Zaglądam na różne blogi i czasami dziwię się, ile krajów odwiedzam za pośrednictwem ich autorów.
Wymienić wypada takie kraje jak Australia, USA, Norwegia, Belgia, Niemcy, Japonia, Irlandia, Holandia.
W dodatku autorzy zagranicznych blogów także podróżują i piszą o swych eskapadach, więc zakres wirtualnych podróży po świecie ciągle się rozszerza.
Ta refleksja spowodowała, że zaczęłam rozważania o tym, jak wielu naszych rodaków mieszka w rozmaitych zakątkach świata. Te migracje nie ustały nawet obecnie. Gdy przyjrzymy się naszym sąsiadom, bliższej i dalszej rodzinie, znajomym to w każdym niemal domu znajdziemy członków rodzin lub całe rodziny, które wyemigrowały poza miejsce urodzenia.
Możliwość podróżowania, pracy zdalnej, powszechna znajomość języków obcych, otwartość na świat u ludzi w różnym wieku spowodowały, że nasze dzieci, rodzeństwo, przyjaciele wybierają na miejsce do życia inne miasta w Polsce lub inne kraje. A gdy mieszkamy w małym mieście, to zjawisko jest jeszcze bardziej powszechne.
W moim bloku, na 20 rodzin może tylko w dwóch przypadkach dzieci sąsiadów mieszkają w tym samym mieście, co rodzice, większość daleko od domu, także poza granicami kraju.
Pod nami stoi puste mieszkanie , bo cała rodzina wyjechała do Anglii i pojawiają się ze dwa razy do roku.
Wśród znajomych znam przypadki, gdzie dzieci wyemigrowały, każde do innego kraju, co nie jest takie złe, gdy chcemy sami podróżować i mamy darmowe noclegi. Gorzej, gdy są to spore odległości. Znajoma wybiera się do syna do Nowej Zelandii, ale nie zazdroszczę podróży, która z przesiadkami trwa 36 godzin. Trochę bliżej jest do Francji czy Szwajcarii, ale nie są to tanie podróże, więc jak często można własne dziecko odwiedzić?
Córka znajomych mieszka w Norwegii, ale rodzice byli u niej tylko raz, ona przylatuje częściej, czasami korzystając z usług medycznych czy innych, bo są podobno tańsze w Polsce.
Czasami wyjazdy z dala od rodziny bywają czasowe, bo albo stypendium naukowe czy wymiana studentów, praca w jakimś projekcie międzynarodowym lub po prostu podróż życia w poszukiwaniu jego sensu.
Niekiedy miłość jest inspiracją do zmiany miejsca zamieszkania, gorzej, gdy polska wybranka trafia do nieznanej strefy kulturowej, do której nie potrafi się finalnie przystosować i wynikają z tego często niemałe dramaty. Ale widuje się także przedstawicieli obcych państw, którzy za pięknymi Polkami przyjechali właśnie do naszego kraju.
A ile powstało lub powstanie par polsko-ukraińskich czy polsko-białoruskich? Nie poznamy pewnie tej liczby, bo nie wszystkie związki są sformalizowane.
Z historii rodzinnych pamiętam, że jeden z dziadków wyemigrował z rodzicami czasowo do Niemiec za chlebem; brat drugiego dziadka pracował we francuskich kopalniach węgla; brat mojej mamy wyemigrował po wojnie do Australii; wnuki jednej z kuzynek mieszkają w Irlandii, a córka innej mieszkała kilka lat w Stanach, mamy też rodzinę w Szwajcarii.
Migracje były, trwają i będą, bo różne mamy potrzeby i z różnych pobudek zmieniamy miejsce zamieszkania. Niektórzy szczęśliwcy mają i domy w Polsce i w ciepłych krajach, mogą więc zimę przetrwać w znośniejszym klimacie...
Smutna rzeczywistość. Wszystko dobrze gdy rodzice są na chodzie. Niestety potem czeka ich dom opieki czy ZOL. Nasze pokolenie z małymi wyjątkami nie widziało się poza Polską żeby żyć tam na stałe. Obecnie cały świat to ojczyzna.
OdpowiedzUsuńŚwiat to globalna wioska, jak ktoś powiedział, a ludzie coraz bardziej mobilni...
UsuńTak, mnóstwo ludzi wyjechało i nadal wyjeżdża. Powodów tego jest wiele. Ale mam wrażenie, że coraz mniej jest na świecie miejsc, gdzie wyjechać warto, gdzie jest lepiej, niż w Polsce. Przeciwnie - wielu przyjeżdża do nas twierdząc, iż jest tu bezpieczniej, czyściej, normalniej, niż w ich krajach. Najwidoczniej czasem trzeba zmienić punkt siedzenia by docenić to, co sie ma....
OdpowiedzUsuńZawsze lepiej tam, gdzie nas nie ma, a najlepiej sprawdzić samemu, ale ile trzeba się najeździć, by odkryć to swoje miejsce na Ziemi!
UsuńStąd tak długie kolejki w urzędzie paszportowym. Ostatnio byłam, wiem, o czym piszę :) Ludzie kochają podróże, a poza tym, od zawsze migrowali z różnych powodów...
OdpowiedzUsuńKiedyś widziałam w Poznaniu tłum przed biurem paszportów, nawet pandemie nikogo nie wystraszyły...
UsuńMłodszy brat mojego ojca był wywieziony na roboty do Niemiec i tam już został. Ożenił się z Niemką, ale potem się rozwiedli i ich córka miała z nim dość rzadki kontakt. Dopiero, gdy oboje rodzice umarli, zaczęła szukać polskiej rodziny, uczyć się języka i przyjeżdżać. Było to dość wzruszające, bo my sami w obrębie dość bliskiej przecież rodziny spotykaliśmy się właściwie z okazji jej przyjazdów :)
OdpowiedzUsuńA jej ojciec był chyba w Polsce ze dwa razy, to była RFN, więc źle widziana... Nie byłam świadkiem spotkania matki z synem po tylu latach, wydaje mi się, że on musiał ze swoją ówczesną towarzyszką życia wykupić jakieś wczasy nad morzem i tam też pojechała babcia z drugim synem.
Takie losy.
A jakie ciekawe te losy!
UsuńMoi teściowie tez mieli rodzinę w RFN. Pamiętam ich odwiedziny, zapach zgniłego zachodu i smutni panowie w garniturach, którzy wypytywali o gości...
Takie wedrowki ludow byly zawsze. Dawniej tylko dluzej to podrozowanie trwalo. Z histori mojej rodziny wiem, ze prapra ciotki i prapra wojkowie (a moze nawet praprapra) zakotwiczyli sie w "Hameryce na dluzej lub wracali na rodzinne lono aby umrzec styrani zyciem i obczyzna. Tak tlumacze sobei, ze i ja mam gen migranta. Jestem wyjechana. Z doswiadczenia wiem, ze nawet niewielka migracja wymaga przystosowania sie bo srodowisko sie zmienia, migrant jest zawsze obcym w danej kulturze. Jest tez wiele do nauczenia sie, przetrawienia, zmiany podejscia do pewnych spraw. Nigdzie nie jest latwo ale za to moze byc interesujaco. Moi rodzice tez mnie nigdy nie odwiedzili, to ja wracalam (nie do dochtorow ale wlasnie do rodzicow). Zmiany miejsca zamieszkania szczegolnie w zyciu juz poukladanym nalezy mocno przemyslec.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia serdeczne dla tych co wyjachali jak i tych co zostaja!
O tak, przemyśleć trzeba, nawet w życiu mniej poukładanym. Syn koleżanki wyjechał do Anglii, popracował rok i wrócił, z tęsknoty, jak sam mówił, a kolega mojego syna wyjechał do Holandii, zarobił na mieszkanie i wrócił.
UsuńWyobraź sobie brak internetu z powodu jego odcięcia, czy uszkodzenia, tak jak dzisiaj w Afryce! Wyobraź sobie jak to wpłynie na więzi rodzinne?
OdpowiedzUsuńKiedyś Internetu nie było, a więzi nie wygasły, zawsze znajdzie się sposób!
UsuńW mojej bliskiej rodzinie nikt nie wyjechał do innego kraju. Czasami do innej części Polski, ale to też mniejszość. W nieco dalszej już tak, kuzyn mamy z żoną germanofilką do Niemiec. ;) Wśród znajomych to też najczęściej Niemcy - i też nie jest tych ludzi tak dużo, wielu to w ogóle zostało w swojej rodzinnej okolicy, ja zresztą tak samo.
OdpowiedzUsuńZnam też kilka osób, które przyjechały do Polski, i to na Śląsk - o ile to nie np. Ukraińcy czy Gruzini, zawsze zastanawiam się, dlaczego akurat taki wybór. :)
Przyznam, że często zastanawiam się, gdzie wolałabym mieszkać. Ale wszędzie są jakieś wady. Jeśli nie typowo kulturowe, to np. brak ogrzewania zimą, upały latem, susze, huragany, trzęsienia ziemi, gorsza jakość budownictwa, niższy poziom bezpieczeństwa, duża odległość od domu. Chyba też najprędzej w Niemczech czy Austrii, ale to z kolei poza kwestiami finansowymi żadna atrakcja. ;)
Odpowiadały mi za to wyjazdy na dłuższe delegacje i tak na kilka miesięcy jak najbardziej mogłabym gdzie indziej pomieszkać. Uważam, też, że spędzenie czasu w innym miejscu dobrze robi.
A nie, zapomniałam, że ustaliłam kiedyś Teneryfę jako idealne miejsce na przeprowadzkę. ;) Z pracą zdalną byłoby do ogarnięcia. Tylko znowu za dużo turystów... ;)
UsuńChyba najlepiej sprawdzić przez dłuższy czas, bo wyjazdy turystyczne, to nie to samo. czasami mąż mówi, że chciałby zamieszkać tam, gdzie akurat przebywamy, a ja mu na to, a co tu będziesz robił zimą, itp.
UsuńMoja praktyczna natura zadaje pytania o dostęp do lekarza, podatki, komunikację itd.
To zawsze chyba trudne decyzje...
Znajoma z kursu językowego miała taki plan, jak mnie się marzył - czyli przeprowadzić się na Teneryfę na emeryturze. Tyle że ona była tuż przed. :) Ale też wymyśliła, że najpierw wynajmą sobie mieszkanie na kilka miesięcy i spróbują tak pomieszkać. W czasach internetu wielu rzeczy można się dowiedzieć, ale jednak osobiste sprawdzenie to co innego. Na Teneryfę przenosi się dużo emerytowanych Niemców, więc opieka zdrowotna chyba działa. :)
UsuńU mnie się to też lubi zmieniać. Pamiętam, jak jakieś 10-15 lat temu myślałam, że nie mogłabym mieszkać we Włoszech, bo jestem człowiekiem północy i to nie dla mnie. Kilka lat później będąc w Meksyku analizowałam, które osiedle by się nadawało. ;)
Oj, zmienia się, nawet w krótkim czasie.
UsuńNajciężej podejmuje się decyzje o przeprowadzce, gdy zostawiamy kogoś lub coś w kraju, czy rodzinnym mieście, a poza tym wielu z nas jednak woli na swoich śmieciach, niż gdzieś daleko ruszać w nieznane, to chyba tez kwestia osobowości.
Moja przyjaciółka już od prawie 20-stu lat mieszka w USA. Gdyby nie dostęp do technologii, typu Skype'a, który umożliwia rozmowy video nasz kontakt zapewne by się urwał. Dzięki Internetowi wszystko wydaje się bliższe.
OdpowiedzUsuńMieliśmy okazję tego doświadczyć w czasie lockdownu, święta czy urodziny przez kamerkę pamiętam! Wolę jednak na żywo, jakoś ta kamera dziwnie na mnie działa, zapominam, o co chciałam zapytać...
UsuńLudzie wiecznie migrują, w latach 50 tych niektórych wysiedlano, moja ciocia wyjechała za miłością do Canady, różnie to bywa ale tęsknota później czy wcześniej się ujawnia.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTo prawda, nawet u młodych ludzi, jak się okazuje:-)
UsuńMieszkamy w Australii już ponad 40 lat, z Polski wyjechaliśmy jeszcze wcześniej, moja żona czuje się tu doskonale, ja czuję się nadal obco.
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi się opowieść znanej pisarki - Isabel Allende - po ponad 30 latach odwiedziła po raz pierwszy swoje rodzinne Chile.
Dziennikarze pytali o wrażenia - po raz pierwszy od 30 lat czułam się jak w domu, wiedziałam kim są ludzie wokół mnie, oni wiedzieli kim ja jestem.
- Ale jak to? - przecież na pewno jesteś osobą dużo lepiej znaną w USA niż w Chile, masz tu tysiące czytelników i wielbicieli.
- A tam, czytelnicy. W Chile wsiadam do autobusu czy wstępuję na bazar i jestem wśród swoich...
Szczególnie to ostatnie do mnie przemawia - w autobusie czy metrze w Warszawie, już po kilku minutach nawiązywałem z kimś kontakt.
Więcej tutaj ==> https://bloginglife2.blogspot.com/2020/10/niedzielne-wspomnienie-dziewczyny-w.html
To są chyba właśnie te korzenie, które zakotwiczają nas tu, a nie gdzie indziej. Mniej jest chyba osób, które równie dobrze czują się wszędzie.
Usuńja lubię wyjeżdżać, ale jeszcze bardziej wracać...
Ja mam podobnie jak Lech.
UsuńMoja sis jest tutaj 12 lat i o powrocie do Polski nie myśli. Tu jest jej dom, a ja ... pomimo, że widzę spore plusy życia na zachodzie to jednak coś tam w duszy inaczej gra.
Problem z tym, że z tego co czytam na blogach, powrót Polaków z Niemiec może być dla nich bolesny. Powrót z USA, Kanada, Australien, Francji... rodacy dadzą takiemu spokój, ale z Niemiec(?).
Ale że co? Fobia niemiecka? A autami jakimi Polacy jeżdżą?
UsuńNie wszyscy na szczęście są zafiksowani na Niemcach, jak pewien prezes...
Moja serdeczna koleżanka wyemigrowała do Niemiec W 1985 r, byli już tam jej rodzice. Pojechałam do niej 4 lata później, niby na miesiąc w ramach urlopu, ale moja dyrektorka zasugerowała, że jak będę miała taką możliwość to ona da mi jeszcze miesiąc urlopu bezpłatnego. W końcu tak się ułożyło że byłam 3 miesiące. Jak tam zajechałam to Niemcy, znajomi koleżanki pytali czy zamierzam zostać, nie zamierzałam. Przedłużenia pobytów wynikały z różnych okoliczności, ale jak gdzieś w połowie trzeciego miesiąca usłyszałam, koleżanka miała na taśmie, piosenkę Rosiewicza "Pytasz mnie" to ścisnęło mi się gardło...
OdpowiedzUsuń"Pytasz mnie,
Co właściwie Cię tu trzyma
Mówisz mi,
Że nad Polską szare mgły
Pytasz mnie,
Czy rodzina, czy dziewczyna
I cóż ja,
I cóż ja odpowiem Ci
Może to
Ten szczególny kolor nieba
Może to
Tu przeżytych tyle lat
Może to
Ten pszeniczny zapach chleba
Może to
Pochylone strzechy chat
Może to przeznaczenie Zapisane w gwiazdach
Może przed domem Ten wiosenny zapach bzu
Może bociany,Co wracają tu do gniazda
Coś,Co każe im powracać tu
Może to Zapomniana dawno gdzieś muzyka
Może melodia,
Która w sercu cicho brzmi
Może mazurki, może walce Fryderyka
Może nadzieja doczekania lepszych dni
Mówisz mi,
Że inaczej żyją ludzie
Mówisz mi,
Że gdzieś ludzie żyją lżej
Mówisz mi,
Krótki sierpień, długi grudzień
Mówisz mi,
Długie noce, krótkie dnie
Mówisz mi,
Słuchaj stary jedno życie
Mówisz mi,
Spakuj rzeczy, wyjedź stąd
Mówisz mi,
Wstań i spakuj się o świcie
Czy to warto,
Tak pod górę, tak pod prąd
Może to przeznaczenie zapisane w gwiazdach
Może przed domem ten wiosenny zapach bzu
Może bociany, co wracają tu do gniazda
Coś, co każe im powracać tu
Może to zapomniana dawno gdzieś muzyka
Może melodia, która w sercu cicho brzmi
Może mazurki, może walce Fryderyka
Może nadzieja doczekania lepszych dni
Mieszkam już 66 lat w tym samym mieście, a 58 lat w tej samej kamienicy, najdłuższym moim wyjazdem to był ten wyjazd o którym napisałam na początku komentarza.
Zaś jedna z moich bratanic urodzona w Bełchatowie, studiowała w Warszawie, mieszkała 2 lata w Holandii, potem rok wałęsała się po bardzo szerokim świecie, zaczęła od Nowej Zelandii. Następnie osiadła we Wrocławiu, jej towarzyszem życia jest Hiszpan który przyjechał do Polski dla partnerki, ale to nie była moja bratanica.
Mój najmłodszy brat aktualnie pracuje w Berlinie jako kierowca FlixBusa. A mąż innej bratanicy też pracuje w Niemczech jako kierowca autobusu. I jeden i drugi, przyjeżdżają do swoich rodzin od czasu do czasu na krótsze lub dłuższe pobyty.
Rodzinę mam dużą, takich osób które żyją czasowo albo na stałe za granicą jest więcej, ale to dalsza rodzina.
Nie każdego ciągnie w świat daleki, czasami wystarczą granice własnego kraju, byle czuć się dobrze, stworzyć swoje bezpieczne lokum i oddawać się pasjom. Niektórzy szukają sensu życia wszędzie i niekiedy nie znajdują... nie ma chyba na to recepty.
UsuńZ mojej rodziny to tylko ja;)
OdpowiedzUsuńMęża kuzyn wyemigrował do Kanady, za PRL jeszcze ale wraca do Europy bo jego dzieci wróciły do Europy, każde do innego kraju zresztą.
Moje 2 dzieci wróciły do pl, najmłodszy też planuje. A mnie dobrze tu gdzie jestem:)
Obecne możliwości umożliwiają stały kontakt na różne sposoby, a niekiedy nawet wspólne mieszkanie nie gwarantuje bliskości czy pomocy w razie nieszczęścia...
UsuńW punkt!
UsuńPodróże duże i małe. Ja chyba wolę te małe.
OdpowiedzUsuńJa chyba tez, bo nawet podróż do miejsca wylotu, to często cała wyprawa...
UsuńWitaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńMożliwość swobodnego przemieszczania się sprawia, że świat wydaje się coraz mniejszy:)
To pozytywne zjawisko.
Źle natomiast gdy migracja staje się koniecznością, bo we własnej Ojczyźnie nie ma warunków do życia...
Pozdrawiam:)
Gdzieś mignęła mi grafika w Internecie mówiąca, że wyjazd z Polski, to nie emigracja, to ewakuacja...dla niektórych pewnie tak właśnie bywa. Smutne to, ale jeśli nie ma innego wyjścia?
Usuń"Wśród ptaków wielkie poruszenie, ci odlatują, ci zostają"
OdpowiedzUsuń"jak wielu naszych rodaków mieszka w rozmaitych zakątkach świata."
Chyba nie ma rodziny, która nie miałaby kogoś w jakiejś części świata.
To prawda, czy ktokolwiek potrafi to zliczyć?
Usuńraz kiedyś brałem na poważnie temat wyemigrowania do Francji, rozpocząłem wręcz poważne kroki, ale moja ówczesna kobitka się postawiła, a że ją też brałem na poważnie, nawet bardziej, to odpuściłem... po paru latach przestaliśmy się oboje brać na poważnie, a przynajmniej mniej na poważnie, więc nagle zapaliło się zielone światło, tylko że już nie było do czego i cały koncept emigracji stał się całkiem niewart brania go na poważnie... coś jak w wierszu Brzechwy o stonodze, gdy Białą pomalowano na Zielono, a w tym konkretnym przypadku raczej na Ciapato...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Rasista :)
Usuńnie, dlaczego?... aha, chodzi o te ciapate... no weź :)... ciapate jest okay, ja tam nic do nich nie mam, to są nieraz bardzo fajni ludzie, zwłaszcza taka jedna panienka, którą poznałem kiedyś w Amsterdamie, normalna dupa: piła piwo, jarała blanty, słuchała metalu i do kościoła, czy meczetu nie chodziła, szło się dogadać, tylko chodziło o metaforyczne pokazanie, że przez kilka lat w tej Francji /konkretnie w Prowansji/ tyle się pozmieniało, że nie było już po co tam jechać, LOL...
UsuńPodobnie bywa z rodzicami i dziećmi. Znajoma przeniosła się bliżej dzieci, spaliła za sobą mosty, a dzieci po paru latach zmieniły zdanie i wyprowadziły się znów gdzie indziej, a ona została sama na bezludziu...
UsuńNiestety tak, to jest, że wielu ludzi musi opuszczać swoje rodziny w poszukiwaniu lepszego życia dla siebie czy ich...
OdpowiedzUsuńW moim poprzednim miejscu pracy oprócz wielu Ukraińców było sporo ludzi z Indii ale zdarzały się też z Sri Lanki, Filipin, Nepalu czy Kazachstanu...
I są, to osoby, które nawet przez trzy lata nie widzą swoich rodziców, współmałżonków czy dzieci...
U nas tez widuje wielu obcokrajowców, także lekarzy, a w Wielkopolsce, w tamtejszych zakładach drobiarskich pracuje wielu Nepalczyków, Hindusów itd. no i w tzw. chińskich sklepach czy restauracjach tez pracuje sporo Azjatów.
UsuńTaki dość różnorodny jest temat, który podjęłaś.
OdpowiedzUsuńJestem migrantką uczuciową i w tym roku pyknie mi 20 lat na obczyźnie.
Moi rodzice to byli ludzie nie jeżdżący na urlopy. Urlop mój ojciec brał w sierpniu, żeby teściowi w sianokosach pomóc. Tak wyglądało ich przemieszczanie się i podróże wszelakie. Nie powiem byli dwa- trzy razy w Wilnie, aby odwiedzić tam pozostałą, dalszą rodzinę ojca, ale ogólnie kiedyś ludzie aż tak nie podróżowali.
Albo nie byli przyzwyczajeni, albo podróże były utrudnione. Było to większe logistyczne wyzwanie niż dzisiaj.
Ojciec nie odwiedził mnie- źle się czuł, serce mu wysiadało. Mama była raz. Stwierdziła, że wie że mi dobrze. Jest spokojna z tego powodu, ale... to nie miejsce dla niej. Mówią w niezrozumiałym języku, brak jej sąsiadów, znanych jej miejsc...
w sumie, co to do końca znaczy "emigrant"?... czy rodowici skośnoocy lub ciapaci Niemcy pochodzący z okolic Freiburga mieszkający w Colmar i okolicach, mający tam żony, dzieci, psy i koty,, i ulubiony kibelek, na którym czytają swoje izraelskie pisemka o voo-doo i dojeżdżający do roboty w okolice Freiburga, to są emigranci, czy już, czy jeszcze nie?...
Usuńa auta i kolej, nie wspominając o hulajnogach są coraz szybsze :)
Podróżowanie kiedyś było problematyczne, sama pamiętam podróż pociągiem w góry, na jednej nodze, bez dostępu do toalety, bilety drogie, o innych krajach mało kto myślał, auta były rzadkością.
UsuńMoja babcia jeździła tylko do rodziny na wsi i za każdym razem bardzo przezywała podróż...
Pamiętam moje podróże ze studiów do domu.
UsuńTo było tak jak opisujesz Jotko, na jednej nodze, bez dostępu do toalety. Przy czym ja jechałam pospiesznym pociągiem jakieś 1,5 godziny i dało się na tej nodze przestać. Zwykłym trwało to ciut więcej niż 2 godziny. Najgorzej było, kiedy pociąg utknął gdzieś w polu.
Pamiętam też naszą rodzinną wycieczkę do Krakowa, rodzice chcieli nam muzeum Auschwitz, pokazać. Całą noc jechaliśmy z północy na południe. Z jednym miejscem siedzącym, i cała rodzinka się wymieniała w tym siedzeniu.
Ja kiedyś wracałam pociągiem, w którym wewnątrz wagonu lód na siedzeniach leżał, ale i tak człek był szczęśliwy, że w ogóle podjechał...
Usuńnigdzie się nie wybieram. nigdzie poza granice. mamy u siebie więcej, niż jestem w stanie zobaczyć, zachwycić się i zwiedzić. nie chce mi się myśleć w językach i kulturach obcych. taki domator krajowy ze mnie. byłem incydentalnie tu i tam, ale nei za daleko i wcale mi się nie podobało. co innego na własnych śmieciach. tu jest po prostu pięknie.
OdpowiedzUsuńŻycia nie starczy, by poznać nasze krajowe. By poznawać zagraniczne kiedyś nie było mnie stać, teraz zdrowie nie zawsze pozwala, ot życie...
UsuńNajpierw pomyślałam, ze nikt z mojej rodziny nie wyjechał , nie emigrował. Z mojej faktycznie nikt. Ale przecież szwagierka to też rodzina (chociaż...). Od 45 lat mieszka w Australii. Od czasu RP (czyli po transformacji ustrojowej) bywa w Polsce co dwa lata, w pandemii nie mogła wrócić, była tu 8 miesięcy! Ma dwa obywatelstwa i kupiła domek z ogrodem w Poznaniu. Tam w Australii jest zakorzeniona, ma dzieci, wnuki, ale do Polski ją ciągnie (tu rodzeństwo i przyjaciele). Ja jestem szczęśliwa, że moje dzieci i wnuki są blisko. Ja, jak Ty, lubię z domu wyjechać, zobaczyć nowe miejsca, ale do domu zawsze wracam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńSiostra koleżanki z pracy wyemigrowała do Kanady, ale koleżanka była u niej tylko raz. Chyba nas Polaków nie stać po prostu na takie podróżowanie...
UsuńW zasadzie to ja urodziłam się na emigracji, bo moi dziadkowie i tato urodzili się i mieszkali na Ukrainie.
OdpowiedzUsuńTo masz ciekawe korzenie...
UsuńOj, bardzo ciekawe, bo ze strony mamy jestem dopiero mieszanką wybuchową!
UsuńTo dlatego taka kolorowa dusza u Ciebie:-)
UsuńPewnie tak :-)
UsuńNigdy nie rozważałam kwestii emigracji. U siebie czuję się tylko na Śląsku, a lubię czuć się u siebie. Podobnie Starszy. Młodszy wymarzył sobie zamieszkanie na Fuerteventura, ale to, jak mi się zdaje, tylko takie rozpaczliwe marzenie o ucieczce i izolacji, jak dla mnie kiedyś Komańcza.
OdpowiedzUsuńMarzyć można, rozważać różne opcje, ale nie zawsze starcza nam odwagi lub inne są przyczyny rezygnacji z marzeń...
UsuńTo wszystko nie jest tak proste jak to się z pozoru wydaje. Ludzie z różnych powodów opuszczają swoją ojczyznę. Jest to okupione wielkim poświęceniem. Nostalgia jednak pozostaje. Widać to przy okazji różnego rodzaju świąt, dzięki nim podtrzymywana jest tożsamość narodowa, tradycje przekazywane są z pokolenia na pokolenie, nie wszyscy, ale wiele rodzin pochodzenia polskiego uczy dzieci języka. Dzięki internetowi mogą być bliżej swojej rodziny w Polsce wielu pomaga na odległości, inni odwiedzają kraj i rodziców kiedy tylko mogą. Wielu wraca na emeryturę do kraju.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie jest proste i znam kilka osób, które szybko wracały.
UsuńMam rodzinę w Australii, choć kontakt się urwał po śmierci wujka. Moje kuzynostwo mało mówiło po polsku gdy żyli rodzice, a teraz to nawet nie wiem, a ich dzieci? Nie mam pojęcia...
Popatrz, że Ci którzy mieszkają za granicą, więcej podróżują. Mieszkając w CH, odwiedziłam jeszcze 3 inne kraje. A jak wróciłam do Polski, tak siedzę na szacownej i nawet po własnym kraju nie pojadę dalej niż we własne województwo. Zdarzają się wyjątki od urlopu do urlopu. A wtedy nie było tygodnia byśmy nie podróżowali.
OdpowiedzUsuńMoi rodzice nigdy mnie nie odwiedzili, powodem są koszty podróży i brak dobrego samochodu. Podróż PKS nie wchodził w grę, zamęczyłoby ich to.
Lekarzy wolałam szwajcarskich, bo lepsi byli. Naprawili mnie.
Ale do dentysty wracałam do Polski, bo zdecydowanie taniej.
No właśnie, cos w tym jest, ale to chyba tez kwestia trybu życia, w Polsce jednak masz inny. Mój bratanek z kolei tam dużo pracuje, a do Polski wraca na urlop:-)
UsuńMy też przyjeżdżaliśmy do Polski na urlop. Tydzień odwiedzania rodziny i chodzenia do dentysty, a drugi tydzień na Mazurach.
UsuńA tryb życia był właściwie podobny, od poniedziałku do piątku od 8 do 16 w pracy. Weekendy obligatoryjnie wolne, spędzone w podróży. I jakoś człowiek nie czuł się zmęczony, miał ochotę na te wojaże. A teraz jak przychodzi dzień wolnego, to nic się nie chce. Z resztą w góry za daleko, a w okolicy już wszystko znamy i brakuje pomysłu i znów na plan wychodzi – mnie się nie chce – bo dalej to trzeba dojechać i koło się zamyka, bo siedzieć się w aucie nie chce. Człowiek gnuśnieje z czasem, miesiące mijają i nic dobrego nie wynika.
Praca i monotonia potrafią wyssać z człowieka energię i chęć przygody, dlatego tak mnie cieszy emerytura, bo mam ochotę na wiele rzeczy:-)
UsuńKiedyś różnica pomiędzy podróżnikiem a emigrantem była bardziej czytelna, bo ten pierwszy zwiedzał świat, a ten drugi podróżował "Za chlebem". Teraz sie to wszystko wyrównało, i nie wiadomo "kto, gdzie, i za czym". W mojej rodzinie emigrantów trudno było zliczyć, za to w okresach powojennych kilkoro z rodzeństwa moich dziadków musiało ze wzgl politycznych opuścić Polskę. Wyjechali ze swoim pokaźnym dobytkiem, gł. zdemontowane hale produkcyjne, i zakładali bines we Francji i w USA. Jednym to wyszło, innym nie, ale wszyscy marzyli o powrocie, tak mi się to przypomniało po przeczytaniu komentarza Marii Nowickiej i Asenaty.
OdpowiedzUsuńNie wszystkim za granicami wyszło to i owo, ale słyszałam też, że niektórzy wolą być bezdomnymi w Londynie, niż wracać do kraju...
UsuńKilka moich osobistych refleksji na temat emigracji:
OdpowiedzUsuń1. Będąc w szkole średniej nie dość, że nie myślałem o opuszczeniu kraju, to nie rozważałem opuszczenia rodzinnego miasteczka i, jak sądzę po latach, popełniłem błąd.
2. Przykre jest to, że emigracja głównie kojarzy się z zarobkową...
3. Kiedy słuchałem przesłuchiwanego prezesa, myślę, że gdyby jego panowanie potrwało kolejną kadencję, będąc na emigracji wewnętrznej, wystąpiłbym o przyznanie mi obywatelstwa innego kraju lub rezygnacji z polskiego obywatelstwa.
4. Gdybym był wiele młodszy, niż jestem, biorąc pod uwagę całokształt zdarzeń zachodzących w naszym kraju, zamieszkałbym w Czechach lub we Francji (mógłbym pracować nawet w najpodlejszych zawodach, bo żadna praca nie hańbi i nie przeszkadza w rozwoju intelektualnym.
Smutne to, co piszesz, ale swego czasu tez żałowałam, że nie udało się zakotwiczyć na przykład w Australii, póki mamy brat żył, ale było, co miało być, może i my za mało przebojowi?
UsuńBardzo ciekawy temat poruszyłaś, Joasiu. Wielu znajomych wyjechało, zwłaszcza tych ze studiów, ale przecież też mnóstwo ludzi przyjechało do nas, żyją tu i pracują.
OdpowiedzUsuńMyśmy szykowali wielkie mieszkanie pod takim kątem, że będzie dla córki, a ona została we Wrocławiu i wcale nie zamierza wracać tutaj, do tej pipidówy, jak mówi...
Osobiście uwielbiam podróżowac i miałam dlugo fazę na egzotyczne wyjazdy, teraz pokochałam nasze morze i jakoś mnie nie ciągnie za daleko...
Tak jak po studiach, mogłam zostać we Wrocławiu, a nie zrobiłam tego... Choć przeprowadzałam się kilka razy.
Życie, Asiu. Moc pozdrowień dla Ciebie.
O, kilku moich znajomych pobudowało duże domy, by mieszkać z dziećmi, a dzieci wolą osobno, w dodatku w innym mieście lub kraju.
UsuńJa wyjeżdżałabym częściej w egzotyczne klimaty, gdyby nie samoloty i upały...
Super niedzieli, mam nadzieję, że zdrówko lepiej?
Oj, dużo lepiej, niż nawet powoli wracam do masaży buzi. :)
UsuńTo cieszę się bardzo!
UsuńNo i jestem, fajnie jest wrócić do postu i przypomnieć sobie jego treść. Ja np. uwielbiam Francję, którą kiedyś zjeździliśmy z mężem wzdłuż i wszerz, dość dobrze mówię i piszę w tym języku, po maturze rodzice zafundowali mi wycieczkę do Paryża, a nie mam jakoś szczęścia do francuskich blogów, albo mi nie odpisują wcale, albo pojawiają się na chwilę... Ale cóż - wypada czekać. Dobrego czasu Jotko!
UsuńJa trochę zazdroszczę tym, którzy z racji zawodu podróżują dużo, choć ich dzieci podobno mniej zadowolone.
UsuńBuziaki!
Twoje słowa dotykają mnie głęboko. Emigracja to podróż pełna wyzwań i niepewności, ale też niesie ze sobą ból rozłąki z bliskimi. Jest to bolesne doświadczenie, gdy twój tato nie mógl być obok ciebie w ważnych momentach twojego życia....ktoś powie życie...Ta odległość w sercu zostawia ogromną pustkę, która czasem trudno jest zapełnić. Rozumieją to tylko osoby będące w takiej samej sytuacji :(
OdpowiedzUsuńZ pewnością, nie da się przejść w cudzych butach, trzeba samemu doświadczyć, by móc zrozumieć...
UsuńDokładnie...
UsuńBBM: Mój kraj jest tu. To moje miejsce na ziemi i nie tęsknię za innym.
OdpowiedzUsuńTeraz to ja chyba tez mogę powiedzieć tak samo:-)
UsuńTak czytając ten post, uświadomiłam sobie, że u mnie w rodzinie to tylko jedna kuzynka mieszka w Holandii, a wszyscy jesteśmy blisko i tak właściwie w niewielkich odległościach od siebie. Ja najdalej się oddelegowała,bo mam do rodziny aż (😅) 40 km. Tak więc, hop siup i jestem u swoich. Ale jak to moja koleżanka z Podkarpacia ciągle mi "wypomina", mieszkam na bogatym zachodzie🤣🤣🤣 cokolwiek miałoby to oznaczać 🙃
OdpowiedzUsuńTo faktycznie mieszkacie po sąsiedzku, dzięki czemu odwiedziny u bliskich, to nie problem!
UsuńNiekiedy jak jestem w kutnowskim hipermarkecie w piątek po południu, to mam wrażenie, że trafiłam pod wieżę Babel. A u mnie w domu często gości japoński ramen.
OdpowiedzUsuńMigracje nie jedno mają imię.
O tak, nawet na półkach teraz towary z całego świata!
UsuńNa ulicach tez kolorowo bywa:-)
Socjal Media są kopalnią wiedzy na rozmaite tematy i o jest cudne
OdpowiedzUsuńTo prawda, a jak szybka wymiana informacji!
UsuńMnie za granicę też nie ciągnie, żeby gdzieś tam zamieszkać. Ale każdy jest inny i niektórym taki wyjazd wyszedł na dobre.
OdpowiedzUsuńCzasami trzeba mieć szczęście albo zaplecze w postaci rodziny lub przyjaciół...
UsuńCzasem myślę czy nie wyjechać gdzieś, może najpierw w Polskę, a potem ewentualnie dalej. Tylko co miałbym robić w zupełnie obcym miejscu. Nie wiem, może kiedyś dojrzeję i do takiej decyzji.
OdpowiedzUsuńMiałem okazję widzieć większość prac Beksińskiego w Sanoku, w Muzeum Historycznym. Robią wielkie wrażenie na żywo.
Pogoda w kierunku zimowej nieco idzie.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
Pomysł na siebie to połowa sukcesu!
UsuńPogoda robi nam niespodzianki, by nie było nudy...
Już kiedyś o tym myślałam, ze Polacy tak naprawdę żyją wszędzie. Więc może jest nas więcej niż te 37-38 mln, jak się zliczy wszystkich.
OdpowiedzUsuńNa pewno dużo więcej, ciekawe czy uda się to policzyć?
UsuńMój Szalony Geograf po półrocznym pobycie i pracy w Edynburgu zdecydował się jednak wrócić. Na szczęście...
OdpowiedzUsuńA było to 14 lat temu...
Stokrotka
Tak jak syn koleżanki, kiedyś Wielka Brytania przyciągała Polaków jak magnes.
UsuńJa jestem z tych, którzy wyemigrowali i co prawda mam przebłyski, że żałuję ale zaraz po tym uświadamiam sobie ile osiągnęłam. Robię karierę niw do końca zgodną z moim wykształceniem, pracę znalazłam nie znając języka, posługiwałam się angielskim i hiszpańskim. A i tak miałam możliwości rozwoju, mój pracodawca widział, że mam potencjał, mam wrażenie, że nikt nie skupiał się na tym, czego mi brakuje tylko na tym, co umiem. Nikt nie wymagał ode mnie niewiadomo czego, stu lat doświadczenia na podobnym stanowisku itp. Wszystko raczej odbyło się na zasadzie: damy Ci szansę i zobaczymy jak sobie poradzisz. Plusem całej sytuacji jest to, że mam blisko do Polski bo nie wyobrażam sobie mieszkać na innym kontynencie, skąd przylot do Polski wiązałby się z długą i drogą podróżą.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że w Polsce pracodawcy nie kierują się takimi zasadami, już na rozmowach o prace robią trudności, jakby to nie była rozmowa kwalifikacyjna, ale szkoła przetrwania...
UsuńBardzo ciekawe przemyślenia Asiu. Mam wrażenie, że ostatnio coraz rzadziej Polacy wyjeżdżają za granicę za chlebem. Kiedyś więcej nas wyjeżdżało i zostawało na stałe w Stanach lub w Anglii. Nasza sąsiadka z 1 piętra jeździ do syna do Szkocji przynajmniej raz na 2 miesiąca. Bardzo kocha wnuka i ciężko jej się bez niego żyje.
OdpowiedzUsuńNa szczęście Szkocja nie na końcu świata:-)
UsuńA u mnie, sporo znajomych wróciło na polską ziemię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię wiosennie!
Tez znam takie osoby:-)
UsuńCiepełka i radości!