Strony

piątek, 31 maja 2019

Smutne oczy

Bartek jest mały i drobny jak na swój wiek.
Wychowawczyni narzeka, że nie uważa na lekcjach, bywa agresywny wobec kolegów, czasami odmawia wykonania zadania.
Chłopiec lubi zajęcia dodatkowe.
Jego pani pomaga mu w matematyce, pani psycholog zawsze podsuwa jakieś fajne gry lub rysunki…
Ktokolwiek rozmawia z chłopcem zauważa jego smutne oczy.
Bartek strasznie tęskni.
Za mamą.
Zapytany opowiada:
Tato zabronił widywać się z mamą do wakacji, nawet dzwonić do siebie nie mogą.
Starsza siostra nie tęskni, jest na mamę zła – za picie, za późne wracanie do domu, za awantury. Najstarszy brat, już prawie dorosły, w domu tylko nocuje.
Gdy była komunia Bartka, chłopiec wyglądał mamy pod kościołem lub choćby prezentu od niej, ale siostra powiedziała, że tato nawet mamy nie zawiadomił o uroczystości.
Tato jest uparty, załatwił coś tam w sądzie, żeby mama nie mogła ich odwiedzać.
A Bartek tęskni…

Julita prawie nigdy się nie uśmiecha.
Wchodzi do biblioteki cichutko, siada w kąciku, wybiera z półki książkę i czyta.
Zapytana przez koleżanki czemu nie idzie z nimi na boisko, odpowiada, że tylko tutaj może spokojnie poczytać, bo w domu zawsze ma coś do zrobienia.
Dziewczyna ma troje młodszego rodzeństwa, tato zmarł kilka lat temu.
Mama nie bardzo radzi sobie z gromadką pociech, poza tym ma nowego partnera.
To już chyba trzeci. Gdy spotykała się z poprzednim, urodziła czwarte dziecko.
Część obowiązków spadła na Julitę, rodzeństwo hałaśliwe, dziewczyna nie ma dla siebie ani kąta, ani spokoju.
Przyszła kiedyś pochwalić się nową fryzurą, to był jedyny raz, kiedy uśmiechnęła się szczerze, ale oczy pozostały nadal smutne...

(*** imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione, by nikt nie mógł powiedzieć, że zdradzam czyjeś tajemnice...)

wtorek, 28 maja 2019

Zdumienie co krok

Lubię codzienne zdumienia, zachwycające drobiazgi.
Podziwiamy spektakularne zabytki, cudowne krajobrazy, zwiedzamy świat w poszukiwaniu wrażeń.
Ale chyba nic nie sprawia takiej radości, jak niespodzianki codzienności - jakiś szczegół architektury, piękna roślina, wiewiórka w parku.
Coś, co zatrzymuje nas w biegu na chwilę i pozwala odwrócić myśli od problemów czy planów na jutro.
Byłam niedawno w w budynku liceum, jednej z najstarszych szkół w mieście, a tam piękna klatka schodowa z portretem patrona Jana Kasprowicza i schowana za tablicami poglądowymi drewniana kapliczka, autorstwa jednego z dawnych profesorów.
Na każdym piętrze, nieczynne niestety, poidełka dla uczniów, choć na pierwszy rzut oka wyglądają jak piece kaflowe.
Można sobie wyobrazić, jak dawni uczniowie w jednakowych mundurkach i wypastowanych butach podchodzili i gasili pragnienie przy tych studzienkach.
Przyroda zadziwia niezmiennie. Na pierwszym zdjęciu szpaler kwitnących krzewów przed domem mojego syna. Takimi kwitnącymi żywopłotami otoczone jest całe miniosiedle.
A ten szpaler kwitnących na różowo drzew, to ulica prowadząca od centrum miasta do parku miejskiego u nas. Tak wygląda ulica na całej długości, a krótka nie jest.
Śmieszne czerwone zabytkowe autko spotkaliśmy kiedyś na jakimś parkingu, było malutkie, jak dla krasnali i nie mogłam sobie odmówić zrobienia fotki.
Ostatnie zdjęcia to po pierwsze, całe pole hiacyntów, które odkryliśmy , idąc za zapachem, kwiaty we wszystkich kolorach, nawet nie wiedziałam, że mają tyle odmian.
Po drugie - zabytkowe skrzynki pocztowe na gmachu poczty głównej, który był świadkiem wielu historycznych wydarzeń w naszym mieście.

Inne zachwyty codzienności, to śpiew kosa o poranku, zachód słońca odbijający się w oknach odległych wieżowców, rodzinka kaczek zmierzająca chodnikiem nad osiedlowy staw...
Dla takich chwil chce się wstać z łóżka i zderzyć z rzeczywistością za progiem domu.

sobota, 25 maja 2019

Dyskusje na ławce...

Nazywam ich Klubem pod chmurką.
Kilku mocno starszych panów przesiaduje na ławce pod blokiem, jeden na wózku, obok ławki.
Zawsze żywo dyskutują na różne tematy.

Tym razem podsłuchałam fragment rozmowy o programie telewizyjnym.
Przytaczam w oryginale, o ile to możliwe:

- a ta kudłata co jeździ po knajpach? ile razy pier.....nęła talerzem o podłogę!
- a te kłaki, co włażą do zupy? fuj!
- ale musisz sąsiad przyznać, że syf w tych knajpach niezły, dobrze, że mnie nie stać i nie chodzę

Mieli zapewne na myśli program Kuchenne rewolucje.
Czasami go oglądam i też nie zawsze podoba mi się konwencja przyjęta przez autorów, postępowanie prowadzącej drażni wielu ludzi, zauważyłam, że głównie panów.
Nie zawsze, z tego co słyszałam sukces medialny przekłada sie na sukces realny. U nas, restauracja Penelopa po transformacji jakiś czas odnotowała wzrost frekwencji gości, teraz jest nieczynna...

Ze swej strony mogę powiedzieć, że jednak dzięki temu programowi nauczyłam się zwracać uwagę na pewne szczegóły, które świadczyć mogą o renomie danego lokalu: krótka karta, świeże produkty, jakość dania, cena, podejście obsługi, a nawet sposób parzenia kawy oraz czystość toalet .

Kiedyś z większą nieśmiałością podchodziłam do swoich praw jako konsumenta, teraz śmiało proszę o wymianę np.sosu czy filiżanki kawy, na której brak pianki lub podano pomyłkowo z mlekiem, o które nie prosiłam, a za które płacę...

Z każdego doświadczenia można wysnuć dla siebie naukę.

środa, 22 maja 2019

Dziwny to kraj...

Całe życie średnio interesowałam się polityką, nawet teraz znawcą nie jestem.
Nie należę do żadnej partii, związku, stowarzyszenia, bo lubię chodzić własnymi drogami.
Oglądam, czytam i słucham, co dzieje się w kraju w rożnych środowiskach.
Wnioski, które wyciągam bywają pewnie naiwne, może z powodu tego, że nie we wszystkich widzę wrogów, nieuków, ludzi złej woli.

Wybaczcie więc, że zamieszczam spis moich subiektywnych spostrzeżeń, tak dla oczyszczenia duszy i głowy, bo już coraz mniej w niej się mieści.
Może ktoś dopisze jakieś swoje refleksje, o tym co go szokuje, zasmuca, denerwuje...

Dziwny to kraj, w którym....

1. tęcza nie zachwyca kolorami a słowo KONSTYTUCJA stało się wysoce podejrzane
2. kopanie kobiet na ulicy jest TYLKO wyrazem niezadowolenia niektórych mężczyzn
3. rozwinięte nadmiernie dzieci prowokują niewinnych księży do grzechu
4. neofaszystów nazywa się prawdziwymi patriotami, a obchody urodzin Hitlera są incydentalnym aktem młodocianych
5. opozycji wyłącza się mikrofony w Sejmie, podczas gdy SWOI mogą przemawiać do woli i bez żadnego trybu
6. ministrowi nie starcza na życie, a bezdomni podarowują księżom drogie auta
7. kobiety protestujące z czarnymi parasolkami nazywa się ladacznicami, a protest z białymi różami jest zagrożeniem dla władzy
8. Flaga UE to zwykła szmata dla niektórych, ale tylko czasami
9. przeciwnicy władzy nazywani są gorszym sortem i nie należą do tego samego narodu
10. grzmi się przeciw aborcji oraz w obronie życia za wszelką cenę, a chorych, kalekich i samotnych staruszków pozostawia na łaskę losu
11. ściganie zjawisk patologicznych w kościele nazywa się występowaniem przeciw religii
12. hierarchowie kościelni modlą się za sprawców , a nie za ofiary pedofili
13. strajkujący teoretycznie mają rację, ale strajkować nie powinni, bo to nieetyczne
14. cały rząd spotyka się na imieninach u ojca dyrektora, ale żyjemy podobno w państwie świeckim
15. przebacza się najgorszym bandytom, a rozwodnikom i homoseksualistom zamyka się drzwi świątyń
16. ofiary gwałtu czy przemocy domowej traktowane są gorzej, niż sprawcy tych czynów
17. śledztwo w sprawie wieszania portretów polityków na szubienicy trwa dwa lata, a autorkę kontrowersyjnych plakatów wywleka się już następnego dnia w kajdankach
18. pewna komisja pracuje za pieniądze podatników lat kilka, ale nikt nie wie, co robi i kto w niej zasiada
19. jednemu z polityków opozycji zarzuca się ucieczkę swego czasu do Brukseli, gdy teraz ucieka niemal cały rząd
20. pensjonariusze zakładów karnych mają lepsze warunki, niż pensjonariusze domów opieki dla osób starych i chorych
21. wsadza się ludzi do więzienia na 20 lat, by nagle powiedzieć – sorry, pomyliliśmy się.
22. nowe przepisy działają wstecz, zaskakując osoby nimi objęte
23. trudno dostać się do lekarza, mimo że pacjent opłaca składki na służbę zdrowia
24. władza zapewnia , że prawo jest równe dla wszystkich, gdy wszyscy widzą, że jest inaczej
25. pracując dwa tygodnie w spółce skarbu państwa można zarobić więcej, niż ja zdołam przez całe życie
26. nauczyciel ma często po kilka fakultetów, ale posłem może być każdy
27. pomoc finansową dla dzieci dostają nawet ludzie bogaci, a samotne matki muszą pracować na kilku etatach
28. poseł opozycji jest karany dotkliwie za niewłaściwe zachowanie, gdy inna posłanka z partii rządzącej jest tłumaczona za swoje ekscesy temperamentem i spontanicznością wypowiedzi
29. ludzie u władzy zaczynają tworzyć nową historię kraju i narodu według koncepcji swego przywódcy
30. rzuca się oskarżenia na prawo i lewo bez dowiedzenia winy i ukarania winnych
31. określenia MY - ONI nabrały zupełnie nowego znaczenia
32. były komunistyczny prokurator przewodzi komisji sprawiedliwości w sejmie
33. mimo wspólnych spraw, coraz więcej nas dzieli, a coraz mniej łączy...
34. powołuje się komisje śledcze tam , gdzie łatwo i szybko można sprawdzić wiele rzeczy...
35. emeryt pracujący uczciwie niemal przez 40 lat musi wybierać między lekami a ubraniem, bo na wszystko nie starczy...
36. ważne ustawy pisze sie na kolanie i zatwierdza w nocy, by później dopisywać do nich dziesiątki poprawek
37. urzędnicy państwowi nie odpowiadają za błędy wynikające z ignorancji, lenistwa czy złej woli

Trochę tego sporo, nie uważacie?


A może to wcale nie dziwne , może zawsze tak było, tylko różne tragiczne zdarzenia w naszej historii przyćmiły większość przywar, a uwypukliły inne cechy?

niedziela, 19 maja 2019

Z Krzysiem o kocie...

Krzyś wpada na dużej przerwie, jak zwykle zadyszany.
Staje koło biurka i jak zwykle ucinamy pogawędkę:

- Dzień dobry, oj przydałaby się winda!
- żartujesz, ja wchodzę kilka razy na dzień, mieszkam na trzecim piętrze i nie miewam zadyszki
- ale wie pani, ja mam pecha, deszcz pada i akurat na dużej przerwie, a chciałem iść na boisko
- na pogodę nic nie poradzimy, a co tam u Ciebie, dawno nie zajrzałeś
- byłem w kinie z mamą i wujem, z okazji urodzin, w dodatku były tańsze bilety
- a na jakim filmie?
- a takim dla dzieci, ale trochę dziecinny
- nie podobał ci się?
- tak sobie, ale przynajmniej sala pusta była, razem z nami 6 osób
- to szału nie było...

- A wie pani, namawiam mamę na drugiego psa, bo mój jest samotny, a mógłby mieć siostrę albo brata
- a co mama na to?
- nie chce słyszeć, bo niedługo urodzi drugie dziecko
- to będziesz miał siostrę lub brata, nie dziwi mnie więc, że mama nie myśli o drugim psie...
- ale to ja wyprowadzam psa!
- a jak zachorujesz lub będziesz w szkole, to mama będzie wychodzić z wózkiem i dwoma psami?
- no to może być kot, koty załatwiają się do kuwety
- a co twój pies powie na kota? zgodzą się w jednym pokoju?
- pies z kotem nie zawsze się kłócą, koleżanka ma psa i kota i żyją w zgodzie, nawet jedzą razem, ale nie z jednej miski, wiadomo
- a mama lubi koty?
- nie wiem, ale boi się, że kot zarazi małe dziecko jakąś chorobą...
- nie słyszałam o takim przypadku...

- Czy był już dzwonek na lekcję? bo mam sprawdzian, nie chcę sie spóźnić
- jeszcze nie było, wprawdzie hałas straszny na korytarzu, ale dzwonek raczej słychać, z czego sprawdzian?
- z historii, właściwie mam aż trzy sprawdziany
- trzy? niemożliwe, może być jeden tylko
- no tak , bo z anglika jest kartkówka, a z matmy poprawa sprawdzianu i muszę poprawić ocenę
- musisz czy chcesz?
- chcę, mówiłem pani, że z matmy mam plany, ale coś mi nie poszło...
- może plany masz zbyt ambitne?
- a co to znaczy?
- to znaczy, że planujesz więcej, niż jesteś w stanie wykonać...

I poleciał, bo dzwonek zadzwonił, oby sprawdzian dobrze mu poszedł.

czwartek, 16 maja 2019

Narzędzia i procedury...

O pedofilii powiedziano już wiele i równie liczne słowa jeszcze padną. Wypowiedziałam się wielokrotnie w komentarzach na innych blogach.
Dziś chcę nawiązać do bezpieczeństwa dzieci, bo sprawa nastolatka, który zabił nożem kolegę przeszła prawie bez echa.
Zapowiedziano natomiast kontrole bezpieczeństwa w szkołach przez odpowiednie organa.

Tak się zastanawiam właśnie, na czym te kontrole będą polegać?
Każda szkoła i placówka zajmujące się dziećmi i młodzieżą mają opracowane narzędzia i procedury postępowania w różnych sytuacjach, są regulaminy, statuty, kontrakty, monitoring, w niektórych szkołach nawet bramki elektroniczne i ochrona.
Problem w tym , że nie można sprawdzić ani przewidzieć intencji uczniów czy osób dorosłych.

Wielu rodziców
jest przeciwnych nawet monitoringowi czy zamykaniu drzwi szkół dla postronnych osób. Przecież rodzic ma prawo…
Rodzice mają wiele praw w szkole i słusznie, w końcu chodzi o ich własne dzieci, ale ich egzekwowanie nie może zaburzać pracy szkoły czy zagrażać bezpieczeństwu innych dzieci. Nauczyciel nie może rozmawiać z rodzicem na osobności, zostawiając jednocześnie klasę samą, bo rodzic nie mógł być na zebraniu.
Rodzice chodzący po szkole – przecież szukam tylko córki, bo zapomniała śniadania - ale bywało, że rodzic, wujek, babcia dokonywali samosądów na kolegach swojego podopiecznego, ojciec porywał dziecko, pijany wujek awanturował się z woźnym, jakaś mama krzyczy na wychowawcę przy uczniach - na to dzieci patrzą i nie czują się z tym dobrze, nie jest to też dobry przykład dla budowania wzajemnego szacunku.

Nauczyciele mają ograniczone uprawnienia – nie wiemy, co uczniowie wnoszą do szkoły w plecakach, jego zawartość uczeń może jedynie sam opróżnić, a jeśli nie zechce? Bywa, że mają noże, scyzoryki, zapalniczki, w gimnazjach zdarzały się petardy, piwo… przepisy nie pozwalają odebrać uczniowi telefonu, ani go wyłączyć , a uczeń może zrobić ukryte zdjęcia czy filmiki i zamieścić w Internecie.
Coraz więcej dzieci ma problemy emocjonalne, potrzebuje pomocy psychiatry, psychologa, leków, a tymczasem w szkołach często jeden pedagog szkolny musi wystarczyć na kilkaset dzieci.

W czasie przerw
nauczyciele pełnią dyżury, ale trzeba także pamiętać, że jest nas coraz mniej, były zwolnienia nauczycieli lub pedagodzy pracują w kilku szkołach, uzupełniając etaty, więc w czasie przerw przemieszczają się do innych placówek. Kto pracował kiedykolwiek z tak dużą liczbą dzieci na raz ten wie, jak trudno zapewnić bezpieczeństwo uczniom w każdym miejscu i w każdym momencie.
Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co uczniowie mają w głowach, w jakim stanie przyszli z domu
( ojciec pijany, mama wyjechała, starszy brat narkoman) czy biorą leki, czego się boją, do czego są namawiani przez rówieśników.

Presja jest ogromna, a pomocy znikąd, ileż to lat alarmujemy o dodatkową pomoc, władze jakby głuche na problemy, łatwiej wezwać dyrektora z nauczycielem do kuratorium i zbesztać.
W ośrodku specjalistycznym lekarz, wychowawca mają sanitariuszy do pomocy w razie ataku szału u pensjonariusza. Kogo ma do pomocy nauczyciel? Najwyżej swego kolegę, koleżankę.

Nawet nie spróbuję rozdzielić dwóch agresywnych ósmoklasistów, którzy są o głowę wyżsi ode mnie , że o sile nie wspomnę. Mogę jedynie prosić, przemawiać do rozsądku, nie wolno mi ucznia dotknąć, zrewidować, uczeń może wszystko, ze szkoły wyrzucą, gdy ma 18 lat czyli najwyżej w liceum.
Gdy nauczyciel zajrzy do szatni, toalety – może być oskarżony o wiele rzeczy, gdy nie zajrzy, a przemoc wydarzy się na jego dyżurze – zostanie oskarżony o brak reakcji.

Za chwilę podwójny rocznik uczniów w szkołach - ciekawe czy pani minister pomyślała jak w takim tłoku zapewnić uczniom bezpieczeństwo, ale to nie jej problem, to problem dyrektorów i nauczycieli.
Ile złego musi się stać, by ktoś dostrzegł wreszcie problem?

Jedna z nauczycielek próbowała opanować agresję młodszego ucznia, przyciskając go do ściany, obtarła dłonie do krwi, została pokopana i opluta… ale uchroniła drugiego ucznia, może przed najgorszym. Zyskała kilka siwych włosów.

Gdy zaatakowany zostaje lekarz, ratownik, pielęgniarka podpada to pod paragraf.
Uczniowie nie są przestępcami, trzeba brać pod rozwagę ich emocji, trudną sytuację rodzinną,presje rówieśników, choroby itp.
Nauczyciel jest w pracy, sam z całą klasą, bez realnej pomocy w danej sytuacji.

Gdy media donoszą o jakimś wydarzeniu na terenie szkoły – najbardziej denerwują mnie pytania: gdzie był nauczyciel, co zrobiła szkoła, czy dzieci są bezpieczne…

Między innymi w proteście przeciwko zrzucaniu całej odpowiedzialności na nauczycieli był kwietniowy strajk

poniedziałek, 13 maja 2019

Uczta dla zmysłów:-)

Na wstępie dziękuję za wszystkie miłe słowa!
Mieliście wszyscy rację - wyjazd na koncert to najlepszy pomysł ostatnich lat i najmilszy prezent, a emocje, które mi towarzyszą do teraz będą ze mną długo.
Koncert zaczynał się o 20.30, ale na stadion udaliśmy się dużo wcześniej, by znaleźć miejsca, co wcale nie było łatwe, bo na stadion waliły tłumy, nawet policja kierowała ruchem.
To był koncert dla 25.000 widzów!
Wyobrażacie sobie?
Tubylcy obeznani z imprezami stadionowymi wiedzieli, że lepiej przyjechać tramwajem, taksówką lub zostawić auto na ulicach odległych od najbliższego sąsiedztwa stadionu.
My od syna mieliśmy blisko, mały spacer.
Zabraliśmy tylko bilety, telefony i chusteczki. Zrobiliśmy dobrze, bo przy wejściach odbierano parasole, butelki z wodą itp.
Na miejscu można było kupić napoje w kubkach i ciepłe przekąski, ale to z koncertem tej rangi mi się nie komponowało.
Dotarliśmy do naszego wejścia nr 19. Kolejka najkrótsza z dotychczas mijanych, dobra nasza!
Podejrzałam, jak należy skanować bilety by wejść przez bramkę i zaczął się długi marsz po schodach.
Dla mnie to nie problem, całe życie chodzę po różnych schodach :-)
Z emocji nie zauważyłam, że weszliśmy niemal pod sam dach, widok na płytę stadionu zapierał dech, choć niektórzy mieli problem z wysokością.
Kilka osób pomyliło miejsca, przejścia wąskie, więc manewr między rzędami wymagał nieco odwagi...
Miejsca powoli zapełniały się, pod kopułą stadionu szybowały ptaki, jeszcze powietrze było ciepłe, grzały nas emocje.
Widownia w różnym wieku, zauważyłam nawet dzieci, słyszałam różne języki.
Osoby z trudnościami w chodzeniu miały nieco problemu z dotarciem na miejsca na trybunach, lepiej było na murawie, ale tam bilety dużo droższe...
Tak napisano o koncercie na portalu Głos Wielkopolski:

"25 tys. widzów oklaskiwało sobotniego wieczoru na Stadionie Miejskim w Poznaniu światowej sławy włoskiego tenora Andrea Bocelliego. Jego koncert uświetnił obchody setnej rocznicy powstanie Uniwersytetu Poznańskiego, ale zarazem był też finałowym akcentem trwającego w Poznaniu Międzynarodowego Festiwalu Universitas Cantat. Wybitny śpiewak z towarzyszącymi mu osobami przyleciał do Poznania prywatnym samolotem."

Przed występem Bocellego i jego gości poświęcono kilkanaście minut skromnej uroczystości.
Ponieważ koncert wpisywał się w obchody stulecia Uniwersytetu Poznańskiego, rozpoczęło go wykonanie pieśni „Gaudeamus Igitur” przez 120-osobową reprezentację chórzystów, biorących udział we wspomnianym festiwalu i poszerzoną orkiestrę Teatru Muzycznego w Poznaniu pod batutą Carlo Berniniego. Wersja, której dotychczas nie słyszałam, ciekawa aranżacja, śpiewy chóralne zawsze mnie zachwycają.

Na czas tego utworu wszyscy wstali, było bardzo uroczyście. Krótkie ( na szczęście) przemówienia wygłosili czterej rektorzy uczelni wyrosłych z Uniwersytetu Poznańskiego, a także prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak.

Głównemu wykonawcy towarzyszyli:
soprany Maria Aleida Rodriguez, Illaria Della Bidia, solo na flecie Andrea Griminelli, wspomniani chórzyści oraz para taneczna Maria Pawelec i Federico Zeno Bassanese.

Koncert podzielono na dwie, a właściwie trzy części. W pierwszej wysłuchaliśmy arii i pieśni ze znanych dzieł operowych, w drugiej można było zachwycać się muzycznymi tematami skomponowanym do filmów amerykańskich przez Ennio Morricone, wreszcie wzruszył nas wielki przebój Louisa Armstronga „What a Wonderful World” .
Ale prawdziwy aplauz i wzruszenie nastąpiły, gdy okazało się, że wysłuchamy duetu Andrei Boccellego z jego synem Matteo.
Jak oni śpiewali, po prostu rozkosz. Uważam, że syn , jeśli będzie wytrwały, zrobi większą karierę, niż ojciec, niesamowicie hipnotyzujący głos.

Nigdy nie myślałam, że będę płakać ze wzruszenia na koncercie i to niejeden raz!
Koncert zakończył sie około 22.30, ale owacje na stojąco i długie zachęty publiczności spowodowały, że artyści odwzajemnili się bisami, wśród których były utwory „Time To Say Goodbye” oraz „Nessun Dorma” Pucciniego.

Wiele osób ocierało łzy wzruszenia.
Znałam i słyszałam wiele razy prezentowane utwory, ale mówię Wam, usłyszeć i przeżyć tę muzykę na koncercie , a słyszeć z płyty, to dwie różne sytuacje.
Zachwycały nie tylko głosy solistów, zachwycało wszystko:
śpiew chóru, wirtuozeria flecisty, tancerze, orkiestra...

Szczerze powiem, że brak słów, by opisać wszystkie emocje tego wieczoru.
Wracaliśmy do domu syna powoli, bo powrót dotyczył jednocześnie 25 tysięcy ludzi, ale logistycznie organizatorzy zdali test na piątkę.
Spać poszliśmy bardzo późno, bo muzyka w głowie nie dawała zasnąć.
Powrót do Inowrocławia zaplanowaliśmy następnego dnia, a w drodze powrotnej wstąpiliśmy do klimatycznej karczmy na swojskie jedzonko i herbatę z cytryną, bo ziąb był straszny.
W pewnym momencie do karczmy zaczęli wchodzić uczestnicy wycieczki, same starsze osoby, niektóre miały problem z chodzeniem.
Zamawiali obiad, kawę, rozmawiali, pomagali sobie w różnych czynnościach. Nie wiem czy zwiedzali czy byli tylko przejazdem, ale fajnie, że korzystają z takich form, nie zamykają się w domu, szukają towarzystwa.

Na drodze lało jak z cebra, jechaliśmy ostrożnie, czego nie można powiedzieć o innych kierowcach, którzy nie zważali na ulewę, kałuże wody, koleiny...im droższy i większy samochód, tym bardziej brawurowa jazda.

Jeśli dobrnęliście do końca tej opowieści, to dziękuję raz jeszcze i przepraszam za nie najlepsze fotki, ale aparatu nie miałam, a moja komórka starszawa...

sobota, 11 maja 2019

Jadę...

Bilety dostaliśmy na gwiazdkę, pięknie zapakowane.
Koncert odbywa się w Poznaniu na stadionie Lecha.
Kto by pomyślał, że to już. Jak ten czas goni...
Emocje sięgają zenitu!

Pierwszy raz będę na tak dużym koncercie, do tej pory bywałam na średnich i całkiem kameralnych.
Mój mąż był kiedyś w poznańskiej Arenie na koncercie zespołu Marillion z Fishem jako solistą i wspomina do dziś.

Teraz wspólnie będziemy na koncercie Andrei Bocellego.
Koncert podzielony na dwie części, w pierwszej znane arie operowe i operetkowe, w drugiej lżejszy repertuar.
Zdjęć pewnie nie zrobimy, bo nie wolno wnosić nawet własnej wody, ale relacja będzie.
Wracam w niedzielę wieczorem.
Do poczytania:-)

(grafika - Flickr, na licencji CC BY-SA 2.0)

środa, 8 maja 2019

Oczko do oczka...

Dobrze jest umieć to i owo z robótek ręcznych, bo jest czym zająć ręce w długie zimowe wieczory (lub inne deszczowe).
Nabrawszy wprawy, można jednocześnie film obejrzeć lub muzyki posłuchać, dorobić do domowego budżetu lub naprodukować podarków na wszelkie okazje.

Swego czasu babcia nauczyła mnie szyć, matka chrzestna wprowadziła w tajniki robót na drutach, mama szydełkowania, a haftu uczyłam się sama.
Różnie z tymi robótkami bywało, czasem tak intensywnie uprawiałam rękodzieło, że porzuciłam je na długo, na rzecz innych życiowych atrakcji.

Najbardziej wszelkie samodzielne rękoczyny sprawdziły się w tzw. siermiężnych czasach PRL-u, gdy ani tkanin, ani włóczki, ani towaru gotowego w sklepach nie było. Ale od czego robótki i pomysłowość Polek.

Farbowanie tetry (tkanina na pieluchy), owczej wełny, szycie spódnic z tkanin do tego nieprzeznaczonych. Kto miał możliwość, kupował surowiec za walutę wymienialną w PKO. Na pisma o modzie i katalogi z wykrojami polowało się w antykwariatach.

Trochę żałuję, że niektórych dzieł nie uwieczniłam na zdjęciach, to znaczy kilka tak, ale zdjęcia są słabej jakości i nawet nie wiem już gdzie je trzymam...

Ostatnio wróciłam do robótek na drutach, co możecie zobaczyć na fotkach.
Takie rękodzieło uczy cierpliwości, zaprząta głowę sprawami odmiennymi od szarej codzienności i polityki, pomaga nie zardzewieć stawom, bywa pretekstem do rozmów z osobami o podobnych zainteresowaniach, a najważniejsze - cieszy mnie to zajęcie i w dodatku nikt nie ma podobnego swetra czy innej części garderoby.

Ostatnia robótka to moherowy sweter z cieniowanej włóczki. Takie włóczki zawsze łączę ze zwykłymi nićmi do szycia, by robota nie rozciągała się w praniu.
Gdy odwiedziłam sklep z tkaninami i działem pasmanteryjnym, to zdziwiłam się z bogactwem tkanin i dodatków do szycia, a mnogość rodzajów włóczki przyprawia o zawrót głowy!
Z pewnością więc na jednym swetrze się nie skończy.
Wiem, że wiele moich czytelniczek ma także sprawne ręce, a pracowitością im nie dorównam.
Robótki na drutach to nie tylko domena pań, wielu panów także uprawia ten proceder, kobiety z kolei nie zawsze lubią i umieją gotować.

niedziela, 5 maja 2019

W sali szpitalnej...

Pobyt w szpitalu nie należy do przyjemnych, ale jak to mówią, wszystko jest dla ludzi i jakoś to doświadczenie, jeśli jest naszym udziałem musimy przetrwać.
Oto kilka scenek, które wydarzyły się naprawdę.

Może Was rozbawią, może zasmucą, a być może obudzą wspomnienia ze szpitalnej sali z waszych pobytów w jakiejś lecznicy?

Dawno temu, gdy gościłam na laryngologii, dowiedziałam się, że kamienie można mieć nie tylko w nerkach czy woreczku żółciowym.
Moja sąsiadka ze szpitalnej sali miała kamienie w...śliniankach.
Dacie wiarę? 28 kamieni w tak małym organie jak ślinianki! z bólu chodziła po ścianach, funkcjonowała od zastrzyku do zastrzyku, a te robiła jej córka pielęgniarka.
Obie miałyśmy zabieg tego samego dnia, ja na małej salce, ona na sali operacyjnej, obie dostałyśmy "głupiego Jasia" - moja sąsiadka od razu niemal zapadła w sen, ja byłam dziwnie rześka - pani doktor stwierdziła, że potrzebuję końskiej dawki.

Niedawno znajoma leżała w szpitalu na jednej sali z sympatyczną staruszką. Kiedy do sali zajrzał ksiądz, starsza pani postanowiła sie wyspowiadać. Duchowny wydawał się zakłopotany i poprosił znajomą, by opuściła salę na czas spowiedzi.
Grzeszna pacjenta, widząc, że sąsiadka się waha, w końcu lekarz kazał leżeć, zwróciła się do niej słowami:
- kochaniutka, wyjdź na moment, ja mam mało grzechów, to długo nie potrwa...

Mój ojciec w czasie jednego z pobytów w szpitalu uratował być może życie znajomemu z pracy.
Zauważył na korytarzu wózek , na którym wieziono owego kolegę, a ojciec szedł na zastrzyk i pomyślał, że odwiedzi go później.
Jakie było taty zdziwienie, gdy nie mógł nigdzie go znaleźć, a był już wieczór.
Okazało się, że w końcu, na usilne prośby mojego taty siostry wszczęły poszukiwania i w samą porę, bo poprzednia zmiana zostawiła pacjenta w kiepskim stanie na sali przy otwartym oknie( zimą) i gdyby nie kolega, pacjent mógłby do rana zejść z ziemskiego padołu...salkę, nie wiadomo czemu ktoś zamknął na klucz.

Przyjaciółka mojej mamy zachorowała na raka piersi. Walkę przegrała, ale do końca zachowała swoiste poczucie humoru.
Gdy była już po zabiegu usunięcia piersi, lekarz z przychodni szpitalnej zapytał, ile waży, by dobrać kolejny lek. Ona na to:
- ale wagę podać z piersią czy bez, bo miałam spory biust... a pan dobiera według wagi.


Gdy mój mąż był pensjonariuszem jednego ze szpitalnych oddziałów, jego sąsiad z sali był już po operacji. Na obchodzie lekarz nalegał, by operowany zaczął wreszcie chodzić, bo to dobre dla krążenia, na co pacjent bardzo obruszony:
- Nie będę chodził, nachodzę się w pracy, ciągle jestem na nogach, ciągle biegiem. W końcu to szpital, tu chorzy leżą. Ja jestem chory i zamierzam poleżeć.

czwartek, 2 maja 2019

Burza mózgów...

Wiem, że wiosna i maj rozleniwia, ale zapraszam do zabawy.
Pogoda w kratkę, więc moze skusicie sie na trochę wysiłku, tak zamiast gry planszowej na przykład.

Za podszeptem
autorki bloga Dotyk Człowieka wymyśliłam kilka zdań bez zakończenia.
Kto ma ochotę poćwiczyć szare komórki, niechaj zmierzy się z tym zadaniem i dokończy zdania w dowolny sposób.
Nie sugeruję żadnego rozwiązania.
Może być śmiesznie, może być straszno...byle było odkrywczo:-)

Zapraszam i z góry dziękuję za udział :-)

Niedokończone zdania:

1. Może za 100 lat ludzie …
2. Nie zawsze warto …
3. Z bólem serca…
4. Mój dom jest jak…
5. Na moim talerzu…
6. Czasem wystarczy zamknąć oczy , by …
7. Nikt nie uwierzyłby, że…
8. Nie każda droga…
9. Im większa torba, tym…
10. W mętnej wodzie...