Czasami przez roztargnienie, czasami przez pośpiech dzieją się w naszym życiu takie rzeczy, że i scenarzysta by tego nie wymyślił.
2. Niewysłany kupon totka
Tę historię opowiedział mi tato o swoim znajomym. Nie skończyła się niestety dobrze. Pan R. namiętnie grywał w totka, wprawdzie bez widocznych rezultatów, ale z nadzieją na szóstkowe trafienie.
Razu pewnego skreślił swoje ulubione cyfry i poprosił żonę o wysłanie kuponu, bo sam szedł na nocną zmianę. Po odespaniu nocki zasiadł przed telewizorem, by sprawdzić losowanie i okazało się, że trafił szóstkę, woła więc żonę, by przyniosła kupon. Gdy okazało się, że żona zapomniała go wysłać w kolekturze, gracz najpierw chyba z radości, później z rozpaczy dostał rozległego zawału serca i nawet rychła pomoc pogotowia tu nie pomogła.
3. Drogie buty
Pani E. uwielbiała zakupy internetowe, w dodatku w epoce, gdy owe zaczynały dopiero masową karierę. Wybrała w promocji dwie pary fantastycznych buty, podliczyła zakup, wpisała sumę i kliknęła.
Po sprawdzeniu transakcji okazało się, że zamiast 300 zł wpisała 3.000 zł. Ciśnienie podskoczyło jej do nieba, ale chwyciła za telefon by odkręcić to, co narobiła. Pani w firmie wysyłkowej była bardzo uprzejma i zapewniła, że wpłata do wróci do klientki, ale w ratach, bo oni tak dużych transakcji nie robią przelewem. Domyślacie się, że nowe buty, gdy dotarły do właścicielki nie cieszyły już tak bardzo, jak w trakcie zamawiania...
4. Czyste konto przez telefon...
Jedna z koleżanek z pracy, niby słyszała o oszustwach przez telefon, a jednak w czasie przerwy między lekcjami odczytała sms-a o konieczności dopłaty za przesyłkę zamawianych online artykułów i aby mieć problem z głowy załatwiła wpłatę przez telefon. Okazało się, że zniknęły jej wszystkie pieniądze z konta, dobrze jeszcze, że wypłata męża spóźniała się. Sprawę zgłoszono na policję, ale telefon oszukanej nie miał stosownych zabezpieczeń. Pieniądze nie do odzyskania...
5. Obrączka w reklamówce
Wiele lat temu, po powrocie z zakupów stwierdziłam brak obrączki na palcu, fakt - była luźna. Przeszłam centrum miasta , weszłam do wszystkich sklepów, gdzie wstępowałam - obrączki ani śladu.
Wyjmując zakupy z toreb , zastanawiałam się, jak powiedzieć o tym mężowi, w końcu to pamiątka.
Okazało się, że obrączka spokojnie leżała na dnie reklamówki, w której przyniosłam chleb. Widocznie zsunęła się, gdy wkładałam bochenek do torby. Od tamtej pory zabezpieczam obrączkę na palcu mniejszym pierścionkiem.
Ha! Są rózne przypadki - niby to śmieszne, choć dla osób, których dotyczą już niekoniecznie.Ja sama jestem autorką dwóch niby takich zabawnych. Otóz już dwa razy w obrębie kilku lat wyprałam wraz z mężowskimi spodniami kluczyki do naszego auta.I o ile za pierwszym razem dało sie w miarę szybko i tanio je naprawić, to za drugim kicha!Elektronika w kluczykach to niby ułatwienie a tak naprawdę skomplikowanie prostych spraw.
OdpowiedzUsuńNa szczęście auta używamy tylko na wycieczki, więc klucz spokojnie spoczywa w schowku lub w torbie.
UsuńMusiałam zdjąć obrączkę (z wielkim trudem) z powodu opuchnięcia stawu. Od tego czasu bezpiecznie leży w pudełeczku, pomyślałam, że lepiej niech sobie tam śpi w całości niż gdybym musiała ją przecinać na palcu. Kuzyn przecinał i już go nie ma... Cóż, strzeżonego Pan Bóg strzeże... podobno 🙂 Dobrego wiosennego dnia Jotuś miła 🌹
OdpowiedzUsuńO matko, Aniu! co za przykład, aż mnie palec zabolał!
UsuńPięknego weekendu:-)
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuń1.
Zwracam się do syna.
- Jestem bardzo zmęczona, czy mógłbyś wyjąć pranie z pralki i powiesić na strychu?
Syn wyjmuje pranie i mówi:
- A dlaczego mnie prosisz o powieszenie prania, skoro pralce dałaś klucz, by to zrobiła?
2.
Zmywam naczynia, ale jeszcze wszystkich brudnych nie poznosiłam do kuchni, bo po mojej 3-dniowej nieobecności nie zmieściłyby się w zlewie i na szafkach kuchennych.
Proszę więc syna i swojego tatę.
- Przynieście mi wszystko do kuchni.
Po chwili obaj wnoszą deskę do prasowania, a na niej radio, buty, gazety, książki, jasiek i parę brudnych kubków.
- Nie daliśmy rady przynieść wszystkiego na jeden raz. - Oznajmiają zaśmiewając się.
Pozdrawiam serdecznie.
ad 1. Okazało się, że w pralce był klucz od strychu. Podczas wirowania wysunął się z kieszeni kamizelki, którą zawsze na strych ubierałam.
UsuńAle masz zgrywną rodzinkę, nie nudzisz się ani chwili:-)
Usuń3.
OdpowiedzUsuńWracam z delegacji, a w domu jak zwykle bałagan nie do ogarnięcia.
- Tym razem tak nabrudziliście, że nawet wiśnie są na ścianie. Brakuje tylko śladów butów na suficie.
Mój tata zakłada więc buty mojemu synkowi, po czym podnosi go do góry nogami pod sufit, by zrobić na nim ślady.
Uwielbiałam takie ich psoty.
W tym wypadku chyba nie byłabym zachwycona taty fantazją ;-)
UsuńKiedy nasze dzieciaki były małe, a my z trudem dopinaliśmy budżet domowy, jeśli komuś rozsypywały się buty (dosłownie), wysyłałam Totka...Za każdym razem trafiałam "4", a kwota wygranej była wystarczająca na parę obuwia...Korzystałam z tego szczęścia cztery razy...;o)
OdpowiedzUsuńNormalnie magia, jak w książce o H.Potterze!
Usuńhistoria 2. krąży w rożnych wariantach:
OdpowiedzUsuń- nie żona, tylko córka...
- nie zawał, tylko samobójstwo...
- zawał (lub samobójstwo), ale najpierw zabicie żony (lub córki)...
...
kiedyś miałem znajomego, który miał niewiarygodnie słabą głowę /a raczej wątrobę/ do alkoholu: po dwóch piwach, czy połowie butelki wina był kompletnie ubzdryngolony...
ten tajemniczy brak tolerancji na narkotyk ETOH wyjaśnił się później, ale mniejsza z tym...
na jakiejś imprezie ktoś go poczęstował piwem bezalkoholowym, ale nie powiedział mu o tym, uprzedził go jednak, że mocne... chłopak wypił dużą szklankę, poprawił drugą, a po paru minutach wyraźnie zataczając się poszedł spać...
chyba jedyny znany przypadek efektu placebo z użyciem fikcyjnego alkoholu...
p.jzns :)
Ja z kolei mam historię kolegi, który za kołnierz zdecydowanie nie wylewał: poprosił o drinka, kelner zadał pytanie, czy ma być z czymś czy bez czegoś, nikt dokładnie nie dosłyszał, czego dotyczyło pytanie, więc kolega wybrał bez. Zdążył pochwalić drinka, kiedy przy kolejnym zamawianiu wyszło, że w pytaniu "z" czy "bez" chodziło o alkohol. ;)
UsuńTo w takim razie niezła metoda dla alkoholików, znacznie tańsza i bardziej dostępna. To się nazywa siła sugestii...
Usuń"cusik cieniutkie to wase winko"...
Usuńtak mówił Kwiczoł /ten od Janosika/, gdy wypił z podanej mu miski wodę do umycia rąk po obiedzie :)
Pamiętam, ale okowitki potrafił wypić sporo, mocny miał łeb;-)
UsuńWitaj Jotko,
OdpowiedzUsuńciekawe historyjki. Chyba każdy z nas coś podobnego w życiu chociaż raz przechodzi. Dobrze jest kiedy jest szczęśliwe zakończenie tak jak w przypadku obrączki w siatce, albo pieniędzy z pokera - nie poszły do pralni :D
Uściski ślę i miło jest mi powitać Ciebie na blogu.
Dobre zakończenie zawsze lepiej widziane, ale życie to nie zawsze happy end.
UsuńTak, z praniem trzeba uważać :)
OdpowiedzUsuńOj, tak, załatwiłam sobie kiedyś czarne spodnie jedną chusteczką papierową...
UsuńNam tez sie zdarzaly takie niecodzienne przypadki chociaz na zawolanie nie moge sobie zadnej przypomniec.
OdpowiedzUsuńDopoki sa niezbyt szkodliwe to nawet smiesza.
Po latach, niemal wszystko przyjmujemy lżej, niż w danym momencie:-)
UsuńKiedyś wypłacałam w bankomacie sporo gotówki na potrzeby remontowe, zebrałam ten plik dwusetek, postanowiłam je zgiąć wpół i tak schować, a one mi się rozsypały i musiałam zbierać z ziemi... Dobrze, że to było zamknięte pomieszczenie.
OdpowiedzUsuńZ kolei w zeszłym roku w głupi sposób pozbyłam się okularów przeciwsłonecznych, a miałam korekcyjne, więc koszt kilku stówek i nie kupię pierwszych lepszych gdziekolwiek, trzeba iść do optyka i zamawiać. Weszłam w nich do morza jak wiele razy przedtem, zakładając, że nie będę zanurzać głowy - bez okularów niewiele widzę i trudniej mi trafić z powrotem na miejsce. Ale fale były silne i to one decydowały, czy człowiek zanurzy głowę, czy nie i jak mną jedna rzuciła, to po wynurzeniu okularów już nie znalazłam... Na szczęście one były dość stare, niewygodne i tak czy tak rozważałam sprawienie sobie nowych - w zwykłych obawiałam się uszkodzenia przez słoną wodę czy ziarenka piasku, a tych mi nie było tak szkoda. Ale teraz w okularach do wody już nie wejdę! ;)
Kiedyś niechcący wyrzuciłam banknot do kosza, ale szybko się zorientowałam, co zrobiłam. :) Najczęściej zdarzało mi się po prostu znaleźć gdzieś zachomikowane. :)
Opisałam kiedyś historię mojej synowej, która wrzuciła do śmieci kopertę z gotówką od dziadka, na szczęście kopertę znaleźliśmy przed wywozem śmieci...
UsuńKiedyś wyprałam nożyczki z pościelą. Trzeba było przedziurawiony kołnierz pralki wymienić. Nie pytaj mnie, jak to było możliwe, bo do tej pory w głowę zachodzę i odpowiedzi nie znajduję. ;))
OdpowiedzUsuńTo faktycznie dziwne! Może jakieś magiczne moce?
UsuńBardzo ciekawe historie, które jednak średnio wesołe. Szkoda pana od kuponu totka, widać jednak pieniądze i nawet sama chęć ich zdobycia, nie tylko odbiera szczęście ale i życie..
OdpowiedzUsuńPewnie tak bardzo chciał wygrać, że nerwy nie wytrzymały...
Usuńnigdy nie wiem, czy obrączka jest "pamiątką", czy "deklaracją". Może zgoła oficjalną "manifestacją"? mi wystarcza, kiedy słowo "kocham" jest szczere, a ich szczerozłoty nosiciel niespecjalnie mnie przekonuje do uwierzenia w intencje.
OdpowiedzUsuńniech obrączka zostanie "lokatą kapitału" na gorsze dni, a uczucie zamiast na palcu, niech mieszka w sercu.
W tym wypadku obrączka jest pamiątkowa, bo zrobiona z rodzinnej biżuterii po przodkach i tylko tyle...
UsuńZaliczyłam już podwójną wpłatę dla dwóch osób na urlop i tak zamiast ponad 3000 zł poszło na raz na konto biura podróży ponad 6000 zł. W dodatku akurat mój ówczesny partner nie spieszył się z oddaniem mi swojej części... (Między innymi dlatego też jest byłym).
OdpowiedzUsuńAle tu w sumie oprócz tego, że na chwilę mi stanęło serce, wszystko wiadomo było, że wróci na konto.
Gorzej było, jak kiedyś robiłam zakupy na bazarku, na szczęście w zaprzyjaźnionej budce.... Zapłaciłam kartą kredytową i ... zapomniałam ją odebrać. Poszłam niczego nieświadoma do domu. Następnego dnia chyba poszłam do kina lub zamawiałam coś online, szukam karty, a jej nie ma!
Prześledziłam moje sobotnie zakupy i wyszło mi, że mogłam zostawić ją w tamtym sklepiku. Na szczęście w poniedziałek poszłam i karta czekała na mnie do odbioru, bo jestem tam stałą klientką.
Choćby dlatego opłaca się lojalność kliencka :)))
Trafiłaś także na uczciwego sprzedawcę, czasami w kontrolowaniu takich sytuacji pomaga monitoring sklepowy.
UsuńPewna znajoma znalazła w sklepie 50 zł i jakież było jej zdziwienie, gdy pod wieczór pojawił się w jej domu przedstawiciel sklepu, opisał sytuację i poprosił o zwrot banknotu, bo inna klientka zgłosiła zgubę.
A moim przypadku to był mały kiosk, gdzie wszystkich klientów kojarzy się z twarzy :), a przychodzą od lat, bo znajdują tam dobrej jakości towary w cenach do przyjęcia.
UsuńNie miałam takich przygód z monitoringiem, ale nonono, wstyd by mi było i pewnie bym zgłosiła do informacji takie znaleźne
Dwa razy znalazłam na ulicy pieniądze, na chodniku, ale próżno by szukać właściciela...
UsuńKolejne historyjki.
OdpowiedzUsuń4.
Byłam w Warszawie, by załatwić sprawę urzędową. Musiałam pojechać dzień wcześniej, aby stawić się na godzinę dziewiątą rano. Osoba, u której nocowałam poszła do pracy na ósmą. Przed wyjściem powiedziała, aby wziąć jakąś jej kurtkę, ponieważ pochłodniało i padał deszcz. Nie miała czasu, by wyjąć z szafy kurtkę dla mnie. Już po jej wyjściu wybrałam więc pierwszą lepszą. W urzędzie zdjęłam mokrą kurtkę i i powiesiłam na krześle w korytarzu, a sama chodziłam od biura do biura. Potem tramwajem przemieściłam się do centrum, pochodziłam po sklepach i udałam się do kawiarni, gdzie kurtkę zostawiłam w szatni. Do domu wróciłam pierwsza. Kiedy właścicielka kurtki przyszła i zobaczyła kurtkę w przedpokoju, najpierw struchlała, potem spąsowiała, po czym zaczęła szperać w kieszeniach. Okazało się, że wszystkie swoje złote pierścionki i łańcuszki trzymała w kieszeni tej kurtki. Dodam, że kieszeń nie była zapinana.
Na szczęście jej majątek (wtedy złote wyroby - to faktycznie był majątek) nie zgubił się, ani nie trafił do jakiegoś warszawskiego kieszonkowca.
5.
Daleki krewny miał pensjonat w górach. Pieniądze lokował w złocie, a złoto zakopywał w piwnicy. Niestety, nieodpowiednio to złoto pakował. Szczury przegryzły zawiniątka i poroznosiły złote cudeńka. Potem cała rodzina przez miesiąc przekopywała i rozgrzebywała piwnice w poszukiwaniu. Odzyskano około 90 procent.
Historie na niezłą książkę, słowo daję!
UsuńA zamiany kurtek i butów w przedpokoju to częste zdarzenia po zakrapianych imprezach:-)
Dzięki za ciekawe przykłady:-)
Faktycznie niezłe historie :)))
UsuńJuz w trakcie czytania komentarzy przypomniały mi się następne...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńTo prawda, życie pisze takie scenariusze, że trudno czasami w nie uwierzyć:)
Pozdrawiam:)
Życie jak film, jednym słowem...
UsuńA ja znajduję dowody osobiste, w ciągu jakiś 20 lat znalazłam 4 :)
OdpowiedzUsuńJa tylko jeden, cały portfel właściwie...
UsuńTiaa, też kiedyś dałam czadu - zamiast 80 zł za włóczkę ( zakup w sklepie online) napisałam 8.000. Ocknęłam się gdy już przelew poszedł, , ale pani w tymże sklepie była ode mnie przytomniejsza i zatelefonowała do mnie i przelała mi nadpłaconą kwotę. A mąż koleżanki raz wyprał w spodniach całą swoją wypłatę. A nasz ukochany pies pogryzł mojej córce Dowód Osobisty, bo zostawiła na podłodze swój plecak, więc go skontrolował. Panie w Biurze Dowodów Osobistych płakały ze śmiechu gdy przyszła go wymienić.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Często uczniowie oddają książki/podręczniki pogryzione prze psy, niestety...
UsuńKtoś mi ostatnio opowiadał, że zamiast 1 opakowania brokuł - kliknęło się 11 - no i już powoli pomysły na dania z brokułami się kończą :)
OdpowiedzUsuńMożna zamrozić;-)
UsuńA ja znalazłam kiedyś nowy odkurzacz na środku autostrady o zmierzchu...
OdpowiedzUsuń:) Służył wiele lat :)
Niesamowite! ja widziałam spadajacy z dachu auta karton, ktoś podszedł , okazało się, że buty, ciekawe czy właściciele szukali?
UsuńPrzypadki chodzą po ludziach, to powiedzenie idealnie tu pasuje.
OdpowiedzUsuńKoleżanka mawiała, że wypadki chodzą po ludziach, zwłaszcza po kobietach;-)
UsuńTeż zgubiłem swoją obrączkę, pewnie tydzień po ślubie ucząc się od teścia koszenia trawy kosą…niestety już nie znalazłem….
OdpowiedzUsuńTo prawdziwy pech, ale jak napisał oko, to tylko symbol...
UsuńByłem w Europie na serii maratonów narciarskich.
OdpowiedzUsuńPierwszy we Francji. Przed wyścigiem schowałem w plecaku okładkę z kartami kredytowymi. Wieczorem, w hotelu, nie mogłem ich znaleźć.
Pierwsza rzecz - zablokować karty.
American Express - zablokowana, zgłoś się do naszego biura, dostaniesz nową kartę w ciągu kilku godzin.
Visa - zablokowana. Na jaki adres mamy przysłać nową kartę?
Podałem adres w Polsce gdzie miałem dotrzeć za tydzień.
Następny dzień - Genewa, biuro Amex. Witamy, karta będzie gotowa jutro.
No tak, ale ja wylatuję za 6 godzin do Sztokholmu. Na pocieszenie wypłacili mi trochę gotówki.
Sztokholm - 2 dni zajęło mi zanim znalazłem biuro Amex. Na szczęście mieli punkt usługowy w centrum miasta gdzie mogłem znowu pobrać gotówkę.
Wreszcie dostałem kartę, ale okazało się, że praktycznie nie jest nigdzie akceptowana, może tylko w drogich hotelach i restauracjach. Pozostało pobieranie kolejnych zaliczek.
Polska, na szczęście zorientowałem się, że kartę wysłali nie pocztą, ale przez firmę kurierską a ta nie pofatygowała się żeby się ze mną skontaktować. Zbliżał się dzień wylotu do Norwegii, zadzwoniłem do firmy kurierskiej - bardzo się ucieszyli - już zamierzali odesłać moją kartę spowrotem do Australii.
Visa przydała się w Norwegii bo tam też nie akceptowali Amex.
Już w domu, w Australii, podczas gruntownego wypakowania się, znalazłem nieszczęsne karty.
Ale ile emocji przeżyłem przez tę "zgubę".
No to się Amex nie popisał! Tyle nerwów, by odzyskać własne pieniądze...
UsuńA swoją drogą, my też niedawno szukaliśmy paczki, bo kurier nie raczył dać znać, więc po co proszą o numer telefonu?
..zdarzają się historie trudne do uwierzenia.. mnie się zdarzyło wyprać spodnie z banknotem ;)
OdpowiedzUsuń- pozdrawiam ciepło JoAsiu, życzę zdrówka i dobrych chwil <3
Ja wystrzegam się chustek jednorazowych w kieszeniach, bo strasznie mogą zniszczyć ciemne ubrania...
UsuńKiedyś jak wprowadziłam się do nowej kamienicy, po kilku dniach wieczorem zapukał młody człowiek i przedstawił się, że jest sąsiadem spod numeru np 34 i prosił o pożyczenie żelazka na pół godziny . Na drugi dzień, oczywiscie ciągle nie miałam tego żelazka. Poszłam pod ten numer i zapukałam. Okazało się, że nie ma tam tego młodego człowieka, ani nie ma mojego żelazka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHa ha to ci spryciarz.
UsuńU nas parę (lub może paręnaście) lat temu obchodził różne instytucje facet, który przedstawiał się jako syn profesora X. (no a w Krakowie profesor Uniwersytetu to świętość) i opowiadał jakąś historyjkę, z której wynikało, że potrzebuje na cito 20 zł, zaraz odda.
Nie wiem, jak inni, ale ja oczywiście dałam się nabrać 😂
No poszedł na bezczelnego, jeden i drugi:-(
UsuńJa niestety też bywam naiwna i pożyczałam to i owo, co do mnie nie wróciło...także zaufanie już nie wróci.
Życie pełne jest NIESPODZIANEK najczęściej sprowokowanych przez nas samych
OdpowiedzUsuńGdybyśmy byli tacy mądrzy po szkodzie...
UsuńOkazuje się, że totolotek to zło. Kiedyś wysłałem kupon na dwa losowania. Pierwsze jeszcze w starym roku, a drugie już w nowym. Chciałem wywróżyć, który rok będzie lepszy. W obu losowaniach nie trafiłem ani jednej liczby...
OdpowiedzUsuńCo roku życzymy sobie lepszego następnego, a jest jaki jest...
UsuńCiekawe historie, dwie dość podobne przydarzyły się w mojej rodzinie. Moja babka ze strony mamy kochała pieniądze i nie lubiła się z nimi rozstawać. Moja mama nie wiedziała gdzie babka chowa pieniądze i nigdy o to nie pytała. Kiedy babka poszła do sąsiadki rodzice zmienili stary materac na nowy. Stary materac miał naturalne wypełnienie, więc go spalili na ogródku. Babka po powrocie od sąsiadki mało nie padła trupem, bo w materacu mała zaszyte pieniądze. Kilkanaście tysięcy poszło z dymem, a było to w latach siedemdziesiątych kiedy pieniądz miał dużą wartość.
OdpowiedzUsuńDruga historia dotyczy wygranej w totolotka. Mój tata namiętnie grał w totka, bo mówił, że to hazard dla dziadów i szansa dla losu, żeby dosypał trochę kasy. Kiedyś nie mógł sam pójść do kolektury, więc poprosił mamę, żeby podczas zakupów puściła totka. Skreślone kupony leżały w szufladzie, bo tata zawsze skreślał te same liczby. Mama zapomniała wziąć kupon jak szła na zakupy, a potem nie chciało się jej specjalnie iść do kolektury i kupon pozostał nieopłacony. Pech chciał, że akurat tego dnia padła wygrana na numery taty. Co prawda nie szóstka, ale bardzo dobrze płatna piątka. Mamę skręciło, bo to było bardzo dużo pieniędzy. Poza tym, czuła się winna, bo ten totolotek to była jedna z niewielu rozrywek taty, a on nawet nie powiedział jej złego słowa, że takie pieniądze przeszły im koło nosa. Tata machnął ręką i powiedział, że widocznie los nie chce, żeby był bogaty i przestał grać. Mama długo przeżywała stratę, tym bardziej, że pomysł spalenia materaca też był jej. Fortuna nie lubiła mojej mamy i pieniądze się jej nie trzymały.
Historia z materacem chyba przebiła wszystkie inne, że też babka nie padła na zawał, musiała mieć mocne nerwy lub serce!
UsuńMoja mama wysyłała namiętnie rozwiązania krzyżówek i konkursów, a tato śmiał się, że już za znaczki kupiliby auto...
Jakiś czas temu koleżanka zorientowała się w pracy, że zgubiła jedną z bransoletek. Prezent od męża na jakąś szczególną okazję, sentyment do niej ogromny zatem i smutek po zgubieniu też. Wszyscy pomagaliśmy jej szukać zaglądając w każdy kąt wszystkich pomieszczeń, w których tego dnia była. Bez skutku. W zeszły weekend owa koleżanka postanowiła pochować zimowe buty. I w jednym z takich botków znalazła zaginioną bransoletkę 🙂
OdpowiedzUsuńMiałam podobnie, bransoletkę znalazła pani sprzątaczka i zostawiła mi na biurku...
UsuńZ takich historyjek można ułożyć ciekawy tomik :) ja też podobny numer zrobiłam mężowi. Wyprałam mu spodnie z całą wypłata dla dwunastu ludzi :) pralkę zdemolowalismy żeby wyjąć spodnie i pieniądze na szczęście uratowaliśmy :)
OdpowiedzUsuńZ cała wypłatą? To osiwieć można w sekundę! Co tam pralka...
UsuńJa obrączki na szczęście nie posiadam, bo biorąc pod uwagę fakt, ile pierścionków zgubiłam, chyba byłaby niezła tragedia.
OdpowiedzUsuńMój mąż nie nosi, bo w pracy mu nie wolno...
UsuńBardzo dawne czasy, bo jeszcze w PRL wyjeżdżałam, a właściwie wypływałam z mężem do Anglii. Jednej osobie oficjalnie wolno było wtedy mieć ze sobą 5 dolarów. Kupiliśmy więc na czarnym rynku 100 dolarów, by je jakoś przemycić. Schowałam dolary do wazonika, który stał sobie na wierzchu, na półce. Kilka dni przed wyjazdem stwierdziłam, że pieniądze znikły. nie było już czasu, ani pieniędzy by starać się o następne.
OdpowiedzUsuńZa rok tuz przed Wielkanocą przy świątecznych porządkach wycierałam ceratę w szafkach kuchennych i..... pod ceratą znalazłam 100- dolarów. A podejrzewaliśmy malarzy, którzy tuz przed naszym wyjazdem odnawiali mieszkanie.
o matko, to dopiero sytuacja, ale miałam kilka podobnych...
UsuńTakiej historii o niewysłanym totku, który był faktycznie trafiony to jeszcze nie słyszałam. Z rzeczami natomiast często tak bywa, że gdzieś się zapodzieją i człowiek szuka tego gdzie popadnie, a dana rzecz leży nieraz leży przed nosem xd Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO tak, nawet w pracy schowałam kiedyś ważne klucze i przez wakacje zapomniałam, gdzie...
UsuńMyślę sobie ze i skleroza też jest przyczyną niektórych tego rodzaju wydarzeń...
OdpowiedzUsuńTak, to ten Niemiec, co nam wszystko chowa ;-)
UsuńZgubienie obrączki to niewątpliwie dotkliwa sprawa. Najbardziej zszokowała mnie druga sytuacja. Poza tym pracowałam kiedyś przy kuponach lotto i niektórzy przychodzili grać dla zabawy, ale niektórzy traktowali to tak poważnie jakby ich życie od tego zależało...
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tych emocji, to przecież wygrana w grze, a nie walka o życie...
Usuń