Bywanie w różnych miejscach publicznych obfituje w obserwacje i podsłuchy, nawet mimowolnie.
W marcu bywałam w przychodni i szpitalu, więc takowych smaczków trochę się nazbierało, a wiecie , że lubię zapamiętać i napisać ku pokrzepieniu serc...
Siedzę przed okienkiem rejestracji do kardiologa:
- Musi się pani uzbroić w cierpliwość, bo logowanie do systemu kardiologicznego trwa i trwa
- mam czas i w końcu siedzę...
Pani rejestratorka odbiera telefon od syna, z rozmowy wynika, że wyszedł do szkoły bez tornistra:
- ale czego ty ode mnie oczekujesz, że rzucę pracę i ci ten plecak przywiozę do szkoły?
Uśmiecham się wyrozumiale, bo znam podobne sytuacje z własnego doświadczenia.
-Przepraszam panią, ale to dziecko do grobu mnie wpędzi...o, mamy połączenie, pani termin to kwiecień 2020...
W drodze ze szpitala do domu mijam dwóch panów sprzątających okolice bloku po remoncie:
- No mówię ci, ten piiiiiiiiii sprzedał wszystkie książki, takie ładne, teść mówił, że cenne, a on sprzedał za grosze! Nieuk je.....y, nie wie co dobre, tylko k...wa kasa się liczy!
W przychodni spotykają się dwaj zaawansowani wiekiem emeryci:
- A, witam kolegę!
- Uszanowanie, to jeszcze żyjesz?
- Żyję, nie mam innego wyjścia, zapisali mnie do specjalistów na tak odległe terminy, że szkoda aby przepadły...
- To ja podobnie, zdrowia życzę!
Kolejka do lekarza, pani pyta kto ma jaki numer, ja miałam 10:
- To dobrze, ja mam 28 dopiero
- I już pani przyszła?
- Kochana, tu chociaż jestem wśród ludzi, a w domu co? Nawet psa nie mam...
Gdy rejestrowałam się do lekarza jakąś starsza pani wyjaśniała, że musi się zapisać na popołudniowe godziny przyjęć:
- ale to godziny dla pracujących, emerytów rejestrujemy na godziny poranne
- Trudno, ja muszę wnuki do szkoły zaprowadzić i odebrać...
Na ulicy zaczepia mnie pani z dziewczynką w wieku przedszkolnym i pyta gdzie przystanek autobusu, który dowiezie je do galerii handlowej. Tłumaczę, że to blisko i zamiast stać na przystanku niech idą ze mną to pokażę drogę. Dziecko pyta czy daleko jeszcze...
Gdy docieramy do galerii dziewczynka wybucha płaczem:
- kochanie, aż tak bolą cię nóżki?
- Nieeee, ja chciałam się przejechać autobusem!
Okazało się, że są z małej miejscowości, gdzie nie ma komunikacji i mama obiecała , że tata wysadzi je z auta tak, by mogły dojechać do celu autobusem...
Przy kasie w Lidlu:
- Wymieniam punkty na lemura
- Lemury się skończyły
- To poproszę tygrysa...
No nie mogłam powstrzymać uśmiechu:-)
Super, humor mi się poprawił, bo poświątecznie jakaś chandra mnie dopadła. Pewnie przez pogodę- niby ładnie, trochę słońca, ale zimno i paskudny wiatr. Chciałam do ogrodu, a tu nici.
OdpowiedzUsuńNie zamieniłabym lemura na tygrysa:)
To na pewno sprawka wiatru, w głowie przeciąg normalnie, a pył wdziera się wszędzie :-(
UsuńW kolejce do lekarza to czasem można naprawdę ciekawe rozmowy zasłyszeć :)
OdpowiedzUsuńOj tak, tylko nagrywać lub zapisywać...
UsuńSytuacja w kolejce u lekarza pokauzje jak przykra jest samotność i jak bardzo człowiek szuka kontaktu z innymi...
OdpowiedzUsuńTo prawda, widuje się samotne osoby w różnych miejscach. Dobrze , że chociaż szukają tego kontaktu...
UsuńBardzo dobrze. Nie jest wskaznae zamykać się na otoczenie bo to moze źle się skończyć
UsuńRozmowa emerytów z jednej strony zabawna a z drugiej przerażajaca
UsuńUwielbiam takie niebanalne historie. Odnośnie tej galerii handlowej: szkoda, że pani z dzieckiem najpierw nie powiedziała, że koniecznie chce autobusem :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No właśnie, gdyby poinformowała, zaprowadziłabym je na przystanek...
UsuńOjej, to za szybko masz ten termin! Życzę Ci dużo dłuższego życia!
OdpowiedzUsuńSerce na razie spokojne, więc chyba pożyję:-)
UsuńPrzykro mi, że miałaś chodzone po szpitalach i przychodniach, ale z drugiej strony byłaś wśród ludzi i jak widać, bardzo ciekawych rzeczy się nasłuchałaś :)))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że czujesz się już lepiej :)
Czasem trzeba, sam wiesz, ale jeśli można to przekuć w dowcip dnia, to nie jest źle:-)
UsuńTobie to dobrze- ja tu w ogóle nie słyszę rozmów w poczekalni do lekarza. Primo- wizytę umawia się telefonicznie, secundo - każdy przychodzi na oznaczoną godzinę. Tertio- w poczekalni jest wielce międzynarodowo i przezornie każdy milczy;))) Z "bywania" to byłam w operze - stroje od mocno popołudniowych do dżinsów i byle jakiego swetra. Te stroje bardziej wykwintne uważały za stosowane zasilić kasę baru i to nie kosztem kawy, ale czegoś na gorąco + wino, stercząc przy barowym stoliku.Osobiście nie lubię jeść na stojaka.;) Byłam również na tutejszym SORze - 3 osoby na krzyż w poczekalni, a czekałam prawie 3 godziny. Bo z drugiej strony wciąż podjeżdżały karetki i ci mieli pierwszeństwo. Teraz już wiem- trzeba po prostu wzywać karetkę a nie jechać indywidualnie.
OdpowiedzUsuńNo a niedługo , na początku maja będę na występie chóru starszego Krasnala, bo mają wystawiać kawałek "Czarodziejskiego fletu".
Ale jeszcze nie wiem za kogo będzie robił Krasnal, to niespodzianka.
U nas ponoć najlepiej upić się w sztok, bo i szybko i sprawnie, nawet umyją:-)
UsuńJeść na stojaka też nie lubię, a tym bardziej pic kawę...
Gratuluję krasnalowi, ale na pewno napiszesz co i jak?
Oczywiście, że napiszę. Tylko zdjęć nie zamieszczę. Musiałabym miez na to zgodę wszystkich rodziców.
UsuńSzacunek dla pana od sprzątania :-) Choć nie wiem, czy nie żałował, że za tanio sprzedane. On może sprzedałby drożej ;-)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się, choć to i śmieszne, i smutne jednak.
Ech, życie Jotko. Miłego dnia :-)
Tak, samo życie, jak jest wesoło, to i straszno być musi:-)
UsuńWidać , że jesteś w dobrym humorze. A ten i nam się udziela :) więc wszystkiego dobrego na po świętach i niech poczucie humoru nigdy Cię nie opuszcza . Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy sprostam temu NIGDY, ale robię co mogę:-)
Usuńwszystko kiedyś się kończy , więc i to co teraz Cię gnębi też odejdzie w niebyt ... pozdrawiam :)
UsuńI tego mam zamiar sie trzymać:-)
UsuńPunktów nie zbieram, ale lemura też bym chciała...;o)
OdpowiedzUsuńPewnie, ja też, nawet żywego...
UsuńNie ma miesiąca, abym raz czy dwa, a nawet trzy razy, jak teraz w kwietniu, nie była w przychodni. Faktycznie, jest to dobre miejsce do obserwacji różnych zachowań ludzi. Niedawno, czekając godzinę do laryngologa, przyglądałam się ojcu ze ślicznym chłopczykiem, który był niesamowicie spokojnym dzieckiem, co rzadko się zdarza.
OdpowiedzUsuńMoje dzieci nie jeździły pociągami, ale z synem specjalnie się przejechałam, aby nie czuł się źle w towarzystwie kolegów, którzy jeździli wszystkimi środkami lokomocji.
Nie obrażając nikogo, nie rozumiem tego pędu na zabawki z marketów.
Spokojne dzieci faktycznie sporadycznie bywają, ciekawe dlaczego?
UsuńDzieciaki uwielbiają te zbieranki, zwłaszcza w Biedronce...
Ty zawsze piszesz ku pokrzepieniu serc. Przez to lubię tu wchodzić. A nawet jeśli poruszasz cięższy temat, to robisz to w taki sposób, że nie opuszczam Twojego bloga zdenerwowana.
OdpowiedzUsuńZa rok? Mam nadzieję, że to nic ponaglającego, ewentualnie zaciśnij kieszeń i idź prywatnie.
Tak, ludzie często nie wiedzą co mają i sprzedają za grosze. Raz mojemu znajomemu ktoś sprzedał wzmacniacz do radia samochodowego, podobno firmy górującej na rynku. Model kosztował kilka tysięcy, a kupił go za 200 zł.
Zawsze mogą wrócić autobusem. ;]
I nie było awantury o lemura? :D
Staram się nie marudzić, chociaż czasem coś mnie wkurza, ale gryzę się w język i czasem odpuszczam, wszak racja nie musi być mojsza...a poza tym szkoda życia na nerwy...
UsuńJak ponagli, pójdę oczywiście prywatnie, jak zwykle.
Tygrysa wybierał chyba tato małolata, awantury nie było.
Witaj, Jotko.
OdpowiedzUsuńCzyli już "tylko" roczek do wizyty u specjalisty?
Miałam kiedyś okazję obserwować licytację dwóch pań w wieku 70+, której wynikiem były dwa kolorowe stosiki specyfików wyłożonych na dzielące je puste krzesełko:)
Odniosłam wtedy wrażenie, że udowadnianie, która jest "chorsza" sprawiało im niebotyczną przyjemność:)
Pozdrawiam:)
O tak, ja kiedyś musiałam wysłuchać pana, który opowiedział mi o swoich operacjach, ledwo miałam siłę wejść do gabinetu ;-)
Usuńwitam. tak, zwierzęta często wywołują nasz uśmiech ;) miłego dnia. asia
OdpowiedzUsuńZwierzęce maluchy jeszcze bardziej...
Usuńprzed świętami pomagałam pozbierać takie "punkty" małemu kuzynowi. Ludzie dobrzy pomogli:)), oddawali swoje:))
OdpowiedzUsuńJa też czasem oddaję, wnuków jeszcze nie mam...
UsuńMyśle, że trzeba było się wrócić na przystanek, niechby się dziewczynka przejechała.
OdpowiedzUsuńMoże wróciły z galerii autobusem?
UsuńWcisnęli mi w Lidlu jakieś punkty razem z rachunkiem, ale nie wiem, na co? Może na leminga ;)
OdpowiedzUsuńA może na patelnię? pełno tego, nie ogarniam...
UsuńHa ha ha :) Jolu powinnaś spisać swoje historije w jakiś tomik :) dobrze się przy nich bawię Dla nas samych to nie fajne chwilę ale potem można się pośmiać i ma się o czym mówić :)
OdpowiedzUsuńTo fakt, niektóre sytuacje wydają się zabawne po czasie:-)
UsuńMała uwaga: nie Jolu...Joanna mam na imię:-)
Też noszę jakieś znaczki z Biedronki. Mam 3, a podobno trzeba mieć 15, więc nie zdążę zebrać, żeby coś zyskać. Trudno, obejdę się bez tego "misia".
OdpowiedzUsuńA czekanie już powoli staje się drugą naturą. Wyrabia cierpliwość.
Pozdrawiam
Ja nigdy nie biorę, bo albo gubię albo zapominam, ale zbieraczy jest wielu, głównie dla dzieci:-)
Usuńw kolejce do lekarza zwykle chowam się w "bańce" /słuchawki na uszy i nos w książkę/...
OdpowiedzUsuńkiedyś zbierałem te różne pluszaki bonusowe, ale siostrzenice mi nieco podrosły, co prawda to nie problem, jednak ich dom nie chce być z gumy... mam tylko kartę z Biedry, ale nie swoją, tylko nabijam punkty mamie owych siostrzenic...
pan sprzątający, ten od książek, przebił wszystkich z tego zestawu scenek...
p.jzns :)...
W takich zestawach każdy ma swój ulubiony wątek:-)
UsuńDobre...
OdpowiedzUsuńDobrze się pośmiać...
Usuńto Ty zdrowiutka jesteś, skoro na za rok Cię zapisali. za rok przyjdziesz, to przełożą na kolejny - takie profilaktyczne spotkanie - rejestracja pierwszego kontaktu. tylko się cieszyć. na izbie przyjęć niektórzy leżą po trzy dni, żeby zapracować na łóżko oddziałowe.
OdpowiedzUsuńZawsze wychodzi na to, że symuluję po prostu...
UsuńCzasem można podsłuchać bardzo ciekawe rozmowy. :) Też kilka razy słyszałam różne zabawne dialogi. :)
OdpowiedzUsuńWystarczy wyostrzyć zmysły...
UsuńEmeryci i terminy do specjalistów- genialne - w końcu motywacja to połowa sukcesu :)))
OdpowiedzUsuńMotywacja jest potrzebna nawet do wstania z łóżka.
UsuńFajnie, że zapamiętujesz te dialogi :) niektóre nadawałyby się do kabaretu.
OdpowiedzUsuńŻycie to najlepszy kabaret:-)
UsuńJeśli chodzi o dziewczynkę i autobus, to "zamienił stryjek siekierkę na kijek", wysiadły z samochodu, aby dla przyjemności pojechać autobusem, a ty ich całkiem przyziemnie, poprowadziłaś na piechotkę :) To chyba mama dziewczynki okazała się za mało komunikatywna, bo przecież mogła ci od razu powiedzieć o co chodzi :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię obserwować scenki rodzajowe i lubię takie opowiadania z życia wzięte :)
Widocznie mama miała inne priorytety...
UsuńBardzo ciekawe dialogi, ten o dziewczynce mnie bardzo rozczulił, a jednoczesnie rozśmieszył, bardzo ciekawa sytuacja.
OdpowiedzUsuńA co do tych terminów, to są na prawdę odległe, nic tylko czekać i mieć nadzieję, że człowiek do tej pory będzie zdrowy.
Może liczą na to, że w międzyczasie ktoś ozdrowieje?
UsuńTo z książkami - przejmujące.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNigdy nie wiemy, kto ceni książki, a kto wręcz przeciwnie...
UsuńTeż wczoraj byłam między ludźmi i nie mogę się pozbierać...:-)
OdpowiedzUsuńDomyślam się...
UsuńO tak będąc w przychodni to się można nasluchać jakie kto ma choroby, kto się z kim rozszedł albo kto umarł w klatce z sąsiadów. A terminy do specjalistów są nieraz tak długie że człowiek nie wie czy doczeka. Szkoda gadać
OdpowiedzUsuńPozdrawiam najserdeczniej.
W przychodni to można się bardziej rozchorować lub przygnębić...
UsuńU nas w Muzeum był ostatnio pan, który strasznie się bulwersował, że zamiast malarstwa wystawiamy jakiś szmelc, którego (według niego) nikt nie ogląda. Przez szmelc rozumiał pamiątki podniesione z pól bitewnych nad Bzurą.
OdpowiedzUsuńNo tak, przecież brudne, zardzewiałe ;-)
UsuńCiekawe, co powiedziałby na potłuczone skorupy i resztki butów średniowiecznych?
Też mamy, ale nie dotarł aż tam. :D
UsuńSuper! Też lubię dyskretnie podsłuchać! Samo życie!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie!
Takie podsłuchiwanie to nie grzech:-)
Usuńz tymi kolejkami i odległymi terminami to jednak chyba nie do śmiechu, ech
OdpowiedzUsuńCóż nam zostało, śmiech przez łzy!
UsuńJak lemury się mogły skończyć? W końcu to takie małe Juliany są. :) Król Julian nie byłby zadowolony, że się pokończyły lemury.
OdpowiedzUsuńTrudno jednoznacznie mi odpowiedzieć co z tym świętowaniem nie tak u mnie jest.
Pozdrawiam!
Król Julian złożyłby protest!
UsuńMyślę, że ktoś z "normalnego" kraju, znający nasz język, nie bardzo by wiedział w jakiej epoce się znalazł.
OdpowiedzUsuńA może pomyślałby, że to plan filmu historycznego?
Usuńnormalny kraj... ciekawe który to. :D
UsuńDla nas to kraj marzeń chyba;-)
UsuńBuuu, lemury się skończyły...
OdpowiedzUsuńNo skandal normalnie!
UsuńPodziwiam Cię - zawsze jesteś w pogodnym nastroju, zawsze na stanowisku blogowym, zawsze z fajnymi wpisami. Ten mnie ubawił po pachy :) A ostatnio mało mi do śmiechu, jakaś chandra wiosenna się czepiła i nie chce odejść. Nic się nie chce...
OdpowiedzUsuńChandra strajkowa pojawia się co drugi dzień, dodajemy sobie otuchy, nawet kupiłam włóczkę i sweter robię, siedzimy i dziergamy na drutach i szydełkiem:-)
UsuńŻyję bo szkoda, aby termin mi do lekarza przepadł... dobre :-)
OdpowiedzUsuńSama bym na to nie wpadła:-)
UsuńTeż się pośmiałam, chociaż tak naprawdę to mi wesoło nie jest. Pochodzić by się chciało, bo wiosna, a tu tylko leżenie.Od Wielkiej Soboty, pierwszy dzień jak udało mi się usiąść przy laptopie. Uściski.
OdpowiedzUsuńIwonko, pewnie to niewiele pomoże, ale myślę, że wiele osób myśli ciepło o Tobie:-)
UsuńCzytając, również nie mogłam powstrzymać śmiechu.
OdpowiedzUsuńAle nie do śmiechu są te dłużyzny do specjalistów
- nie mam cierpliwości do takiego czekania.
Przewrotnie "biorę siebie" na przeczekanie - czasem
choroba odpuszcza, a jeżeli nie, idę prywatnie.
W ten sposób nie mam żadnych wizyt specjalistycznych
w ramach NFZ. Zastanawiam się, dlaczego jeszcze płacę
składkę (?) - pewnie za ratowanie w przyszłości życia,
bo zdrowia chyba już nie...
Robię podobnie, gdy coś boli dłużej niż 3 dni, to czasem trafiam do przychodni lub szukam domowych sposobów...
UsuńKiedy sie wyjdzie z domu, to ma się temat na bloga :)
OdpowiedzUsuńCzęsto tak jest:-)
UsuńBo to życie pisze najlepsze scenariusze (i dialogi) :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, wystarczy dobrze słuchać i zapamiętywać:-)
UsuńLubię wychwytywać takie "smaczki", gdziekolwiek jestem. Historyjka z dziewczynką i autobusem przypomniała mi, jak sama lubiłam jeździć tramwajami jako dziecko. Teraz, gdy muszę dojeżdżać komunikacją do pracy, moje odczucia zmieniły się nieco... ;)
OdpowiedzUsuńMnie kiedyś dojazdy pociągiem zniechęciły do kolei, ale gdy jechałam szybkim pociągiem do Poznania, to zupełnie co innego...
UsuńMożna się pośmiać! Warto takie smaczki zapamiętywać i zapisywać:)
OdpowiedzUsuńOkazuje sie, że tak, dzięki za odwiedziny:-)
UsuńŁadne książki są super:) A z tym spacerem do dałaś plamy dziewczyno :)
OdpowiedzUsuńAle że co, że przegnałam kawałek? no sorry, nieporozumienie...
UsuńŻe przegnałaś;)
OdpowiedzUsuńA tak naprawdę to mamie się dziwię, że nie zawalczyła o przejażdżkę córci:)
Pewnie byłam przekonująca, zresztą sama stwierdziła, że mała ma za mało ruchu...:-)
Usuń