Nie tylko w wakacje podróżujemy, nie zawsze wystarczą kanapki i termos. Nawet gdy jesteśmy przygotowani prowiantowo, to przecież chce się czasami popróbować różnych potraw: nieznanych, regionalnych, polecanych... ai desery maja w naszym podróżowaniu istotna pozycję :-)
Rogalin - pyszne naleśniki z kurczakiem i warzywami oraz lekkim sosem. Cena na każdą kieszeń.
Nazwa lokalu bardzo sympatyczna : Dwa pokoje z kuchnią.
Pyszna włoska pizza w Świeradowie ( a jedliśmy już różne) na tarasie z widokiem, w restauracji Monteverde.
Sałatki zamawiamy często, bo są lekkie i pożywne, no i nie rujnują kieszeni turysty. Ja zamówiłam sałatkę z kurczakiem grillowanym...
mąż dla odmiany sałatkę z jajkiem i szynką.
Gdy jesteśmy w Czechach mam problem z daniami regionalnymi , bo nie przepadam za czeska kuchnia, zamówiłam więc filet z kurczaka i frytki z borówkami. Wszystko pachnące, świeże, nie było problemów z trawieniem.
Mąż oczywiście zawsze jada knedliki i gulasz, trochę mało w nim mięsa, ale sos pyszny, podobno.
W Książu , w jednej z przyzamkowych restauracji zamówiliśmy ciasto czekoladowo - pomarańczowe i pani kelnerka mile nas zaskoczyła, bo okazało się, że nasz deser, to nie tylko kawałek ciasta, ale piękna kompozycja z owocami oraz innymi dodatkami:-)
Oj, w Świeradowie i okolicach zjedliśmy sporo deserów, bo i lokali mnóstwo, więc było co próbować: ciasta, lody, i dobra kawa oczywiście.
Na Zamku Czocha tez przystanek na kawę, tym bardziej, że pogoda kapryśna była, więc kawa musiała podnieść nam ciśnienie i nastrój. Tarta z czerwoną porzeczką była warta grzechu.
O słynnych naleśnikach w Chatce Górzystów już pisałam i nadal jestem zdania, że kiedykolwiek traficie w Izery, musicie ich spróbować!
Ten smakowity sernik z pomarańczami to także włoska restauracja i nie spodziewałam się tak pysznego smaku i jedwabistej konsystencji. Warto było zapłacić za ten deser więcej, niż w innych cukierniach.
A zdarza się, że wystarcza nam kawa z lodami w papierku , byle widok był spektakularny!
Czy w Waszych podróżach coś z kulinariów Was zaskoczyło w jakikolwiek sposób?
Niektóre z tych dań wręcz same zachęcają do skosztowania ich. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSzukając zdjęć, sama nabrałam apetytu...
UsuńJotko, pysznie dziś u Ciebie na blogu :D Uwielbiam podróże kulinarne, poznawanie kuchni innych regionów, a i spędzenie czasu w miłej restauracji, czy kawiarni, jest wspaniałym odpoczynkiem i przemiłym relaksem w wędrówce :))
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie, Agness:)
O, problemy z logowaniem zniknęły? Oby na zawsze!
UsuńBuziaki, Agnieszko:-)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJotko, tak udało się, już wiem w czym problem. Kochana, spróbuj może i Ty. Gdy otworzysz stronę jakiegoś bloga, to na górze, na pasku, gdzie pokazuje się jego nazwa, jest na początku taki znak ,,tarczy,, Trzeba w niego kliknąć i pokaże się okienko, gdzie jest informacja ,,wzmocniona ochrona przed śledzeniem,, i suwak, że jest włączona. Trzeba w to kliknąć, wyłączając tą opcję. Wtedy automatycznie powinnaś zostać zalogowana na danym blogu. Trzeba tę operację przeprowadzać dla każdego bloga oddzielnie, ale gdy już raz to zrobisz, to na konkretnym blogu zapisuje się na stałe :)
UsuńOch, dziękuję bardzo, na pewno to sprawdzę i może jeszcze ktoś skorzysta, hurra! oby działało!
UsuńNiestety, nie widzę takiego okna...
UsuńJotko to jest na tym pasku, na którym jest adres bloga. Na początku jest taka jakby ,,tarcza,, później kłódka, następnie takie jakby 2 poziome kluczyli i dalej https:/....i dalej nazwa strony na której jesteś. To klika się w tę ,,tarczę,, która jest na samym początku
UsuńJuz wszystko wiem, dzięki, naprawiłam.
UsuńNa zamku Czocha widzę Lavazzę ;) Mniam!
OdpowiedzUsuńAle masz oko, pyszna była!
UsuńNo, mam. Jedno ;) Wypatrzyłam np. że nie było nawet jednej rybki, nawet ucha od śledzia :(
UsuńRybki jadamy w domu, na wyjeździe rybki kosztują masakrycznie drogo lub porcje są za wielkie...
UsuńI ja lubię kosztować i poznawać wciąż nowe smaki.
OdpowiedzUsuńW Polsce można naprawdę smacznie zjeść:)
Ale ja tym razem o zagranicy.
Owszem, zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie lody z gorgonzolą we Florencji-pycha:) polecone przez przewodniczkę.
Takich nigdy nie jadłam, podobno istnieją nawet lody o smaku bekonu i inne dziwne rzeczy:-)
UsuńNo, a co Ty mnie kusisz słodkościami i wiedz, że zaraz pójdę po wafelka...pisze na poważnie. hahahaha Ostatnio byłam w lokalu Alohomora i tam piłam pyszną kawę...toffi, albo karmel...chyba jednak karmel...no nie pamiętam. :D Chcę pozdrowić serdecznie, przytulić mocno sercem i życzyć ci dużo radości. :*****
OdpowiedzUsuńI ja Cię przytulam mocno, a słodkości zawsze poprawiają nastrój, a co!
UsuńA po takim fajnym żarełku... Chce się wędrować gdzieś dalej?
OdpowiedzUsuńNie zawsze, czasem jemy na koniec dnia, a potem sjesta i basen:-)
UsuńZe względu na problemy jelitowe na wyjazdach nie eksperymentuję z jadłem i generalnie poza domem staram się jeść jak najmniej.
OdpowiedzUsuńJednak na naszej wycieczce ostatniej pożarłam pieroga z nadzieniem z kaczyny, był pyszny, pierogi były podane z chutnej gruszkowym, jednakoż jak na naszą kieszeń były po prostu za drogie.
O, tez smacznie, wprawdzie za kaczką nie przepadam, ale uwielbiam pierogi i jeszcze ten sos gruszkowy, mniam!
UsuńDla mnie kazde jedno wyglada smakowicie i artystycznie, kazde by mi smakowalo.
OdpowiedzUsuńJesli chodzi o nalesniki i ciasto z powidlami, owocami , to niezbyt lubie gdy jest ich zbyt duzo (jak na tych w Chatce). U nas w jednym miejscu podaja podobne a gdy zignoruja moja prosbe o mala porcje powidel to je odsuwam widelcem.
Jestem wybredna i dosc konserwatywna jesli chodzi o potrawy - np zwiedzajac Grecja chodzilam glodna bo mi ich kuchnia nie smakuje i musialam sie zywic do syta jedynie gdy spotykalam europejska restauracje, ale mysle ze w Polsce glod by mi nie grozil.
Wybralas tak piekne prezentacje do pokazania ze slinka idzie...........
Mój mąż za owocami morza tez nie przepada, na szczęście w hotelu na Krecie było tyle możliwości, że nie chodził głodny:-)
Usuńgdy człowiek jest otwarty na wszelkie ciekawostki miejscowej kuchni, to właściwie nic nie powinno go zaskoczyć... niemniej jednak do tej pory wspominam taką potrawę, jeszcze z pierwszych swoich wojaży... to było na Węgrzech, nad Balatonem, gdy w pewnej knajpie zażyczyliśmy sobie smażonego fogasza, to taka miejscowa odmiana sandacza... podano nam taką dużą sztukę, porcja na kilka osób do podziału, rybiszon leżał sobie na brzuchu na warstwie frytek, z dziobem i ogonem zadartymi do góry tworząc ostry półksiężyc... jedliśmy go po francusku, czyli "jak jesz, to gadaj" i przedmiotem debaty była kwestia techniczna "jak oni go qrva wygięli, że tak mu już zostało?"... pytanie szefa kuchni byłoby bez sensu, bo nawet, gdyby uchylił rąbka tajemnicy, to nikt z nas nie rozumiał po barbarzyńsku, nie licząc magicznych zaklęć "dzień dobry", czy "dziękuję"...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Ryby w całości podobno są smaczniejsze, a może ten gatunek tak się wygina pod wpływem przyrządzania lub za małe naczynie mieli?
Usuńkombinowaliśmy z tym naczyniem, że może taki rondel specjalny, wymyśliliśmy też sposób ze sznurkiem, ale zagadki nie rozwiązaliśmy... spróbuj zresztą sama z jakąś podłużną rybą: w bok wygniesz taką trwale bez problemu, ale w płaszczyźnie pionowej już są schody...
Usuńkiedyś Grecy strasznie się dziwili, że obcinamy łby złowionym na wędkę rybom, bo oni je patroszyli w całości...
Gdzieś wyczytałam , że jak pstrągi, to tylko z głową, zupełnie inny smak!
Usuńa smak galarety do karpia skąd się bierze?... z karpiowej głowy, to jest klasyczny patent na jej zrobienie...
UsuńZupa rybna też najlepsza z rybich głów!
UsuńWczoraj pierwszy raz w życiu w Wysowej Zdroju jadłam makaron z soczewicą i z boczkiem. Celowo wybrałam taki zaskakujący wg mnie dodatek, żeby sprawdzić jak smakuje i przyznam, że danie było w porządku, tylko, że za duża porcja:). Wystarczyłaby mi połowa za połowę ceny, choć i ta nie była wcale wygórowana:)
OdpowiedzUsuńZielonapirania
Zbyt duże porcje to często i nasza zmora, dlatego dobrze, gdy można zabrać resztę na wynos...
UsuńCieszę się, że wróciłaś:-)
Zmotywowałaś mnie, Jotko, do wpisu deserowego. Zbieram się i zbieram, ale może wreszcie dam radę. Póki co , za każdym razem łykam ślinę bo jedzenie oczami swoje robi.
OdpowiedzUsuńJedzenie oczami jest ważne, na co dowodem są dzieci, mój wnuk je głównie oczami...ale i dorośli wybierają potrawy po wyglądzie, czasami w menu niektórych restauracji są zdjęcia:-)
UsuńA jaka była najbardziej egzotyczna potrawa?
OdpowiedzUsuńEgzotycznie byłoby pewnie gdzieś w świecie, ale nie bywamy aż tyle...jednak zdziwiły mnie kiedyś policzki wołowe, jadłam pierwszy raz, zupełnie wyjątkowe mięso!
UsuńA, jeszcze stek z rekina i mięso strusia, ale to tez w Polsce.
Lubię co nie co spróbować na wyjazdach.Niedawno odkryłam u nas małą knajpkę wietnamską i.nawet fajne ceny , zamówiliśmy rybę, ryż i sałatkę do tego było sos słodko kwasny i było bardzo smaczne.Wybór tam duży tylko niektórych potraw nie znam i nie mam odwagi zamówić.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo tak, kiedyś trafiliśmy taki lokal w Czechach, na szczęście na tablicy były zdjęcia potraw:-)
UsuńO dzisiaj byliśmy tam, wzięłam makaron chiński pieczony z warzywami a następnym razem będzie zupa tajska, panowie z sąsiedniego stolika zachwalali .
UsuńTajska podobno pyszna, spróbuj!
UsuńCzasem jemy regionalne, ale desery rzadko. Czeska kuchnia przy granicy jest nijaka, może dalej w kraju ma jakieś charakterystyczne dania, oprócz knedlików, bo te podobno królują w całych Czechach.
OdpowiedzUsuńByłam kiedyś w Pradze, podobne potrawy, wszędzie sosy i kapusta:-(
UsuńSame smakowitości :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Niektóre i teraz bym zjadła!
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńPysznościowo dziś u Ciebie:)
Ciasto wydaje się być jednym z najlepszych miejsc dla czekolady. Ale już do takiej pieczeni wołowej jako komponent sosu nie bardzo się nadaje... Wiem, co mówię, bo próbowałam:)
Pozdrawiam:)
Nie wszystkie eksperymenty kulinarne bywają udane lub trzeba trafić w smak gości:-)
UsuńNa wycieczkach też lubię chodzić do różnych lokali i próbować dania i desery. To też super część wycieczmi, zwłaszcza jak napisałaś, gdy są piękne widoki. ;)
OdpowiedzUsuńWidoki często umilają czas oczekiwania i relaksują:-)
UsuńAle tu smakołyków...lubię smakować nowe dania:) Pozdrawiam z nowego bloga-już nie Pat:) Tam miałam problemy techniczne
OdpowiedzUsuńSmacznego, już biegnę sprawdzić:-)
UsuńMnie ostatnio zaskoczyła niedobra kawa we Francji, przez cały pobyt wypiliśmy może jedną, która była pyszna. Raz nawet trafiła się taka, której nie dało się przełknąć. Na szczęście jestem herbaciarą i niedobra kawa nie jest w stanie zepsuć mi dnia.
OdpowiedzUsuńJadłam w swoim życiu różne rzeczy ale jakoś nie myślę o tym, żeby robić tym potrawom zdjęcia. W większości przypadków jestem tak głodna, że od razu pożeram wszystko co mi przynoszą ale jakiś czas temu jadłam wegetariańską kanapkę z atramentowo czarną bułką, w życiu takiej nie widziałam a była przepyszna! Świetnie nadawałaby się na zdjęcie.
Widziałam czarne ziemniaki i czarny makaron, czarnej bułki jeszcze nie:-)
UsuńWegetariańskich a zwłaszcza wegańskich [co za kretyńska nazwa - kojarzy mi się z gwiazdą Vega lub pewnym nieudanym reżyserem] życzę moim wrogom. O ile tacy istnieją. I niech to popiją piwem serwowanym turystom w Kolonii, a zakąszą cukierkiem holenderskim. "Nalot na Rygę" niemal gwarantowany...
UsuńTo holenderskie cukierki niedobre?
UsuńNiewiele bym z tego zjadła, może kawałek pizzy, jeśli była wege. Na ciasta i desery muszę mieć wielką chęć, w innym przypadku mogą nie istnieć. Pozdrowienia i uściski!
OdpowiedzUsuńJa tez nie wszystkie ciasta i niektóre desery lubię, ale mięso tak, choć niewiele jadam.
UsuńDadar gulung nalesniki na Bali,przepyszne,polecam...
OdpowiedzUsuńNa Bali pewnie nie będę, ale wierzę na słowo:-)
UsuńRzeczywiście, bardzo sugestywne fotografie, aż kuszą.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę mieszkańcom Polski tej świetnej infrastruktury, tak wiele miejscowości, taka gama tradycji a więc również smaków.
Niestety w Australii jest odwrotnie, ogromne odległości, miasta powstawały w sposób dość przypadkowy, czasami tylko na kilkadziesiąt lat, napływowa ludność.
W rezultacie najtrwalsi okazali się Chińczycy.
Osobna sprawa, że w moim życiu istotnym motorem turystyki były maratony narciarskie a w tym przypadku najwięcej liczył się pobór energii. W większości przypadków było to "carbo-loading" czyli - zjedz jak najwięcej makaronu. Bardzo zaskoczyło mnie, że jedyne kraje, które tego nie oferowały to były Finlandia i Norwegia czyli kraje z największą narciarską tradycją.
Odwrotnością był amerykański stan Wisconsin, gdy zamówiłem kurczaka z jarzyną i ziemniakami kasjerka miała nieco zdezorientowaną minę. Okazało się, że jedyną jarzyną jaką oferowali był - ziemniak.
Lokalny narciarz wyjaśnił mi, że ich stan ma przydomek - "greasy spoons" - tłuste łyżki.
U nas chińskie restauracje i kababownie trzymają się mocno, ale niektórym daleko do oryginału, czasami zamawiamy sushi, ale o dobre hamburgery trudno!
UsuńPrzepraszam ze sie wtracam - mieszkam w USA prawie 40 lat i nie spotkalam , Lechu, restauracji ktora by nie oferowala jarzyn !!!!! Z reguly towarzysza daniu ale mozna je sobie wybrac wedlug zyczen z osobnego spisu oferujacego ich duzy wybor.
UsuńOwszem, dziwnie Ci sie trafilo al na jednym przypadku nie mozna budowac ogolnej opinii.
Oczywiście, że nie można budować opinii na podstawie jednego przypadku i chyba tego nie robię, opisałem to co mi się przytrafiło.
UsuńA swoją drogą, restauracje w małych osadach w stanie Wisconsin w środku zimy mogą chyba zaskoczyć.
Podziwiam Cię Jotko za konsekwentne fotografowanie jedzona. U mnie jest tak. Jak usiądziemy pomyślę; Jeszcze nie fotografuję dopiero wtedy, gdy podadzą jedzonko. Jak go podadzą, natychmiast zajadam, zapominając o fotkach. I znów przypominam sobie dopiero po zjedzeniu :) :) Czasem mam na fotkach pusty talerz po posiłku.
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy. Lubię smakować miejsca, w których jestem i zawsze zatrzymujemy się gdzieś w pięknym miejscu, aby coś przekąsić :) Bo miejsce, czy widoki są tak samo ważne jak posiłek :) Pozdróweczka...
Ha, ha, czasami tez zapominam zrobić zdjęcie, a nadgryzionego ciacha nie wypada fotografować:-)
UsuńBardzo apetyczne! Jedynie ta sałatka z szynką mniej. ;)
OdpowiedzUsuńLubię fotografować jedzenie i zdarzyło mi się żałować, że tego nie zrobiłam.
Jedzeniowych wspomnień trochę mam i lubię próbować nowych rzeczy.
A czy coś mnie zaskoczyło? Hm... Ostatnio to chyba paskudna kawa w Costa Coffee na lotnisku w Warszawie (a co, zrobię antyreklamę ;)) - nie spodziewałam się, że w kawiarnianej sieciówce będzie taka okropna. Wcześniej w pociągu kupiłam rozpuszczalną (ale Lavazzę, może oni mają lepszą jakość) i była zdecydowanie lepsza.
Za czeską i słowacką kuchnią nie przepadam, ale raz w Pradze zjadłam przepyszne knedliki z gulaszem, tylko niestety porcja była mała (a byłam głodna) i miejsce dość drogie.
O, zaskoczył mnie też kiedyś kolega, upierając się, żebyśmy w Bawarii chodzili do bawarskich restauracji - był to dobry pomysł. Tak poza tym w niemieckiej gastronomii najlepsze jest to, że mają dużo imigrantów. :)
Uważam, że Costa i Starbucks są przereklamowane, a ceny wygórowane. Często potrafi zaskoczyć jakością mała kawiarenka z domowym ciastem i rzemieślniczymi lodami :-)
UsuńW Starbucksie nigdy nie byłam. :) A lody mam niczego sobie i u mnie w dzielnicy. :)
UsuńNa lotniskach zwykle wielkiego wyboru nie ma, ale gdybym wiedziała, to bym do Maca po kawę poszła.
Jedną niedobrą pamiętam też z jakiejś niemieckiej stacji benzynowej przy autostradzie. Pamiętam, jak tam wyglądało w środku, ale niestety nie pamiętam nazwy ani lokalizacji, a nie chciałabym powtórzyć tego błędu.
Mam też miłe kawowe doświadczenie: zamawiam czasami kawę z miejscowej palarni i gdy kiedyś kupowałam u nich na miejscu, pan mi dał jedną do degustacji - nie w każdy gust trafi, ale to był mniej więcej taki smak, którego od dawna szukałam. :)
Często kupujemy kawę na stacjach benzynowych i tam tez oszukują z jakością lub zbyt rzadko czyszczą expresy...
UsuńNa wyjazdach staram się jeść nowe potrawy, coś innego, jakieś inne kuchnie. Mój mąż cierpi z tego powodu, bo on jest tradycjonalistą w jedzeniu. Ale na kilka dni można odłożyć mielonego i spróbować na przykład ramenu. A był pyszny. Poza tym Jotko, jakie to miłe, ktoś ugotuje, ktoś przyniesie z uśmiechem, a ja tylko jem. Nie gotuję ;)
OdpowiedzUsuńO widzisz, zapomniałam :) Najlepsza tradycyjna, polska kuchnia jest w Mławie: Gary babci Krysi się nazywa. Jadamy tam kiedy jedziemy nad morze i kiedy wracamy. Jeszcze nie trafiliśmy na lepszą :)
UsuńW jadaniu poza domem to jest najlepsze, ktoś poda i pozmywa, potem spacer, żyć nie umierać!
UsuńKażda podróż to nie tylko niezapomniane widoki, ale i eksperymenty na języku :) My też lubimy posmakować lokalne smaki. W te wakacje delektowaliśmy się prostymi, kaszubskimi daniami :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam, że kaszubska i podlaska kuchnia są wspaniałe:-)
UsuńJa ostatnio niestety nie podróżuje
OdpowiedzUsuńa jak już to trasy krótkie
Żadnych wspomnień kulinarnych nie mam ☹
Moja przygoda z restauracjami tez nie jest długa, kiedyś zwyczajnie nie było mnie stać, najwyżej na pizzę lub frytki.
UsuńTrochę Ci zazdroszczę, bo ja akurat bardzo kiepsko znoszę inną kuchnię niż własną:(
OdpowiedzUsuńM
Ja leniwa jestem, więc chętnie korzystam:-)
UsuńIle smakołyków..., na sernik nawet ja bym się skusiła. Serdeczności Asiu.
OdpowiedzUsuńSernik zawsze daje radę, kto nie lubi sernika?
UsuńJak gdzieś jedziemy to też chętnie korzystamy z różnych restauracji czy barów. Okej, McDonald też się nam trafia :D a co.
OdpowiedzUsuńOstatnio mieliśmy okazję zasmakować kuchni po kuchennych rewolucjach p.Magdy Gessler - Pyszna Stajenka w Bąkowie.
Za kilka tygodni ruszamy na Ochodzitę i wreszcie będziemy mogli skosztować specjałów w najlepszej restauracji Koniakowa.
Bardzo smaczne jadło jest też w Ogrodach Kapias czy w dalekim od nas Karpaczu - Dwór Liczyrzepy.
W Koniakowie jedliśmy, pysznie było, u Kapiasa tylko lody, ale tez dobre!
UsuńOjejku, jejku, Jotko, u Ciebie dziś takie specjały i delicje, że aż zgłodniałam od samego patrzenia. Wszystkie potrawy apetyczne, pięknie podane, udekorowane, aż się chce próbować.
OdpowiedzUsuńChciałabym zapamiętać Twoje sprawdzone miejscówki, bo może akurat kiedyś mi się przydadzą. Góry marzą nam się od dawna, a te naleśniki w Izerskich chodzą za mną już od Twojego poprzedniego wpisu ;)
Te naleśniki to poezja, ale i u Ciebie czasami oglądam pyszności!
UsuńJedzonko bardzo lubię, pizzy dawno nie jadłam ta wygląda smakowicie, kolorowo
OdpowiedzUsuńJak pizza, to tylko włoska, lekka i z ciekawymi dodatkami:-)
UsuńGruzińskie adżapsandali to potrawa wegetariańska, ale smakuje wszystkim bez wyjątku.
OdpowiedzUsuńBakłażan tak przyrządzony, że o przejedzenie nie trudno.
Aż mi ślinka poleciała, bo próbowałam gruzińskich potraw!
UsuńSuper wpis, a potrawy ukazane za fotografiach wyglądają apetycznie. Nie pamiętam już za dobrze dań skonsumowanych gdzieś w podróży... Póki co do głowy przychodzi mi jedynie szarlotka zjedzona w schronisku w Dolinie Chochołowskiej.
OdpowiedzUsuńSerdeczne Pozdrowienia. ;-)
Ciasta w górach mają tę właściwość, że po wysiłku wszystko smakuje niepowtarzalnie...
UsuńAsiu jestem pod wrażeniem twojej podróży kulinarnymi śladami :) Każda nowa potrawa, smak i deser to nie tylko odkrywanie nowych miejsc, ale również kultury i tradycji danego regionu. To niesamowite, jak jedzenie może stać się częścią podróży i tworzyć niezapomniane wspomnienia. My jako miłośnicy kulinariów w podróżach, również zawsze czekamy na smakowe niespodzianki, które tworzą niepowtarzalny smak podróży :) ostatnio będąc na Malcie jadłam pyszna ośmiornice i smak jej mnie bardzo zaskoczył ale o tym jeszcze będzie:)
OdpowiedzUsuńAniu, turysta jeść, samymi widokami nie nasyci się śmiertelnik, dobrze więc, że jeszcze stać nas na korzystanie z restauracji, bo różnie w życiu bywało...takiej ośmiornicy chętnie bym spróbowała:-)
UsuńWszystkie wyglądają apetycznie.
OdpowiedzUsuńI były smaczne:-)
Usuń