Wyruszyliśmy na Orawę, podzieloną niegdyś między Polskę i Słowację. Świadectwa dawnej kultury orawskiej na naszych ziemiach chroni m.in. skansen w Zubrzycy Górnej, rozbudowywany od 1955 roku dzięki darczyńcom oraz zakupom celowym dokonywanym przez pracowników muzeum. Skansen rozrósł się bardzo od naszego pobytu przed laty, przeniesiono tutaj nie tylko chaty i zabudowania gospodarcze z XIX i początków XX wieku, ale także kościół, szkołę, młyn i tartak wodny, karczmę i wiele innych elementów wsi orawskiej.
Jest to skansen żywy, organizujący festyny i zajęcia dla dzieci, uprawia się tam zioła, zboża i owoce na potrzeby muzeum.
Zwiedzenie całego obszaru skansenu zajmuje około 2 godzin, w pięknej scenerii: drzewa, malwy, strumyk, stare chaty kryte przeważnie gontem.
Po stronie słowackiej zachwycił nas Oravski Podzamok, maleńka miejscowość z najpiękniejszym zamkiem, jakie kiedykolwiek zwiedzałam po obu stronach granicy. Zamek zbudowano na litej skale, a część schodów i korytarzy wykuto w skałach pod zamkiem. Pokonaliśmy w górę po licznych schodach 102 m, podziwiając urodę budowli, widoki z baszt i okien, zgromadzone tam meble i obrazy. Zwiedzanie trwa ponad 2 godziny, w niektórych salach czekają niespodzianki: studentka grająca na akordeonie w stroju z epoki, piękne dziewczyny na salonach czytające książki i pozujące do zdjęcia, rycerze witający gości.
Ciekawostki zamku, które najbardziej zainteresowały zwiedzających to: sala tortur, wielki zbiornik na deszczówkę zaopatrujący mieszkańców zamku w wodę, ekspozycja upamiętniająca kręcenie filmu z dreszczykiem na terenie zamku i historyjki o jego mieszkańcach, ale nie wszystko zrozumiałam, bo choć nasze języki podobne, to jednak… Wszystkie śmieszne historyjki notuję i zbiorę razem w jednym poście.
Po zwiedzeniu zamku podreperowaliśmy nadwątlone siły w Caffe u Alżbietki. Orawa jest piękna i pyszna.Ceny w euro umiarkowane, nawet za wstęp na zamek, podczas gdy w wielu polskich muzeach płaci sie słon za ogladanie prawie...niczego.
Pozdrawiam z Orawy, wybaczcie za przerwy w moich komentarzach u Was, ale napisanie czegoś u mnie graniczy czasami z cudem, wczoraj czytałam wasze posty pod parasolem na tarasie i zamarzały mi ręce na chłodzie.... Ale wszystko nadrobię po powrocie:-)
Szalejesz kochana :)
OdpowiedzUsuńDopiero się rozkręcam...
UsuńZamek robi wrażenie wielkością, ciekawe kto w nim mieszkał?
OdpowiedzUsuńMiał kilku właścicieli, niektórzy sądząc po nazwisku byli Węgrami. Miał charakter obronny i nigdy nie został zdobyty.
UsuńPiękne. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPodobne cuda są też w Czechach, ale nie sposób wszystkie poznać.
UsuńDoceniam Joasiu Twoje poświęcenie i marznące ręce. Mam nadzieję, że już jest lepiej. języki... no fakt... my w z Kudowy jedziemy przez granicę na zakupy do Czeskiego Alberta między innymi po to żeby posłuchać :-) Piękne te rejony, które oglądacie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj tak, język melodyjny, czasami brzmi zabawnie, ale zawsze myślałam, ze bardziej zrozumiały dla Polaków. Gdy przewodnik mówi szybko mam niekiedy luki w informacjach.
UsuńNie byłam w tych rejonach, muszę nadrobić :) A jak czytam, że "Orawa jest piękna i pyszna" to tym bardziej muszę się tam pojawić :)
OdpowiedzUsuńZapewniam, że warto! Nie sposób za jednym pobytem zobaczyć choćby część...
UsuńDziękuję za pokazanie tak pięknego rejonu i jego opis.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że nigdy tam nie byłam.
Miłego wieczoru i spokojnej nocki :-)
Dzięki i wzajemnie:-) My zapuszczaliśmy się 2 razy, ale dopiero w tym roku się udało...
Usuń