Nie wiem czy załatwialiście cokolwiek w urzędzie państwowym w okresie covidowym, ale moje doświadczenia to materiał na ponurą komedię, o ile taki gatunek istnieje.
Próbujemy uporządkować sprawy spadkowe po teściach, segregator z dokumentami pęcznieje, jakby chodziło o skomplikowane sprawy rodziny Rockefellerów.
Moja wyobraźnia nie ogarnia na przykład, po co notariuszowi numer Pesel osoby, która zmarła 30 lat temu, skoro jest akt zgonu? Tak naprawdę , gdy odebraliśmy akt ślubu teściów, to okazało się, że są w nim wszelkie dane osobowe, łącznie z danymi dzieci zmarłych, ale to dla urzędnika za mało. Wiadomo przecież, że za każdy dokument płaci petent 22 zł. Podobno kwitnie w Polsce cyfryzacja i mamy całe ministerstwo do tych spraw, tymczasem wydziały jednego urzędu nie przekazują danych między sobą. Nie dość, że wrzucamy wnioski o wydanie dokumentów do skrzynki, to jeszcze z jednego działu odbieramy je osobiście, po umówieniu się z urzędnikiem, inne natomiast przychodzą listem poleconym. Z tego samego urzędu!
W dodatku trzeba wiedzieć, jaki wniosek pobrać ze strony urzędu w konkretnym dziale i jeszcze mieć w domu drukarkę by go wydrukować. Pobieraliśmy jeden z wniosków dwa razy, bo okazało się, że są dwa bardzo podobne i konia z rzędem temu, kto zgadnie który dokument wypełnić.
Mąż podsłuchał rozmowę petenta z pracownicą, która dyżuruje przy urnach dla klientów wysokiego urzędu. Pan napisał wniosek o zgodę na wybudowanie szamba. Pani pyta, do kogo ten wniosek, bo trzeba do właściwej urny wrzucić.
- pani kochana, nie wiem, skąd mnie wiedzieć takie rzeczy,...
- to nie wie pan, do kogo się zwraca z wnioskiem?
- chcę wybudować koło domu szambo, nie wiem do jakiego wydziału go kierować, gdyby urząd był otwarty, to bym poszukał, a pani nie wie?
To jak w tym powiedzeniu - prowadził ślepy kulawego!
Nie wspomnę nawet o tym, że w większości urzędy wszelkie pracują w godzinach dogodnych jedynie dla emerytów i bezrobotnych, a na dokumenty czeka się co najmniej tydzień.
W innym urzędzie umawiasz się z panią na odbiór zaświadczenia po 2 tygodniach, bo wniosek wysłany mailem zaginął i czekasz na zimnie pół godziny, bo pani załatwiała innego petenta telefonicznie, a hol urzędu przestronny jak lotnisko...
Sukces jednak osiągnięty, segregator gruby, resztę dokumentów dostarczy rodzina z daleka i miejmy nadzieję, że notariusz wszystko przyklepie...
Oczywiście już wiemy, że gdy przyjdzie do sprzedaży tego i owego, zgromadzimy kolejny segregator, a kasą podzielimy się z następnymi urzędami.
Stronię od biur i biurokratów, przekładam wszystko jak mogę na czas po...
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, ale czasami się nie da...
Usuńw okresie covidowym byłem tylko po świadectwo zgonu Mamy, kolejka pod ratuszem jak jasna cholera, ale okazało się, że to byli ludzie w sprawie rejestracji samochodów, a mnie ochroniarz wpuścił osobno i ogarnąłem sprawę od ręki... potem jeszcze byłem w sprawie oświadczenia w Urzędzie Skarbowym na okoliczność spadku, ale to już było pół roku później i też raczej bez korowodów...
OdpowiedzUsuńtak więc w moim przypadku narzekać nie mam powodów /potwierdzenie przysłali mi szybko mailem/...
p.jzns :)
Czyli jak zwykle, wiele zależy od miejsca i ludzi.
UsuńP.S. świadectwa zgonu mają priorytet...pogrzeb trzeba załatwić!
UsuńI tak naprawdę chodzi w tm bur...- pardon - Nowym Ładzie o owe 22 zł pomnożone przez liczbę papierków i u udowodnienie Obywatelowi, że jest wart znacznie... znacznie mniej... Po co na przykład w tym roku bankowi, z którym przed kilkoma laty przestałem mieć do czynienia, moje oświadczenia, że jestem / nie jestem akcjonariuszem / klientem banku/banków [tu podać ewent. nazwy i adresy] w USA???
OdpowiedzUsuńOni mi to co pół roku przysyłają, ja regularnie wrzucam do szuflady. Ruch w biznesie trwa...
Sąsiadka i jej dorosły syn przez ponad rok ponosili koszty uzyskując, gromadząc i przesyłając do sądu dokumenty mające świadczyć,że NIE SĄ "krewnymi lub powinowatymi" człowieka noszącego to samo nazwisku i w tym samym miasteczku w przeszłości mieszkającego, który wziął w banku znaczną pożyczkę, po czym - chytrusek - zmarł nie uiszczając ani jednej raty. Ale taż stawiwszy się przed Wysokim Sądem [ona 86 lat, syn - niemal 60] usłyszeli, że NIE SĄ zobowiązani do spłacania owego długu.
Co za wielkoduszność!
Pozdrawiam...
No Bareja jak żywy, choć bohaterom opowieści nie było do śmiechu!
UsuńBareja - bo istotnie jaki dokument świadczy, że się NIE JEST czyimś krewnym? Serio pytam.
UsuńJa też nie wiem, a po co Pesel dla osoby, która zmarła 30 lat temu?
UsuńPrzecież jest akt zgonu!
NIE WIEM... A po co komu oświadczenie, że nie mam finansów /udziałów etc w bankach USA?
UsuńKtóż jednak ogarnie mądrość i omnipotencję urzędników zbrojnych w paragrafy?
Tylko, gdy pomyślę, że na Ziemi jest nas około 9 000 000 000, a niemal wszyscy NIE SĄ moimi krewnymi [w sensie prawnym], to zastanawiam się jaki segregator pomieściłby ewentualne moje poświadczenia o niepokrewieństwie z nimi. U nas bowiem elektronika elektroniką, a papierki gromadzi się dalej. Ale też drzew mamy jak w lesie...
O tak, papier trzyma się mocno!
UsuńZ tym bankiem to chodzi o FATCA (ang. Foreign Account Tax Compliance Act) - to umowa pomiędzy USA a Polską, nakładająca na polskie instytucje finansowe obowiązek informowania amerykańskiego urzędu skarbowego o amerykańskiej rezydencji klientów tychże instytucji. Dopóki Pan nie wypełni i nie dostarczy, to będą wysyłać i wysyłać...:)
UsuńTo powinien bank wyjaśnić itd.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńMoże to jakaś zmowa/umowa z handlarzem segregatorami - byłym sprzedawcą maseczek przekwalifikowanym z narciarza w porozumieniu z handlarzem broni zajmującym się respiratorami i tuszem do drukarek domowych? ;) :)))
Pozdrawiam serdecznie.
No popatrz, nie wpadłabym na to, genialne!!!
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńTeż całkiem niedawno doświadczyłam sprawności jednego z urzędów. Niemal jak w "Dwunastu pracach Asteriksa" z mitycznym zaświadczeniem A38...
Pozdrawiam:)
No właśnie od razu przyszedł mi na myśl Dom który czyni szalonym stamtąd ;) Ja nie mogę dojść do ładu z elektronicznym urzędem skarbowym teściowej. Bo ja się tym zajmuję. Jakby można było iść osobiście, to by się wyjaśniło. Nie miała baba kłopotu, to się wzięła za wynajem z podatkiem ryczałtowym. Masakra jakaś...
Usuń@Leno - dzięki urzędom doświadczamy wielu dziwnych rzeczy.
Usuń@Pani z apteki - oddawałam w skarbówce wniosek brata, ale by odebrać zaświadczenie w jego imieniu już potrzebne specjalne upoważnienie, choć dotyczy tej samej sprawy, co moja...
Na początku tamtego roku po śmierci mojej mamy załatwiałam aneks do przydziału na mieszkanie kwaterunkowe, bo to ona była głównym najemcą. Za papiórki co prawda nie musiałam płacić, ale na każdy czekało się, a czekało. A podpisanie i odbiór aneksu wyglądało w ten sposób: Do biura obsługi klienta wpuścili nas po naciśnięciu dzwonka przy drzwiach wejściowych i to tylko do przedsionka, zamknięto drzwi prowadzące w głąb urzędu, w drzwiach było okienko z parapetem, pani urzędniczka znajdowała się po jednej jego stronie, ja i brat po drugiej. Podała nam przez okienko dokumenty, myśmy je przeczytali, podpisali na parapeciku, zabrali swój egzemplarz i wyszli, a po naszym wyjściu drzwi do urzędu zostały natychmiast zamknięte.
OdpowiedzUsuńA bo chcielibyście dostać się do strzeżonej twierdzy!
UsuńTak sobie myślę, ze pewnie urzędnicy do sklepów nie chodzą, bo mogliby się zarazić...może w ogóle z tej twierdzy nie wychodzą?
W czasie pandemii załatwiałam paszport, ale to akurat super łatwe i szybkie, pod warunkiem, że się wybierze odpowiedni punkt. Brat tak samo załatwiał paszporty, przerejestrowywał też samochód i tak samo bezproblemowo. Tylko godziny wiadomo jakie, przeważnie w jakieś pojedyncze dni otwierają się wcześniej albo zamykają później. I u mamy w wydziale przez jakiś czas były te skrzynki i nie wpuszczano ludzi, żeby się toczyli w środku, ale już dawno dano sobie spokój i działa zupełnie normalnie. (a przypadki covid się zamiata pod dywan, oficjalnie nikt nie miał kontaktu)
OdpowiedzUsuńAle przyznam, że we wszelkich instytucjach (bo nie tylko w urzędach) denerwuje mnie podejście, że petent/pacjent/klient ma wszystko wiedzieć - nie jego wina, że czasami na stronach internetowych ciężko coś znaleźć albo wręcz są błędne informacje i przede wszystkim to nie on jest tamtejszym pracownikiem...
Nadal za błędy urzędnicze nikt nie odpowiada, a kary nam nie darują, bo klient nie może się mylić!
UsuńSzczęśliwie co było do załatwienia, załatwiłam w bardziej normalnym czasie.
OdpowiedzUsuńSzczęśliwa Ty,u nas trochę pod górkę.
UsuńA Tobie/Wam współczuję kontaktów z biurokratami.
OdpowiedzUsuńOj, czasami to ręce opadają...
UsuńJa ostatnio rozmawiałam w sprawie przedłużenia pewnej decyzji , okazało się, że do czasu ogłoszenia końca pandemii - decyzje wydłużają się automatycznie i to bez komisji lekarskiej 😃 A pani informująca była niezwykle miła. Potem się długo zastanawiałam - co się właśnie wydarzyło , inaczej mówiąc - byłam w szoku, bo właśnie ktoś ze mną porozmawiał życzliwie oferując mi w przyszłości pomoc. Czy to praca on line tak zmienia podejście do klienta? Czy ludzie w końcu zaczynaja być względem siebie bardziej życzliwi. Co bo to nie było - tak powinno być zawsze. Choć do końca nie wiemy - czy to właśnie nie będzie owe
OdpowiedzUsuń„ zawsze” …
Niektórych zmienia na plus, innych nie bardzo, wszystko zależy od ludzi, przepisy powinny ułatwiać, a nie utrudniać życie.
UsuńWszystko to prawda. Ostatnio byłam w urzędzie zaskoczyla mnie ogromną ilość petentów z maseczka i na brodzie, siedzących obok siebie i kichanachch na siebie.
OdpowiedzUsuńU nas nie usiądziesz, stoi się na mrozie lub na deszczu...
Usuńach życie urzędników... ach
OdpowiedzUsuńNiby jestem także urzędnikiem państwowym, ale mnie ograniczenia w kontaktach nie obowiązują, wręcz przeciwnie:-)
Usuńniby - bo tak naprawdę, to praca z człowiekiem i to piękna, bo z książkami
UsuńNie czuję się urzędnikiem, choć i coraz mniej bibliotekarzem.
Usuńim więcej elektroniki, tym więcej papieru, urzędników, załączników.Powodzenia. By skórka okazała się wartą wyprawki:))
OdpowiedzUsuńWiesz, czasami człowiek ma ochotę krzyknąć - a weźcie to sobie, my wolimy święty spokój!
UsuńW czasie pandemii byłam częstym gościem w różnych urzędach. Przeprowadzka niejako zmuszała do tych wizyt. Był więc i urząd miasta z wydziałami, o których istnieniu nie miałam pojęcia, i sąd. I to po kilka razy. Bo przecież nie da się od razu. I przyznam, że zostałam pozytywnie zaskoczona. Gdzie nie trzeba było przyjść osobiście, tam dostawałam wyczerpujące informacje przez telefon. Oczywiście, że zdarzały się kwaśne miny, bo byłoby za pięknie. I czekanie w kolejce do urzędu też było. I moje szczęście przyjścia do sądu akurat w chwili rozpoczęcia przerwy na dezynfekcję. Ale ogólnie było bezboleśnie i efektywnie.
OdpowiedzUsuńTo gratuluję, mam nadzieję, że mamy już wszystkie dokumenty i żaden urzędnik nic nam nie dołoży...
UsuńUrzędy uwielbiają papiery, tony papierosów. Zawsze brakuje jakiegoś zaświadczenia, podpisu i nikt nigdy nie potrafi dać od razu całej rozpiski potrzebnych świstów. No i jeszcze dochodzi dodatkowo spychoterapia, czyli to już nie u nas to trzeba iść do ..... Życzę wytrwałości , przed wizytą w urzędzie najlepiej wypić melisę😄. Mnie spotkało to szczęście, że udało mi ominąć urzędy. Raz tylko miałam styczność z ZUS-em. Ale ku memu wielkiemu zdziwieniu wystarczyła
OdpowiedzUsuńe-wizyta. Pani była miła , wszystko wyjaśniła. To było prawie jak wygrana w totolotku. Pozdrawiam cieplutko.
Z ZUSem będę miała wkrótce do czynienia, już się boję...tym bardziej, że udzielane przez nich informacje różnią się od tych od centrali w Bydgoszczy.
UsuńWspółczuję Ci naprawdę tego urzędasowego cyrku ... pozamykali się w twierdzach i to im pasuje, chociaż zależy to pewnie od miasta i urzędu.
OdpowiedzUsuńW zeszłym roku kupiliśmy samochód i już byłam przerażona wizją jego rejestracji ... ale Opatrzność czuwała i dowiedzieliśmy się, że można to zlecić przez biuro tłumaczeń dokumentów sprowadzanych samochodów. Tak więc chyba 150 zł, dwa dni i sprawa załatwiona.
No niestety, człowiek musi sam szukać dojść i rozwiązań.
UsuńU nas w miarę normalnie, ale i spraw skomplikowanych nie załatwiałam...
OdpowiedzUsuńI oby tak zostało, bo szkoda nerwów!
UsuńW covidowym czasie sprawy urzędowe załatwiałam online. Jedynie do ZUS wolałam się wybrać osobiście - zawsze trafiam na miłe i kompetentne panie. Teraz znowu byłam ustalić składkę na ten rok, spodziewałam się dzikich tłumów po Nowym Ładzie, zapowiedziałam w pracy, że się spóźnię bóg wie ile, a tymczasem przede mną były tylko dwie osoby i poszło błyskawicznie.
OdpowiedzUsuńCała różnica to ta, że dawniej brało się numerek samemu z maszyny, a teraz przy wejściu dyżuruje pani, która je sama wydziela (ale głównie przy tym pilnuje, żeby ręce zdezynfekować).
W obliczu Waszych przejść pozostaje mi pogratulować sobie, że żadnego spadku nie obejmuję 😂
W PZU załatwiliśmy wszystko online, nawet oświadczenia napisałam ręcznie i zrobiłam zdjęcia, po 2 dniach kasa na konto. Można?
UsuńJotko, współczuję i dużo cierpliwości życzę.
OdpowiedzUsuńOj, przyda się, dziękuję.
UsuńWszystko w tym państwie się rozłazi w szwach, więc czemu z urzędami miałoby być lepiej?
OdpowiedzUsuńMyślałam, że skoro petenci nie latają po urzędzie, to i robota szybciej idzie, ale widocznie, jak nikt przy biurku nie popędza, to sama wiesz...
UsuńWidzę, że poniższa parodia wiecznie żywa 😄
OdpowiedzUsuńhttps://skladliteracki.blogspot.com/search/label/Tylko%20nie%20zapomnij%20pi%C3%B3ra%21
Dokładnie, z tą jednak różnicą, że teraz nie spotkasz się twarzą w twarz, chyba że na korytarzu;-)
UsuńNa pociechę powiem Ci, że tutaj nie jest lepiej. Widać urzędasy wszędzie tacy sami z manią wielkości i ważności ich istnienia.
OdpowiedzUsuńNo marna to pociecha, raczej i Tobie współczuję.
UsuńPo prostu droga przez mękę! Ale o ile pamiętam przed czasami covida było niewiele lepiej. U nas niestety biurokracja ma sie świetnie w każdych czasach!
OdpowiedzUsuńTo prawda, w dodatku kiedyś załatwiło się niemal od ręki, teraz wszystko musi się odleżeć.
UsuńZawsze pod tym względem było u nas źle a teraz jeszcze bardziej niż źle....:-))
OdpowiedzUsuńW każdym razie cyfryzacja miała ułatwiać...
UsuńBiurokracja jest straszna. A sprawy spadkowe to już w ogóle. Ktoś zrobi błąd a ty za niego płacisz. Żeby tyle kasy w ogóle płacić za dokumenty, które sa w systemie, ale pewnie tylko jedna komórka ma do niego dostęp i nikt więcej, bo po co. Lepiej niech człowiek pochodzi od jednego do drugiego urzędu, bo ma czas... Bez sensu to wszystko. Mam pracę biurową powiedzmy, ale dużo rzeczy bym pozmieniała w systemie, dlatego twierdzę, że na urzędnika się nie nadaję
OdpowiedzUsuńReforma pewnie równie trudna, jak służby zdrowia;-)
UsuńOsobiście nie narzekam, prawie wszystko załatwiam online z wykorzystaniem profilu zaufanego. Raz byłam osobiście w Zusie, gdzie mnie szybko i sprawnie obsłużono.
OdpowiedzUsuńNa obsługę w PZU tez nie narzekam, ale wszędzie papiery, teczki, segregatory, pieczątki...
UsuńJa myślę Jotko, że to poprostu jest wygodne dla urzędników. I tyle. Korzystają. I będą korzystać dopóki się da i dopóki będziemy na to pozwalać.
OdpowiedzUsuńAle jak mogę nie pozwolić? nie widzę możliwości...
UsuńWspółczuję tej sytuacji w urzędzie. Zupełnie jak w filmie "Dwanaście prac Asteriksa", gdzie jedna z prac polegała na wizycie w urzędzie i zdobyciu jakiegoś formularza...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Serdecznie!
PS - Dziękuję za miłe słowa i tak - "Sen" zrobiłam kredkami.
A nie lepiej to spokojnie żyć?
UsuńNie trzeba mieć z biurokracją zbyt częstych kontaktów żeby wiedzieć, że to nic dobrego. Tobie z całego serca współczuję 😊 i mam nadzieję, że to już koniec tej wyboistej drogi.
OdpowiedzUsuńTez ma taka nadzieje, chyba że znowu jakiś dokument do zdobycia wymyślą...
UsuńWspółczuję. Przyznam, że nigdy nie miałam kłopotów w sprawach spadkowych czy sprzedaży/kupna nieruchomości. Może znaczenie na też w jakim mieści tego się dokonuje? Ja mam tylko doświadczenie ze swojego miasta i Sopotu. Zawsze wzorowo.
OdpowiedzUsuńMoże tak być, wiele zależy od ludzi i organizacji...
UsuńRealia jak z komedii Barei. Az czlowieka trzepie jak przyjdzie zalatwiac pewne sprawy w urzedzie. Nie chce pamietac ile stalam w kolejce jak mi przyszlo akt zgonu mamy odebrac i trzy godziny stalam w dlugiej kolejce na zimnie. Koszmar to byl. Pozdrawiam Cie serdecznie Asiu
OdpowiedzUsuńMój tato zmarł przed pandemią, a i tak było sporo do załatwiania, najgorzej w parafii ojca...
UsuńPandemicznego doświadczenia z urzędami nie mam, a do spraw spadkowych potrzebowałam akt zgonu i dowód osobisty...Urzędnik, a urzędas to jednak wielka różnica...;o)
OdpowiedzUsuńNiebywałe, ta jakiś dziwny spadek!
UsuńNie było z kim się dzielić, nie było co dzielić, to i dokumentacja skromna...;o)
UsuńZnam ten temat, ale przed pandemią nie było lepiej. Chcieliśmy uporządkować sprawy spadkowe mojego taty, kiedy jeszcze żył i miał się całkiem dobrze. Dokumentów pełna teczka, jazda od annasza do kajfasza, a w końcu coś ruszyło. Sprawy się odbyły, terminy wiadomo jakie. Później wjechała pandemia, wszystko telefonicznie. Mama wydzwaniała chyba codziennie, napisałam tych pism, skrzyneczki, a sprawa jak utknęła tak utknęła. Tato zmarł. Teraz się dopiero zacznie "zabawa", ja już mam dosyć tego urzędu, bo najnormalniej szlag człowieka może trafić.
OdpowiedzUsuńMy to przerabiamy już drugi raz, najpierw nie mogliśmy się umówić nawet do notariusza, bo pandemia...teraz urzędy zamknięte dla klientów!
UsuńNie mam zielonego pojęcia jak dziś załatwia się sprawy w urzędach, większe doświadczenie mam w przychodniach lekarskich. Też niewesoło ;)
OdpowiedzUsuńTo druga podobna bajka, niestety...
UsuńMi się najbardziej podobała parodia biurokracji w bajce "Zwierzogród" trafiła w sam punkt. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńParodie, kabarety, komedie - często dobrze naśladują realia...
UsuńOstatnio byłem w urzędzie pracy się zarejestrować. Przyszedłem na wskazaną godzinę, a i tak wszedłem piętnaście minut później. Na szczęście sama rejestracja dość szybko poszła (pewnie dlatego, że już kiedyś byłem zarejestrowany).
OdpowiedzUsuńSpojrzałem wpis wstecz i zauroczył mnie piesek Maks. Jednocześnie nie mam słów, by wyrazić jaką istotą trzeba być, aby jakieś zwierzę w jakikolwiek sposób męczyć. Jak nie chce się mieć zwierzaka to nie ma obowiązku. Aż mnie krew zalewa przy takich sprawach, dobrze, że przynajmniej ten piesek miał szczęście.
Już ostatnia prosta z ćwiczeniami przede mną, a potem rower.
O tak, zwłaszcza jak są szybsze tempa w muzyce to perkusiści mają pod górkę. Albo przy bardzo rytmicznych kawałkach, to też sztuka, nie tylko szybkość ma znaczenie.
Pozdrawiam!
Oby wszystko wróciło wreszcie do normy, bo to jakiś Matrix.
UsuńZdrowie najważniejsze, więc i stresów trzeba unikać...
Do załatwiania spraw w Urzędach to czasami trzeba mieć świętą cierpliwość :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To prawda:-(
UsuńPamiętam naszą batalię spadkową po śmierci ojca, która okazała się nie-batalią. Byłam bardzo zaskoczona pomocą i życzliwością urzędniczki z sądu, która wszystko tłumaczyła i pomagała. Podpowiadała też jak najlepiej i najtaniej uregulować wszystkie sprawy spadkowe.
OdpowiedzUsuńSędzia też okazał się ... ludzki. Po odczytaniu wyroku wszystko dokładnie nam wytłumaczył już bez tych prawnych regułek. I w trakcie tłumaczenia cały czas pytał moją mamę czy na pewno jest dla niej wszystko jasne.
Byłam naprawdę miło zaskoczona takim podejściem...
To miałaś więcej szczęścia. Gdy zmarł mój tato, to ani pani notariusz, ani prawniczka nie byli przygotowani, ale kasę wzięli sporą.
UsuńGdy pani prawnik szuka czegoś w necie w mojej obecności dopiero, to ja się pytam, za co bierze opłaty, poszukać w sieci tez umiem.
Ja zawsze mam ubaw z urzędów w naszym kraju. Czy to w pandemi czy przed zawsze pod górkę. No chyba ze mam w danym urzędzie znajomych. A że mam porównanie z urzędami w Norwegii to te w naszym kraju to faktycznie komedia...
OdpowiedzUsuńAle ostatnio będąc w kraju (w październiku dokładnie) miałam do załatwienia jedną sprawę w jednym z naszych urzędów i tu byłam pozytywie zaszkoczona. Trafiłam w końcu na człowieka, tak na człowieka i byłam mile obsłużona... Czyli jak ktoś chce to można...
To super, na pewno wiele zależy od ludzi, w końcu przepisy i procedury powinny iść na rękę klientom.
UsuńBiurokracja TAK wygląda niezależnie od pandemii. Mało do reszty nie osiwiałam załatwiając sprawy po śmierci ojca. Minęło prawie 6 lat a ciągle dostajemy oferty z dwóch banków, w których ojciec maił konta 100 lat temu - nie da się wykreślić z listy klientów inaczej niż wysyłając oryginalny odpis aktu zgonu. Nie wystarczy, że klient kiedyś sam zamknął konta, a potem umarł. Zawsze zastanawiam się ile w skali kraju idzie pieniędzy na listy do takich "martwych" nomen omen, kilentów.
OdpowiedzUsuńNo fakt, a ile papieru idzie na wszelkie pisma, a przecież deklarowaliśmy, że chcemy wszystko mailowo!
UsuńKoleżanka przeszła długą drogę, by wyrejestrować telefon zmarłego ojca...