pisaniem tylko o pozytywach będę oszukiwać samą siebie, bo zauważane wokół problemy i nieszczęścia innych nie znikną nagle tylko po to, bym ja mogła mieć lepszy humor -  życie to nie bajka, to bitwa!

Optymizm to dla mnie przede wszystkim trzeźwe spojrzenie na życie i nie załamywanie rąk , gdy przychodzi gorszy czas. Uciekanie od problemów, udawanie, że mnie coś nie dotyczy, bo tak wolę, nie zawsze się sprawdza. Prędzej czy później musimy wyjść spod tego komfortowego klosza i zmierzyć się z życiem.

Jak to było w tej znanej  przypowieści? 
Pan Bóg, być może ześle ci łódź w czasie powodzi, ale wiosłować musisz sam.

Gdy mówimy komuś - na pewno dasz radę, dodajmy - a nawet jak nie dasz, to spróbujesz znowu!



87 komentarzy:

  1. Dobrze że Poniedzielskiego wrzuciłaś, bo on jest genialny:-))
    A jeśli chodzi o optymizm to chyba niedługo wszyscy zapomnimy co to takiego... chociaż generalnie nie poddajemy się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wolno nam zapomnieć, nie tylko dla nas samych, nie ma nic gorszego, niż brak nadziei i przygnębienie!

      Usuń
    2. Zajrzyj do mnie co Gordyjka napisała....:-)

      Usuń
    3. Cała Gordyjka, humor pierwsza klasa!

      Usuń
  2. I ja uważam, że optymizm może być toksyczny albo po prostu niestosowny zwłaszcza wtedy, gdy pocieszana przez kogos osoba ma wrażenie, że ktoś spłyca jej zmartwienia, uważa za nieistotne i chwilowe. Tak dzieje sie często gdy w pocieszycielu tak naprawdę mało jest empatii a dużo niezrozumienia a nawet podskórnej niechęci i pogardy dla czyjejś słabości i nadmiernego według tego kogoś rozstrząsania problemów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś zagadnął mnie znajomy, chory na raka, mówił o nawrocie choroby i że jest źle, ale się nie poddaje. Ja tez wiedziałam od rodziny, że jest źle, więc nie powiedziałam, że NA PEWNO będzie dobrze, ale że musi walczyć, bo nadzieja jest zawsze...

      Usuń
  3. Przy naszym położeniu zdrowotnym, gospodarczym, kulturowym, politycznym i społecznym [a często i osobistym] pozostaje zawsze jeszcze nasz odwieczny "polski" optymizm... - Jak dobrze, że na świecie są tacy, którym jest jeszcze gorzej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, takie podejście też bywa, sama pamiętam takie "porady" - nie martw się, inni mają gorzej! I zawsze może być gorzej...

      Usuń
  4. Optymizm, co to jest takiego (moim skromnym zdaniem) jest to chęć omomo wszystko i wszystkiemu postrzegać rzeczywistość do przyjęcia. Dostrzegać dobre strony tego świata. Trudno mi opisać, czy przepisać odpowiedni tok o stepowania w danej sytuacji, ja to robię intuicyjnie. Z kolei myśleć i mówić tylko o przykrych sprawach to nie potrafię. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli znaleźć próbujesz złoty środek i o to chyba chodzi:-)

      Usuń
  5. niezmiennym jest, iż:
    "jeśli myślisz, że jest dobrze, to jest dobrze;
    jeśli myślisz, że jest źle, to jest źle;
    a teraz sobie wybierz"...
    okay, ale jak to wybrać, jakim że to sposobem?...
    po prostu (za dużo) o tym nie myśleć i samo się wybierze...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno w ogóle niedobrze jest myśleć za wiele, a jak już myślimy, to nie popadajmy w skrajności:-)

      Usuń
  6. Bo ważna jest ADEKWATNOŚĆ. Osobiście, gdy ktoś zakłada bloga i przez pierwsze 15 wpisów pozytywnie opowiada, jak to Czytelnik bedzie się z nim rozwijał, bo to blog rozwojowy, to mam podskórne przeczucie, że autor coś leczy, a blog zamrze, gdy pojawi się pierwsza lepsza przeszkoda, np. pandemia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cos w tym jest, tym bardziej, że po wielu dołujących postach samemu można wpaść w paranoję...i odwrotnie, gdy jest ciągle za słodko, to czujemy przesłodzenie, niestety.

      Usuń
  7. Mówiąc krótko - musi byc czas i miejsce na żałobę, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście i każdy ma prawo przeżywać po swojemu!

      Usuń
  8. Ważny temat podjęłaś, Jotko. Staram się być optymistką i w każdej sytuacji szukać choć odrobiny jasności czy uśmiechu. Że nie zawsze wychodzi? Wiem. Dlatego napisałam "staram się". ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także się staram każdego dnia i nie zawsze wychodzi, jak to w życiu.

      Usuń
  9. "Nie powiemy..." Znam przykłady, że takie właśnie słowa pocieszenia padały. Czasem najlepszym pocieszeniem jest być blisko i pozwolić danej osobie się wypłakać.
    Kiedyś mocno popsułam swoje zdrowie psychicznie robiąc ciągle dobrą minę do złej gry, wiec wiem jak to jest. Ale nie można też przesadzić w drugą stronę. Przeżywanie swojego bólu na okrągło bez żadnej odskoczni jest tak samo zgubne. Dlatego np bloga prowadzę optymistycznego ale mam też miejsca gdzie mogę przelać całkowitą falę goryczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może łatwiej jest rzucić krótkie - będzie dobrze lub nie przejmuj się, bo to nie wymaga zaangażowania, a tego niektórzy się boją...

      Usuń
  10. Podchodze podobnie do tematu - trzezwo zamiast zbyt optymistycznie. Nie tylko rozsadek tak dyktuje ale takze chroni od rozczarowan.
    Bardzo mi sie nie podoba podejscie do spraw w sposob - bo inni robia jeszcze gorzej - mysle ze powinnismy dorownywac do lepszych zamiast gorszych.
    Wydaje mi sie ze ta zyciowa madrosc przychodzi z wiekiem i doswiadczeniami - mlodosc jest bogata w optymizm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to różnie, znam młodych ludzi, o których moja znajoma mawia, że urodzili się starzy i zmęczeni życiem i na wszystko narzekają!

      Usuń
  11. No właśnie, grunt to nie popadać w skrajności.
    Nie można być oderwanym od rzeczywistości i zaklinać jej magicznymi zaklęciami, ale w rozpacz i zniechęcenie też nie ma co popadać.
    Trudne sytuacje dotykają każdego z nas.
    Jeśli dotknęły kogoś nam bliskiego i chcemy go pocieszyć, a nie znajdujemy odpowiednich słów, to zamiast paplać co ślina na język przyniesie warto po prostu milczeć, być i dać do zrozumienia, że może na nas liczy, wystarczy, że sam powie jak możemy go w danej sytuacji wesprzeć. Tu potrzeba empatii, a nie wyświechtanych frazesów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak, czasem wystarczy przytulic lub zaprosić na kawę, zadać dodatkowe pytanie...po prostu nie być ani obojętnym, ani natrętnym.

      Usuń
  12. Jeśli się połączy racjonalizm z pesymizmem, życie nie jest takie złe...Jeśli się połączy racjonalizm z optymizmem, życie nie jest bajką...Zawsze najlepszy jest "środeczek"...;o)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie jestem specjalistką od pozytywnego myślenia :) bo nie lubię rozczarowań. Jeśli już mam się dać się losowi zaskoczyć, to wolę miłe niespodzianki.
    Powiedzenie/postawa wszystko będzie dobrze, to bariera komunikacyjna - innymi słowami rozmówca nie chce ciągnąć tematu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jak komunikat "zdzwonimy się" - żadnych zobowiązań...

      Usuń
  14. Myślę, że nieumiejętne pocieszanie ludzi w smutnych chwilach nie jest optymizmem, nawet tym toksycznym tylko źle pojmowaną albo o właśnie, toksyczną, empatią. Ja zanim zacznę dawać złote rady to zawsze najpierw staram się wyobrazić sobie siebie w danej sytuacji bo jak by mi ktoś powiedział np. " nie płacz, że umarł Ci partner, niedługo sobie kogoś poznasz " to bym tej osobie przypie... przywaliła 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja chyba powiedziałabym - to może się zamienimy?
      Każdy chodzi w swoich butach i trudno wejść w cudze...

      Usuń
  15. Witaj, Jotko.

    No cóż...
    Do wszystkiego potrzebny jest takt.
    I powinny się nim kierować obie strony.
    Czasami "zbyt" optymistyczna reakcja nie jest lekceważeniem cudzych problemów, a wynika z zaskoczenia, zakłopotania. Bywa też ucieczką przed własnymi bolesnymi przeżyciami lub wspomnieniami.
    To oczywiste, że każdy ma czasem potrzebę wygadania się, ulżenia sobie. I dobrze - upuszczenie pary pomaga:) Chociaż, jak pewnie zauważyłaś, osobiście nie należę do osób dzielących się wszystkimi bolączkami z każdym, kto "chce i nie chce" słuchać:) Po prostu nie potrafiłabym zwalać na kogoś własnych kłopotów, zwłaszcza takich, z którymi muszę poradzić sobie sama. Nie widzę sensu we frustrowaniu wszystkich dookoła, jedna sfrustrowana osoba (znaczy - ja) wystarczy:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, czasami reagujemy za szybko, nie bardzo wiemy, co powiedzieć...
      Myślę, że nie chodzi tu o zwalanie własnych problemów na innych, bo nawet choroba to tylko nasz problem, ale czasem jest lżej podzielić się z drugim człowiekiem i czuć wsparcie, choćby mentalne.

      Usuń
  16. Nooo, ja to chyba jestem jak ten pan z fotki :-) Chociaż i tak powoli próbuję się odkopywać.

    OdpowiedzUsuń
  17. Piszę blog już przeszło 16 lat i z czasem coraz mniej mam ochotę dzielić się z innymi prywatnością. "Dorosłam", a i blogi się zmieniły. A z pocieszaniem jest różnie. Jedni lubią być pocieszani w trudnych chwilach, nie chcą być sami, potrzebują towarzystwa, a inni wręcz przeciwnie, zaszyliby się w mysiej dziurze, ukryli przed światem swój ból( częste w nekrologach: "prosimy o nieskładanie kondolencji"). Niektóre osoby nie mają intuicji, nie wyczuwają, co należy komuś powiedzieć w danej sytuacji, czego dana osoba oczekuje. Myślę, że mówią to, co wydaje im się, że mówi się w takich wypadkach. To też brak wyrobienia, brak dobrych wzorów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest trudne, zwłaszcza gdy nie znamy dobrze osoby. Nie każdy sobie życzy pewnych zachowań, trudno się domyślać, co komu przykre, sama kiedyś spieszyłam z wyrazami współczucia, ostatnio jestem ostrożna, lepiej powiedzieć mniej, niż zranić...

      Usuń
  18. Jestem dobrze poinformowanym optymistą, czyli... wiadomo. Pesymizm mój wynika pewnie z przemyśleń myśli Schopenhauera, to raz, a zatem ogólne przekonanie, że ludzkość mimo wszystko zmierza w niewłaściwym kierunku, a dwa, że odczuwam ten pesymizm we własnym życiu, czasami go ujawniam, gdy nie wytrzymuję, ale próbuję z tym walczyć, między innymi w kawiarence, gdzie dzielę się fałszywym, niestety, optymizmem... postrzegam życie jako pasmo... i mam (znów: niestety) na to dowody... czasami się nie da inaczej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrzeju, co innego zmagać się z własnymi demonami i podejściem do rzeczywistości, co innego rozsiewać fałszywe poczucie szczęścia.
      Gdzieś przeczytałam zdanie - ludzie, którzy często się śmieją, miewają mroczne dusze...dla świata komik, w głębi duszy samobójca.

      Usuń
    2. ... ale widzisz, z drugiej strony skoro właśnie w kawiarence przedstawiam szczęśliwą rzeczywistość, to może nieświadomie rozsiewam fałszywe poczucie szczęścia... ?

      Usuń
    3. A nie, u Ciebie można wiele wyczytać między wierszami, a ciepło Twoich opowieści to nie fałszywy optymizm, to miód na serce:-)

      Usuń
  19. Czasy nie napawają optymizmem i nie zachęcają do bycia optymistycznym. Mimo wszystko trzeba, według mnie w tej szarej codzienności szukać pozytywów bo inaczej jest jeszcze ciężej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ale bywają osoby, które wciągają innych w studnię przygnębienia, bo im samym wtedy lepiej...

      Usuń
    2. Podpiszę się pod słowami Marka, trzeba szukać pozytywów, żeby nie oszaleć...

      Usuń
    3. Trzeba szukać, ale i uważać, by nie przesłodzić...

      Usuń
  20. Może nie toksyczny, ale nie na miejscu. Takt, kultura, szacunek to podstawa.
    A co do treści na blogach, najcudowniejsze w nich jest to, że płyną z wrażliwości. Każdy z nas jest inny, inaczej myśli, inaczej czuje. Najważniejsze, aby pisał prawdziwie, z serca, nie konfabulował, nie grał ról, był autentyczny...
    Jeśli zaś chodzi o radzenie sobie w tych mega trudnych czasach, każdy ma ma na to swój własny sposób aby nie zwariować. I w związku z tym, chyba nawet musi mieć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie, Polu, to także dla mnie bardzo ważne, być autentycznym.
      Poza tym to łatwiejsze, szczerość i prawdomówność nie wymagają od nas ciągłego kombinowania i pamiętania, co się komu powiedziało;-)

      Usuń
    2. Znowu się wtrącę:) Od zawsze wiedziałam, że muszę mówić prawdę, bo jak tylko coś zełgam to się natychmiast wyda ;) A wiec nie warto i już. Bloga to też dotyczy. Uściski :))

      Usuń
    3. No właśnie, Aniu, dlatego ja osobiście uciekam od ludzi, którzy ciągle cos lub kogoś grają...

      Usuń
  21. Nie sądziłam, że optymizm może być toksyczny, ale widać, że przynajmniej nieodpowiedni w każdej sytuacji. Rzeczywiście są osoby, które tryskają optymizmem, lecz wydaje mi się , że łatwo zauważyć, że w niektórych przypadkach to jest tylko gra i stwarzanie pozorów. A po co to ? To wtedy jest fałsz w najczystszej postaci.
    Ja też mam w sobie raczej duże pokłady dobrej energii i optymizmu, ale nic na siłę. Po prostu nie załamuję się z byle powodu, nie wyolbrzymiam problemów i nie wyprzedzam faktów. Czy to tak dużo ? Ściskam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak ktoś nazwał podobne zachowania, ktoś inny w komentarzu użył określenia toksyczna empatia, ważne by wiedzieć o co chodzi.
      Mnie kiedyś zdołowała znajoma, która wpadła do biblioteki z okrzykiem - dziewczyny, ale miło, tak sobie siedzicie przy kawce - a my umęczone po dostawie podręczników, pot leciał po plecach i zrobiłyśmy przerwę na kawę...

      Usuń
  22. Wszystko co fałszywe prędzej czy później "wychodzi bokiem" ... tzw. przegięcia, w niczym nie są dobre. Umiar i równowaga dobrze się sprawdzają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno tez cholerykom lżej się żyje, gdy co w sercu, to na języku?

      Usuń
    2. myślę , że to "na języku" wcale cholerykom nie pomaga, często raczej przysparza im wrogów. :) Pomaga im tylko to , że nie kumulują napięć, tylko je odreagowują w trybie natychmiastowym :)

      Usuń
    3. I to jest dla nich jak wentyl bezpieczeństwa, choć mogą czasem żałować, że powiedziało się za wiele.

      Usuń
  23. Są sytuacje, kiedy trzeba po prostu przeżyć trudne emocje i to nic złego, a dzisiaj często ludzie chcieliby, żeby one w ogóle nie istniały. Nie ufam ludziom, którzy są zawsze pozytywnie nastawieni - choć znam chłopaka, który dopiero biorąc jakieś leki zrozumiał, co to znaczy mieć doła. ;)
    Z drugiej strony wolę przeżywać trudniejsze sytuacje sama, bez dzielenia się ze światem. I nie lubię martwić się na zapas w sytuacji, kiedy i tak nie opracuję żadnego planu awaryjnego.
    Z pocieszaniem trzeba uważać, żeby nie umniejszyć czyjegoś bólu, ale często takie nietrafione teksty nie wynikają ze złej woli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie muszą wynikać ze złej woli, sama kiedyś takie lub podobne popełniałam, dlatego teraz najpierw trzy razy pomyślę, niż cos powiem...najgorzej to popełniać te same błędy bezrefleksyjnie.

      Usuń
  24. Jotko, kiedy mój trzydniowy pierworodny syn ciężko zachorował, moja teściowa ( świeć panie nad jej duszą) powiedziała ... - Lepiej by było, aby umarł, niż miał by być upośledzony. Tak że tego... niektórzy ludzie nie mają w ogóle hamulców i wyczucia.

    OdpowiedzUsuń
  25. U każdego normalnie funkcjonującego człowieka jest czas i na uśmiech, i na zachwyt, i na łzy. Nie da się funkcjonować tylko pozytywnie.
    Co do bloga - piszę przede wszystkim w chwilach, kiedy jest mi dobrze, jestem spokojna i daję radę. Bo kiedy akurat nie daję - ostatnią rzeczą o której myślę, jest dzielenie się tym publicznie. Parę osób by się niepotrzebnie ucieszyło, a po co mam im sprawiać radość moim kosztem? :)) Poza tym w takich chwilach mobilizuję siły, znajomych i przyjaciół, to z nimi ewentualnie opłakuję, pielęgnuję swój stan psychiczny, bo jestem wtedy za bardzo narażona na zranienie. Więc znów - po co upubliczniać. Są osoby, którym to być może pomaga, mnie nie za bardzo, bo ludzie często mylą wsparcie z dawaniem niekoniecznie potrzebnych rad, generalnie ja też nie umiem pocieszać, sprawia mi to wielki problem, a więc rozumiem to ludzkie ograniczenie.
    No więc piszę dopiero o załatwionych sprawach. I o takich, o których chcę pisać.
    Możę są lepsi w opisywaniu kryzysów, albo może ja jednak mam wysoko postawioną granicę prywatności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesłodzony optymizm dotyczy nie tylko spraw osobistych i nie każdy dzieli się osobistymi tragediami na blogu czy na FB. Chodzi mi raczej o to, że gdy cos mnie martwi, wkurza, zastanawia w otaczającym mnie świecie, środowisku, miejscu pracy to mam ochotę o tym pisać z kilku powodów. Tak naprawdę w wielu sytuacjach jesteśmy sami z sobą, my poniesiemy konsekwencje decyzji, choroby, źle ulokowanych uczuć, śmierci bliskich.

      Usuń
    2. Przesłodzony optymizm jest wtedy, kiedy ktoś udaje, że nie ma w ogóle żadnych problemów i wyłącznie żyga tęczą, a tego nie robi żadna z nas.
      Jeśli jakimś tematem się nie zajmuję na blogu, np. nie komentuję sytuacji politycznej, to dlatego, że dość już mnie boli, że ona taka beznadziejna jest, i nie mam po prostu siły i energii na dyskusję. Ponadto mielenie tego tematu akurat na moim blogu wydaje mi się bezcelowe, bo jest zbyt mało znany, ma za mały zasięg, zatem ta dyskusja nic nie wniesie do dyskusji ogólnej.

      Usuń
    3. I oczywiście - nawet w większości sytuacji jesteśmy zupełnie sami i pozbawieni wsparcia, ot samotne żaglowce na falach życia. Często nawet bliscy nie są w stanie pomóc, każdy sam we własnym wnętrzu ponosi konsekwencje własnych decyzji i okoliczności.

      Usuń
    4. Sami wybieramy tematy i adresatów bloga, adresatów dlatego, że mamy świadomość, iż niektórych pewne treści nie zainteresują wcale.
      Problemy mogą być wszędzie i tak jak piszesz, nie o wszystkich chcemy pisać czy dyskutować. Staram się nie zabierać głosu w tematach, na których się nie znam, ewentualnie sygnalizuję cos z punktu widzenia laika. Bywa tez, że nie piszę o czymś wcale, bo już wszędzie ten sam wątek i nic nowego nie dodam.

      Usuń
  26. Świetny i bardzo mądry tekst. Było wiele sytuacji, kiedy ludzie świadomie lub może bezmyślnie mówili rzeczy, które w pewnych sytuacjach należy sobie darować. Kiedyś poruszałam podobny temat, ale myślę, że często na niektóre sprawy reaguje się ze swojego stanowiska, które odległe, będzie inne niż osoby doświadczającej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i witam Cię pięknie.
      Doświadczenie, przynajmniej moje nauczyło, że lepiej ugryźć się w język lub 3 razy pomyśleć, niż wypalić, jak myśliwy z dwururki;-)

      Usuń
  27. Jestem urodzona pesymistką, nic mi nie wychodzi, a jak wyjdzie, to i tak się zepsuje... na blogu jest inaczej, na blogu jak jest źle to staram się, żeby było dobrze... piszę że coraz gorzej widzę A po drodze same uśmiechy, zamiast kropek czy przecinków.
    Czyli oszukuje, ale Was czy siebie :)? Jestem chora fakt, piszę o tym, fakt ale nie chcę, żeby zdrowi trafiając do mnie czyli się chorzy, a chorzy chorsi 🤣(kolega tak odmieniał)
    Podsumowując ja bardzo rzadko słyszę optymistyczne pocieszenia , tak w Życiu, a potrzebuje i zawsze pocieszam narzekajacych... chociaż faktycznie są wśród nich osoby, którym by się raczej pare słów prawdy należało... Ale ja nie mam odwagi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, czasami przeglądamy się w innych, jak w lustrze. Kiedyś sama więcej narzekałam, marudziłam, jak zwał, tak zwał. Gdy spotykałam osoby wyjątkowo pesymistycznie nastawione do wszystkiego, zapalało mi sie czerwone światło, czy czasami sama taka nie bywam, to dobra lekcja. Gdy wchodzę na blog kogoś chorego, doświadczonego inaczej, to mój wybór czy zostaję, czy omijam, jesteśmy dorośli, możemy wybierać, przynajmniej to, co czytamy...

      Usuń
  28. Optymizm w życiu nie zawsze się sprawdza, dlatego czasami należy z niego zrezygnować, aby trzeźwo popatrzeć na pewne sprawy. Zgadzam się, że życie nie jest dla każdego bajką i nieraz na drodze napotykamy wiele kłód, ale pomimo wszelkich problemów nie można załamywać rąk tylko należy stawić im czoła :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo chyba żadne skrajności nie są dobre, huśtawka emocjonalna bywa niebezpieczna...

      Usuń
  29. Z natury jestem optymistką, ale to optymizm logiczny. Nie cierpię, gdy ktoś do mnie mówi w tym sensie, że coś się uda, będzie dobrze etc., gdy już wiadomo, że będzie dokładnie odwrotnie. Nie lubię zaklinać rzeczywistości i nie lubię, gdy ktoś próbuje to robić względem mnie. Znikają wtedy, wg mnie dobre, intencje, bo taki optymizm jest dla mnie fałszywy. Oczywiście są osoby, które myślą inaczej niż ja, bo co innego im jest potrzebne do radzenia sobie w sytuacjach trudnych. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, trudno jest znaleźć złoty środek, może gdy znamy adresata komunikatu, jest łatwiej. Wiemy czego oczekuje rozmówca i jakie ma problemy. Oczywiście sporo zależy także od naszego doświadczenia.

      Usuń
  30. Ja na swoim blogu wybieram właśnie te rzeczy optymistyczne. Zło staram się krytykować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i dobra strategia, optymizm tam, gdzie można, krytyka tam, gdzie trzeba!

      Usuń
  31. Toksyczne to raczej - uważam jest - czarnowidztwo, bo może człowieka zatruć od środka. Samego zainteresowanego i wszystkich znajdujących się w pobliżu. Sama staram się z każdej nawet najgorszej sytuacji wyciągąć cokolwiek dobrego i się nie poddawać. No już było naprawdę kiepsko , po ostatniej "leśnej akcji" mojego męża, wydawało się że gorzej być nie może :) A tu proszę - wczorajsza wspólna kawka zdawała się nie mieć końca i zapowiada się , że była pierwsza, ale nie ostatnia. Jak to się mówi ? Nie ma tego złego...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarnowidztwo to jeszcze inna bajka, a już osoby wysysające z nas energię to już koszmar.
      Pisząc o toksycznym optymizmie miałam raczej na myśli odzywki w stylu - zdechł ci pies? nie przejmuj się, to tylko pies...
      Cieszę się, że ta kawka oznacza początek czegoś fajnego:-)

      Usuń
  32. Coś w tym jest. Moja przyjaciółka ma właśnie ten głupi sposób rozumowania: Optymizm mimo wszystko. Może dlatego, że sama nic nie robi. Jako 30. latka będzie pisać po raz 3 maturę. ;) Ciekawe, co powie po studiach o tym optymizmie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nigdy nie rozumiałam toku myślenia typu- dał Bóg dzieci, to da i na dzieci, więc można mieć gromadkę...

      Usuń
  33. Jak dla mnie po prostu nie można przesadzać. Skrajności nie są dobre. Nie jestem optymistką, nie umiem pocieszać, ale czasem opowiadam komuś takie optymistyczne banały, licząc ze może jednak jakoś go te słowa wesprą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Radzimy sobie jak umiemy, z relacjami, z własnymi demonami...

      Usuń
  34. A jednak realnie trzeba patrzeć na wszystko, wtedyznajdziemy się pośrodku między optymizmem a pesymizmem. :-)
    Serdczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pesymistą pewnie każdy z nas bywa, byle nie pogrążyć się kompletnie w pesymizmie.

      Usuń
  35. Optymizm to jasne spojrzenie, a nie cukrzenie. To jednak różnica. I nic tak nie wkurz, jak poklepywanie po plecach, kiedy nie klepania trzeba, a zakasania rękawów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, czasami konkretna pomoc jest potrzebna, a nie słodkie słówka.

      Usuń
  36. Staram się być optymistką tylko, od pewnego czasu coś kiepsko mi idzie...

    OdpowiedzUsuń
  37. Niestety bol i smutek trzeba przerobic, wyplakac zal. Nie da sie non stop udawac ze jest dobrze. Tak mi zawsze mowila pani psycholog i chyba miala racje. Czlowiek musi sie zmierzyc z tym co go spotkalo i nauczyc sie to akceptowac.

    OdpowiedzUsuń