Strony

wtorek, 31 sierpnia 2021

Przerażające...

 

Słyszeć informacje w mediach o powikłaniach covidowych to jedno, a wysłuchać relacji osób, które przetestowały owego wirusa na sobie, to dwie różne sprawy. 
To, co odległe i poza naszym doświadczeniem wydaje się przerysowane i mało prawdopodobne.

Ostatnio miałam jednak okazję wysłuchać opowieści o przebiegu covid-19 u osób w różnym wieku, które nawet nie potrafiły wskazać, gdzie się mogły zarazić. 


Może tych kilka przykładów rozwieje wątpliwości niektórych, że to nie taka zwykła grypa.

Pani J.

Zaraziła się od swoich starych rodziców, którzy wiekowi i obciążeni innymi chorobami zmarli oboje tego samego dnia w różnych szpitalach. Ona sama do dziś odczuwa skutki choroby, wypadają jej włosy, jest słaba, w złym nastroju, choć od choroby minęło kilka miesięcy. Czeka na drugie szczepienie, bo woli skutki uboczne szczepionki, niż jeszcze raz chorować na covid.

Pani B.

Pracowała na pół etatu, by dorobić do emerytury, ale zrezygnowała. Po chorobie wypadły jej niemal wszystkie włosy, brak jej  energii życiowej, patrząc w lustro ma wrażenie, że postarzała się o 20 lat, nie chce już iść do ludzi, boi się.

Pan R.

Jako właściciel sklepu z częściami samochodowymi nie poznaje niektórych stałych klientów, wolniej myśli, męczy się strasznie przy najlżejszych czynnościach, po powrocie do domu siedzi jak zombie na kanapie, czekając bezskutecznie na sen... od klientów nigdy nie wymagał noszenia maseczki, bo wirusa nie ma przecież.

Jeden z jego klientów, właściciel warsztatu samochodowego, też po chorobie uczy się niektórych czynności od nowa, miewa problemy z dopasowaniem jakiejś części  auta do jej funkcji, pracuje o wiele wolniej, niż przed chorobą, bywa, że zamyśla się na długo...

Pani K.

Od początku choroby ma problemy psychiczne, nawet czas jakiś przebywała na oddziale psychiatrycznym, czasami jeszcze mówi dziwne rzeczy i nadużywa leków - przeciwbólowych, psychotropów, suplementów diety...

Pani A.

Po chorobie ma poważne problemy z nerkami, jeździ na kontrole do szpitala specjalistycznego, narzeka na brak kondycji i spadek nastroju, bardzo bała się wrócić do pracy, by znów nie złapać jakiegoś świństwa.

Pani M.

Wyrzuca sobie, że zaraziła matkę i ojczyma, który zmarł po 2 dniach, u matki powrócił nowotwór, zaleczony kilka lat temu. Sama pani M. narzeka na wypadanie włosów, słabą kondycję i małą pojemność płuc, a tu jeszcze musi opiekować się chorą matką.

Pan S.

Ledwo wyszedł żywy z choroby, choć co roku szczepi się przeciw grypie i jest dziarskim panem, który niemal  codziennie chodził na basen. Teraz obawia się drugiej wyznaczonej operacji biodra, by w szpitalu nie zarazili go covidem, bo idzie kolejna fala...

Gdy słucha się takich relacji to trudno zachować optymizm, a w szpitalach coraz mniej personelu i przychodnie nadal leczą zdalnie...

Trzymajcie się zdrowo i mimo wszystko szukajcie jasnych stron życia, bo mamy tylko jedno!

piątek, 27 sierpnia 2021

Kloszard...

 

Kloszard, włóczęga, bezdomny - wiele synonimów, najczęściej zabarwionych negatywnie, ale na to w jakimś stopniu sobie zapracowali...

Niektórzy z wyboru, inni z przypadku, samotni indywidualiści lub idący przez życie z innymi podobnymi sobie, bo w kupie nawet cieplej.
Budzą różne uczucia, ale nigdy nie powinniśmy okazywać im pogardy, bo nigdy nie wiadomo, czym nas samych los zaskoczy.

Schodząc na dno ludzkiego żywota zostawili za sobą wszystko, co mieli i kochali; dla niektórych był to wybór, bo nie umieli odebrać sobie życia lub zawalczyć o swoje, inni szukali nowego sensu, gdy stracili grunt od nogami. 

Wielu z nich to ciekawe osobowości, domorośli filozofowie i obserwatorzy. Droga jest ich życiem, doświadczają nędzy, brudu, chorób, zapijają się na śmierć, zamarzają na mrozie.
Niektórzy pracują dorywczo, pomagają sobie wzajemnie, inni wolą żebrać lub przeszukiwać śmietniki.

Temat postu nasunęła mi książka Barbary Smal WĘDROWIEC.
Książka nie dla każdego, ale jeśli chcesz zwolnić, zatrzymać się nad refleksjami o życiu, relacjach, upadaniu i odradzaniu, to warto po nią sięgnąć. 
Ja zaczynałam kiedyś czytać, ale to nie był ten czas, musiałam dojrzeć i teraz dawkuję sobie piękną opowieść o ludzkim losie , o człowieku w drodze.

A oto kilka krótkich refleksji z tej książki:

* Silniejszy jest nie ten, kto walnie pięści w stół, aż wszystko podskoczy zgodnie z jego pragnieniem, ale ten, kto przetrwa to walnięcie...

* śmiech zbliża...jest zaraźliwy jak ziewanie, trzeba naprawdę być ponurakiem, żeby komuś nie udzieliła się powszechna wesołość, albo nosić w sobie jakiś ból przeogromny...

* człowiek zawsze ma wybór, ale nie zawsze sobie to uświadamia, bo nie szuka, nie pyta i nie stara się udzielić odpowiedzi, za szybko chce mieć. Pędzi do tego i nie widzi co i kiedy gubi po drodze.

* Lęk zamyka, zatrzaskuje w skorupie szczelnej i nieprześwitującej. Ciemno w niej, cicho, spokojnie i duszno. Od własnych myśli i spraw.

* Ludzie się wyczuwają, wiedzą, gdy są z tej samej bajki i wiedzą, gdy nie. Wcale nie jest łatwo znaleźć kogoś, kto jest na tyle podobny, że odruchowo akceptuje wszystko w nas, tak jakby akceptował siebie.

* Ludzie dzielą się na tych, którzy wierzą i na tych, którym wiary brak. Wiary w siebie, w ludzi i ich dobro, w miłość i jej siłę, we własne zdolności i umiejętności, w to, co warto ocalić i o co warto się bić.

* Tęsknota...to takie coś, co rozrywa od środka i każe gnać myślom w określone miejsce. Wypatrywać, czekać, być obok, być blisko. Chociaż tak, jeśli nie da się inaczej.

* Ludziom się zdaje, że muszą coś nowego wymyślać i tak właśnie rozumieją sukces...
  Nie widzą, że równie wartościowe jest odkrycie czegoś na własny rachunek, tak dla siebie, ale w pełni, głęboko, z przekonaniem, by zapadło do wnętrza i zostało na zawsze...



Zostawiam Was z tymi myślami, bo mnie urzekły bardzo!

wtorek, 24 sierpnia 2021

Śni mi się szkoła...

 

Zawsze po połowie sierpnia myśli wracają do pracy, to skłonność niezależna od woli, tak po prostu jest.

Niektórzy z  pracy nie wychodzą wcale, co widać i słychać na wyjazdach, przyklejeni do telefonów i laptopów, załatwiają mimochodem sprawy służbowe.
Zostało mi 10 miesięcy aktywności zawodowej, więc mam nadzieję przetrwać bałagan , jaki znowu zafundowano szkołom od września.

Wynotowałam sobie kilka kwiatków, których niektórzy może nie wyłapują, bo nie dotykają ich bezpośrednio, ale mają wpływ na całokształt.

1. Zmieniono zestaw lektur szkolnych, zainteresowanych odsyłam  TUTAJ

    Pomijając szczegóły, dla bibliotek szkolnych to znów problem, bo każda taka zmiana generuje konieczność zakupów, na które nie ma pieniędzy, a  z kolei dokupione i wycofane od tego roku lektury będą zalegać półki. Ucieszą się tylko wydawnictwa.

2. Jakby mało szkoła miała problemów, postanowiono, że nauczyciele będą agitować za szczepieniami, a dyrektorzy zorganizują szczepienia w szkole. 

Chyba ten, kto wymyślił taką akcję nie był dawno w przeciętnej polskiej szkole, nie mówiąc o tym, że mija się to z zaleceniami sanitarnymi dla placówek oświatowych. Zawiodły sposoby motywowania obywateli do szczepień, niechaj robią to szkoły...

3. Wielki powrót ekologii do szkół!

Hello! a co do tej pory szkoły robiły w ramach ekologii? Przypomnieć?
- segregacja śmieci w każdej sali lekcyjnej
- automaty ze zdrowymi przekąskami
- zbiórka nakrętek i zużytych   baterii
- akcje sprzątania w Dniu Ziemi
- konkursy, warsztaty, pogadani we współpracy z instytucjami pozaszkolnymi
- tematy ekologiczne na godzinach wychowawczych, przyrodzie, geografii, na wycieczkach do lasu

No doprawdy, ekologia, to wynalazek nowego ministra, a nie, to podobna walka z ekologizmem, cokolwiek to jest!

4. Do mediów i szkół trafiły nowe/ stare procedury covidowe pracy szkoły. Tylu ludzi w ministerstwie i kuratoriach, a metodą kopiuj/ wklej zapodano zasady i przepisy, w tym na szkołę całkowicie scedowano pomoc psychologiczną dla uczniów, gdy w placówkach funkcjonuje 1 etat psychologa/ pedagoga na kilkuset uczniów.
Znowu czytam o kwarantannie dla książek, podczas gdy w czerwcu Biblioteka Narodowa zniosła konieczność kwarantanny dla książek w bibliotekach z uwagi na znikomą możliwość przenoszenia się wirusa poprzez książki.
Przecież w księgarniach czy punktach bookcrossingowych nie obowiązuje kwarantanna.

5. Ciekawe wytyczne dostali nauczyciele WF - nie stosować na lekcjach gier i zabaw kontaktowych, zalecane są zajęcia na świeżym powietrzu, np. spacery. To ja się pytam, co jest atrakcyjnego dla dojrzewającej młodzieży w spacerach wokół szkoły lub do parku, a po drugie, jak unikać kontaktu w szkolnej szatni ?

6. W tym roku, jak nigdy powstał problem z brakami kadrowymi w oświacie. Brakuje zwłaszcza nauczycieli przedmiotów ścisłych .
Absolwentów ścisłych kierunków na studiach zatrudniają firmy jeszcze przed obroną dyplomu za stawki kilkakrotnie wyższe, niż w szkole. Ministerstwo daje możliwość zatrudniania nauczycieli bez odpowiednich kwalifikacji, niby okresowo, ale nie oszukujmy się, to prosta droga do obniżenia poziomu nauczania - przez rok nie wyszkoli się wykwalifikowanych nauczycieli fizyki, chemii, geografii, etyki... a polityka kolejnych ministrów od edukacji nie zachęca do podejmowania pracy w szkole.

Jakby tu zakończyć optymistycznie?
Miejmy nadzieję, że po miesiącu funkcjonowania szkoły stacjonarnej, nie zafundują nam nauczania zdalnego, ale w naszym kraju wszystko dzieje się z dnia na dzień, mam wrażenie.



sobota, 21 sierpnia 2021

Schyłek lata?

Lato ma różne oblicza, wakacje kiedyś się kończą. Niechaj jednak nie smucą nas zmiany, podobno wszystko ma swój czas, wszystko może zarówno smucić, jak cieszyć.

Niebawem nie będę liczyć mojego roku od września do czerwca, ale normalnie, od stycznia do grudnia.

Ostatni rok mojej pracy zawodowej, a przede mną rok także w nowej roli. 
W listopadzie zostanę babcią, życie zatacza koło, zbliża się jesień życia, ale wcale nie zamierzam spać w ciepłych kapciach w fotelu. Jeszcze na to nie czas.


 Schyłkiem lata

jesień się skrada,

upał sierpnia łagodzi 

oddechem.

Drobnych listków 

pod stopy kaskada,

wiatru wycie

odbija się echem.

Schyłkiem lata

słonecznik dojrzewa,

twarz nabrzmiałą

 ku ziemi pochyla.

Ptasi sejmik

radzi czy odlecieć,

długa droga

przez ziemie niczyje...

Schyłkiem lata

chłód się skrada,

w kotle nocy

mgły poranne 

gotuje.

Wkrótce zacznie się 

jesienna biesiada,

dym z ognisk

po polach się snuje...


Cieszmy się każdą porą życia i każdym okresem w przyrodzie.



środa, 18 sierpnia 2021

To lubię :-)

 Nie na darmo mówi się, że drobiazgi decydują o tym, jak smakuje życie i ja się z tym zgadzam:-) 

Dziś właśnie kilka takich drobiazgów, wracamy na Kretę - moich zachwytów ciąg dalszy!


Wybraliśmy się na wycieczkę do Heraklionu, upał straszliwy, w uliczkach wrażenie 50 stopni na plusie - piekło. Nagle widzę maleńką knajpkę w bocznej uliczce, stoliki pod ścianą, siadamy, wychodzi właściciel, wita serdecznie, stawia na stoliku butelkę wody z lodówki, przyjmuje zamówienie, schładzamy się w cieniu...


Po chwili przynosi sok pomarańczowy i kawę, do tego ciasteczka w cenie soku, bo do kawy ciastko oddzielnie. Takiego soku nie piłam nigdy nigdzie, nawet lód zawierał cząstki pomarańczy.
Porównanie mieliśmy niebawem, bo zamówiliśmy soki w innym lokalu, w bardziej komercyjnym miejscu, czekając na taksówkę i ... rozczarowanie, sok jakby rozcieńczony, bez ciasteczek, bez uprzejmej obsługi...


Taki dom mijaliśmy codziennie w drodze na posiłki, spodobał mi się od razu, zupełnie inny od miejscowych budynków, wyobrażam sobie widoki z okien, bo wychodziły na zatokę!


Kupujecie zioła w doniczkach? A co powiecie na rozmaryn? Specjalnie położyłam kapelusz, by zobrazować wielkość krzewu, obok też rosły drzewka limonkowe i figowe:-)


Na kamienistej plaży w pobliżu hotelu nie sposób się nudzić, wystarczy przeszukać sterty kamieni, w poszukiwaniu choćby takiego serca!


Takie ekologiczne ustrojstwa widuje się na wszystkich dachach, zarówno hoteli, jak i domów prywatnych. Wszędzie są też klimatyzatory - to akurat mniej mi się podoba, bo klimatyzację źle znoszę, a w nocy hałas z tych urządzeń przeszkadza po prostu.


Jak nie uśmiechnąć się na widok takiej altany? Śnieżnobiały budynek, kwiatowy azyl w obronie przed słońcem i zapach!



Takie kapliczki widuje się często, są mikroskopijne i  zadbane, miejscowi, przechodząc obok czynią znak krzyża i szepcą coś bezgłośnie.


W heraklijskim porcie stoisko miejscowych rybaków, zapach świeżych ryb, sądząc po gestykulacji , rozmawiali o tym, kto największą rybę złowił:-)


Gdy sklepiki wychodzą na ulicę, nie sposób nie zatrzymać się i nie podziwiać miejscowego rękodzieła, tym bardziej, gdy właściciel zapewnia, że to  NOT FROM CHINA!


A TAKI WIDOK TO PRAWDZIWA TORTURA, ZJADŁOBY SIE WSZYSTKO, ALE JAK W TYM UPALE ZABRAĆ TE FRYKASY ZE SOBĄ? LITOŚCI...


Swój do swego ciągnie - co znalazłam w Heraklionie niemal od razu?
Biblioteka miejska oczywiście!


Wspomniana już kubańska śpiewaczka, znalazłam fotkę, na której widać ją z bliska i wyraźnie, bo była bardzo ruchliwa, a głos miała jak dzwon!


Takie uliczki i zaułki to także specjalność naszej hotelowej lokalizacji - Agia Pelagia, żadne foldery i fotki nie oddadzą klimatu i zapachu, niestety...
I zadziwiający jak na miejscowość turystyczną ciągły brak ludzi - nie wiem, gdzie oni się podziewali!


Na koniec ciekawostka archeologiczna. W Heraklionie  znaleźliśmy taką perełkę - ruiny dawnej budowli wkomponowane w nowoczesną architekturę, czapki z głów!

niedziela, 15 sierpnia 2021

Kamyczek do ogródka...

 Znowu tematy greckie oddaliły się nieco, ale nie mogę milczeć na tematy aktualne, bo jak to mówią, nawet gdy nie interesujesz się polityką, to polityka zainteresuje się tobą.

Nie będę się rozpisywać, bo nie nie zrobię tego lepiej, niż autorzy memów, które można znaleźć w sieci. Podziwiam autorów za trafne skojarzenia i dobór cytatów.














Z ostatniej chwili - prezydent naszego kraju odmówił rozmowy dymisjonowanemu ministrowi, argumentując, że porozmawia z nim wówczas, gdy przekona się, że ów minister ( czyt. Gowin) nie stał się członkiem totalnej opozycji.
A myślałam, że prezydent jest orędownikiem  wszystkich obywateli.

Miejmy nadzieję także, że inwigilacja władzy nie dosięgnie naszych rozważań blogowych i nie zamkną nam ulubionej formy wymiany refleksji z innymi blogerami i blogerkami.

piątek, 13 sierpnia 2021

Przerywnik sanatoryjny.

 

O Grecji jeszcze będzie, ale na świeżo mam relację bratowej z pobytu w sanatorium i chyba warto opowiedzieć, jak wygląda leczenie kuracjuszy w ramach NFZ.

Kiedy my pławiliśmy się w luksusie, brat z bratową przebywali w sanatorium na południu Polski.
Czekali długo, bo pandemia, nowe terminy, dojechali własnym autem.
Na dzień dobry musieli dopłacić 1500 zł, nawet dokładnie nie wiem za co, do tego 160 zł za parking plus opłaty za dostęp do TV, za leżaki na balkonie itp.

Żywienie sanatoryjne spodziewane raczej, zwłaszcza, gdy stawka dzienna wynosi 10 zł. Bratowa postanowiła nie wybrzydzać, wszak przyjechała podratować zdrowie, a lokalizacja budynku wynagradzała wiele niedogodności. Za widoki i spektakularne miejsca spacerowe niektórzy płacą majątek.

Codziennie na śniadanie zupa mleczna w różnych odsłonach, trochę kiepsko dla kuracjuszy z nietolerancją laktozy, ale gdy w towarzystwie zupy mlecznej pojawiły się szprotki w oleju z puszki, to już nadwerężyło skalę wyrozumiałości. Obiady stołówkowe, bez konkretnego smaku, na kolację przeważnie sałatki na bazie ryżu lub makaronu, wszak te dodatki robią ilość.

Na szczęście wycieczki autem pozwalały na zmianę smaku w innych miejscach, a gdy  piwo było w cenie dziennej stawki żywieniowej w sanatorium , to doceniało się zaradność intendenta sanatoryjnej kuchni.

Zabiegi dobierane skromnie i wcale nie wedle wskazań lekarza, raczej zgodnie z życzeniem pacjenta, ale czy o to w leczeniu chodzi? Nie bądźmy drobiazgowi, najważniejsze zadowolenie klienta, a personel nie może się przemęczać.

Nie wszyscy kuracjusze mieli do dyspozycji własne auto, więc skazani byli na spacery po najbliższej okolicy, ale przynajmniej nie stracili ani więcej  kasy, ani energii, bo jedyną atrakcją sanatorium był pobliski pensjonat z kawiarnią.


Nie wiem jak jest gdzie indziej, bo jeszcze nie korzystałam, ale może macie jakieś doświadczenia?

wtorek, 10 sierpnia 2021

Nie tylko plaża...

 Jeśli tematy greckie Wam obrzydną, dajcie znać, bo tyle mam zdjęć, że notek tematycznych naprodukuję dużo. Dziś tematyka rozrywkowa, bo nie samym plażowaniem turysta żyje!

Jak wspomniałam, nasza część hotelu była spokojna , bez dzieci, za to w części głównej przy basenie odbywały się różne aktywności, wszak instruktor KO musi się wykazać. A to zumba w basenie, a to siatkówka wodna, a to dyskoteka wieczorna.

Oprócz tego można było wykupić wycieczki fakultatywne. Nie skorzystaliśmy z żadnej, bo bardzo drogie, a pobyt już i tak do tanich nie należał. 

Z kolei dobrą ofertę mieli miejscowi organizatorzy atrakcji wszelkich. Głodni wrażeń mogli skorzystać z przejażdżek quadami, rejsów łodziami po zatoce, wędkowania na pełnym morzu, żeglowania itp. 

Na terenie hotelu były też korty tenisowe, boisko do siatkówki, mini golf, stoły do bilarda .

Była także strefa SPA, ale średnio zamożny turysta sam musi wklepać sobie balsamy, na słońcu wygrzeje kości, a pływanie w basenie rozmasowuje wszystkie mięśnie.

W cenie pobytu w naszym hotelu były  występy artystów, przy głównym basenie lub w amfiteatrze. Byliśmy 7 dni, a zaliczyliśmy 3 spektakle, co podobno nie wszędzie się zdarza.

Każdy występ zaczynał się o 21.30, najlepsza pora na wieczorny relaks, kto by tam zresztą spał, w temperaturze 33 stopni?


Pierwsza impreza to występ trzech śpiewaków. Panowie młodzi, przystojni, roztańczeni, pochodzący z Włoch, Węgier i Ekwadoru. Jeden z nich miał na imię Patrizio, reszty nie pamiętam...
Śpiewali popularne utwory rozrywkowe, w tym Beatlesów, Michaela Jacksona, każdy miał swoją solówkę. Potrafili porwać do tańca co śmielszych widzów, co przy ogólnym drinkowaniu przy basenie nie było trudne.
Po godzinnym podrygiwaniu i nuceniu znanych kawałków lepiej się śpi:-)



Druga atrakcja to występ greckiego zespołu - pieśni, muzyka, taniec, piękne stroje.
Z radością oglądaliśmy wdzięczne piruety pań i hołubce panów, w przerwach między tańcami przygrywali i śpiewali muzycy , wykorzystując różne znane i mniej znane instrumenty.


Na koniec był oczywiście taniec Greka Zorby, wisienka na torcie!


Trzecia impreza to kubański karnawał. Troje artystów zapewniło rozrywkę w iście brawurowym stylu. Ciągła zmiana rytmów, strojów , fryzur, nie wiem, jak udawało im się dokonywać metamorfozy w takim tempie.



Spotkanie prowadziła pani z energią wulkanu, niemłoda i rubensowskich kształtów, ale wigorem i radością mogłaby obdzielić armię wychudzonych modelek. Podczas wykonywania piosenek dorównała kroku tancerzom, spokojniejsza była podczas solowych wykonań pieśni.



Kreacje artystów były zachwycająco kiczowate, pełne błyskotek, piór, metalicznych trykotów, ale pasowały do klimatu.
Bawili się wszyscy na widowni, niezależnie od wieku.

Uwaga na koniec - jak myślicie, na którym występie było najwięcej widzów?
Powiem tylko, że wstyd mi było za tych, którzy wychodzili w czasie występu zespołu greckiego, bo korzystając z gościnności innego kraju, warto poznać jego kulturę... 

niedziela, 8 sierpnia 2021

Kalimera :-)

 Takim pozdrowieniem witaliśmy się codziennie z mieszkańcami Krety. Uśmiechy towarzyszyły nam od rana do wieczora, często pytano o samopoczucie, wrażenia, smaki.

Życzliwość nic nie kosztuje, a tak wiele znaczy i wyzwala wzajemność.

Mieszkaliśmy w miejscowości Agia Pelagia. Położenie wprost bajeczne, gdziekolwiek człowiek zwrócił wzrok, widział same piękne widoki, z tarasu, pokoju hotelowego, znad basenu, na spacerze, na plaży.








Równie atrakcyjne są widoki wieczorne i nocne, zresztą pora w godzinach 19- 22  to najlepszy czas na spacery , wtedy temperatura spadała niewiele, ale słońce nie parzy skóry!




Nasz hotel oferował 3 duże baseny, przy każdym bar , gdzie można było zamówić lody, drinki na bazie raki i ouzo lub bezalkoholowe, kanapki, pizzerinki, ciasto, herbatniki, piwa lokalne.
Za opłatą smakosze mogli delektować się bardziej wymyślnymi trunkami, próbowaliśmy mojito i drinka na bazie  amaretto, obie wersje autorskie przesympatycznego barmana , w życiu nie piłam nic bardziej pysznego!

Codziennie ścielono nam łóżka i wymieniano ręczniki, a panie z obsługi zostawiały różne kompozycje z małych ręczników i kwiatków.

Mieliśmy szczęście do współmieszkańców hotelu, nie było żadnych ekscesów, hałasów, wszelkie biesiady przy piwie na tarasach kończyły się ok. 23, a młodzież "rozrywała" się w miejscowych tawernach lub w czasie nocnych przejażdżek quadami.
Dzieci zmęczone upałem i baraszkowaniem w basenach lub na plażach zasypiały nieraz w czasie kolacji ;-) 

Oferta all inclusive była mało wykorzystana przez najmłodszych podróżników. Ci bowiem nakładali  na talerze głównie suchy makaron i frytki, by za chwilę zjeść lody lub kawał tortu.
Łatwo można było rozpoznać Francuzów, którzy do każdego posiłku raczyli się lokalnym winem.

Były też w ofercie hotelowej rozrywki, ale o tym następnym razem...