Czasami robimy plany na przyszłość, bliższą lub dalszą. Miewamy zobowiązania, marzenia, jesteśmy w trakcie remontu, kursu, projektu...
Nagle jedna chwila, przypadek, choroba niweczą wszystko, co miało dotychczas znaczenie.
Nasze życie jest kruche, nie zawsze daje się je uratować, nie zawsze pomoc przychodzi w porę.
Może gdybyśmy więcej uwagi poświęcili znakom, jakie daje nasz organizm, wszystko potoczyłoby się inaczej?
Z drugiej strony, niektórzy z nas bardzo dbają o zdrowie, badają się i wykluczają kolejne zagrożenia, a nieszczęście przychodzi z zupełnie innej strony. Sami zdrowi lub bez obciążeń dostajemy rykoszetem i w jednej sekundzie nasz świat zmienia się diametralnie.
Dlaczego o tym piszę? Z dwóch powodów.
Po pierwsze, oglądam ostatnio filmy o tematyce medycznej, które pokazują wiele różnych sytuacji zdrowotnych i rodzinnych, w których każdy może się znaleźć, a przy okazji polecam książkę "Niewyjaśnione okoliczności" R.Sheperda. Autor jest lekarzem i wyjaśnia, od jakich drobiazgów i zbiegów okoliczności zależy czy w danej sytuacji przeżyjemy...
Po drugie, jestem w wieku, gdy zaczynają umierać moi znajomi, koleżanki z pracy, gdy choroby dopadają nas kolejno, ograniczając aktywność, a tak trudno się z tym pogodzić...
Przykład:
Pani K. osiągnęła wiek emerytalny, ale nie zamierzała szybko odejść na emeryturę, zawsze aktywna, pomysłowa, o pogodnym usposobieniu. Poznałyśmy się na konkursach i egzaminach, miło się z nią rozmawiało. Wiedziałam, że opiekuje się mamą staruszką na wózku inwalidzkim, często spotykałam je na spacerach. Dziwiło mnie, skąd tak krucha osoba bierze siłę na pchanie ciężkiego wózka , na pielęgnację chorej, zakupy itp.
Kiedyś trafiłam w markecie na zbiegowisko , jedna z klientek zasłabła, zadzwoniono po pogotowie, pracownicy sklepu zaopiekowali się klientką, która wydała mi się znajoma.
Była to pani K. Próbowałam się później czegoś dowiedzieć na temat jej zdrowia, miałyśmy wszak wspólne znajome. Okazało się , że stan jej matki pogorszył się, a więc i pracy przy staruszce przybyło, ale po incydencie w sklepie pani K. odeszła na emeryturę, by wreszcie odpocząć, może i wymagała jakiegoś leczenia?
Gdy wróciłam od wnuka dowiedziałam się, że kilka dni temu odbył się pogrzeb pani K. Zmarła we śnie, matka nie mogła się jej rankiem dowołać. Na szczęście sąsiadka zaglądała do obu pań, wspierały się wzajemnie. Pytanie, co będzie z matką zmarłej? Nie wstaje z łózka, ma ponad 90 lat, na pogrzebie córki nie była...
Nie pierwszy to przypadek nagłej śmierci i nie ostatni. Każdy z nas pewnie zna podobne, a bywa, że owa nagła śmierć bliskiej lub znajomej osoby to dopiero początek kolejnych problemów...
Serdeczne wyrazy współczucia dla zaprzyjaźnionych blogerek i wspaniałych matek, które musiały zmierzyć się ze śmiercią swoich synów: Szarabajki oraz Iwony Zmyslonej.
Niestety, wchodzimy w ten WIEK... Coraz częściej wpada mi w ręce literatura, gdzie czasem między wierszami, a czasem wprost pisze się, że trzeba się na ten moment przygotować. Jest to dla mnie przerażające, mam jeszcze tyle do zrobienia... I wcale nie trzeba chorować, aby nagle pożegnać się z tym światem. Tyle jest przypadków nagłych zawałów, wylewów, wypadków drogowych... Ale czasem myślę, czy ten nagły sposób na odejście nie jest lepszy niż wieloletnie umieranie w cierpieniu, bo wtedy życie raczej nie cieszy... Ale i tak ten temat napawa mnie niepokojem, a można o nim napisać eleborat i na pewne pytania nigdy nie znajdzie się odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńKiedyś dziwiłam się dziadkom czy rodzicom, że o tym mówią, robią zapiski, szykują ubranie do trumny...może chcieli rodzinie zaoszczędzić tego trudu, a czasami sami mamy jakieś wyobrażenie o swoim końcu i pochówku...
UsuńDziękuję Ci Jotko za ten wpis i ciepłe słowa.
OdpowiedzUsuńZjawisko poważnych chorób lub nawet śmierci opiekunów osób przewlekle chorych jest znana lekarzom. Moja koleżanka opiekowała się matką całe życie, a dodam, że mamusia była bardzo wymagająca. Po jej śmierci, już na emeryturze, koleżanka ma wszczepiony rozrusznik, uszkodzony bark, nie miała szans na założenie rodziny. Dopiero teraz i w takim stanie, zaczyna żyć własnym życiem. Oby długo i w miarę zdrowo. Jej matka zmarła śmiercią naturalną w wieku 90+
No niestety, mało kogo stać na prywatną opiekę nad rodzicami, a sami jesteśmy coraz starsi i sił brak. Mam znajomych, którzy teraz się z takim problemem borykają i widzę, jak ich to przytłacza...
UsuńZmroziło mnie. A zwłaszcza dopisek. Biedne dziewczyny, upłakałam się.
OdpowiedzUsuńJa byłam i nadal jestem w szoku...
UsuńŻycie na planecie Ziemia, to nie przelewki. Mam świadomość tego, że dzieją się różne rzeczy, ale śmierć we śnie, nie jest taka zła. I tak trzeba stąd jakoś odejść. To nie jest zły sposób.
OdpowiedzUsuńJednak przeżyć własne dzieci, bardzo współczuję, bardzo...
Moja mama powtarzała, że chciałaby szybko i nagle i w zasadzie tak się stało, choć miała nowotwór.
UsuńMogę powiedzieć na swoim przykładzie. Sprawy ciśnieniowe i cukrzyca przychodzą po rodzicach. Wisi więc na mnie wyrok. 15 lat temu lekarz powiedział, że mam już zaczątki cukrzycy.
OdpowiedzUsuńWzięłam się za siebie, po cukrzycy nie ma śladu.
Staram się, żeby wszystko trzymało się ode mnie z daleka. Ale już np. taki Parkinson czy demencja – z tym nic nie zrobię. Przyjdzie albo nie.
Jestem w wieku, kiedy koleżanki zaczynają mi się rozpadać. Pojawiają się choroby, różne leczenia, każda prawie ma problem z otyłością.
Na razie wygląda na to, że zapracowały sobie na to same, że nic nie powinno ich zaskoczyć. To przypadki po zaniedbaniu.
Tytuł książki zapisuję sobie, interesują mnie takie tematy. Oglądałaś może serial "The Good Doctor"?
Nie umiem sobie wyobrazić takiej straty, bo nigdy nie poznałam takiej miłości.
Książka jest ciekawa, ale nie dla wszystkich, polecałam kilku osobom, ale nie dały rady, mnie takie rzeczy ciekawią.
UsuńSerial oczywiście widziałam, także Szpital New Amsterdam, teraz oglądam Chirurgów na Disney+
Spróbuję ją jakoś zdobyć, czytnik mi szwankuję, więc chyba udam się po klasyczną wersję do księgarni. Zresztą dawno nie byłam, przygoda jak za dawnych lat. ;)
UsuńJeśli nie dostaniesz, to chętnie Ci wyślę:-)
UsuńDaj mi szansę, Boże jak ja dawno po księgarniach nie buszowałam. :D :D W środę mogę zacząć, jedyny dzień wolny.
UsuńTeraz chyba wiecej odchodzi ludzi w wieku mlodszym niz emerytalnym.Przyklad zdrowy mezczyzna wiek 34 lata mial silne bole glowy,wymioty w szpitalu nie zostawiono go na obserwacji,trafia do domu gdzie doznaje pekniecia tetniaka mozgu trafia na Oiom operacja,potem stan spiaczki,do tego dochodzi problem leczenia,bo Polska nie dysponuje wystarczajaca liczba osrodkow wybudzen,koszt takiego leczenia i rehabilitacja to 350 tys miesieczny,albo ma wybor trafic do hospicjum,gdzie nie leczy sie ludzi...
OdpowiedzUsuńLeczenie u nas w ogóle pozostawia wiele do życzenia, a rodziny z przewlekle chorymi są pozostawione sobie, bo trudno tu mówić o pomocy paliatywnej, gdy wpada pielęgniarka by spojrzeć na odleżyny czy włączyć kroplówkę i na tym koniec.
Usuńjest wiele chorob na ktore nie mamy wplywu,nawet gdybysmy wypoczywali,odzywiali sie super itd.przykladem jest np. cukrzyca typu 1 o ile cukrzyca typu 2 jest nabyta,nie jest dziedziczna i mozna ja zniwelowac dieta,o tyle cukrzyca typu 1 jest choroba autoimunologiczna,dziedziczna i nie zniwelujemy ja dieta,czy ,,wzieciem sie za siebie,,...jest to o wiele powazniejszy typ cukrzycy...
OdpowiedzUsuńTo prawda, wiele mamy odziedziczone w genach, ale wiele tez możemy zmienić, eliminując ryzykowne zachowania czy zmieniając tryb życia.
UsuńTak właśnie jest. Mamy plany, które mogą być w każdej chwili zmiecione. Dlatego tak bardzo ważna jest nasz obecność tu i teraz, przeżywanie dobra, które mamy, dopóki je mamy. Widzę, jak moi rodzice się starzeją i często myślę o zmianach. Staram się z nimi kontaktować jak najczęściej, żeby doświadczać tej więzi.
OdpowiedzUsuńKochajmy bliźnich, tak szybko odchodzą...
UsuńMoja znajoma uważała się za niezastąpioną w pracy i zamiast spędzić z mamą ostatnie dni przed jej śmiercią, wolała siedzieć długo w pracy...ale może więzi właśnie tam zabrakło?
Jotko straszne to wszystko, moj kuzyn odszedł w wieku 18 lat nawet wtedy przez zakładowy radiowęzeł to głosili i wtedy się dowiedziałam.Mam jakoś zakodowane ze każdy ma swoją świeczke mniejszą czy większą i jak się wypali to koniec.Okropne kiedy rodzice chowają dzieci.Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka, z którą jeździłam na wycieczki szkolne zasłabła w pracy, a w szpitalu zmarła. Trudne do uwierzenia. Takie to nasze życie.
UsuńMoja generacja, lacznie ze mna, pomalu przyzwyczaja sie do tej mysli - ja zrobilam pewne prawne dokumenty jako czesc przygotowan - ale smierc dzieci to inna sprawa. Bardzo wspolczuje takim Matkom.........
OdpowiedzUsuńNawet nie próbuję sobie tego wyobrażać!!!
UsuńTakie kruche jest nasze życie. I wierz mi, nie dotyczy tylko osób w wieku poźno średnim. Moja koleżanka, dużo młodsza, raptem po czterdzieste, wróciła wieczorem do domu i zastała leżącego na podłodze w łazience swojego partnera. Miał 39 lat. Żyjemy, umieramy... Taki świat.
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję Iwonie i Szarabajce. Bardzo. Szczere kondolencje.
Śmierć młodych ludzi jest tym bardziej zasmucająca, a śmierć dzieci to tragedia nas wszystkich, nie można przejść obojętnie.
UsuńOstatnio dużo myślałam o tym jak bardzo przejmujemy się tym wszystkim, na co czasem nie ma wpływu. Nie mamy nawet wpływu na kolejne uderzenie serca, na poranne przebudzenie, na nowy kolejny dzień. Nie mamy gwarancji. Ktoś kiedyś powiedział, żyj tak jakby miał to być ostatni twój dzień - a ja dopowiem - a każdy następny przyjmuj jak prezent. Co więcej dodać. Szczerze współczuję obu paniom.
OdpowiedzUsuńTaka chyba natura ludzka, że doceniamy pewne wartości po ich stracie i zamartwiamy się na zapas , a ilu z nas potrafi być wdzięcznymi?
UsuńBardzo współczuję obu bliskim Ci Jotko blogerkom, i wiem jak trudno im pomóc. Odchodzenie ukochanych dzieci, świadomość nieodwracalności tego faktu jest traumą wydawałoby się nie do przeżycia. Równie trudno pogodzić się z ostatecznym rozstaniem przez małżonków. Ceńmy każdą wspólnie przeżytą chwilą, gromadźmy wspomnienia.... kiedyś częściowo zastąpią nieobecność drogiej osoby.
OdpowiedzUsuńTo prawda, wspomnienia, zdjęcia, wspólne ulubione miejsca, to czasem tylko nam zostaje...
Usuńliterówka - chwilę, a nie chwilą
UsuńKulturowo jesteśmy przyzwyczajeni, że opieka nad starzejącymi się rodzicami ma spaść na dzieci. Problem w tym, że żyjemy coraz dłużej, w tym również nasi rodzice. Żyjemy również bardziej intensywnie i stresowo. Biorąc to wszystko pod uwagę mam wrażenie, że opieką nad starszymi ludźmi czy wcześniej, czy później trzeba będzie przekazać wyspecjalizowanym w tym zakresie ośrodkom leczniczym. To może brzmieć egoistycznie, ale chyba nie znam lepszego rozwiązania. Jedynym problem są koszty takie pobytu, bo często przekraczają one dostępność dla potrzebujących tego typu opieki.
OdpowiedzUsuńMarek z E
W wypadku zaawansowanej demencji, choroby Alzheimera zgadzam się, że jest to jedyne możliwe rozwiązanie. Ale gdy rodzice są sprawni umysłowo pozwólmy im umrzeć we własnym domu. Koszt prywatnej opieki domowej stałej lub dorywczej jest tego samego rzędu co koszt pobytu w Domach Seniora. Jestem w tym wieku, że nadawałabym się już do takiego Ośrodka Leczniczego- jak go nazywasz. Dzień w którym bym się w takim domu znalazła byłby dla mnie ostatnim. ,
UsuńOboje macie rację, jeśli rodzic jest sprawny fizycznie i umysłowo, to opieka nie jest aż tak problematyczna, ale jeśli wymaga stałej opieki medycznej, a my sami w nienajlepszej kondycji, to czasem nie ma innego wyjścia. Poza tym, zdarza się, że mimo licznego rodzeństwa, tylko jedno z dzieci opiekuje się rodzicami.
UsuńDomy opieki są różne, seniorzy są różni, niektórzy chwalą sobie pobyt w takich placówkach.
Gdy choroba nas dopada to jedni się modlą o szybką i lekką śmierć, inni by chcieli żyć jak najdłużej, nawet cierpiąc, a Pan Bóg ... gra w kości?
OdpowiedzUsuńMoże rzuca monetą?
UsuńByłam u Szarejbajki i Byłam u Iwony- nie mam słów, poraziło mnie. Tyle nieszczęścia...
OdpowiedzUsuńTo prawda, niewyobrażalne i nagłe, sama jestem w szoku...
UsuńKiedyś oglądałam dr G, mimo że patomorfolog budzi raczek ponure skojarzenia to ja wyłapywałam bardzo pozytywny przekaz by cieszyć sie życiem doceniać bo życie jest tak jak napisałaś bardzo kruche. Mam wrażenie ze często nie zdajemy sobie sprawy uciekamy od tych poniekąd niewygodnych prawd.
OdpowiedzUsuńPraca patomorfologów jest niezwykle ciekawa. to połączenie medycyny i kryminologii, a lekarze jak detektywi, często ich wiedza jest imponująca...
Usuńoj tak lekarz jest detektyw z tym poszukiwaniem przyczyny też troche przypomina mi śledztwo ale po znalezieniu przyczyny jeszcze musi dobrać leczenie etc. No patomorfolog jest pod tym względem wyróżniajacy się, ale połączenie z kryminologią ma jeszcze lekarz innej specjalności który wypisuje obdukcje
UsuńŻycie jest nieprzewidywalne. Smutne to.
OdpowiedzUsuńMówią, że śmierć nie wybiera, nie zgadzam się, źle wybiera...
UsuńNagłe i niespodziewane śmierci zdarzały się zawsze. Jednak mam wrażenie, iz teraz jest tego o wiele więcej, niż kiedyś. Starzy i młodzi a nawet dzieci padają ofiarą nagłych śmierci.Zapełniają się cmentarze. Odchodzą celebryci i zwyczajni, tacy jak my ludzie, o których media nie wspominają, ale wie się o ich śmierciach, bo o nie da sie o nich nie widzieć, nie słyszeć, nie dociekać przyczyn, nie dostrzegać konduktów pogrzebowych... Ech! Nowotwory, udary, wylewy, zakrzepice, zatrzymania krążenia...To wręcz jakaś lawina odejść. Przerażające to i zatrważające, bo niby medycyna coraz nowocześniejsza, medykamentów coraz więcej, a chorób i śmierci nie ubywa, a wręcz przeciwnie...
OdpowiedzUsuńO właśnie, medycyna robi postępy, astronauci latają w Kosmos, nagrody Nobla za wynalazki i odkrycia, a my nadal bezradni jak dzieci we mgle.
UsuńPrzeklęta samotność!
OdpowiedzUsuńOkrutny los!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOch trudny teraz czas,,sporo osób odeszło w listopadzie i gdzie się nie odwrócę, tam widzę wpis o stracie 😔. Jedyne co możemy zrobić to wspierać tych w bólu, a sami doceniać każdy dzień.
OdpowiedzUsuńSmutno jakoś się zrobiło...
Zawsz mi to przypomina śmierć mojego taty w samą Wigilię :-(
UsuńO rany! O śmierci syna Iwony Zmyślonej dowiedziałam się właśnie teraz od Ciebie .... To naprawdę przykra wiadomość, szkoda słów, kiedy dziecko odchodzi przed rodzicami!
OdpowiedzUsuńNo niestety, organizm nie jest z żelaza i często sami przeceniamy swoje możliwości. Właśnie teraz mierzę się z takim przeziębieniem, miałam nadzieję, że wyjdę z niego po max. 10 dniach, a nadal rozważam jeszcze tydzień zwolnienia, i nie wiem, czy dam radę jutro iść do pracy, raczej nie bardzo.
Póki co jeszcze nikt z moich znajomych nie umarł. Większość z nich mam zresztą w Polsce. Tutaj jakoś trudno mi się zaprzyjaźnić. Miewam jakieś spotkania, ale koniec końców to nie ten poziom zaufania i więzi, który mam z przyjaciółmi w Polsce, którzy są już od lat ze mną i przy mnie.
Mam nadzieję, że będą jeszcze długo...
Uściski z mroźnego Bremerhaven!
Iwonko, dbaj o siebie, żadna praca nie jest warta Twojego zdrowia.
UsuńU nas tez mroźno i biało, niech zarazki wyginą na tym mrozie!
To, że chcemy żyć, niewiele zmienia...
OdpowiedzUsuńChęć do życia to już dużo, zwłaszcza w niektórych chorobach...
UsuńChciałbym żeby nie było smutnych tematów... Ale są, niestety i wtedy nie wiem co powiedzieć...
OdpowiedzUsuńCzasami milczenie mówi więcej, niż tysiąc słów, byle zainteresowany czuł, że milczymy współczująco...
UsuńTak właśnie pomyślałam od razu - Iwona... Szarabajka... Bardzo mnie oszołomiły te śmierci, nie chce się wierzyć. Tak jak to ujął Boja - chciałabym, żeby nie było tak smutnych tematów.
OdpowiedzUsuńChyba wszyscy byśmy chcieli, ale czy to od nas zależy?
UsuńBBM: Wyrazy współczucia dla osieroconych matek. Trudno się z tego pozbierać. Bardzo, bardzo współczuję!
OdpowiedzUsuńZnałam osoby, które się nie pozbierały, niestety.
UsuńAsiu zycie rzeczywiście potrafi być nieprzewidywalne, a Twoje refleksje są głębokie i pełne empatii. To, jak opisujesz historię pani K., dodaje osobistego wymiaru temu trudnemu doświadczeniu. Dzięki za podzielenie się tymi myślami, z pewnością skłaniają do refleksji nad życiem i jego nietrwałością. Ja w przeciągu trzech miesięcy trzy osoby pochowałam.. I dziś nie ma znaczenia ile człowiek ma lat...odchodzą o młodzi :(
OdpowiedzUsuńOch, to tez masz ciężki czas za sobą, kochana!
UsuńSmutek ciągnie nas czasami w dół, ale po nocy zawsze przychodzi dzień...
Ja staram się nie robić planów na przyszłość, planuję co najwyżej jeden, dwa dni do przodu, ponieważ życie już niejednokrotnie mnie nauczyło, że do planów na przyszłość lepiej za bardzo się nie przywiązywać. Owszem należy plany na przyszłość w miarę możliwości realizować. To prawda, że życie człowieka potrafi być bardzo kruche... Osobiście sama miałam takie wydarzenia, gdzie moje światy zmieniły się diametralnie i chcąc nie chcąc człowiek musiał się do tego jakoś dostosować, życie uczy człowieka pokory... Moim zdaniem osoby, które zajmują się chorymi bliskimi robią to z czystej miłości i jakoś znoszą takie trudy. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTak, znoszą cierpliwie i często przypłacają zdrowiem, a tak nie powinno być. Kuleje u nas opieka nad seniorami i wsparcie rodzin.
UsuńJa ostatnio tez nie planuję długofalowo, bo los śmieje się po kątach z tych planów!
To prawda, że osoby zajmujące się ciężko chorymi osobami przypłacają to własnym zdrowiem i często nawet nie mają czasu dla siebie... Moim zdaniem seniorzy są przez nasze społeczeństwo poniekąd odrzucani i spychani na dalszy plan, a rzeczywistość nie powinna tak wyglądać, ale cóż jest jak jest... To prawda los bardzo często lubi się śmiać z planów człowieka :)
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Mój mąż zmarł nagle 7 miesięcy temu. Pozostało wiele niewyjaśnionych spraw. Z dziećmi wspieramy się wzajemnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Oj, to bardzo mi przykro, dobrze że masz wsparcie najbliższych!
UsuńDopiero przeczytałam o mamie Pani Ogrodowej, a tu dwie kolejne blogerki, które znam, straciły synów... Nie wiem, co powiedzieć, aż mnie ciarki przeszły. Życie jest bardzo kruche. Parę lat temu mieliśmy już kupione prezenty na gwiazdkę dla dziadka i nie zdążył ich otrzymać... Najbardziej jednak boli, kiedy nagle odchodzi młoda bliska nam osoba, gdy nie jesteśmy na to ani trochę gotowi...
OdpowiedzUsuńTakie niespodzianki losu mogą wpędzić w głęboki dół...
UsuńW życiu najgorsze jest to, że kończy się śmiercią. Wydaje nam się, że mamy dużo czasu a prawda jest taka, że mamy go za mało. Wszyscy. Niemniej jednak fajnie jest zakładać, że pożyjemy jeszcze długo, bo inaczej to kaplica 🙂
OdpowiedzUsuńTak, chcielibyśmy żyć długo i dobrze, a tu nagle los robi niemiłe niespodzianki...
UsuńNiestety...
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję osobom które wymieniłaś na końcu tekstu.
A koło mnie też wiele poważnych chorób, pobytów w szpitalach i operacji.
Prawie codziennie słyszę o tym... I staram się pomagać.
A siły coraz mniejsze...
Stokrotka
Często już my sami potrzebujemy pomocy...
UsuńTu czynników jest o wiele więcej, ale ... nie czas na taką rozprawę.
OdpowiedzUsuńNiby wszyscy wiemy, że przecież każdy z nas kiedyś umrze, ale ta świadomość nijak nie chroni nas przed bólem...
A czasami wręcz liczymy na cud... bo ból rozstania jest zbyt wielki.
UsuńWszystkim, którzy znaleźli się w trudnych chwilach, szczerze współczuję! Wiem, znam, to cierpienie...
OdpowiedzUsuńI oby nigdy nagle, zwłaszcza młodzi, nie odchodzili...
Tak, kochana, wszyscy to prędzej czy później przeżywamy...
UsuńCzasami ignoruje się sygnały, często jednak mamy ograniczony wpływ, zdarza się też, że to życie kończy się nagle...
OdpowiedzUsuńDocenialibyśmy sygnały, gdyby dostęp do specjalisty był łatwiejszy...
UsuńSam też ostatnio bywam, coraz częściej na pogrzebach, niż na weselszych uroczystościach.
OdpowiedzUsuńNo niestety, samo życie...
UsuńJotko, nagle i i niespodziewanie... Dobrze to ujęłaś.
OdpowiedzUsuńKażda śmierć boli, ale najtrudniejsza jest dziecka i nagła jednocześnie - jak u naszych koleżanek blogerek. Też nie mogę przestać o nich myśleć.
Niewyobrażalny jest ich ból.
Oby czas zmniejszył cierpienie...
Usuń"Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą..." Smutne i prawdziwe. Bardzo mi przykro z powodu śmierci synów naszych blogowych koleżanek. Aż mokre oczy mam. Straszne to wszystko :(
OdpowiedzUsuńNie do wiary
Kasia Dudziak