Otrzymałam zaproszenie na obchody jubileuszu biblioteki pedagogicznej w moim mieście i fakt ten przyczynił się do uruchomienia fali wspomnień na temat bibliotek , w których odbywałam praktyki studenckie. Boże, jak dawno to było, aż strach uświadomić sobie taki szmat czasu. A najdziwniejsze, że czuję się spełniona, bardziej pewna siebie, ciągle chce mi się chcieć itd. ale kalendarz bezlitośnie przypomina o tym, ile już za mną i nikt nie wie ile przede mną...
Praktyki studenckie odbywałam w różnych miastach, jako studenci mogliśmy sami wybrać, gdzie chcemy uczyć się fachu, a że studiowałam w Toruniu, zajęcia odbywaliśmy w gmachu Biblioteki Głównej UMK, wielkim, nowoczesnym jak na owe czasy. Pierwsza praktyka w miejscu zamieszkania w dziale opracowań biblioteki miejskiej, bez fajerwerków, żmudna nauka katalogowania różnych zbiorów bibliotecznych.
Nasze praktyki były naprawdę solidne, jak słyszę czasami na czym polegają praktyki lub staże młodych ludzi lub fikcyjne praktyki na studiach zaocznych i podyplomowych, to czuję dobrze przygotowana do tego co robię.
Praktykę po drugim roku studiów odbywałam w Bibliotece Politechniki Częstochowskiej, dzięki czemu poznałam dobrze zabytki Jasnej Góry, tamtejsząbibliotekę klasztorną i często bywałam w kinie, bo była to jedyna rozrywka w ówczesnej Częstochowie.
Aby dostać się do wnętrza biblioteki jasnogórskiej musieliśmy poczekać na zezwolenie odpowiednich władz kościelnych, bo klasztor męski, a praktykanci to same kobiety. Ale udało się i miałam możliwość zwiedzenia jednej z najpiękniejszych bibliotek w Polsce z równie cennymi zbiorami, mało komu udostępnianej.Nawet katalogi biblioteczne były tam małym dziełem sztuki stolarskiej, nie mówiąc już o czytelni rękopisów i starodruków, które oglądało się w specjalnych ochronnych rękawicach. Teraz zapewne dostępne są tylko kopie cyfrowe wymienionych ksiąg.
Wreszcie trzecia ze studenckich praktyk, najciekawsza z punktu widzenia warsztatu pracy - w Bibliotece Głównej Uniwersytetu Warszawskiego. Miałam też możliwość poznać specyfikę pracy Biblioteki Narodowej i tamtejszy dobrze zaopatrzony bufet, co w czasach trudności z zaopatrzeniem we wszystko było ważne. W stolicy bowiem nie brakowało w sklepach nawet tego, czego nie można było kupić w innych stronach kraju (poza Śląskiem) Pobyt w Warszawie obfitował w wiele atrakcji, które starałam się zaliczyć w dużej ilości, bo nie często zdarza się darmowy pobyt w stolicy przez miesiąc. Z tego co dziś pamiętam biegałyśmy z koleżanką do muzeów, jeździłyśmy windą na taras widokowy Pałacu Kultury, jadłyśmy lody w cukierni Hortexu i pączki u Bliklego, byłyśmy na spotkaniu z Halikiem w Empiku, zwiedziłyśmy pachnący jeszcze farbą Zamek Królewski.
To były czasy! Praca w bibliotece UW też była ciekawa, co tydzień w innym dziale, co dzień inne wyzwania, zwłaszcza w dziale informacji i aż dziw, jak ludzie radzili sobie z obiegiem informacji bez smartfonów, Internetu, katalogów online i tego typu wynalazków...
Jedne z moich studiów podyplomowych to bibliotekoznawstwo. :)
OdpowiedzUsuńTo przybijam piątkę, kochana :-)
UsuńMiło jest poczytać takie wspomnienia. Sama się zastanawiam jak ja kiedyś funkcjonowałam bez komórki? Teraz wystarczy, że nie zabiorę jej do pracy, a czuje się jak bez ręki.
OdpowiedzUsuńA ja czasami zapominam zabrać lub wyjąc z torebki i potem nie słyszę, że dzwoni...
UsuńCiekawe miejsca udało Ci się zwiedzić - takie z duszą :) Ja swoje praktyki też miło wspominam - w terenie :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, zdaje się m.in. na Babiej Górze?
UsuńNooo właśnie, bez komórki, internetu i takich tam.. teraz to nie do pomyślenia :) ale spójrz , o ile więcej czasu ludzie mieli.. :)
OdpowiedzUsuńZ jednej strony tak, ale ile tego czasu spędziłam w czytelniach pisząc pracę mgr.....
UsuńWspomnienia Asiu wg mnie to ważna...."półeczka" w naszym życiu. A przy Twoich wspomnieniach pojawiły się osobiste "wycieczki" bo w UW studiowała moja Julia . Myślę,że możemy być szczęśliwe..wspominając. Nie wiem czy zauważyłaś,przynajmniej ja tak mam ,że we wspomnieniach wszystko było..lepsze,piękniejsze ...czyżby też dlatego ,że to już było? albo ,że byłam młodsza?W każdym razie przyłapuję się na takich myślach...
OdpowiedzUsuńO tak, ta tęsknota za młodością...ale właściwie każdy wiek może przynieść miłe wspomnienia :-)
UsuńCudownie móc spojrzeć wstecz i zobaczyć jak wiele doświadczeń za nami :) Niesamowicie musi być spędzać czas wśród wysokich regałów pełnych książek. Wiele lat temu pomagałam w szkolnej bibliotece i miło wspominam ten unoszący się zapach starych książek :)
OdpowiedzUsuńFajne są takie biblioteki z duszą, zapachem starego drewna, ciężkie dębowe stoły, jak w szkole magii i czarodziejstwa ...
UsuńKiedyś to były praktyki... Poczułam zapach tych miejsc. I przypomniałam sobie wizytę w bibliotece Parlamentu Kanadyjskiego. Przepiękna! Chociaż niczego nie pozwolili dotknąć.
OdpowiedzUsuńOj, taką też bym chętnie zwiedziła :-)
UsuńWe wspomnieniach - tak jak pisała Grażynka wszystko zawsze jest lepsze, bo wydaje mi się że ludzka pamięć tak ma, że złego woli nie pamiętać :) Ale to chyba dobrze prawda? bo cóż wtedy były by to za wspomnienia nie sentymentalne.
OdpowiedzUsuńPiękne masz Joasiu te biblioteczne wspomnienia :)
To bardzo dobrze, Gabrysiu, bo po co pamiętać to co przykre...a wspomnienia biblioteczne faktycznie fajne, miałam to szczęście, że wszystkie te rzeczy utwierdzały mnie, że dobrze wybrałam:-)
UsuńJoasiu, bardzo, ale to bardzo zazdroszczę Ci, oczywiście w pozytywnym sensie, tej pracy:) To była zawsze moim wielkim marzeniem, chyba do tej pory zresztą. Bardzo lubię klimat bibliotek:) A Twoje wspomnienia bardzo mi się podobają, cudowne praktyki:) Piękny czas za Tobą, ale jestem pewna, że i przed Tobą:)
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś, Moniko o klimacie, a klimat tworzą ludzie i na szczęście także wśród bibliotekarzy jest coraz więcej ludzi z pasją, bo nawet na studiach spotykałam osoby przypadkowo studiujące bibliotekoznawstwo.
UsuńPierwsze, co mnie zaskoczyło. Zaproszenie na jubileusz. Zazdroszczę. Miałem praktyki i staż w Urzędzie Gminy, nie sądzę, żebym dostał jakieś zaproszenie. A druga rzecz. Jak pomyślę o tych starodrukach, które mogłaś sama przeglądać... Znów zazdroszczę. W dzisiejszym antykwariacie jak dostaniesz książkę sprzed 1980 roku to sukces. Dla mnie język jest sztuką. Najstarsza książka, jaką udało mi się zdobyć pochodzi z lat '20. Wtedy, muszę przyznać, autorzy przykładali dużą wagę do słowa pisanego.
OdpowiedzUsuńUwielbiam antykwariaty, ale jest ich coraz mniej. Kiedyś jadąc do dużego miasta przywoziłam całą torbę książek, kupowałam raczej książki i czasopisma niż ciuchy i pyszny razowy chleb z małej piekarni. Dziś ceny książek przerażają, a antykwariatów jak na lekarstwo, to raczej komisy, niż prawdziwe antykwariaty z duszą...
UsuńTak ładnie piszesz o bibliotekach... Człowiek (czyli ja) zaczyna marzyć...
OdpowiedzUsuńNiektóre potrafią być naprawdę klimatyczne, te bardzo nowoczesne już takie nie są...
Usuń