Moje wakacje skończyły się już tydzień temu, ale taka kolej rzeczy, nie mogą trwać wiecznie, no i będą jeszcze weekendy.
Zanim rzucę się w wir pracy na dobre, dzielę się z Wami kilkoma zdjęciami zrobionymi tu i tam w czasie wakacyjnych wypadów i spotkań.
Są tak różne, jak różne bywały odkrycia i emocje.
Bo nawet spacer po pałacowym parku czy po lesie daleko od domu obfitować może w ciekawe fotografie.
Kamienny mostek w Suchej Beskidzkiej, wodospad na Mosornym Potoku, kapliczka domkowa Matki Boskiej Anielskiej w Zawoi Mosorne, sterta drewna w mysłowickim lesie.
Mały Wawel w Suchej Beskidzkiej, pstrągowa uczta w słynnej zawojskiej smażalni, pyszna nalewka, którą poczęstowali przyjaciele w ogrodowej altanie.
Ostatnie zdjęcie to nie wycieczka nad morze, to spacer i obserwacja akcji ratunkowej na zbiorniku goczałkowickim.
Zawsze nas ta ilość wody wprowadza w zdumienie...
Konie można spotkać wszędzie, miły widok, gdy swobodnie pasą się na łące lub galopują z uniesionymi ogonami i rozwianymi grzywami.
Ostatnie zdjęcie naszego zaprzyjaźnionego ulubieńca - Teodora. Odszedł już niestety za Tęczowy Most. Może tam także goni za piłką?
W tej garści to nie wiem czy to poziomki były, jakieś dziwne , bez zapachu i smaku, po prostu słodkie...
Podwójny portret z Gabrysią, z bloga Pogodna Dojrzałość, wśród róż w ogrodach Kapias.
Radość przeplata się z prozą życia, jak na zdjęciach - urodzinowy bukiet, bom znowu starsza o rok;
sterty podręczników wezwały mnie do pracy, ale w ostatni wakacyjny weekend pogoda dopisała, więc wybraliśmy się do Kruszwicy, by popatrzeć na Gopło i żaglówki, pospacerować po Półwyspie Rzępowskim.
Mam jednak nadzieję, że kolejne weekendy okażą się dla wycieczkowiczów łaskawe i pogoda pozwoli na krótkie wypady na łono przyrody.
Strony
▼
poniedziałek, 31 sierpnia 2020
piątek, 28 sierpnia 2020
Podsłuchane...
Bez wielkich wstępów zamieszczam kilka rozmów, które gdzieś tam wpadły w ucho...
Dialog I
- pani kochana, tego wirusa to wymyślili po to, żeby złodziejom dać alibi!
- coś w tym jest, wszystko się sypie, to teraz powiedzą, że to przez pandemię...
Dialog II
- o, widzę, że sąsiadka ćwiczy na powietrzu, to się chwali!
- kondycji trzeba nabrać na jesień, bo jeszcze znów nas w domach zamkną
- no pewnie, jak było 200 zarażeń, to lasy pozamykali, a teraz gdy 900, to moje wnuki do szkoły idą!
- pani, idiotów z nas robią!
Dialog III
- cieszysz się, że idziemy do szkoły?
- bardzo, ale od kogo będę pożyczać kredki, bo mama czytała, że nie wolno?
- to kup sobie i nie zapominaj!
Dialog IV
- mama, kup mi nowe pisaki i te duże kredki, 24 kolory
- po co ci tyle, pewnie i tak szkoły niedługo zamkną!
Dialog V
- Babciu, a dlaczego same idziemy na spacer?
- bo dziadka serce boli i nie mógł iść
- a ciebie nie boli?
- na razie nie
- to kup sobie lekarstwo, bo kto ze mną pójdzie, jak ty też zachorujesz?
Dialog VI
- to mówisz, że do Krzysia dziewczyna przyjechała?
- na kilka dni, akurat urlop zaczęła
- a jak oni spali?
- wygodnie!
Dialog VII
- niech pani przeczeka, burza idzie
- ja tam się nie boję
- ale wiatr panią porwie
- to może mnie kto wreszcie złapie i przygarnie?
Dialog I
- pani kochana, tego wirusa to wymyślili po to, żeby złodziejom dać alibi!
- coś w tym jest, wszystko się sypie, to teraz powiedzą, że to przez pandemię...
Dialog II
- o, widzę, że sąsiadka ćwiczy na powietrzu, to się chwali!
- kondycji trzeba nabrać na jesień, bo jeszcze znów nas w domach zamkną
- no pewnie, jak było 200 zarażeń, to lasy pozamykali, a teraz gdy 900, to moje wnuki do szkoły idą!
- pani, idiotów z nas robią!
Dialog III
- cieszysz się, że idziemy do szkoły?
- bardzo, ale od kogo będę pożyczać kredki, bo mama czytała, że nie wolno?
- to kup sobie i nie zapominaj!
Dialog IV
- mama, kup mi nowe pisaki i te duże kredki, 24 kolory
- po co ci tyle, pewnie i tak szkoły niedługo zamkną!
Dialog V
- Babciu, a dlaczego same idziemy na spacer?
- bo dziadka serce boli i nie mógł iść
- a ciebie nie boli?
- na razie nie
- to kup sobie lekarstwo, bo kto ze mną pójdzie, jak ty też zachorujesz?
Dialog VI
- to mówisz, że do Krzysia dziewczyna przyjechała?
- na kilka dni, akurat urlop zaczęła
- a jak oni spali?
- wygodnie!
Dialog VII
- niech pani przeczeka, burza idzie
- ja tam się nie boję
- ale wiatr panią porwie
- to może mnie kto wreszcie złapie i przygarnie?
środa, 26 sierpnia 2020
Lokowanie produktu:-)
W zasadzie to jakby promocja, bo uważam, że warto promować młodych z pasją.
Z racji zawodu, zamiłowania i z lenistwa lubię poczytać o książkach.
Nie sposób przeczytać wszystko, co niesie rynek wydawniczy, a propozycje podsuwane przez innych zapalonych czytelników bywają dobrym drogowskazem.
Każdy wprawdzie lubi co innego, ale wybór należy do nas, jest z czego wybierać, zwłaszcza że recenzenci piszą o różnych gatunkach.
Przedstawiam dziś kilka blogów o książkach, ale nie tylko.
Wielu bywalców mojego bloga też pisze o książkach i filmach, ale może tych akurat nie znacie.
Magda pisze od niedawna, ale swoją energią i zapałem mogłaby obdzielić niejednego recenzenta, w dodatku wymyśliła akcję z wymianą używanych książek. Trzymam kciuki! Zajrzyjcie do Magdy:-)
Sady Sana ma świetny styl, wydała nawet książkę, ale pisze nie tylko recenzje.
Pomysłowo i z humorem opisała swoje przygotowania do ślubu i wesela, a już rozbroiła mnie postem: Dlaczego nie warto czytać książek?
Gdy pierwszy raz zajrzałam na strony tego bloga, pomyślałam, że nawet gdybym miała nie przeczytać żadnej z recenzowanych tu książek, to wielka radość z czytania samych recenzji już jest warta zaglądania tutaj.
W Magicznym kociołku Ervisha przeplata recenzje książkowe z polecajkami gier planszowych, ale są i recenzje zdrowych produktów oraz przepisy dla niemięsożerców.
Autorka lubi dyskutować z komentatorami, jest dociekliwa i pracowita.
Olga recenzuje, odwiedza targi książki, zadaje zagadki i dzieli się ciekawymi refleksjami także na inne tematy.
Dlaczego nazwa zapowiada , że inaczej będzie o książkach? sprawdźcie sami...
Jako ilustracji użyłam zrzutów ekranowych, czasami wygląd strony tytułowej bloga zachęca do zapoznania się z nim.
Z racji zawodu, zamiłowania i z lenistwa lubię poczytać o książkach.
Nie sposób przeczytać wszystko, co niesie rynek wydawniczy, a propozycje podsuwane przez innych zapalonych czytelników bywają dobrym drogowskazem.
Każdy wprawdzie lubi co innego, ale wybór należy do nas, jest z czego wybierać, zwłaszcza że recenzenci piszą o różnych gatunkach.
Przedstawiam dziś kilka blogów o książkach, ale nie tylko.
Wielu bywalców mojego bloga też pisze o książkach i filmach, ale może tych akurat nie znacie.
Magda pisze od niedawna, ale swoją energią i zapałem mogłaby obdzielić niejednego recenzenta, w dodatku wymyśliła akcję z wymianą używanych książek. Trzymam kciuki! Zajrzyjcie do Magdy:-)
Sady Sana ma świetny styl, wydała nawet książkę, ale pisze nie tylko recenzje.
Pomysłowo i z humorem opisała swoje przygotowania do ślubu i wesela, a już rozbroiła mnie postem: Dlaczego nie warto czytać książek?
Gdy pierwszy raz zajrzałam na strony tego bloga, pomyślałam, że nawet gdybym miała nie przeczytać żadnej z recenzowanych tu książek, to wielka radość z czytania samych recenzji już jest warta zaglądania tutaj.
W Magicznym kociołku Ervisha przeplata recenzje książkowe z polecajkami gier planszowych, ale są i recenzje zdrowych produktów oraz przepisy dla niemięsożerców.
Autorka lubi dyskutować z komentatorami, jest dociekliwa i pracowita.
Olga recenzuje, odwiedza targi książki, zadaje zagadki i dzieli się ciekawymi refleksjami także na inne tematy.
Dlaczego nazwa zapowiada , że inaczej będzie o książkach? sprawdźcie sami...
Jako ilustracji użyłam zrzutów ekranowych, czasami wygląd strony tytułowej bloga zachęca do zapoznania się z nim.
niedziela, 23 sierpnia 2020
Moja strefa...
Widziałam w sieci zdjęcie.
Pani uwieczniona na tle bramy wjazdowej, na której wisi baner z tekstem.
Spodobał mi się tekst.
Postanowiłam wykonać podobny plakat i zawiesić na blogu.
Plakat może powiedzieć więcej, niż długi tekst.
Mam nadzieję, że jego treść nikogo nie odstraszy, może kogoś zainspiruje.
Czy ma znaczenie taki plakat?
Plakat uważam za istotny, zwłaszcza gdy słyszę wypowiedź łódzkiego kuratora oświaty w Telewizji Trwam.
Wypowiedź na temat wirusa LGBT, który rzekomo bardziej nam zagraża, niż wirus covid-19.
Jeśli tacy ludzie odpowiadają za stan oświaty, to klękajcie narody...
Oby wirus głupoty i nienawiści nie zawładnął umysłami Polaków!
Tylko tak mogę zaprotestować przeciw wszystkim zjawiskom w przestrzeni publicznej, z którymi się nie zgadzam i które budzą mój niepokój.
Chciałabym,, by mój syn i moje wnuki żyli spokojnie i nie doświadczali złych emocji ze strony tych, którzy uważają się za panów tego świata.
Pani uwieczniona na tle bramy wjazdowej, na której wisi baner z tekstem.
Spodobał mi się tekst.
Postanowiłam wykonać podobny plakat i zawiesić na blogu.
Plakat może powiedzieć więcej, niż długi tekst.
Mam nadzieję, że jego treść nikogo nie odstraszy, może kogoś zainspiruje.
Czy ma znaczenie taki plakat?
Plakat uważam za istotny, zwłaszcza gdy słyszę wypowiedź łódzkiego kuratora oświaty w Telewizji Trwam.
Wypowiedź na temat wirusa LGBT, który rzekomo bardziej nam zagraża, niż wirus covid-19.
Jeśli tacy ludzie odpowiadają za stan oświaty, to klękajcie narody...
Oby wirus głupoty i nienawiści nie zawładnął umysłami Polaków!
Tylko tak mogę zaprotestować przeciw wszystkim zjawiskom w przestrzeni publicznej, z którymi się nie zgadzam i które budzą mój niepokój.
Chciałabym,, by mój syn i moje wnuki żyli spokojnie i nie doświadczali złych emocji ze strony tych, którzy uważają się za panów tego świata.
czwartek, 20 sierpnia 2020
Z historią w tle...
W czasie upałów czekaliśmy na okna pogodowe, które pozwolą wyrwać się z domu choć na krótką wycieczkę.
Wprawdzie auto ma klimatyzację, ale spróbujcie zwiedzać, gdy na zewnątrz jest 33 stopnie w cieniu...
Udało się trafić dwa dni z temperaturą około 25 stopni i wiaterkiem, kanapki plus woda i w drogę.
Wycieczka na Ostrów Lednicki z przejażdżką promem. Byliśmy tam już oczywiście, ale lubimy wracać w znane miejsca i sprawdzić czy coś przybyło. Miejsce na szlaku św.Jakuba, kolebka polskiego chrześcijaństwa, ale nie ma dowodów na to, że tam właśnie Mieszko został ochrzczony.
Przejażdżka promem byłaby milsza, gdyby nie hałaśliwe towarzystwo polsko-angielskie z małoletnim Harrym, a mówią, że to Niemcy są głośni...
Sielsko-dworskie klimaty skansenu w Dziekanowicach za Gnieznem. Minusem są zagrody i wiatraki wyłączone ze zwiedzania, a jednak cena biletów wstępu jest taka sama.
Ku naszemu rozczarowaniu odwołano wszystkie imprezy w skansenie i nie odbędzie się nasz ulubiony festyn czyli Pożegnanie lata.
Szkoda wielka, bo tam zawsze próbowaliśmy wyśmienitych ciast, chleba ze smalcem itp.
Ciekawe dlaczego, skoro wszystko na świeżym powietrzu, a tłumy mniejsze, niż na wiecach w kampanii wyborczej.
W muzeum na terenie skansenu archeologicznego w Biskupinie dwie ciekawe wystawy - Polska w czasach Mieszka oraz dzieje rzemiosła szewskiego. Mojego męża bardziej zainteresowały wojenne klimaty i biała broń, mnie sprawy dotyczące życia codziennego i ozdób kobiecego stroju.
A już wówczas ozdobne zapinki i paciorki były misternej roboty. Nie mówiąc o okuciach do ksiąg ze szlachetnych metali i kamieni.
Historia obuwia to także niezwykle ciekawy temat - od kapci z łyka i chodaków, poprzez skórzane buty z długimi noskami po łyżwy z rogu zwierząt i ozdobne buciki dla dzieci...
Co ciekawe, nowy trend w wyglądzie obuwia wprowadziła dynastia Tudorów. Ich buty miały szerokie noski z charakterystycznymi wywijanymi rogami.
Nie mogliśmy pominąć Wenecji, by odwiedzić ruiny zamku. Coraz mniej można tam zobaczyć, wejście na mury zamknięte, ścieżka zbyt krótka, by dać namiastkę pałacowego klimatu.
Wokół ruin na szczęście wystaw maszyn oblężniczych, których rozwiązania techniczne nawet mnie zainteresowały, imponujące doprawdy, ile wysiłku człowiek wkładał w powstanie broni wszelakiej przeciw innym ludziom.
Jeśli Wenecja, to oczywista Muzeum Kolei Wąskotorowej, gdzie można poczuć się jak w parku miniatur.
Dla aktywnych turystów nawet możliwość przejażdżki kolejką wąskotorową do Biskupina lub Żnina.
Wagoniki pełne, głównie rodzin z dziećmi. Przy pięknej pogodzie, pośród falujących zbóż wrażenia są przesympatyczne, wiem, bo kiedyś jechałam.
Trochę mi się chronologia zdjęć pomieszała, ale nie ma to wpływu na istotę opisów.
Wyjaśnię tylko, że z Wenecji pojechaliśmy do Biskupina, a z Dziekanowic do Lednogóry, czyli dwie wycieczki, 4 miejsca:-)
Wprawdzie auto ma klimatyzację, ale spróbujcie zwiedzać, gdy na zewnątrz jest 33 stopnie w cieniu...
Udało się trafić dwa dni z temperaturą około 25 stopni i wiaterkiem, kanapki plus woda i w drogę.
Wycieczka na Ostrów Lednicki z przejażdżką promem. Byliśmy tam już oczywiście, ale lubimy wracać w znane miejsca i sprawdzić czy coś przybyło. Miejsce na szlaku św.Jakuba, kolebka polskiego chrześcijaństwa, ale nie ma dowodów na to, że tam właśnie Mieszko został ochrzczony.
Przejażdżka promem byłaby milsza, gdyby nie hałaśliwe towarzystwo polsko-angielskie z małoletnim Harrym, a mówią, że to Niemcy są głośni...
Sielsko-dworskie klimaty skansenu w Dziekanowicach za Gnieznem. Minusem są zagrody i wiatraki wyłączone ze zwiedzania, a jednak cena biletów wstępu jest taka sama.
Ku naszemu rozczarowaniu odwołano wszystkie imprezy w skansenie i nie odbędzie się nasz ulubiony festyn czyli Pożegnanie lata.
Szkoda wielka, bo tam zawsze próbowaliśmy wyśmienitych ciast, chleba ze smalcem itp.
Ciekawe dlaczego, skoro wszystko na świeżym powietrzu, a tłumy mniejsze, niż na wiecach w kampanii wyborczej.
W muzeum na terenie skansenu archeologicznego w Biskupinie dwie ciekawe wystawy - Polska w czasach Mieszka oraz dzieje rzemiosła szewskiego. Mojego męża bardziej zainteresowały wojenne klimaty i biała broń, mnie sprawy dotyczące życia codziennego i ozdób kobiecego stroju.
A już wówczas ozdobne zapinki i paciorki były misternej roboty. Nie mówiąc o okuciach do ksiąg ze szlachetnych metali i kamieni.
Historia obuwia to także niezwykle ciekawy temat - od kapci z łyka i chodaków, poprzez skórzane buty z długimi noskami po łyżwy z rogu zwierząt i ozdobne buciki dla dzieci...
Co ciekawe, nowy trend w wyglądzie obuwia wprowadziła dynastia Tudorów. Ich buty miały szerokie noski z charakterystycznymi wywijanymi rogami.
Nie mogliśmy pominąć Wenecji, by odwiedzić ruiny zamku. Coraz mniej można tam zobaczyć, wejście na mury zamknięte, ścieżka zbyt krótka, by dać namiastkę pałacowego klimatu.
Wokół ruin na szczęście wystaw maszyn oblężniczych, których rozwiązania techniczne nawet mnie zainteresowały, imponujące doprawdy, ile wysiłku człowiek wkładał w powstanie broni wszelakiej przeciw innym ludziom.
Jeśli Wenecja, to oczywista Muzeum Kolei Wąskotorowej, gdzie można poczuć się jak w parku miniatur.
Dla aktywnych turystów nawet możliwość przejażdżki kolejką wąskotorową do Biskupina lub Żnina.
Wagoniki pełne, głównie rodzin z dziećmi. Przy pięknej pogodzie, pośród falujących zbóż wrażenia są przesympatyczne, wiem, bo kiedyś jechałam.
Trochę mi się chronologia zdjęć pomieszała, ale nie ma to wpływu na istotę opisów.
Wyjaśnię tylko, że z Wenecji pojechaliśmy do Biskupina, a z Dziekanowic do Lednogóry, czyli dwie wycieczki, 4 miejsca:-)
poniedziałek, 17 sierpnia 2020
Na mszyce i inne takie...
Czasami spotykamy sytuacje, w których potrzebna jest pomocna dłoń.
Ileż to razy dzwonimy do babci, ciotki, przyjaciółki... a może częściej zaglądamy do sieci, bo tam rady na wszelkie okazje i wypadki.
Zajrzałam do starego poradnika, który wielokrotnie podpowiedział mi to i owo.
Wypisałam dla Was co dziwniejsze porady, może ktoś je zna, a może będzie to przydatna, ale całkowita nowość?
1. Aby zapobiec wysychaniu napoczętej musztardy w słoiczku, wlej odrobinę oleju na wierzch.
2. Rodzynki lub inne bakalie nie opadną na dno ciasta, jeśli zmieszasz je z mąką i dopiero wówczas wsypiesz do ciasta.
3. Włóczka skręcona po spruciu swetra będzie jak nowa, gdy nawiniesz ją na butelkę z gorącą wodą.
4. Jeśli farbują ci buty, przetrzyj skórę wewnątrz octem lub spryskaj lakierem do włosów.
5. Gdy potrzeba ci tylko kilku kropel soku z cytryny, nie przekrawaj owocu, tylko zrób kilka otworów i wyciśnij sok.
6. Szyszka umieszczona na sznurku za oknem będzie doskonałym wilgotnościomierzem. Gdy zbliża się deszcz lub śnieg łuski na szyszce zamykają się, a gdy poprawa pogody, wówczas się otwierają.
7. Na mszyce, najlepiej włożyć do ziemi w donicy ząbek czosnku, a szkodniki znikną.
8. Jeśli fikus traci liście, zrób nacięcie na łodydze tuż nad miejscem, gdzie odpadł liść, a niebawem wyrośnie nowy.
9. Lawenda sadzona wśród róż, odstrasza od nich mszyce.
10. Wysuszone obierki z ziemniaków dłużej utrzymują żar w piecu, a poza tym, podczas ich spalania rozpuszczone zostają sadze w przewodzie kominowym.
11. Zielsko, wyrastające między płytkami na ścieżkach ogrodu szybko zniknie, gdy polejesz je wrzątkiem z solą.
12. Jeśli zmieniasz wodę w akwarium nie wylewaj jej, stanowi dobry nawóz dla roślin doniczkowych.
13. Prawdziwe perły lubią kontakt ze skórą, długo nie noszone tracą kolor i blask.
14. W chlebaku przechowuj chleb w obecności jabłka, pieczywo będzie dłużej świeże, ale usuń plastikowe opakowanie.
15. Zabrudzenia w kubkach i szklankach łatwo usuniesz solą - wystarczy trochę soli na gąbkę, zwilżyć wodą i wytrzeć plamy po herbacie.
Na koniec sposób mojej mamy. By sól w solniczce nie zatykała otworów, wsyp do solniczki kilka ziaren ryżu, a do pieprzniczki kilka całych ziaren pieprzu.
Niestety, na chciwość i głupotę polityków nie znalazłam żadnej porady...
Ileż to razy dzwonimy do babci, ciotki, przyjaciółki... a może częściej zaglądamy do sieci, bo tam rady na wszelkie okazje i wypadki.
Zajrzałam do starego poradnika, który wielokrotnie podpowiedział mi to i owo.
Wypisałam dla Was co dziwniejsze porady, może ktoś je zna, a może będzie to przydatna, ale całkowita nowość?
1. Aby zapobiec wysychaniu napoczętej musztardy w słoiczku, wlej odrobinę oleju na wierzch.
2. Rodzynki lub inne bakalie nie opadną na dno ciasta, jeśli zmieszasz je z mąką i dopiero wówczas wsypiesz do ciasta.
3. Włóczka skręcona po spruciu swetra będzie jak nowa, gdy nawiniesz ją na butelkę z gorącą wodą.
4. Jeśli farbują ci buty, przetrzyj skórę wewnątrz octem lub spryskaj lakierem do włosów.
5. Gdy potrzeba ci tylko kilku kropel soku z cytryny, nie przekrawaj owocu, tylko zrób kilka otworów i wyciśnij sok.
6. Szyszka umieszczona na sznurku za oknem będzie doskonałym wilgotnościomierzem. Gdy zbliża się deszcz lub śnieg łuski na szyszce zamykają się, a gdy poprawa pogody, wówczas się otwierają.
7. Na mszyce, najlepiej włożyć do ziemi w donicy ząbek czosnku, a szkodniki znikną.
8. Jeśli fikus traci liście, zrób nacięcie na łodydze tuż nad miejscem, gdzie odpadł liść, a niebawem wyrośnie nowy.
9. Lawenda sadzona wśród róż, odstrasza od nich mszyce.
10. Wysuszone obierki z ziemniaków dłużej utrzymują żar w piecu, a poza tym, podczas ich spalania rozpuszczone zostają sadze w przewodzie kominowym.
11. Zielsko, wyrastające między płytkami na ścieżkach ogrodu szybko zniknie, gdy polejesz je wrzątkiem z solą.
12. Jeśli zmieniasz wodę w akwarium nie wylewaj jej, stanowi dobry nawóz dla roślin doniczkowych.
13. Prawdziwe perły lubią kontakt ze skórą, długo nie noszone tracą kolor i blask.
14. W chlebaku przechowuj chleb w obecności jabłka, pieczywo będzie dłużej świeże, ale usuń plastikowe opakowanie.
15. Zabrudzenia w kubkach i szklankach łatwo usuniesz solą - wystarczy trochę soli na gąbkę, zwilżyć wodą i wytrzeć plamy po herbacie.
Na koniec sposób mojej mamy. By sól w solniczce nie zatykała otworów, wsyp do solniczki kilka ziaren ryżu, a do pieprzniczki kilka całych ziaren pieprzu.
Niestety, na chciwość i głupotę polityków nie znalazłam żadnej porady...
piątek, 14 sierpnia 2020
Galeria pod chmurką:-)
Zapraszam do galerii pod chmurką, a w zasadzie pod drzewami w parku.
Zrobiłam kilka zdjęć na spacerze.
Jest to fragment wystawy, którą obejrzeć można w miejskiej galerii sztuki.
Autor rysunków czyli mistrz Andrzej Mleczko wykonał nawet z tej okazji specjalny rysunek dla uczczenia wizyty w Inowrocławiu.
Nie ma sensu dużo pisać, oglądajcie na zdrowie, myślę, że wszystkie przykłady bardzo aktualne...
Zrobiłam kilka zdjęć na spacerze.
Jest to fragment wystawy, którą obejrzeć można w miejskiej galerii sztuki.
Autor rysunków czyli mistrz Andrzej Mleczko wykonał nawet z tej okazji specjalny rysunek dla uczczenia wizyty w Inowrocławiu.
Nie ma sensu dużo pisać, oglądajcie na zdrowie, myślę, że wszystkie przykłady bardzo aktualne...
wtorek, 11 sierpnia 2020
Domowo...
Gdy na świecie niespokojnie, tym bardziej doceniam zacisze domowe i zwykłe codzienne sprawy.
Choć i tu nie jest wesoło, bo skwar taki, że myśleć trudno, a palce do klawiatury przyklejone...
Karetki słychać często, nie przez wszystkich upał jest wyczekiwany.
Taka kolacja wylądowała na moich kolanach, rękami męża zrobiona, w pokoju zjadłam, bo wiatrak chodzi...
Przygotowania do akcji - ogórki kiszone, najpierw chrzan, czosnek, koper i gorczyca...i ogórki oczywiście!
Następnie zgrabne słoiki, sprawdzona zalewa i po zakręceniu cały zapas trafił do piwnicy.
Jedna solidna porcja, około kilograma trafiła do kamionkowego garnka, w którym kiszę ogórki do szybkiego spożycia i zawsze obcinam końcówki. Po 2 dniach są małosolne, a po 4 mocno ukiszone.
Nowy zakup w celu ułatwienia sobie życia. Nawet sprzęty domowe się starzeją, teraz to już nowa generacja - prasuje prawie sam, w każdym razie nie złorzeczę podczas używania, jak zwykłam.
Inny zakup okazał się koniecznością bardziej nawet niż żelazko, bo Internet raz był, raz go nie było.
Okazało się, że to nie wina operatora, a naszego sprzętu, tym bardziej, że Internet z kabla w telewizorze chodził bez zarzutu.
Mąż się tym zajął, bo ja ciemna tu jak tabaka w rogu.
Swoją drogą, mężczyźni chyba maja coś z łowcy, przynajmniej mój, bo uwielbia robić zakupy i wyszukuje promocje lepiej ode mnie.
Fakt, że niektóre sprawy do załatwienia poza domem mogą nieźle wkurzyć.
Zaniosłam wniosek do spółdzielni mieszkaniowej, bo potrzebuję dokument dla notariusza.
Biurowiec spółdzielni jak twierdza w Modlinie, zawarty solidnie, czasem pani wychyla głowę, by zapytać oczekujących w upale, po co przyszli.
Zapytałam, co z wnioskiem, pani informuje, że do skrzynki. Wrzuciłam, ale kiedy odbiór zaświadczenia - nie wie nikt, zwyczajowo trwało 2 tygodnie...no i opłata 21 zł za dokument.
Pod ścianą, wsparta laską stoi starowinka, pani z biurowca informuje, że właściwa urzędniczka zejdzie, gdy tylko skończy rozmowę przez telefon.
Nikomu nie przyszło do głowy, by staruszce krzesło podać lub nawet do chłodnego holu zaprosić...
Rozumiem reżim sanitarny, rozumiem przepisy, ale te nie powinny działać na szkodę człowieka.
Choć i tu nie jest wesoło, bo skwar taki, że myśleć trudno, a palce do klawiatury przyklejone...
Karetki słychać często, nie przez wszystkich upał jest wyczekiwany.
Taka kolacja wylądowała na moich kolanach, rękami męża zrobiona, w pokoju zjadłam, bo wiatrak chodzi...
Przygotowania do akcji - ogórki kiszone, najpierw chrzan, czosnek, koper i gorczyca...i ogórki oczywiście!
Następnie zgrabne słoiki, sprawdzona zalewa i po zakręceniu cały zapas trafił do piwnicy.
Jedna solidna porcja, około kilograma trafiła do kamionkowego garnka, w którym kiszę ogórki do szybkiego spożycia i zawsze obcinam końcówki. Po 2 dniach są małosolne, a po 4 mocno ukiszone.
Nowy zakup w celu ułatwienia sobie życia. Nawet sprzęty domowe się starzeją, teraz to już nowa generacja - prasuje prawie sam, w każdym razie nie złorzeczę podczas używania, jak zwykłam.
Inny zakup okazał się koniecznością bardziej nawet niż żelazko, bo Internet raz był, raz go nie było.
Okazało się, że to nie wina operatora, a naszego sprzętu, tym bardziej, że Internet z kabla w telewizorze chodził bez zarzutu.
Mąż się tym zajął, bo ja ciemna tu jak tabaka w rogu.
Swoją drogą, mężczyźni chyba maja coś z łowcy, przynajmniej mój, bo uwielbia robić zakupy i wyszukuje promocje lepiej ode mnie.
Fakt, że niektóre sprawy do załatwienia poza domem mogą nieźle wkurzyć.
Zaniosłam wniosek do spółdzielni mieszkaniowej, bo potrzebuję dokument dla notariusza.
Biurowiec spółdzielni jak twierdza w Modlinie, zawarty solidnie, czasem pani wychyla głowę, by zapytać oczekujących w upale, po co przyszli.
Zapytałam, co z wnioskiem, pani informuje, że do skrzynki. Wrzuciłam, ale kiedy odbiór zaświadczenia - nie wie nikt, zwyczajowo trwało 2 tygodnie...no i opłata 21 zł za dokument.
Pod ścianą, wsparta laską stoi starowinka, pani z biurowca informuje, że właściwa urzędniczka zejdzie, gdy tylko skończy rozmowę przez telefon.
Nikomu nie przyszło do głowy, by staruszce krzesło podać lub nawet do chłodnego holu zaprosić...
Rozumiem reżim sanitarny, rozumiem przepisy, ale te nie powinny działać na szkodę człowieka.
sobota, 8 sierpnia 2020
Szczurołap...
Dziś chyba nikt nie używa takiego określenia?
Dzisiaj raczej powiemy deratyzator, ale bardziej przemawia do mnie szczurołap właśnie.
Bywają historie, które wprawiają w zdumienie, trudno uwierzyć, że się wydarzyły naprawdę.
W sumie nie wiem jaka jest ta opowieść, może wymyślona na potrzeby książki, ale tak niesamowita, że postanowiłam ją opisać tutaj.
Książka to TAJNY DZIENNIK autorstwa Sebastiana Barry.
Nie każdemu pewnie się spodoba, ale dla mnie ciekawa, zwłaszcza z psychologicznego punktu widzenia.
Ale wróćmy do opowieści.
Ojciec głównej bohaterki stracił stanowisko zarządcy cmentarza, ale zaproponowano mu pracę przy likwidacji szczurów w budynkach.
Jedno ze zleceń dotyczyło oczyszczenia z gryzoni szkoły z internatem dla dziewcząt.
Zaczął od strychu, następnie zajął się piętrami z sypialniami lokatorek.
Metodę wybrał ryzykowna i okrutną, mianowicie łapał szczury w pułapki, później ogłuszał je, oblewał terpentyną i wrzucał do ogniska na podwórzu.
Pech chciał, że jeden z gryzoni , oblany płynem wyrwał się szczurołapowi i pobiegł w stronę budynku.
Był wieczór, w kominkach palił się ogień.
Futro szczura zajęło się od któregoś z palenisk, wystraszone zwierzę biegało jak oszalałe między łóżkami, podpalając zwisające prześcieradła.
Pożar wybuchł szybko i równie szybko rozprzestrzeniał się po internacie.
Rzecz działa się dawno temu, dziś może ugaszono by ogień sprawniej i szybciej.
Wówczas zginęły 123 osoby, część w płomieniach, część skacząc z wysokości, gdy ogień odciął drogi ucieczki.
Nikt nie mógł pojąć, jak pożar pojawił się w budynku i tak szybko zajął wszystkie niemal pomieszczenia...
Nawet teraz, w trakcie pisania mam ciarki na plecach.
Nie wyobrażam sobie nawet co musiało się dziać w głowie owego szczurołapa, gdy pojął skutki swego postępowania...
(grafika - wikimedia commons - szczurołap)
Od babci znam historię o wielkim szczurze, który zagryzł sporego psa. Szczur wizytował piwnicę babci, niszcząc ziemniaki i inne zapasy, babcia wzięła więc ze sobą psa, by pogonił gryzonia.
Szczurzysko zapędzone w kąt bez odwrotu zaatakowało psa. Poszarpane gardło Reksa nie dało się uratować...
O szczurach buszujących po domach słyszy się wiele opowieści. Mnie najbardziej zmroziła historia gryzoni, które wyłaziły muszlą klozetową w toalecie i właściciele musieli pod deską założyć siatkę...mimo zabezpieczenia bałabym się siadać na tym tronie :-(
A może znacie jakieś inne, równie niesamowite historie?
Dzisiaj raczej powiemy deratyzator, ale bardziej przemawia do mnie szczurołap właśnie.
Bywają historie, które wprawiają w zdumienie, trudno uwierzyć, że się wydarzyły naprawdę.
W sumie nie wiem jaka jest ta opowieść, może wymyślona na potrzeby książki, ale tak niesamowita, że postanowiłam ją opisać tutaj.
Książka to TAJNY DZIENNIK autorstwa Sebastiana Barry.
Nie każdemu pewnie się spodoba, ale dla mnie ciekawa, zwłaszcza z psychologicznego punktu widzenia.
Ale wróćmy do opowieści.
Ojciec głównej bohaterki stracił stanowisko zarządcy cmentarza, ale zaproponowano mu pracę przy likwidacji szczurów w budynkach.
Jedno ze zleceń dotyczyło oczyszczenia z gryzoni szkoły z internatem dla dziewcząt.
Zaczął od strychu, następnie zajął się piętrami z sypialniami lokatorek.
Metodę wybrał ryzykowna i okrutną, mianowicie łapał szczury w pułapki, później ogłuszał je, oblewał terpentyną i wrzucał do ogniska na podwórzu.
Pech chciał, że jeden z gryzoni , oblany płynem wyrwał się szczurołapowi i pobiegł w stronę budynku.
Był wieczór, w kominkach palił się ogień.
Futro szczura zajęło się od któregoś z palenisk, wystraszone zwierzę biegało jak oszalałe między łóżkami, podpalając zwisające prześcieradła.
Pożar wybuchł szybko i równie szybko rozprzestrzeniał się po internacie.
Rzecz działa się dawno temu, dziś może ugaszono by ogień sprawniej i szybciej.
Wówczas zginęły 123 osoby, część w płomieniach, część skacząc z wysokości, gdy ogień odciął drogi ucieczki.
Nikt nie mógł pojąć, jak pożar pojawił się w budynku i tak szybko zajął wszystkie niemal pomieszczenia...
Nawet teraz, w trakcie pisania mam ciarki na plecach.
Nie wyobrażam sobie nawet co musiało się dziać w głowie owego szczurołapa, gdy pojął skutki swego postępowania...
(grafika - wikimedia commons - szczurołap)
Od babci znam historię o wielkim szczurze, który zagryzł sporego psa. Szczur wizytował piwnicę babci, niszcząc ziemniaki i inne zapasy, babcia wzięła więc ze sobą psa, by pogonił gryzonia.
Szczurzysko zapędzone w kąt bez odwrotu zaatakowało psa. Poszarpane gardło Reksa nie dało się uratować...
O szczurach buszujących po domach słyszy się wiele opowieści. Mnie najbardziej zmroziła historia gryzoni, które wyłaziły muszlą klozetową w toalecie i właściciele musieli pod deską założyć siatkę...mimo zabezpieczenia bałabym się siadać na tym tronie :-(
A może znacie jakieś inne, równie niesamowite historie?
środa, 5 sierpnia 2020
Jak ma być dobrze?
Pandemia jeszcze nie zakończyła panowania, a wręcz przeciwnie.
U nas podobno rząd panuje nad wszystkim, a wedle pana premiera to w ogóle radzimy sobie najlepiej w Europie.
Skąd więc doniesienia zwykłych obywateli z różnych stron kraju i różnych środowisk, że wcale nie jest tak dobrze, jak media podają i gdzie ta pomoc obiecywana podmiotom indywidualnym, dużym firmom i samorządom...
Byłam na spotkaniu towarzyskim z dala od domu, wśród gości przedstawiciele różnych profesji i różnych typów własności.
Zakaz rozmowy o polityce i religii, ale gospodarka jako temat dozwolona...
Na gospodarce i ekonomii znam się słabo, więc w miarę obiektywnie postaram się przedstawić tylko zasłyszane opinie.
W każdym razie to, co słyszałam napawa mnie raczej przerażeniem, niż optymizmem.
Jak ma być dobrze, gdy w razie wątpliwości co do zachorowania na covid czy wizyty gości z zagranicy Sanepid rozkłada ręce i przynajmniej tu i ówdzie nie potrafi udzielić rzetelnej informacji.
Zwykły człowiek miota się jak we mgle, a ile osób potencjalnie zarazi?
Jak ma być dobrze, jeżeli bez wsparcia rządu od marca, zwalnia się ludzi z wielu firm i to grupowo, a ci, co zostają muszą pracować za kilka osób, bo roboty nie ubyło, czasem wręcz przeciwnie.
Powie ktoś, że nie zawsze to wina rządu, że czas epidemii - to przypominam, że o czym innym zapewnia premier w mediach, a co innego widać z poziomu zwykłego pracownika.
Jak ma być dobrze, gdy postraszono pracowników dotkliwym obcinaniem odpraw emerytalnych po 24 czerwca i wielu z nich odeszło na zasłużone emerytury przed feralną datą, ale pracownicy na ich miejsce nadal potrzebni, tyle że nowych nie wolno przyjmować z powodu oszczędności.
Jak ma być dobrze, gdy w wielu firmach szuka się oszczędności nie tam, gdzie istnieją.
Zwalniani są pracownicy niezbędni do funkcjonowania firmy, ale byle urzędnik posiada auto służbowe i wypasiony gabinet, nawet jeśli w sprawach służbowych rzadko wyjeżdża poza firmę.
Jak ma być dobrze, gdy małe firmy na granicy przetrwania nękane są kontrolami sanitarnymi i zmuszane do często zbytecznych środków ostrożności.
Tymczasem proceder podnoszenia cen na płyny dezynfekcyjne oraz inne materiały higieniczne nie jest chyba przez nikogo kontrolowany, ceny to dziś wolna amerykanka.
Jak ma być dobrze, gdy wiele małych firm oraz przedsiębiorców indywidualnych nie otrzymuje żadnej pomocy od państwa, bo nie mieszczą się w żadnych tabelkach i przepisach antypandemicznych.
Jak ma być dobrze, gdy mimo klęski urodzaju ceny szybują kosmicznie, krajowe warzywa i owoce są droższe od egzotycznych, bo brak rąk do pracy. Przywieźliśmy fasolkę szparagową prosto z pola za małe pieniądze, gdy na targowisku kosztowała 11 zł!
Owoce zasychają na krzewach, jabłka gniją w trawie, bo robotnicy uciekli przed covidem.
Już się boję, ile zimą będą kosztować papryka i inne specjały...
Jak ma być dobrze, gdy testy na covid bywają miernej jakości, giną próbki pobierane od pacjentów, a na wyniki czeka się zbyt długo.
Najlepiej zamknąć ludzi na dwa tygodnie w domu, tymczasem objawy u części osób pojawiają się później jeszcze.
Wreszcie, jak ma być dobrze, gdy rok szkolny coraz bliżej, a nie ma żadnych konkretnych wytycznych co do rozpoczęcia zajęć w szkołach.
Chyba w ministerstwie nikt nie wie, jak wygląda organizacja roku szkolnego i układanie planu lekcji, opracowywania procedur oraz dopracowywania innych szczegółów.
U nas podobno rząd panuje nad wszystkim, a wedle pana premiera to w ogóle radzimy sobie najlepiej w Europie.
Skąd więc doniesienia zwykłych obywateli z różnych stron kraju i różnych środowisk, że wcale nie jest tak dobrze, jak media podają i gdzie ta pomoc obiecywana podmiotom indywidualnym, dużym firmom i samorządom...
Byłam na spotkaniu towarzyskim z dala od domu, wśród gości przedstawiciele różnych profesji i różnych typów własności.
Zakaz rozmowy o polityce i religii, ale gospodarka jako temat dozwolona...
Na gospodarce i ekonomii znam się słabo, więc w miarę obiektywnie postaram się przedstawić tylko zasłyszane opinie.
W każdym razie to, co słyszałam napawa mnie raczej przerażeniem, niż optymizmem.
Jak ma być dobrze, gdy w razie wątpliwości co do zachorowania na covid czy wizyty gości z zagranicy Sanepid rozkłada ręce i przynajmniej tu i ówdzie nie potrafi udzielić rzetelnej informacji.
Zwykły człowiek miota się jak we mgle, a ile osób potencjalnie zarazi?
Jak ma być dobrze, jeżeli bez wsparcia rządu od marca, zwalnia się ludzi z wielu firm i to grupowo, a ci, co zostają muszą pracować za kilka osób, bo roboty nie ubyło, czasem wręcz przeciwnie.
Powie ktoś, że nie zawsze to wina rządu, że czas epidemii - to przypominam, że o czym innym zapewnia premier w mediach, a co innego widać z poziomu zwykłego pracownika.
Jak ma być dobrze, gdy postraszono pracowników dotkliwym obcinaniem odpraw emerytalnych po 24 czerwca i wielu z nich odeszło na zasłużone emerytury przed feralną datą, ale pracownicy na ich miejsce nadal potrzebni, tyle że nowych nie wolno przyjmować z powodu oszczędności.
Jak ma być dobrze, gdy w wielu firmach szuka się oszczędności nie tam, gdzie istnieją.
Zwalniani są pracownicy niezbędni do funkcjonowania firmy, ale byle urzędnik posiada auto służbowe i wypasiony gabinet, nawet jeśli w sprawach służbowych rzadko wyjeżdża poza firmę.
Jak ma być dobrze, gdy małe firmy na granicy przetrwania nękane są kontrolami sanitarnymi i zmuszane do często zbytecznych środków ostrożności.
Tymczasem proceder podnoszenia cen na płyny dezynfekcyjne oraz inne materiały higieniczne nie jest chyba przez nikogo kontrolowany, ceny to dziś wolna amerykanka.
Jak ma być dobrze, gdy wiele małych firm oraz przedsiębiorców indywidualnych nie otrzymuje żadnej pomocy od państwa, bo nie mieszczą się w żadnych tabelkach i przepisach antypandemicznych.
Jak ma być dobrze, gdy mimo klęski urodzaju ceny szybują kosmicznie, krajowe warzywa i owoce są droższe od egzotycznych, bo brak rąk do pracy. Przywieźliśmy fasolkę szparagową prosto z pola za małe pieniądze, gdy na targowisku kosztowała 11 zł!
Owoce zasychają na krzewach, jabłka gniją w trawie, bo robotnicy uciekli przed covidem.
Już się boję, ile zimą będą kosztować papryka i inne specjały...
Jak ma być dobrze, gdy testy na covid bywają miernej jakości, giną próbki pobierane od pacjentów, a na wyniki czeka się zbyt długo.
Najlepiej zamknąć ludzi na dwa tygodnie w domu, tymczasem objawy u części osób pojawiają się później jeszcze.
Wreszcie, jak ma być dobrze, gdy rok szkolny coraz bliżej, a nie ma żadnych konkretnych wytycznych co do rozpoczęcia zajęć w szkołach.
Chyba w ministerstwie nikt nie wie, jak wygląda organizacja roku szkolnego i układanie planu lekcji, opracowywania procedur oraz dopracowywania innych szczegółów.
poniedziałek, 3 sierpnia 2020
Nie moje fotki...
Miałam być na Krecie...wylot 26 lipca, przełożyliśmy z powodu pandemii, bo jeśli podróż marzeń, to w całej rozciągłości, a nie opcja okrojona, maseczki na plaży, śniadanie do pokoju itd.
Byłam w polskich górach i nad jeziorem, w lesie i wśród zabytków.
Wysyłałam i dostawałam zdjęcia na telefon od rodziny i znajomych, nawet od tych, którzy nie bali się wojaży zagranicznych.
Po każdych wakacjach spotykamy się w szerszym gronie i oglądamy, gdzie kto był i jakie przygody przeżył.
Zdjęcia, które dziś zamieszczam zrobili inni, ale pokazuję u siebie, bo warto chyba, może ktoś rozpoznał i powspomina swoje podróże.
Takie widoczki przysłał mi syn z pobytu na Krecie w ubiegłych latach...
...i tutaj obrazki jak z bajki, może zobaczę to wszystko za rok?
Jeśli mnie pamięć nie myli, to zdjęcia z Sardynii...
...a w tym basenie syn postanowił wypróbować kamerkę, prezent od dziadków synowej.
Te dwie fotki młodzi przysłali z zimowej wycieczki do Berlina, pojechali autokarem, mieszkali w hotelu blisko centrum.
Te ciekawe zdjęcia przysłała mi znajoma, jej dzieci podróżowały niedawno po Belgii i Francji, swoim autem, więc bezpieczniej, ale dobrze, że wrócili, bo znowu wzrasta liczba zarażeń tym przeklętym wirusem...
W tym roku obejrzymy jedynie fotki z wojaży po kraju, bo z kim nie rozmawiam, to przełożył lub wycofał wyjazdy zagraniczne.
Pewnie stąd taki tłok nad polskim morzem i w górach.
Ale niektórzy znaleźli zaciszny kąt w lesie lub nad jeziorem:-)
Byłam w polskich górach i nad jeziorem, w lesie i wśród zabytków.
Wysyłałam i dostawałam zdjęcia na telefon od rodziny i znajomych, nawet od tych, którzy nie bali się wojaży zagranicznych.
Po każdych wakacjach spotykamy się w szerszym gronie i oglądamy, gdzie kto był i jakie przygody przeżył.
Zdjęcia, które dziś zamieszczam zrobili inni, ale pokazuję u siebie, bo warto chyba, może ktoś rozpoznał i powspomina swoje podróże.
Takie widoczki przysłał mi syn z pobytu na Krecie w ubiegłych latach...
...i tutaj obrazki jak z bajki, może zobaczę to wszystko za rok?
Jeśli mnie pamięć nie myli, to zdjęcia z Sardynii...
...a w tym basenie syn postanowił wypróbować kamerkę, prezent od dziadków synowej.
Te dwie fotki młodzi przysłali z zimowej wycieczki do Berlina, pojechali autokarem, mieszkali w hotelu blisko centrum.
Te ciekawe zdjęcia przysłała mi znajoma, jej dzieci podróżowały niedawno po Belgii i Francji, swoim autem, więc bezpieczniej, ale dobrze, że wrócili, bo znowu wzrasta liczba zarażeń tym przeklętym wirusem...
W tym roku obejrzymy jedynie fotki z wojaży po kraju, bo z kim nie rozmawiam, to przełożył lub wycofał wyjazdy zagraniczne.
Pewnie stąd taki tłok nad polskim morzem i w górach.
Ale niektórzy znaleźli zaciszny kąt w lesie lub nad jeziorem:-)