Strony

czwartek, 29 lutego 2024

Wielkie nieba!

 Obiecałam napisać o spacerze z Kórnika do miejscowości Bnin, który graniczy z Kórnikiem o miedzę, a nie spodziewaliśmy się, że spotkają nas tam dwie miłe niespodzianki, o których przeczytacie poniżej. Zapraszam :-)


Bniński ratusz na maleńkim rynku, praktycznie poza tym gmachem i parkingiem nic innego na rynku nie ma. Akurat jakaś młoda para robiła sobie przed ratuszem zdjęcia...


Kościół pod wezwaniem św.Wojciecha obejrzeliśmy tylko z zewnątrz, z prawej strony tablica upamiętniająca mieszkańców Bnina i okolic, którzy zginęli w Wojnie Światowej, ufundowana przez przez towarzystwo Powstańców i Wojaków.


Kierując się jedną z uliczek  od rynku, znaleźliśmy tajemniczą bramę. Spodziewaliśmy się ujrzeć cmentarz i istotnie było kilka bardzo starych nagrobków, ale teren nieco wzniesiony okazał się zabytkiem archeologicznym, na terenie którego prowadzone były intensywne prace badawcze.


Znajdował się tu kiedyś gród obronny z czasów Mieszka I o konstrukcji drewniano-ziemnej i użyto do jego budowy dębów , ściętych w I połowie X w.n.e. Gród otoczono wałem o wysokości 8m.
Z góry rozciąga się piękny widok na Jezioro Bnińskie.
Prawdopodobnie tutaj mógł zatrzymać się cesarz Otton III w czasie pielgrzymki do grobu św.Wojciecha.



Prace archeologiczne prowadzono także na półwyspie Szyja. Nazwę nadali badacze , którzy prowadzili  wykopaliska w latach 60-ych XX w., a wszystkie znaleziska i dokumentacja stanowią zbiory Muzeum Archeologii w Poznaniu.


Ciekawa tablica informacyjna pokazuje, jak niegdyś wyglądało wzgórze, na które zawitaliśmy. Z całej zabudowy została tylko zabytkowa brama.


Kolejna tablica zachęciła nas do poszukania zejścia na półwysep, który także był świadkiem wielu historycznych wydarzeń. Zapytaliśmy pracowników pobliskiego cmentarza jak tam dojść, bo stan wody jeziora wysoki , a jedyna droga dojazdowa zamknięta. 


Wato było powędrować we wskazanym kierunku, choć teren niełatwy, otoczony ze wszystkich stron jeziorem. Tylko my, wiatr i ptaki, cudnie!


Jedyny dąb na półwyspie nie był raczej tak stary, by pamiętać czasy Mieszka I, ale kto wie, czego był świadkiem?


Półwysep Szyja jest długi i wąski, a roślinność ostatnio wykarczowano, przez co gorzej się chodziło po murawie, bo wszędzie wystawały korzenie i resztki krzewów oraz młodych drzew. Szkoda, że tak ogołocono teren.


Teren półwyspu nie jest płaski, czasami trzeba było się wspinać, ale przez to widoki jeszcze ciekawsze.


Nagrodą za trudy odkrywania nieznanego była skromna biesiada w restauracji Wielkie Nieba!
Pyszna herbata z konfiturą i pyszna pizza, a do tego uśmiech właścicielki i umiarkowane ceny!
Po biesiadzie wskazany powrót piechotą do Kórnika:-)

poniedziałek, 26 lutego 2024

Lena i lepieje


Czytam
i polecam blog Leny , która zawsze zaskoczy jakimś ciekawym wierszem, rękodziełem lub opowieścią.

W ostatnim wpisie Lena przypomina słynne lepieje Wisławy Szymborskiej, krótkie formy literackie w żartobliwej formie.

Poezja nie zawsze musi być poważna i uskrzydlona, pozwólmy wenie pobawić sie słowem i rozmaitymi formami.

Kiedyś już i ja pokusiłam się o tworzenie podobnych rymowanek, które zamieściłam w zakładce Miniatury.

Dla przypomnienia kilka z nich poniżej :

Lepiej dać na orkiestrę Owsiaka,
niż na służbę zdrowia płakać...

 Lepsza wódki szklanka,
niż kiepska kochanka.

Lepiej czytać książki i wzrok nadwerężyć,
niźli na lenistwie czas wolny mitrężyć.

 Lepiej w portfelu mieć pusto,
niż w głowie groch z kapustą.

Ostatni lepiej, stworzony w komentarzu pod postem Leny.

Lepiej czytać fajne blogi, 
niż popadać wciąż w nałogi.

A w trakcie wycieczki niedzielnej powstały takie:

Lepiej szukać wiosny w podróży,
niż pogodę z fusów wróżyć.

Lepiej słuchać ptaków nad jeziorem,
niż się w knajpie obżerać kawiorem.


Zapraszam czytelników do tworzenia i zabawy słowami i rymami. Spróbujcie w komentarzach swych sił, nie narzucam tematu ani liczby utworów. Będę wdzięczna za udział w zabawie. Niechaj to będzie nasz wspólny wkład w przywoływanie wiosny. 

piątek, 23 lutego 2024

Dla kociarzy...

 Przegapiłam Dzień Kota, no ale nic dziwnego, skoro gościłam u siebie Maksa. Wcześniej przygotowałam rozmaite obrazki dla kociarzy, moja mam miała dwa psy, ale w głębi duszy była kociarą i zbierała kocie gadżety. Buszując po zakamarkach Internetu odkryłam, że wielu jest zafiksowanych na swych pupilach miłośników kotów. Niektórzy do tego stopnia zakręceni, że kocie gadżety otaczają ich wszędzie. Ale to przecież jak najbardziej pozytywne zakręcenie!


Już od bramy witają gości koty, już wiesz czyj to dom...a w lodówce, mam nadzieję, nie tylko saszetki z kocią karmą?


Zarówno w łazience, jak i w kuchni jest spore pole do popisu, taką patelnię moja mama kupiłaby na pewno.


O kocim łożu pewnie wielu marzy, regał łatwy do realizacji, gorzej z kominkiem, tu ręka artysty potrzebna.


Taki motocykl to specjalnie dla blogowej Jaskółki :-)


To chyba dom letniskowy, ale nie jestem pewna, w każdym razie podziwiam wykonawcę i lokatorów.


Kot pilnujący wina lub innego napoju - kwestia gustu, ale koci gadżeciarz nie przejdzie obok obojętnie...


Podobnych kubków moja mama miała wiele i na pewno każdy pasjonat ma naczynia podkreślające jego upodobania.

Czy ktoś z Was zbiera podobne przedmioty?



wtorek, 20 lutego 2024

Szymborska w Kórniku

 

Kolejna wycieczka i kolejne odkrycie. Zawsze w Kórniku wędrowaliśmy bulwarem wzdłuż jeziora w stronę kładki dla pieszych, na prawo od zamku.

Tym razem intuicja kazała nam powędrować na lewo od naszego parkingu, co zaowocowało odkryciem Promenady im. Wisławy Szymborskiej, która prowadzi aż do miejscowości Bnin, jest on zresztą też już częścią Kórnika. 

Co odkryliśmy w Bninie, to temat na kolejny post.

Nasza wspaniała Noblistka urodziła się  2 lipca 1923 roku w folwarku na Prowencie, który jest dzisiaj częścią Kórnika.

Sama zresztą wspominała o swoich korzeniach w czasie uroczystości nadania poetce tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu:

„Urodziłam się na Ziemi Wielkopolskiej, co oczywiście nie jest żadną moją zasługą – ale tutaj pracował mój ojciec i jeszcze do niedawna żyli ludzie, którzy go pamiętali. Na tej ziemi odnajduję za każdym razem swoje pierwsze ujrzane w życiu krajobrazy. Tutaj było (i jeszcze jest, choć mniejsze) moje pierwsze jezioro, pierwszy las, pierwsza łąka i chmury”.


Ławeczka ku czci to sympatyczna forma, lepsza od pomnika na cokole, no i kot doczekał się należytego uświetnienia, a łebek ma tak wygłaskany, że lśni w słońcu jak złoty...


Jeśli będziesz uważnym, dostrzeżesz w dłoni poetki kartkę z tytułem wiersza : Kot w pustym mieszkaniu.


Wędrując brzegiem  jeziora, napotkasz piękne okazy drzew, pomosty wędkarskie, porzucone na brzegach łódki...


Galerię wierszy Szymborskiej spotkaliśmy już w kórnickim parku w Cisowych Komnatach.


Na promenadzie jest cała kolekcja, można poczytać w trakcie spaceru, podyskutować o wierszach na ławce.


Obok Centrum Kultury powstała galeria portretów - 100 zdjęć na stulecie urodzin poetki. Obejrzeliśmy z ciekawością  - ile różnych twarzy, a jednocześnie z podziwem dla obiektów, za odwagę figurowania na tak uczęszczanej trasie spacerów.



Promenada ciągnie się wzdłuż Jeziora Kórnickiego. W zbiorniku po opadach mnóstwo wody, miejscami trzeba zbaczać z traktu, bo chodniki pozalewane, a ziemia nasiąknięta aż po bliskie jezioru ogrody.



Liczne punkty widokowe i pomosty to dodatkowa atrakcja promenady, nie dziwi spora liczba spacerowiczów i wyznania miłosne na kłódkach.


Wiersze Szymborskiej na każdym kroku i w rozmaitej oprawie graficznej...


Kładka dla pieszych i rowerzystów prowadzi na drugą stronę jeziora, gdzie latem funkcjonuje plaża i punkty gastronomiczne.


Promenada łączy Kórnik z Bninem i w ładny dzień można przejść całą trasę bez większego wysiłku, a co tam w Bninie, opowiem jeszcze.


(zdjęcie poetki - Mariusz Kubik, CC BY 3.0 <https://creativecommons.org/licenses/by/3.0>, via Wikimedia Commons )


piątek, 16 lutego 2024

Dzień z Maksem

Maks to przesympatyczny i spokojny pies. Obiecałam zaopiekować się nim w razie potrzeby, bo to pies po przejściach i nie lubi długo zostawać sam. 
Potrzebuje pieszczot i uwagi, szuka towarzystwa człowieka, nie jest absorbujący i miło z nim spacerować. 


Przybył do nas z własnym kocykiem i od razu zajął miejsce na kanapie:-)


Sporo czasu spędził też na moich kolanach, ciekawie zerkał, co też robię w danej chwili...


O pieszczoty upominał się także u męża - zostaw myszkę i pogłaszcz mnie trochę:-)


Zrobiliśmy sobie selfie, a co! a wszystkie fotki wędrowały do właścicielki Maksa, by ją uspokoić...


Wieczorem Maks poczuł zew nocy i bardzo dobrze wiedział, gdzie jest nasza sypialnia, wygodnie i ciepło:-)

Dzień z Maksem pewnie jeszcze się powtórzy i nie mam nic przeciwko.
Dziś ma być wiosennie, więc szykujemy się na wycieczkę. 
Wspaniałego weekendu Wam życzę!

środa, 14 lutego 2024

Kościół z ciekawym wnętrzem...

 

W poprzednim wpisie wspomniałam o ciekawym kościele na terenie Żnina.
Udało nam się go zwiedzić w środku, bo była niedziela, ludzie wyszli po mszy, a wewnątrz zainteresował się nami chyba pan kościelny i poopowiadał nieco o tej świątyni.

Kościół pod wezwaniem NMP Królowej Polski ma długą historię, sięgającą XIV wieku. Skromna bryła z zewnątrz, skromny wystrój wewnątrz, choć i tak poprawiony współcześnie, na szczęście podczas renowacji nie dodano zbyt wiele ozdób tak charakterystycznych dla innych tego typu budowli.

Nie zamierzam spisywać dziejów świątyni, wspomnę jedynie o najważniejszych wydarzeniach, które miały wpływ na dzisiejszy wygląd kościoła. po krótce zresztą zarys dziejów świątyni upamiętnia mural na budynku obok. Również i mural skromny, przypominający dawne kroniki lub freski. Wspomniał zresztą kościelny, że przydałaby się krótka monografia w formie folderu, by zwiedzający mogli zabrać i poczytać...

Pierwsza wzmianka o powstaniu kościoła pochodzi z 1338 roku, kiedy to powstał w Żninie klasztor dominikanów z kościołem pod wezwaniem Jana Chrzciciela. Zakonnicy prowadzili także szkołę dla dzieci mieszczan oraz bibliotekę.
Pod koniec XVIII w. klasztor zamieszkiwało już tylko 8 zakonników.
W 1819 roku zlikwidowano klasztor i kościół, o czym informował dekret władz pruskich i mimo protestów mieszkańców świątynię zburzono, a na jej miejsce powstał kościół ewangelicki z dzwonnicą, plebanią i szkoła ewangelicka.
W 1945 roku przekazano świątynię parafii rzymsko-katolickiej pod wezwaniem św. Floriana.
W 1966 roku na mocy dekretu S. Wyszyńskiego ustanowiono tutaj ośrodek duszpasterski pw. NMP Królowej Polski, któremu w 1973 roku nadano status parafii.

Już wejście do świątyni jest bardzo klimatyczne, choć widać zmiany po renowacji budynku, która miała miejsce w latach 2001-2010. Nasz przewodnik wskazał zresztą, które elementy dodano, co odkryli konserwatorzy, co zmieniono.

Dodano w rogach obok wejścia wielkie konfesjonały szafowe. Spowiednik i wierni mają zapewnioną dyskrecję, ale pamiętano też o wiernych z fobiami - można spowiadać się na zewnątrz, bez zamykania w szafie...

Konserwatorzy, usuwając wiele warstw farby, odkryli drewniane sufity i ornamenty roślinne, także na drewnianych balkonach i chórze. Balkony nieco skrócono, wcześniej dochodziły do samego ołtarza.


Nowe jest także oświetlenie i droga krzyżowa w postaci płaskorzeźb na ścianach .

Nowe są  ławki, bo stare nie nadawały się już do użytku, uzupełniono drewniane sztukaterie.


 W wysokich oknach pojawiły się witraże, które ufundowali parafianie, o czym informują tabliczki z nazwiskami fundatorów.
Na ścianie zewnętrznej kościoła tablica upamiętniająca 5 wieków zakonu dominikanów na Pałukach, 100 lat od  budowy kościoła ewangelickiego  oraz  konsekrację świątyni w 2010 roku.

Nasz przewodnik nie omieszkał pochwalić się dwiema relikwiami na terenie kościoła, ale to już nas  mniej interesowało, więc wybaczcie...


niedziela, 11 lutego 2024

Na Pałukach w lutym...

 Wiecie już, że gdy zew natury wzywa, pogoda nie jest dla nas przeszkodą, chyba że leje jak z cebra. Opisuję zresztą te dłuższe wycieczki, bo staramy się w każdy weekend przewietrzyć głowę, ale nie zawsze o nich  piszę. Tym razem wypad na Pałuki, o których kilka razy pisałam - malownicza kraina, pofalowana i pełna ciekawostek.


Park i las w Lubostroniu dostarczają wrażeń każdemu miłośnikowi przyrody. Było zimno, ale dzięki temu mieliśmy cały ten teren dla siebie...

Leszczyna już obudziła się do życia, wypatrzyłam też parę przebiśniegów.


Wody Noteci płyną leniwie, wszędzie grząsko, widać ślady saren, dzików...


oraz kretów, całe polany w kretowiskach, a na drzewach plantacje jemioły.


Po parku rozsiane są tablice poglądowe, więc i dokształcić się można na temat przyrody i historii.


Ten budynek już pokazywałam na blogu, z roku na rok coraz większe zniszczenia, szkoda że brak funduszy na renowację. Była tu kiedyś fabryczka euskolu czyli kadzideł zapachowych. Tak głosi tablica, choć pamiętam słowa przewodnika, że mieściła się tu elektrownia pałacowa, a może to były dwie funkcje  w jednym budynku?


Zza drzew i krzewów dostrzec można budynek pałacyku myśliwskiego, czasami obok rozpala ktoś ognisko...


Głaz poświęcony Ignacemu Polkowskiemu. Sprawdziłam, czym zasłużył się ów ksiądz, że miejsce pamięci ma w Lubostroniu. Otóż w latach 1866-1876 był bibliotekarzem prywatnego księgozbioru rodu Skórzewskich w Lubostroniu. Znany także jako badacz życia i spuścizny Kopernika oraz członek Akademii Umiejętności w Krakowie.


Z Lubostronia pognaliśmy do Żnina, bo wiało coraz bardziej, a auto na parkingu pod drzewami stało. Kiedyś w czasie wichury połowa drzewostanu na Pałukach poległa...
Powyższy pomnik zaś, stanął ku czci ofiar dwóch wojen światowych. 


Tu niespodzianka, nowy mural ( lub przez nas przeoczony), upamiętniający czasopismo PRZYJACIÓŁKA. Kto nie czytał kiedyś tego popularnego pisemka? Moja babcia prenumerowała, to było jej okno na świat! 


Tajemniczy dom, opuszczony. Gdyby go odnowić i tchnąć życie w te puste okna...na razie tylko rośliny biorą go we władanie.


O tym ciekawym kościele napiszę osobno, bo warto, a na razie wspomnę, że naprzeciwko piliśmy pyszną kawę w cukierni (mocną jak szatan), a do kawy babeczki kruche z malinami były :-)


Wizyta w Żninie zakończona spacerem do mariny nad Jeziorem Żnińskim Małym. Wiatr powodował fale jak na morzu, biała piana zbierała się przy brzegu i w kanale  prowadzącym do rzeki Gąsawki.


Naprawdę, warto ruszyć przed siebie nawet w zimowy weekend i odkryć nowe ciekawostki!