Strony

wtorek, 30 września 2025

Dusza włóczykija...

 Bywają turyści wakacyjni, bywają niedzielni, a niektórzy z nas mają duszę włóczykija. Włóczykij wędruje przy każdej pogodzie, na trudy nie narzeka, prowiant ma przy sobie, bacznie obserwuje i każdym źdźbłem trawy się zachwyca. 

W przerwie remontowej wybraliśmy się na spacer, bo sprzątanie nie zając, a głowę przewietrzyć należy!


W parku miejskim nowa instalacja z okazji Dnia Turystyki, który przypada 27 września. Wstążki w kolorach flagi naszego miasta, na wstążkach kartoniki z hasłami o podróżowaniu. Niektóre wydrukowane, inne napisane odręcznie pisakami. Skojarzyłam to z instalacjami u stóp ośmiotysięczników, gdzie członkowie wypraw i szerpowie zostawiają swoje prośby do bogów o pomyślne zdobycie szczytu.





Gdybyście mieli określić siebie i Wasz stosunek do podróżowania, jakim typem podróżnika siebie nazwiecie? A jeśli lubicie podróże małe i duże, to co Was najbardziej cieszy w podróżowaniu, pamiętając, że wyprawa zaczyna się od planowania?

A może zdarzyło się komuś, spontanicznie wsiąść do pociągu byle jakiego, nie dbać o bagaż i bilet?
Napiszcie, proszę w komentarzach.

Zamieszczam również moje karty art żurnalowe na podróżniczy temat. karty tworze ciągle, ale dawkować muszą powoli, by Was nie wystraszyć...




Złota jesień, to świetna pora na długie spacery i wycieczki, korzystajcie!


sobota, 27 września 2025

Zapiski codzienności cz.23

 Z każdej wakacyjnej podróży trzeba wrócić do rzeczywistości , ale i tu czekają nieraz miłe niespodzianki. A jeśli takowych brak, sami stwórzmy sobie klimat spokojnego oczekiwania na jesień!


Krótki wyjazd za miasto i takie wielkie hibiskusy! kwiaty niczym talerze deserowe i w dwóch urzekających kolorach.


O nadchodzącej jesieni przypomina stroik, który dostałam od najbliższych, a i zupę z dyni zrobiłam, z dużą dawką imbiru! 


Odebrałam stosik książek z księgarni. zamówione wysyłkowo w promocji, tym razem polscy autorzy, ciekawa jestem zwłaszcza Kronik islandzkich, bo ostatnio poczytałam na blogach o tym fascynującym kraju.


Schowałam wakacyjne walizki, znalazłam serwetki i wizytówki z restauracji w Kolympii.
Czy zabieracie czasami firmowe serwetki lub podkładki pod szklanki na pamiątkę?


 Koleżanka nadesłała zdjęcia znad morza, spędziła ciepły weekend w okolicach Łeby, wędrowała po wydmach. Co za niebo!


Oprócz zdjęć dostałam piękne kartki od zaprzyjaźnionych blogerek: Hiszpania, Finlandia, nasze Trójmiasto. Wszystkim serdecznie dziękuję:-)


Ostatnie zdjęcia kroniki codzienności, to widok mojego bałaganu przed remontem. Stare szafki opróżnione i wyniesione, bajzel jako tako ogarnięty, teraz zacznie się brudny bałagan, bo trzeba odświeżyć ściany w kuchni przed montażem nowych mebli.  Później czeka sypialnia...
To, co można, staramy się zrobić sami, ale nie wszystko można, nie wszystko damy radę, PESEL robi swoje. Gdyby to od nas tylko zależało, zdążylibyśmy w 3 dni, na szczęście oboje mamy czas.
Byle cierpliwości starczyło.
Trzymajcie kciuki!

A, i jeszcze muszę pochwalić moją przyjaciółkę, która obdarowała mnie prowiantem na czas remontu - specjalnie zrobiła gołąbki i sos do nich, sałatkę jarzynową i upiekła ciasto ze śliwkami!
Wyobrażacie sobie?



Niech moc będzie z Wami!

środa, 24 września 2025

Na wszelki wypadek...

 

Coraz więcej mówi się teraz o przygotowaniach obywateli do ewentualnej wojny, także u nas.

Wszak drony oraz inne obiekty wlatują co jakiś czas na nasze niebo.

Co ciekawe, sonda wśród naszych rodaków pokazała, że mały procent młodych ludzi wybiera się do czynnej służby w obronie kraju.

Obejrzałam felieton o plecakach surwiwalowych na wszelki wypadek, co powinny zawierać i gdzie je trzymać. Podobno koszt takiego plecaka dla jednej osoby to 800zł. Gdy rodzina większa, to nie tylko koszt spory, ale gdzie te plecaki schować? Nie każdy ma dom z garażem...

Plecak, to jednak rzecz indywidualna, każdy sam zdecyduje jaki przygotuje i gdzie go schowa na wszelki wypadek.

Inna sprawa, to schrony lub obiekty przystosowane do ochrony ludności. W każdej miejscowości takowe kiedyś były. Teraz czytam, że większość zlikwidowana, a nie każdy obiekt użyteczności publicznej może spełniać taka rolę.

W mojej miejscowości były schrony, pamiętam nawet wejścia do nich, w tym jeden pod szkołą, w której pracowałam. Ten jest wymieniany nawet dziś w spisie  miejsc ochronnych. Inne na pewno zasypane. 


Z lokalnej strony internetowej dowiedziałam się, że istnieje schron pod budynkiem dworca kolejowego, ale w fatalnym stanie.  Podane także adresy, gdzie takiego schronienia można szukać, na wszelki wypadek!
Ale jest tego bardzo mało, na moim osiedlu zaledwie jeden adres.
Mają powstawać takie miejsca w powiecie, oby zdążyli, bo w piwnicach pod blokami to raczej próżno szukać schronienia...to jak domki z kart przecież.

Czy interesowaliście się już, gdzie są schrony w Waszej okolicy? 

niedziela, 21 września 2025

Wyjazdowe ciekawostki...

 Jakikolwiek kierunek eskapady wybierzecie, zawsze trafią się nietypowe rzeczy, sytuacje, spotkania, które ubarwiają pobyt w danym miejscu i czynią podróże ciekawszymi.


Mozaiki, to nie jakaś tam nowość czy rzadkość, ale po raz pierwszy spotkałam mozaikowe dywany z kamieni zwanych chochlakami. Niegdyś były świadectwem zamożności właściciela posesji. W ciągu naszego pobytu w Grecji spotkaliśmy je i na Rodos, i na Simi.


Nie wykupiliśmy w naszym hotelu opcji all inclusive, by móc popróbować lokalnych smaków w tawernach. Były więc: musaka, sałatka z haloumi, owoce morza, jagnięcina w sosie pomidorowo- paprykowym.


Przy basenie zaintrygowały mnie kwitnące rośliny, z liśćmi podobnymi do fikusa i ogromne. Sprawdziliśmy u wujka google'a i okazało się, że to plumerie. 
Ich kwiaty o bardzo mięsistych płatkach uważa sie za symbol nieśmiertelności, gdyż ulegają spaleniu dopiero w temp.300 stopni.
Na Hawajach, z kwiatów plumerii tworzy się wieńce na szyję, zakładane w czasie zaślubin.


Rośliny w okolicach hoteli również zadziwiały swoim pięknem. Te, które pielęgnujemy w naszych domach w donicach, tutaj rosły w rozmiarach olbrzymich i zachwycały pięknem!


Rozpoznałam szeflery, papirusy, fikusy, bananowce, palmy. Oczywiście na wyciagnięcie ręki figi, limonki, pomarańcze...


Nie brakowało także roślin obficie kwitnących, jak oleandry, hibiskusy, bugenwilie, swojskie pelargonie...


W porcie Kolympia mała kapliczka pod opieką św.Mikołaja, do której często zaglądają turyści. Gdy wybraliśmy się tam pierwszy raz, wstęp był niemożliwy z powodu rezerwacji na zaślubiny. 
Turyści zostawiali wokół kapliczki płaskie kamienie z wypisanymi imionami i datami, były też polskie akcenty...


Kulinaria, to zawsze ciekawy temat, więc wklejam zdjęcia różnych smakołyków, może ślinka Wam poleci ;-)
Te drinki piliśmy pod bananowcami , w pięknej aranżacji, ale zgubiłam srebrną bransoletkę...


Przyjrzyjcie się uważnie ostatniej fotografii.
Na pozór rudera sklecona z byle czego, otoczenie nie zachęca nawet do zbliżania się.
Od tyłu natomiast, solidna konstrukcja, nawet klimatyzację wypatrzyłam, ot ciekawostka i tajemniczy lokator...


Występy w takich miejscach to nie rzadkość, ale nie tylko w hotelach, widzieliśmy pokaz  akrobacji na linie w jakiejś restauracji, muzykę słychac było wieczorami w kazdym hotelu. 
My załapaliśmy się na wieczór etniczny (występ tria z RPA) oraz grecki (muzyka i tańce , nauka prostych kroków do greckich melodii).

Pozdrawiam serdecznie, resztę wrażeń i zdjęcia zostawiam na wspomnienia zimową porą:-) 

czwartek, 18 września 2025

Bajkowa Simi!

 

Rejs na Simi, to była dobra decyzja. Wycieczka wykupiona jeszcze w kraju, okazała się dłuższa, niż zapowiadał folder, 12 godzin pełnych wrażeń, ale i prom wygodny, z jednym pokładem klimatyzowanym, gdzie w barku można było kupić pyszną kawę i zjeść śniadanie.

Simi (Symi) to piękna wyspa, maleńka, z domkami przytulonymi do zboczy gór, z uliczkami dającymi ochłodę przed upałem, z wodą wylewającą się na ulice wprost z morza...centrum poławiaczy gąbek i religijnych uniesień.

Wypływaliśmy z miasta Rodos, wcześniej zwiedziwszy port, a z autokaru zielone ulice miasta. Nasz prom odpływał o 9.00, ale z hotelu wyjechaliśmy już po siódmej, bo droga do portu daleka i autobus zabierał po drodze innych uczestników. Całość zorganizowana idealnie!


Nasz rejs trwał prawie 2 godziny, na pokładzie cień i wiaterek, najpierw dopłynęliśmy do Simi od strony zatoki Panormitis, gdzie znajduje się klasztor z miejscem pielgrzymek do srebrnej figury św.Michała Archanioła.


Oprócz klasztoru, w Panormitis są tylko piekarnia i kawiarnia, stałych mieszkańców sztuk 20.
Na teren klasztoru wchodzi się przez bramę wieżową, wszędzie ciasno, pielgrzymi i turyści poosuwają się gęsiego, przewodniczka informuje, że można zakupić na miejscu specjalne miotełki do omiatania się z grzechów, by je zostawić w klasztorze...


Zdjęcia można robić tylko na dziedzińcu i w części klasztornej udostępnionej dla turystów.
Wewnątrz kościoła robienie zdjęć zabronione.
Nie jestem religijna, ale widok ludzi płaczących i modlących się do cudownego obrazu robił wrażenie.
A modlili się i młodzi, i starzy.


Krużganki i schody bardzo klimatyczne, za niewielką opłatą można było kupić i zapalić świece w miejscu do tego przeznaczonym.


Udało mi się sfotografować niektóre  ciekawe detale... 


Na szczęście schody klasztorne nie cieszyły się uwagą turystów, więc tylko tam można było zrobić zdjęcie bez tłoku. To mi przypomniało zwiedzanie Złotej Uliczki w Pradze, gdzie szliśmy w pochodzie z zadartymi głowami, bo przed nosem tylko plecy tych co przed nami...


Po opuszczeniu Panormitis czekał nas jeszcze rejs na drugą stronę wyspy. Zanim zawitaliśmy do portu witały nas z daleka kolorowe domki zanurzone w zieleni, zabudowa kompaktowa, krajobraz jak z bajki!
Wielu turystów na promie rzuciło się do robienia zdjęć, w tym mój mąż, któremu zwiało czapkę z głowy i musiał na Simi kupić sobie nową...


Wierzcie mi, że długo robiłam selekcję fotografii z tej wyprawy, bo wszystko piękne, a nie sposób zamieścić po całości. 


Na mostku łączącym dwa brzegi miejscowości trzymam kapelusz, bo porywy wiatru dawały znać o sobie, co widać po flagach na zdjęciach poniżej.
Oczywiście na Simi też spotykaliśmy koty!


Jak na tak małą miejscowość, pomników tu dostatek, wszystkie upamiętniają odważnych poławiaczy gąbek, którzy nurkowali w odległe głębiny bez skafandrów, a wiadomo, że najbardziej wartościowe okazy gąbek rosną na dużych głębokościach. Pomnik po prawej to słynna Eugenia, pierwsza kobieta, która zainicjowała połowy w skafandrze, co było bezpieczniejsze, ale wymagało kondycji, bo i skafander sporo ważył, a Eugenia dawała radę!


Jak nie zakochać się w takim uroczym zakątku, gdzie postawiono nawet krzesełka i stoliczki dla strudzonego wędrowca?
Mostek z flagami łączy port z miasteczkiem.


A czy podobają się wam te uliczki? Tam tylko skutery i rowery, samochód nie przejedzie!


Zwarta zabudowa gwarantuje cień w najbardziej słoneczne dni, ale trudno tam wtargać na wyższe piętra szafy lub lodówki. Ale wodę na liczniki i kanalizację mają!
Zauważyłam kilka domków do remontu, ale podobno nieruchomość ciężko tam kupić, wszystkie się dziedziczy!


Wycieczka na Simi to także wizyta w siedzibie producenta gąbek i sklepie firmowym, nawet nie wiedziałam, że tyle rodzajów gąbek występuje w naturze.
Im głębiej, tym gąbki jaśniejsze i delikatniejsze...były nawet gąbki w formie zwoju delikatnej siateczki, podobno idealne na cellulitis.
Po krótkiej prelekcji i przedstawieniu oferty sklepu, każdy uczestnik otrzymał w prezencie mydełko.


W trakcie pobytu na wyspie dostaliśmy 3 godziny wolnego czasu, ruszyliśmy więc na poszukiwanie klimatycznej tawerny. Nie tylko pomników na Simi sporo; co kawałek, jak nie restauracja, to lodziarnia, nikt głodny ani spragniony nie odjedzie! 

Pomimo zmęczenia, upału i wielu kilometrach w nogach ( bo zajrzeć musieliśmy w każdy kąt), wracaliśmy szczęśliwi, pełni wrażeń i zdążyliśmy do hotelu na kolację, a tam dalszy ciąg smakołyków i wreszcie sjesta na tarasie.

Jeśli nie zmęczył Was temat grecki, będzie kontynuacja...


poniedziałek, 15 września 2025

Luksus bywa męczący

Dziękuję wszystkim za życzenia i miłe słowa przed wyjazdem. Urlop udał się znakomicie, postaram się zrobić zwięzłe relacje, by Was nie zamęczyć...

 Luksus bywa przyjemny, ale może zmęczyć, zwłaszcza gdy ktoś na co dzień skromnie żyje.
Trafił nam się hotel naprawdę wspaniały, bo nie tylko piękny i wygodny, ale i obsługa  na skinienie, a nie wybraliśmy wcale opcji all inclusive.

Wyspa Rodos, miejscowość Kolympia, w połowie drogi między stolicą Rodos, a Lindos na drugim krańcu wyspy.

Na zdjęciu obok, herbatka pita z rana na tarasie, tego będzie mi brakować najbardziej, no i basenu z subtelną muzyczką chillout. Żadnego biegania, krzyków, rzucania piłką - hotel dla dorosłych!

W tym wpisie oprowadzę Was po hotelu, bo wart jest prezentacji - to kompleks pełen niespodzianek. Nawet nie opuszczając terenu hotelowego, gość nie nudzi się i jest rozpieszczany na maksa!

Na powitanie dostaliśmy lampkę szampana i wilgotne ręczniczki do odświeżenia po podróży, dopiero po tym nastąpiło spotkanie z panią z recepcji, a nasze bagaże zabrano do pokoju.

Zanim dotarliśmy na kolację, zwiedziliśmy co nieco, a fotograf zrobił nam pamiątkowe zdjęcia na głównym dziedzińcu pod kopułą. 


Sami zobaczcie - na środku dziedzińca palmiarnia z wodospadem , z balkonów wejścia do barów, restauracji, SPA i sklepiku.


Przyjemnie było posiedzieć przy wodospadzie, nawet tu można było wypić lampkę wina.


Nasz basen z mostkiem pośrodku, wejścia wygodne i bezpieczne, nawet dla osób niepełnosprawnych.


Były też pokoje z prywatnym basenem, a wszędzie mnóstwo roślin, kwiatów, piękne trawniki, plaża o krok.


Drugi wodospad i kwitnący krzew, a czystości możemy uczyć się od Greków, nawet w toalecie przy basenie czysto i pachnąco!


Nasz taras to istna loża teatralna z widokami, zależnie od pory dnia inny spektakl, inne atrakcje, dlatego sjesta zawsze na tarasie!


Oczywiście znalazłam też hotelową czytelnię, niestety żadnej książki po polsku! Zostawiłam swoją, gdy mąż skończył czytać.


Koty na wyspie i w hotelu to miły swojski akcent. Zauważyliśmy, że na Rodos i koty, i pawie są traktowane szczególnie, w hallu hotelowym stoją nawet puszki na datki dla ochrony tych zwierząt. 
W naszym kompleksie były tylko koty, ale pawie widzieliśmy na wycieczce.


Restauracja, to osobny rozdział tej bajki, na te wszystkie frykasy życia nie starczy, by spróbować choć części wszystkich smakołyków, zwłaszcza lokalnych.
Jedynym minusem były lunch boxy, zamówione zamiast śniadania, gdy wypadła wycieczka. Same gotowe suche przekąski, więc wyskoczyliśmy do sklepu po kanapki i jogurt.


Port bardzo urokliwy, z kapliczką i tawernami, można było wynająć łódź, skuter wodny lub wykupić rejs z połowem ryb.


Widok na port i okoliczne plaże, ze wzgórza  z punktami widokowymi, trochę wspinaczki nie zaszkodzi...


Najdłuższa i najprzyjemniejsza ulica w Kolymbii - Eukaliptus Street. Wielkie drzewa zapewniają cień w najbardziej upalny dzień, po obu stronach widoki na góry i gaje oliwne, bliżej centrum tawerny i sklepy.


Tawerny sympatyczne, gospodarze przemili, jedzenie świeże, smaczne, ceny umiarkowane.


W jednym ze sklepików kupiliśmy filiżanki. Będziemy jesienią pić kawę, wspominając pobyt na Rodos. 

Następnym razem opowiem Wam o Simi! 
O wyspie kolorowych domków i poławiaczy gąbek.