Strony

piątek, 30 listopada 2018

To tu, to tam...

Codzienne obserwacje obfitują czasem w ciekawe scenki.
Samo życie można powiedzieć.

Z reguły każda z tych scenek przynosi późniejsze refleksje, z którymi idę do pracy lub wracam do domu.
Taka filozofia życia codziennego

Nawet obserwacje przyrodnicze takim rozważaniom mogą służyć, uświadamiają nam wszak, że wszystko jest ulotne, a my wobec natury mali jako te mrówki...
****
Idąc do pracy utartym szlakiem widuję panie z jakiejś firmy, sprzątające klatki schodowe.
Wyposażone w sprzęt specjalistyczny i kanistry z wodą. Zawsze zastanawiam się, skąd tę wodę czerpią, ale najgorsze jest to, że brudna woda z wiader po umyciu schodów wylewana jest na trawniki, a przecież tuż obok studzienki ściekowe.
Obawiam się, że trawa pod wpływem tych wszystkich środków do szorowania, mycia, pucowania nie odrodzi się na wiosnę...

****
Szukałam kiedyś czegoś w TESCO, krążyłam z koszykiem między regałami, mijając co jakiś czas ochroniarza.
Nagle słyszę za plecami monolog:
- Mamy tu klientkę, krąży długo po sklepie z towarem w koszyku, coś tam z nim robi, a przy stoisku domaga się obniżenia ceny, na razie obserwujemy, ale zwróć też uwagę w kamerze, nie chcę za blisko podchodzić.
Poczułam się średnio i gdybym miała coś w koszyku, to pomyślałabym, że to o mnie.
Uważam, że ani ochroniarze, ani ekspedienci nie powinny mówić o jednym kliencie w obecności drugiego.

****
Kupowałam na poczcie koperty, przede mną mocno starsza pani płaciła za jeden znaczek, zdziwiona, że tak drogo.
- Wie pani, ja już tylko wymieniam kartki na święta z moją kuzynką, żeby tradycję zachować, a wszyscy to tylko sms-y albo życzenia przez telefon. My wolimy z kuzynką kartki.
- Ma pani rację, tak miło znaleźć w skrzynce życzenia od bliskich.
Na poczcie jest także stanowisko ubezpieczeń i bank pocztowy. Pani z okienka pyta staruszkę czy ubezpieczyła mieszkanie i szybko recytuje, co i za ile można ubezpieczyć.
- Kochana, ja bym wszystko ubezpieczyła, ale za co? Mnie na leki ledwo starczy...

****
Codziennie czynię obserwacje balkonowe. Zawiesiłam kulę z ziarnami ptaszkom na balkonie, miała być dla sikorek głównie, a tu boje prawdziwe między wróblami, jeden drugiego w ogon dziobie, a sikorki kulturalnie na swoją kolej czekają...

****
Na koniec obserwacje jesiennego nieba, nie miałam przy sobie aparatu, więc zdjęcia zrobione telefonem...


środa, 28 listopada 2018

Też tak macie?

Nie wiem jak to nazwać - pechem, zbiegiem okoliczności, fatum... w każdym razie zdarzają mi się sytuacje co najmniej dziwne.
Mój mąż twierdzi, że mi się zdaje lub to przypadek, ale sama nie wiem.

Gdy robię zakupy w sklepie i zmierzam do kasy, wydaje mi się, że moja kolejka posuwa się najwolniej, a mogłam wybrać inną.

Siedzę w przychodni w kolejce do lekarza, a gdy przychodzi moja kolej lekarka wyjeżdża na wizytę domową. Zdarzyło mi się to nawet kiedy miałam grypę jelitową i specjalnie wybrałam miejsce blisko toalety.

Cały wieczór na przykład czytam sobie książkę, a w momencie gdy wchodzę do wanny akurat dzwoni telefon. Niby nic, mogę oddzwonić, ale sami rozumiecie...

Oczywiście najczęściej na mnie trafia, gdy w toalecie kończy się papier toaletowy, na szczęście nie muszę chodzić po nowy daleko, mam pod ręką.

Ilekroć gotowałam dla dziecka mleko i czekałam by nie wykipiało, wystarczyło, że spojrzałam w okno, a mleko oczywiście wyłaziło z garnka i piec był cały do mycia, podobnie jest z naleśnikami, czekam by się zrumieniły, chwila nieuwagi i klops...

W pracy mogę siedzieć czasami godzinę na stanowisku i nikt nie przychodzi, a gdy tylko wyjdę do toalety lub innego pomieszczenia, po powrocie widzę kolejkę pod drzwiami biblioteki. Normalka...

Podobnie
bywa w trakcie zakupów odzieżowych. Lubię obniżki cen, bo wychodzę z założenia, że drogo kupić to nie sztuka. Gdy spodoba mi się bluzka, buty czy spodnie to akurat nie ma mojego rozmiaru, wszystkie inne są... akurat sprzedaliśmy - to słyszę najczęściej.

Jeśli pójdę na spacer w towarzystwie kilku osób, to tylko na mnie narobi ptak, na bank.

Jeśli spotykają Was podobne niespodzianki, dajcie znać, będzie mi raźniej...

poniedziałek, 26 listopada 2018

Na życzenie - moja wersja

Obiecałam ujawnić swoje skojarzenia, ale podobnie jak we wspomnianym wcześniej projekcie posłużę się ilustracjami.

Dziękuję wszystkim za udział w zabawie i za inne komentarze także:-)

1. Zawsze czarno-białe


2. Gorzki...


3. Coś dziwnego


4. Sytuacja patowa...


5. W kropki lub plamki


6. Na ustach


7. Lepiej nie wiedzieć...


8. W kopercie


9. Nigdy zbyt wiele


10. Niezawodny i niezastąpiony


(grafika - Pixabay.com)

piątek, 23 listopada 2018

Wreszcie piątek...

...koniec tygodnia i początek :-)

Aby oderwać się od tematów politycznych, od smutków własnych, lokalnych zdarzeń i problemów światowych proponuję moim czytelnikom zabawę w skojarzenia.

Nie jest pracochłonna, nie wymaga wiele myślenia, a być może przyniesie nam wspólnie trochę weekendowej radości.

Skojarzenie to według słownika języka polskiego połączenie ze sobą wrażeń, wyobrażeń i innych zjawisk psychicznych w taki sposób, że pojawienie się w świadomości jednych z nich powoduje uświadomienie sobie innych czyli mówiąc ludzkim językiem - szybkie przywołanie z pamięci znaczeń, wrażeń, uczuć, które kojarzą się z podanym słowem lub zdaniem.

Jeśli lubicie takie zabawy to zapraszam:

1. zawsze czarno-białe...

2. gorzki (nie tylko smak)

3. coś dziwnego...

4. sytuacja patowa...

5. w kropki lub plamki...

6. na ustach...

7. lepiej nie wiedzieć...

8. w kopercie...

9. nigdy zbyt wiele...

10. niezawodny i niezastąpiony...

Z góry dziękuję za Wasze odpowiedzi, ale jeśli ktoś nie lubi takich zabaw i nie weźmie udziału nie przestanę go lubić ;-)

Pomysł zaczerpnęłam z jakiegoś projektu dla młodzieży, który polegał na robieniu zdjęć wybranych obiektów na podstawie skojarzeń do podanych poleceń. Efekt był świetny!
Nie sądzicie, że to dobry pomysł na blog?

wtorek, 20 listopada 2018

Kumulacja zdarzeń...

Opowieść koleżanki zmroziła mnie kompletnie, tym bardziej, ze sytuacja może zdarzyć się każdemu, tak niewiele dzieli nas od tragedii.
Mama znajomej, 81-letnia pani wstając rano z łózka poczuła pod stopami wodę.
Spojrzała na sufit - kompletnie zalany, nawet po ścianie spływała strużka wody.
Założyła więc szlafrok i ruszyła po schodach na górę do sąsiada.
Nie doszła jednak, bo na mokrych schodach wywróciła się i upadła tak pechowo, że nie mogła się podnieść.

Na szczęście sąsiedzi już nie spali i poratowali starszą panią w kłopocie.
Koleżanka zwolniła się z pracy, by towarzyszyć mamie w szpitalu. Spędziły tam czas w poczekalni od 9 do 14, zanim zostały przyjęte przez lekarza.
Okazało się po badaniach, że mama znajomej ma ogólne potłuczenia, krwiak w oczodole, pękniętą kość oczodołu z przemieszczeniem fragmentów kości do zatoki nosowej i w dodatku złamaną szczękę.
Już od pisania tego mam ciarki na plecach!

Z plikiem dokumentów wypisano staruszkę do domu - jak dla mnie to dziwne bardzo - kierując jednocześnie do szpitala w Bydgoszczy na oddział chirurgii szczękowej.
Brat koleżanki następnego dnia zawiózł mamę do Bydgoszczy, gdzie w recepcji szpitala usłyszał, że powinni udać się do Torunia.
Zdenerwował sie bardzo, a niemłody już i serce słabe.
Po zapewnieniach, że siostra umawiała mamę z lekarzem i na pewno to nie pomyłka, łaskawie pani z recepcji skontaktowała się z panem chirurgiem telefonicznie.
Strach pomyśleć, co byłoby, gdyby trafiło na samotną starszą panią, której nie miałby kto zawieźć do innego miasta i tam jej towarzyszyć...

Ostatnio wokół mnie kumulacja zdarzeń ze schodami lub wodą w roli głównej, więc uważajcie, proszę na siebie!

niedziela, 18 listopada 2018

Dojrzewanie...


Dojrzewanie…

Wyleczyłam się
Z idealnych rozwiązań
Wyleczyłam
Z powszechnej akceptacji
Wyleczyłam
Z nadążania za modą.
Polubiłam
PÓŹNIEJ i MOGĘ.
Nie robię sobie
Złudnych nadziei
Nie zazdroszczę –
Podziwiam raczej.
Tylko jeszcze
Próbuję znaleźć
Równowagę między
Oczekiwaniem a spełnieniem…

Człowiek dojrzewa całe życie, od chwili narodzin aż do śmierci. Zmienia się, nabiera doświadczenia, przeżywa rozczarowania, uczy się relacji z innymi, cierpi w samotności.
Spotykamy na swej drodze różnych ludzi, uczymy się asertywności lub dajemy się wykorzystywać, ale każda taka lekcja, każda sytuacja jest po coś.

Sami musimy wybrać czy będziemy dobrzy dla siebie, czy zawsze już będziemy żyć pod czyjeś dyktando.

Niektórzy szukają swej drogi, inni dawno już znaleźli spokój duchowy, dla wielu trwa to całe życie...



czwartek, 15 listopada 2018

Pani śmiało pogłaszcze...

Idę kiedyś do pracy, a przede mną starsza pani w bardzo długim, zbyt dużym płaszczu, a obok niej wolno idzie pies. Posiwiały, zmęczony życiem.
Gdy mijam oboje pani uśmiecha się , a pies nosem tracą moją nogę.
- No przepuść panią, nie rozpychaj sie tak- woła do psa kobieta.
- Ależ stareńki piesek - mówię - ale pyszczek ma wesoły jeszcze!
- Pani pogłaszcze, śmiało!

Schylam się, by pogłaskać posiwiałą mordkę, ale gdy cofam rękę, pies domaga się więcej pieszczot. Robię to więc ponownie i znowu...
- Niezły pieszczoch z pani pieska!
- To suczka, wzięłam ją ze schroniska. Jesteśmy ze sobą już kilka lat, a ona uratowała mi życie.
- Jak to, niech pani opowie.
- A nie spóźnisz się kochana, ty pewnie do pracy?
- Mam jeszcze czas, posłucham chętnie.
- Straciłam kiedyś radość życia, sama jestem, czasami tylko pogadałam z sąsiadką, nie wychodziłam z domu. Lekarka powiedziała, że to depresja i jeśli czego nie zmienię, to mogę nawet umrzeć. Sąsiadka namówiła mnie na psa. Pojechałyśmy kiedyś do schroniska i ta psina sama mnie wybrała.
- Śliczny piesek, ślepia ma wesołe i choć stareńki już, to pieszczoch straszny...
- Ona wszystkich tak zaczepia i domaga się głaskania, ale nie wszyscy to rozumieją, niektórzy się krzywią, a ona nic złego nie robi...
- Jak można obrażać się na takiego pieszczocha?
- O, ludzie są różni...
- A co pani zrobi gdy sunia odejdzie?
- To i na mnie przyjdzie czas!
- Nie weźmie pani następnego?
- Już nie, ja i tak ledwo chodzę, pójdę za nią...jestem jej wdzięczna za tych parę dodatkowych lat życia...

I jak tu obrażać się na listopad, gdy wokół tacy ludzie i takie historie?


poniedziałek, 12 listopada 2018

Na imieninach ulicy....

Zastanawialiśmy się jak spędzić stulecie Niepodległej niebanalnie, by nie siedzieć w domu i nie emocjonować się doniesieniami ze stolicy, czy były race czy nie, kto kogo pobił i dlaczego, kto komu nie podał ręki...
Poranny telefon od bratowej i już wsiadamy do auta, a w bagażniku kosz piknikowy i aparat fotograficzny, przy nas dobre humory i oczekiwanie nowych wrażeń.

Wyruszyliśmy do Poznania na imieniny ulicy Święty Marcin.
Po drodze wstąpiliśmy do mojego syna na pyszne rogale Świętomarcińskie i po zreperowaniu sił starsi członkowie rodzinki na rynek, a młodzi na spotkanie ze znajomymi.
Nie zdążyliśmy na przemarsz orszaku św.Marcina, ale spotykaliśmy po drodze uczestników Biegu dla Niepodległej (ponad 23 tysiące biegaczy!!!).
Nie przewidzieliśmy, że tego dnia trudno będzie przejechać, że o miejscu do parkowania nie wspomnę.
W centrum Poznania działy się różne ciekawe rzeczy, wszak i rocznica Odzyskania Niepodległości i Imieniny ulicy św. Marcin.

Pogoda wiosenna, uśmiechy na twarzach, balony, kotyliony, niemal każdy jadł rogale, całe rodziny spacerowały, robiły zdjęcia, kolejki do stoisk ze smakołykami.
Tłumy niezliczone, ale nikt nikogo nie popychał, nie zauważyłam złych spojrzeń, zniecierpliwienia czy pospiechu...
Spotkaliśmy prezydenta Poznania na spacerze przez miasto z Bronisławem Komorowskim.
Przewędrowaliśmy centrum miasta wzdłuż i wszerz, zachwyceni atmosferą święta, posłuchaliśmy koncertów, obejrzeliśmy rekonstrukcje wydarzeń na placu Adama Mickiewicza, podziwialiśmy elementy patriotycznych dekoracji i stroje z epoki.
Tylu balonów, flag i uśmiechniętych twarzy w różnych kolorach skóry nie widziałam na raz nigdy. Do tego rozmowy w wielu językach świata.

Podsłuchałam też jedna rozmowę w kolejce po rogale:
- Ciekawe czy Ania jadła już rogale Świętomarcińskie?
- Chyba jeszcze nie, bo gdyby jadła, to zdjęcie byłoby już na Instagramie...



Najbardziej podobało mi się to, że obok podniosłych, patriotycznych elementów święta panowała wokół serdeczna, rodzinna wręcz atmosfera, jak na niedzielnym spacerze w parku, prawdziwe święto, dla wszystkich.
Ludzie spędzali czas na powietrzu, jedząc na ulicy, bo miejsc w lokalach zabrakło, a żal było wracać do domu, niektórzy nosili tradycyjne rogale kartonami, nie wiem czy donieśli je do domu, bo ciągle podjadali, ot, takie słodkie święto...


Z zainteresowaniem podziwialiśmy wystawę wozów bojowych z różnych okresów działań wojennych, a rekonstrukcja wydarzeń poznańskich, gdy przemawiał Ignacy Paderewski u niejednej osoby wywołała łzy wzruszenia, bez względu na wiek.

Głód wyciągnął nas z rynku poznańskiego w poszukiwaniu obiadu, a był już wieczór. Żal było wracać, bo atrakcje świąteczne zapowiadano do późnych godzin wieczornych, ale do domu jeszcze długa droga...

A w domu ... czekała na nas niespodzianka - sąsiadka przyszła z rogalami upieczonymi własnoręcznie i życzyła nam miłego świętowania.

Na koniec polecam piękny wpis świąteczny na blogu Alex, warto zajrzeć i poznać spojrzenie młodej osoby na patriotyzm...


piątek, 9 listopada 2018

Święty spokój...

Czytamy lub słyszymy o wielkich karierach lub po prostu drodze zawodowej okupionej wielkim stresem i utratą zdrowia. Ale czy na początku liczyliśmy się z konsekwencjami naszego wyboru?
Przecież wcale nie musiało być tak źle, przecież tylu ludzi robi kariery, dobrze im się powodzi, mają udane życie prywatne...

Zdarza się
także, że na naszej drodze stają niewłaściwi ludzie i sytuacje, na które mamy niewielki wpływ. Może to pech, a może my nie radzimy sobie z otaczającym nas światem?

Alicja lubiła swoja pracę, awansowała szybko, miała fajnego męża i udanego syna, idealne życie, można powiedzieć.
Firma, w której pracowała rozwijała się szybko, klientów przybywało, ale przybywało także obowiązków i wyzwań. Alicja lubiła wyzwania, otrzymała kierownicze stanowisko, kierowała kilkunastoma osobami.

Z czasem
musiała sprostać tzw.naciskom z góry, rozmowom z klientami, kooperantami, kontroli jakości, a normy bywały coraz bardziej wyśrubowane.
Nawet nie zauważyła, że sypie się jej związek, że syn ma kłopoty w szkole, a ona sama problemy ze snem.
Gdy mąż zdecydował się na rozwód, poczuła się oszukana i zdradzona, wszak miał ją wspierać we wszystkim.
Pewnego dnia bliska koleżanka i zarazem podwładna poprosiła o chwilę rozmowy, z której Alicja zapamiętała jedno zdanie - uważaj, bo od szefowej zołzy do zwyczajnej świni już niewiele ci brakuje, a na górze i tak Cię nie docenią...

Rozwód i nagła śmierć ukochanego ojca spowodowały, że Alicja zachorowała na depresję, musiała zrezygnować z pracy, ale jakoś w firmie nikt za nią nie tęsknił, nie dzwonił.

Leczyła się długo, chyba tylko dziecko i przyjaciółka trzymały ją przy życiu...
Gdy była już gotowa wyjść do ludzi zaczęła szukać pracy, jej CV zainteresowało niejednego pracodawcę, ale Alicja nie chciała już do wielkiej firmy i nie pragnęła powtórki poprzedniego scenariusza,

Traf chciał, że poznała swojego kolejnego męża, wyszła za mąż, urodziła dziecko, któremu postanowiła poświecić 3 lata w domu. Podobała jej się rola inna, niż dotychczasowe.

Gdy drugie dziecko poszło do szkoły Alicja zatęskniła za aktywnością i znów wysłała podania o pracę.
Zatrudniono ją na próbę jako sprzątaczkę, mąż się dziwił, nowy szef także, bo jak to, kobieta z takim doświadczeniem i predyspozycjami sprzątaczką?

Ale Alicja jest zadowolona, żadnych stresów, praca konkretna, współpracownicy niekonfliktowi, może godziny pracy nie są marzeniem , ale coś za coś...
Pełna energii przychodzi do pracy, tu i tam już wdrożyła pewne pomysły, wszyscy są zadowoleni, a ona najbardziej.


wtorek, 6 listopada 2018

Wulkan z piany...

Wizyty Krzysia zawsze wnoszą powiew świeżości.
Z każdą Jego wizytą dowiaduję się więcej o życiu.

Tym razem wpadł z wiadomością:
- A, dzień dobry!
- Witaj, Krzysiu, co słychać?
- Mam wiadomość wesołą i smutną...
- No słucham uważnie!
- Wesoła to taka, że dostałem 5+ z angielskiego, a smutna, że dostałem 3+ z matmy
- 3+ to taka zła ocena?
- No pewnie, w październiku zaplanowałem same piątki!
- To co poszło nie tak? nie lubisz matematyki?
- Pani powiedziała, że jestem za szybki, nie czytam poleceń do końca...a matmę lubię
- Ja za matematyką nie przepadałam, podobnie za chemią, wolałam historię i język polski
- O nie, tylko nie polski, a najgorsze są lektury! wolę doświadczenia i eksperymenty, chciałbym zrobić wulkan z piany!
- Mamy kilka książek o eksperymentach dla dzieci, możesz zrobić kilka w domu
- O, już widzę jak się mama ucieszy!
- Jeśli ładnie poprosisz, to może się zgodzi, a wujek pomoże. A jak tam twój nowy pokój? podoba ci się?
- Może być, ale mojemu psu chyba dywan się nie podoba, bo od razu na niego nasikał!
- Może musiał oznaczyć teren?
- A co to znaczy?
- Zwierzęta tak robią, by pokazać obcym, że to ich teren i one tutaj rządzą.
- Ale w moim pokoju rządzę ja, chociaż nie wiem czy nie mama...
- Widocznie twój pies jest innego zdania

Zadzwonił dzwonek na lekcję.
- To do widzenia, lecę poprawić tróję z matmy, taki mam plan do końca października...
- Powodzenia!

sobota, 3 listopada 2018

Miesiąc niespodzianek

Choroba też bywa niespodzianką, ale pomijając chorobę i jej leczenie październik okazał się dla mnie miesiącem niespodzianek.
Wszystkie niespodzianki przybyły do mnie pocztą.
Każda przesyłka inaczej.
Koperta była po prostu w skrzynce, jedną paczkę odebrałam od sąsiadki, drugą na poczcie, bo wymagane było potwierdzenie odbioru.
W ogóle zauważyłam, że poczta rządzi się swoimi prawami i zupełnie inaczej idą przesyłki np. z Kujaw na Śląsk, a inaczej ze Śląska do Warszawy...
Czasami krócej idzie list ze Szwajcarii do Inowrocławia, niż kartka na terenie Polski.

Najpierw okazało się, że wygrałam książkę w konkursie, do udziału w którym namówił mnie znajomy bloger.
Konkurs z cyklu WSPOMNIEŃ CZAR dotyczył szkolnego zdarzenia z czasów szkolnych uczestnika. Opisałam sytuację z liceum i wspomnienie to zostało nagrodzone książką.
Do lektury dorwał się najpierw mój mąż, bo jest to książka o polskich himalaistach, a jej autor był jednym z pierwszych Polaków, którzy po wojnie wyprawili się w Himalaje.
Jeśli macie ochotę zajrzeć na stronę dla seniorów, lub chcecie polecić znajomym, to polecam:
Teraz trwa konkurs na wspomnienia o naszych towarzyszach życia - zwierzętach, może ktoś się skusi?

Druga niespodzianka to paczka od Gabrysi Kotas z Mysłowic, która przysłała mi suszone grzyby, torbę orzechów, trzy swoje książeczki dla mojej szkolnej biblioteki, a co najważniejsze szydełkowe aniołki, które trafią na choinkę. Zapomniałabym o czekoladkach, które żal było jeść, tak ładnie je zapakowano, ale gdy namówiłam męża do spróbowania, to zniknęły w sekundę...

I wreszcie, trzecia niespodzianka to list od Ani z bloga Ekstrakt życia.
Pochwaliła się kiedyś, że nie tylko pisze, ale i rysuje, a ja przymówiłam sie o próbkę jej talentu.
Ania była tak miła, że specjalnie dla mnie wykonała rysunek w ołówku, który Wam pokazuję, a który czeka na odpowiednia ramkę.

W środku były także dwie urocze sowy i kilka słów napisanych odręcznie. Jak miło dostawać takie przesyłki.

Życzę wszystkim podobnie miłych niespodzianek w listopadzie :-)